Jest to moje pierwsze opowiadanie. Mam nadzieję, że Wam się spodoba.Jesli tak to spróbuję napisać kolejne części. Jeśli nie to po prostu przestanę pisać. Sorki za błędy.
Pewnej soboty Brennan postanowiła iż zrobi małe porządki w swoim mieszkaniu. Najpierw otworzyła szufladę, aby przejrzeć stare rzeczy. Nagle natrafiła na starą teczkę, w której były nieliczne zdjęcia z jej dzieciństwa. Była lekko zdziwiona skąd ta teczka się u niej znalazła. Tempe wzięła ją do ręki i usiadła na kanapie. Było tam zdjęcie, które szczególnie przykuło jej uwagę. Ona miała wtedy około 5 lat. Siedzi na ławce z chłopcem około 8 lat. Próbowała sobie przypomnieć kim był ten chłopiec, lecz nie mogła. Nagle do drzwi zadzwonił dzwonek. Bones wstała i otworzyła. U progu pojawił się Booth.
- Cześć Bones.
- Booth? Co ty tutaj robisz? Przecież miałeś ten weekend spędzać z Parkerem.
- Niestety Parker jest chory i musi leżeć w łóżku. Byłem u niego gdy nagle zadzwoniła do mnie Cam. W jednym z opuszczonych domków przy lesie znaleziono ciało kobiety i dziecka. Wezwano nas.
- Mogę wejść czy mam tak stać przy wejściu?
- Jasne, że możesz. Wchodź!
- O! Bones. Widzę, że zebrało ci się na porządki.
- Człowiek czasami ma potrzebę...
- Dobra już wszystko wiem...
- Dlaczego zawsze mi przerywasz gdy chcę powiedzieć coś mądrego?
- Nie obrażaj się. Po prostu czasami mogłabyś mówić bardziej po ludzku.
- Przecież ja mówię po ludzku!
- Bones ty nic nie rozumiesz. Ale mam nadzieję, że wkrótce się nauczysz. Zbieraj swoje manatki i jedziemy.
- Jakie manatki? Ja się nigdzie nie wyprowadzam!
- O nie! Znowu to samo-pomyślał Booth. Chodzi mi o to, że masz zabrać ze sobą ten twój sprzęt i jedźmy.
- Dobrze.
Bones zniknęła w pokoju by poszukać swojej torby. Booth usiadł na krześle i postanowił, że zajrzy do tajemniczej teczki leżącej na stole. Otworzył ją. Jego oczom ukazało się zdjęcie małej dziewczynki z chłopcem. Nagle do salonu weszła Bones.
- Booth! - mężczyzna aż podskoczył. Ja nie przeszukuję twoich prywatnych rzeczy.
- Przepraszam cię Temperanence, ale nie było cię tak długo, a ja nie miałem co robić.
- Jesteś jak małe dziecko, którego nawet na chwilę nie można pozostawić samo. Dlaczego tak oficjalnie się do mnie zwróciłeś?
- Nie wiem o co ci chodzi.
- Temperanence. Zazwyczaj mówisz do mnie Bones.
- W związku z zaistniałą sytuacją...Tak w ramach przeprosin...
- Booth już wszystko rozumiem.
- Naprawdę?
- Naprawdę. Jedźmy już.
- Bones.
- Tak?
- Mam jedno pytanie.
- No to pytaj.
- Skąd masz to zdjęcie, które było w teczce?
- Masz na myśli to z nieznajomym chłopcem?
- Tak.
- A dlaczego pytasz?
- Znam tego chłopaka.
- Tak? To powiedz mi kto to!
- Tym chłopcem jest...
Świetnie się zaczyna ,,Tym chłopcem jest..." pisz szybko kolejną część. Może jeszcze dzisiaj kawałek?
mam nadzieję że to będzie zdanie: Tym chłopcem jestem ja- odpowiedział Booth. ;)Czekam na CD ponieważ zapowiada się niezłe opowiadanie . Pozdr
Jesli tym chlopcem bedzie Booth to padne! super opowiadanie czekam na cedeka!
Dziękuję za miłe komentarze. A oto następna część mojego opowiadanka.
- Tym chłopcem jest...
- Powiesz mi w końcu czy nie?
- No dobrze. Tym chłopcem jestem ja...
- Jak to? To przecież niemożliwe.
- Przez pewien czas wraz z rodzicami mieszkaliśmy w małym miasteczku. Niestety nie pamiętam jak się nazywało. Obok nas mieszkała rodzina z dwójką dzieci. Chłopcem i dziewczynką. Pewnego dnia grałem w parku z kolegami w piłkę. Po drugiej strony ulicy zobaczyłem małą dziewczynkę. Przerwałem grę i podszedłem do niej. Zapytałem się jak się nazywa, a ona odpowiedziała, że Joy Keenan. Wtedy skojarzyłem, że jesteś moją nową sąsiadką. Odprowadziłem cię do domu bo jak się okazało zabłądziłaś. A po za tym mam w domu identyczne zdjęcie. Bones to my jesteśmy na nim razem.
- To niemożliwe. Ja nigdy się nie zgubiłam i nic nie pamiętam.
- Tempe! Byłaś wtedy małym, bezbronnym dzieckiem, które tak jak ja od niedawna mieszkało na tej ulicy. Od tamtego momentu przyjaźniliśmy się. Aż do czasu gdy wy się wyprowadziliście.
- Dlaczego nic mi wcześniej nie powiedziałeś?
- Sam nie wiedziałem, że to ty. Teraz inaczej się nazywasz, zmieniłaś się, jesteś kobietą. Nie kojarzyłem cię z tą małą dziewczynką ze zdjęcia.
Brennan przez dłuższą chwilą stała przed drzwiami swojego mieszkania w osłupieniu. Nie wiedziała co powiedzieć. Co myśleć. Nagle zadzwonił telefon Bones. Była to Angela.
- Kochanie gdzie jesteście? Już dawno powinniście pracować nad sprawą. Czy cos się stało?
Brennan zerknęła na zegarek. Rzeczywiście. Dyskusja z Boothem zajęła jej sporo czasu.
- Zaraz tam będziemy.
- Do zobaczenia w instytucie.
Brennan szarpnęła Booth'a za rękę i udała się ku wyjściu. Wsiadła do samochodu. Booth również. Nie odzywali się do siebie. Gdy tak jechali w pewnym momencie Brennan kazała Booth'owi zatrzymać samochód.
- Czy coś się stało?
- Booth czy nie sądzisz, iż jest to bardzo dziwne.
- Ale o czym mówisz?
- O nas. Znaliśmy się od dzieciństwa, a tak naprawdę jesteśmy dla siebie obcy. - Może to zrządzenie losu?
- Nie wierzę w przeznaczenie.
- A może jednak powinnaś zacząć wierzyć? Jedźmy już bo będą się niecierpliwić. Później o tym porozmawiamy.
Znów wsiedli do samochodu i jechali w milczeniu. Gdy dojechali na miejsce ekipa FBI już pracowała. Brennan weszła do środka bardzo zaniedbanego i starego, drewnianego domku. Zwłoki kobiety i dziecka były skrępowane i umieszczone w tapczanie. Brennan zaczęła oględziny.
Kobieta rasy białej. Wiek około 30-35 lat. Wzrost 155-165 cm. Liczne skaleczenia. Dziecko-dziewczynka rasy białej wiek 4 - 6 lat. Wzrost 120 cm. Zwłoki należy przewieść do instytutu by ustalić przyczynę zgonu.
W INSTYTUCIE
Kobieta jest matką tego dziecka. Została zamordowana. Była we wczesnej ciąży jednak nie znaleźliśmy płodu. Wygląda na to, że ktoś wyjął z kobiety nienarodzone dziecko i coś z nim zrobił.
- Widać, że zabieg został wykonany bardzo profesjonalnie- odparł Zack.
- A co z dziewczynką? - zapytała Angela
- Została związana i włożona razem z ciałem matki do tapczanu. Umarła z braku odpowiedniej ilości tlenu.
Obok stał Booth i nie mógł uwierzyć w to co usłyszał.
- Gdybym dorwał tego drania to bym mu nogi...
- Booth! Twoje zachowanie jest irracjonalne.
- Bones! Ktoś kto zabija matkę i dwójkę dzieci nie jest zdrowy umysłowo!
- Booth może dowiesz się coś o rodzinie zamordowanych?
- Właśnie po to tu przyszedłem. Nikt nie znał tej rodziny. Kobieta nazywała się Allison Costly. Córka Amanda Costly. Mieszkały razem z mężczyzną o nazwisku Petterson. Facet zaginął i nikt go nie widział. Z resztą trudno się dziwić skoro mieszkali z dala od społeczeństwa.
Nagle Angela przyniosła zdjęcie.
- Znalazłam tego faceta. Był ginekologiem w Kaliforni. Zwolniono go po tym, gdy odkryto, że dokonuje nielegalnych aborcji. Później słuch o nim zaginął.
- Brennan: To by wyjaśniało zaginięcie płodu. Tylko jak go teraz odnajdziemy?
- Booth do Angeli: Zrób kopię tego zdjęcia. Roześlę je do wszystkich komisariatów.
- Dobrze Booth.
Na drugi dzień zdjęcie niejakiego Pettersona znalazło się we wszystkich jednostkach. Nawet w gazetach.
Od samego rana ekipa nadal pracowała nad zwłokami. Nikt jednak nie wiedział, że pod Jeffersonian stoi bardzo dziwny samochód.
Booth jak zwykle zaparkował swojego SUVA koło samochodu Brennan. Chciał już wejść do instytutu gdy nagle dwóch wysokich mężczyzn wysiadło z samochodu i zaatakowało Booth'a. Trzymając pistolet przy jego skroni weszli do instytutu.
- Ochrona wam nic nie pomoże. Jeśli ktokolwiek, nawet z ochrony się ruszy zabiję waszego dzielnego rycerza!
W instytucie wszyscy byli przerażeni. Tylko Brennan wstała i chciała ruszyć w stronę napastników. Jeden z nich odparł:
- Rusz się dalej ślicznotko to Twój przystojniaczek straci jaja!
- Jakie jaja ? Zastanawiała się Tempe. Na to Angela: Kochaniutka tym zwyrodnialcom chodzi o... no wiesz.. o penisa.
- Trzeba było tak od razu.
- Nie gadać laleczki! Oddajcie zwłoki i zapomnijcie o całej tej sprawie, a ja wam oddam waszego agencika.
- Brennan: Nigdy w życiu!
- Czy, aby na pewno pani "Bones"?
- Nie masz prawa do mnie tak mówić. Tylko Booth się może do mnie tak zwracać rozumiesz??
- O i do tego waleczna. Czy zawsze jesteś taka sexi jak się złościsz?
Brennan puściły nerwy. Z jednej strony chciała odzyskać Booth'a a z drugiej przyłożyć bandytom. Nagle wpadł jej do głowy pewien pomysł...
bardzo mi się podoba.. robi się ciekawie. :D
Nie mogę się doczekać kolejnej części..
Spodziewałam się że to Booth jest na zdjęciu. Ciekawe na jaki pomysł wpadła Brennam. Czekam z ciekawością na kolejną część.
Przeznaczenie! To na pewno! :]
FF zapowiada się rewelacyjnie, nie ma to jak zrządzenie losu, trochę dramatyzmu i całkowity brak wiedzy o życiu Bones :]
Czekam na kolejną część.
A oto następna cześć mojego opowiadanka.
Nagle wpadł jej do głowy pewien pomysł.
- Słuchajcie! Co wy sobie wyobrażaliście. Że wpadniecie do instytutu, weźmiecie kogoś za zakładnika, a ja wam oddam szczątki?
Atmosfera stała się nie do zniesienia. Wszyscy myśleli: Co ona wygaduje? Tylko pogarsza sytuację.
- To dobrze myśleliście. Oddam wam kości.
- Booth: Bones nie rób tego! Chcesz ich tak puścić bezkarnie? To nie w twoim stylu!
- Jeden z bandytów: Zamknij się! Chcesz żyć? Niech robi to co powiedziała a nikomu nic się nie stanie.
Brennan do Zack'a: Zack idź do pomieszczenia, w którym przetrzymujemy szczątki zmarłych.
- Ale przecież tam są szczątki... (nie zdążył dokończyć gdyż Brennan przerwała mu)
- Wiem jakie są tam szczątki. Zapakuj je do plastikowej torby i oddaj.
Brennan miała na myśli plastikowe kości. Bardzo przypominające prawdziwe.
- Jeden z nas pójdzie z tą lalunią i chłoptaszkiem, a ja zostanę z rycerzykiem. Reszta na ziemię i nie ruszać się.
Napastink poszedł za Tepme i Zack'iem. Na pierwszy rzut oka Brennan spostrzegła, że nie potrafi on odróżnić kości zwierzęcej od ludzkiej. Kobieta zapakowała starannie kości i podała je mężczyźnie. Ten zabrał worek i rzekł:
- Peter mamy to co chciałeś. Teraz oddaj tego gościa i zwiewamy.
- Nie próbujcie jechać za nami bo źle skończycie.
Napastnik rzucił Bootha na ziemię i rzekł:
- Teraz szukajcie sobie nowej pracy. (i wyszli)
Brennan szybko podbiegła do Booth'a i pomogła mu wstać.
- Dzięki Bones. Uratowałaś mi życie.
- Ty zawsze mi pomagałeś. Nawet gdy byliśmy dziećmi. I pocałowała go w policzek.
Nikt nie wiedział o co chodzi. Booth stał zaskoczony.
- Słuchajcie, a co z tymi dwoma?
- Nie martwcie się. FBI na pewno już się nimi zajęła. Wszystkie drogi są obstawione patrolami. Nie wymkną się nam.
I rzeczywiście tak było. Zaraz po tym zdarzeniu FBI dorwało mężczyzn. Jednym z nich był Petterson. Zabił swoją konkubinę ponieważ zaszła w ciąże z innym. Nie mógł znieść tej zdrady i zabił Allison. Nienarodzone dziecko wrzucił do pieca i spalił. Mała Amanda również nie byłą jego córką. Petterson udawał, że je pokochał dlatego, że nie mógł znaleźć kryjówki. Znalazł naiwna kobietę z dzieckiem i ją wykorzystał. Drugi nazywał się Daniel Colderberg. Chciał sobie dorobić na boku. Teraz odpowie za współudział w morderstwie.
- I to jest dowód na to, że miłość nie istnieje- odparła Tempe
- Nie wszyscy mężczyźni są takimi draniami. Niektóre kobiety nie widzą prawdziwej miłości, a ona jest tuż obok nich-rzekł Booth
Angela wiedziała o co mu chodzi.Tylko Brennan nic z tego nie rozumiała. Po całej tej akcji Angela postanowiła dowiedzieć się od swojej najlepszej przyjaciółki o co chodzi z tym dzieciństwem- jej i pana czarującego. Gdy Brennan szła do swojego gabinetu Angela ją zaczepiła.
- Słuchaj kochana. Nie rozumiem pewnej rzeczy. Czy ty i Seely się już znaliście?
- Nie mam ochoty o tym rozmawiać.
- Skarbie jestem twoja przyjaciółką i to możesz powiedzieć.
Brennan opowiedziała wszystko Angie. Ta długo stała z zapartym tchem i nie wiedziała co powiedzieć. W końcu się odezwała:
- Skarbie czy ty nadal nic nie rozumiesz? To jest jakieś zrządzenie losu. Ten facet jest ci pisany. Zastanów się za nim stracisz Bootha.
Po zakończonej pracy Temperanence chciała jak najszybciej wrócić do swojego mieszkania, by wszystko przemyśleć. Już chciała ruszyć gdy nagle silnik zgasł i nie chciał odpalić. Tak się stało, że Booth był w pobliżu i zaproponował Tempe, że odwiezie ją do domu. Przez cała drogę nic nie mówili. Gdy dotarli pod mieszkanie Bones pożegnali się. Po chwili Brennan zniknęła w drzwiach. Booth zawsze czekał, aż w jej mieszkaniu zapali się światło i dopiero odjeżdżał. Jednak dzisiaj stało się coś innego. Gdy Brennan weszła na swoja klatkę zobaczyła, że pod drzwiami stoi duży kosz, a w nim coś jest. Nie wiedziała czy ma zajrzeć. A co jeśli tam jest bomba, albo jakieś ciało? Zazwyczaj była odważna, ale tym razem ją to zaniepokoiło. Natychmiast zadzwoniła do Bootha. Za nim od przybiegł Brennan zajrzała do koszyka i znalazła w nim malutkie dziecko. Nie wiedziała co robić. W tym czasie przyszedł Booth. Był bardzo zdziwiony.
- Bones czyje to dziecko?
- Nie wiem. Gdy przyszłam koszyk stał pod moimi drzwiami.
- Weź mała do mieszkania, a ja spytam się sąsiadów czy ktoś czegoś nie wie o małym dziecku.
- Dobrze.
Brennan wzięła dziecko na ręce i zaniosła do mieszkania. Położyła maleństwo na tapczanie i sama zdjęła kurtkę. Nie wiedziała co robić. Po części wiedziała jak się zajmować niemowlakiem. Nauczyła się tego gdy opiekowała się małym Andym, podczas jednej ze spraw. Brennan sprawdziła jakiej płci jest dziecko. Okazało się, że jest to dziewczynka. Mała obudziła się i spojrzała na kobietę swoimi dużymi, piwnymi oczami. Brennan wpatrywała się tak w nią przez chwilę. Nagle do mieszkania wszedł Booth. i powiedział:
- Nikt nic nie słyszał o małym dziecku. Wygląda na to, że ktoś je tutaj podrzucił. Może matka nie miała warunków by wychowywać dziecko?
- Nie mam pojęcia. Wiem jedno. Nie możemy jej tak zostawić.
- Mam pomysł. Pojeżdżę po mieście i poszukam jakiś otwartych sklepów, żeby kupić mleko, butelkę, smoczek i jakieś ciuszki.
- Trzeba małą zabrać do lekarza, aby się upewnić, że jest zdrowa.
- Ok. Owiń ją w jakiś czysty koc i jedziemy.
Po jakiś 15 minutach Brennan była już u lekarza razem z mała, a wtym czasie Booth szukał otwartych sklepów.
U LEKARZA
- Czy jest pani matką tego dziecka?
- Nie. Znalazłam ją przed drzwiami swojego mieszkania.
- Dlaczego pani nie zgłosiła tego na policję?
- Właściwie sama nie wiem dlaczego.
- Mała jest zdrowa. Trzeba ją tylko nakarmić i wykąpać. Może już pani odejść.
- Jak to? Bez dziecka nigdzie nie pójdę.
- Jest pani dla niej obca osobą. Dzieckiem zajmie się opieka społeczna do czasu gdy ktoś się po nią nie zgłosi.
- A później co z nią będzie?
- Pewnie dom dziecka.
- Nie pozwolę na to. Czy mogę zostać rodziną zastępczą dla małej?
- Tak. Oczywiście jeśli spełni pani pewne warunki.
- Czy wie pani kim jestem?
- Nie.
- Nazywam się Temperanence Brennan. Jestem wybitnym antropologiem sądowym. Czy to za mało?
- Proszę wybaczyć. To ułatwi sprawę, ale do tego czasu dziecko zostaje u nas.
- Jutro się tu na pewno pojawię!
W tym czasie Seely zrobił zakupy i czekał za Bones na poczekalni. Brennan wyszła wściekła z gabinetu. Opowiedziała wszystko Boothowi.
Booth do Brennan: Spodziewałem się takiego przebiegu sytuacji, ale nie chciałem cie niepokoić.
- Czy wszystko musi być tak skomplikowane? Seely ja nie pozwolę żeby to dziecko lata swojego dzieciństwa spędziło w domu dziecka. Sama znajdę jej rodzinę albo ja nią zostanę. Czy to się komuś podoba czy nie.
Booth objął ramieniem Tempe i zaprowadził do samochodu. Później odwiózł ja do domu. W szedł razem z nią do mieszkania.
- Jesteś gotowa, aby zostać matką dla tej dziewczynki? Nigdy nie miałaś większego kontaktu z małymi dziećmi. Bardzo szybko podjęłaś tą decyzję. Nie chcę żebyś to robiła pochopnie.
- Jestem. Gdy nikt się po nią nie zgłosi to ja ją zabiorę.
Booth usiadł razem z Tempe na kanapie. Ona w milczeniu wtuliła się w jego ramię, a później zmęczona usnęła. Booth przykrył ją kocem i wyszedł. Udał się do swojego mieszkania i myślał co to będzie jeśli ona podejmie się wychowania dziecka? Prawie od zawsze była samotna. Sama decydowała o sobie. Dziecko to duże wyzwanie, ale może to ją zmieni?
NASTĘPNY DZIEŃ
Brennan od samego rana spakowała torbę i udała się do placówki, w której znajdowała się mała. Chciała jak najszybciej załatwić ta sprawę.
Natomiast w instytucie wszyscy się zastanawiali gdzie jest Brennan. Ona zawsze punktualna dzisiaj się spoźnia. Nagle do Jeffersonian wpadł Booth i oznajmił, że Brennan bierze dwa tygodnie urlopu. Wszystkich to dziwiło. Bones zawsze była pochłonięta praca, nigdy nie chciała wolnego, a teraz z niewyjaśnionych przyczyn chce urlopu. Seely poszedł to Cam i jej wszystko opowiedział. Kontem ucha Angela usłyszała tę rozmowę i za chwilę cały instytut wiedział o tej sprawie.
Okazało się, że Brennan może tego samego dnia zabrać dziewczynkę do domu. Po krótce pomogły jej w tym znajomości z różnymi adwokatami. Brennan zadzwoniła po Bootha by po nie przyjechał. Jakąś godzinę później były już w domu.
- To jak się czujesz w roli mamy?
- Booth! Nie żartuj. Po prostu nie mogłam...
- Rozumiem. Na wierzchu udajesz twarda, ale w głębi serca masz potrzebę, aby się kimś opiekować. Zauważyłem to wcześniej,. Na pewno będziesz dobrą matką.
- Booth to nie jest pewne. Jeśli znajdzie się ktoś z rodziny to będę musiała oddać dziecko. Sprawa będzie cały czas w toku.
- No dobra. To jak dasz małej na imię ?
- Jeszcze nie wiem.
- Wziąłem ci dwa tygodnie wolnego.
- Co? Dlaczego znów się wtrącasz?
- Przecież ty będziesz się zajmować maleństwem. to prawie jak urlop macierzyński.
- Tym razem ci wybaczę, ale...
- Żadne, ale. Jadę do domu bo.. Nie chciałem ci mówić wcześniej, ale dzisiaj wieczorem wyjeżdżam w ważnej sprawie służbowej. Wrócę dopiero za dwa tygodnie.
- Chyba tak... Tak sądzę. Ale zostawisz mnie samą?
- Nie. Angela do ciebie będzie wpadać. Cześć Bones.
Brennan została z dzieckiem sama. Nauczyła się je pielęgnować. Dziewczynka coraz bardziej rosła. Była coraz bardziej podobna do...Booth'a. Co odkryła Angela.
DWA TYGODNIE PÓźNIEJ
Brennan już miała wracać do pracy jednak nie znalazła odpowiedniej opiekunki dla Ashley-tak ją nazwała. Ubrała niemowlę, spakowała najpotrzebniejsze rzeczy i pojechała do instytutu. Gdy tylko przekroczyła próg wszyscy ją powitali. Nikt nie wyobrażał sobie zawsze "twardej" pani antropolog z dzieckiem na rękach. Brennan weszła do środka, a wszyscy stali w osłupieniu.
- Czy coś się stało?
Nie my tylko... no bo... już wracamy do pracy.
- czekajcie. Musze wam kogoś przedstawić.
- Oto jest moja córka. Ashley Brennan.
Bones ciężko przeszły te słowa przez usta, ale jednak to powiedziała "moja córka".
Wszyscy pogratulowali młodej mamie. Tempe udała się wraz z małą do gabinetu. Czuła się wspaniale. Okazało się, że jest bardzo potrzebna przy identyfikacji pewnych zwłok. jednak nie miała z kim dziecka zostawić. Tak się akurat złożyło, że Sweets nie miał nic do roboty. Oddano dziecko pod jego opiekę.
To jest świetne ,kiedy kolejna część nie moge się doczekać nastepnej ,jestem ciekawa jak Sweets sobie poradzi
podobna do...Booth'a? wow! to nie jest chyba to o czym ja mysle! ale z drugiej strony czemu nie! czekam na cedeka!
Bardzo emocjonujące opowiadanie. Fajnie Brennam wymyśliła z sztucznymi kościami. Ciekawe czy Temperance będzie się opiekować dziewczynką na stałe, a może znajdzie się jej rodzina.
Świetne opowiadanie. Podoba mi się pomysł aby zamienić kości na sztuczne. Ciekawe jak Temperence poradzi sobie z opieką nad dziewczynką. Czekam na ciąg dalszy.
Sorry za powtórki. Pierwszy komentarz mi się nie wyświetlił to napisałam drugi, a teraz są dwa.
Przepraszam, że tak późno pisze kolejną część, ale nie miałam przez kilka dni internetu. Teraz postaram się to nadrobić ;)
Sweets okazał się wspaniałym opiekunem. Mała Ashley bardzo go polubiła. Po skończonej pracy Brennan odebrała maleńką od dr. Słodkiego i udała się z nią do swojego gabinetu. Właśnie szykowała się do wyjścia. Natomiast w instytucie wszyscy po mału kończyli pracę. Nagle w drzwiach instytutu pojawił się Booth. Angela jako pierwsza go zauważyła i poszła się przywitać. Seely miał rękę w gipsie.
- Co ci się stało?-rzekła
- Nic. Nie ważne. Gdzie jest Bones?
- W swoim gabinecie, razem z małą.
Booth natychmiast udał się w tamtą stronę. Gdy otwarł drzwi ujrzał Temperanence. Właśnie karmiła dziewczynkę. Nie zauważyła, że ktoś się jej przygląda.
- Witaj Tempe.
- Booth? Witaj!
Następnie wstała i ucałował go w policzek.
- Co ci się stało?
- Nic ważnego. Lepiej powiedz co u was słychać.
- Jak widać wszystko w porządku. No, ale musi być jakiś powód. Dlaczego masz gips na ręce?
- Niefortunny wypadek i tyle. Przyszedłem się z wami przywitać i lecę do domu.
- Lecisz? Przecież...
- Wiem. Nie mam skrzydeł. Tak się tylko mówi.
- Nie martw się. Nauczyłam się paru frazeologizmów przez ten czas kiedy cię nie było. Nad resztą pracuję.
- Ale mała urosła. Jak jej dałaś na imię?
- Ashley.
- Dlaczego ona jest tu z tobą? Przecież ty pracujesz.
- Nie znalazłam odpowiedniej opiekunki. Wszystkie wydawały mi się niekompetentne.
- Cała ty. A kto zajmował się Ash?
- No proszę. Ledwo poznałeś jej imię, już wymyślasz przezwiska.
- To takie zdrobnienie (Booth posłał swój czarujący uśmiech w stronę Brennan)
- Ashley była ze Sweets'em.
- Z kim? Przecież to jak zostawienie noworodka z pięciolatkiem!
- Nie przesadzaj. Sweets był świetny. Mała go bardzo polubiła. Nie musisz się tak o nas martwić. A ty jak sobie poradzisz z tą ręką?
- Normalnie.
- ???
- Jestem dorosły i nie potrzebuję pomocy.
- Booth. Jak chcesz to możesz na ten czas wprowadzić się do nas.
- Nie chcę ci przeszkadzać. Masz teraz tyle na głowie.
- Mam pomysł.
- Ciekawe jaki.
- Jak długo będziesz musiał jeszcze chodzić z tym gipsem?
- Jakieś 3 tygodnie.
- Świetnie!
- Co? Moja krzywda cię zadowala?
- Nie to miałam na myśli. Oczywiście, że chcę abyś jak najszybciej wrócił do zdrowia. Na ten czas przenieś się do mnie. Ja zatrudnię nianię, która będzie wyglądała na najbardziej odpowiedzialną. Oczywiście starszą bo młodsze będą myślały o tym jak cie poderwać. A ty w tym czasie będziesz ją obserwować.
- No dobra. Skoro nalegasz.
Boothowi spodobało się to w jaki sposób odnosiła się Brennan do niani. Pomyślał "Pewnie jest o mnie zazdrosna".
- Seely zbieraj się. Jedziemy do domu.
- Dobrze.
W DOMU TEMPERANENCE
- Booth. Posłałam ci w pokoju gościnnym. Mam nadzieję, że będzie ci tam wygodnie.
- Nie martw się. Na pewno będzie.
- Co dzisiaj zjemy na kolację?
- Wiesz co?
- Co?
- A może przyrządziła byś swój makaron z serem?
- Hm....
- Właściwie...dlaczego by nie. Idź tylko do Ashley. Pobaw się z nią. Zagadaj. Jest bardzo rozmowna. Nawet jak na swój wiek.
- Ok
Bones wzięła się za gotowanie, a Booth poszedł do pokoiku małej. Bardzo się zdziwił gdy go zobaczył. Nie myślał, że Temperanence wie jak może wyglądać pokoik małej księżniczki. Ściany pomalowane były na różowo. Przy jednej z nich stało dosyć duże łóżeczko, ozdobione różowo-białymi wstążeczkami. Na przeciw znajdowała się półka z pieluszkami i przeróżnymi dziecięcymi kosmetykami do pielęgnacji oraz podkładka do przewijania. Obok stała wielka szafa z ubrankami. Na pozostałych ścianach wisiały półki z zabawkami. Na środku pokoju mały drewniany stolik i maleńkie krzesełka. Jednym słowem każde dziecko chciałoby mieć taką sypialnię. W końcu Seely podszedł do łóżeczka i ujrzał maleństwo. Ashley właśnie zajmowała się ssaniem własnej piąstki.
- Witaj Ashley-odrzekł. Pewnie jesteś bardzo szczęśliwa mając tak wspaniałą mamusię. Szczerze nigdy nie myślałem, że Bones potrafi zajmować się dziećmi. Zawsze udawała twardą. A teraz pokazuje jak wiele miłości ma w sobie. (Ashley patrzyła Boothowi prosto w oczy i się śmiała.) Widzę, że rozumiesz co mówię. Ona bardzo cię kocha.
Booth nie widział, że cały ten monolog słyszała Brennan, która od dłuższego czasu przyglądała mu się.
- No ładnie to tak mnie obmawiać? Przy własnym dziecku?
- To nie tak jak myślisz.
- Ja nic nie myślę!
- Chodź już bo ci kolacja wystygnie.
- A ty nie będziesz jadła?
- Będę tylko zabiorę mała.
Tempe wzięła Ash na ręce i pomaszerowała do kuchni. Poźniej włożyła ją do wózka. Booth już zajadał pyszny makaron.
- Jesteś świetną matką Bones.
- Dzięki. (po tych słowach się zarumieniła)
Przez chwilę zamilkli i jedli w skupieniu.
- Wiesz co stwierdziła Angela?
- Nie mam pojęcia, ale znając życie jest to coś banalnego.
- Że Ashley jest podobna do ciebie.
- Co?! Tak myślałem. Cała ona.
- Nie rozumiem.
- Ważne, że ja rozumiem.To jest niemożliwe.
- Wiem. Ciekawa jestem co by było gdyby okazało się, że mała jest twoja córką. Wtedy mieli byśmy dziecko...
Booth nie wiedział co powiedzieć. Pomyślał, że Temperanence oszalała.
- Bones chyba nie wiesz co ty gadasz! Chociaż wspaniale by było gdybyśmy my...
- No co?
- Lepiej chodźmy spać. Jestem zmęczony podróżą i gadam od rzeczy.
- Od rzeczy?
- To znaczy, że mówię dziwne rzeczy. Dobranoc. ( I udał się do swojego pokoju)
Temperanence również wykąpała małą i położyła spać. Brennan nie umiała usnąć. Cały czas po głowie chodziły jej słowa Seely'ego. I ta myśl, że on jest za ścianą.
Booth również długo nie umiał zasnąć. Wyobrażał sobie jaką wspaniałą rodzinę by tworzyli. Przecież dziecko potrzebuje ojca. Po długim rozmyślaniu-usnął.
Następny dzień Brennan zaczęła od szukania niani. Po bardzo długich rozważaniach wybrała starszą, ale bardzo elegancką panią. Tak się złożyło, że była zawodową opiekunką do dzieci. Booth również był zadowolony bo nie musiał sam siedzieć w swoim mieszkaniu.
- Bones nie mogłaś wynająć kogoś młodszego?
- Booth już ci coś mówiłam na ten temat.
- No dobrze.
- Mam nadzieję, że będą się dobrze sprawować pani Adams.
- Tempe ona się będzie jeszcze mną zajmować? Jestem dorosły. Sam potrafię o siebie zadbać. A tak w ogóle to jest opiekunka do Ashley.
- Wynajęłam ją dla was obu. No a teraz muszę jechać.
Brennan ucałowała małą i w pośpiechu wybiegła z mieszkania.
- Pańska żona bardzo się o pana martwi.
- Ale to nie jest...
- Proszę nic nie mówić. Ja i tak wiem swoje. Widać, że się kochacie. No i do tego dziecko. Jak tylko nakarmię małą to zrobię coś to zjedzenia dla pana Bootha.
- Dziękuje. Booth był trochę zmieszany. Nie wiedział co powiedzieć więc usiadł na kanapie i włączył telewizor. Z daleka było słychać jak Ash gaworzy. Seely nie umiał się skupić na filmie. Myślał o słowach pani Adams. Czy rzeczywiście Brennan mnie kocha? Jeśli to widzi obca kobieta....
- Panie Seely. Jedzenie gotowe. Ja idę z mała na spacer.
- Przepraszam, a czy mogę iść z panią? Mam tylko złamaną rękę i chodzić umiem.
- Oczywiście, że tak. Proszę skonsumować i w drogę.
Seely w pośpiechu zjadł danie. Razem z nianią i maleństwem zjechali windą na dół. Następnie udali się do parku na małą przejażdżkę.
- Panie Booth proszę na mnie tutaj poczekać. Muszę skoczyć do sklepu. Zajmie mi to tylko 5 minut. Booth usiadł na ławce i przemawiał do dziewczynki. Nagle poczuł jak ktoś gwałtownie rzuca mu się na szyję.
- Tata!
- Parker? Co ty tutaj robisz?
- Przyszedłem tutaj z mamą. O tam idzie. Widzisz?
- Widzę synku (i pocałował go w czoło)
- Dlaczego mnie nie odwiedziłeś?
- Nie chciałem abyś mnie widział w tym stanie, a poza tym musiałem wypocząć.
W tej chwili Ashley zaczęła się śmiać.
- Tatusiu kto to jest?
- To jest córeczka cioci Bones.
- To ona ma dziecko?
- Tak.
- Czy będę mógł przyjść się z nią pobawić?
- Ciocia na pewno ci pozwoli tylko ona jest jeszcze malutka i nie umie się bawić
Parker zajrzał do wózka o przyglądał się.
- No ładnie Seely- odezwała się Rebeca.
- Co?
- Dorabiasz jako niania?
- Nie tylko na chwilę ją pilnuję bo niania poszła do sklepu.
- Co ci się stało w rękę?
- Mały wypadek.
- No tak. Seely czyje to dziecko?
- Cioci Bones-odparł Parker.
- To ona...
- Tak. To długa historia.
- Czy ty jesteś... No wiesz... Ojcem tego dziecka?
- Skąd ci to w ogóle przyszło do głowy!
- Ona jest bardzo podobna do ciebie. Z Temperanence znacie się już bardzo długo. Wiele czasu spędzacie razem.
- Rebeca. Nie wygaduj bzdur.
- Mamusiu, a przywieziesz mnie jutro do cioci Bones?
- Po co?
- Bo chcę się zaprzyjaźnić z Ashley.
No, ale ciocia na pewno nie ma czasu
- Ale ja mam. Mieszkam u Brennan.
- Nie rozumiem.
- Teraz mieszkam u Brennan. A poza tym pani Adams się ucieszy. Bardzo lubi małe dzieci.
- No dobrze. Zgadzam się.
- Hurrra! (mały wydał okrzyk radości)
- To o której mogę go podrzucić?
- Kiedy chcesz.
- Może być o 5?
- Świetnie. Akurat Bones kończy jutro wcześniej. Ona bardzo lubi Parkera.
- No to jesteśmy umówieni.
- Do jutra.
- Pa tatusiu.
- Widzę, że spotkał pan znajomych?
- Pani Adams. To był mój syn i jego matka.
- To pan ma syna? Dlaczego pan z nim nie mieszka. Chłopiec w jego wieku potrzebuje ojca.
- Proszę pani. To moja sprawa.
- Przepraszam.
- To ja przepraszam. Nie powinnam się wtrącać.
W milczeniu ruszyli w głąb parku.
TYMCZASEM W INSTYTUCIE..
- Tempe. A gdzie moja słodziutka, maleńka dziewczynka?
- Sweets!
- No co. Chętnie bym się nią zajął.
- Nie masz nic do roboty?
- Tak się składa, że nie. Booth na urlopie. Ty nie masz czasu. Ale zapewniam cię, że nasze sesje się nie zakończyły. To to gdzie Ashley?
- Znalazłam jej opiekunkę?
- Co? To oddajesz dziecko w obce ręce?
- Nie martw się. Booth jest u mnie w domu i pilnuje.
- No to całe szczęście. Ale jakby co to wujek czeka.
- Dobrze. Musze wracać. Mam kolejną sprawę.
Sweets'owi było trochę przykro, że Tempe nie przywiozła małej. Spodobała mu się rola opiekunki. "A może powinienem zmienić zawód?"- pomyślał.
- O dobrze, że już jesteś Brennan.
- Co się stało tym razem?
- Jeden grzybiarzy znalazł to ciało.
- Kobieta razy białej. Wiek ok. 19-22 lat. Wzrost 178 cm. Obrażenia wskazują na uduszenie.
- Doktor Brennan?
- Tak Zac?
- Kobieta była w ciąży. Urodziła dziecko jakieś 1,2 miesiąca temu. Niemowlaka nie znaleziono.
- A jakaś rodzina?
- Spróbujemy poszukać w aktach.
Brennan zajmowała się oględzinami zwłok. Gdy nagle przybyła Angela.
- Witaj kochana.
- Cześć Angie.
- Jak tam dziecko?
- Świetnie. Z każdym dniem jest coraz większa i mądrzejsza...
- Tempe. Mam pewne podejrzenia.
- Jakie?
- Ta kobieta była w ciąży, a jej dziecka nie odnaleziono prawda?
- Tak, ale o co ci chodzi?
- Twoja Ashley ma właśnie 1,5 miesiąca.
Brennan zamarła. Jej zadawała sobie pytania. A co jeśli to Ta kobieta jest jej matką. Brennan nie wytrzymała. Zdjęła fartuch i pomaszerowała do gabinetu, zamykając za sobą drzwi.
- Cośty jej powiedział?- odezwała się Cam
Angela opowiedziała jej o swoich podejrzeniach.
- Nie dobrze. Idź do Brennan i spróbuj ją uspokoić. Musimy doprowadzić tą sprawę do końca.
- Tempe. Otwórz! Proszę! Ja nie miałam nic złego na myśli.
W tym momencie Temperanence dzwoniła do pani Adams. Kazała jej aby jak najszybciej przywiozła Ashley do instytutu. Po zakończonej rozmowie otworzyła drzwi.
- Nie martw się. Teraz ty jesteś jej matką. Są również dobre strony tej sprawy. Jeśli ona rzeczywiście okaże się jej biologiczną matką to będziesz mogła dokonać całkowitej adopcji. A wtedy mała będzie tylko twoja.
- Ona nie jest niczyją własnością. Jeśli zjawi się ojciec dziecka? I mi ją odbierze? Nie wyobrażam sobie życia bez niej.
- Skarbie. Będzie wszystko dobrze. Wracaj do pracy bo Hodgins się niecierpliwi. ę Booth, pani Adams i Ashley. Brennan znów zrzuciła fartuch, umyła się i wzięła mała.
Tempe co się stało?
- Lepiej nie pytaj. Zabieram Ash na badanie krwi. Angela ci wszystko wytłumaczy.
Ta część jest krótka. Wybaczcie, ale napisałam ją w trakcie nauki na biologię o leukocytach i erytrocytach ;)
Badanie nie trwało długo. Wkrótce Brennan otrzymała wyniki. Udała się z małą z powrotem do Jeffersonian by porównać próbki. W tym czasie Angela rekonstruowała twarz. Booth jej towarzyszył.
- To nie może być prawda!
- Seely? Co ci jest?
- Znam tę kobietę. A właściwie znałem.
- Możesz mi coś o niej powiedzieć?
-Dobrze. A więc nazywała się Vanessa World. Miała 22 lata. Poznałem ją jakiś rok temu. Byliśmy nawet parą, ale nie długo. Wiesz.. Taki przelotny romans. Mieszkała sama. Jej rodzina zginęła podczas huraganu. Tylko ona przeżyła.
- Już nie.
- Booth, a może Ashley rzeczywiście jest twoją córką? Powiedz mi dokładnie kiedy ostatni raz z nią... no wiesz...
- Czy to jakieś przesłuchanie?
- Nie. Mam ci pomóc czy nie?
- Dokładnie to było 10-11 miesięcy temu.
- To by się zgadzało. Ciąża 9 miesięcy plus, wiek Ashley mamy 10,5 miesiąca.
- O Boże!
- Brennan zaraz tu będzie z wynikami krwi Ash. Chcesz to zrobimy ci badania w instytucie i porównamy.
- Ok.
2 godziny później. Temperanence. Była w Jeffersonian.
- Cam gdzie jest Sweets?
- W swoim gabinecie.
- Coś się stało?
- Nie. Zaraz wracam.
- Sweets masz wolny czas?
- Tak.
- To świetnie. Masz tu Ashley. Zajmij się nią. Proszę. Mam pilna sprawę do załatwienia. Jest nakarmiona i przewinięta. Powinna teraz spać.
- Super. To znaczy bardzo się cieszę.
Brennan ruszyła by porównać wyniki.
- Bones! Słyszałem o całej tej sprawie.
- Booth proszę cię. Chodź ze mną. Właśnie idę porównać wyniki Ash z próbką denatki.
- Dobrze.
I poszli.
Temperanence sprawdzała wyniki. Booth stał przy wejściu. Po chwili Tempe upadła na ziemię.
- Bones! Co ci jest. Obudź się. Tempe! Angela! Niech mi ktoś pomoże.
Po niecałych pięciu sekundach przybył Hodgins wraz z Seely'm. Ostrożnie podnieśli Tempe i położyli na kanapę.Angela zrobiła jej zimny okład. Tempe się ocknęła.
- Co się stało? Gdzie ja jestem?
- Już wszystko dobrze. Straciłaś przytomność.
- A jednak to prawda (powiedziała smutnym głosem)
- Co?
- Pani World była biologiczną matką Ashley.
Wszyscy stali zdziwieni.
- Temperanence. Nie martw się-rzekł Booth. Chodźmy lepiej do domu. Musisz to przemyśleć w spokoju.
- Co?
- Teraz mam iść do domu? Nigdy! Muszę się dowiedzieć kto jest ojcem Ash.
- Bones... Muszę ci coś powiedzieć...
- No nie! Jeszcze ty chcesz mnie pogłębiać w rozpaczy?
- Właśnie robię badania.
- Co ci jest? Za mało mam problemów?
- Tempe ja mogę być ojcem twojej córki.
Booth opowiedział całą historię. Brennan nie wiedziała co ma robić. Zawsze była silna, a tu nagle tyle zaskakujących informacji ją przytłoczyło. Tempe zostawiła Booth'a i poszła do dziewczynki. Kazała Sweets'owi wyjść. Wzięła małą na ręce i mocno przytuliła. Nie chciała płakać. Nie chciała pokazać, że w tej chwili jest bezsilna. Po głowie chodziło jej tysiące pytań. Co teraz będzie? Jeśli Ash jest córką Booth'a? Czy nasz relacje się zmienią?
- Kochanie mam dla ciebie wiadomość.
- Nie teraz Angie. Chcę zostać sama.
- Słuchaj! Booth jest ojcem Ashley.
- Tak myślałam.
- Co teraz zrobisz?
- Nie wiem. Najchętniej wyjechała bym z tego kraju i ukryła ją tak, aby wszyscy o nas zapomnieli.
- Nie możesz tak mówić. Booth nie wiedział, że ta kobieta jest w ciąży. On sam nie wie co ma ze sobą zrobić. Czy się do ciebie odezwać. A poza tym nie możesz mu odebrać drugiego dziecka. Wcześniej zrobiła mu to ta wiedźma Rebeca. Ty taka nie jesteś. Wiesz jakie jest ciężkie życie bez rodziców. Idź do Booth'a o porozmawiajcie.
- Chyba masz rację. Zaopiekujesz się nią?
- Jasne. Leć bo Seely nam padnie trupem.
- Co?
- Idź już.
Temperanence znalazła Bootha w męskiej toalecie. Stał przy odkręconym kranie i jedną dłonią przemywał twarz. Ujrzał jej odbicie w lustrze.
- O Bones!
- Co teraz będzie?
- Tempe ja naprawdę nie wiedziałem nic o istnieniu małej. Wierzysz mi?
- Sama nie wiem. Już mnie parę razy okłamałeś.
- Ale to były mało ważne sprawy. Teraz chodzi tu o dziecko. Małą istotkę, którą musimy wychować.
- Dla ciebie to, że się znaliśmy od dzieciństwa to mało ważne sprawy?
- Bones!
- Pewnie teraz będziesz chciał mi odebrać Ashley?
- Nie jestem taki. To ty zajmowałaś się nią w pierwszych tygodniach życia. Dałaś jej dom i prawdziwą miłość. Ty jesteś jej matką, a ja...ojcem. Będę ją mógł odwiedzać?
- Tak.
Brennan nie mogła się powstrzymać. Wybuchła płaczem i uciekła. Booth ją dogonił w korytarzu i przytulił.
- Puść mnie. Wracam z Ashley do domu, a ty rób jak uważasz.
- Rozumiem ,że mam zabrać swoje rzeczy i wracać do swojego mieszkania.
- Nie. Zostań z nami. A w końcu mała też potrzebuje stałej opieki ojca.
- Cieszę się, że to rozumiesz.
- Seely?
- Tak?
- Gdy wyzdrowiejesz i wrócisz do swojego mieszkania będziesz mógł odwiedzać małą kiedy tylko zechcesz.
- A ciebie nie?
- Nic nas nie łączy po za dzieckiem. Lepiej ograniczmy nasze spotkania. Później zadecydujemy co dalej. Wybacz...
- Cała ty! Może nic do mnie nie czujesz! Ale ja tak! Kiedy wreszcie przejrzysz na oczy?
- Nie krzycz bo nas wszyscy usłyszą!
- Niech usłyszą! Teraz mnie to nie obchodzi. Tak już cały Jeffersonian wie. Na pewno nic do mnie nie czujesz? Na początku myślałem, że jesteś zarozumiałym zezulcem. Teraz stwierdzam, że miałem rację!
Po tych słowach Booth wyszedł. Brennan oparła się o ścianę i zaczęła płakać. Mówiła do siebie: "Co ja najlepszego zrobiłam? Przecież ja go kocham. Boję się kolejnego związku i pewnie dlatego tak postępuję. Ale..ja nie potrafię inaczej. Czy Booth się do mnie odezwie? ". Siedziała tak jeszcze przez kilka chwil i mówiła do siebie. Nagle głos za jej plecami odpowiedział: " Na pewno wszystko będzie dobrze".Temp odwróciła się i ujrzała...
Kogo ujrzała?? Napisz szybko kolejną część ,może jeszcze dziś mały fragmęt pliss.
jak te leukocyty i erytrocyty tak działają na Twoją wenę twórczą to może więcej o nich czytaj :) opowiadanie jak zawsze rewelacyjne :) czekam na ciąg dalszy!:)
Dziękuję wszystkim za bardzo miłe komentarze. Jutro postaram się napisać ciąg dalszy ;)
- Co ty tutaj robisz?
- Przyszedłem cię odwiedzić siostrzyczko.
- Zjawiłem się w złym momencie?
- Nie. Wręcz przeciwnie.
Brennan przytuliła się do brata. Teraz tak bardzo potrzebowała kogoś bliskiego.
- Tempe co się stało?
- Opowiem ci, ale nie tutaj. Może pojedziemy do mojego mieszkania?
- Jasne.
- Koło instytutu stoi mój samochód. Poczekaj tam na mnie. Ja zaraz przyjdę.
Brennan odebrała Ashley od Sweets'a, podziękowała mu za opiekę. Oznajmiła wszystkim, że kończy pracę i jedzie do domu. Po chwili była już przy aucie.
- Bren co to za dziecko?
- Moja córka.
- To ty byłaś w ciąży? Kiedy urodziłaś? Dlaczego ja nic nie wiem, że zostałem wujkiem?
- Zadajesz za dużo pytań. Wsiadaj. W domu wszystko ci opowiem.
20 minut później Brennan, Rus i Ashley byli już w domu.Tempe opowiedziała bratu całą historię. O tym jak znalazła małą i o całym dzisiejszym dniu.
- Nie mogę w to uwierzyć. Tata wie o tym wszystkim?
- Nie. Nie widziałam się z nim. Znowu gdzieś zniknął bez słowa.
- Nie chcę się wtrącać, ale moim zdaniem źle postępujesz.
- A to niby dlaczego?
- Booth nie jest niczemu winien. Za bardzo roztrząsasz tę sprawę. Powinnaś się cieszyć.
- Dlaczego? Może mi powiesz?
- Gdyby ojcem Ashley był inny facet pewnie by ci ją odebrał. Seely zachował się jak prawdziwy facet. Chce wychować dziecko i zająć się tobą. Lecz ty go odrzucasz. Nie powinienem prawić ci kazań bo nie jestem najlepszym autorytetem, ale posłuchaj mnie chociaż raz w życiu. Maleńka jest wspaniała. Czy ty chcesz pozbawić Booth'a tych wszystkich wspaniałych chwil? Gdy mała wypowie pierwsze słowo lub postawi pierwszy krok?!
- Masz rację. Źle postąpiłam. Ale..
- Żadne, ale. Zastanów się nad tym co ci powiedziałem. potem zadzwoń do niego, przeproś. Mam jedno pytanie.
- Tak?
- Czy ty go kochasz?
- Rus!
- Nie zaprzeczaj. Już wcześniej było widać, że was do siebie ciągnie. Wierz mi ty zasłużyłaś na takiego faceta, a on zasłużył na ciebie. Bren możesz iść po małą? Chciałbym ją jeszcze raz zobaczyć. Za chwilę muszę iść.
- Ale dlaczego? Znów coś planujesz? jakieś nielegalne przekręty?
- Nie. Właściwie przyszedłem ci powiedzieć, że znalazłem pracę. Jestem kierowcą samochodowym.
- To wspaniale! Gratuluję!
Po chwili Tempe przyniosła Ashley. Mała naprawdę wyglądała jak królewna. Ubrana była w różową sukienkę, na nóżkach różowe buciki. na główce miała założoną śliczną biała czapeczkę z różowym kwiatuszkiem.-Rus wziął ja na ręce.
- A więc to ty zdobyłaś serce mojej siostry? Nie dziwię jej się. Żegnaj malutka. Wujek jeszcze cię kiedyś odwiedzi. Tempe wzięła Ash na ręce i odprowadziła brata do drzwi. Następnie zamknęła drzwi i usiadła we fotelu mówiąc do dziewczynki: " Czy ja rzeczywiście jestem inna? Wszyscy mi powtarzają to samo. Gdy tylko tatuś wróci to wszystko mu wyjaśnię". Brennan nie musiała długo czekać. Po chwili zadzwonił dzwonek do drzwi. To był Seely.
- Witaj Tempe. Przyszedłem po swoje rzeczy.
- Zaczekaj!
- Niby po co? Już wszystko mi wyjaśniłaś!
- Nie wszystko. Booth bo ja... nie wiem jak ci to powiedzieć. Ja cię kocham... Nie mówiłam ci tego wcześniej bo bałam się. Bałam się,że znowu najważniejszy facet w moim życiu odejdzie.
- Nie wiem co powiedzieć - odparł zaskoczony Booth.
- Pragnę by Ash miała obojgu rodziców. Rozumiesz?
- Już się bałem, że nigdy mi tego nie powiesz. Ja też cię kocham- i pocałował ją w usta. Ash zaczęła płakać
- Widzę, ze ktoś się niecierpliwi?
Tempe uśmiechnęła się mając łzy w oczach.
- To znaczy, że będziemy teraz rodziną?
- Chyba tak!
Seely objął Brennan. Następnie nakarmił mała, która bardzo szybko usnęła.
- Kochanie może usiądziemy na kanapie i porozmawiamy?
- Dobrze.
Jakoś dziwnie się czuję.
- Dlaczego?
- Nigdy nie czułam czegoś takiego... Z antropologicznego punktu widzenia...
- Skarbie. Wyraź to swoimi słowami. Antropologiem jesteś w Jeffersonian. Teraz jesteś matką i moją kobietą.
- Nigdy nikt się o mnie nie troszczył. Miałam przed tobą wielu facetów, ale łączyło nas tylko łóżko. Ty jesteś inny. Zawsze się o mnie troszczyłeś. Stawałeś w mojej obronie. Nawet sobie tego nie wyobrażałam, że kiedyś będę z tobą. Wybacz mi jeśli coś będę robić nie tak, ale muszę się przyzwyczaić do tego, że nie jestem już samotna. Że jest człowiek, który będzie ze mną do końca życia.
- Bren (Booth uciszył ją namiętnym pocałunkiem). Znamy się nie od dziś.
- Wiem, ale będę starała się zmienić. Chociaż nie wiem czy to mi się uda.
- Pokochałem cię za to jaka jesteś. Nie musisz się zmieniać. Pozwól tylko abym mógł się opiekować tobą i Ash. Jesteście dla mnie najważniejsze. No i Parker. O matko!
- Co się stało?
- Zapomniałem ci powiedzieć, że Parker dzisiaj do nas przyjeżdża.
- O której?
- O 5. Która jest godzina?
- 18.
- Rebeca się spóźnia. Zadzwonię do niej. Mam nadzieję ,że nic się nie stało.
_________
- Rebeca?
- Tak Seely?
- Gdzie jesteście? Mały już od godziny powinien być u nas!
- Złapałam gumę. Za chwilę będziemy.
- Ok. Do zobaczenia
__________________________
- Za chwilę Parker będzie u nas. Mieli kłopoty z samochodem. Zostaje jeszcze jedna sprawa do załatwienia.
- Jaka?
- Muszę mu powiedzieć o naszym związku.
- Myślisz, że mnie zaakceptuje.
- Jestem pewien. On cię wręcz uwielbia!
Ejjjjjjj a gdzie cd.??????????:(:( Codziennie patrze czy nie ma nic nowego a tu taki zastój:(
Przepraszam, że tak późno piszę ciąg dalszy, ale przez cały tydzień miałam bardzo dużo nauki i się nie wyrabiałam.
Teraz krótkie opowiadanko. Postaram się jeszcze coś dzisiaj napisać ;)
- Za chwilę Parker będzie u nas. Mieli kłopoty z samochodem. Zostaje jeszcze jedna sprawa do załatwienia.
- Jaka?
- Muszę powiedzieć Parkerowi o naszym związku.
- Myślisz, że mnie zaakceptuje.
- Jestem pewien. On cię wręcz uwielbia!
15 MINUT PÓŹNIEJ
- Ciocia! (Parker rzuciła się Brennan na szyję)
- Witaj!
- Gdzie tata?
- W pokoju.
Rebeca do Brennan: W tej torbie są jego rzeczy i ulubiony miś. Mam do ciebie prośbę.
- Tak?
- Czy Parker mógłby u was zostać jeden dzień dłużej? Mam bardzo ważną sprawę do załatwienia.
- Oczywiście, że tak. Seely się ucieszy.
- To do zobaczenia.
- Pa.
Temperanence wniosła rzeczy małego do przedpokoju, w którym Parker zabawiał się z Boothem. Gdy ujrzał Tempe przerwał grę i zaczął mówić:
- Parker chcielibyśmy ci z ciocią coś powiedzieć. Chodzi o to, że jesteśmy parą.
- To znaczy, że ty ciociu będziesz żoną mojego tatusia?
- Jeśli mnie o to poprosi to tak.
- Super!!!
Chłopczyk wskoczył na kolana Bootha i pocałował w policzek Brennan.
- To kiedy będzie ślub?
- Synku. Na takie rzeczy potrzeba trochę czasu.
- A moja mama też będzie mogła przyjść?
Bones i Seely'ego trochę zdziwiło to pytanie. Nie wiedzieli co powiedzieć. W końcu Bren odparła:
- Tak. Twoja mama będzie mogła przyjść.
- Super. Powiem jej żeby sobie kupiła jakąś ładną suknię.
Booth do syna: Parker idź zobacz czy Ashley już się obudziła.
- Już idę.
Gdy chłopiec zniknął za drzwiami Booth rzekł do Bones:
- Co teraz zrobimy? On chce by na naszym ślubie była Rebeca. Myślisz, że to jest stosowne?
- Ej! Czy ty się nie zagalopowałeś? Nawet mnie o rękę nie poprosiłeś, a już ślub planujesz.
- Ciociu Ash nie śpi i chyba zaraz będzie płakać.
- Już idę.
Booth poczuł się głupio. Nie miał pierścionka dla swojej ukochanej. Al;e wpadł na świetny pomysł. W niedzielę zbliżał się DZIEŃ KOBIET.
To idealny dzień na oświadczyny. Seely natychmiast zadzwonił do jednej z ekskluzywnych restauracji i zamówił stolik dla dwojga. "Jutro kupię
pierścionek"-pomyślał.
Chwilę później Brennan wróciła do pokoju z Parkerem i Ash.
- No to rodzinka w komplecie-rzekł.
- Jasne, że w komplecie tatusiu. Wiesz co? Bardzo mi się tutaj podoba. Czy ja będę z wami mieszkał?
- Synku... Ty mieszkasz z mamusią...Na pewno byłoby jej przykro gdybyś ją zostawił samą.
- Ale wy tutaj jesteście. Ty tatusiu i moja malutka siostrzyczka.
Brennan było przykro z powodu tej sytuacji. Chcąc załagodzić sprawę rzekła:
- Parker. Tata ma rację. Ale będziesz nas mógł zawsze odwiedzać. Obiecuję, że w tym roku wszyscy razem, czyli w pięcioro wyjedziemy na wakacje.
Obiecuję.
- W pięcioro? Czy ja o czymś nie wiem?- zapytał zdziwiony Booth
- Przestań! Ty tylko o jednym. Ktoś przecież będzie musiał zająć się mała. Zabierzemy ze sobą panią Adams. Muszę wam coś powiedzieć. Kupiłam dom.
- Co? Kiedy?
- Później ci powiem. Może pojedziemy go obejrzeć?
- Tak!
- Jest duży?-zapytał Park.
- Zobaczycie na miejscu. Teraz się ubierzcie. Ja wezmę Ashley i jedziemy.
Pół godziny później samochód Brennan zaparkował przed dużym domem. Można powiedzieć, że wyglądał jak pałac.
Tylko trochę mniejszy. Wszyscy wysiedli z samochodu. I przekroczyli próg. Dom był piękny. Duży ogród z basenem. Dookoła pełno zieleni.
- Bones muszę przyznać, że dom jest świetny.
- Nie masz mi za co dziękować. Wejdźmy lepiej do środka. Dopiero się zdziwisz.
Rzeczywiście. Na parterze znajdowała się duża kuchnia, łazienka, i ogromny pokój gościnny. Na 1 piętrze były 2 biura, toaleta.
2 piętro sprawiło wszystkim najwięcej radości. Ogromna sypialnia-o takiej zawsze marzył Seely. Obok niej znajdowały się 4 pokoje w tym dwa gościnne.
Ashley przespałą cały pokaz domu. Obudziła się dopiero gdy para skończyła oglądać mieszkanie.
- To kiedy się wprowadzamy?- zapytał Seely.
- Jak tylko urządzimy dom. Trzeba dokupić meble i parę niezbędnych rzeczy. Parker ten pokój obok Ashley jest twój.
- Naprawdę? Dziękuję. ( Chłopiec przytulił Bones)
- No pora się zbierać. Jest już późno. Ash jest głodna. Wy pewnie też.
- No jasne.
Wszyscy opuścili dom i wsiedli do samochodu Brennan. Ashley gaworzyła a Parker się śmiał. Seely i Brennan milczeli. Gdy wrócili do mieszkania Brennan
każdy zajął się czymś innym.
Brennan nakarmiła dziewczynkę, wykąpała i położyła spać. . Booth i Parker oglądali bajkę czekając za PIZZą. Można by powiedzieć, że dzień był bardzo udany.
Ale niestety nie dla wszystkich. Zadzwoniła telefon Seely'ego.
- Dzień dobry. Pan Seely Booth?
- Tak. Kto mówi?
- Inspektor Granger. Muszę panu przekazać ważną wiadomość.Pani Rebeca nie żyje.
- Co? Jak to? To niemożliwe! ( Pod Seely'm ugięły się nogi)
- Wypadek samochodowy. Jej samochód zderzył się z ciężarówką ważącą 15 ton. Nie miała szansy przeżyć. Prosimy zgłosić się jutro rano w celu
zidentyfikowania zwłok.
Booth odłożył telefon i nic nie mówiąc siedział.Miał łzy w oczach.
- Tatusiu co się stało?
- Nic synku. Zostań tu. Muszę coś pwiedzieć cioci.
- Ok.
Booth poszedł do pokoju małej gdzie znajdowała się Brennan.
- Tempe. Ja... ja nie wiem... - Booth zaczął się jąkać.
- Co się stało? - Bones spojrzała na niego dziwnym wzrokiem.
- Rebeca... ona... ona... nie żyje!
- Co?
- Miała wypadek... Nie wiem jak to teraz powiedzieć Parkerowi.
Tempe przytuliła Bootha. Niestety nie widzieli, że Parker stoi za drzwiami i podsłuchiwał. Słyszał cała rozmowę. Po chwili usłyszeli odgłos trzaśniętych
drzwi.
- Skarbie on to słyszał.
Booh pobiegł szybko do pokoju chłopca. Mały leżał na łóżku wtulony w poduszkę. Płakał.
- Synku nie płacz. Proszę cię.
- Tatusiu ja chcę do mamy.
- Ale już wiesz, że mamusi nie ma z nami. Poszła do nieba. Razem z aniołkami będzie się tobą opiekować.
- Ja nie chcę iść do domu dziecka.
- Parker co ci przyszło do głowy. Ja cię bardzo kocham. I ciocia również. Zajmiemy się tobą.
W tym momencie do pokoju weszła Bones. Usiadła obok chłopczyka i mocno go przytuliła mówiąc:
- Kochanie ty jesteś dla nas bardzo ważny. Chodź ubiorę cię w pidżamkę.
- Nie chcę. - i znowu zaczął płakać.
Seely poprosił Brennan aby wyszła z pokoju. Ona dobrze wiedziała jak to jest gdy straci się kogoś bliskiego. Wróciła więc do swojej sypialni.
Przedtem zajrzała do Ashley i postanowiła iść spać. Nie umiała usnąć. Chciała wejść do pokoju Seely;ego i Parkera, ale w tej chwili wolała
ich zostawić samych. Ok 3 w nocy poczuła jak ktoś dotyka jej ramienia.Otworzyła oczy i ujrzała Parkera:
- Ciociu mogę z tobą spać?
- Oczywiście. Wchodź.
Brennan przykryła chłopca kołdrą i przytuliła.
- Ciociu? Czy ty mnie będziesz kochać tak bardzo jak Ashley?
- Ja już cię bardzo kocham. A dlaczego zadajesz to pytanie? - Bones zdziwiła postawa chłopca.
- No bo..ja teraz nie mam mamusi.
- Śpij słoneczko. My z tatusiem nie pozwolimy, żeby stało ci się coś złego.
Po godzinie sen znużył oboje. O 7 rano Booth wpadł do pokoju Brennan.
- Tempe! Parker uciekł. Gdy rano się obudziłem jego już nie było!
- Cicho. Obudzisz ich. - Bones wskazała na chłopca śpiącego obok niej.
- Całe szczęście. Dlaczego on śpi z tobą?
- Idź do kuchni. Zaraz do ciebie przyjdę.
Temperanence ubrała szlafrok i wyszła z pokoju.
- Seely Parker przyszedł do mnie w nocy i zadał mi dziwne pytanie.
- Jakie?
- " Ciociu? Czy ty mnie będziesz kochać tak bardzo jak Ashley?"
- Tak myślałem.
- Wiesz co? Wezmę sobie dzień wolnego. pani Adams zaopiekuje się Ashley a ja z wami pojadę na pogrzeb.
- Wiesz, że nie musisz tego robić.
- Wiem. Ale chcę. To o której mam przyjechać?
- O 17. Ja teraz jadę zidentyfikować zwłoki i dopilnować spraw. Mam nadzieję, że dasz sobie radę.
- Dam. Jedź już bo się spóźnisz.
Gdy tylko Seely wyszedł Temperanence zrobiła sobie herbatę. Później się ubrała, wzięła Ashley nakarmiła i ubrała. Parker cały czas spał. Ok 11 przyjechała pani Adams. Tempe opowiedziała jej całą historię.
- Biedny chłopczyk. Jak on to zniósł?
- Bardzo tęskni za mamą. Ale jest dzielny. Pójdę zobaczyć do niego.
Gdy Tempe weszła do swojej sypialni mały już nie spał.
- Witaj Parker.
Chłopczyk nie odpowiedział.
- Może coś zjesz?
- Nie chcę. -oczy chłopca spoglądały na ścianę.
- Chodź do mnie.
- Nie! Ty nie jesteś moją mamą!
Brennan zaskoczyła ta odpowiedź. Ni wiedziała co ma mówić.
- Dobrze. Ja nie chcę zastąpić ci twojej mamy. Staram się abyś czuł się tutaj jak najlepiej. Ja też straciłam kiedyś obojga rodziców i wiem jak się czujesz. Jeśli zmienisz zdanie to jestem w kuchni.
Bones starała się mówić do niego najbardziej zrozumiale ja tylko potrafiła. I chyba jej się udało. Za chwilę Parker ze skruszoną miną i łzami w oczach przyszedł i przeprosił Brennan. Ona wzięła go na ręce i usiadła we fotelu. Siedzieli tak przez długi czas.
- Gdzie jest tatuś?
- Nie długo wróci.
- A ty pojedziesz ze mną na pogrzeb mamy?
- Tak. Oczywiście jeśli będziesz chciał.
- Chcę.
- Poczekaj tu. Muszę iść do Ashley. Później się ubierzemy.
Tata obiecał, że ciocia Angela przywiezie twój garnitur.
W pięcioro? Czy ja o czymś nie wiem?-genialne!
Jezu piekne! troche smutne ale super! czekam na cedeka!
Ciekawe opowiadanie. Smutne, że Rebeca zginęł. Mam nadzieję że Parker pogodzi się ze śmiercią matki.
Ochh... I co ja mam napisać... Too tak... Zacznijmy od tego że naprawdę fajna część... Aczkolwiek trochę przygnębiająca... No i oczywiście czekam na kolejnego cedeka :)))
Angela przywiozła garnitur Parkera.
- Mogę ci w czymś pomóc skarbie?
- Nie. Ubiorę małego i jedziemy. Przekaż tylko Cam, że biorę dzisiaj wolne to nie będę już wstępować do Jeffersonian.
- Ok. Przyjdziesz jutro do pracy?
- Raczej tak. Już za nadto zaniedbałam swoje obowiązki. Booth zostanie z Parkerem a pani Adams z Ashley.
- Na pewno dacie sobie radę. Do zobaczenia.
- Do jutra.
Brennan przyszykowała chłopca do wyjścia. Za chwilę byli już w drodze na cmentarz. Dotarli tam jakieś pół godziny później. Booth już na nich czekał. Wszyscy razem stanęli uczestnicząc w pogrzebie. Ksiądz wygłosił piękne przemówienie. Seely również dodał kilka słów od siebie. Parker stał nieruchomo, ale nie płakał. Gdy pochówek się zakończył trójka została jeszcze przez chwilę. Następnie postanowili wrócić do domu nic nie mówiąc przez całą drogę. Gdy wrócili do mieszkania nikogo w nim nie zastali. Wisiała tylko mała karteczka na lodówce, którą zostawiła pani Adams „Jesteśmy z Ashley na spacerze. Wrócimy około 18.00.”
- Parker może coś zjemy?
- Nie będę jadł.
- Tempe zostaw go. Musi ochłonąć.
- Dobrze.
Booth chciał się oświadczyć Brennan, ale w tych okolicznościach nie mógł tego zrobić. Postanowił, że zrobi to kiedy indziej. I schował pierścionek
I tak mijały dni. Brennan pracowała. Parker już w pewnym stopniu oswoił się z myślą, że nie ma mamy. Ale nadal był smutny. Booth’owi zdjęto gips z ręki i mógł wracać do pracy, ale nie zrobił tego ze względy na syna. Nadal mieszkali u Brennan i było im tak dobrze. Mały nie czuł się samotny. Ash coraz bardziej przypominała Booth’a. Prace wykończeniowe domu po mału dobiegały końca. Wszyscy nie mogli się doczekać. Któregoś wieczoru przy kolacji Booth postanowił nie zwlekać i wyjął pierścionek. Parkerowi zaświeciły się oczy. Wiedział co to znaczy. Jakimś dziwnym zbiegiem okoliczności Ashley zaczęła się śmiać.
- Kochanie. Wreszcie nadeszła ta chwila. Muszę zadać ci jedno pytanie. Czy zostaniesz moją żoną?
Brennan była zaskoczona. Nie umiała wypowiedzieć nawet jednego słowa. W końcu odrzekła:
- Tak! – i pocałowała Seely’ego w usta.
Booth włożył Temperanence pierścionek palec.
- Hurrrrra!- wykrzyknął Parker! Będę miał drugą mamusię!
Bones była zaskoczona. Booth również. Nie myśleli, że Parker tak zareaguje.
- Ciociu bo będę mógł teraz tak do ciebie mówić?
- Oczywiście synku!
Życie Brennan w przeciągu kilku miesięcy zmieniło się nie do poznania. Zyskała dwójkę dzieci i kochanego mężczyznę oraz duży dom z ogrodem. Nigdy nawet jej przez myśl nie przyszło, że ona- wielka pani antropolog zmieni swoje życie o 360 stopni. Że teraz ważniejsza jest dla niej rodzina, a praca zeszła na drugi plan.
- Wiesz co?-zapytał Seely.
- Nie wiem!
- Jesteś cudowna. Dzięki tobie Parker znów jest szczęśliwy. Zawsze wiedziałem, że tak naprawdę będziesz wspaniałą żoną i matką.
- Dziękuję ci Booth. Nie wiesz co chciałby Parker dostać na urodziny?
- O matko! To już za tydzień!
- Tylko nie mów, że zapomniałeś o jego urodzinach?!
- Zapomniałem. Może jakieś przyjęcie?
- W nowym domu- dodała Tempe.
- Wspaniale, ale jeśli chodzi o prezent…hm… on zawsze marzył o psie…o pamiętam anwet rasę- golden retriver.
- Kupię mu tego psa. Będzie świetnie pasował do naszego domu.
świetna część :)) Mam nadzieję, że na niej nie zakończysz swojego opowiadanie :))
rewelacja :) wszystko się toczy tak jak pewnie większość z nas chciałaby , żeby w tv się potoczyło :)
co wy macie z tymi goldenami? sweet! kocham rodzinna bones! czekam na cedeka!
Dziękuję wszystkim za komentarze. Moje opowiadanie głównie mówi o życiu Temperanence Brennan i jej rodziny. Przyjemnego czytania ;)
- Jesteś pewna?
- Oczywiście, że tak. Postaram się aby niczego mu nie brakowało.
- Rozumiem twoje starania, ale nie powinniśmy go tak rozpieszczać Bones.
- O!!!! Czy to nie ty mi kiedyś mówiłeś, że najlepszym czworonożnym przyjacielem człowieka
jest pies? Sam wiesz, że Parker nie ma przyjaciół.
- Zauważyłem to. Chłopcy w jego wieku grają w piłkę, jeżdżą na rolkach. On cały czas siedzi z nami w domu. Musimy to zmienić.
- Myślę, że nie możemy nic robić na siłę. Może to jest jakaś grupa niegrzecznych dzieci i on po prostu źle się czuje w ich towarzystwie.
- Daj spokój. Znam dobrze swojego syna. Chociaż... nie do końca...
- No właśnie. Może porozmawiamy o tym później? Muszę spakować jeszcze kilka rzeczy bo jutro przecież wprowadzamy się do naszego domu.
- Dobrze kotku.
NASTĘPNEGO DNIA:
Booth do Parkera: Synku! Wstawaj! Czas do szkoły!
- Ja nie idę do szkoły.
- A mogę wiedzieć dlaczego?
- Bo nie!
- Powiedz mi. Proszę. Masz problemy z nauczycielami lub z kolegami?
- Tato daj mi spokój! Ja chcę spać!
- Wiesz, że musisz się uczyć. Dalej.Ubieraj się bo spieszę się do pracy.
- Nie!!!
Całą tą dyskusję słyszała Brennan, która dopiero co wstała z łózka. Zabrała na ręce Ashley i razem poszły do pokoju, w którym
znajdował się Booth i Parker.
- Co się tutaj dzieje?
- Parker nie chce iść do szkoły. Przez niego spóźnię się do pracy.
- Weź Ash i idź do kuchni. Na stole stoi mleko. Nakarm ją. Ja z nim porozmawiam.
- Ale...
- Jasne ale. No już! Idź!
- Parker. Dlaczego się tak zachowujesz? Masz jakiś problem?
- Nie! -odpowiedział stanowczo i spojrzał w stronę okna.
- Wiesz, że możesz mi wszystko powiedzieć. Nie powiem nic tacie. Przyrzekam.
- Naprawdę?
- Naprawdę.
- No bo...w mojej klasie jest grupa chłopaków, która się ze mnie śmieją...
- Dlaczego?
- Mówią, że jestem sierotą i że wy mnie nie kochacie. Bo taka sławna pani nie adoptuje zwykłych dzieci. A tata opiekuje się mną z litości.
- Ale wiesz, że to nieprawda?
-......
Brennan wzięła chłopca na kolana i głaszcząc po głowie tak powiedziała:
- Nie przejmuj się nimi. Oni są po prostu zazdrośni, że my cię tak bardzo kochamy. Tata oddał by życie za ciebie. Ja również. Kocham cię jak własnego synka.
Pójdę do twojej wychowawczyni żeby dała im jakąś karę.
- Nie. Oni przez to będą jeszcze gorzej się zachowywać. Może nie będę chodził do szkoły?
- Będziesz. Mam pomysł. Ubierz się. Ja dzisiaj odprowadzę cię do szkoły. Jak spróbują ci coś zrobić to ja już im pokażę.
- Dobrze.
Dla Brennan teraz ważniejsze było ratowanie psychiki małego chłopczyka, który był dla niej obcy, a teraz stał się częścią jej rodziny. Nie obchodziło
jej to, że tego dnia ma dużo pracy i mało wolnego czasu. Tempe ubrała się szybko. Wzięła Ash, włożyła do wózka. Booth zniósł małą i czekał aż Brennan zejdzie.
Bones wzięła Parkera za rękę, zamknęła drzwi od mieszkania i wyszli. Seely pojechał do pracy a Bones ruszyła z dziećmi w stronę szkoły.
- Mamo widzisz? Ten rudy co idzie za nami mnie zaczepiał.
- Nie zwracaj na niego uwagi. Jesteś ze mną i nic ci nie grozi.
Szli tak chyba z 15 minut. Dzień był naprawdę piękny. Świeciło słońce a niebo było błękitne. Chłopiec był szczęśliwy. W końcu doszli do celu.
- Pamiętaj: nie przejmuj się. Nie odpowiadaj na ich zaczepki. Ja tutaj poczekam przy płocie tak długo aż nie wejdziesz.
Chłopczyk dotarł do schodów gdy nagle jeden z podejrzanych chłopców podszedł do niego mówiąc:
- Kogo ja widzę? Wreszcie w szkole. Tylko nie posikaj się w majtki ty...
- Przepraszam chłopcze. - za napastnikiem stanęła Temeranence. Zostawisz mojego syna w spokoju czy mam iść do dyrektora? Nie zapominaj również, że jestem
antropologiem i w każdej chwili mogę policzyć wszystkie twoje kości.( Brennan zapomniał, że ma do czynienia z małym chłopcem a nie z dorosłym napastnikiem.
Po prostu poniosły ja nerwy i emocje)
Chłopak uciekł w podskokach.
- Dziękuję mamusiu.
- Nie ma za co. Idź już na lekcje.- Bren pocałowała Parkera w czoło.
Gdy tylko zadzwonił dzwonek na lekcje Temperanence udała się w drogę powrotną. Mówiła do Ashley, która słuchała jej z zaciekawieniem: Widzisz maleńka jacy
są chłopcy? Musimy pomóc twojemu braciszkowi. Jak ty dorośniesz nauczę cię kilku sztuczek.Żaden cię ni skrzywdzi"
Temperanence czuła się tak wspaniale, że najchętniej została by w parku z dziewczynką i nic nie robiła cały dzień. Ta kobieta bardzo się zmieniła.
Dawniej nie zauważała tylu pięknych rzeczy, które ją otaczają. " No dobra Tempe. Trzeba się ruszyć. Dzisiaj przeprowadzka i tyle rzeczy do zrobienia.
Teraz pojedziemy do domku. Pani Adams się tobą zajmie a ja pojadę do naszego domku i dopilnuję żeby wszystko było w jak najlepszym porządku.
W poniedziałek z tatusiem pojedziemy po pieska.
_____________________________________________
Brennan przewiozła resztę rzeczy do domu. Wystarczyło tylko oddać klucze od mieszkania. Było jej trochę przykro, Zostawiła za tymi drzwiami tyle wspomnień. W nim pisała swoje książki, pod tymi drzwiami znalazła Ashley no i ten pierwszy raz z Boothem. Ale cieszyła się. Wreszcie zacznie normalnie żyć. Do pełni szczęścia brakowało jej tylko rozmowy z tatą. Nie widziała go bardzo długo. Ale miała cichą nadzieję,że w końcu się zjawi i będzie mu mogła wszystko opowiedzieć.
Tempe odniosła klucze. W aucie czekała na nią pani Adams i Ash.
- No to moje drogie panie jedziemy. Mam nadzieję, ze pani się spodoba masz dom.
- Na pewno. Tworzycie państwo wspaniałą rodzinę.
- o której wraca Parker ze szkoły?
- O 15. Seely go odbierze jak będzie wracał z pracy.
- To wspaniale. Mam pytanie. Czy kuchnia jest już gotowa do użytku?
- Tak. Wszystko jest gotowe.
- Może ugotuję coś?
- Prosze się nie fatygować. Pani ma się opiekowac dziećmi a nie gotować.
- Ale ja bym tak bardzo chciała.
- Skoro pani nalega...
- To będzie specjalna potrawa.
- A mozna wiedzieć jaka?
- To będzie niespodzianka.
Świetnie... "...i w każdej chwili mogę policzyć wszystkie twoje kości..." Noo nie mogee... Jeszcze raz świetnie :)) Mam nadzieję że niedługo pojawi się ciąg dalszy :))
Cudo! jak juz wiadomo nic co dobre nie trwa wiecznie czuje ze to sie zle skonczy. nie rob im nic <prosi>. czekam na cedeka!