Nie rozumiem zachowania Carrie w momencie kiedy wydała rozkaz wystrzelenia rakiet po tym jak
Aayana zastrzelił jego wujek i tez zobaczyła że jest tam Soul. Zanim go zastrzelił tak czy siak jej
plan był zmiecienia tam wszystkich w pył łacznie z Aayanem, po tym jak jego wuj mu strzelił w łeb
ona nagle wpada w szał i karze zabić wszystkich nie zważając nawet na Saula. Nie rozumiem co ja
tak wkurzyło że to nie ona zabiła Aayana? czy jej samolubność i to że ją ktoś przechytrzył...?
Przecież tak czy siak szedł na straty więc co za różnica czy wuj go zabił czy ona by ich zabiła ..
trochę dla mnie to było z lekka tępawe.. co myślicie? ps dopiero skończyłem ogladać 6ty..
Ona chciała zrzucić tą bombę zanim pojawił się Saul. A wydarła się chyba temu że pojawienie się Saula skomplikowało sprawę, niemniej jak dla mnie w dalszym ciągu miało to sens.
Bardziej wkurzające jest jej zachowanie chwile potem w swoim biurze jak zrzuca rzeczy z biurka, taka głupia typowa scena.