Na wstępie zaznaczę, że nie jest to fatalny serial ale od razu radzę podejść do niego, jak do kina sensacyjno-rozrywkowego. Nie jest to również rzetelna recenzja a raczej ogólne wrażenia. Serial ma dobry punkt wyjściowy, gorsze momenty szybko przykrywane są lepszymi i całość ogląda się dość "płynnie". Skupię się jednak na minusach, czyli filmwebowym czepialstwie.
Podstawowym zarzutem, jaki mogę czynić Homeland, jest to, że zbudowany jest na trudnych do polubienia bohaterach. Nick Brody to jaszczurowata, małomówna enigma, której ciężko kibicować, szczególnie przez pierwszy sezon. Podobnie rzecz ma się z rzeczywistą bohaterką serialu – irracjonalną Carrie. Jej nieprzewidywalne zachowania, nerwice i wiecznie umęczona twarz nie zmieniają się przez te trzy sezony ani o jotę – ta kobita po prostu irytuje. Postacie drugoplanowe nie są lepsze i razi od nich sztampą: dupkowaty czarny szef CIA, czepiający się o wszystko oraz oślizgły senator, podporządkowujący każdy ruch jedynie stołkowi prezydenckiemu. Bardzo polubiłem za to postać Saula, zmęczonego życiem, niedźwiedziowatego brodacza o ujmującym uśmiechu, za którym kryje się niestety wyjątkowo cyniczna kalkulacja. Dobrze oglądało się komediowy duet, współpracujących z Carrie, fachowców od podsłuchów, pokazujących codzienność takiej roboty. No i przyznać muszę, że Pani Brody miała wyjątkowo zgrabne ciałko, zepchnięte na boczny tor przez nudne jak flaki z olejem dylematy żony.
Niezgrabnie wypada "wątek rodzinny" a, co gorsza, poświęca się mu sporo czasu ekranowego. Relacje małżeństwa Brodych są drętwe i pozbawione emocji, choć i tak do drętwoty Julie Benz z serialu "Dexter" im daleko ("Dexter, pamiętaj że jesteśmy drużyną"). No i są jeszcze dzieci. Syn - wiem o nim tyle, że jest przeźroczysty i gra na Xboxie, a wszystko co do niego mówią, spotyka się z bezrozumnym wyrazem twarzy szczeniaczka po lobotomii. Córka - nie pokonała co prawda dziewczyny z pierwszego sezonu "American Horror Story" na najbardziej niechciane dziecko w historii telewizji, ale oglądając ją chowałem twarz w dłoniach. Jest nieautentyczna, odpychająca i nudna, a jej wątek "psychiatryczny", jak wiele innych, został wciśnięty kolanem do fabuły, tuż obok tekstów "nic nie rozumiesz mamo, nie znasz go". Zabawne, jak źle wypada to wszystko, przyrównane do święcącego triumfy "Breaking Bad", gdzie mamy do czynienia z podobną sytuacją i identycznym rozbiciem rodziny. Heisenberg!
Właściwie większość akcji w serialu opiera się na bardzo podobnym schemacie. Najpierw agenci dostają cynk, potem długo rozpracowują danego człowieka, następnie szykują zasadzkę... coś idzie nie tak i na scenę musi wkroczyć niepokorna Carrie, która łamie wszelkie reguły gry, naraża współpracowników, ignoruje rozkazy ale jakimś cudem jej się udaje więc wszyscy klaszczą i tańczą makarenę. Brawo Carrie, masz tu ciasteczko z litem. Za którymś razem po prostu nudzi. Bardzo podobnie wygląda szpiegowska działalność Brody'ego - wszystko udaje mu się "w ostatniej chwili", "o mały włos". Po 36 godzinach spędzonych w świecie szpiegów stwierdzić muszę, że wszystko to było tylko ciągiem filmowych nieprawdopodobieństw, przykrytych zgrabnie otoczką szpiegowskiej magii i powagi.
Nie mogę powiedzieć, żeby serial miał same wady. Ogląda się go dobrze, potrafi trzymać w napięciu; cieszy poznawanie całej tej sieci intryg i zakulisowych gierek. Na serialowej szachownicy co i rusz padają kolejne pionki a figury zmieniają kolory. Zmiana scenerii w trzecim sezonie również idzie na plus, a jego zakończenie stanowi... no, naprawdę dobre zakończenie serii, które autentycznie mnie poruszyło. Szkoda tylko, że nie jest też zakończeniem całego serialu. Ponieważ bardzo lubię kulinarne porównania, to napiszę, że Homeland to taki swojski kotlecik z baru mlecznego – smak całkiem ok, składniki dobrze znane a zaskoczyć może nas tylko pancerzyk karalucha w panierce. Jak na razie 6/10.
Nie sposób się nie zgodzić.
Nie mam zdania co do ostatniego akapitu twojej recenzji, bo dotarłam ("domęczyłam" powinnam raczej napisać) do drugiego odcinka drugiego sezonu i nie wiem czy dam radę zmęczyć kolejne. Obejrzę jeszcze parę odcinków tylko po to, żeby mieć pewność co do tego, co irytuje mnie bardziej - cierpienie w trybie constans na twarzy agentki Carrie czy sapanie (też prawie ciągłe) Carrie i Brody'ego.
Niestety fabuła sensacyjna nie niweluje rażących niedociągnięć w grze aktorskiej i budowaniu postaci serialu