Bardzo wciągający i świetnie zagrany serial, który porusza wiele problemów z różnych stron. Sceny katastrofy są wyjątkowo realistyczne – wywołują ciarki i zostają w głowie na długo. To nie tylko dramat morski, ale opowieść o systemie, który sam tworzy tragedie.
Najbardziej cenię w „Heweliuszu” to, że nie daje prostych odpowiedzi. Każdy ma tu swoje racje, a winy i odpowiedzialność rozmywają się w chaosie. Pokazano Polskę lat 90. z całym bagażem śmieci po PRL-u – bylejakość, taniochę, lekceważenie procedur, które działały „dopóki nie stanie się coś złego”.
To taki nasz polski „Czarnobyl” – mocny, niejednoznaczny, głęboko poruszający. Krótko mówiąc: serial, który nie daje spokoju po seansie.
Przecież daje proste odpowiedzi: szlachetny kapitan, który to nawet o niesymetrycznym balastowaniu nie wiedział (choć w rzeczywistości nie tylko wiedział, ale kazał kontynuować), rażące zaniedbania armatora i spisek w celu jego obrony oraz wina oficera, który z tego powodu popełnia samobójstwo. Oczywiście sposód tych odpowiedzi tylko kwestia armatora ma poparcie w faktach.
Witaj. Moim zdaniem to nie są proste odpowiedzi ale tylko próby wyjaśnienia przez twórców i ich artystyczna interpretacja. Nie kryją tego w wywiadach. Owszem ostatni odcinek pokazuje sceny na mostku ale nie wszystko da się zweryfikować. Poszczególne elementy są tylko oparte na realnych raportach i analizach, np. postać grana przez Konrada Eleryka jest całkowicie fikcyjna. Pozdrawiam serdecznie.
Nie mieszaj faktów z fabułą, bo tak to niczego nie dojdziemy. Chwyciłem wątek, czy serial "Heweliusz" (2025) daje proste odpowiedzi, nie czy proste odpowiedzi dają realne raporty i analizy.
Ale zabójstwo Bintera trochę za mocno inscenizowane, jak z serialu Pakt. Serio nie mogli go załatwić w bramie?
Dlaczego zabójstwo? Wypadek, zagapił się i władował w ciężarówkę. Scenariusz potrzebował żeby umarł to zginął, głupio ale w tym odcinku i tak jest sporo głupot.
Kierowca ciężarówki nie mógł przegapić, że w niego walnął, a jednak odjechał sobie jak gdyby nigdy nic, moim zdaniem to mocno sugeruje, że to wcale nie był wypadek.
Musiałby założyć że kapitan pozwoli na czołowe zderzenie a nie ucieknie do rowu. Oczywiście jak to w filmach po zderzeniu samochód wybucha.
I skąd wiedział że akurat tą drogą jedzie w tym czasie i będą na niej sami. Zamach robi się aby był skuteczny a nie że go może zaprzepaścić inny kierowca będący w pobliżu.
I dzisiaj nie brakuje sprawców wypadków którzy uciekają, wystarczy że kierowca był pod wpływem albo nie miał ważnego prawka.
Po prostu scenarzysta chciał nadać bardziej spiskowy charakter tej scenie.