Witaj Zakręcona :)
Obydwa wspaniałe oneparty :) Pierwszy strasznie mnie rozśmieszył :) ta zakończenie świetne :)
Z kolei drugi wzruszył mnie... a zwłaszcza końcówka :)
Podobały mi się... :) I czekam na następne :) Tak super by było gdyby były dłuższe :)
dłuższe? Nie da się. Ten, który teraz piszę... chociaż... jest niewielka szansa że będzie dłuższy. Ejj.. tamte to 3 strony w Wordzie! ; DD
No i gdzie opko ?!?!
Kobieto !! Ja tu siedze jak na szpilkach(Bones by tego zwrotu nie zrozumiala xD ) a ty nic nie wstawiasz...
Zlituj sie nade mną ;p
eeeh no.. musiałam pozmieniac. kończę drugą strone w Wordzie... jeszcze chwila moment. ;)
nie no fajnie że ktoś ma zastrzeżenia. ; ) Bynajmniej widze, że ktoś na to zwraca uwagę. Mam nowego pomysła, jakoś go wplotę. Z dwóch opek zrobie jedno... będzie.. hmm.. Zobaczycie ; )
Martyna Ty mi tu pogaduszki urządzasz zamiast pisać opko ;p Ja myślałam, ze jak wrócę to już będzie a tu???
Pisaj ;p
Dopiero ?!?!
Boze ja tu zaraz sie zabije...
Moja wada: niecierpliwa xD
Ale spokojnie dam rade...pooddycham gleboko i wszystko bedize dobrze... ;p ;>
Nie ma to ja na innym nie Żanetta:D Tam na wszystkie tematy można pogadać, dział do opek, dział do gadania LMAO :D
Nie moge sie doczekać jutrzejszego odcinka Bones xD
A w miedzyczasie...jak myślicie ?
Rozejdą się ich drogi w finale sezonu ??
Bo ja nie mam pojecia ;/
Aleczuje ze Brenn nie poleci...ze w ostatniej chwili sie wroci xD
Żaneta to nie Bones poleci;p tylko Boothie, matko dobrze, ze nie jestem moderką tu bo by mnie za spoilera zabili xD
Tak zgadzam się ale kto zakłada?? :PP
Żeby nie było, że jestem plotkara xD :PP
To co piszemy... ?? Aby pożegnać zakończenie 7 i powitać 8 ? :PP
Martyna chyba założysz zakończenie 8 ;> jak dwa poprzednie ;P Ale serio trzeba założyć, bo rozmowy nie o opkach w opkach hm nie :P Lepiej jeden dział do plotek :P
no nie wiem. Ja mogę założyc, co to takiego. ; ) Ale najpierw skoncze to moje opko... ;DD
No właśnie... ;>
Ty nie pisaj na necie tylko w Wordzie ;p xD
A więc załatwione,tworzymy nowy temacik ;D
26.
Mijały dni , miesiące. Zbliżał się sylwester. Tempe stała się zimna i nieprzyjemna. Nowy partner podrywał nie tylko ją ale i Sam, Cam i Angele. Bones wydawała się szczęsliwsza tylko w piątki z wiadomych powodów. Jak sie dowiedziała jej ojciec wypytywał Booth'a o wszystkie szczegoły ich związku. Była o to zła na ojca.Zbliżał się sylwester , już dawno zadeklarowała sie że nie idze. Paru agentów próbowało ją zaprosić. Zaczoł do niej się odzywać Sullywan. Przepraszał ją , błagał o wybaczenie. Niepotafiła , niepotrafiła już mu wybaczyć , związać się z nim. Boothowi zostały jeszcze 4 lata. Stracił syna, Rebeka wzniosła pozew o pozbawienie go ojcostwa. Dostała go , Booth może tylko dzwonić do ojca. Nie potrafiła opisać wyrazu jego twarzy kiedy się o tym dowiedział. Często nocowała w jego domu. Jego ubrania zaczeły tracić jego zapach. Gdy tylko wchodziła do jego mieszkania , przypominało się jej jak bardzo go brakuje. Jak bardzo tęskni. Jak bardzo jest bazradna.
Zuciła się w wir pracy. Często płakała. Ukrywała się przed przyjaciółmi , którzy mysleli że jest ok. Cierpiała , wyniszczała samą siebie w samotności. Nikt nic nie podejrzewał. Zasłaniała się bardzo gróbą i mocną maską , która nie przepuszczała żadnych doznań , uczuć.
Wróciła właśnie z odwiedzin. Znów płakała. Znów tęskniła. -Dlaczego ja?-cały czas zadawała sobie to pytanie. Za tydzień sylwester. Nic nie obchodziły ją święta. Wszysko wokół przypominało jej o nim. Chciała choć na chwilę zapomnieć. Nie potrafiła. Leżała na jego łóżku czekała na sen. Zasneła , nie pamiętała o czym śniła ale chyba o nim. Odliczała dni do jego powrotu. Czas jej się dłużył. Nie miała ochoty na nic.
Zamkneła się w sobie.... Inni przygotowywali się do bankietu , wybierali stroje. Ale ona nie. Minoł weekend , poniedzałek , wtorek , środa, czwartek , piątek i wreszcie przyszedł dzień balu. Wolała iść na spotkanie z partnerem niż siedzieć i udawać że jest dobrze. Wolała wyżalić mu się a nie siedzieć bezczynnie. Od tej pory nienawidziła bankietów. Z zamyśleń wyrwał ja telefon.
-Halo?
-Tempe?
-Co?
-Mogłabyś przyjechać do mnie?
-Po co?
-Niemogę się zdecydować jaką sukienke mam wybrać.
-Wybacz Ange nie mam czasu.
-Błagam!
-Ange.
-Proszę!
-No dobra zaraz będe.-Nieeeeeeeeee-pomyślała , ale szybko się ubbrała i pomalowała. Równie szybko pojechała.Zapukała do drzwi.
-Cześć.
-O hej Temp szybko wchodz. Dzięki że wpadłaś , nie wiem , którą mam założyć!
-Pokaż te suknie. Ehhh mnie się bardziej podoba ta czerwona.
-Mnie też , dzięki Temp! Zakładam czerwoną!-Angela szybko odłożyła granatową sukienkę i weszła do toalety by załorzyć czerwoną sukienke za kolana. Brenn pomogła ułożyć Angeli fryzurę. Nie pozwalała koleżance się wypytywać. Unikała tematu Bootha i swojego jak ognia. Zostały tylko ostatnie poprawki i Angela była gotowa. Angela bardzo sie stęskniła za Temp , więc ubłagała ja by podwioazła ją do Instytutu. Pożegnały się , Tempe z piskiem opon odiechała.
Bal...
Gdy tylko weszła odszukała wzrokiem swoich znajomych, byli już wszyscy. Brakowało znów 2 osób. Impreza sie rozkęcała. Wszyscy bawili się wspaniale ale to nie było to , brakowało tylko zarozumiałego agenta i nieznającej się na dowcipach pani antropolog. Chogins osmielił się zaprosić Angele do tańca. Cam filtrowała z jakimś agentem, a Antonio , Sam i Sweets siedzieli przy stoliku. Przy stoliku panowała cisza w końcu Antonio zaproponował:
-Sandra może zatańczysz?
-Tak bardzo chętnie.-Sweets przeklnoł w myślach. Gdy tylko para znikneła w tłumie , mężczyzna szybko odszedł w stronę balkonu. Popatrzył w gwiazdy, coś skłoniło go aby się odwrócił w stronę tańczących. Patrzył na pary i nagle , szybko sie odwrócił.A co zobaczył?
Antonio całujacy "jego" Sam. Nie chciał na to patrzeć.(Chwilę przed tym)
-Świetnie tańczysz.-powiedziała niesmiało dziewczyna
-Dzięki ty też.-Uśmiechnoł sie , odwzajemniła uśmiech. Muzyka zwolniła , przyciągnoł ją do siebie niezbyt jej sie to spodobało , chciała się wyrwać ale za mocno ja trzymał. Nagle zbliżył do niej usta, pocałował ją. Dopiero wtedy się mu oparła i z całej siły uderzyła go w policzego.
-Ał!-zawołał meżczyzna masując sobie policzek. Dopiero teraz zaczoł szukać partnerki pomiędzy tłumami. Niezauwarzył jej. Odszedł do stolika.
-Sweets?-spytała się delikatnie.-Sweets!-powtórzyła.
-Co?-spytał lekko rozłoszczony przyjaciel.-Wybacz Sam ale ja chcę mieć jasny obraz albo ja albo on.
-To wiedz że właśnie wybrałam ciebie.
-Aaa to to przed chwilą?
-To było jego najwiekszy błąd.
-Cieżko czasami cię zrozumieć.
-Wiem.-Cisza zapadła. Chwilę patrzyła mu prosto w oczy i postanowiła to przerwać.
-Na co sie tak gapisz? Pocałuj mnie?
-Coo?..Eeee mogę?
-Tak, noo czekam.-Dopiero teraz pocałował ją , delikatnie. A kiedy skończył odezwała się.
-Co to miało być? Całujesz jak przedszkolak patrz na to.-Szybko wbiła sie w jego usta, całując go namietnie. Nawet nie wiedzieli że pozostała trójka im sie przyglada ..... cdn.
Moje groźby zawsze dzialają xD
A co do nowego tematu to Inesito coś wymyslisz ;p
Wierzymy w cibie ;D ;>
Żaneta nie wolno grozić Inesiecie bo się w sobie zamknie i co wtedy???? Hm pewnie wiele by się ucieszyło :P
Ok, ja probowala nadazywac, ale wy za szybko mowicie, wiec ja powiem co ja umiem i zanikam ;D
zakrencona - great oneparts! Ja nie umiem doczekiwac dalejsze. Ja zyczowuje mnowsto przygodow z wenem ;)
Kaia hello:* Ty moja droga też się nie obijaj bo ja nadal czekam na cdk BOOF BOOF OMG extra pozdrawiam buziaki Kaia:*
Nie hula??? Czemu?? Byłam tam niedawno i hulało :P Może jakaś przerwa :D Ps to jaki tytuł działu dla plotek??
Eeh ;) Kolejny ONEPART ; )
Mieli kolejną trudną sprawę. Booth pojechał aresztowac mordercę. Mężczyzna miał w domu broń: wszelkiego rodzaju strzelby, wiatrówki, pistolety małego kalibru. Gdy zobaczył FBI stwierdził, że nie spędzi reszty życia w więzieniu. Wziął zakładników, w tym Bootha. Brennan była w Instytucie, jej partner przeczuwał że coś pójdzie nie tak. Kilka godzin później pojechała do domu i zobaczyła wiadomoś że w trakcie aresztowania zginęło dwóch agentów FBI, a dziecko i niewinna kobieta zostali ranni. Zadzwoniła do Bootha, nie odbierał. Zostawiła mu wiadomośc, aby natychmiast oddzwonił.
Odchodziła od zmysłów. Krążyła po mieszkaniu, czekając na telefon od Bootha. Zrobiła sobie kawę i usiadła na kanapie. Wróciły wspomnienia: ich pierwsze spotkanie, pocałunek, wspólnie spędzone wieczory, ryzykowne sytuacje z których oboje wychodzili cało. Jego ciepły uśmiech, niesamowite brązowe oczy, czasem roześmiane, czasem pełne łez. O 23 usłyszała pukanie do drzwi. Dotąd nie było żadnej wiadomości od Bootha, pomyślała że wysłali kogoś by przekazał jej tragiczne wieści. W jej głowie pojawił się najczarniejszy scenariusz, myśli przesuwały się jak w kalejdoskopie. Podniosła się z kanapy i ruszyła do drzwi. Nie miała odwagi spojrzec przez wizjer, gdyby to nie był Booth załamałaby się. Nacisnęła klamkę i otworzyła drzwi. Przed nią stał wysoki mężczyzna, w czarnych spodniach i białej koszuli. Zauważyła kilka świeżych zadrapań na czole, zaschnięte plamy krwi na kołnierzyku. Poważna mina, łzy w oczach.
-Booth! - szepnęła z niedowierzeniem gdy wszedł do środka. Rzuciła mu się na szyję, miała łzy w oczach. Poczuła drapanie w gardle, a gdy tylko się odezwał łzy same popłynęły.
-Jestem-szepnął jej do ucha.
-Myślałam że…- zaczęła tuląc go jeszcze mocniej, o ile było to możliwe.
-Nic mi nie jest. –powiedział unosząc jej podbródek, tak żeby na niego spojrzała.
-Dwóch agentów zginęło. Nie podali nazwisk, myślałam że to ty…
-Bobby zmarł na miejscu, Frank walczy o życie w szpitalu. Byłem u niego, dlatego jestem tak późno. Wyjdzie z tego. Jest silny. –dodał gdy usiedli na kanapie. Przytuliła się do niego, on pogłaskał ją czule po głowie. Nie wstąpił do domu nawet na chwilę, nie przebrał się, nie umył. Najpierw chciał się z nią spotkac, wszystko inne odłożył na dalszy plan.
-Nie dzwoniłeś, myślałam że ktoś przyszedł powiedziec że zginąłeś.-powiedziała. Wdychał delikatny zapach jej perfum, czuł jej niespokojny oddech. Nie pierwszy raz był w niebezpieczeństwie, ale nigdy nikt nie witał go z podobną czułością. Odsunęła się od niego i zobaczyła jego mokre policzki. Spojrzeli sobie w oczy.
-Wolałem Cię zobaczyc. Dlatego nie dzwoniłem.
-Dobrze że wróciłeś. Nigdy więcej mi tego nie rób. –powiedziała i kolejna łza spłynęła po jej policzku. Otarł ją i pogłaskał ją po policzku. Uśmiechnął się, chociaż jego oczy znowu były pełne łez. Odsunęła się trochę i przyjrzała się jego zadrapaniom. Przesunęła palcem po niewielkiej ranie, poczuła jak wstrzymuje oddech.-Przepraszam. Nie chciałam.-dodała. Próbowała cofnąc rękę ale powstrzymał ją.
-Nie, to jest dobry ból.- odchylił głowę.
-Nie ma czegoś takiego.-odparła trzymając rękę na jego policzku.
-Masz chłodne dłonie, to koi ból. Lepiej?- poprawił się.
-Mhm. Co się tam stało?- zapytała w końcu. Wiedziała że opowie jej tylko ogólnikowo, że oszczędzi jej drastycznych elementów.
-Wziął zakładników.-oparł plecy i usiadł wygodniej- Nie chciał się poddać, powiedział że nie pójdzie siedzieć. Próbowaliśmy ich odbic, ale on miał tam… swój mały arsenał. Był dobrym strzelcem, w końcu prowadził strzelnice. Bobby dostał ze sporej odległości, prosto w tętnice szyjną. Mnie i Franka uratowały kamizelki.
-Jak to was? Frank dostał ale … Booth! –mruknęła.-Dlaczego mi nie powiedziałeś?
-Nic mi nie jest. Mówię przecież że miałem kamizelkę. –powiedział.
-To i tak boli prawda? Zostają ogromne siniaki. A co jeśli złamał Ci żebra? Pokaż.-powiedziała stanowczo. Myślał że żartuje, ale po chwili zaczęła rozpinać jego koszulę.
-Heej. Szybka jesteś-powiedział gdy zsunęła z niego koszulę i zaczęła oglądać jego brzuch. Zobaczyła fioletowe zasinienie, przesunęła po nim opuszkami palców. Booth wciągnął powietrze i odchylił głowę do tyłu.
-OK. Zrobiłeś tak gwałtowny wdech że nie wiem, bolało czy raczej ci się spodobało? Widzę po twojej minie że zamierzasz dac tu ciętą ripostę, której nie zrozumiem. –dodała z poważną miną.
-A jak myślisz? Jestem półnagi, a ty zimną ręką dotykasz świeżego sińca.
-I? –spytała.-Nie wiem czemu nie potrafisz mówic o tym otwarcie. To nic złego że podnieca Cię mój dotyk.
-Może trochę. I co? Żebra całe?- uśmiechnął się z nadzieją że zmienią temat.
-Tu nie ma żeber.-znowu dotknęła obrażenia. –Żebra są tu.-przesunęła palcem wzdłuż brzucha i pokazała kości.
-Przecież wiem.-powiedział z uśmiechem. Usiadła wygodniej, oparła się plecami o kanapę. Położył swoją rękę na jej dłoni , delikatnie pogłaskał jej nadgarstek. Zamknęła oczy, po chwili lekko się uśmiechnęła.
-Cieszę się że nic Ci nie jest.
-Ja też. –powiedział. Poruszył się, więc otworzyła oczy. Nagle znalazł się bardzo blisko niej.Za blisko. Chciała zaprzeczyc, ale nie zdążyła się odezwac bo zmiażdżył jej usta pocałunkiem.
-Booth, co ty do cholery wyprawiasz? –powiedziała gdy się od niej oderwał.
-Przepraszam. Powinienem już pójść.- powiedział po chwili.
-Powinieneś. –powiedziała wstając. Zapiął koszulę i bez słowa wyszedł.
W milczeniu przechadzał się ulicami Waszyngtonu. Nie zwracał uwagi na gwar miasta, na deszcz. Mijał kolejne przecznice, analizując swoje zachowanie wobec partnerki. Szukał jakiegoś punktu zaczepienia, jakiegoś błędu który popełnił w relacjach z Temperance. Ktoś poprosił go o drobne. Zlustrował starca który go zaczepił. Był przemoczony, podobnie jak Booth. Wyjął portfel i wręczył mu pięciodolarowy banknot. Minął kolejną przecznicę i usiadł na ławce. Drobny deszcz przerodził się w ulewę, ale nawet to go nie powstrzymało. Patrzył na fontannę, na opustoszałe ulice. Po chwili obok niego usiadł jakiś starzec.
-Kłopoty sercowe? –zgadł.
-Skąd pan wie?- zapytał Booth. Nieznajomy miał około sześćdziesiątki. Ubrany był w długi czarny płaszcz, na głowie miał kapelusz tego samego koloru.
-Kto inny mógłby siedziec po północy przy fontannie? Na pierwszy rzut oka widac, że nieszczęśliwie zakochany. Nie jednego takiego spotkałem. Mężatka?
-Gorzej. Nie wierzy w miłośc. –odparł.- Seeley Booth.- przedstawił się.
-John Wake.-uścisnął mu dłoń. –Jest naukowcem, prawda?
-Tak. –odparł.
-Oni tak mają . Kiedyś się przekona co do Ciebie czuje. Nawet naukowca można przekonac, uwierz mi synu. Tylko się nie poddawaj. –powiedział.
Wstał i odszedł tak samo szybko jak przyszedł. Booth ukrył twarz w dłoniach. Pomyślał o bezdomnym, którego spotkał. O przyszłości, która go czeka. Jedyne czego bał się poza starością , to samotnośc. Zamknął oczy i wyobraził sobie siebie za kilkanaście lat. Zastanawiał się jak będą wyglądały ich relacje. Nadal będą przyjaciółmi? Znienawidzą się? Tysiące scenariuszy przenikało jego umysł. Zerknął na zegarek i zmienił kierunek.
Stanął przed drzwiami i zapukał. Otworzyła od razu, zastanawiał się dlaczego jeszcze nie śpi.
-Co tu robisz?- spytała patrząc na niego z niedowierzeniem. –Przecież kazałam Ci… Booth. -powiedziała gdy wszedł do salonu.-Jest środek nocy.
-Chcesz powiedziec że Cię obudziłem?- spytał. Oboje spojrzeli na książkę którą trzymała w dłoniach.
-Nie. Chcę wiedziec, co robisz w moim mieszkaniu mokry jak… Pewnie przez dwie godziny chodziłeś po mieście? Zdejmij ten płaszcz. Zrobię Ci herbatę.
-Nie przyszedłem na herbatę.
-Właśnie, a po co? -odwróciła się do niego. – Przepraszam. Jestem na Ciebie zła, to wszystko. Nie powinnam się na Tobie wyżywać.
-No więc, miałaś racje, półtorej godziny spędziłem na deszczu.. Musiałem to wszystko przemyślec.
-I cóż takiego wymyśliłeś? –spytała z ironią.
-Myślałem o naszej przyszłości. Wszystkim dawałaś szansę. Sully’emu, Andrew, i innym facetom, których imion nie potrafię sobie przypomniec. Mi też powinnaś. Sobie. Nam.-powiedział podchodząc do niej. Złapał ją za nadgarstek i spojrzeli sobie prosto w oczy.
-A jeśli Cię zranię? Będziesz nieszczęśliwy.
-Wolę być nieszczęśliwy, niż całe życie żałowac że nie spróbowałem.
-A jeśli nie warto próbowac?
-Zawsze warto. –powiedział z uśmiechem, gdy kiwnęła głową. Nachyliła się i pocałowała go.
-Wiesz co? Może ten jeden, jedyny raz to ty masz rację.-uśmiechnęła się.
.........................< KONIEC >.....................................
przepraszam że taki krótki. ; )