Czytałam wiele różnorakich opinii na temat finału mojego ulubionego serialu a teraz chciałabym
podzielić sie moimi odczuciami odnosnie niego.
Jak dla mnie jeden z najgorszych finałow jakie kiedykolwiek ogladalam. Czytajac opinie innych
internautow doszlam do wniosku ze prawdopodobnie go nie zrozumiłam należycie jedank to nie
zmienia mojejgo odczucia. Po pierwsze ogladajac 2 ostatnie odcinki nnasuneło mi sie kilka
podstawowych wnioskow. Zrownanie z ziemi instytucji małżeństwa, brak inteligencji głównych
bohaterow, wypaczenie pojecia miłości , postac matki itp.
Na pierwszy plan wysuwa sie idiotyczne malzenstwo Robin i Barney'a. O ile jestem chyba jedyna na
swiecie osoba ktora im kibicowala o tyle strasznie sie zawiodłam. Po co ten slub skoro Robin
kochala Teda ? Po co brac slub skoro przy pierwszej lepszej klotni bierze sie rozwod chociaz niby
ciagle sie kochaja ? Po co robic caly sezon o slubie ktory praktycznie nic nie znaczyl i byl jakas jedna
wielką farsą?
Po drugie skoro miłosc Teda i Robin jest tak wielka to czemu daje sie poznac tylko i wyłacznie w
sytuacjach gdy jedna strona chce a druga nie ? Zarowno Ted jak i Robin przypominaja sobie o
wielkiej milosci po rozstaniu z 3 osoba albo kiedy jedna strona jest w szczesliwym zwiazku ? Jak dla
mnie jest to kompletnie idiotyczne i wyglada jak odgrzewanie kotleta.
Kolejna sprawa jest postac matki zupełnie bezsensowna w aspekcie tego zakonczenia. Matka
okazała sie dla Teda tylko brzuchem z ktorego wyszly jego ukochane dzieci. Tak naprawde Red
nigdy jej nie kochał bo to Robin byla jego miłoscia, na miejscu dzieci nie byloby mi milo gdybym sie
dowiedziala ze moj ojciec kocha moja ciotke a moja matka byla dla niego czyms w stylu nagrody
pocieszenia... matka powinna byc Robin i chociaz nigdy nie lubilam ich jako pare. Sam Ted w 9
sezonie mowil ze matka jego dziec jest miloscia jego zycia a okzaala sie zupelnie niepotrzebna
postacia. Miłosc ? Laczyla ich tak wielka milosc ze az zadna, a wielka milosc do Robin ujawnila sie
akurat po zerwaniu z wiktoria albo po smierci matki.
Jak dla mnie final jest i bedzie beznadziejny i mysle ze wymarze go z pamieci by nie zamazywał
miobrazu serialu.
Masz rację, nic nie zrozumiałaś. Barney i Robin nie rozstali się po jednej kłótni. P)rzez cały czas małżeństwa się kłócili bo nie byli szczęśliwi w tym związku, mieli inne priorytety. Robin postawiła na karierę(więc z Tedem też by jej nie wyszło) i Barney początkowo chciał się przystosowac ale nie sprawdziło się to i dlatego się rozstali.
Zauważ, że Ted schodzi się z Robin jak mają już po 50 lat. 50 letnia dziennikarka nie jest już na topie i kariery nie będzie robić, Robin to wie i dlatego wraca do NY. I to jest właśnie szansa dla ich związku.
Matka była miłością życia Teda, ale matka już nie żyje. Facet od 6 lat jest sam, przed nim spokojnie 20 lat życia więc nie chce ich spędzić sam. Czy to tak trudno zrozumieć? Dla was to najlepiej by było gdyby Ted po śmierci matki wstąpił do klasztoru albo się powiesił z tej rozpaczy. Facet chce żyć, a skoro jest szansa na szczęście z osoba do ktorej zawsze coś czuł, dzieci to akceptują, to dlaczego ma nie zaznać szczęścia?
Chyba wyczytałeś to wszystko z uśmiechu Robi. Tak naprawdę nic nie wiem o niej, może znalazła sobie jakiegoś murzyna w afryce, albo eskimosa, bo trudno uwierzyć że przez te lata jedyną więź jaką nawiązała jest z bandą czworonogów.
Finał to zamknięcie pewnego koła : Tracy umierając wraca do swojej wielkiej miłości, a Ted dzięki jej śmierci wraca do swojej wielkiej miłości, to co było na początku jest na końcu
Zgadzam się co do słów w sprawie Barneya i Robin. Ja też byłam za nimi, uważam, że mega do siebie pasowali. Już od pierwszego sezonu, gdy Robin ubrana w garnitur robiła za skrzydłowego Barneya. I niby przez cały 9ty sezon twórcy chcieli pokazać, że ten ślub nie powinien mieć miejsca, że niby wszechświat cały czas dawał do zrozumienia, że im się nie uda (widzieli się przed ślubem - zły znak, te ich wątpliwości, ucieczka Robin, itd) to jednak za każdym razem rozwiązywali te swoje problemy w taki sposób, że miało się wrażenie, że ich związek jest mocny, że właśnie im się uda mimo tych przeciwności. A tu taka lipa. Jakoś mi tak to nie gra do końca. Mogli ich rozłączyć ale bez pokazywania wielkiego prawdziwego uczucia w 8 i 9-tym sezonie, wtedy byłoby to dla mnie bardziej naturalne. Gdyby pokazali, że ten ślub był dla nich taki lekki, bezproblemowy, zawarty w góra trzech odcinkach, to wtedy te ich rozstanie nie bolałoby aż tak bardzo. Przynajmniej mnie:)
Ale oczywiście każdy ma inne zdanie.
Jedyne co mnie tak naprawdę wkurzyło po obejrzeniu ostatniego odcinka to to, że cały 9 sezon to przygotowania do ślubu, który się okazało był początkiem końca związku Robin i Barneya. Zagonili nas scenarzyści w kozi róg :) poza tym myślę, że wybrnęli nieźle i pokazali, że happy endy mogą być różne. Nie zgodzę się, że Matka była tylko potrzebna Tedowi do urodzenia dzieci. Wielokrotnie podkreślano, że to ten związek był idealny - to tej kobiety szukał całe życie Ted i tragedia zadecydowała o tym, że do końca z nią nie mógł być. Oczywiście kochał się w Robin ale też z drugiej strony - nie znając jeszcze Matki potrafił powiedzieć Robiin "NIE" gdy chciała z nim uciec - bo wiedział, że to nie jest jego druga połówka - ta którą tak długo szukał.
Mi się taki koniec spodobał. Dobrze, że całkowicie zamknęli temat bo za 2-3 lata ktoś mógłby wpaść na głupi pomysł kontynuacji a tak już nie da rady :)
najgorsze jest i tak to ze cały serial jest jednym wielkim "zapozyczeniem" z "Przyjaciół". Jedyną naprawę świetną postacią jest Barney i dla niego warto oglądac ale bez ostatnich 2 sezonów
Owszem zgodzę się, że były momenty gdzie można było pomyśleć -"no zerżnięte z Przyjaciół" niektórzy HIMYMowi bohaterowie byli po części podobni do bohaterów z Przyjaciół ale! to tak jakbyś powiedział, że ja lubię naukę i mam już trzecią żonę więc naśladuję Rossa. Trochę wg mnie jest wyolbrzymianiem to porównanie do "Przyjaciół" i zdecydowanie na siłę.
Pewnie. Tak naprawdę to wiele amerykańskich seriali jest podobnych do siebie, mają bardzo podobne wątki i cechy bohaterów. "Przyjaciele" pewnie też są podobni do innych seriali :)
Duuzo motywów wykorzystali, własnie jestem po maratonie przyjaciół i aż byłam w szoku jak bezczelnie skopiowane są niektóre żarty! Copy paste w troche gorszej wersji. Ale wiadomo, serial jest spoko, historia ciekawa i postacie inne niż w przyjaciołach, ogląda się fajnie i niczemu to w sumie nie szkodzi
Ja też po pierwszych sezonach HIMYM byłem przekonany, że bardzo dużo wzięli z "przyjaciół" ale bądźmy szczerzy - "Przyjaciele" to serial który znam prawie na pamięć, więc łatwo wychwycić podobieństwa ale nie scenarzysta po prostu skorzystał ze stereotypu i dowcipy z tym związane są na ogół te same albo podobne.
Mi to w ogóle nie przeszkadza bo jeden i drugi serial są na swój sposób genialne :)
W ogóle znakomitym pomysłem było zrobienie sezony ze ślubu który zakończył się rozwodem, czyli wróciliśmy do sytuacji z przed ślubu w którym Robin i Barney nie są razem, a większość kluczowych momentów w życiu Teda streścił sam Ted w roli narratora w kilka ostatnich minut. I niech mi ktoś powie że to było genialne i przemyślane, no po prostu majstersztyk.