po przelocie po pilocie, oops.. he did it again!
jeden z lepszych odcinków Strefa Mroku serlinga jak bezpodstawnie mniemam.
a tak całkiem serio, przystawiając matrycę pars pro toto - pilot jako genom dzieła - szykuje nam się naprawdę konkretna, daleka i sroga jazda. co więcej, czerpiąca paliwo pełnymi galonami z jednego z moich ukochanych motywów sajensfikszonowych - motywu podmianki z przejęciem tożsamości, czyli tak zwanego upłynniania woli jednostki w kotle zbiorowości.
osobiście mam tu same łakocie i witaminy, albowiem całe moje dzieciństwo to w istocie oni - oni żyją, coś, oni, poczwarki, władcy marionetek, żony ze stepfordu, wioski przeklętych i inwazje obcych porywaczy.. kukułcze jaja z samadhi uniwersalnej świadomości.
szkoda, że filmu nie rozpoczęto scenką drgawek w laboratorium, tudzież sekwencją ewakuacji z miejscowego baru - w ów czas mielibyśmy do czynienia z otwarciem na miarę samotnego białego wilka walta, który z bronią w ręku, w samej tylko bieliźnie i na pustynnym bezkresie wyczekiwał nieuchronnego.. zamiast tego jakieś tam gadanka połączone z wpatrywaniem się we wzorki oraz siebie, których sens właściwy zrozumiemy zapewne dopiero w ostatnim odcinku drugiego sezonu, no sorki. zapomnij. nieładnie, niefajnie, nieprzyzwoicie, ale. więcej grzechów nie pamiętam i pamiętać nie chcę.
bezsprzecznie najbardziej najlepszy odcinek pilotażowy serialu telewizyjnego jaki widziałem odkąd widziałem pilota do The Walking Dead (autorstwa franka darabonta) (pana od Zielonej Mili i Skazanych na Schawschank) jakieś osiem lat temu.
Ty tutaj tak filozofujesz to powiedz mi proszę czy to że pierwszy odcinek wygląda jak produkcja klasy B lub C to jest zabieg celowy? Czy to że aktorstwo jest potwornie sztuczne( chodzi mi szczególnie o statystów) to też zabieg celowy ?
nie wiem nic ponad to, że trudno jest mi polemizować z twoimi wrażeniami, tym bardziej, że moje są wprost przeciwne. tyle odnośnie nazwania tego pilota produktem klacy ce. co do drugiego zagadnienia, to raczej - kukułcze jaja z midwich z definicji pozbawione są autentyczności. dwa dni temu byłem na przykład na pierwszym Terminatorze i tam masz dokładnie to samo - z kukułczego jaja skynetu rodzi się arnie i od razu widzisz, że coś tu jest nie tak, a potem do ciebie dociera: postać przybiera maskę tak zwanego człowieczeństwa. jeżeli o taką sztuczność pytasz, to jak najbardziej - wpisana jest ona w tego rodzaju opowiastki na poziomie samego konceptu. od kiedy wujek ira nie jest już wujkiem irą, emanuje sztucznością wydrążonej kukły.. znamienne, że ten fakt jako pierwsi przeważnie odnotowują dzieci (czyli autentyzm do kwadratu), tudzież - jak w Terminatorze - pieseczki (czyli autentyzm do sześcianu). fakt, że i ty to odnotowałeś, każe dobrze o tobie sądzić..