Same nie wiemy jak to się stało, ale... Tak! Nasza opowieść sięgnęła już takich rozmiarów, że musiałyśmy założyć drugi temat, gdyż tamten się po prostu skończył :) Mamy skromną nadzieję, że nie zawiedziemy Waszych oczekiwań kolejnymi częściami naszego dzieła. Standardowo więc życzymy Wam miłej zabawy i jak zawsze czekamy na komentarze. To właśnie one są motorem do dalszej pracy :)
Temat ten dedykujemy naszej wspaniałej LG, którą miałyśmy szczęście poznać jak i wszystkim naszym FANOM :)
Jak zawsze Wasze (i kilku innych osób :P)
M&R
Okrywając uroki słodkiego nieróbstwa i nagabywając ciężko pracującą Marlen na gg stworzyłyśmy kolejną część. Mamy nadzieję, że się spodoba :-) Zabawę czas zacząć!
***87***
„Nazywam się Annie Kathrine Brown i pochodzę z Gibbstown. Pani Scott, moja nauczycielka powiedziała mi, że całkiem nieźle piszę. No i dlatego powinnam zacząć prowadzić dziennik żeby się wprawiać bo wróży mi wielką karierę. W sumie chciałabym napisać książkę i się wyrwać z tej dziury. Być sławną i bogatą. Mieć tylu mężczyzn ilu bym chciała. I wtedy wróciłabym do miasteczka jako wielka dama. Nawet Mark Fisher by starał się o moje względy. Niestety, do tej pory nawet raz na mnie nie spojrzał… Mam piętnaście lat. Mieszkam na farmie razem z moimi rodzicami i bratem Jack’iem. Mimo, że jesteśmy bliźniakami to on nie jest do mnie podobny. Ani ja do niego. Co tu dużo mówić, jest szpetny, a ja… Uważam, że do najbrzydszych nie należę. Koleżanki mówią, że mam ładne duże oczy, mały zadarty nos i piękne włosy. Ale Mark… Mark woli Angelicę. Nienawidzę jej… Nienawidzę…
(…)
Dzisiaj Jack wdarł się do mojego pokoju i znalazł Ciebie Mój Ciemny Książę. Prawda, że ładnie Cię nazwałam? Nie jesteś zwykłym dziennikiem, jesteś moim Księciem. Wracając do Jacka, ten dureń myślał, że to jakaś książka. Odkąd rodzice nauczyli go czytać, gania po całym domu i szuka czegoś co mógłby przeliterować. Cieszy się przy tym jak głupi i się ślini. Wiem, że jest chory, ale rodzice czasami mogliby zwrócić mu uwagę, na to, że nie bierze się cudzych rzeczy. A zwłaszcza Ciebie… Nie martw się, nikomu Cię nie oddam.
W szkole po raz pierwszy zdobyłam się na odwagę i uśmiechnęłam się do Marka. On odwzajemnił mój uśmiech. Boże jaka jestem szczęśliwa!!! Przez całą drogę do domu śpiewałam. Co? Nie… Nie jesteś chyba o mnie zazdrosny? Nigdy Cię nie zostawię. Zawsze będziesz ze mną…”
Booth przerwał i spojrzał na zamyślonego Sweets’a.
-To jest…- zaczął i odłożył pamiętnik na stolik. Odruchowo wytarł dłonie w spodnie.- To jest jakieś chore.
-Z tego co usłyszałem to Annie cierpi na pewne zaburzenia osobowości. Zaczęły się w okresie dojrzewania. Podejrzewam, że bezpośrednią ich przyczyną było to, że jej rodzice więcej uwagi poświęcali choremu dziecku niż jej.- Lance wstał i podszedł do okna. Popatrzył w ciemność roztaczającą się tuż za nim.- Czytaj dalej. Może dowiemy się czegoś więcej.
Seeley ponownie wziął pamiętnik do ręki i pobieżnie przeczytał kilka następnych stron. W końcu trafił na interesującą notatkę.
„Ja wiem, że ON jest przy mnie. Powiedział mi jak mogę uzdrowić mojego brata. Jest lekarstwo na jego chorobę. Uprzedził mnie, że będzie mnie to kosztowało wiele wysiłku, ale się opłaci. Jack będzie zdrowy…”
Kolejne strony zdobiły jakieś dziwne rysunki.
-Co to może być Sweets?- podał psychologowi książkę.
-Hmm…- Lance podszedł do lampy żeby lepiej widzieć.- To mi wygląda na jakąś dziwną modyfikację pentagramów, ale pewny nie jestem. Dalej jest jakiś tekst napisany po łacinie.
-Będziesz w stanie go przetłumaczyć?
-Obawiam się, że moja łacina z czasów studiów nieco zardzewiała. Poza tym odnosiła się do terminów stosowanych w psychologii, a te wersy bardziej przypominają starożytną łacinę używaną przy…- zamilkł i popatrzył z przerażeniem na Booth’a.
-Przy czym Sweets?- zapytał niecierpliwie agent.
-Przy jakichś obrzędach, rytuałach.- dokończył i zaczął kartkować dalej zapiski żony Seeley’a.
-Sekta?
-Nie możemy tego wykluczyć. Musimy przetłumaczyć ten tekst.
-Czyli trzeba będzie wrócić do Waszyngtonu i poszukać jakiegoś speca od starożytnej łaciny.- Booth opadł ciężko na kanapę.
-Niekoniecznie.- na twarzy Sweets’a pojawił się uśmiech.- Pomyśl tylko. Łacina, sekty, obrzędy… Kto najlepiej na tym się zna?
Seeley popatrzył na niego nie za bardzo rozumiejąc o co tym razem może chodzić zwariowanemu psychologowi.
-Ktoś, kto na co dzień ma do czynienia z religią.- podpowiedział Lance.- I tą jedyną osobą, która może nam pomóc jest…
-Ksiądz!- wykrzyknął Booth, podrywając się z miejsca.- Musimy poszukać księdza.
Gdy koła samolotu dotknęły płyty lotniska serce Brennan podskoczyło gwałtownie. Nie wiedziała czy to z radości, że w końcu wróciła do miejsca, gdzie to wszystko się zaczęło, czy ze względu na zderzenie się maszyny z ziemią. Odruchowo chwyciła i ścisnęła dłoń siedzącego obok Patricka. Mężczyzna uśmiechnął się blado jednak z jego oczu nie zniknął posępny wyraz, który towarzyszył mu od chwili, kiedy Temperance postanowiła wyjawić mu całą prawdę o sobie. Podczas lotu zadał jej jeszcze parę pytań dotyczących wcześniejszego życia, na które ona skwapliwie i szczerze odpowiedziała. Jednak ani razu podczas ich rozmowy nie przewinęła się tajemnicza postać mężczyzny, z którym współpracowała przez kilka lat. Patrick nie chciał zagłębiać się w szczegóły jej życia uczuciowego. Świadomość, że Sara… Temperance- poprawił się szybko w myślach, że Temperance kochała i prawdopodobnie nadal kocha innego wystarczająco go ubodła. Oboje szybko wysiedli z samolotu i podążyli na postój taksówek. Po kilkudziesięciu minutach znaleźli się w hotelu, w którym Patrick zarezerwował dla nich apartament. Brennan jak najszybciej chciała znaleźć się w Instytucie Jeffersona i przywitać się ze swoimi byłymi współpracownikami.
-Z przyjaciółmi.- wyszeptała i na jej twarzy pojawił się delikatny uśmiech.
-Słucham?- zapytał Patrick, wręczając napiwek i odprawiając boy’a hotelowego.- Mówiłaś coś?
-Nic ważnego.- odpowiedziała, podchodząc do narzeczonego.- Tak się cieszę, że znów tu wróciłam.
-Nie wątpię.- burknął Shaw, wymijając ją. Usiadł na kanapie i z ulgą wyciągnął przed siebie długie nogi.
-Co się dzieje?
-Nic szczególnego.- wzruszył ramionami.- W końcu wróciłaś do domu.
-Dom.- powtórzyła, uśmiechając się radośnie. Nigdy nie myślała o Waszyngtonie jako o swoim domu.- Tak, w końcu wróciłam do domu.
-To świetnie. Mam nadzieję, że załatwię tutaj wszystko możliwie szybko i w końcu ja też będę mógł wrócić do swojego domu.- dobitnie zaakcentował ostatnie słowo.
-Patrick…- przerwało jej pukanie do drzwi.
-Spodziewasz się kogoś?- zapytał, spoglądając w stronę wejścia. Pukanie rozległo się ponownie.
Brennan pokręciła przecząco głową po czym podeszła do drzwi i je otworzyła.
-Witaj Temperance. Jednak to prawda. Wróciłaś.
cdn
M&R
HURA!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! kolejna część!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
Dobra. To kto odwiedził Brennan?
Właśnie, kto odwiedził Brennan?! :)
A tak wogóle to część jak zwykle świetna...xD
Czekam na mam nadzieję szybki cdk... ^^
Fajna część:)
Interesujący zapis z pamiętnika Ann. Ciekawe kto odwiedził Temp, przecież prawie nikt nie wie, ze ona żyje. Czekam na kolejną część:)
nie mogę uwierzyc że piszecie drugi temat... naprawdę dużo sobie wyobrażałam jak może sie skączyc ta przygoda ale nie mam pojecia coście wymyśliły macie zamiar napisac drugi tysiąc? jak tak to jestem pod wrażeniem... acha i pewnie teraz dojdziecie do setki:)
Ta cała Ann jest najlepszym przykładem dziwnego pasażera naszego zwariowanego świata. Po co pisać pamiętnik szyfrem, skoro z założenia jest on przeznaczony tylko dla naszych oczu? Tylko pokręcona jednostka tak robi,a Ann do prostych nie należy... A co do zakończenia, to jest ono w stylu "Mody...";D Ktoś mówi "witaj", ale nie wiemy kto, choć 99,99% podejrzewa, że to Ridż.
Bredząca o poranku LG
Witam szanowne autorki, jak i fanów twórczości M&R. Czytam Wasze opowiadanie od początku (w wordz'ie ma już 198 stron). Jestem pod wrażeniem. Mimo paru wpadek, jesteście niesamowite. Wielkie brawa za tematykę odbiegająceą od łóżkowych spraw między Bones a Both'em.
och jak super ze napisalyscie kolejna czesc... niesamowite opowiadanie az trudno uwierzyc ze musialyscie zalozyc nowy temat... xD :)akcja powoli zaczyna sie wyjasniac :) bardzo sie ciesze i czekam na cd :)
Część jest fenomenalna! z resztą, jak każda Waszego autorstwa^^
Coś czuję, że tą osobą bd Cam, chociaż może się mylę. Zapewne się mylę xD
No cóż. Nie pozostaje mi nic innego, jak czekać na kolejną część. Pozdrawiam ; )
Genialnieee, niesamowicie, bosko! ;D Na prawdę, nadajcie temu opowiadaniu (właściwie to już jak książka jest xD) tytuł, to przy każdej okazji będę pisała je jako moją ulubioną książkę xD haha. Poważnie. Kocham to czytać. A co do tej części tak konkretniej to, ta Annie na prawdę jest jakaś chora. Kiedy pierwszy raz już dość dawno się pojawiła, w życiu bym nie pomyślała kim się okaże (chociaż w sumie nadal tego tak do końca nie wiemy xD w każdym bądź razie jest zła, bardzo zła.. ). Cieszy mnie powrót Tempe. Teraz tylko czekam aż się z Booth'em zobaczą. No i końcówka intrygująca.
Teraz dopiero doczytałam dedykację tego nowego tematu i wzruszyłam się niesamowicie. Laski, jesteście świetne. Powtarzam kolejny raz, że czuję się, jakbym Was znała wieki. Żałuję, że nie zawsze mam czas na konferencje, ale staram się odzywać w miarę możliwości...
Szkoda, że nie ma już z nami Piegżynatora. Miło by było, gdyby wpadła choć na chwilę.
Wiedzcie jednocześnie, że czyta Was wiele osób, które nie pozostawiają na forum śladu - jak ostatnio np. Gainka. W ich imieniu ściskam autorki serdecznie.
_LG_ zwykle niezbyt wspaniała
Proszę, kolejna część zgodnie z życzeniami :) Mamy nadzieję, że obyło się bez większych błędów. Zapraszamy do czytania i pozostawienia po sobie śladu w formie opinii- zarówno pozytywnej jak i negatywnej bo te także są mile widziane. Nie ma to jak konstruktywna krytyka :)
***88***
-Camille?!- wykrzyknęła zaskoczona Bones.- Ale… Ale jak? Skąd wiedziałaś?
-Twój ojciec zadzwonił i poinformował mnie o twoim zamiarze. Podzielam jego zdanie.- uśmiech jaki do tej pory widniał na twarzy doktor Saroyan, zniknął jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki.- Ale chyba nie będziemy o tym rozmawiać na hotelowym korytarzu?
Brennan zrobiła zapraszający gest i kobieta weszła do środka.
-Camille, proszę poznaj…
-Patrick Shaw.- lord podniósł się z miejsca uścisnął wyciągniętą dłoń kobiety, kłaniając się przy tym lekko.
-Camille Saroyan.
-Camille jest patologiem sądowym.- uzupełniała prezentację Bones.
-Bardzo mi miło poznać osobę z otoczenia Sa… Temperance.- poprawił się szybko Patrick.
-Patrick jest szkockim lordem i moim bliskim przyjacielem.- Brennan uprzedziła pytanie Saroyan wprawiając ją w lekkie osłupienie.
-Naturalnie.- kiwnęła głową i uśmiechnęła się.
Shaw wyprostował się gwałtownie, słysząc słowa jakimi go określiła jego narzeczona.
-Za pewne chcą panie zostać same więc pozwólcie, że się oddalę.- powiedział urażonym tonem, skinął lekko głową i wyszedł do drugiego pokoju, zamykając za sobą drzwi.
-Czy wy?- zapytała Cam robiąc nieokreślony ruch dłonią.
-Nie przyszłaś tu chyba, żeby rozmawiać o moim życiu osobistym?
-Racja.- przyznała Saroyan zbita nieco z tropu. Westchnęła ciężko.- Uważam, że nie powinnaś tu przyjeżdżać.
-Dlaczego? Potrzebujecie mnie.
-Doskonale sobie radziliśmy przez te ostatnie kilka miesięcy bez twojej obecności. Zresztą pomyślałaś o tym jak zareagują inni na wieść o tym, że żyjesz? Co zrobią kiedy się dowiedzą, że to właśnie ja pomogłam twojemu ojcu cię ukryć? W końcu co zrobi ta osoba, która próbowała cię zabić, jak się dowie, że jej wysiłki spełzły na niczym?
-Siostra Booth’a została porwana. Myślę, że moja wiedza i doświadczenie mogą się wam przydać.- zaoponowała Brennan.
-Martwa na pewno nam nie pomożesz.- mruknęła patolog.
-Potrafię o siebie zadbać.
Camille zmierzyła Brennan badawczym wzrokiem po raz kolejny westchnęła.
-W porządku.- zgodziła się.- Chyba powinnam opowiedzieć ci to, co ostatnio miało miejsce. Lepiej usiądźmy, gdyż trochę się tego nazbierało.
Zaczęło świtać, gdy Booth skończył czytać pamiętnik kobiety, którą tak niedawno pojął za żonę. Z każdym słowem, z każdym kolejnym zdaniem jego serce ściskała żelazna obręcz. Nie wiedział już co ma o tym wszystkim myśleć. Jedno jednak było pewne- z każdą chwilą malały szanse na odnalezienie jego córeczki całej i zdrowej.
-Oddam całą swoją roczną pensję za kubek gorącej, świeżej kawy.- jęknął Sweets przeciągając się na fotelu.
Seeley spojrzał na zegarek.
-Wpół do szóstej. Myślisz, że jest już może czynny jakiś bar?
-Nie zaszkodzi się rozejrzeć.- Lance wstał i zaczął krążyć po pokoju dla rozprostowania kości.
-Najpierw kawa potem ksiądz. Idziemy Słodki.- zarządził Booth sięgając po kurtkę.- Nie zapomnij o tym… czymś.- ostatnie słowo wypowiedział z wyraźnym obrzydzeniem, spoglądając na leżący na stole notatnik.
-Chyba jesteśmy na miejscu.- Booth zaparkowała naprzeciwko małego kościoła.
-Mam nadzieję, że znajdziemy jakiegoś księdza. Budynek nie wygląda na zadbany.- mruknął Sweets upijając łyk kawy z tekturowego kubka.- Ale obrzydlistwo.
-Wybacz, na stacji benzynowej nie mieli zatrudnionego baristy, który mógłby przygotować ci podwójne espresso.- rzucił Booth, wysiadając z auta. Spojrzał na trzymany w ręku kubek. Zrezygnował z dalszego spożywania płynu nieco na wyrost nazwanego kawą i wyrzucił ją do pobliskiego kosza na śmieci. Słodki miał rację mówiąc, że jest obrzydliwa. Nie czekając na swojego towarzysza przeszedł na drugą stronę ulicy i skierował się w stronę drzwi kościoła. Wszedł do środka. W ławkach gdzieniegdzie siedziało kila osób. Seeley przykląkł i przeżegnał się. Usiadł obok modlącej się starszej kobiety. Już miał odezwać się do niej, gdy do ołtarza podszedł niewysoki, nieco przygarbiony mężczyzna ubrany w szaty liturgiczne. Mocnym głosem, o który Seeley nigdy by go nie podejrzewał, rozpoczął mszę.
Ksiądz skończył obrządek i pożegnał się z wiernymi. Gdy ruszył w stronę zakrystii, Booth wyszedł z ławki i podążył w jego stronę. Lance, który dołączył do niego nieco później teraz stał się niemal cieniem agenta.
-Szczęść Boże.- powitał kapłana, uśmiechając się niepewnie.
-Szczęść Boże. Wybacz synu, ale spowiedzi słucham dopiero po śniadaniu.- powiedział ksiądz nie zaszczycając go nawet jednym spojrzeniem dalej rozbierając się z szat.
Na dźwięk słowa „śniadanie” w brzuchu Sweets’a głośno zaburczało. Seeley skarcił go wzrokiem
-No co? Nie pamiętam już kiedy ostatni raz jadłem coś porządnego.- Lance zaczął się usprawiedliwiać, jednak agent przerwał mu ruchem dłoni nakazując milczenie.
-Nie jesteśmy tu w sprawie spowiedzi. Nazywam się Seeley Booth i jestem agentem FBI, a to doktor Lance Sweets, psycholog. Prowadzimy pewną sprawę i potrzebujemy księdza pomocy.
Mężczyzna, dopiero teraz przystanął i spojrzał uważnie na swoich gości.
-O co chodzi?
-Mamy do przetłumaczenia pewien tekst. Sądzimy, że jest napisany w języku starołacińskim…- zaczął Lance, ściskając kurczowo w dłoniach dziennik.
-Nie tutaj. Chodźmy na plebanię.- zarządził ksiądz i poprowadził ich w stronę niedużego, drewnianego domku, znajdującego się na tyłach kościoła.
-Proszę panowie, usiądźcie.- wskazał na dwa skórzane fotele, stojące przy mosiężnym mahoniowym biurku. Sam zajął miejsce naprzeciwko nich.- A teraz powiedzcie mi dokładnie o co chodzi.
-Prowadzimy sprawę porwania kilkudniowego dziecka. Dziewczynka jest bardzo chora i potrzebuje opieki lekarskiej.- zaczął Sweets.
-Nie wyrywaj się przed szereg Słodki.- warknął Seeley, po czym spojrzał na nieco zdumionego księdza.- Odnaleźliśmy pamiętnik byłej parafianki księdza. Nazywa się Annie Kathrine Brown.
Na dźwięk nazwiska kapłan wyraźnie pobladł. Nie uszło to uwadze agenta, jednak postanowił mówić dalej.- W dzienniku znajduje się kilka rysunków i zapisków, których nie jesteśmy w stanie zinterpretować. Dlatego właśnie księdza chcemy poprosić o pomoc.
-Nie wiem czy… czy… czy będę umiał…- powiedział roztrzęsionym głosem mężczyzna.
-Nie ukrywam, że bardzo liczymy na księdza pomoc.- Seeley otworzył dziennik na stosownej stronie i podsunął mu go. Kapłan założył okulary i przez kilka minut, które Booth’owi wydały się być wiecznością, przyglądał się rysunkom. Pogładził starannie wykonane linie.
-Wyglądają znajomo, jednak nie jestem pewny gdzie je już widziałem. Cóż, uroki podeszłego wieku.- zaśmiał się nerwowo.
-A tekst? Czy jest ksiądz w stanie przetłumaczyć ten tekst?- zapytał Lance.
- Nigrum excitum, hederae suae hostis mei circumplica.*- przeczytał na głos i przez chwilę wpatrywał się w kartkę.-Nie wiem czy jestem dobrym tłumaczem, ale to brzmi jak… jak czarna śmierci, bluszczem swym wroga mego opleć.
-A dalej?- zapytał Booth notując tłumaczenie księdza na kartce wyciągniętej z kieszeni.
-Accerso obscura vigoris! Offero sanguis cum sanguis, os cum os. Ventum et sanatum animus atque corpus fidelis servi.**- przeczytał i zamknął oczy, próbując się skupić.- Przyzywam ciemne moce. Ofiaruję krew z krwi, kość z kości. Przybądź i uzdrów duszę i ciało wiernego sługi.- wyrecytował po chwili.
-Jest ksiądz pewny, że tak to właśnie brzmi?- zapytał Sweets, przyglądając mu się badawczo.
-Tak… tak.- wyszeptał i sięgnął do szuflady. Wyciągnął fiolkę, wysypał na dłoń dwie tabletki po czym szybko je połknął.- Ciśnienie.- wyjaśnił, zauważając pytające spojrzenie Booth’a.- Niestety, nie jestem w stanie wam powiedzieć nic więcej w tej sprawie.
-I tak nam ksiądz bardzo pomógł.- powiedział Seeley, wstając z miejsca.- Bardzo dziękujemy.
Pożegnali się szybko i wyszli.
-Pomógł nam?!- wykrzyknął Lance w drodze do auta.- Wcale nam nie pomógł. Przetłumaczył tylko dwa zdania. Przecież ich tam jest więcej.
-Uspokój się Słodki. To nie jest czas ani miejsce na tego typu dyskusje.- odpowiedział spokojnie Booth nie zwalniając kroku.
-Nie? Dlaczego nie?- dociekał dalej Sweets.
-Jesteśmy obserwowani.- odpowiedział cicho agent, sprawnym, niemal niezauważalnym ruchem, odpinając kaburę pistoletu.
cdn
M&R
* i **- wybaczcie, ale nie jesteśmy dobre w łacinie ;)
A tutaj znajdziecie całość bez niepotrzebnych błędów i wpadek:
http://bonesby.blog.onet.pl/
Ciekawe nie powiem, zakończenie też:) Jedno mnie zdziwiło Cam nie mówi na Bones Temperance,A Bones na Sorayan Camille, ale może się mylę:p
Czekam na cdk:)
Bones "zmartwychwstała" i w ogóle wiele się zmieniło, również w relacjach pomiędzy naszymi bohaterami..;)
Cieszymy się niezmiernie, że nadal nas czytacie i jesteście z nami! ;)
Nawet sobie nie wyobrażacie jak się cieszę, że już wstawiłyście kolejną część. Cudowna. Bardzo mnie cieszy to, że Brennan powiedziała, że Patrick to jej przyjaciel xD (w sensie wolałabym , żeby się w ogóle nie poznali, ale lepszy przyjaciel niż narzeczony..) Sprawa z Annie jest strasznie ciekawa. Myślę, że to opowiadanie na pewno zaciekawiłoby też ludzi którzy Kości nie oglądają. Ba! Jestem tego pewna. Zastanawiam się przez kogo są obserwowani Sweets i Booth, ale nie będę zgadywała bo i tak mi się nie uda xD Czekam na cd.!
bardzo ciekawie sie rozwija... och ciekawe co sie dalej wydarzy....:) mnie tez sie wydaje ze Brennan nigdy nie mowla do Cam Camile i Cam Temperance... ale i tak super czesc... czekam na cd :)
Jak się cieszę że Brennan wróciła xD i że może pomóc w znalezieniu siostry Bootha ;) z niecierpliwością czekam na spotkanie B&B ;) Pozdrawiam ;**
Ja się jeszcze nie wpisałam?!? Jakim cudem? Część czytałam tak dawno, że zapomniałam o niej... Największe wrażenie robią ofkors łacińskie zaklęcia i magiczne formuły. Aż chciałoby się przeżegnać i wyrecytować: Ego te exorciso, spiritus immunde. Część o krwi z krwi i kości z kości przypomina mi scenę finałową z Harry'ego Pottera 4;D
Podsumowując: Spora dawka grozy i ciekawy hangcliver
Zadowolona LG
Serdeczne życzonka, uśmiechu i słonka,
śniegu białego, pod choinką dużo dobrego,
a Sylwestra z Nowym Roczkiem,
przywitajcie chwiejnym kroczkiem;)
_____________./\.
____________ __>_<_
_____________Ѽ.\/ Ѽ
___________;->( ɕѼ Ҩ .
___________@.♥ '(█) ♥ *$
________Ѽ "( ()♥t (Ѽ)o*♥*
_______(█),-♥.-Ѽ _Q@,0 ɕ(█)
____________>o*oѼ @.<
_________o`-.♥.-@""-Q '♥~@'
______♥.'`Ѽ ♥ *Ѽ ɕҨ ‘♥ @`-.)
____Ѽ o (█). @* '-@Ѽ ’Q.*(█)’Ѽ
__________Ѽ -♥-'Ѽ ♥._ Ѽ
WESOŁYCH ŚWIĄT!!!
zona bootha to jakas psychopatka czy cos. swietne jak zawsze i jak zawsze czekam z niecierpliwoscia na cedeka!
zona bootha to jakas psychopatka czy cos. swietne jak zawsze i jak zawsze czekam z niecierpliwoscia na cedeka! czytam opko na innym forum ale tu skomentuje genialne!
Czyli Camille wiedziała o tym, że Bones żyje? Czego to się nie robi, żeby Tempe nie stała się Taylor :)
I kto obserwuje Słodkiego i Bootha?
dziewczyny gdzie ta czesc bo ja tu normalnie umre z ciekawosci... blagam !!! bedziecie mnie mialy na sumieniu...
Tak... jestem tego samego zdania, co moja przedmówczyni... my chcemy kolejnych części!!! ale pomysł z całą opowieścią miałyście świetny... pozdrowionka...
Również dołączam się do prośby o kolejną część. Może chociaż troszeczkę byście napisały? ;) Umieram już z ciekawości!
Będzie, wszystko będzie, jak tylko poradzimy sobie z przedświąteczną gorączką i kiedy Marlen w końcu się zbierze i wspomoże Rokitkę...;)
Wesołych Świąt!
Bez zmartwień,
Z barszczem, z grzybami, z karpiem,
Z gościem, co niesie szczęście!
Czeka nań przecież miejsce.
Wesołych Świąt!
A w Święta,
Niech się snuje kolęda.
I gałązki świerkowe
Niech Wam pachną na zdrowie.
Wesołych Świąt!
A z Gwiazdką! -
Pod świeczek łuną jasną
Życzcie sobie - najwięcej:
Zwykłego, ludzkiego szczęścia
_LG_
____________________$$$
_____________________$$$$$
___________________$$$$$$
_________________$$$$$$$
_______________$$$$$$$$_$$$$$$$$$$
______________$$$$$$$$$$$$$$$$$$
_____________$$$$$$$$$$$$$$$
____________$$$$$$$$$$$$$
___________$$$$$$$$$$$$
__________$$$$$$$$$$
_________$$$$$$$$$
________$$$$$$$$
_______$$$$$$$
______$$$$$$
______$$$$$
______$$$$
______$$$$
______$$$_____$
$______$$___$$
__$$$$$$$$$$$
___$$$$$$$$$
____$$$$$$$$$
___$$$$$$$$$$$$$
__$$$$$$$$$$$$$$$
__$$$$$$$$$$$____$
$_____$$$$
_______$$$
________$
Małą gwiazdkę przed świętami
Przyjmijcie proszę z życzeniami
Może spełni się marzenie
Białe Boże Narodzenie
Lub, gdy przyjdzie Wam ochota
Niech to będzie gwiazdka złota
Bo, gdy spada taka z nieba
Wtedy zawsze marzyc trzeba
No, a jeśli tak się zdarzy,
Że srebrzysta Wam się marzy
Możecie także taką zdobyć
I choinkę nią ozdobić
Gwiazda, gwiazdce zamrugała
I choinka lśni już cała
Naszych marzeń jest spełnieniem
Bo jest piękna jak marzenie
A pomarzyć czasem trzeba
Każdy pragnie gwiazdki z nieba.
Wesolych Swiat Bozego Narodzenia !!! :) :****
Życzę Tobie spełnienia wszystkich marzeń,
przychylności wszechświata,
siły w ramionach i czystego ognia w sercu,
co zapali wszystko wokół Ciebie szczęściem i radością.
Niech wszystko czego się dotkniesz,
stanie się pomocne w spełnieniu marzeń,
a każda najdrobniejszą nawet czynność
przybliża Ciebie do bycia
najszczęśliwszą i najbardziej uśmiechniętą osobą
spośród wszystkich ludzi.
Tak, tak... W końcu wróciłyśmy. Nie mamy nic na swoje usprawiedliwienie, prócz małych zawirowań zarówno w życiu osobistym jak i zawodowym. Bardzo Was przepraszamy, za tak długą przerwę. Pragniemy także wszystkim podziękować za świąteczne życzenia. Z naszej strony prosimy przyjmijcie najserdeczniejsze życzenia Szczęśliwego Nowego Roku 2010. Żeby Wasze marzenia, nawet te najbardziej śmiałe i nierealne spełniły się w mniejszym lub większym stopniu. Wszystkiego dobrego :)
A teraz zapraszamy do lektury. Wybaczcie błędy :/
***89***
Obaj mężczyźni wsiedli do zaparkowanego nieopodal auta.
-Booth? Co się dzieje?- zapytał Lance rozglądając się nerwowo wokół, starając się dostrzec to, co jego towarzysz.- Skąd wiesz, że jesteśmy obserwowani?
-Widzisz tego mężczyznę przy kościele i drugiego parę metrów dalej?- odpowiedział Seeley wkładając kluczyki do stacyjki.- Towarzyszą nam odkąd wyjechaliśmy z domu Annie.
-Jak myślisz, kto to może być?- Sweets zerknął ukradkiem we wskazanym przez agenta kierunku.
-Podejrzewam, że już niedługo się dowiemy.- uruchomił silnik i ruszył powoli.- Do tego jednak czasu miej się na baczności.
-Patrick?- Temperance weszła do pokoju, w którym zaszył się jej narzeczony, pozwalając porozmawiać jej na osobności z Camille. Mężczyzna siedział na fotelu tępo wpatrując się w okno. Na dźwięk jej głosu poruszył się.
-Tak?
-Chciałabym pojechać razem z doktor Saroyan do Instytutu.- powiedziała, siadając na przeciwko niego.
-Mam jechać z tobą?
-Jeśli chcesz.- uśmiechnęła się nieśmiało.
-A co z Malcolmem? Przebywa w areszcie. To raczej nie jest najlepsze miejsce dla szkockiego arystokraty.- w jego głosie pobrzmiewał sarkazm.
-Razem z Camille udamy się do FBI i dowiemy się o co w tym wszystkim chodzi.- delikatnie dotknęła jego dłoni.- Nie martw się. Jeśli Malcolm jest niewinny…
-On jest niewinny.- rzucił ze złością i podszedł do okna.
-W takim wypadku zostanie uwolniony.- odpowiedziała, ruszając za nim.- Patrick… Dlaczego jesteś taki oschły? Co się dzieje?
-Nic.- wzruszył ramionami.- A co może się dziać?
-Zupełnie nie rozumiem twojej oziębłości.- rzuciła i skierowała swe kroki do wyjścia.
-Temperance…- usłyszała chwytając za klamkę. Odwróciła się powoli.- Przepraszam.- wyszeptał Patrick i w ułamku sekundy był już przy niej.- Przepraszam cię za wszystko.- objął ją i zaczął całować.-Kocham cię i nie chcę cię stracić.
-Ja też… nie chcę… cię… stracić.- powiedziała pomiędzy kolejnymi pocałunkami.
-Dokąd teraz jedziemy?- zapytał Lance, nerwowo zerkając za siebie.
-Do biblioteki. Mam nadzieję, że tam znajdziemy coś, co by mogło nam pomóc.- Seeley również obserwował drogę, co i rusz patrząc w lusterka.
-Czy mi się wydaje, czy ten niebieski ford jedzie za nami już od dłuższego czasu?- w głosie Sweets’a zaczęły pobrzmiewać nutki paniki.
-Acha…- mruknął agent i nachylił się, sięgając ręką do kostki. Po chwili trzymał w ręku pistolet.- Trzymaj.- podał go doktorkowi.- Chyba umiesz strzelać?
-Kiedyś byłem w tym nawet niezły. Startowałem w konkursie strzelania z wiatrówki.- odpowiedział, chwytając broń niemal z nabożną czcią.
-Tak Sweets… Tylko, że to jest Beretta 92F, a nie wiatrówka.
-Uhmm…- wymamrotał psycholog, obracając pistolet w dłoniach.- Podoba mi się. Jest taki lekki i świetnie pasuje do mojej ręki.- na jego twarz wpłynął uśmiech szczęśliwego dziecka.
-Sweets…- Booth rzucił mu zaniepokojone spojrzenie.- Sweets!- powtórzył głośniej, chwytając ręką lufę niebezpiecznie wycelowaną w jego skroń.- Nie celuj we mnie!- ryknął, tracąc na chwilę panowanie nad autem.- Ona jest nabita. To tak gwoli przypomnienia.- dodał już spokojniej, wracając na swój pas ruchu.
-Przepraszam.- rzucił Lance i schował broń do kieszeni kurtki. Dalszą część drogi pokonywali w milczeniu poza krótkimi przerwami, gdy Booth zatrzymywał się i pytał o dojazd do miejskiej biblioteki. Gdy w końcu dotarli na miejsce, rozdzwonił się telefon Seeley’a.
-Booth.- rzucił do słuchawki.
-Hej. Tu Camille. Jestem właśnie w laboratorium i przeglądam wyniki badań DNA tego… znaczy się tych płodów, co je znaleźliście.- zawiesiła na chwilę głos, wzdychając.
-I co w związku z tym? Camille?
-Uważam, że powinieneś tu jak najszybciej przyjechać.- powiedziała w końcu.
-Nie możesz mi powiedzieć tego przez telefon?- zapytał nieco zirytowany. Nie lubił zmieniać swoich planów. To, co widział i co się dowiedział czytając pamiętnik swojej żony dostatecznie nim wstrząsnęły. Chciał jak najszybciej odnaleźć swoją córeczkę i siostrę. Z każdą chwilą coraz bardziej się upewniał w tym, że te dwa porwania są ze sobą w nierozerwalny sposób związane.
-Nie Booth. To nie jest rozmowa na telefon. Przyjedź jak najszybciej.- odpowiedziała Saroyan i się rozłączyła. Seeley sapnął z irytacją.
-Co jest?- Lance spojrzał na niego badawczo.
-Wracamy do Waszyngtonu.- schował telefon do kieszeni. Przed uruchomieniem silnika, zerknął we wsteczne lusterko. Niebieski ford stał zaparkowany kilkanaście metrów dalej.
-Nadal uważam, że to nie jest najlepszy pomysł.- mówiła Camille, podążając głównym hollem Instytutu Jeffersona.- Nie zdajesz sobie nawet sprawy z tego, jak twoje pojawienie się podkopie mój autorytet. A nie daj Boże, jak się dowiedzą, że brałam udział w tym ryzykownym przedsięwzięciu, jakim było sfingowanie twojej śmierci…
-Wszystko im wytłumaczę.- powiedziała Temperance i uśmiechnęła się. Właśnie dotarli do jej miejsca pracy. Na platformie krzątali się Hodgins i Zack. Towarzyszył im jakiś czarnoskóry, nieznany jej mężczyzna.
-Musiałam kogoś zatrudnić na twoje miejsce.- odpowiedziała na jej nieme pytanie Saroyan. Patolog podeszła do platformy i przeciągnęła przez czytnik swoją kartę. Głośne piknięcie akceptacji, sprawiło, że pracujący podnieśli głowy.
-Zack… Proszę cię, uszczypnij mnie…- mruknął Jack Hodgins.- Albo nie… Najlepiej mnie trzaśnij. Mam omamy. Czy ty też widzisz ducha Brennan?
-Zbiorowa halucynacja jest zjawiskiem dość powszechnym, jednak ja doświadczam jej po raz pierwszy.- odpowiedział Addy, mrugając kilka razy.
-To nie jest halucynacja.- powiedziała Temperance, nie przestając się uśmiechać.
Dwaj naukowcy, zbiegli po schodach, pozbywając się po drodze rękawiczek i przekrzykując się wzajemnie zaczęli ściskać antropolog.
-Ale jak…?!
-Skąd…?!
-W jaki sposób…?!
-Nie, to niemożliwe!
-Jakim cudem…?!
-Przecież ty nie żyłaś!
Uściski i okrzyki radości, przerwał przeraźliwy kobiecy krzyk i głuchy odgłos upadającego na posadzkę ciała.
cdn
M&R
No nareszcie... Już myślałam, że bedziemy poszukiwania na skalę światową organizować;) A opko jak zwykle świetne...tylko się zastanawiam jak też Booth zareaguje na widok Bones... to będzie dopiero jazda... czekam na cd. i nie zmuszajcie do kolejnego dłuuuuuuuuuuuugie czekania... plis
w koncu :) bardzo sie ciesze z kolejnej czesci... :) super ciekawe kto sledzi Bootha i Sweetsa... wszystko jest ciekawe ze nie sposob wymienic... :) z niecierpliwoscia czekam na cd i mam nadzieje ze nie bedziemy musieli dluuuuuugo czekac... :)
PS. Wszystkim na forum chcialabym zyczyc Szczesliwego Nowego 2010 Roku... :) dzieki za zyczenia :)
Pozdrawiam :)
No nareszcie :) już myślałam, że się nie doczekam :)
Część przecudowna... xD tylko jakoś przeszkadza mi tu pewna osoba... a mianowicie !!!PATRICK!!! :)
PS Też ciekawa jestem reakcji Bootha...
Życzę Wszystkim Szczęśliwego Nowego Roku :):*
Nawet nie wiecie jak się cieszę, że wreszcie wstawiłyście kolejną część! Mam nadzieję, że na następną nie będziecie kazały zbyt długo czekać, bo tego nie wytrzymam. xD
Ta część po prostu genialna! Jestem ciekawa czy Booth zobaczy się wreszcie z Brennan. Tak bym chciała, żeby wreszcie sobie wszystko wyjaśnili. Przybycie Bones do instytutu świetne. Mogę sobie wyobrazić miny Hodgins'a i Zac'a. ; )) Ale bardzo mnie niepokoi ostatnie zdanie! Czekam na ciąg dalszy ;)
PS: Również życzę Szczęśliwego Nowego Roku i masę weny! ;) ;**
Ach, dziewczyny! Pomiędzy sto lat, szczęścia i tak dalej, to CZY TYM PADAJĄCYM NA POSADZKĘ CIAŁEM NIE MOŻE BYĆ JAKIEKOLWIEK CIAŁO POWALONE PRZEZ HODGINSA TUDZIEŻ ZACKA, W PRZYPŁYWIE RADOŚCI Z WIDOKU TEMPE?? Bo ja już się boję tego czytać, jak znów kogoś zabijecie! :)
ufff...bardzo dawno tu nie zaglądałam...i widzę że dużo straciłam. Uwielbiam to opowiadanie. I czekam na więcej. I dziękuję Wam za taką dawkę adrenaliny...i w ogóle ta historia. No niepowtarzalna. Jeszcze raz wielkie dzięki! :)
Tak dawno tu nie zaglądałam, że wstyd spojrzeć w oczęta autorek. Książka zmierza nieubłaganie ku końcowi. Bones wraca i obściskuje wszystkich mniej lub bardziej, ale M&R nie byłyby sobą gdyby przy okazji nie padło jakieś ciało. Kto padł? Kto wrzasnął? Zachodzę w głowę od sylwestra ale wciąż nie wiem.
Zadumana LG
PS. To Beretta nie jest bronią redemptorystów;DDD?
WITAM JESTEM NOWA NA TYM FORUM ALE TYLKO CIAŁEM ,BO DUCHEM ŚLEDZĘ TU WSZYSTKO OD ROKU TAK SOBIE MYŚLĘ,ŻE JAK AUTORKI TEGO OPOWIADNIA SIĘ NIE ZLITUJĄ TO BĘDZIE KIEPSKO,LUBIĄ TRZYMAC CZŁOWIEKA W NAPIĘCIU,a CZŁOWIEK W NAPIĘCIU JEST SLABY I NAWET W PRACY WCHODZI NA FILMWEB I CZEKA A TU NIC ......
POZDRAWIAM I MAM CICHĄ NADZIEJĘ NA CDN..
Bardzo prosimy o wybaczenie. Nie mam razem z Marlen chwili wolnego czasu. M pracuje intensywnie i czeka na awans ;P a ja pracę pisałam i pisać dalej muszę. Na to wszystko złożył się jeszcze kompletny brak weny. No cóż... Dość tego użalania się. Nieco niżej znajdziecie świeżutki, nowiutki rozdział. Niestety żadne arcydzieło (na dokładkę krótkie) i za błędy bardzo przepraszamy. Zapraszamy do czytania i czekamy na Wasze opinie (zresztą jak zawsze) :)
***90***
Patrick instynktownie przysunął się do Temperance gotów bronić przed nieznanym zagrożeniem. Wokół zrobiło się małe zamieszanie. Co chwilę ktoś krzyczał żeby wezwać karetkę. Brennan wyjrzała zza pleców narzeczonego po czym z cichym okrzykiem podbiegła do leżącej na podłodze kobiety.
-Angela…- uklękła przy niej wcześniej nieco brutalnie odsuwając Zack’a.- Angela?
-Nic jej nie jest.- uśmiechnął się Hodgins, trzymając głowę narzeczonej na kolanach.- Tylko zemdlała.
-Ja… Ja nie… Ja nie mdleję.- wymamrotała Montenegro powoli odzyskując świadomość.- Po prostu chyba się czymś strułam i mam halucynacje.- mówiła dalej nie otwierając oczu.- Wydawało mi się, że widzę Temperance.
-Ange, nie wydawało ci się.- w głosie Jack’a pobrzmiewało rozbawienie. Czułym gestem odgarnął jej włosy z czoła.- Proszę cię skarbie, otwórz oczy.
Kobieta posłusznie uniosła powieki i zaraz je zacisnęła z cichym okrzykiem.
-Angela, to naprawdę ja.- wyszeptała Temperance tonem nabrzmiałym od łez. Plastyczka kolejny raz otworzyła oczy i ze skupieniem zaczęła lustrować twarz przyjaciółki.
-To ty… To naprawdę jesteś ty!- wykrzyknęła płacząc i śmiejąc się jednocześnie. Usiadła i wyciągnęła ramiona przyciągając do siebie „zmartwychwstałą” antropolog.- Musimy poważnie porozmawiać.- mruknęła jej do ucha.
-Wszystko ci wyjaśnię.- odpowiedziała Tempe, uśmiechając się.- Wszystko…
Zimno… Było jej przeraźliwie zimno. Drżał w niej każdy najdrobniejszy mięsień.
Płacz… Ktoś gdzieś w oddali płakał.
Ciemność… Nie potrafiła zmusić swoich oczu aby się otworzyły.
Ból? Nie, już nic ją nie bolało. Odpływała w niebyt.
Booth zaparkował z piskiem opon przed Instytutem. Był wściekły. Śledztwo nie ruszyło naprzód nawet na milimetr, a mieli coraz mniej czasu.
-Nie rozgaszczaj się za bardzo.- mruknął Seeley, wysiadając z auta.- Dowiemy się co ma nam do powiedzenia Camille i wracamy do miasteczka.
Sweets pokiwał głową i obaj mężczyźni ruszyli w stronę wejścia. W Instytucie panowało jakieś poruszenie. Pracownicy zbici w kilkuosobowe grupki szeptali między sobą z ożywieniem. Gdy przechodził obok nich zauważył, że niektórzy patrzyli na niego w jakiś nieodgadniony sposób, pozdrawiając skinieniem głowy i zagadkowym uśmiechem.
-Co tu się dzieje, do jasnej cholery?- warknął Booth, przyśpieszając kroku.
Doktor Saroyan siedziała w swoim gabinecie i przeglądała wyniki badań DNA. Gdy technicy przywieźli do laboratorium zakonserwowane embriony, znalezione przez Booth’a i Sweets’a, długo nie mogła do siebie dojść. Jeszcze gorzej się poczuła, gdy zobaczyła wyniki badań DNA. Wpatrywała się tępo w jedną z kartek.
-Boże, jak ja mu o tym powiem?- szepnęła smutno i odłożyła dokument na stertę pozostałych. Wyniki otrzymała rano. Zanim pojechała do hotelu, gdzie zatrzymała się Brennan, zadzwoniła do Seeley’a i zażądała jego natychmiastowego pojawienia się w Instytucie. Wtedy jeszcze nie wiedziała, że Temperance także zamierza tu przyjechać. Chciała tylko pomóc, a będzie tak jak zwykle. Wszyscy się na nią śmiertelnie poobracają. Westchnęła ciężko i ukryła twarz w dłoniach. Z nieciekawych myśli jakie właśnie zaczęły jej przebiegać przez głowę wyrwał ją męski głos.
-Cam, o co chodzi?- rzucił Booth bez zbędnej zabawy w pytania „cześć, co słychać”.
-Seeley…- kobieta drgnęła i spojrzała na swojego gościa.
-Tak, to ja. Spodziewałaś się zobaczyć ducha?- zapytał ironicznie.
-Jeden na dzień mi wystarczy.- mruknęła.- Siadaj.- ruchem ręki wskazała puste krzesło naprzeciwko siebie.
-Co mam przez to rozumieć?- mężczyzna popatrzył uważnie na swoją przyjaciółkę.
-Nic, absolutnie nic.- Saroyan starannie unikając jego wzroku sięgnęła po plik kartek i mu je podała.- Tak mi przykro Seeley.- szepnęła splatając nerwowo palce.
Zdezorientowany zaczął machinalnie przeglądać dokumenty. Camille z przerażeniem zaczęła obserwować twarz Bootha, która najpierw zrobiła się trupio blada by potem przybrać kolor czerwony i wrócić do szarej bieli.
-Co… C-Co to ma znaczyć?- wykrztusił i rzucił papiery na biurko.
-To wyniki badań DNA zebranego materiału dowodowego.- powiedziała zimno Cam. Zbytnie okazywanie współczucia mogło tylko pogorszyć sprawę.
-Nie… To nie może być prawda.- wyszeptał Booth i zacisnął pięści.
-Nie może być mowy o pomyłce. Kazałam powtórzyć badanie tej próbki. Wyniki są jednoznaczne. To był twój syn Booth.- w oczach Camille zalśniły łzy.- Twój i Annie. Materiał genetyczny do porównania zdobyto z jej szpitalnych rzeczy, twój jest w bazie.
-O Boże…- z cichym okrzykiem wybiegł z gabinetu. Pędził na oślep i po chwili znalazł się w sali sekcyjnej. Rozejrzał się nieprzytomnym wzrokiem. Gdy ujrzał duży, stalowy stół z rynienkami i przytwierdzonymi do niego miskami, zrobiło mu się niedobrze. Z prędkością błyskawicy pokonał odległość jaka go dzieliła od metalowego zlewu i zwymiotował do niego.
Syn… Jego syn…
Oparł rozpalone czoło i chłodne drzwiczki szafy i przymknął oczy. Przez jego umysł zaczęły przewijać się informacje zawarte w dopiero co przeczytanym raporcie.
MATERIAŁ- płód ludzki; szacowany wiek 28-30 tydzień… PŁEC- mężczyzna… MATKA- Annie Brown… OJCIEC- Seeley Joseph Booth… PRZYCZYNA ŚMIERCI- uduszenie wskutek niedostatecznego rozwoju płuc, wady genetyczne…
-Booth? Wszystko w porządku? Booth?- znajomy kobiecy głos wwiercał się w jego podświadomość.
Boże… Ja chyba już do końca postradałem zmysły.- pomyślał i dla lepszego efektu uderzył głową o niewinny mebel.- Wynoś się… Wynoś!- zaczął gorączkowo szeptać.- Wynoś się z mojej głowy.
-Co się dzieje? Booth…
Drgnął, czując czyjąś dłoń na ramieniu. Powoli otworzył oczy i spojrzał w stronę skąd dochodził głos.
-Bones…
cdn
M&R
p.s. Do wszystkich, którzy lubią czytać ff o postaciach z Harrego Potter'a: nieco niżej znajdziecie link do bloga z takim właśnie opowiadankiem. Dokładniej jest to ff o dosyć nietypowym, ale bardzo popularnym w sieci paringu. Ciekawi? Zajrzyjcie i zobaczcie co się zalęgło w zagrypionym umyśle Rokitki
http://anotherstory.blox.pl/html
Zapraszam
R.
I przerywacie w takim momencie zostawiając nas w niepewności reakcji Bootha... wy to umiecie utrzymać napięcie... czekam z niecierpliwoścą na kolejną i kolejną i kolejną itd. część
swietna czesc... :) musialyscie przerwac akurat w takim momencie??? czekam na cd
PS> zycze duzo duzo weny aby kolejne czesci pojawialy sie znacznie szybciej i przyplywu czasu... :)
Hm, te płody hodowane jak na farmie i zawiłości odnośnie progenitury, powiązania po mieczu i kądzieli... przypominają mi "TXF" kiedy to Scully znalazła swoją córkę, której nie urodziła i zaszła w ciążę gdy nie mogła mieć dzieci... Dość to upiorne nawet po latach.
Wspominająca LG
Straszne te hodowane płody. Ciekawe jak Booth zareaguje na spotkanie z Bones i co jej powie. Czekam na cd.
Jak mogłyście w takim momencie przerwać!? Te płody to wszystko jest takie straszne i smutne... ciśnie się na usta "biedny Booth". Cieszy mnie to, że wreszcie spotkał się z Bones.. Nie mogę się doczekać przebiegu ich rozmowy.. Czekam z niecierpliwością na ciąg dalszy!!!
Powiedzcie mi dziewczyny, jak tu się zebrać do nauki, kiedy chciałoby się siedzieć przez cały dzień na filmwebie i rzucać komentarze "Dlaczego przerywacie w takim momencie?!?!?!" "Kiedy następna część????" (z naciskiem na KIEDY :D)?? Plus ten blog o Harrym Potterze... coś czuję że naprawdę nie zdam matury ;];];]
Dziewczyny, ja jestem dopiero od niedawna, ale w jeden dzień przeczytałam całe opowiadanie. Suuuuuuuper. Tylko tyle
mogę powiedzieć (to znaczy że jestem pod wielkim wrażeniem, bo normalnie gadam jak najęta). A teraz błagam dajcie
nową cześć!!!! Kilka razy dzienne sprawdzam i nic chcecie mieć 15 latkę na sumieniu?? Proszę dodajcie!!