Przyznam szczerze, że zaczęłam czytać z nudów i z czystej ciekawości. I...jestem baaardzo mile zaskoczona! ;dd Świetne dialogi, pomysły dzięki którym opowiadanie trzyma w napięciu.! Już się nie mogę doczekać ciągu dalszego ;) Gratuluję i powodzenia przy pisaniu ;d
No to i ja coś tutaj wrzucę :]
Hodgins - czyli czego fani nie widzą...
Zbliża się burza...Stop! Co to za pierdoły?! Jaka burza? Jakie osoby, które o tym nie wiedzą? Przecież wiedzą tylko do jasnej cholery scenariusz im na to nie pozwala, a ja teraz robię za jakiegoś pieprzonego narratora!
Co to w ogóle jest?
Żądam wyższej gaży!
I więcej kwiatów w garderobie!
I namiętnego pocałunku z Angelą w pierwszym odcinku piątego sezonu!
Coś jeszcze? Hmm... A i chcę Zack'a, tak bar..bardzooooo zzzaaa nim tęsknięęęęęę... Ja chcę do mamusi... albo nie, wolę moje robaczki.
Ale wracając do sprawy... chwila, tylko sobie przypomnę o co chodziło...
<myśli>
Już wiem, o to że nadciąga burza i te de i te pe etcetera. Przecież to jasne jak słońce, że Booth i Bones się w końcu ten tego, no spikną ze sobą. Tylko ten moment trzeba jakoś... no nie wiem... udramatyzować. Może nasz agencik znowu oberwie kulkę a Tempe wyzna mu miłość na łożu śmierci? Ale tego by fani nie przeżyli. Także to zły pomysł. A może?... nie, to też odpada. Hmm... No nie wiem. W każdym razie, Hanson chyba też długo nad tym myślał i wymyślił. No tak wymyślił, że nawet Fisher by sobie lepiej poradził. Co prawda on umieścił by ich w konwencji SF, ale.. chociaż z drugiej strony Bones jako Xena a Booth jako Dardevil... Otrząśnij się Hodgins!! Tak, już... No więc Hart Hanson, szerzej znany jako HH, Boże toż to prawie jak SS. Jezu!!! Uspokój się Jack! Myśl o muchówkach, myśl o muchówkach... Muchówki, muchówki, muchówki... Dobra, już jestem spokojny. Wracając do Hansona (HH), on wymyślił amnezję Booth'a. Tak! Temat oklepany jak zad konia, ale jakie zaskoczenie. I to ''who are you?'' no normalnie myślałem, że spadnę z krzesła, ale wiecie co. Ja to podejrzewam, że to wcale nie jest taka prawdziwa amnezja. Ale to tylko moje zdanie. Zresztą to było dobre zdanie na podsumowanie tego całego sezonu. To ''who are you?'' praktycznie odnosi się do wszystkiego czego ja i moi koledzy mogliśmy doświadczyć w tym sezonie. Nie wierzycie? Zacznijmy od początku i wyjazdu Booth'a i Bones do Londynu. Tam to się działo, choć informacje mam z drugiej ręki bo osobiście tego nie widziałem. Ale podobno przyczepił się tam do Tempe jakiś Wrexler, Wexlar, Wexler czy jakoś tak, który potem i tak skończył jako brykiet na grill. Ale to w tej chwili mało ważne, chodzi o to że kim on był? Napalonym uczonym, który napalił się na drugą uczoną, która nie kryje się z tym że jest aktywna seksualnie. Ja się pytam co to jest? Przecież Brenann nie żyła w celibacie przez pół sezonu jak Angela. No i na dodatek ta cała Pritch, no ta partnerka tego napalonego naukowca. Razem tworzyli jakąś podróbkę Booth'a i Brennan. Angielskie dziadostwo. Już nie wspomnę o tym, że nawet nie wiem po co Seeley poleciał tam z Brennan. A nie, sorry, wykłady prowadził. Boże jak ja bym chciał to zobaczyć. Ale po co on leciał z Bones do Chin? Hmmm... Chyba tylko z przyzwyczajenia. Nie zdziwię się jak niedługo polecą razem na Maczupikczu na wykopaliska.
Ale dalej, co jeszcze takiego interesującego... A Roxie! Cholerna Roxie! Do niej śmiało można z tekstem ''WHO ARE YOU?!''. I jeszcze bym dodał ''WTF?!!''. Zdenerwowałem się troszeczkę, ale to nic. Już pomyślałem o muchówkach. Jest dobrze. No ale ta cała Roxie to lekkie przegięcie było. Po tym całym Birimbau Barasie, który wstyd się przyznać wrzucił mnie do śmieciarki, Hanson zsyła mi byłą dziewczynę mojej dziewczyny, która miała zostać moją żoną, ale nią nie zostanie jeszcze zapewne przez kilka, kilkanaście lub kilkadziesiąt odcinków. A miało być tak pięknie. No cóż, w serialu jak w życiu – do dupy.
Ja się tu mogę jeszcze godzinami rozwodzić, ale może po prostu skupię się na najważniejszych kwestiach. Już nie będę wspominał każdego epizodu, chociaż korci mnie, bardzo...
- Hodgins!
Jezu, co znowu?
- Doktorze Hodgins...
No tak, któż b inny jak nie Sweets. Ostatnio bardzo często się koło mnie kręci. Czasami to aż się go boję, no wiecie... nigdy nic nie wiadomo co się kryje w człowieku, a zwłaszcza tak młodym jak Słodki... Ej, to zabrzmiało jakbym był zniedołężniałym starcem. Fuck!
- A tu jesteś – słodki uśmiech na twarzy Słodkiego pojawił się tuż przede mną.
- Jestem. Co Cię tym razem sprowadza? Tylko daruj sobie psychologiczne brednie bo nie jestem w nastroju.
- A to czemu? - Aha! Zaczyna się. Mogłem to przewidzieć, to było więcej niż pewne.
- Temu. Nie, no dobra... powiem Ci, ale cichoooo....
Sweets nachylił się w moją stronę, a ja odchyliłem prawie spadając z krzesła.
- Mów – powiedział. Zmyślić coś czy powiedzieć prawdę? Eeee powiem prawdę.
- No więc.. ten, czytałeś scenariusz ostatniego odcinka?
- Nie do końca.
- Nie do końca?! Czyś Ty zgłupiał? No to Ci nic nie powiem.
- Ale i tak przeczytam – zrobił naburmuszoną minę, a ja miałem ubaw. Przecież i tak bym mu powiedział, ale on o tym nie musiał wiedzieć. Boże Hodgins jaki Ty jesteś... No właśnie, jaki jestem?
- No więc słuchaj – zacząłem – nie uwierzysz – trochę go po maltretuje tymi pauzami – Booth stracił pamięć – dokończyłem melodramatycznym głosem.
- Nieeee!
- Tak!
- No co Ty gadasz?!
- No to co słyszysz!
- Nie!
- Tak! - nasza rozmowa schodziła poniżej poziomu przedszkolnego. Masakra.
- Ale czekaj – zastanowił się Sweets – jak stracił skoro dopiero mają ten odcinek wyemitować.
- No ale skoro w scenariuszu tak jest napisane, to raczej się to stanie. A zresztą nielegalne informacje przeciekły do sieci i wiesz...
- Co wiem?
- No to że Booth i Bones będą razem w łóżku. No i teraz fani nakręcają się tą wiadomością. A tu będzie takie rozczarowanie.
- Dlaczego? Przecież będą razem w łóżku..
- Ale nie jako Booth-agent i Brennan-antropolog tylko Booth-właściciel klubu i Brennan-właścicielka klubu – wyjaśniłem. Boże, psycholog a taki niekumaty.
- Acha...To może być troszkę nie w porządku w stosunku do fanów.
- Nie w porządku? Oni zlinczują Hansona, ja Ci to mówię. A ja się chyba do nich dołączę.
- Czemu?
- Mam swoje potrzeby.
- Twoją potrzebą jest dokonanie samosądu na osobie, która Cię stworzyła? - zapytał Sweest a ja popatrzyłem na niego jak na idiotę.
- Po pierwsze koleś, to on mnie nie stworzył. Jestem jedyny i niepowtarzalny jak szóstka w totka więc nie obrażaj mnie takimi uwagami. Ja sam siebie stworzyłem. A po drugie to nie odczuwam potrzeby zlinczowania go...
- No to ja już nic nie rozumiem. Mam dwa doktoraty, dyplomy najlepszych uczelni.. Ale Ty mówisz tak niezrozumiale, że nawet Freud miałby z Tobą problem.
- Chodzi o to, że pewne potrzeby mogę uzyskać tylko za pomocą szantażu – wyjaśniłem – no bo chciałbym więcej doświadczeń przeprowadzać, mieć więcej kasy, więcej różnych robaczków, chciałbym aby Zack wrócił, chciałbym mieć więcej scen intymnych z Angelą...
- A ja z Booth'em..
- Co? O Ty zbereźniku. Ja wiedziałem, że z Tobą jest coś nie tak, ja wiedziałem – zacząłem skakać koło Sweets'a.
- Hodgins! Chodziło mi o zwykle sceny, a nie intymne! Zastanów się! Trzy doktoraty, a głupi jak...
- Nie obrażaj mnie.
- Bo co?
- Bo skończysz jak moja nauczycielka z podstawówki.
- A co ona Ci z robiła? Kim była?
- Bo to zła kobieta była – powiedziałem naśladując głos polskiego aktora, niejakiego Lindy.
- Wiesz co, lecz się Hodgins. Chociaż nie wiem czy to już nie za późno.
- Obrażasz mnie. Jestem zdrowym człowiekiem, tylko Ty tak na mnie działasz – odparłem i skrzyżowałem ręce na piersi.
- Dobra, zostawmy ten temat. Nadal nie wiem czemu masz dziś zły humor – powiedział Sweets i uważnie mi się przyjrzał.
- Bo ma robić za narratora, czuję się taki zaszczuty i poniżony – rozpłakałem się – dlaczego ja? Dlaczego nie Sweets?
- Ja tu jestem.
- Wybacz, tak mi się powiedziało.
- Ale narrator to fajna sprawa...
- Ale to prawie jak lektor na Polsacie! - lamentowałem dalej.
- Daj spokój, nie będzie tak źle. Dużo masz do przeczytania? - próbował, podkreślam próbował, pocieszyć mnie Sweets.
- Parę zdań...
- No to w czym problem?
- Ale Ty nie kumaty! Ja jestem entomologiem, a nie konferansjerem!
- Pomyliłeś pojęcia. Konferansjer to osoba, która zapowiada...
- Wiem, kim jest konferansjer! - przerwałem mu.
- No to po co...
- Chciałem, by zabrzmiało bardziej dramatycznie – powiedziałem szeptem, a Lance popatrzył na mnie dziwnie – O co chodzi?
- Czasem to się Ciebie boję.
- Wiesz co, skończmy ten temat bo zaraz się okaże, że to Ty będziesz potrzebował jakiejś terapii – powiedziałem udając się do pomieszczenia słynącego z eksperymentów, które to przeważnie ja inicjowałem <demoniczny uśmiech>. Za sobą słyszałem kroki Słodkiego, najwidoczniej nie zamierzał dać mi spokoju. No cóż, ja mu też.
- Doktorze Hodgins, a może...
- Ciii... Moje larwy się wykluwają.
- Nie nabierzesz mnie na ten tekst, już oglądałem odcinek w którym tak straszyłeś biedna doktor Saroyan. Aż dziw bierze, że On z Tobą wytrzymuje – powiedział Sweets, a ja zrobiłem zawiedzioną minę. Ale zaraz uśmiechnąłem się promiennie jak zwykł robić Booth i odparłem:
- Powiedzieć Ci coś w sekrecie? Tylko się nie wygadaj.
- Jeżeli potraktujesz nasze spotkanie jako sesję terapeutyczną to będzie mnie obowiązywała tajemnica lekarska.
- Niech Ci będzie.
- Słucham – zachęcił mnie Słodki, a ja przysunąłem się bliżej.
- Podejrzewam, że Cam się we mnie buja – powiedziałem konspiracyjnym tonem, a w następnej chwili mogłem zaobserwować jak Sweets pada na podłogę w jakimś histerycznym napadzie śmiechu.
- Ty... Ty i... Cam!!!!
- Głośniej! - zawtórowałem mu – Chcesz, żeby ktoś usłyszał?!
- Sorry, ale.. ale..to..
- No wyduś to z siebie! - ponagliłem pomagając mu wstać.
- To jest mniej więcej tak prawdopodobne jak to, że ja zaśpiewam – odparł a ja uśmiechnąłem sie szyderczo – No co?
- Nie czytałeś całego scenariusza ostatniego odcinka, tak?
- Mówiłem, że nie. A co? Czy...? Nieee!
- Ja już nic więcej nie powiem – odparłem i wykonałem gest jakbym zamykał moje usta na kluczyk.
- No nie bądź taki – skomlał Sweets.
- Daj mi spokój, nie trzeba się było ze mnie nabijać to teraz byś wiedział co planują dla Ciebie – powiedziałem.
- To zagrywka psychologiczna Hodgins. Jeżeli zaraz mi nie powiesz to złożę skargę.
- Do kogo? Do Hansona? Myślisz, że będzie chciał Cię wysłuchać? Ja tu jestem dłużej i mam większe prawa – powiedziałem i wyszedłem z pracowni, ale na progu odwróciłem się jeszcze i powiedziałem – A tak maleńka rada dla Ciebie.
- Rada, dla mnie... Słucham – rzekł zrezygnowany Slodki.
- Na Twoim miejscu zacząłbym uczęszczać na lekcje śpiewu do tej co ma okulary jak denka od butelek – powiedziałem i wyszedłem, jeszcze przy platformie słyszałem krzyk Sweets'a:
- Hodgins! Przysięgam, że przyjdzie taki odcinek, w którym na klęczkach będzie błagał mnie o jedną sesję terapeutyczną!!!!!
Taaa jasne. Jeszcze nie zgłupiałem. No dobra, to na czym to ja skończyłem? A już wiem...
''Zbliża się burza...''
super charlotte takie inne niz wszystkie opowiadania :)
swietny dialog Hodginsa ze Sweetsem xD
hmmm.. narrator xD
AAAaaaaaaaaa!! super! uśmiałam się ;D ``jestem niepowtarzalny jak szóstka w totka`` hehe ;D super tekst. albo: ``Bo to zla kobieta była``!
ciesze sie ze to tutaj wstawiłaś. Czekam na więcej.!
a co do mojego opka. Super że się wam podoba, dzięki za miłe komentarze. ;) następna część się pomału rodzi w mojej głowie, szykuje małą intrygę. ;))
Hej wróciłam! Stęskniliście się? Bo ja bardzo! Nadrabiam zaległości w czytaniu! Co mam powiedzieć? Przeczytałam 1 stronę i jestem pod ogromnym wrażeniem, jak zawsze! :P Na wakacjach przyszedł mi, też pomysł na moje ff. Wiadomość jest taka: Kończę :) Potem jeszcze coś będę pisać, tak łatwo się ode mnie nie uwolnicie :P Czekam na wasze opka! ):):):)
P.S Spóźnione pozdrowienia z Bułgarii :P
Mogę pisać tylko za siebie, ale strasznie tęskniłam za Twoją twórczością. ;) Reszta pewnie się ze mną zgodzi ; *
dziękuję za pozdrowienia.
Pozdrawiam z UK. ;) ; ***
Zweifn czekam z niecierpliwością na twoją dalszą twórczość:)
Zakręcona a co z twoim cd?
po pierwsze przepraszam ze tak dlugo [komputer mi szwankowal ], po drugie przepraszam ze sa bledy. nie ma polskich znaków bo pisze na angielskiej klawiaturze a nie moge zmienic. po trzecie to przepraszam za rozczarowanie mooim opkiem i ze takie krótkie.
;)
...8...
-Ale że...? Nie rozumiem.
-Nie mamy na co czekać. Zwykle para chce się bliżej poznać, ale byliśmy ze sobą w każdej możliwej sytuacji. Tyle ze sobą przeszliśmy, że nie chce dłużej zwlekać. Chcę codziennie rano patrzeć jak śpisz przy moim boku, powtarzać Ci jak bardzo cię kocham, patrzeć jak nasze dzieci rosną, wyjeżdżają na studia, chcę być przy tobie aż do śmierci....
-Czy ty nie wybiegasz za bardzo myslami na przód?-spojrzał jak się uśmiecha, pochyla nad nim i lekko całuje.
-Wolisz poczekać?-spytał zamyślony
-Nie chcę ślubu.-powiedziała a uśmiech w błyskawicznym tempie znikł z jego twarzy.
-Jak to? Nie kochasz mnie? Nie chcesz stałego związku? Jestem tylko facetem na miesiąc?
-Nie, nie i nie! Kocham Cię, chcę być z Tobą, ale nie widzę potrzeby...-zamyśliła się.-jeśli mnie kochasz, to nie potrzebuję deklaracji na piśmie, nie potrzebuje przysięg przed jakimś wyimaginowanym bóstwem. Wystarczy mi to, że jesteśmy razem, że się kochamy.
-Do końca życia mam być Twoim chłopakiem? Nie mężem, narzeczonym? Co?!-wysiedli z samochodu i udali się na spacer.
-Może masz rację... jakby się nad tym zastanowić...
-To jak? Wyjdziesz za mnie?-spytał-Czysto retorycznie oczywiście.
-Tak....Nawet gdyby... to musiałby być ślub cywilny. Nie jestem katolikiem.
-Wszystko mi jedno.-powiedział-Jeszcze tylko jedna kwestia zaręczyn. Muszę Ci się oświadczyć.-zamilkł na chwilę, zastanawiając się nad sposobem.
-Już to zrobiłeś. Przed chwilą powiedziałam Ci tak, nie mam zamiaru powtarzać.
-Co?! Aaaaaaaaaaaa!!!!!!!!-pisnął. Chwycił ją w ramiona, oderwał od ziemi i wykonał kilka obrotów. Ludzie z zaskoczeniem przyglądali się zakochanym. Chwycił ją za ręke i pociągnął do najbliższego jubilera.
-Przestań!-powiedziała przed oszklonymi drzwiami.-Nie chcę pierścionka.
-Ale ja chcę Ci kupić.-powiedział wchodząc do sklepu. Po godzinie jej sprzeciwów dała się namówić na złoty pierścionek z małym brylntem. Spojrzeli na zegarek i zrezygnowali z lunchu, na rzecz pracy.
Weszli na platformę pełną laborantów. Hodgins co chwila spoglądał z niedowierzaniem na znalezioną mrówkę, a Angela przyglądała się zafascynowanemu chłopakowi. Oboje, gdy usłyszeli kroki odwrócili się. Zobaczyli roześmianą antropolożkę i Bootha, który tulil ją do siebie. Podeszli bliżej i gdy tylko Angela otworzyła usta by zapytać gdzie się podziewali, Booth chwycił ręke narzeczonej i pokazał im pierścionek. Zanim ktokolwiek zorientował się o co chodzi, Booth wyjasnił:
-Zaręczyliśmy się.
-Jużż?-spytał Hodgins a Angela dała mu kuksańca w bok.-To znaczy... Gratuluję-uścisnąl dłoń Seeley'a i Temp.
-To wspaniale.-powiedziała uśmiechając się do Bootha.-Możemy porozmawiać?-spytała.
-Jasne.-powiedział całując partnerkę.
Gdy weszli do gabinetu artystki, zamknęła drzwi. Nie chciała by ktokolwiek usłyszał ich rozmowę.
-Powiedziałeś jej?-spytała siadając obok niego na kanapie.
-Nie. Może powinniśmy zatrzymać to dla siebie? Nic dobrego z tego nie wyniknie.-położył ręke na jej kolanie.
-Masz rację. Ale gdy się dowie....-spuściła wzrok i nakryła jego dloń swoją.-Jestem jej przyjaciółką. Zawsze powtarzałam że jesteś idealnym facetem... i zdradziłam ją. A gdy dowie się Jack... zerwiemy... Kocham go. Chcę tego ślubu...
-Wiem... Nigdy sie nie dowiedzą... Nikt nie wie że my...Nikt się nie dowie. Rozumiesz? Tamten weekend zostanie między nami..
-Tamten i dwa nastepne..-przerwala mu z usmiechem.
-Czuję sie podle, wiem że powinna wiedzieć. Wtedy nie bylismy razem... ale bylismy przyjaciólmi-dodal-.Mówilismy sobie takie rzeczy. Wiem ze jesli sie dowie...-przerwal, chwile sie zastanowil-ale przeciez wiemy o tym tylko ty i ja. A zadne z nas jej nie powie.
-masz racje. po co mialabym mówic najlepszej przyjaciolce ze mialam romans z jej facetem?
c.d.n.
Ciekawe opowadanie, szkoda tylko, że takie krótkie.
Czekam na następną część:)
mam na ustach WTF? a niech mnie Ange i Mr.B? moze byc nawet mi sie to podoba. czekam na rozwoj tego czegos no nie wiem romansu? super jak zawsze. czekam na cdk!
Hah. Angela i Booth! Boże nie mogę sobie jakoś tego wyobrazić.
Opowiadanie świetne, gratuluję pomysłów. Piszesz tak, że to strasznie wciąga. Nie mogę się doczekać cd, oby jak najszybciej!
haa! juz mam pomysl ;))
tylko nie wiem kiedy napisze... chcialam zrobic to opko naprawde dluzsze na okolo 15 cz. ale bede musiala konczyc bo nie bede miala kompa..;// takze zobaczymy ;D ciesze sie ze sie podoba. dzieki za slowa uznania.
...9...
Skonczyli rozmowe i udali sie na platforme, gdzie Dr. Brennan i Hodgins zawziecie dyskutowali na temat nowego owada z jego kolekcji. Podeszli blizej i zaczekali az skoncza rozmowe.
-O czym rozmawiacie?-spytal Booth.
-O rhandylo philliss. Mojej nowej zdobyczy.-odparl z duma.
-Zastanawialam sie... -zaczela powoli artystka-... kiedy bierzecie slub? Ustaliliscie date?
-Nie.-powiedziala Brennan.
-Jak najszybciej. Moze za miesiac?-spytal Booth patrzac na ukochana.
-Hmmm... Jak dla mnie... moze byc nawet dzisiaj.
-Uuu!!-pisnela Angela.-Trzeba wybrac sukienke!- chwycila przyjaciolke za reke i wybiegly z Instytutu.
Usiadly na wielkim lozku w sypialni i otworzyly pierwszy katalog. Brennan na widok sukienek zaparlo dech w piersiach. Co chwila zaznaczaly kolejna sukienke, jako odpowiednia dla niej.
-Duzo tego...-powiedziala biorac do reki nastepny katalog.
-Masz racje. Ale bedziesz wygladac oszalamiajaco.-usmiechnela sie szeroko-Ciesze sie ze jestes szczesliwa. Gratuluje.-zamknela ja w niedzwiedzim uscisku. Brennan zaskoczona puscila katalog.
-Dzieki.-powiedziala i schylila sie.-Gdzie on jest?-spytala sama siebie.-Ooo...-zobaczyla znajome paski.-chwycila za skarpete i wyrzucila ja spod lozka.-Hodgins tez ma fiola na punkcie pasiastych skarpet?-spytala siadajac na lozko. Spojrzala najpierw na znajomy wzor, potem na przerazona mine przyjaciolki.-Zabawne.-zasmiala sie gardlowym smiechem.-To te same skarpetki ktore kupilam Boothowi na swieta. Skarpetki, ktore zgubil niedlugo potem. Co one tutaj robia?-spytala zdenerwowana.
-Zaraz wszystko Ci wyjasnie.-zaczela.-To bylo w styczniu. Mial wyjechac na weekend, wezwali go na konsultacje. Ja mialam pomagac przy tej sprawie, zrobic rekonstrukcje. Hotel w którym nas zatrzymali...-zamilkla.-na dole byla restauracja. Wino, swiece i te sprawy . Zjedlismy kolacje, patrzylismy sobie w oczy... Zrozum.. on zawsze mi sie podobal. Bylismy daleko, ja poklocilam sie z Hodginsem, on byl tym ktory mnie pocieszal.
-Jeden weekend?-spytala Brennan. Byla spokojna i opanowana, ale czula ze lada moment moze wybuchnac.
-Nie... Przyjechalismy do miasta i... nie chcielismy o tym zapomniec.-zobaczyla wyczekujaca mine przyjaciolki.-3 tygodnie. Potem ja pogodzilam sie z Jackiem, on umówil sie z Toba. Co robisz?-spytala gdy Brennan wszystkie katalogi wrzucila do kosza i wyszla. -Tempe!!
Zamowila taksowke i pojechala do Instytutu. Miala kilka spraw do zalatwienia przed weekendem.
Zobaczyla Bootha, ktory czekal na nia przed gabinetem. Nie chciala z nim teraz o tym rozmawiac. Nie tutaj. Przeszla obojetnie obok niego i usiadla przy biurku. Schylila sie do szuflady wyjela teczke i wyszla by dac ja Camille. Podazyl za nia, zadne z nich nie odezwalo sie slowem. Pozegnala wszystkich i wyszli na parking.
-Cos sie stalo?-spytal zmartwiony. Od kilkunastu minut siedziala nieobecna.
-Nic. To... nie wazne. Nic istotnego.-mruknela i skupila wzrok na widoku za oknem.
-Do ciebie czy do mnie?-spytal z usmiechem
-Zdecydowanie do mnie.
Weszla do mieszkania. Klucze polozyla na szafce i poszla do sypialni. Wyciagnela duza walizke i zaczela oprozniac szuflady z belizna i ciuchami. Po jakims czasie dolaczyl do niej.
-Co robisz?-spytal zaskoczony.
-Pakuje sie. Wieczorem mam samolot.
-Samolot? Co? Gdzie?
-To nie twoja sprawa.-burknela i wrocila do pakowania. Chwycila kosmetyczke i wrzucila ja do torby.
-Jak to nie moja sprawa?-spytal-Jestesmy zareczeni .. wiec chyba moja.
-Aa.. no wlasnie.-usmiechnela sie lekko.-Co do tego...-scignela pierscionek i podala mu. Gdy nie chcial go wziasc wlozyla go do jego kieszeni od marynarki-Nie mnie powinienes go dac.
-Jak to nie tobie?-spytal zdenerwowany-A komu do cholery??-patrzyl jak rozglada sie po sypialni i zamyka walizke. Podeszla do drzwi, otworzyla je i odwrocila sie.
-Moze... mojej najlepszej przyjaciolce? No wiesz... byliscie ze soba 3 tygodnie. Cos was jednak laczy. Pa-zmknela drzwi i zbiegla po schodach w dol. Zamowila taksowke i pojechala na lotnisko. Przeszla odprawe i czekala na samolot. Nie chciala myslec ani o Ange, ani o Boothie. Chwycila laptop i dokonczyla kolejny rozdzial powiesci.
c.d.n.
Ojej.. ma nadzieję, że Booth i Brennan się pogodzą i Tempe mu wybaczy! Czekam na cd..
Super opowiadanie:)
Mam nadzieję, że Temp wybaczy Boothowi i Angeli.
Czekam na dalszy ciąg:)
oj a jednak sie dowiedziala o ich romansie...
tez mam taka nadzieje ze Temp wybaczy Boothowi i nadal bedzie sie przyjaznila z Angela
super opowiadanie
czekam na cd
Zakręcona dałaś czadu. Dodawaj szybko kolejne części bo ja zawału dostanę:)
Będziesz mnie miała na sumieniu:)
chcialam poczekac do poniedzialku, ale nie chce cie miec na sumieniu. zaraz zaczne pisac ;) ale nie obiecuje ze dzis skoncze.
Dedykacja: Dla czytelników ;D
krótkie? dluzszego nie bedzie. ; D
...10...
Wyszla z lotniska i odetchnela swiezym powietrzem. Spojrzala z usmiechem na mezczyzne ktory niosl jej bagaz. Odwzajemnil usmiech i otworzyl drzwi samochodu. Wsiadla i przyjrzala mu sie. Nie widzieli sie kilka lat, mimo to nie zmienil sie. Wysoki, szczuply, dobrze zbudowany. Blond wlosy opadaly niesfornie na czolo, przykrywajac blekitne oczy.
-Ciesze sie ze przyjechales. Skad wiedziales ze przyjezdzam?-spytala spogladajac na niego.
-Mam wielu znajomych w liniach lotniczych. Haha-zasmial sie.-Powiedzialas Caroline, a ona mnie. Dalej sie przyjaznicie?
-Stracilismy kontakt. Gdzie znajde dobry hotel? Wiele sie tu zmienilo od mojej ostatniej wizyty.
-Tak.. Moze przenocujesz u mnie? Po co wydawac fortune na hotel?-spytal z usmiechem ktory zawsze powodowal ze miekly jej nogi.
-Nie wiem czy to dobry pomysl.
-Nie daj sie prosic. Przez wzglad na stare czasy.-usmiechnal sie jeszcze szerzej.
-Wlasnie przez wzglad na stare czasy wybiore hotel.-usmiechnela sie. Od wejscia na poklad tylko raz pomyslala o Boothie. Wlasnie teraz, gdy zobaczyla równie olsniewajacy usmiech jak jego.
Rzucila torbe na pojedyncze lozko. Mike czekal na kanapie, mieli zaraz wybrac sie na spacer po miescie. Chwycila komorke i zobaczyla 18 polaczen nieodebranych. pietnascie od Bootha, trzy od Ange. Zostawila komorke na stole i wyszli.
Spacerowali po zatloczonym rynku. Co chwila pokazywal jej miejsca,ktore warto odwiedzic. Na drzewach pojawialy sie pierwsze listki, trawa zrobila sie zielensza, dzieci zostawily czapki i rekawiczki w domu. Slyszeli szczekanie psa i spiew ptakow.
-Dobrze ze wybralam akurat to miejsce. -spojrzala na Mike, ktory bardziej niz otaczajaca przyroda interesowal sie nia. Czul ze cos ja gryzie, ale wiedzial ze sama sie otworzy, naciskanie nic nie da.
-Tak. Wiosna Montreal jest cudowna. Wejdziemy na kawe?-spytal wskazujac niewielka restauracje w ktorej zwykle jadali. Wybrali lawke na dworzu i usiedli na przeciwko siebie, patrzac sobie gleboko w oczy.
-Jak moglas?-spytal Jack wyrzucajac jej ciuchy z szafek.-dlaczego? Wiem jest przystojny. Ja ci nie wystarczam? Jedna noc bym zrozumial.. ale 3 tygodnie? o czym ty myslalas?-kolejny sweter znalazl sie na podlodze.
-O czym? Zerwalismy ze soba. Rzuciles mnie cholerny lajdaku! Wiec nie mow ze cie zdradzilam.
-Bylas samotna?-spytal z ironia.
-Wiedzialbys gdybys mnie o to zapytal.-po jej policzkach poplynely lzy.-Ale dla ciebie wazniejszy byl rozród muchówek! I sprawa do rozwiazania. Zakrywales sie nia... oddalales sie ode mnie.-usiadla na lózku z zalozonymi rekoma.
-Masz racje. To moja wina.-usiadl obok niej i przytulil ja mocno.-Powinienem sie bardziej o ciebie troszczyc. A ja cie zaniedbywalem... Przepraszam. Pózniej to posprzatam.-zasmial sie.
Siegnal po telefon i jeszcze raz wykonal polaczenie. Nie udalo sie. Po chwili dostal sms'a. Zobaczyl nadawce i szybko wcisnal podglad. `Jestem w Montrealu. Musze wszystko przemyslec. Nie jestem gotowa na rozmowe z Toba. Nie próbuj sie ze mna kontaktowac. Pa.`
-Cholera!-krzyknal a Camille podskoczyla.
-Booth! Opanuj sie. Chcesz zebym zawalu dostala? Jak zbadam to cialo to zadzwonie. Nie musisz stac mi nad glowa.
-Pamietasz gdy przychodzilismy tu za kazdym razem gdy skonczylismy sprawe?-spytal. Kiwnela glowa.-To byly czasy. Bylismy najlepszym duetem w historii Kanady. Gdy juz myslalem ze sie nie uda, ty znalazlas ten maly fragment kosci. Jestes niesamowita.-powiedzial i upil lyk kawy.
-Czym zajmujesz sie teraz?
-Chcialbym prosic cie o pomoc. O konsultacje. Nasz antropolog wyjechal i... czy moglabys zerknac na szkielet?
-Kobieta? Mezczyzna?-spytala zaciekawiona.
-Noworodek. Ofiara seryjnego mordercy.-powiedzial cicho. Nie chcial wracac myslami do tamtej chwili.
-Dobrze. przyjedziesz po mnie rano?-spytala
-Jasne.-przez chwile milczeli.-Masz kogos?-spytal niepewnie-To przez niego tu jestes?
-Jest wspanialy. A raczej byl. Spal z moja przyjaciolka. Wtedy nie bylismy razem, ale nic nie powiedzial. Wiedzialam o nim wszystko a tu taka niespodzianka.-zasmiala sie gorzko.
-czasem warto dac komus druga szanse. W naszym przypadku to sie sprawdzilo.
-Bylismy mlodzi.-zasmiala sie-Warto bylo. Ale nie wiem czy zaryzykuje. Gdy strcilismy Molly... ja... mialam do ciebie zal. Myslalam ze to twoja wina. Dlatego odeszlam.. ale teraz wiem, ze to byl wypadek. Zawsze myslalam ze gdybys byl w domu gdy to sie stalo... ze w szpitalu by jej pomogli. NAsza coreczka nie musiala zginac.-powiedziala do niego smutno. Nie chcieli dluzej wspominac tego koszmaru. Rozmawiali jeszcze chwile o wspolnych znajomych. Pózniej Mike odwiozl ja do hotelu. Polozyla sie i nie mogla zasnac. Caly czas myslala o jednym. o Boothie.
c.d.n
Zaskoczyłaś mnie z tym, że Brennam miała córeczkę.
Czekam na następną część:)
Namieszałaś :P Mam nadzieję, że Bones wróci do agencika ( Lubię Happy Endy :) Czekam na cd twojego ff :))
ale zaskoczenie Brennan maiala córeczke
no prosze prosze :)
czekam na wiecej niespodzianek xD
... i na cd :)
No to był lekki szok!
Brennan miała dziecko...
Na prawdę mnie zadziwiasz!
Już się nie mogę doczekać cd...
aa... mam do ciebie jedna prosbe zakrencona_
moglabys napisac co sie stalo dokladnie coreczce Brennan??
ladnie prosze :)
nie bylo mnie tydzien a tu tylko tyle? liczylam na przynajmniej z 7-10 czesci.
OMG!! no swietnie Hodgins przebaczyl Ange a Bren Panu B nie? ale to dobrze niech sie meczy i walczy o nia. ale najpierw nich Tempe i ten facet... i oczywiscie coreczka Bren moze cos o niej wiecej? retrospekcje czy cos? jak zawsze super! czekam na cdk!
tak, mam zamiar w nastepnej czesci wyjasnic co i jak. super ze sie wam podoba. niestety napisze juz koniec. nie bede miala dostepu do komputera przez kilka miesiecy ;/// jeszcze tylko dzis mam kompa i juto. ;// jutro sprubuje napisac kolejna czesc.
pozdrawiam.
mam nadzieje ze sie spodoba. wyjasnilam sprawe z dzieckiem ;) moze, gdy bede miala kompa to pociagne to dalej. ;) dziekuje za komentarze.
...11...
-To z pewnoscia dziewczynka.-przerwala na chwile-wiek osiem miesiecy. zostala zaglodzona.-powiedziala jeszcze raz pochylajac sie nad malym cialkiem. Obejrzala dokladnie kazda kosc. .
-Dziekuje.-powiedzial-Ten cholerny koles zabil juz 100 osob, a my nie mozemy go zlapac.
-Nie ma za co.-zerknela na zegarek-Musze leciec. umówilam sie z caroline na kawe.-Chwycila torebke i wyszla z budynku. Przeszla kilka przecznic i dotarla do malej francuskiej knajpki. Zamówila kawe i usiadla przy oknie. Po chwili zjawila sie jej dawna przyjaciólka. Na rekach trzymala dwuletniego synka.
-Czesc-usciskaly sie.-Dawno sie nie widzielismy.-powiedziala Tempe.
-Tak. Co cie sprowadza do Montrealu??
-Musze przemyslec pare spraw. Jaki on duzy-powiedziala chwytajac malego Joe za palec.-Czesc maluszku.-przywitala sie.
-Rozmawiales z Mikem?-spytala Caroline z usmiechem. Wygladala swietnie w rozowej tunice i czarnych spodniach. Krótkie blond wlosy opadaly na waskie ramiona.
-Tak. Czemu pytasz?-spytala Brennan-Cos sie stalo?
-Nie. Poprostu zastanawialam sie czy juz sie widzieliscie. Myslalam ze przez wzglad na stare czasy nie bedziesz chciala z nim rozmawiac.-zamilkla. nie chciala przywolywac niemilych wspomnien.
-Przeciez przyjaznilismy sie rok. Potem przez dwa lata bylismy para... A gdy stracilam dziecko nie potrafilam sobie z tym poradzic.Posluchaj... Musialam wyjechac, nie moglam na niego patrzec bo przypominal mi co stracilam.
-Jak w Waszyngtonie?-zmienila temat, widzac reakcje przyjaciólki. Jej twarz posmutniala, usmiech znikl z twarzy.
-Dobrze, dziekuje. -usmiechnela sie.
-No powiedz wreszcie co to za facet!-krzyknela-Mów!-powiedziala i obie zasmialy sie rownoczesnie, widzac reakcje ludzi dookola.
-Pracujemy razem. To moj partner, jest z FBI.-usmiechnela sie tajemniczo-Ma nieziemsko brazowe oczy...-rozmarzyla sie.
-Mmm. Czemu wiec zostawilas go tam samego?
-Oklamal mnie... a raczej nie powiedzial wszyskiego. Wolalabym nie rozmawiac o tym teraz.-powiedziala chwytajac ja za reke.
tydzien pózniej.
-Cholera jasna!-krzyknal gdy odrzucila kolejne polaczenie.
-Co to za krzyki?-spytal przechodzacy obok Sweets.-Nie potrafimy radzic sobie z gniewem?
-Tempe rzucila mi pierscionkiem zareczynowym w twarz, spakowala sie, wyjechala i zabronila sie z nia kontaktowac.-podniosl Motorole do ucha by uslyszec ze ma wyl. telefon.-I wylaczyla komórke!-mruknal.
-Przydalaby ci sie terapia. Chodz musimy porozmawiac.-pociagnal go za ramie.
-Nigdzie z Toba nie ide.-powiedzial z uporem.
-Chodz i nie gadaj!-doktor nie ustepowal. Wiedzial ze to doskonala okazja na rozmowe.
-Nie ide bo jestes pieprzonym dwunastolatkiem. A dyplom zrobiles przez internet!
-Nie obrazaj mnie. To nie ja mam obsesje na punkcie skarpetek.
-Ostrzegam cie! Zostaw w spokoju moje skarpetki.-pogrozil mu reke.-W koncu to one wszystko zepsuly.
-Skarpetki w paski. To obsesja. Chcesz przez nie pokazac ze...-nie zdazyl dokonczyc bo piesc wyladowala na jego twarzy.
-Booth!-krzyknela Ange.-Zostaw biednego Sweetsa. On ci nic nie zro...OOO-powiedziala gdy Sweets sie zamachnal i powalil przeciwnika na ziemie.
-Ktos tu trenowal-mruknal Booth z ironia.
-W dziecinstwie jadlem warzywa!-zasmial sie.
-Ja tez!-powiedzial uderzajac go ponownie.
Polozyla walizke na podlodze i wyszla z mieszkania. Chciala spotkac sie z Ange i Boothem, wiedziala ze o tej porze znajdzie ich w pracy. Chciala jej wybaczyc. Pobyt w Montrealu i rozmowa z przyjaciólka przekonala ja do tej decyzji. Wiedziala ze nie ma prawa sie na nia gniewac. Przeciez uporczywie twierdzila ze go nie kocha, ze nic ich nie laczy. Moze gdyby nie klamala w tej sprawie wszystko potoczyloby sie inaczej? Zamknela drzwi i zbiegla schodami w dól. Po chwili byla juz w taksówce i kierowala sie do instytutu.
Powoli weszla na platforme. Zdziwilo ja zamieszanie, zwykle w Instytucie panowala niezmacona cisza. Zauwazyla przyjaciól, Angela rozmawiala z Hodginsem jednoczesnie opatrujac rany Sweetsa. Booth siedzial wygodnie w fotelu i nie pozwalal sie tknac.
-Co tu sie stalo?-spytala zdziwiona. Angela wypuscila plaster z rak, Hodgins wstal z biurka jak oparzony, a Booth nawet sie nie ruszyl.-Odpowie mi ktos? Czy mam tutaj tak stac, a wy bedziecie sie na mnie gapic?
-No wiec...-zaczal sweets-Agent Booth z rozpaczy, a raczej niepochamowanego gniewu.. ale kto to tam wie co on czuje... uderzyl mnie. Co ja mówie? On mnie pobil!
-Co?-spojrzala wyczekujaco na Bootha.
-Sam sie o to prosil.
-Cie tez niezle urzadzil.-powiedziala tylko.-Mozemy porozmawiac?-spytala patrzac na Ange.
-Ja..Jasne.-weszly do jej gabinetu i Brennan zamknela drzwi.
-Chcialam cie przeprosic. Znaczy sie... ze wtedy tak wyszlam bez slowa. Nic sie nie stalo. Oboje jestescie dorosli... A ja nie bylam z Boothem. Nie mam ci niczego za zle. -powiedziala a artystka rzucila sie jej na szyje.
-Przepraszaam... Jest cos co moge dla ciebie zrobic?-spytala.
-Moglabys... zawolac Bootha? Musze z nim pogadac.
-OK.-powiedziala wychodzac. Nie minela minuta jak miejsce na sofie zajal agent.
-Posluchaj...-zaczal.-Przepraszam... Chcialem powiedziec ze...-uciszyla go gestem dloni.
-Bylam hipokrytka. Mialam ci za zle ze nie powiedziales mi o tym. Ja tez nie powiedzialam ci o wszystkim. Uswiadomil mi to mój byly pastner.
-Cos was laczylo?-spytal patrzac jej gleboko w oczy. Nigdy nie mówila mu o bylych facetach.
-Tak... bylismy razem. Mialam z nim dziecko...
-Bylas w ciazy?-spytal oburzony.-Przeciez..-zawachal sie.
-Nie jestem zdolna do uczuc macierzynskich? Stracilam je. Wiec..
-Przykro mi... nie wiedzialem. i nie mialem tego na mysli... Jak.. jak to sie stalo?
-bylam sama w domu.. To byl 8 miesiac. Mike byl w pracy.. i wtedy ktos sie wlamal. Pobil mnie.. celowal glównie w brzuch..-spuscila wzrok.
-Dlaczego wrócilas?
-Musze ci cos powiedziec.
-Tak?-spytal zniecierpliwiony
-Jestem w ciazy.
-AAAaaaa!!-krzyknal z radosci. przytulil ja i podal jej pierscionek zareczynowy, który nie tak dawno rzucila mu w twarz. Wziela go, nalozyla na palec i powiedziala tylko:
-Kocham cie Seeley.
Kooniec
haaaa... B oth ze Sweetsem sie pobili... ale Sweets ma za swoje po co sie odzywal xD
jacie B&B beda mieli dziecko :)
super opowiadnie :)
PS: Obys jak najszybciej maiala dostep do kompa ;)
pozdrawiam :)
Opuścisz nas? Nieładnie tak :( Będę czekać na kolejne ff w twoim wykonaniu, bo to było rewelacyjne :)
Sweets vs. Booth xD
oj tak pociagnij to dalej. liczylam na cos wiecej a tu tylko krotkie zdanie o tym co sie stalo ale oczywiscie podoba mi sie. myslalam ze sie jeszcze troche pomecza zanim beda razem. jesli nie pociagniesz tego dalej to czekam na nowe opko.
Ekstra opowiadanie:)
Dobrze, że Temp wybaczyła Boothowi i Ang.
Czekam na kolejne części:)
nioniu:
przepraszam ze sie zawiodlas. chcialam to opisac dluzej... ale rano to pisalam a musialam juz isc do miasta. teraz jestem ostatni raz przy necie... ;( komputer bede miala nie wiem kiedy... jak dobrze pójdzie to na poczatku pazdziernika, jak zle to chyba ... Oo.. nawet nie chce o tym myslec. ;/
fajnie ze sie wam podoba. mam nadzieje ze tez zaczniecie pisac. bo jak narazie to maly zastój jest. ;) bede jakos wpadac i czytac ale pisac nie dam rady. ;/
nioniu mam nadzieje ze wstawisz swoje opko (jest swietne!).
Zakrencona:
nie zawiodlam sie. po prostu myslalam ze bedzie twoje opko dluzsze tyle
a moj fik... kto by chcial to czytac :(
Nionia, czyś ty zwariowała? Nikt nie chce czytać? A ja to co? Sądzę, że inni podzielają moje zdanie! Dawaj ff, nie gadaj :P
ja rowniez chetnie przeczytam twoje opowiadania Nionia xD sa poprostu rewelacyjne i z radoscia sie je czyta ;)
mara:
doprawdy? tak ci sie podobaja? to swietnie. a przeslesz linka gdzie przeczytalas opko? bo jakos nie kojarze bym je gdzies wstawiala
Ludzie co tu taki zastój? Aby trochę rozruszać was i zachęcić do pisania, swym wkurzającym zwyczajem wlepię mały parcik ostatniej części mojego ff. Komentujcie! :)
(...)No właśnie, instytut. Jakby się tak zastanowić, to dziwne, to miejsce. Setki ludzi, od sprzątaczek, przez urzędników, po naukowców. Tutaj codziennie mieszają się te wszystkie warstwy społeczne, nie zwracając na siebie większej uwagi. I tak, wciąż i wciąż, dzieje się to samo. Na każdym piętrze, ktoś zajmuje się czymś. Często jest to nowe, często zdarza się rutyna. W całym ogromnym budynku jest pewien wyjątek. Miejsce gdzie kilka warstw społecznych potrafiło się ze sobą zgrać. Stworzyli, tym samym, najlepszą grupę specjalistów. Młoda kobieta stała na środku gabinetu. Przyglądała się fotografii, którą wczoraj wieczorem przesłał jej Booth. Po kilku chwilach podeszła do Angelizatora i wprowadziła parę zmian. Pomimo wczesnej pory wielu pracowników było pochłoniętych wykonywaniem swoich obowiązków. Jej zmysły wyczekiwały jednak odgłosów zdradzających nadejście dwóch osób. Odkładając zdjęcie na biurko, przejechała językiem po swoich pełnych ustach i uśmiechnęła się do swojego odbicia w szybie
-Tym razem, się ptaszki nie wywiniecie. Ciocia Angela już się o to postara.
I jak? Dobrze się zapowiada, czy wieje nudą? :P
tu wieje nudą jak nikt nie pisze, a twoje opowiadania zawsze sa ciekawe. tylko szkoda, ze to już ostatni part. ale cóż, mam nadziję, że szybko pojawi się w całości ;)