Takie trochę inne opko. Postanowiłam wprowadzić ich w świat, który dobrze znam:P
Mam nadzieję, ze przypadnie wam do gustu.
Pozwoliłam sobie umieścić w treści kilka fragmentów znanych dramatów „3 siostry” Antoniego Czechowa i „Szklana menażeria” Tennessee Williams w scenach w teatrze.
1.
-Agencie Booth, czy coś jest nie tak?- spytał Sweets. Bones i Booth siedzieli teraz w jego gabinecie na kolejnej terapii. Booth widocznie był zniecierpliwiony. Cały czas stukał palcami o brzeg kanapy.
-Nic. A co ma być Sweets?- powiedział poirytowany.
-Od początku naszego spotkania nie odezwał się pan ani słowem…
-Jemu chodzi o to, że ciągle pukasz tymi swoimi palcami o kanapę. To jest naprawdę irytujące.- wtrąciła się Bren.
- To też chciałem powiedzieć. Dziękuję Dr Brennan.- powiedział psycholog.- Więc Agencie Booth…?
-Co?- spytał Seeley.
-Co pana tak denerwuje?
-Na pewno chcesz wiedzieć chłopcze?
-Mówiłem, że mam 22 lata. Nie jestem dzieckiem, mam doktorat…
-Wiem, mówiłeś to już chyba setki razy. Co nie zmienia faktu, że i tak ci nie wierzę.
-Ok. pozostawmy ten temat. Co pana gryzie?
-Ale przecież nic nie może go gryźć, Sweets- wtrąciła się Bren.
-To przenośnia Dr Brennan.
-Aha. No tak…
-Wkurza mnie to, ze znowu musimy tu siedzieć. Już myślałem, że dasz nam wreszcie spokój.
-Nie mogę przerwać terapii w momencie, kiedy widzę, że między wami są jakieś skrywane emocje i widoczne dla każdego gołym okiem niesamowite napięcie seksualne.
-Jesteśmy tylko partnerami. Ile razy mamy ci to powtarzać Sweets- powiedział ty razem podenerwowany Booth.
-Tak, powtarzacie to cały czas, tylko, ze ja niestety wam nie wierzę. Jestem psychologiem i widzę, jak na siebie patrzycie, jak…
-Nienawidzę psychologii- powiedziała Bren.- I nie wierzę, że należy ona do nauk takich jak np. antropologia. Jest zupełnie bezużyteczna.
-Znam pani opinię Dr Brennan na temat psychologii, ale to nie zmusi mnie do przerwania terapii- odparł łagodnie Lance.- Dobrze. Pamiętacie jedno z naszych spotkań, kiedy graliśmy w skojarzenia?- nie odpowiedzieli- Chciałbym je powtórzyć.
-O na pewno nie Sweets!- powiedział gniewnie Booth- Nie pamiętasz jak to się skończyło? Proszeniem o moją spermę. Wymyśl coś innego.
-Doskonale pamiętam co się wtedy wydarzyło. To było kolejnym sygnałem dla mnie o czym oboje myślicie i że, nie wiem czy nieświadomie… ale próbujecie stworzyć razem rodzinę.
-To jakiś żart- powiedziała Bren.- Jak mówił Booth jesteśmy tylko partnerami. Każdy z nas ma własne życie.
-Właśnie.- przytaknął Booth.
-Tak, tak, jasne. A ja jestem królową Anglii.- zaśmiał się pod nosem Sweets.
-Wasza wysokość- Booth wstał i ukłonił się.
-Booth, ale on nie jest przecież królową Anglii…- powiedziała zdezorientowana Bones- czemu mu się kłaniasz?
-Oj, Bones…- Booth opadł zrezygnowany na kanapę.- Musisz się jeszcze wiele nauczyć.
-Uczę się. Mam najlepszego nauczyciela- uśmiechnęła się do Bootha. Ich wzrok się spotkał- Ale nadal nie rozumiem…- Seeley położył palec na jej ustach. Sweets obserwował wszystko z wielkim uśmiechem na twarzy.
-Bones, wytłumaczę ci to później. To taki żart.- mówił i wpatrywał się w jej piękne niebieskie oczy. Trwali w takiej pozycji przez dłuższą chwilę.
-O tym właśnie mówię- powiedział do siebie Sweets. Nie powiedział tego tak cicho jakby mu się wydawało. Na dźwięk jego głosu, partnerzy oderwali się od siebie, jak oparzeni.
-I z czego się tak cieszysz Sweets?- spytał Booth.
-Z niczego, Agencie Booth. Ja…- przerwał im telefon Bootha.- Wolałbym, żeby pan…
-Booth?- rzucił do słuchawki.
-… nie odbierał telefonu…- dokończył Lance.
-Tak? Oczywiście. Już jedziemy. Mamy sprawę- zwrócił się do Bones.
-Ok.- oboje wstali z kanapy.
-Nasz czas jeszcze się nie skończył…- Sweets chciał ich zatrzymać, ale oni już byli przy drzwiach.
-Sorry, Sweets. Nowa sprawa. Pogadamy innym razem- rzucił Agent.
-Kolejne spotkanie w środę o 18. nie zapomnijcie…
-Jasne.- odpowiedzieli i już byli za drzwiami.
-Jak ja mam im uświadomić co do siebie czują? Przecież to widać na kilometr, że tą dwójkę łączy miłość. Czemu się tak opierają?- pytał sam siebie.
Hej, czytam to opowiadanie od pewnego czasu i muszę przyznać, że chociaż w ogóle nie orientuje się w teatrze to szalenie podoba mi się to napięcie między nimi. Nie wiem czy pomogę, ale "się" w języku polskim jest odpowiednikiem niemieckiego "mich" (w bezokoliczniku "sich"). Niestety uczę się dopiero angielskiego i niemieckiego, ale mam nadzieję, że to porównanie pomogło. W sumie zgadzam się z postem powyżej inne wyjeśnienia są chba najbliższym co można uzyskać :). Po prostu "się" używamy przy czasowniku jak określamy, że to my ("ja") wykonuje daną czynność. Odpiszcie jak pomogłam w jakiś sposób... Wiem, doskonała to ja nie jestem ^^. Brenn73 powodzenia z pisaniem!
Hej:) Cieszę sie, że Tobie też się podoba to co piszę:)
Myślę, że Twoja uwaga też pomogła, ja się kompletnie na niemieckim nie znam, ale myślę, że to porównanie jest jak najbardziej trafne (coś niecoś mi się kojarzy z czasów liceum), nawet nie pomyślałam, że można to wytłumaczyć odwołując sie do innego języka:)
Nikt nie jest doskonały i to jest cudowne:)
Dziękuję Ci bardzo:)
Buziaki i pozdrowionka:)
Ja myślę, że kiedyś się nauczysz:) na pewno, wszystko można zrobić, ja trzymam kciuki i wiem, że Ci się uda:)
ja wiem, ja modlę bardzo dużo o mój polski, bo bez Bóg to ja ani jedno słowo bym nie znała ;D idę clean the bathroom ;/ kisses! ;*
rowniez trzymam za Ciebie kciuki.. :) napewno Ci sie uda... co prawda jezyk polski jest trudny ale dasz rade :)
Pozdrowionka :)
Oki to zbliżamy się do premiery Bones:)
34.
Godzina 18:00. Do teatru zaczęli schodzić się widzowie, wszyscy ubrani bardzo elegancko. Przychodzili z kwiatami, które dawali do przetrzymania pracownikom szatni. Robiło się głośno. Wszyscy byli bardzo podekscytowanie. Booth, Angela, Cam, Jack i Wendel właśnie się wyszykowali i zeszli do foyer. Siedzieli na kanapach w bufecie popijając herbatkę i z niecierpliwością czekali na godzinę 19:00. Wtedy wszystko się zacznie. Wszyscy wyglądali bardzo elegancko, w końcu to wielkie wydarzenie. Ich przyjaciółka, a dla jednego z nich ktoś więcej niż tylko przyjaciółka, ma dziś stanąć na deskach profesjonalnego teatru. To było coś!
Pogrążeni w rozmowie nie zauważyli, jak ktoś do nich podchodzi.
-Witam Agencie Booth. Widzę, ze cała ekipa z Jeffersonian przyszła zobaczyć Dr Brennan. Witam- powiedział na przywitanie mężczyzna.
-O! dzień dobry szefie!- powiedział zaskoczony Booth widząc Cullen.- Co szef tu robi? Prokurator Julian?- spytał jeszcze bardziej zaskoczony widząc panią prawnik.
-Hej, Agencie Booth- odpowiedziała kobieta- Myślisz, cheerie, że przegapilibyśmy występ Dr Brennan? Za żadne skarby świata!
-Ale skąd…?- chciał zapytać Seeley.
-Nie żartuj, cheerie, wszędzie o tym trąbią! „W najnowszej premierze Jacka Musa „3 siostry” zagra słynna antropolog sądowa Dr Temperance Brennan! To z pewnością będzie wydarzenie roku!”
-Nie wiedziałem o tym…
-To już wiesz. A jak się ma nasza droga pani od kości?
-Przygotowuje się w garderobie.
-Nie mogę się doczekać. To BĘDZIE wydarzenie roku!- Julian i Cullen dosiedli się do towarzystwa i dołączyli do oczekiwania.
W garderobach również panowało podniecenie. Aktorzy już byli gotowi. Kostiumy założone, makijaż zrobiony, włosy uczesane w odpowiedni sposób. Teraz zostało tylko czekać na znak rozpoczęcia spektaklu.
Czas leciał bardzo szybko. Już była 18:40. a więc zostało tylko 20 minut.
Tempe siedziała w swojej garderobie, próbowała się skupić i wejść w postać. Inni robili dokładnie to samo. Nikt się nie rozpraszał zbędnymi pogawędkami. W końcu to premiera. W innych okolicznościach siedzieliby teraz w palarni i żartowali, ale nie dziś. Dziś wszystko musi być perfekcyjne.
Za 15… rozbrzmiał dźwięk drugiego dzwonka, a z głośników w garderobach popłynął głos inspicjentki „Moi drodzy, już po drugim dzwonku. Zostało 10 minut” (10, bo o 18:55 wpuszczają widownię).
-No to nie ma odwrotu- powiedziała Bones do swojego odbicia. Ostatni raz poprawiła czerwoną szminkę, spojrzała w lustro i wyszła, by dołączyć do innych, którzy schodzili na dół, na scenę.
\
Jeszcze tylko 5 minut i pracownicy wpuszczą widownię. Cała obsada była już na scenie, kiedy usłyszeli kolejny komunikat inspicjentki „5 minut, proszę wszystkich o wejście na scenę i gotowość do pierwszej sceny I aktu”
Żołądek Tempe był już w gardle i miła wrażenie, ze za chwilę wyskoczy…
Aktorzy ustawili się na scenie gotowi do grania. Przed tym jednak, każdy od każdego dostał „kopniaka na szczęście”. Bones oczywiście nie widziała sensu w kopnięciu kogoś w siedzenie, ale nie miała zamiaru teraz się nad tym zastanawiać.
-dwie minuty!- krzyknęła inspicjentka- Zaraz wpuszczam widownię! Wszyscy gotowi?!- kiwnęli tylko głowami na znak potwierdzenia.
W końcu rozległ się dźwięk, na który wszyscy czekali… trzy dzwonki, otworzyły się drzwi na widownię…
10 minut wcześniej pod drzwiami prowadzącymi na widownię.
-Ale jestem podekscytowana- mówiła Angela podskakując z radości.
-My też, Ang- powiedział Hodgins.
-Ile zostało?- spytała artystka.
-Dziesięć minut- odpowiedział Booth spoglądając na zegarek.
-Dziesięć minut, ja zwariuję- mówiła- dziesięć minut…
Po tych dziesięciu minutach, które dla wszystkich wydawały się trwać wiecznie… trzy dzwonki…
--Nareszcie!- pisnęła Ang. Drzwi się otworzyły i wszyscy przyjaciele weszli jako pierwsi. Mieli najlepsze miejsca, pierwszy rząd, na samym środku! Za nimi ruszyła fala kolejnych podekscytowanych widzów i powoli widownia zaczęła się zapełniać.
-Booth- szepnęła Ange- Bren- wskazała na Bones siedzącą na małym krześle.
-Widzę, Ange- odpowiedział.
-Wygląda bosko w tej sukni.
-Tak…- wymsknęło się Seeley’emu. Angela spojrzała na niego z uśmiechem i pomyślała „Wiedziałam. Jak Bren może być tak ślepa? Przecież on ja kocha, to jasne jak słońce. Już ja was wyswatam. Inaczej nie nazywam się Angela Montenegro!”
W końcu widownia była pełna, w każdym miejscy, gdzie tylko się dało stały dostawki.
Ostatni komunikat proszący o wyłączenie telefonów komórkowych i zakazie wykonywania zdjęć czy nagrywania spektaklu. Na widowni zapadła cisza. Światła przygasły i teraz z głośników słychać było powoli wchodzącą rosyjską piosenkę… Zaczęło się!
Ta część krótsza, ale obiecuję, ze rozdział premierowy będzie długi, długi:) (5 stron w wordzie:P:))
swietna czesc... wiesz ja sie nie znam na teatrze ale jak to wszystko opisujesz to jestem pod wrazeniem... juz sie nie moge doczekac samego spektaklu... hmm... oj Angela musi cos zrobic... xD :) wow ale sie rozpisalas ale z checia przeczytam... :) z niecierpliwoscia czekam na cd :)
Jak pisałam to tak myślałam o tym, że właściwie nie każdy zna teatr od kulis... dlatego tak opisuje niektóre momenty, żeby przybliżyć też troszkę ten świat i pokazać jak to wszystko wygląda od podszewki, premiery, bankiety, próby itp.:) bo naprawdę tak to wygląda:)
nie wiem jak inni ale ja nie znam teatru od kulis a dzieki Twoim opisom coraz bardziej mi przyblizasz jak to jest naprawde... :) i musze powiedziec z pieknie Ci to wychodzi.. ;)
Dziękuję Ci:) Wiesz, jak pisałam to opowiadanie to bałam się, że przesadzę z opisami i wszystkich zanudzę... Ja to kocham i jak o tym piszę, to nie mogę sie zatrzymać, dla mnie każdy szczegół jest ważny, a przeiceż nie każdy się tym interesuje... Dlatego tym bardziej cieszę się, że opko przypadło Wam do gustu i nie narzekacie na długie opisy:)
Dziękuję:):):)
Naprawde nie ma za co :) ja sie tym wczesniej wogole nie interesowalam a od kiedy zaczelam czytac to opoko to zmieniam sposob myslenia i jestem sklona powiedziec ze mnie to nie nudzi a nawet zaczyna ciekawic... :) xD oj widac jak to kochasz wlasnie po opisach ktoer sa rewelacyjne... :)
brenn a z jakimś reżyserem też miałaś takie kontakty jak Bones, bo wiesz to też opisujesz, więc tak z ciekawości pytam ;)
Hehehe, nie no TAKICH kontaktów jak Bones to nie miałam nigdy:P Normalne kontakty, bez spotkań łóżkowych, to mam cały czas z różnymi reżyserami:)
Jakoś musiałam, prawda? hehehe, ale nie, tak poważnie to napisałam prawdę. Po prostu znam kilku reżyserów, z jedynymi się dogaduję lepiej, z innymi gorzej (jak ze wszystkimi ludźmi), ale na tym koniec:)
nie no pewnie ze musialas... :) xD nie zeby nie bylo ze Ci nie wierze... :) oczywiscie ze przeciez bys nas nie oklamala :)
powiedzmy że tak jak Ange chcę trochę smacznych kąsków;}
ale nie tak serio to wiesz, spróbować zawsze można;)
może akurat się trafi;)
oczywiście żartuję;)
Hehhe a wiesz, że tak! rzeczywiście zupełnie jak Ange:P wszystko musi wiedzieć:)hahahhaa:)
A to chyba dobrze:)? Bo Ange jest naprawdę kochana, czasem trochę za bardzo ciekawska, ale przyjaciółką jest cudowną:)
oczywiscie zgadzam sie z Brennn...:) bedziemy mialy polska odpowiedniczke amerykanskiej Angeli ktora jest wprost niesamowita ;)
powiem ci, że jakbyś przeczytała znaczenie mojego imienia w jakimś imienniku to dokładnie taki opis znajdziesz;)
no coś w tym jest, ale życie czasami to tak skoryguje, że się nie możesz poznać;) ja na przykład tak miałam, chociaż niektóre rzeczy i tak się zgadzają;)
Buziaczki Kochana:)
Ooo widzę, ze wrzuciłaś pierwszą część nowego opka, już zabieram sie za czytanie:):):)
mara co do mojego imienia to nie ma sprawy;
Ewelina
tyle, że ono ma tyle zdrobnień co kot napłakał, ale cóż;)
i to jest najbardziej wkurzające, ale jak brzmi ;)
Ewelina ladne imie :) wiesz ja juz tak mam ze jak sie o cos ogos pytam to musze go przeprosic bo z gory zakladam ze ta osoba bedzie myslala "a co cie to obchodzi" wiec sie nie gniewasz...?? :)
szczerze to zadna z moich kolezanek nie ma tak na imie ale mi sie bardzo podoba to imie... :) jesli chcecie rowniez moge sie Wam przedstawic od strony mego imienia... :)
Main Name ist Marysia :)
Ja znam jedną Ewelinkę i ją po prostu uwielbiam, jest świetną koleżanką i jest przemiła:) (tak nawiasem mówiąc- aktorka)
Marysia to też jest śliczne imię:) Piękne:)
To jak już tak wszystkie się ujawniamy, to ja może też? My name is Kasia:P
jak ładnie, tak słodziutko;)
ok, laski, ja się zmywam, bo jutro trzeba wcześnie wstać, przynajmniej ja muszę...
a tą świecącą lampką się nie przejmujcie, bo ona cały czas świeci, bo mi się nie chce wiecznie wylogowywać...;)
papatki
dobrej nocy;*
Dobrej nocki Ewe:)
Mi też nigdy nie chce się wylogowywać, właściwie to denerwuje mnie, jak mnie wyloguje:P
Buziaczki
Dobranoc Evi... :)
szczerze to mi sie tez nie chce nigdy wylogowywac xD bo to jest denerwujace tak sie ponownie logowac... :)
Oki, ja też zmykam do koleżanki oglądać Bones:P
Zostawię jeszcze jedną część opka na dobranoc:)
35.
Spektakl trwał już jakąś chwilę, Bones nieźle dawała sobie radę, jej przyjaciele byli oczarowani. W końcu doszli do sceny, w której Masza po raz pierwszy całuje się z Wierszyninem… Booth obserwował z wielką uwagą Temperance i widział dokładnie o czym myśli…
-Booth…- szepnęła Angela widząc do czego zmierza obecnie trwająca scena.
-Ciii, Ange…- uciszył ją Agent. Też wiedział jak skończy się ta scena… nie trzeba być ekspertem żeby dostrzec w oczach Bones niesamowite pożądanie połączone ze strachem. Przez chwilę miał nawet wrażenie, że Bones patrzy na niego… Tak, dokładnie to samo miała w oczach kiedy na niego patrzyła… „Czyżby…? Nie, to pewnie złudzenie. Nie wyobrażaj sobie zbyt wiele, Seeley Booth. To jest kobieta, której nigdy nie będziesz mógł mieć”. W końcu Bones i Roger wylądowali razem na kanapie złączeni namiętnym pocałunkiem. Booth poczuł się dziwnie… wiedział, ze to spektakl, ale zrobiło mi się dziwnie ciepło, kiedy zobaczył swoją Tempe w akcji. „Wow, Bones!” pomyślał.
-To było hot- szepnęła Angela tym razem do Hodginsa.
-O tak. Jeszcze nie widziałem Brennan w takiej scenie…- odszepnął z uśmiechem na twarzy.
Spektakl toczył się dalej. Jak dotąd wszystko szło idealnie. Widzowie w wielkim skupieniu oglądali wszystko, co dzieje się na scenie. Kiedy scena była komiczna- śmiali się, kiedy sytuacja wymagała powagi- siedzieli jak zaklęci.
-… A sens?- spytała Masza siedząc na krześle i wpatrując się przed siebie, zupełnie ignorując Tuzenbacha.
-Sens… Proszę, śnieg pada. Jaki w tym sens?
-Mnie się zdaje- zignorowała zupełnie barona i zwróciła się do Wierszynina, kładąc mu rękę na kolanie.- że człowiek powinien być wierzący, przynajmniej powinien szukać wiary, bo inaczej pustka, pustka.. Żyć i nie wiedzieć, po co lecą żurawie, po co rodzą się dzieci, po co są gwiazdy na niebie…- mówiła wpatrując się w bliżej nieokreśloną przestrzeń. Wierszynin delikatnie ściągnął jej rękę ze swojego kolana i położył na jej kolanie.- Albo trzeba wiedzieć po co się żyje, albo wszystko to fraszka, funta kłaków nie warta.
-A jednak szkoda, ze młodość minęła…- mówił Wierszynin.
-Gogol mówi: jak trudno żyć na tym świecie proszę państwa!- krzyknęła Bones.
Spektakl trwa dalej. Zmieniają się światła, zmienia się muzyka, co chwilę ktoś wbiega, wybiega ze sceny.
-Do Moskwy… Do Moskwy…- powtarza Irina. Blackout. Na wyciemnieniu słychać jeszcze kilka razy, jak powtarza tą samą kwestię. Wchodzi głośny dźwięk alarmu przeciwpożarowego. Światła na scenie zaczynają wariować, robi się zamieszanie, wszyscy biegają i ustawiają scenę. To znak, że zaczyna się II akt- Pożar w domu Wierszynina. Wbiega Olga i światło lekko się rozjaśnia. „zauważa” pożar, zbiera różne rzeczy, które wpadły jej pod rękę i rzuca w kierunku „domu Wierszynina”, krzyczy:
-Nianiu kochana, wszystko oddaj! Nic nam nie trzeba!... Wierszyninów nie możemy puścić do domu- biega w szale po „mieszkaniu”- Dziewczynki położą się w salonie, a pułkownik na dole u barona… Doktor jak na złość pijany, okropni pijany…. U niego nie można. A żonę Wierszynina też w salonie…- po chwili na scenę wbiega Fiodor, mąż Maszy.
-Gdzie Masza? Czas do domu. Mówią, że pożar ustaje… Jestem zmęczony Oleńsko, nieraz myślę, ze gdyby nie Masza, ożeniłbym się z tobą, Oleńko. Tyś taka dobra… zmęczony jestem…
-Co?- pyta Olga ze zdziwieniem.
-Zmęczony jestem…- na scenie pojawia się Wierszynin w koszulce, na której widać ślady czerwonej szminki i spodniach od swojego uniformu.
-Tak, jakie to wszystko dziwne w gruncie rzeczy! Kiedy zaczął się pożar, pobiegłem czym prędzej do domu. Idę, patrzę, nasz dom cały i nietknięty, ale obie moje dziewczynki stoją na progu w nocnych koszulach, matki nie ma, ludzie kręcą się wkoło, biegają… Boże, myślę, ile jeszcze będą musiały znieść moje dzieci przez długie lata życia!- Fiodor Kułygin patrzy się dziwnie na Wierszynina, chyba domyśla się, co zaszło między nim a Maszą. Nagle na scenie pojawia się Masza, ma na sobie płaszcz Wierszynina… Olga zrywa z niej płaszcz i szybko żałuje tego ruchu. Okazuje się, że Masza jest w samej spódnicy i staniku… Teraz już wszyscy wiedzą, gdzie oboje byli podczas pożaru. Siada powoli koło Kułygina, ale wzrok stale ma utkwiony w swoim ukochanym Wierszyninie. Jest jej obojętne co myślą inni. Booth widząc swoją partnerkę w samym staniku i spódnicy nie mógł oderwać wzroku od jej perfekcyjnego ciała. Wiedział, że pożera ją wzrokiem… Dobrze, ze światła na scenie nie pozwalają aktorom widzieć twarzy widowni. Ale jedna osoba doskonale widziała, co się z nim dzieje… Oczywiście Angela. Jej nic nie umknie. Tym bardziej było jej szkoda Bootha, wiedząc co jej najlepsza przyjaciółka mu robi „On naprawdę jest ślepa…” myślała.
-Niech pan odejdzie! Doprawdy…- mówiła Masza nie kryjąc gniewu.
-Idę…- powiedział Tuzenbach wstając i kierując się ku wyjściu. Masza się kładzie.
-Fiodor?- pyta- Czy śpisz?
-Co?- pyta zaskoczony.
-Idź do domu.
-Kochana moja Masza, droga moja Masza…
-Masza jest zmęczona- wtrąciła się Irina.- Daj jej odpocząć.
-Zaraz pójdę… Moja żoneczko najlepsza, najmilsza… Kocham cię, moja jedyna…
-Amo, amas, amat, Adamus, amatis, amant…- powtarzała Masza.
-Ona jest nadzwyczajna. Pobraliśmy się siedem lat temu, a mnie się wydaje, ze dopiero wczoraj. Doprawdy, to nadzwyczajna kobieta. Jestem zadowolony, zadowolony, zadowolony- wstaje i wychodzi.
-Jestem znudzona, znudzona, znudzona…- powtarza i widzi jak Wierszynin również opuszcza ich „dom”. Leży. Na scenie pojawia się Natasza, żona Andrzeja, ich brata i zaczyna sprzątać.
-Łazi tu jakby to ona podpaliła- mówi Masza ze złością.
-Głupia jesteś Maszo. Najgłupsza w całej rodzinie. Przepraszam cię bardzo.- powiedziała z początku zrezygnowana Olga.
-Chcę wam coś wyznać kochane siostry- Masza wstaje i podchodzi do Olgi i Iriny. Nadszedł czas na najważniejszy monolog w spektaklu. Ale Tempe już się nie martwiła tym, czy sobie poradzi. Oddała się postaci całkowicie i po prostu żyła jej życiem.- Powiem to tylko wam i już nikomu nigdy… powiem zaraz… To moja tajemnica, ale wy musicie wiedzieć wszystko… nie mogę milczeć- zaczęła zmieszana. Nie wiedziała, jak im to powiedzieć- Ja kocham, kocham… Kocham tego człowieka… Przed chwilą był tutaj… Zresztą co tam! Kocham Wierszynina- klamka zapadła, zdecydowała się to powiedzieć. Nie tylko Angela siedząca na widowni, ocierająca dyskretnie łzy chusteczką, poczuła, jakby Bones wcale nie mówiła tego o Wierszyninie. Cam, Wendel, Jack, Julian, Cullen… w końcu Booth… wszyscy mieli wrażenie, ze ona teraz jest sobą, ze mówi to Temperance Brennan, a nie Masza.
-Przestań- Olga wstaje- Ja i tak tego nie słyszę.
-Więc co mam zrobić?- chwyta się za głowę i podnosi głos. Jest zagubiona, ale zdecydowała się powiedzieć wszystko- Z początku wydawał mi się jakiś dziwny, potem zaczęłam go żałować… potem pokochałam… pokochałam go z tym jego głosem, wylewnością, nieszczęściem, dwiema córeczkami…
-Ja i tak nie słyszę…- powtarzała Olga- Pleć, co chcesz, ja nic nie słyszę…
-Głupia jesteś Olu. Kocham, a więc taki już mój los. A więc dola moja taka… I on też mnie kocha… To wszystko jest straszne. Prawda? To niedobrze?- pytała coraz bardziej bliska płaczu. Łzy już same pojawiały się na jej policzkach. Ange i Cam płakały na widowni. Masza ciągnie Irinę za rękę i tuli ją do siebie- O, moja najmilsza… Co nas jeszcze spotka w życiu, co z nami będzie…. Kiedy czytasz jakąś powieść, wtedy wydaje ci się, ze wszystko jest znane i całkiem zrozumiałe, a jak pokochasz sama, to okazuje się, że nikt nic nie wie i że każdy musi sam za siebie decydować… - zupełnie jakby mówiła o sobie… Tempe wpadła w histerię, teraz już płakała i mówiła dalej przez łzy- Najmilsze moje siostry… zwierzyłam się przed wami, teraz będę milczała… Teraz będę jak ten Gogolowski wariat: milcz serce…- spojrzała jeszcze raz na swoje siostry- Tra-ta-ta!- do Olgi- Do widzenia Olu, zostań z Bogiem…- całuje Irinę- Śpij dobrze… Do widzenia Andrzeju. Idź już, one są zmęczone… jutro się rozmówisz…- wybiega zapłakana w kulisy.
-Rzeczywiście, Andrzeju, zostawmy to do jutra.- Olga wychodzi- czas spać…- światła przygasają, wchodzi muzyka „Podmoskiewskie wieczory” Chóru Aleksandrowa…. Na widowni mnóstwo ludzi siedzi z chusteczkami w rękach… Część siedzi oniemiała z otworzonymi buziami… zaskoczeni obrotem wydarzeń… Nawet Booth, ten na co dzień twardy Agent FBI uronił niejedną łzę…
Na scenie ponownie powstaje małe zamieszanie… Słychać jakieś głosy… Ponownie pojawia się Olga, Irina, Natasza, Fiodor, Czebutkin, Tuzenbach…
-Nie ma tu Maszy?- spytał Fiodor z niepokojem- Gdzie ona? To dziwne…- wychodzi… Światła się rozjaśniają. Mówi Andrzej
-Nawet nie słuchają. Natasza to najlepszy, uczciwy człowiek- milcząc chodzi po scenie, zatrzymuje się- Kiedy się żeniłem, zdawało mi się, że będziemy szczęśliwi… szczęśliwi wszyscy… Ale mój Boże…- płacze- Kochane moje siostry, drogie siostry, nie wierzcie mi, nie wierzcie…- smutny wychodzi. Ponownie w drzwiach pojawia się Fiodor i z niepokojem pyta:
-Gdzie Masza? Nie ma tu Maszy? Dziwna rzecz…- wychodzi. Rozlega się dzwon alarmowy, scena robi się pusta. Zbliża się scena końcowa, scena pożegnania. Irina zgodziła się wyjść za Tuzebacha, Czebutkin obiecuje, że już nie będzie pił, jest zazdrosny, że to nie on jest z Iriną „Zostałem sam, jak ten wędrowny ptak, który się zestarzał i nie ma już siły lecieć…”- mówił. Na scenę wchodzi Andrzej z wózkiem, za nim Masza.
-Siedzi sobie tu i siedzi…- mówi z obojętnością w głosie. Już wszystko jej jedno.
-A bo co?- pyta Czebutkin podnosząc wzrok znad gazety.
-Nic…- Masza siada.- Czy pan się kochał w mojej matce?
-Jeszcze jak!
-A ona w panu?
-Tego już nie pamiętam.
-Czy ten mój już jest? Tak mówiła kiedyś nasza kucharka Marfa o swoim strażaku ten mój. Czy ten mój już jest?
-Jeszcze nie ma.
-Kiedy człowiek chwyta swoje szczęście po trochu, po kawałku, a potem je traci, tak jak ja, to w końcu ordynarnieje, robi się zły…- dotyka ręką piersi. Już nie płacze. Odstawiła swoje uczucia na bok. Stała się racjonalna.- Tu we mnie aż kipi… Nie wejdę do domu, nie mogę tam wchodzić… Kiedy przyjdzie Wierszynin, zawołajcie mnie…- wstaje i oddala się, już za sceną mówi- O, już lecą wędrowne ptaki… Łabędzie, albo gęsi… Najmilsze moje, najszczęśliwsze… - na scenie toczy się rozmowa… Fiodor znika za kulisami, słychać tylko jak woła „Maszo! Maszo!!!...”
Nagle na scenie pojawia się Wierszynin, ubrany elegancko, gotowy do podróży.
-Zaraz wyruszamy. Muszę iść.- pauza- Wszystkiego najlepszego… Gdzie pani Masza?
-Masza jest gdzieś w ogrodzie… Pójdę poszukam- powiedziała Irina i wyszła.
-Wszystko ma swój koniec- zaczął Wierszynin- Wiec rozstajemy się… Tak się przyzwyczaiłem do was wszystkich…
-Czy zobaczymy się jeszcze kiedykolwiek?- zapytała Olga z nadzieją w głosie.
-Chyba nie. Moja żona i obie córeczki zostaną tu jeszcze ze dwa miesiące. Proszę, gdyby coś się stało albo coś było trzeba…
-Tak, tak, oczywiście. Niech pan będzie spokojny. O, idzie już…- na scenie pojawia się Masza, za nią idzie Kułygin.
-Przyszedłem się pożegnać…- zaczął Wierszynin. Masza patrzy mu w twarz, stoi blisko niego. Na jej twarzy maluje się smutek, ale próbuje to ukryć.
-Żegnaj…- tylko tyle zdołała z siebie wydusić… Rzuciła mu się na szyję i złączyli się w długim, namiętnym pocałunku. Ostatnim…
-Pisz… Nie zapominaj- mówił Wierszynin próbując się od niej uwolnić- Puść mnie… już czas… Pani Olgo, proszę ją zabrać, muszę… iść… spóźniłem się…- Olga odciąga zapłakaną Maszę. Wierszynin wzruszony całuje ręce Olgi, potem jeszcze raz ściska Maszę i szybko odchodzi…
-Maszo, dość!- krzyczy Olga- Przestań, kochana…
-Jutro w mieście nie będzie już ani jednego oficera…- zaczyna Masza nadal plącząc i wpatrując się w miejsce, w którym przed chwilą zniknął Wierszynin.- Wszystko stanie się wspomnieniem… czy dacie wiarę, że jej twarz, twarz matki zupełnie uciekła mi z pamięci? Tak samo ludzie nie będą pamiętali o nas. Zapomną. Wszyscy o nas zapomną, ale ci, co przyjdą po nas będą błogosławili tych, którzy żyją teraz... Dlaczego zawsze dzieje się inaczej niż chcemy? Przyjdzie czas i ludzie dowiedzą się, po co to wszystko, Może i my kiedyś dowiemy się, po co żyjemy, po co cierpimy...?- Kułygin podszedł do swojej żony i przytulił ją do siebie.
-Nie szkodzi, niech popłacze, to nic… Moja kochana Masza, moja najlepsza Masza… Tyś moja żona, jestem szczęśliwy, cokolwiek by było… Zaczniemy znowu żyć po staremu, słowa ci nie powiem…- mówił tuląc ja do siebie, Masza płakała, odrywa się od męża i zaczyna śpiewać powstrzymując szloch:
-Jest nad zatoką dąb zielony, na dębie złoty łańcuch lśni… na dębie złoty łańcuch lśni… tracę rozum… Jest nad zatoką… dąb zielony…
-Uspokój się Maszo… Uspokój się… Daj jej wody…- mówiła z troską Olga.
-Już nie płaczę…
-Ona już nie płacze… poczciwa Masza- Kułygin patrzył z troską na cierpienie swojej żony.
-Jest nad zatoką dąb zielony, na dębie złoty łańcuch lśni… kot zielony… dąb zielony.. Poplątałam… Zmarnowane życie… nic mi już nie trzeba… Zaraz się uspokoję… wszystko jedno… dlaczego właśnie łańcuch? Dlaczego ten łańcuch utkwił mi w głowie? Myśli się plączą…
-Uspokój się Maszo. No, już dobrze- Olga nadal próbowała ją uspokoić- Chodźmy do mieszkania…
-Nie pójdę tam!- powiedziała Masza ze złością. Płacze, ale natychmiast przestaje- Już nie wchodzę do tego domu i teraz nie wejdę!
-Posiedzimy tu, choć pomilczymy razem. Przecież wyjeżdżam jutro…- wchodzi muzyka, smutna, doskonale oddająca nastrój obecnej sceny. Wszyscy siedzą w milczeniu… W końcu nadszedł czas na pożegnanie się. Irina z Tuzenbachem odchodzi. Masza zostaje z Fiodorem, gdzieś w głębi sceny plątają się jeszcze inni bohaterowie…
-O, jak brzmi muzyka! Oni teraz odchodzą, jeden już odszedł, odszedł na zawsze… zostaniemy same, żeby zacząć życie od nowa- mówi Masza do siebie- Bo trzeba żyć… trzeba żyć…- muzyka brzmi trochę ciszej, wszyscy zostają na swoich miejscach, światła powoli gasną, słychać jeszcze tylko Czebutkina, gdzieś w głębi sceny, nuci:
-Tara…ra… bomba… mam nos jak trąba..- czyta gazetę- Wszystko jedno! Wszystko jedno!- Ostatnia kwestia należy do Olgi.
-Gdyby tylko wiedzieć, gdyby wiedzieć!- muzyka cichnie, światła gasną… aktorzy schodzą ze sceny. Na widowni jeszcze przez chwilę panuje cisza… W końcu rozlegają się gromkie brawa. Zapalają się światła robocze i cała obsada wychodzi do ukłonów. Widownia wstaje, aktorzy wychodzą po raz drugi. Oklaski wydają się wcale nie ustawać, wręcz przeciwnie, przybierają na sile. Cała widownia, na dole, na balkonie, na dostawkach wstała. Owacja na stojąco, tego nikt się nie spodziewał. Na scenę wbiegają dwie osoby: młody chłopiec i dziewczyna, niosą ze sobą kwiaty, chłopiec daje kwiaty aktorkom, a dziewczyna aktorom, wszyscy są wzruszeni. Dodatkowo na środku sceny ustawiają wielki kosz kwiatów. Oklaski nadal trwają. Potem na scenie pojawiają się inni, dają kwiaty swoim ulubieńcom, oczywiście Booth również wszedł z wielkim bukietem dla Tempe, podszedł do niej i powiedział:
-Gratulacje Bones, od nas wszystkich- ucałował ją w policzek.
-Dziękuję, Booth- łza szczęścia spłynęła jej po policzku. Była szczęśliwa, ale jeszcze nie do końca dochodziło do niej to, co się dzieje. Nadal część niej była Maszą… Kiedy już dostali kwiaty, zaczęli krzyczeć:
-Reżyser! Reżyser! Reżyser!- bijąc brawo. Na scenie pojawił się Jack. Dziewczyna szybko podbiegła do niego i również wręczyła mu kwiaty.
-Scenograf! Scenograf! Scenograf!... Kompozytor! Ruch sceniczny- wołali po kolei wszystkich, którzy pomagali stworzyć spektakl. Wywołani wchodzili na scenę i również dostali kwiaty. Aktorzy zeszli ze sceny, ale oklaski nadal trwały, więc wyszli po raz kolejny. Ukłonili się, podeszli bliżej proscenium, ukłonili się i zeszli w kulisy. Oklaski ustały.
-To było niesamowite!- pisnęła Angela.
-WOW!- tylko tyle byli w stanie powiedzieć inni. Nadal byli w szoku. Na scenę wszedł dyrektor.
-Dziękuję państwu bardzo- zaczął- Zapraszam teraz wszystkich do foyer, jak tylko aktorzy się rozcharakteryzują przyjdą do nas. Później zapraszam na bankiet.- zszedł ze sceny, drzwi widowni się otworzyły i publiczność powoli przemieszczała się do foyer. Tam cicho grała muzyka ze spektaklu. Pracownicy częstowali na razie ciasteczkami. Część udała się do bufetu po herbatę, kawę, piwo… Wszyscy przyjaciele Tempe usiedli w bufecie, czekając na pojawienie się ich „gwiazdy”. W całym foyer panowało zamieszanie, ludzie próbowali znaleźć sobie miejsce i czekali na dalszą część wieczoru.
Już było po wszystkim. Kamień z serca spadł wszystkim twórcom „3 sióstr”. Wiedzieli, ze odnieśli sukces. Ale takich owacji nikt z nich się nie spodziewał.
„3 siostry” rosyjski dramat Antoniego Czechowa, okazał się być nadal ważnym tematem do poruszenia na scenie. Wciąż aktualnym i poruszającym za serca.
Jakże ta sztuka doskonale odzwierciedla życie pani antropolog. Masza zakochała się w człowieku, którego nie może mieć… Jest związana z człowiekiem, którego nie kocha… Osoba, której oddała serce odchodzi od niej na zawsze… Zostawia ją znowu samą, kiedy już miała wrażenie i nadzieję, ze może jednak wszystko się ułoży… To po prostu znika… Tak, jak w życiu Tempe, zawsze zostawiają ją osoby, które kocha… na których jej zależy.
W foyer wszyscy czekali, a w garderobach…
Kasia tez bardzo ladne imie... a co do spektaklu nie jestem w stanie nic powiedziec... chyba tylko WOW !!! dlugo nie wiedzialam co mam napisac... :) wszystko tak niesamowicie opisalas ze czulam sie jak w prawdziwym teatrze... :) a jeszcze do tego ekipa z Instytutu... poprostu to bylo boskie... :) gromkie brawa naleza sie autorce... ;)
Oj jak wy ładne imieniów macie ;) Ja jestem Kaja, trochę małemu polsko, ale ono jest z Poland ;P Mi to bardzo podoba, że wszystkim polskim female imieniom kończą na 'a', ty wiesz z kim rozmawiujesz on the net. W US tu jest dużo z imieniów 'wspólnemu' male i female i to mi mało podoba ;D PS. Ja właśnie ukończyłam sprzątać library, najgorsze jest over ;) Idę spać.
Kaja to też piękne imię, to prawda:):):)
A przed Wami kolejna część, z leciutkim oznaczeniem M
36.
W garderobach panowało ogólne poruszenie. Wszyscy byli niezmiernie szczęśliwi, że premiera się udała. Ba, udała to mało powiedziane, to był hit. Reżyser gratulował wszystkim po kolei i dziękował za wszystko. W końcu wszyscy rozeszli się do swoich garderób. Tempe usiadła przed lustrem i uśmiechnęła się do swojego odbicia.
-A jednak się udało…- powiedziała cicho.- Ange, miała rację, czasem warto zaryzykować i zrobić w życiu coś głupiego.- po chwili do jej garderoby wszedł Jack.
-Tempe- szepnął.
-Jack, co ty tu robisz?- spytała zaskoczona. Jack w tym czasie przekręcił klucz w drzwiach i zrzucił z siebie marynarkę- Mamy zaraz zejść do foyer…
-Tak, ale… Pamiętasz o czym dzisiaj rozmawialiśmy?- zabrał się za rozwiązywanie sukienki, z której jeszcze nie zdążyła się przebrać.
-Kiedy? Rozmawialiśmy o wielu rzeczach- powiedziała patrząc na niego z uśmiechem.
-Po przedpołudniowym seksie na kanapie…- mówił kontynuując zdejmowanie ubrań z Tempe i z siebie.
-A to…- udawała, że dopiero teraz załapała.
-Obiecałem, że powtórzymy seks na stole w twojej garderobie…
-Obiecałeś.
-Dlatego tu jestem.
-Ale zaraz mamy być na dole…
-Więc powinniśmy się pośpieszyć…
-Racja..- oboje szybko skończyli pozbywać się własnych rzeczy i przywarli do siebie, obrócili się w stronę stołu i już złączeni skierowali w jego kierunku swoje kroki. Chwilę potem Tempe siedziała na stole, oplatając Jacka nogami, a dyrektor szybko wziął się do działania. Znowu słychać było stół uderzający o ścianę, jęki i westchnienia obojga. To był szybki seks, bo musieli obowiązkowo pojawić się w foyer, gdzie miała być przedstawiona cała obsada i twórcy spektaklu.
-Niesamowite…- powiedział Jack po szybko skończonym stosunku.
-O tak…- odpowiedziała zaspokojona Bren- tego było mi trzeba…- zeskoczyli ze stołu i dopadli swoich rzeczy, zaczynając szybkie ubieranie.
-To był dobry pomysł, co?- mówił wciągając spodnie
-Zdecydowanie- potwierdziła Tempe zakładając czarne rajtuzy.
-Uwielbiam, kiedy jesteś tak blisko- powiedział z uśmiechem i pocałował Tempe zapinając guziki swojej koszuli.
-Jesteśmy dobrze dobrani jeśli chodzi o seks- kontynuowała zakładając czerwoną sukienkę.
-O tak. Jesteś wspaniała.
-Ty też. Doświadczony i pełen pomysłów.
-Dokładnie, Tempe- skończyli się ubierać i wyszli z garderoby.- Byłaś niesamowita…
-Wiem
-Nie chodzi mi tylko o seks, ale o występ.
-Aha…
-Jesteś genialna.
-Dzięki- pocałowała go w policzek. W wejściu do foyer natknęli się na Angelę.
-Sweety! To było niesamowite!- krzyknęła zauważając Bones- Ale się zryczałam!!! Cześć Jack- powiedziała zauważając dyrektora. Nagle zrobiła dziwną minę…
-Cześć- odpowiedział.
-Brennan… może… ekhm.. poprawisz swoją fryzurę i… rozmazaną szminkę.- wyciągnęła lusterko i podała je Bones. – Nie wszyscy muszą wiedzieć, ze dopiero co skończyliście swój szybki numerek w garderobie.- A już na pewno Booth, pomyślała- Jack… a ty… twój rozporek- wskazała na rozporek dyrektora- chyba powinieneś go zapiąć.
-A… tak, tak- powiedział zmieszany i szybko go zapiął.
-Sweety…
-Nie teraz, Ang. Muszę tam teraz iść- przerwała jej Bren.
-I tak pogadamy- uśmiechnęła się chytro.
-Wiem…
-No idźcie, idźcie! To wasz czas!- powiedziała, a w myślach dodała- „Bren, co ty najlepszego wyprawiasz… ja już nie wiem, jak ja mam ci przemówić do rozsądku…” Jako ostatni do foyer weszli Tempe i Jack.
-Proszę, oto i są- zaczęła wicedyrektorka- Dr Temperance Brennan, Masza- rozległy się gromkie brawa i okrzyki przyjaciół- i Jack Maus, reżyser spektaklu i dyrektor teatru- ponownie rozbrzmiały brawa.- Tak więc, jest już z nami całą obsada „3 sióstr” i wszyscy twórcy. Może dyrektor zechciałby coś powiedzieć?- wicedyrektorka oddała mikrofon Jackowi.
-Dziękuję. Korzystając z okazji- zaczął- chciałbym jeszcze raz podziękować wszystkim moim wspaniałym aktorom za tak olbrzymie zaangażowanie zarówno podczas prób, jak i dzisiejszej premiery. Chociaż już wam to mówiłem, powtórzę przy wszystkich, byliście dzisiaj wszyscy fantastyczni. Uważam, że był to najlepszy przebieg. Na próbach byliście świetni, osiągnęliście poziom perfekcyjności i nie spodziewałem się, ze możecie go przekroczyć. To, co dzisiaj pokazaliście przeszło moje najśmielsze oczekiwania. Udowodniliście, ze jesteście profesjonalistami w każdym calu- rozległy się brawa popierające słowa Jacka.- Chciałbym też serdecznie podziękować pewnej osobie, która może nie jest dyplomowaną aktorką, pokazała swój niezwykły, ukryty talent i drugie oblicze. Prosiłbym o szczególne brawa dla Dr Temperance Brennan- wszyscy zaczęli klaskać. Bones poczuła się zawstydzona. „To inni powinni zbierać pochwały. Oni tym żyją, a ja… jestem tu przez przypadek…” myślała- która na co dzień jest znanym na całym świecie, najwybitniejszym antropologiem sądowym i autorką bestsellerów. Chciałbym jej podziękować, za to, ze mimo swoich zajęć i zupełnie innych zainteresowań, zgodziła się nas wspomóc i zagrała w spektaklu. Temperance- wyciągnął do niej rękę. Bones podeszła do niego. Rozległy się kolejne brawa, Bren czuła, ze się rumieni. Tego się nie spodziewała. Jack podarował jej różę, od siebie, ucałował w policzek i szepnął do ucha- tak naprawdę podziękuję ci w sypialni, kochanie…
-Liczę na to…- odszepnęła i uśmiechnęła się serdecznie do dyrektora. Wróciła na swoje miejsce, a Jack kontynuował przemówienie.
-Dziękuję też wszystkim pracownikom za pomoc w przygotowaniu tej premiery, dziękuję za cały poświecony czas, często poza godzinami pracy. Biurze Współpracy z Publicznością, za przygotowanie, zebranie tak wspaniałej widowni, zajęcie się całą oprawą- oklaski- Promocji i Reklamie za wypromowanie spektaklu, plakaty, ulotki- kolejne oklaski- Kierownikowi Literackiemu za program i wkład intelektualny- oklaski. Wymieniał po kolei wszystkich, którzy mieli wkład w przygotowanie premiery, łącznie z firmą cateringową, która zajęła się przyrządzeniem bankietu- Dziękuję Wam, drodzy widzowie, za to, że tak licznie do nas przybyliście i zechcieliście wziąć udział w naszej premierze.- po raz kolejny brawa- Ale się rozgadałem Wybaczcie to moja wada. Uwielbiam dużo gadać- po foyer rozległą się fala śmiechu- Już kończę. Obiecuję. Może ktoś z państwa ma ochotę zadać pytanie naszym aktorom? Proszę się zgłaszać. Podamy drugi mikrofon.- kilka osób podniosło ręce. Kobieta z Promocji podeszła do starszego mężczyzny i podała mu mikrofon.
-Ja mam pytanie do Dr Brennan- zaczął.
-Oczywiście- powiedział Jack- Już podaję mikrofon- podał Tempe mikrofon.
-Na początku chciałbym pani powiedzieć, że jestem zachwycony pani grą. Dawno nie widziałem takiego talentu aktorskiego u osoby, która nie jest związana z teatrem i nie ma dyplomu szkoły teatralnej.
-Dziękuję- powiedziała zawstydzona Tempe.
-Nie często mamy okazję oglądać słynną panią antropolog na scenie teatru i musze powiedzieć, ze to jest niesamowite przeżycie. Ale przechodząc do pytania- uśmiechnął się- Jak to się stało, ze trafiła pani do obsady „3 sióstr”?
-Ja i mój partner- zaczęła wskazując Seeley’ego, Booth uśmiechnął się i pomachał ręką- Agent Specjalny Seeley Booth z FBI, prowadziliśmy śledztwo w sprawie morderstwa i trafiliśmy tutaj do teatru pod przykrywką. Tak się stało, że trafiłam do obsady „3 sióstr” w zastępstwie. Kiedy nasze zadanie zostało zakończone, a sprawa rozwiązana i zamknięta, Jack poprosił mnie, bym jednak zgodziła się zagrać.
-Jak mu się to udało?- ponownie uśmiechnął się mężczyzna- Pani zawód bardzo różni się od zawodu aktora.
-Zgadzam się. Poprosił mnie przekonując, ze dam sobie radę. Mówił, że mam do tego talent.
-Ocho, odzywa się ego- Booth szepnął z uśmiechem do siedzącej obok Cam. Dr Saroyan uśmiechnęła się i nadal przysłuchiwała rozmowie.
-Nie wierzyłam, ale postanowiłam zaryzykować i spróbować.
-Może zmieni pani zawód?- spytał jakiś inny mężczyzna.
-Absolutnie nie. Antropologia sądowa, kości to jest to, co zawsze chciałam robić i to się nie zmieniło. Udział w spektaklu traktuję jako ciekawą przygodę i nowe doświadczenie.
-Musze to powiedzieć- zaczęła jakaś pani, kobieta z promocji przekazała jej mikrofon- Muszę to powiedzieć. Była pani wspaniała. Pani Masza poruszyła moje serce i sprawiła, ze oddałam się całkowicie historii. „3 siostry” są moim ulubionym dramatem Czechowa i dobrze znanym i musze powiedzieć, że to była prawdziwa Masza. Najlepsze wykonanie, jakie kiedykolwiek widziałam.
-Dziękuję…- Tempe czuła się coraz bardziej zawstydzona.
-Ja również jestem wielkim fanem pani talentu pisarskiego- odezwał się kolejny widz- a teraz również aktorskiego.
-Naprawdę dziękuję…
Większość widzów chciała koniecznie pochwalić dokonania słynnej już antropolog sądowej. Temperance czuła się naprawdę zawstydzona. Na szczęście padło też kila pochwał i pytań do innych aktorów, nawet do reżysera. Kiedy skończyła się fala pytań, głos ponownie zabrał Jack.
-Dziękujemy państwu za wszystkie pytania. Teraz zapraszamy na poczęstunek i bankiet popremierowy.- pracownicy odsłonili zastawione stoły i wszyscy udali się po coś do jedzenia. Tempe z Jackiem w końcu dosiedli się do przyjaciół z Instytutu. Z głośników popłynęła muzyka, już nie ze spektaklu. Bankiet zaczął się na dobre. Zapowiadała się niezła impreza. Cała noc przed nimi. Jeszcze wiele może się wydarzyć…
coraz bardziej nie lubie tego calego Jaca od siedmiu bolesci.. !!!! ale to chyba zrozumiale i nie musze nikomu tlumaczyc dlaczego... zawsze w takich sytuacjach strasznie zal mi Bootha! bardzo ladnie to wszystko opisujesz xD ;) ... imprezka sie rozkreca... xD czekam na cd :)
Powiem szczerze, ze ja Jacka też nie lubię. Na początku miał być miłym, fajnym facetem, ale pisząc trochę go ubarwiłam i przestałam lubić:P
Oj tak impreza sie rozkręci, ale nie skutki nie muszą byc dobre...
Cedek:)
37.
-Bones! Byłaś po prostu boska!- zaczął Booth- Wiesz, nigdy bym cię o to nie podejrzewał. Urodzona aktorka!
-Nie przesadzaj, Booth- powiedziała Tempe z lekkim uśmiechem zakłopotania.
-On ma rację Tempe- wtrącił się Jack, już chciał objąć ją ramieniem, ale w ostatniej chwili się powstrzymał. Angela jednak widziała wszystko.
-Brennan, twój monolog, w którym przyznajesz się do uczuć do Wierszynina… WOW!... nawet ja miałem łzy w oczach- powiedział Hodgins.
-Ja dawno tak nie ryczałam- dodała Ange.
-A końcówka, kiedy Wierszynin odchodzi… to pożegnanie… jego słowa…- podchwyciła temat Cam- Brennan zupełnie jakbyś to nie była ty! Przez cały czas miałam wrażenie, ze patrzę na zupełnie inną osobę.
- Bo przez cały czas trwania spektaklu Temperance Brennan zniknęła. To była Masza- powiedział z dumą Jack.
-Ale przecież ja nie mogłam zniknąć. Z antropologicznego punktu widzenia człowiek nie może tak po prostu zniknąć i przestać istnieć, czy zmienić się w kogoś innego. Nawet jeśli się umiera zostają po nas kości, często też tkanka- wszyscy patrzyli na nią z uśmiechem i cierpliwie słuchali antropologicznego wywodu.
-To na pewno Bones! Wróciła!- powiedział Booth i zaczął się śmiać.
-Co ty wygadujesz, Booth? Przecież ja nigdzie nie wyjeżdżałam…- spojrzała na niego ze zdziwieniem. Booth nie mógł powstrzymać się od śmiechu- I co cię znowu tak śmieszy?
-Tak się mówi Bones…- odparł ledwo powstrzymując kolejny wybuch śmiechu. Bones spojrzała na innych, którzy potwierdzili słowa Bootha kiwnięciem. Na ich twarzach również malował się uśmiech.
-Tak, to na pewno ona- odezwał się Hodgins.
-Ktoś chce jeszcze coś do jedzenia?- spytał Booth wstając z kanapy.
-Ja poproszę trochę sałatki greckiej.-Bones podała mu swój talerzyk.
-Ja też- Ange zrobiła to samo.
-Ok. zaraz wracam- poszedł w kierunku stołu z jedzeniem. Po chwili wrócił z sałatkami dla Bones i Angeli. Sobie oczywiście przyniósł pieczonego kurczaka. Siedzieli i jedli. Po pewnym czasie Ange wstała i pociągnęła Bones za rękę.
-Sweety, chodź ze mną na chwilę.
-Po co, Ange?- spytała. Wcale nie miała ochoty iść z przyjaciółką, bo doskonale wiedziała czego chce od niej Ange. Wytłumaczenia jej wybryku, który miał miejsce zaraz po premierze.
-Bez gadania, sweety.- powiedziała stanowczo.
-Idź, Bones. Ange nie da ci spokoju, jeśli tego nie zrobisz- Booth uśmiechnął się i podniósł Tempe.
-Ok…- powiedziała zrezygnowana i ruszyła za przyjaciółką. Znalazły jakieś ustronne miejsce, co wcale nie było takie łatwe. Wszędzie było mnóstwo ludzi. Trochę wolnej przestrzeni znalazły na kanapie, zaraz obok wejścia na widownie. Usiadły.
-Ange, wiem, co chcesz mi powiedzieć- powiedziała Bones, widząc, jak artystka otwiera buzię, by zacząć swoje kazanie- Chcesz mi powiedzieć, ze nie powinnam sypiać z Jackiem, bo uważasz, że Booth mnie kocha, co oczywiście nie może być prawdą. Owszem, przyjaźnimy się, co już ci mówiłam i co już wiesz, ale to wszystko. Oprócz pocałunku pod jemiołą i sceny, można by powiedzieć prawie erotycznej, którą ćwiczyliśmy, nic nigdy między nami nie było i jestem przekonana, ze nic nie będzie. Więc proszę cię, Ang nie funduj mi kolejnego wykładu, na temat moich uczuć do Bootha. Doskonale wiem, co robię- mówiła stanowczo, ale łagodnie, nie chcąc urazić przyjaciółki.
-Brennan, nie masz pojęcia…. Stój, nie tak szybko. Zaraz, zaraz. Moment…- przerwała jej w końcu Angela-Scena erotyczna z Boothem? I ty mi nic nie powiedziałaś?
-Daj spokój…
-Nie, sweety! Nie dam ci spokoju. Powiedz mi jeszcze, ze nic nie czułaś GRAJĄC- to słowo powiedziała z naciskiem- taką scenę z Agentem Gorącym?
-Nie, Ange. To była gra, fikcja, teatr.
-I nic a nic nie poczułaś?
-Nie.
-Niech ci będzie. Proszę cię posłuchaj mnie…
-Ange, ja naprawdę wiem, co robię. Jestem dorosła.
-Daj mi coś powiedzieć, sweety. Zrobisz z tym co zechcesz, ale daj mi dojść do słowa.
-Dobra. Miejmy to za sobą.
-Dziękuję. Posłuchaj mnie uważnie. Grając w „3 siostrach” doskonale poznałaś postać Maszy, zgadza się?
-Tak- odpowiedziała obojętnie.
-Przeżywałaś to wszystko, co ona, prawda?- Bones skinęła głową- Właśnie. Masza to kobieta, 25-letnia, w wieku 18 lat wyszła za mąż, za człowieka, którego nie kocha. W spektaklu mówiłaś „Wydali mnie za mąż kiedy miałam 18 lat. Bałam się męża. Na początku miałam go za strasznie mądrego i wykształconego, a potem… To jest dobry człowiek, ale nie najmądrzejszy…” Oczarowanie młodej dziewczyny minęło jak dorosła. Jest pewne, że Masza nie czuje nic do Fiodora. Podobnie, jak ty do Jacka.- Ange widziała, że Bren chce coś powiedzieć, ale się powstrzymuje, za co Ange była jej wdzięczna. Mówiła dalej- Może nie jesteś nim oczarowana, ale pociąga cię seksualnie. To można nazwać tym, zachwyceniem. Kiedyś, może już zrozumiałaś, że jest ktoś inny… Ktoś kogo mogłabyś pokochać, ale się boisz. Pakujesz się dokładnie w to, co Masza. Była z nim, bo tak było bezpieczniej, mieć przy sobie kogoś, kto chce się tobą opiekować. Można zaryzykować stwierdzenie, że ją kochał, ale uczucia nie są odwzajemnione. Pewnego dnia w jej życiu pojawia się uroczy pułkownik Wierszynin, który wywraca jej życie do góry nogami. Zakochuje się w nim i dociera do niej, ze nigdy nie była tak naprawdę szczęśliwa. Rzuca mu się w ramiona, zdradza męża, on zdradza żonę, ale to nie jest dla nich ważne. Jest chwila, w której są szczęśliwi, może pierwszy raz w życiu. Nadchodzi czas, w którym Wierszynin odchodzi od Maszy. Było cudownie, ale on wraca do swoje rodziny. Opuszcza załamaną i zakochaną do szaleństwa kobietę, niszcząc w ten sposób cały jej świat i życie… Uświadomił jej, ze ją kocha, że mogą być szczęśliwi, a potem odchodzi. I Masza wraca do swojej poprzedniej sytuacji. Nic się nie zmieniło, oprócz tego, że została sama ze złamanym sercem…
-Po co mi to mówisz, Ange? Doskonale wiem o czym jest ten dramat. Przerabiałam to wszystko na próbach. Doskonale znam uczucia i emocje targające Maszą.
-Sweety. Obiecałaś mi nie przerywać.
-Jasne… Już nic nie mówię.
-Czy przypadkiem ta cała jej historia nie przypomina ci czegoś? Czy Masza nie przypomina ci kogoś?
-Nie… Niby kogo ma mi przypominać?
-Ciebie, sweety.
-Mnie? Ja nie mam męża, nie zakochałam się w żonatym facecie…
-Nie o to mi chodzi, słodziutka.
-Więc o co? Nie rozumiem.
-Jesteście do siebie podobne.
-Czemu ty i Booth uważacie, ze cos nas łączy?
-Booth?