Czy tylko mi zakończenie się podobało? W końcu...
Wątek Teda i Robin nie skończył się tak jak oczekiwałem, ale z drugiej strony...
Miło było zobaczyć jak wspaniałe Marshall i Lily stworzyli małżeństwo, przy okazji stale spełniając
własne cele i ambicje.
Wątek Barney'a skończył się w najlepszy możliwy sposób. Gdy mówił o sobie, że (parafrazując)
nigdy nie będzie typem faceta, który kocha kobietę i odda dla niej wszystko... a kilka lat później
widzi swoją córkę i zaprzecza temu? Normalnie omal się nie popłakałem.
Pomimo tego, że Ted I Robin zeszli się ze sobą, nie można mu zarzucić, że nie kochał matki
ponad życie. W końcu przez 6 lat musiał to przeżywać, skoro dopiero po tym czasie pyta dzieci czy
nie przeszkadza im taki obrót spraw?
Fajnie było zobaczyć jak Robin zyskuje to na co pracowała przez cały czas będąc w NY. Szkoda,
że nie wyszło jej z Barney'em, no ale nikt się nie spodziewał, że to będzie długo trwać. Szkoda
tylko, że przez tą sytuację przestała zadawać się z paczką.
Matka była przeurocza. Tracy wykazała się ogromną wyrozumiałością zapraszając Robin na
wesele, szczerze powiedziawszy uważam, że szkoda, iż nie poznaliśmy jej dużo wcześniej.
Uważam, że wniosłaby coś nowego do grupy.
Serial nie skończył się typowo komediowo. Może dlatego, aby pokazać, że życie to nie komedia?
Poza tym często mieliśmy styczność w tym serialu z łzami, dramatami i wątpliwościami. Dlatego
też zakończeniu daje mocne 9/10.
Tak sobie myślę i myślę o tym zakończeniu z Barneyem... Na początku w ogóle mi się to nie podobało, uważałem to za tandetę i najgorszą scenę z finału... ale po obejrzeniu finału 3 razy... stwierdzam, że zakończenie dla Barneya jest wyśmienite.
No bo już nie zważając na historie z Robin, wesele itd. - takiego wiecznego podrywacza kto może tak naprawdę zmienić bardziej jak nie jego córka? Świetne rozwiązanie - żadne tam romanse tylko czysta miłość rodzicielska, która pozwoli mu dojrzeć. Brakowało mi tylko oj bardzo jakiegoś epilogu, który powiedziałby jak Barney sobie radzi w roli tatusia w przyszłości.
Oczywiście nie zmieni to faktu, że wciąż to gryzie się z całym 9 sezonem, całą historią miłości Barneya i Robin i w ogóle. Ogólnie finał miałby 2x lepszy wydźwięk, gdyby nie właśnie 9 sezon i 10x lepszy wydźwięk gdyby nie ostatnie 3 sezony. Ale i tak jest dobry.
Niestety co drugie małżeństwo kończy się w USA rozwodem i szczerze mówiąc przewidywałem to, że ich drogi się rozejdą. Często słyszy się o tym jak to ludzi są w sobie szaleńczo zakochani, jednakże codzienność małżeńska potem ich wykańcza, dlatego nie widzę w tym nic dziwnego.
Dla mnie również zagadką jest powód ciągnięcia wątku ślubu przez tyle czasu. Wytłumaczeniem byłoby to o czym wspomniałeś wcześniej, a więc że pomysł na takie zakończenie powstał w ostatniej chwili.
Co do Barneya to już się wypowiedziałem- to chyba jedyne zakończenie, które daje mu jakąś nadzieję i jakikolwiek głebszy sens do życia. Jak dla mnie nie można było wymyślić tego lepiej, strzał w dziesiątkę.
Jak dla mnie finał moze sie kazdemu podobac .Ale dla mnie szczerze zabili ostatnie pare sezonów ale w zyciu wszystko jest mozliwe szkoda mi tego zwiazku barneya i robin ale najlepszym momentem jest jak wkoncu poznaje swoja miłosc zycia co zaprzeczalo jego postaci w wszystkich sezonach,naprawde wzruszajacy moment robin sama schrzanila i zycie tez jej ladnie dalo po tylku a zakonczenie w jakis swój sposób z biegiem upływu lat jest legen wait for it dary . Życie to nie jedna długa prosta to karuzela pełnych dziwnych obrotów i zawirowań które czekaja na nas w kazdej chwili.Szkoda zwiazku barneya i robin ale jestem w stanie zrozumiec motyw scenarzystów , tak czy siak barney wkoncu poswieci sie dla jednej kobiety :)
I to jest właśnie rozsądna opinia, a nie pojeżdżanie po serialu dlatego, że komuś w 100% nie podobało się zakończenie :)
Ja osobiście uważam, że Barney i Robin byli zupełnie nienaturalni jako para i to zakończenie mi bardzo odpowiada. Ale na pewno gdyby zakończenie było troszkę inne (i sensownie przedstawione) to nie wieszałbym psów na całym serialu.
Tak jak mówisz, Robin sama podjęła złe decyzje i raczej jest tego świadoma, wszyscy mają przed sobą otwarte drzwi (Barney i córka, Ted i Robin, Lily i Marshall). Serial kończy się (jak dla mnie) z dużą porcją nadziei i optymizmu na przyszłość, co uważam za super rozwiązanie.
Fakt ze byli nienaturalni ale wg mnie scenarzysci sami nie do konca wiedzieli jak prowadzic ten serial i zdecydowali sie na taki motyw przewodni paru sezonów . Tylko szkoda ze zakonczyli to w taki sposób . Barney zmieniajacy sie przez te pare sezonów jest dla mnie najwieksza wygrana tego serialu. Szkoda ze nie wyszlo mu z Robin , mogli to troche bardziej rozwinac ale ogladajac przesłodzone momenty ich (ps.troche nienaturalne :P:) spodziewalem sie tego . Chwała uznania dla paru osób którzy doskonale przedstawili swoja wersje zakonczenia dla mnie mozliwe z jeszcze lepszym skutkiem mogli by zastąpic scenarzystów . Ale mówi sie trudno życie toczy sie dalej i kazdy ma prawo do miłosci .a najgorsze to pozbierac sie po utracie ukochanej .A na koniec wątku Barneya tak samo mysle ze to dla niego najlepsze rozwiazanie , przy Robin sie meczył ,ciagle musial udowadniac miłosc z swojej strony i na koniec podczas rozmowy o rozwodzie tez nie usłyszał tego słowa "kocham cie". Niechciałbym sie kiedyś znalesc na jego miejscu ale zakonczenie dla niego jest dla mnie idealne wkońcu odda wszystko swojej małej córeczce :)
Dobrze powiedziane- każdy ma prawo do miłości. Fakt, że Ted i Robin "przeżyli" już jedną miłość nie oznacza , że nie mogą wrócić do swojego uczucia.
A co do zmiany Barneya- kto wie czy jego córka nie zmieniła go ze 100 razy bardziej i mocniej niż jakakolwiek inna kobieta ;) Oczywiście w takich okolicznościach dziwny jest fakt ciągnięcia jego związku z Robin przez tyle czasu.
Barneya zaręczyny z Robin były najbardziej legendarne w całym tym serialu. Biły na głowę Marchalla i wszystkie Teda razem wzięte. Dlatego to też mi się gryzie z tym zakończeniem. Trzeba było albo:
- zrobić zaręczyny Barneya mniej legendarnymi i znacznie zmniejszyć poziom czułości w jego związku z Robin
albo
- pozostawić związek Barneya z Robin w spokoju.
Zakończenie uważam za udane ogólnie, ale wciąz gryzą mi się pewne rzeczy.
No co ja będę mówić.. Tonęłam we łzach! Bardzo mi się podobało zakończenie i podchodzę do niego bezkrytycznie, ponieważ HIMYM jest moim ulubionym serialem i nie potrafię go ocenić obiektywnie. Już nie mówiąc o tym, że jak większość bab reaguję na takie tanie chwyty jak tu, tj Barney ze swoją małą córeczką. O nieee. Znów się wzruszam.
Uff, nie tylko ja beczałam jak bóbr... :) Obejrzałam finał 3 godziny temu a ja nie umiem się pozbierać!! Kurde, schrzanili mi dzień, nie umiem o niczym innym myslec xd
Ta scena wyglądała tak wiarygodnie, że też nie wytrzymałam ;). A potem jak Ted zaczął opowiadać o matce, to już ryczałam na maksa, bo wiedziałam co zaraz nastąpi :(.
Mi zakończenie się podobało, w przeciwieństwie do tego jak do niego doprowadzili scenarzyści, czyli cały sezon 9, i parę wcześniejszych odcinków pewnie też, już nie pamiętam.
Jeśli już chcieli tak szybko zakończyć związek Barneya i Robin po ślubie to mogliby zrobić chociaż jeden odcinek więcej w którym dokładniej pokazywaliby jak toczy się życie paczki po tych wydarzeniach.
Serial ucierpiał na tym, że twórcy postanowili zbyt wiele ważnych rzeczy wcisnąć w zbyt krótkim czasie, jednocześnie marnując go na jakieś bzdury (Barney szuka dziedziców Playbooka?). Zdecydowanie też za mało matki, czego nie rozumiem, bo mieli cały sezon żeby rozwinąć jej postać, a zamiast tego wkleili kilka scen z nią, które złożone do kupy nie wiem czy wystarczyłyby na jeden odcinek. Domyślam się jedynie że taki zabieg miał paradoksalnie do tytułu zapobiec temu żeby widzowie się do niej zbytnio przywiązali, bo jeśli zamierzali ją uśmiercić, to bali się że widzowie wyskakiwali by z okien (oczywiście wyolbrzymiam tu). Cały sezon 9 wydaje się nie na miejscu, ale mimo to uwielbiam ten serial. Uważam że jest najlepszym serialem komediowym, i jednym z lepszych seriali ogólnie.
Mam tylko jedno ale. W odcinku 7x12, kiedy Robin dowiedziała się, że nie może "skakać o tyczce", Ted na koniec powiedział, że "Ciotka Robin nigdy potem nie skakała o tyczce, ale nigdy nie była samotna."
Chodzi o to, że z zakończenia można wnioskować zupełnie coś innego. Co o tym uważacie?
Dokładnie, po takim zakończeniu wiele jest teraz takich niedociągnięć. Mnie boli to, że Robin odrzucała Teda za każdym razem kiedy on chciał z nią być, a Barneya kochała przyjęła jego oświadczyny, była z nim sumując wszystkie ich spędzone chwile razem około 5lat a i tak na koniec wybrała Teda bez sensu trochę... Niepotrzebnie według mnie był ten wątek B+R zmarnowane 2sezony co najmniej.
So true. Wydaje mi się jednak, że to wszystko przez to, że było tyle sezonów. Scenarzyści musieli się uprzeć na pierwotne zakończenie, ale nie wzięli pod uwagę, że postacie się rozwinęły. Barney i Robin w ostateczności pasowali do siebie dużo bardziej niż Robin i Ted, a matka była perfekcyjna dla Teda. Dwie stworzone dla siebie pary jak na mój gust. Nie dość, że scenarzyści je rozdzielili to jeszcze zabili matkę xD
Poza tym dołuje mnie ostatnie przesłanie, że po czterdziestce zabawa się kończy, a przyjaźń rozrzedza. Smutne. Za to Lilly i Marshall zakończenie extra.
Ah! I żebym nie zapomniała - końcówka Barneya mnie zdołowała. Spodziewałam się po nim, że osiągnie coś spektakularnego, a on... zapłodnił jakoś przypadkową latawicę.
Ale Barney osiągnął coś naprawdę wielkiego! :) Dla niektórych największego. Ma córeczkę, kobietę, której poświęci całe swoje życie.