Po raz pierwszy oglądając coś w TV mało się nie popłakałem, dwie sceny, Matka w szpitalu i druga,
siwy stary Ted stojący pod oknem z niebieskim puzonem w ręku, czy może być coś bardziej
romantycznego niż miłość która przetrwała wszystko?
Moja recenzja;
http://dgeneracja.blog.pl/jak-poznalem-wasza-matke-final-9-sezonu/
Nie jestem zadowolona z zakończenia ani z tego całego sezonu.
Fajnie, że RiT byli na końcu razem, ale gdy zaczynałam oglądać ten serial lata temu, to płakałam ze śmiechu, a jeśli zdarzało mi się płakać w ostatnim sezonie, to dlatego, że było smutno, dołująco.
To trochę tak, jakby serial komediowy zamienić w dramat.
Od około 2-3 sezonów mam wrażenie, ze to zupełnie inny serial.
W samym zakończeniu też brakowało takiego humoru jak kiedyś. Nie dość, ze serial się kończy, to jeszcze wszystko w nim się sypie. Podwójnie łzawe. A to chyba nie o to chodzi w tego rodzaju produkcjach.
Skoro seria wystartowała jako komediowa i realnie śmiesząca, to powinno być tak aż do końca. A samo zakończenie bawić do łez, a nie wyciskać łzy...
W opisie powinni zmienić na "komedia, dramat", bo w 9 sezonie chyba nikt się nie uśmiał, ale z pewnością ktoś popłakał.
Jedyną sceną w ostatnim odcinku, gdy odrobinę się wzruszyłam był moment, kiedy Barney trzymał na rękach swoją córkę. Niestety to wszystko. Nigdy nie lubiłam porównań HIMYM do Przyjaciół, ale pamiętam, że w finale tego drugiego nie mogłam powstrzymać łez, a tutaj dominującym odczuciem był żal.
Liczyłam, że mata okaże się prawdziwą miłością, a pokazali (co potwierdzają słowa dzieci Teda), że to Robin ją stanowiła. Wiem, że życie jest brutalne, ale to w końcu serial komediowy, a w definicji to po prostu utwór z dobrym zakończeniem. Jedynym pozytywnym wątkiem był rozwijający się związek Marshalla i Lilly. Co do reszty to naiwnie liczyłam , że Barney i Robin będą bezdzietną parą, wspólnie podróżującą po świecie, natomiast Ted podkreśli to co wcześniej napisałam, że Tracy była tą jedyną i warto było na nią czekać. Zbyt pięknie ? No to dali nam rozwód i trupa, a historia Teda zatoczyła koło.
Dokładnie. Płakać mi się chciało tylko dlatego, że jedna z najbardziej epickich par w historii tv, Barney&Robin nie są razem :(
Mi rozwód bardzo się spodobał, był bardzo w stylu tych postaci (ale nie w stylu ostatniego sezonu, gdzie non stop słodko parzyli sobie w oczy i stracili swoje charaktery). Ale nie wiem jak rozwijali się według ciebie Marshall i Lilly? Mieli tylko coraz więcej dzieci, Marshall rozwijał karierę (ciekawe co z Lilly...), ale zostali dokładnie tacy sami.
Związek nie jest czymś statycznym. Każda nowa sytuacja wprowadza zmiany, które stanowią wyzwanie dla pary. Każde kolejne dziecko to nowe obowiązki i kompromisy. L i M zrealizowali się jako rodzice oraz zawodowo, a to ogromny sukces, który wymagał współpracy.
PS. Tak, nie wiadomo co stało się z karierą Lily po drugim dziecku, ale jednak miała przynajmniej przez pewien okres swoją wymarzoną pracę.
Dajcie spokój, postacie dojrzewały, minęło 9 lat od początku serialu. Miał być wzruszający, był wzruszający. Śmiech był przez 5 sezonów. Później nachodziła nostalgia i suche gagi... Finał był taki jaki miał być. To wielkie pożegnanie z serią, Barney dostał dziecko, Ted poznał matkę i oddał jej swoje życie, były z tego fajne dzieciaki. Ciotka Robin, była Ciotką Robin... Mimo wszystko TED czekał, na aprobatę dzieci 6 lat! Żeby móc się umówić z ciotką.
Czyli 8 sezonów śmiechów to za mało aby przebić 1 sezon powagi? Ciekawe...
Nie rozumiem krytyki, że finał serialu pokazującego życie grupy ludzi jest życiowy - a życie to nie bajka.
Prawdziwa miłość? Która, bo już się pogubiłem. Matka okazała się być przystankiem na drodze do jedynej prawdziwej miłości (spluwam) a Matka została potraktowana gorzej niż którakolwiek z dotychczasowych partnerek Ted'a.
Cały sezon o ślubie którego efekt trwał 3 lata....karwia!
Fajnie, ale jednocześnie smutno zakończył się wątek Barney'a. Przynajmniej dziecko będzie miało fajnego tatuśka.
Osobiście czuję się zgwałcony emocjonalnie i jeszcze długo nie będę w stanie myśleć o tym finale na spokojnie.
Może za jakiś czas zdołam sobie wmówić że odcinek skończył się na ich spotkaniu na peronie. Póki co, serial sprawił że przestało mi się chcieć wierzyć w cokolwiek bo "miłość" Ted/Robin to zawsze było coś co tylko hamowało Ted'a przed prawdziwym uczuciem. A tu się okazuje że Cruella DeMon (jakoś tak mi się skojarzyło) to ta jedyna (PFFFFFFFFFFFFFFFFFFFFF!!!!!!!!!!!!!!)
Na pewno Ted z Barney'em się teraz świetnie dogadują...
Jedna dobra rzecz z tego wynikła. Ostatni odcinek na tyle mnie obrzydził do serialu, że zupełnie nie będę po nim płakać a tym bardziej oglądać na nowo wiedząc jak to wszystko się skończy.
Dla mnie spadek z 9 gwiazdek na jedną, sry
nie mówiąc o tym że jak Ted gada z dziećmi, to dzieci wypowiadają się za dnia, a Ted ewidentnie wieczorem
To też było głupie, ale myślałem że jakoś wyjaśnią jak one wysiedziały ponad 200 opowieści taty. Po co najważniejsze połączyć Teda i Robin reszta jest nieważna.
Brawo, 40 min z jednego odcinka zadecydowało, że z iluś tam tysięcy minut całego serialu obniżasz ocenę 9-krotnie. Powinieneś pracować jako krytyk filmowy.
zniszczyło to sens oglądania tych wszystkich odcinków, po cholere traciłem tyle czasu? Żałuję tego teraz szczerze
Wiesz, wygląda to tak jakbys puścił "focha" na serial za to, że zakończenie Ci nie odpowiadało... Żadne zakończenie nie zadowoliłoby wszystkich fanów, ale chyba musisz przyznać, że COŚ tam w tym serialu zasluguje na więcej niż 1? Zresztą mniejsza, nie mnie oceniać.
nie mam innych środków by wyrazić swój zawód. Może i zachowuję się jak dzieciak, ale uważam że mam do tego prawo inwestując nie mało czasu i emocji od dziewięciu lat.
Oczywiście że masz do tego prawo, absolutnie Ci tego nie odbieram. Po prostu możliwe, że z czasem jednak zmienisz choć troszkę zdanie.
Dlaczego nie? Zakończenie wieńczy historię i jako takie bardzo mocno wpływa na ocenę całości, pozostawia ostateczne wrażenie. W tym wypadku w dużej mierze przekreśliło jakikolwiek rozwój bohaterów i sprawiło że dużą część wydarzeń przedstawionych w serialu można uznać za nic nieznaczące w ostatecznym rozrachunku. Do tego potraktowanie Matki po macoszemu i ukazanie, że to była jedna wielka bzdura, że to tak naprawdę nie Matka, jak serial starał się to usilnie pokazać, a Robin była prawdziwą wielką miłością Teda. Nie dziwię się takiej reakcji, ja osobiście swoją ocenę usunąłem całkowicie.
O, dokładnie, dla mnie to też jedyna dobra rzecz: nie będę w ogóle tęsknić za tym serialem. Miałam plan, żeby zacząć oglądać od początku ale po co? Żeby słuchać historii Teda o tym jak to czasem trezba sobie odpuścić i poczekać na coś lepszego... Jak żałośnie teraz by to brzmiało... i te wszystkie pożegnania z Robin... po co to było. Przynajmniej, dzięki temu że tak skopali finał, nie stracę już ani minuty na oglądanie tego srialu.
Matka wyszła na fabrykę dzieci. W serialu tak na prawdę w ogóle nie pokazali ich miłości do siebie, ani niezwykłości ich związku. Jej śmierci poświęcili dosłownie 5 sekund z 43 minut odcinka. I to zapewne najbardziej wszystkich boli, że ominęli główną postać, o ile nie najważniejszą, całego serialu- kluczową matkę. Potraktowali ją jak kolejną dziewczynę Teda, a nie jak kogoś specjalngo.
Bez przesady. Przecież został dla niej w NY, widac było ich miłość, ale to Robin była przez tyle sezonów. Życie nie jest idealne, są rozwody, są śmierci , i tak scenarzyści to rozwiązali. Ja zawsze czułem że będzie z Robin. Pamiętasz scene z zakładu Marshalla i Lily, Marshall mówił że to nie koniec. i wygrał zakład :) Ted skończył z Robin, czyż to nie idealne zakończenie na które wszyscy czekali?
zamiast poświęcać cały sezon na ślub, który okazał się być bujdą na resorach, mogli przez ten czas pokazać związek Teda z Matką i pogłębić tą relację w oczach widzów.
Tu akurat przyznaje rację. Wątek ślubu przez tyle odcinków to dla mnie zagadka. Dla mnie jedyne wytlumaczenie to to, że nastawiało to nas na poznanie Matki i może miało spotęgować element zaskoczenia zakończeniem.
dokładnie, wtedy może byśmy widzieli, że Ted bardzo kochał matkę a z Robin został bo zawsze coś do niej czuł a skoro miłość życia umarła to lepiej się związać z kimś kogo się dobrze zna i w jakimś stopniu kocha niż być samemu. A tak to dla mnie matka tak jakby mu przeszkodziła ... Dla mnie to bez sensu bo para Robin i Barney podobała mi się bardziej. Ted z matką, Robin i Barney, Marshal i Lily taki powinien być koniec komediowego serialu.
mnie też to najbardziej dobiło, że tak bardzo spłycili relację Teda z Tracy, przez co większość się burzy że Tracy była ostatecznie kołem zapasowym.. Wolę się trzymać wersji, iż tak nie jest..
Błagam, dla nikogo chyba śmierć tytułowej matki nie jest lepsza niż odgrzewany kotlet z Robin. Tracy była wyjątkowa, sam Barney jak ją zobaczył to popędził by przedstawić ją Tedowi. My możemy się tylko domyślać, że to matka była miłością jego życia, ale w serialu, niestety, ukazana jest droga do serca Robin, a matka w tym serialu odgrywa tylko rolę rodzicielki dzieci, które potem słuchają jego wywodów. Mnie nie raz sam fakt związku Robin i Teda, tylko jak scenarzyści potraktowali matkę. Zrobili z niej drugoplanową postać, która była przez chwilę a potem wzięła i umarła, by mogli złączyć dwa kotlety ze sobą. Plus serio, ale gdybym była szesnastolatkiem, który wysłuchuje historii ojca po śmierci własnej matki i ten mówi, że zawsze tak na prawdę Robin była w jego sercu....niefajnie.
DOKŁADNIE! Zgadzam się ze wszystkim. Aczkolwiek chciałbym jednak zobaczyć szczęśliwe zakończenie Teda z Matką. Dla własnego zdrowia psychicznego.
Po pierwsze : Faktycznie po macoszemu potraktowano śmierć Matki akurat w samym finale. Ale serio myślisz, że tutaj odgrywa tylko rolę rodzicielki dzieci? Ted przedstawia ją jako milość swojego życia, liczył wspólny czas i korzystał z każdego dnia spędzonego z Tracy, pamiętasz scenę, w której chciał żeby poznał ją choć 40 dni wcześniej? Dla mnie to chyba mówi aż za dużo o jego uczuciu do Matki.
Po drugie: to dzieci musza przekonywać Teda, że Robin jest w jego sercu i same go namawiają do takiego zakończenia. Przecież on mówi cała tę historię z szacunku do Matki i liczy na poparcie dzieci, dla mnie to oczywiste... pewnie gdyby się sprzeciwiły to w życiu nic by z tym nie zrobił,w końcu to honorowy Ted :)
Dla mnie to zakończenie to ponowne spotkanie dwóch osób po przejściach i szansa na wspólne przeżycie reszty ich czasu, nie klasyczny happy end albo przedstawienie Tracy jako osoby, która nic nie znaczyła...
Tracy znaczyła bardzo wiele i to nie ulega żadnym wątpliwościom. Ja to wiem, Ty i każdy rozumny człowiek też. Tylko chodzi tutaj o przedstawienie jej postaci. Matkę przedstawiono jako niezwykłą osobę, ale to widz musi się tgo domyśleć, bo jej osoba pojawia się kilka razy. KILKA RAZY w najważniejszym odcinku serialu. Nie mam zastrzeżeń do jej śmierci, ale do sposbu jaki została ukazana. Scenarzyści poświęcili za mało czasu TYTUŁOWEJ matce, która miała być kluczem w całej opowieści.
Niemniej uważam, ze to czysta głupota obniżanie oceny do 1, bo jednak oceniamy całość a nie pojedyncze odcinki. Ja osobiście uwielbiam ten serial i każdemu go polecę :)
a co do Twojego podpunktu 2: Jasne, że on przez całą tą histrię prosił wręcz o pozwolenie dzieci by móc spróbować znowu z Robin. Tylko, na miejscu dzieci, przykro by mi było słuchać opowieści na temat jaka to ciotka Robin jest wspaniała, w momencie, gdy moja mama umarła 6 lat temu i za pewne mam mało wspomnien z jej osobą.
Tak, to prawda że mogli się postarać lepiej ją przedstawić w finale.
A co do dzieci- nie nam oceniać, dobrze to o nich świadczy jeśli dbają o dobro ojca na tyle, że chcą jego powrotu do ukochanej osoby sprzed lat.
Apropos, to strasznie zdziwiła mnie reakcja dzieci. I nie chodzi mi o to, że zaakceptowali miłość (?) Teda do Robin. Sęk w tym, że po ich reakcji nie widziałam żadnego przywiązania do matki. Żadnej refleksji, smutku, czy czegokolwiek, a wręcz radość. Czy 6 lat to naprawdę wystarczająca ilość czasu dla młodego człowieka, żeby uporać się ze śmiercią matki, która powinna być przy nich na każdym kroku?
Też myślę że powinni pokazać zdecydowanie więcej matki, ale najwyraźniej w finale uznali, że pokażą to o czym tak naprawdę był ten serial- o piątce przyjaciół o ich szalonych przygodach i o tym, że gdy ludzie dorastają nie mogą już więcej przesiadywać całego życia w barze. Dlatego na nich skupił się ten odcinek.
Nie wiem w ogóle skąd taka wielka afera i zmienienie ocen na 1- przecież nie oglądaliśmy tego serialu tylko po to żeby poznać matkę. Przez wieeeele odcinków nawet nie wspominali o jej istnieniu, pierwsze wzmianki były dopiero przy dniu świętego Patryka i żółtej parasolce.
Ja oglądałam ten serial bo był śmieszny i było w nim wiele prawdy o życiu przedstawionej w nieco przerysowany sposób. Dla mnie serial był Legen... wait for it dary!
Ja i moi znajomi często używamy zapożyczeń z serialu takich jak trzymanie kogoś na haku czy efekt cheerleaderki, więc nawet jeśli nie do końca podobał mi się finał to myślę że serial jest godny polecenia.
When I'm sad I stop being sad and be awsome instead ;).
Najgorsze że jak się kończy jakiś serial to zawsze jest gros niezadowolonych. W Dexterze spatolili ostatni odcinek konkretnie. Ale tutaj nie jest źle. A wszystkich Januszów Scenarzystów zapraszam do napisania własnego serialu, który zadowoli Wasze wygórowane gusta.
Błagam,szczęśliwe zakończenie z tytułową matką nie jest wygórowane. Każdy odbiera zakończenie serial inaczej i niestety musisz się z tym pogodzić.
Mnie stosunek do matki przez scenarzystów pokazała scena w barze jak zrobiła wszystkim zdjęcie. Czemu nie usiadła z nimi, bo nie była aż tak ważna :/
dokładnie to samo miałem. Scena była z dupy, jakby nie mogła kogoś poprosić o zrobienie zdjęcia....
Szkoda słów, równie dobrze mógł się ożenić z Victorią ona by umarła i na to samo by wyszło. Ale niektórych cieszy że zmieni konwencje, w sumie to tak jak np. z serialu akcji na koniec zrobić serial animowany. Też by się pewnie znaleźli tacy, którzy cieszyli się i rzucali tekstami typu "wow nietypowe" itp.
Jestem bardzo zawiedziona, bo matka była jedną z moich ulubionych postaci (pomimo tego, że pojawiła się w kilku odcinkach).
Czekam na następny sezon w którym Robin znowu rzuci Teda dla Barney'a. Tak będzie! :)
Hahhahaha, albo dla swoich psów. Albo dojdzie do wniosku, że nie lubi dzieci i nie chce ich wychowywać.
Dzieci są o krok od wyjechania na studia, więc wychowywania dużo nie ma. Prędzej po 3 latach Ted jej się znudzi.
Jeszcze została blondynka, ta co zostawiła go przed ołtarzem. Może jej mąż też umarł i czuje się samotna....
Tyle prawdziwych miłości przed Tedem do powrócenia do nich po utracie swojej prawdziwej miłości, a tak mało czasu :)