jeśli nic się nie wydarzy to będę zawiedziony
spoiler
Czy ktoś sympatyzował z rudzielcem? W mojej ocenie ta rola nie została najlepiej zagrana, dramat tego człowieka powinien być lepiej przedstawiony, ten gość powinien być szargany wątpliwościami, być bardziej przekonujący, tak żeby widzowie spróbowali choć trochę zrozumieć jego sytuację, tymczasem dla mnie on wywołuje jedynie negatywne emocje, a może zwyczajnie nie dostrzegłem tych elementów. Dlatego sympatyzowałem z Carrie, której rola została świetnie zagrana, tu chyba nie ma wątpliwości i dlatego uważam, że zasłużyła na to, żeby chociażby tylko ona zwyczajnie wiedziała jaka jest prawda. Skoro ma być następny sezon to oczywistym było, że Brody nie wysadzi się w powietrze, ani prawda nie wyjdzie na jaw, ale gdyby ona miała świadomość tego, że instynkt na samym początku jej nie zawiódł to w świetle tego ile wycierpiała byłoby to po prostu sprawiedliwe. Ale nikt nie obiecywał happy endów. Zapewne kiedyś go zobaczymy, może już w drugim sezonie, który po tym co zobaczyliśmy na końcu, z prawdopodobną utrata pamięci zapowiada się trochę mniej ciekawie. Obym się mylił.
Co do sympatyzowania z rudzielcem to w pierwszych odcinkach a i owszem. Tym bardziej, że Carrie była w tym czasie trochę denerwująca, aż chciało się powiedzieć, no daj już spokój, masz niezdrową obsesję. Sprawa zaczęła się zmieniać, gdy Carrie ukazała swoją słabszą stronę, a Brody coraz bardziej zdawał się być terrorystą. W efekcie chyba nie ma osoby, która w ostatnim odcinku nie klęłaby na Brody'ego i nie użalała się nad biedną Carrie.
Muszę zmartwić, nie klęłam na Brody'ego w ostatnim odcinku. Carrie i jej obsesja z każdą godziną oglądania coraz bardziej mnie raziła. A Brody po prostu chciał pomścić, wywiązać się z umowy. Proste, zrozumiałe i klarowne. Ot, ładna Amerykanka znów ocaliła centrum wszechświata, tak uciskane i zterroryzowane przez bogu ducha winnych śniadych bojowników w turbanach. Zawiodłam się, liczyłam na jakiegoś dwustronnego agenta wśród tych z CIA.