Jest to moje pierwsze opowiadanie. Mam nadzieję, że Wam się spodoba.Jesli tak to spróbuję napisać kolejne części. Jeśli nie to po prostu przestanę pisać. Sorki za błędy.
Pewnej soboty Brennan postanowiła iż zrobi małe porządki w swoim mieszkaniu. Najpierw otworzyła szufladę, aby przejrzeć stare rzeczy. Nagle natrafiła na starą teczkę, w której były nieliczne zdjęcia z jej dzieciństwa. Była lekko zdziwiona skąd ta teczka się u niej znalazła. Tempe wzięła ją do ręki i usiadła na kanapie. Było tam zdjęcie, które szczególnie przykuło jej uwagę. Ona miała wtedy około 5 lat. Siedzi na ławce z chłopcem około 8 lat. Próbowała sobie przypomnieć kim był ten chłopiec, lecz nie mogła. Nagle do drzwi zadzwonił dzwonek. Bones wstała i otworzyła. U progu pojawił się Booth.
- Cześć Bones.
- Booth? Co ty tutaj robisz? Przecież miałeś ten weekend spędzać z Parkerem.
- Niestety Parker jest chory i musi leżeć w łóżku. Byłem u niego gdy nagle zadzwoniła do mnie Cam. W jednym z opuszczonych domków przy lesie znaleziono ciało kobiety i dziecka. Wezwano nas.
- Mogę wejść czy mam tak stać przy wejściu?
- Jasne, że możesz. Wchodź!
- O! Bones. Widzę, że zebrało ci się na porządki.
- Człowiek czasami ma potrzebę...
- Dobra już wszystko wiem...
- Dlaczego zawsze mi przerywasz gdy chcę powiedzieć coś mądrego?
- Nie obrażaj się. Po prostu czasami mogłabyś mówić bardziej po ludzku.
- Przecież ja mówię po ludzku!
- Bones ty nic nie rozumiesz. Ale mam nadzieję, że wkrótce się nauczysz. Zbieraj swoje manatki i jedziemy.
- Jakie manatki? Ja się nigdzie nie wyprowadzam!
- O nie! Znowu to samo-pomyślał Booth. Chodzi mi o to, że masz zabrać ze sobą ten twój sprzęt i jedźmy.
- Dobrze.
Bones zniknęła w pokoju by poszukać swojej torby. Booth usiadł na krześle i postanowił, że zajrzy do tajemniczej teczki leżącej na stole. Otworzył ją. Jego oczom ukazało się zdjęcie małej dziewczynki z chłopcem. Nagle do salonu weszła Bones.
- Booth! - mężczyzna aż podskoczył. Ja nie przeszukuję twoich prywatnych rzeczy.
- Przepraszam cię Temperanence, ale nie było cię tak długo, a ja nie miałem co robić.
- Jesteś jak małe dziecko, którego nawet na chwilę nie można pozostawić samo. Dlaczego tak oficjalnie się do mnie zwróciłeś?
- Nie wiem o co ci chodzi.
- Temperanence. Zazwyczaj mówisz do mnie Bones.
- W związku z zaistniałą sytuacją...Tak w ramach przeprosin...
- Booth już wszystko rozumiem.
- Naprawdę?
- Naprawdę. Jedźmy już.
- Bones.
- Tak?
- Mam jedno pytanie.
- No to pytaj.
- Skąd masz to zdjęcie, które było w teczce?
- Masz na myśli to z nieznajomym chłopcem?
- Tak.
- A dlaczego pytasz?
- Znam tego chłopaka.
- Tak? To powiedz mi kto to!
- Tym chłopcem jest...
Na początek pragnę przeprosić, że tak długo zwlekałam z napisaniem kolejnej części mojego opowiadanka. Miała wiele ważnych spraw na głowie. Teraz postaram się pisać regularnie. Z góry przepraszam za błędy i ewentualne powtórzenia.
Wszystkie trzy panie dojechały do domu. Pani Adams była szczęśliwa. Następnie wysiadły z samochodu i udały się do środka.
- Pani Temperanence...
- Tak?
- Muszę pani coś powiedzieć...
- Proszę mówić.
- Pani jest dla mnie jak córka...
- Ależ co pani mówi. Przecież ja jestem obcą osobą.
- Ale... pani mnie szanuje
- Czy poprzez sam szacunek można stwierdzić czy ktoś na lubi?
- Nie, ale jeszcze nikt się tak do mnie nie odnosił. Poprzednie rodziny były wyniosłe i dystyngowane. Płacili mi marne grosze... Nawet posiłków nie mogłam jadać z nimi tylko w jadalni dla służby. Pani jest taka dobra.
Za każda nadgodzinę mam płacone i w ogóle...
- Pani Adams...- Brennan spojrzała w oczy kobiety. Wiem jacy potrafią być ludzie. Okrutni, źli. Doświadczam tego prawie codziennie. Proszę się nie smucić. Zaraz wróci Parker i Booth. Nie chcę by zastali panią smutną.
- Dobrze.- Mówiąc to kobieta przetarła oczy.
- No to teraz brzebierzemy naszą małą księżniczkę, nakarmimy i pojedziesz na krótki spacerek z braciszkiem i nianią.
Ashley śmiała się do mamy. Jej oczka wyglądały jak dwie lśniące perełki. Tę chwilę przerwał im odgłos otwieranych drzwi.
- Mamo! Już jesteśmy!
- Witaj Parker!- Brennan ucałowała go w policzek.
- Kochanie...
- Tak Seeley?
- Co ty dzisiaj zrobiłaś?
- Nie wiem o czym mówisz?- Brennan spuściła głowę w dół
- Ty już dobrze wiesz. Rozmawiała ze mną matka jednego z kolegów Parkera.
- Chyba chciałeś powiedzieć jednego z dręczycieli. Według mnie niektóre dzieci z jego klasy mają ADHD.
- Co! Podobno mały tak się przestraszył, że boi się iść sam do domu i do szkoły.
- Przesadzasz jak zwykle Booth.
- Ja? A kto mu powiedział....
- Tato daj spokój. Teraz mam spokój w szkole. Nikt mnie nie bije....
- ??? Dlaczego ja nic o tym nie wiedziałem?
- Twój syn wolał porozmawiać z kobietą niż...
- Tempe! Nie denerwuj mnie...
Parker widzą tę kłótnię wyszedł z pokoju i udał się do ogrodu. Usiadł pod ściana i zaczął płakać. Miał poczucie winy. Myślał, że to przez niego rodzice się kłócą.
- Booth! Co ty robisz. Pierwszy dzień w nowym domu a my się już kłócimy!
- Masz racje... trochę przesadziłem.
- A gdzie Park?
- No nie.
Booth wybiegł do ogrodu i znalazł w nim chłopca.
- Synku co się stało?
- Bo wy się kłócicie przeze mnie. Mama chciała tylko pomóc...
- Skarbie.- Odezwała się Temperanence, która pobiegła za Booth'em. Nigdy tak nie myśl.
- Dorośli czasami się kłócą żeby... potem mogli sie pogodzić... Prawda Brennan?
- Prawda. Teraz chodźmy bo pani Adams obiecała, że przygotuje coś wyjątkowego na ten wieczór.
Gdy wszyscy weszli do środka po całym mieszkaniu rozchodził się dziwny zapach.
- Co to jest?- zapytała Brennan.
- Bigos oraz pierożki z serem.
- Bigos?
- Kochanie to jest danie, w którego skład wchodzi między innymi kapusta, mięso...
- Mięso? Przecież ja jestem wegetarianką!
- Wiem i dlatego dla pani przygotowałam specjalne danie. Pierogi z serem.
- Apetycznie to wszystko wygląda. Prawda parker?- rzekł Seeley.
- Tak. Możemy już jeść bo jestem głodny jak wilka!
- Jak wilk? A.... to jedno z tych dziwnych stwierdzeń, którego jeszcze nie rozumiem.
- Spokojnie mamo. Ja cię nauczę.
-Skąd nauczyła się pani tak dobrze gotować?
- Od mojej matki. Gdy byłam mała zawsze pomagałam jej w kuchni.
- Te pierogi są pyszne!
- Bigos również. Tempe czy ty nigdy ich nie jadłaś?
- Jakoś nie miałam okazji.
- Mogę zadać pani jedni pytanie pani Adams?
Tak .
- Skąd pani pochodzi?
- Z Polski.
- Z Polski?
- Tak. Urodziłam się tam. Gdy miałam 15 lat wraz z rodzicami przeprowadziliśmy się tutaj.
Języka jednak nie zapomniałam Mój syn tam mieszka z rodziną.
- Booth! Daj pani zjeść w spokoju!
- Ale...
- Mnie to nie przeszkadza. Ja o państwu wiem prawie wszystko. Jeśli jeszcze pan chce coś o mnie wiedzieć to proszę pytać.
- Jak jest w Polsce?
- Dawno tam nie byłam. Z tego co wiem od syna to wiele się zmieniło. A państwo kiedyś tam byliście?
- Niestety nie...
- Tato to może we wakacje tam pojedziemy?
- Jeśli mama się zgodzi....
- Widzę, że już za mnie zdecydowaliście...
- Hurrra............
Nagle Ashley zaczęła płakać.
- Przepraszam was bardzo, ale już najwyższy czas by nakarmić mała.
- Przecież tutaj to możesz zrobić.
- Nie. Wolę w pokoju na górze.
Tempe wzięła dziewczynkę i butelkę z mlekiem i udała się do pokoiku małej.
-Widzisz skarbie? Teraz oni za mnie decydują. Jesteśmy ze sobą tak długo, ale nadal czuje się dziwnie.
Trochę brakuje mi mojej niezależności.
Dziewczynka z zapałem piła mleko. Po chwili usnęła. Tempe odłożyła butelkę. Siedział tak jeszcze przez chwilę z dziewczynką i również
usnęła.
Tymczasem na dole Booth i Parker sprzątali po kolacji. Pozwolili pani Adams wyjść wcześniej. Obydwoje bawili się przy tym świetnie.
- Tato może pójdziemy zobaczyć co robi mama?
- Dobrze.
Oby dwoje weszli na górę i udali się do pokoju Ash.
- Ciiiiii.....mama śpi.
- Parker idź do swojego pokoju. Zaraz do ciebie przyjdę.
Booth położył dziewczynkę spać. Otulił kocem śpiącą Tempe. I wyszedł z pokoju.Zajrzał jeszcze do Parkera, który nie potrafił zasnąć w nowym pokoju.
- Synku. Śpij już.
- Ale ja nie mogę zasnąć...
- Jak chcesz to chodź do sypialni.
- A mama gdzie będzie spała?
- Z Ash. Nie chcę jej budzić.
- Dobrze. Śpij już bo rano nie wstaniesz do szkoły.
- Dobranoc.
- Pa.
Booth był pewien, że tę noc spędzi z Temperanence. Tylko oni. We dwoje w nowej sypialni. No, ale niestety...
Noc minęła bardzo szybko. Brennan obudziło słońce, które wpadało do pokoiku prze różowe zasłonki.
- Co ja tutaj robię? Moje plecy. Chyba musiałam tutaj zasnąć. Która godzina?-Brennan spojrzała na zegarek. O nie! Pani Adams zaraz przyjdzie. Spóźnię się do pracy jeszcze po urlopie...
Tempe szybko wstała, spojrzała na śpiącą dziewczynkę i wyszła z pokoju. Nerwowo otworzyła drzwi do sypialni, która była pusta. Chwyciła telefon i zadzwoniła do Booth'a.
- Skarbie gdzie jesteście?
- Nie martw się. Ja jestem w pracy. Zawiozłem małego do szkoły.
- Ok. Spotkamy się w pracy. Musze kończyć. Pa!
Brennen pomaszerowała szybko do łazienki. Wzięła prysznic, ubrała się. Jeszcze makijaż i była gotowa. W tym czasie przybyła pani Adams. Tempe przywitała się i wyszła. Wsiadła do samochody i ruszyła w drogę. Jak by tego było mało na mieście utworzył się wielki korek. Jakiś pijany dzieciak wpadł pod samochód pewnemu mężczyźnie. Sprawca uciekł z miejsca zdarzenia. Brennan oczywiście nie mogła tak zostawic tej sprawy. Zadzwoniła do instytutu i opowiedziała o wszystkim. Chwilę potem zajęła się oględzinami zwłok.
- Mężczyzna, rasy białej. Wiek około 17 lat. Wzrost...
- Co pani tu robi. Proszę się odsunąć! To miejsce zbrodni!- nagle odezwała się grupa policjantów.
- Proszę mi nie przeszkadzać. Właśnie zajmuję się oględzinami...
- Powiedziałem coś!
- Nazywam się Temperanence Brennan. Jestem antropologiem sądowym i pracuję w Instytucie Jeffersona.
- Znam te panią. Przepuśćcie mnie.
- David?
- Tempe co ty tutaj robisz?
- Własnie jechałam do pracy.
- A...rozumiem. Dawno cię nie widziałem..Pięknie wyglądasz...
- Dzięki...Może zajmiemy się sprawą?
- Ok. Ale jeśli się ze mną umówisz.
- Z chęcią, ale nie mogę. Jestem zaręczona i mam dwójkę dzieci.
- Co! Ty... jak... przecież... nic mi o tym nie wiadomo... Niech zgadnę z kim. Hm... Patrick Tak?
- Nie Seelely Booth.
- Holera!Ten drań zawsze musi wyhaczyć najładniejszą laskę!
- Co?
- Nie ważne. Praca czeka...
- Może wpadniesz do nas dzisiaj na podwieczorek?
- Może lepiej nie. Twój facet może być zazdrosny.
- Booth?. Daj spokój. Na pewno się ucieszy. Przyjdź dzisiaj o 17.00. Przy okazji poznasz całą moją rodzinkę.
- Skoro tak mówisz... no dobra... wpadnę.
- Świetnie. Przy okazji powspominamy stare czasy.
- Bierzmy się wreszcie do tej pracy bo za stanie nam nie płacą.
- Masz rację. Proponuję, aby zwłoki przewieść do instytutu. Tam dokładnie sprawdzimy co było przyczyną śmierci. Wydaje mi się, że chłopak już był martwy za nim "wpadł" pod samochód.
- Co? Myślisz, że ktoś chciał upozorować jego śmierć?
- Tak. Widzisz? Na ciele widać wyraźnie, że został poważnie pobity.
- Ktoś go skatował?
- Prawdopodobnie tak.
- Co się dzieje na tym świecie. Czasami już mam dosyć patrzenia na te wszystkie trupy i w ogóle...
- To zmień pracę.
- Łatwo ci mówić. Tyle nauki i teraz mam tak po prostu zrezygnować? Nigdy!
- Kiedyś już popełniłem błąd. I to największy w swoim życiu. Zostawiłem cię. Głupi miałem nadzieję, że jeszcze coś między nami jest. Ale pomyliłem się.
- David. Nie to nie jest czas ani miejsce na takie rozmowy. Proszę cię. Szukałam cie w innych mężczyznach jednak któregoś dnia zrozumiała, że to nie ma sensu. Dla ciebie ważniejsza była kariera zawodowa. Seeley jest miłością mojego życia i twój powrót tego nie zmieni.
- Rozumiem. Nie musisz mi się tłumaczyć. Może jednak zostaniemy przyjaciółmi?
- Oczywiście, że tak. Ja jadę do pracy. Do popołudnia!
- Pa.
Brennan wsiadła do samochodu i znów ruszyła do pracy. Rozmyslała o Davidzie. Jej stara miłość nagle powróciła. Nic do niego już nie czuła. Powróciły tylko wspomnienia. Przy Booth'ie czuła motylki w brzuchu. Ma do niego pełne zaufania. Jest dla niej kochankiem, bohaterem , kimś bardzo bliskim. Droga szybko minęła. Gdy Tempe weszła do instytutu ciało leżało już na stole.
- Skarbie! Witaj!
- Angie!
- Zaniedbałas mnie troszkę.
- Nie. to nie tak.
- Wiem, wiem. Zartuję tylko. Widzę, że promieniejesz.- powiedziała z ekscytacją Angela. Kiedy ślub?-dodała
- Zapewniam cię, że pierwsza poznasz tę datę. A teraz przepraszam, ale praca..
- Dobra. Już cie nie zatrzymuję.
Tempe założyła szybko fartuch, rękawiczki i natychmiast zajęła się denatem.
Ciało chłopaka oglądał właśnie Zack.
- Doktor Brennan?
- Tak?
- Ze wstępnych oględzin wynika, że chłopak padł ofiarą przemocy domowej. Był regularnie bity i podduszany. Widzi pani te slady?
- Tak.
- Sugeruję, że tym razem rodziców zbyt poniosło i przesadzili. On po prostu tego nie przeżył.
- Na zdjęciach widać również, że miał pęknięte prawe płuco. Oczyśćcie ciało. Tak by pozostały tylko kości. Ja zadzwonię do Bootha. Pojedziemy do miejscowej szkoły. Może się czegoś dowiemy od jego przyjaciół czy nauczycieli.
- Gdyby rodzice tego nie zrobili to na pewno rozpoczęli by poszukiwania syna.
- Z pewnością Zack.
Jakąś godzinę później Booth i Brennan wędrowali korytarzem szkoły. Była akurat przerwa więc mogli sobie porozmawiać z dzieciakami. Wszyscy ich jednak ignorowali. W końcu Seeley nie wytrzymał i krzyknął:
- Tu FBI! Może ktoś łaskawie z nami porozmawia?
- Co się tutaj dzieje? Dlaczego pan mi straszy uczniów?-odezwała się dyrektorka.
- Jesteśmy tu w sprawie morderstwa. znaleźliśmy ciało młodego chłopaka. Może go pani zna?-Booth wyjął zdjęcie i wskazał na chłopca.
- O mój Boże! Wiedziałam, że to się tak kiedyś skończy. Ale nikt mnie nie chciał słuchać.- powiedziała ze łzami w oczach.
- Możemy gdzieś spokojnie porozmawiać?
- Proszę do mojego gabinetu.
Wszyscy trzej weszli do małego ale dosyć słonecznego pomieszczenia.
- A więc co pani o nim wie?-zapytała Brennan.
- To jest Ricky Feier. Chodził do naszej szkoły. Był bardzo pilnym uczniem.
- Czy miał jakiś przyjaciół?
- Nie. Wzorowi uczniowie zazwyczaj z nikim się nie przyjaźnią. Uważani są za kujonów, którzy bez przerwy siedzą w książkach.
- A rodzina?
- Matka zapracowana, ojciec alkoholik. Notorycznie go bił. Nikt nie widział jego nieszczęścia. Próbowałam już coś z tym zrobić. Dzwoniłam na policję, do opieki społecznej. Ale nic to nie dało.
Troszkę krótko, ale ciąg dalszy nastąpi jeszcze dzisiaj ;)
Moje opowiadanka przez jakiś czas będą krótkie. Mam pełno nauki i na dodatek jeszcze muszę o 6 rano wstawać na autobus, ponieważ nasz cudowny PKS wycofał autobus, którym jeździłam do szkoły. Teraz muszę chodzić na rynek. W weekend postaram się "wyrzeźbić" coś dłuższego. Pozdrawiam wszystkich =]
Wszyscy trzej weszli do małego ale dosyć słonecznego pomieszczenia.
- A więc co pani o nim wie?-zapytała Brennan.
- To jest Ricky Feier. Chodził do naszej szkoły. Był bardzo pilnym uczniem.
- Czy miał jakiś przyjaciół?
- Nie. Wzorowi uczniowie zazwyczaj z nikim się nie przyjaźnią. Uważani są za kujonów, którzy bez przerwy siedzą w książkach.
- A rodzina?
- Matka zapracowana, ojciec alkoholik. Notorycznie go bił. Nikt nie widział jego nieszczęścia. Próbowałam już coś z tym zrobić. Dzwoniłam na policję, do opieki społecznej. Ale nic to nie dało.
********************************************************************
- Zawsze im się tak udało, że gdy pojawiała się policja oni akurat byli trzeźwi.
- A jakaś dalsza rodzina?
- Ricky miał jeszcze wujka, który prawdopodobnie mieszka w Australii.Interesował się chłopcem. Kiedyś chciał go nawet ze sobą tam zabrać, ale rodzice mu nie pozwolili. Wiedzą państwo. Pieniądze by im wtedy przepadły. A wtedy nie mieli by za co kupić alkoholu.
- Czy państwo Feier mieli jeszcze jakieś dzieci?
- Tak. Bliźniaków. Chłopca-Daniela i dziewczynkę-Anne.
- To w takim razie co się z nimi stało?
- To są już dorosłe osoby. Rok temu skończyli studia i wyjechali z kraju. Chcieli jak najdalej uciec z tego piekła.
- Rozumiem. A czy moglibyśmy porozmawiać z dzieciakami z klasy chłopca?
- Oczywiście. Proszę zaczekać tutaj chwilkę. Zaraz przyprowadzę uczniów.
Kobieta wyszła na chwilę zamykając za sobą drzwi. Booth i Brennan spojrzeli na siebie. W końcu Seely rzekł:
- Kochanie co myślisz o całej tej sprawie?
- Już sama nie wiem co mam myśleć.
- Hmmm.... rodzice jakby zapadli się pod ziemię.
- Co? Przecież nie było trzęsienia ziemi?
- To jest takie powiedzenie.
- Aha. Wybacz, ale nadal jestem w trakcie nauki.
- Wiem. I świetnie ci idzie.
- Ciekawe czy dowiemy się czegoś konkretnego. Booth...Obiecaj mi,że nie pozwolisz abyśmy my kiedyś wylądowali na samym dnie...
- Co ty wygadujesz? Przecież jesteśmy szczęśliwą rodziną!
- Tak. Oni tez kiedyś byli szczęśliwi.
W Brennan obudziły się pewne obawy co do przyszłości. Nigdy nie myślała o tym co będzie jutro. Ta sytuacja ja do tego zainspirowała. Seeley usiadł koło Tempe i przytulił ją mocno mówiąc:
- Obiecuję, że nigdy cię nie zostawię. Nie pozwolę by wydarzyło się coś złego. Zbyt długo na ciebie czekałem.
Nagle do pokoju weszła dyrektorka z kilkoma uczennicami i jednym chłopakiem.ć na osobności.
- Dobrze.
Para siedziała teraz z grupą nastolatków. Przesłuchanie jak zwykle rozpoczął Booth.
- A więc... Co wiecie o Ricky'm Feierze?
- To był mój najlepszy kolega- odezwał się młody mężczyzna. Zawsze się razem uczyliśmy. Ale tylko u mnie w domu.
- Dlaczego?
- Bo on twierdził, że ma mała siostrę i będzie nam przeszkadzać.
- WIedziałeś co tak naprawdę dzieje się w jego domu?
- Właściwie dowiedziałem się nie dawno.
- Nie zauważyłes jakiś znaków na ciele? np. siniaków, zadrapań?
- WIdziałem. Ricky grał dużo w piłkę nożną i myślałem, że to przez to.
- A dziewczęta nam coś powiedzą.
W końcu odezwała się pewna brunetka:
- Dziewczyny się z nim nie kumplowały. On zawsze siedział sam w ławce. Zawsze był przygotowany do lekcji. Ogólnie mało mówił. Ale po co to całe przesłuchanie?
- Ricky nie żyje.
- Został zamordowany.
- Co?
- Podejrzewamy rodziców, ale oni gdzieś zniknęli.
- Wiem gdzie oni mogą być.
- Tak? Gdzie? Poszukajcie ich w domu.
- W domu? Żarty sobie z nas stroisz młody człowieku?
- Nie mówię poważnie. W sypialni na dole, pod dywanem znajduje się skrytka. Są tam w niej dwa pomieszczenia. Ricky ją stworzył. Chciał mieć miejsce, w którym będzie mógł spokojnie się pouczyć i ochronić. W końcu oni znaleźli to miejsce. Założę się, że tam siedzą. Proszę sprawdzić. My musimy już iść bo mamy bardzo ważny test z historii. Do widzenia.
- Do widzenia.
Seeley i Temperanence szybko wstali i wyszli z budynku. Wsiedli do samochodu i natychmiast pojechali do tego domu. Weszli do sypialni. Booth podniósł dywan i ujrzał małe drzwiczki.
- Seeley może ja pierwsza...
- Nie.. Pamiętasz co ci mówiłem jakąś godzinę temu?
- Tak.
- A więc stój za mną.
Booth otworzył drzwiczki jedną ręką, ponieważ w drugiej trzymał broń. Nagle ktoś naskoczył na Bootha z ogromną siłą. Tempe stanęła w jego obronie. Broń wypaliła. Tempe sama nie wiedziała kogo postrzeliła. Obaj mężczyźni upadli na ziemię a po chwili polała się struga krwi. Tempe stanęła z łazmai w oczach. Okazało się, że zabiła...
Jeju mam nadzieje że tem będzie coś typu " Zastrzeliła wysokiego rudego pijaka" oby to nie był Booth!!! A tak wogóle
opowiadanie super!!!
Aaaaa!!! Teraz spanikowałam... Ale jak napisałaś że zabiła, to myśle że nie bd to Booth ;p Choć kto wie...?? Chyba tylko Ty xd A moze swatasz ją z tym całym Davidem?? O jaa... To sie porobiło.. :)) Oczywiście czekam na cedeka :))
czesc jestem nowa na tym forum... szkoda ze tak pozno zaczelam czytac to opowiadanie ale jak to sie mowi lepiej pozno niz wcale... xD swietnie to wymyslilas...mam nadzieje ze to nie Bootha zabila... i ze na nowo rozgrzejesz to forum wrzucajac dalsze czesci... :)
Pozdrawiam :)
Ale pamiętaj jak zabijesz Bootha to.. <trzyma w ręce nóż a na twarzy na psychopatyczny uśmiech>