GENIUSZ PYCHY I CHARYZMY – „KARIERA NIKODEMA DYZMY” (cz. 2. – 1980)
Nieudana ekranizacja powieści Dołęgi-Mostowicza nie zapisała się szczególnie w pamięci polskich widzów, ale Jan Rybkowski nie tylko nie zrezygnował z zamiaru sfilmowania utworu, a wręcz przeciwnie – postanowił zrobić to drugi raz. Wpadł na pomysł, aby sprzedać ludziom tę opowieść w formacie telewizyjnym, chociaż oficjalnie był to około sześciogodzinny film podzielony na siedem części (czyli odcinki). Znaczna część obsady z 1956 już nie żyła (łącznie z samym Dymszą, który odszedł w 1970), dlatego do pracy nad nową adaptacją zaangażowano następne pokolenie aktorów na czele z Romanem Wilhelmim, który zdobył dużą popularność nie tylko dzięki serialowi „Czterej pancerni i pies”, ale także z ról kinowych jak w „Zaklętych rewirach” Janusza Majewskiego (1975).
Serial odniósł sukces i do dziś cieszy się statusem „kultowego” bowiem w siedmiu odcinkach udało się rozwinąć historię z powieści Dołęgi-Mostowicza i ukazać losy bohaterów bez większych cięć zubażających fabułę. Na to, że we współczesnych czasach serial wygląda dobrze, złożyło się wiele czynników. Jednym z najważniejszych jest strona wizualna. Na przełomie lat 70. i 80. możliwe było już kręcenie filmu w kolorze, co twórcy wykorzystali, by stworzyć świat, do którego widz chciałby wejść. Dlaczego? Bo II Rzeczpospolita została tu pokazana przepięknie: Warszawa jawi się nam jako miasto wiecznej rozrywki, mieniące się bogatą feerią kolorów, do której dostęp mają oczywiście tylko najbogatsi. Gdy gościmy w dworku w Koborowie, czujemy się olśnieni całym przepychem, którym Leon Kunicki pragnie pozyskać sobie Nikodema Dyzmę. Posiadłość Ponimirskich wygląda tu jak arkadia, co stanowi doskonały kontrast, jeśli weźmie się pod uwagę, jak bardzo skonfliktowani byli jej mieszkańcy. Nawet „mniej przyjemne” miejsca, jak pierwsze mieszkanie Dyzmy, są bardzo miłe dla oka, a to ze względu na udane posłużenie się naturalizmem (czego nie widać w innym polskim serialu-retro, którym jest „Belle epoque”).
To wszystko nie miałoby jednak znaczenia, gdyby nie bardzo dobry scenariusz, którego autorzy – Jan Rybkowski, Marek Nowicki, Witold Orzechowski – dodali wiele elementów, które nie tylko nie były niezgodne z materiałem źródłowym, ale nawet wzbogaciły jego treść o kilka ciekawych niuansów, jak np. otwarte zakończenie, które mówi nam znacznie więcej, niż książkowe. Również i postacie okazały się bliskie widzom, a to za sprawą znakomitych wykonawców, którzy stworzyli zapadające w pamięć kreacje nawet w epizodycznych rolach, jak wicepremier Terkowski (Mariusz Dmochowski) czy bezimienny piosenkarz (Bohdan Łazuka). Roman Wilhelmi uważał kreację swego poprzednika za bardzo dobrą, ale trzeba przyznać, że on znacznie lepiej sprawdził się w tej roli. To właśnie Wilhelmi jest aktorem, który mógł stworzyć takiego Dyzmę, któremu kibicujemy, który budzi w nas podziw, a jednocześnie rozbawienie. W ogóle odnoszę wrażenie, że w latach 50. adaptatorzy za bardzo skupili się na wyszydzeniu rządu w latach 30., podczas gdy historia Nikodema Dyzmy ma znacznie bardziej uniwersalny charakter, aniżeli tylko polityczny.
(Tekst pochodzi z: http://teslicus.blog.pl/2017/02/28/geniusz-pychy-i-charyzmy-kariera-nikodema-dyz my-czesc-2-od-1980/)
Spoko, ale Belle Epoque to popie...dółka jest, i w ogóle nie powinna być porównywana do tego arcydzieła.
Wiem, powołałem się na "Belle epoque", aby pokazać, że obecne produkcje nie dorównują tym dawnym, choć niewątpliwie ich twórcy bardzo się starają...