Czytałam książkę Jany Wagner Pandemia i póki co pierwszy odcinek nawet mi się podoba, choć wiadomo, że książka zawsze lepsza.
A czytałeś książkę? Jest jakiś ogólny zarys książki ale w filmie są wątki, których w książce nie było. Niemniej jednak obejrzałam wszystkie odcinki i pomimo wielu różnic serial bardzo mnie wciągnął. Generalnie, w moim odczuciu i o tym pamiętaj, książka zawsze będzie lepsza od ekranizacji.
Tylko stwierdzenie, że książka jest zawsze lepsza...No nie wiem, imho nie należy tego w ogóle porównywać, to są dwie odmienne gałęzie sztuki, wiadomo, że film nigdy nie odda tego, co czujemy czytając książkę, często każdy na swój sposób, w filmie po prostu niektórych rzeczy nie da się pokazać, można byc blisko, ale nigdy to nie będzie to samo, co książka, mogą być tylko lepsze lub gorsze ekranizacje, ale to supełnie coś innego, no nie wiem... Jak myślisz ?
Owszem, to są dwa gatunki, niemniej jednak, gdy przeczytam książkę to oczekuję wiernej ekranizacji. Niestety reżyserzy lubią popłynąć, omijają dość istotne wątki, dodają wątki, których w książce nie było. . Rozumiem, że ogranicza ich czas, w którym muszą zmieścić treść i o ile często jestem zadowolona z efektu, jak np z 1408, horroru na podstawie opowiadania Stephena Kinga, tak wiele ekranizacji mnie rozczarowały bo nie wyczuwałam w nich tej esencji zawartej w książce. Nie bez powodu wspomniany wyżej przeze mnie mój ukochany pisarz Stephen King bardzo kontrolował kręcenie filmów na podstawie jego książek. Nawet Król wiedział, że trzeba pilnować reżyserów :D I jak wspomniałam, to są tylko moje odczucia. Wiem czego ja oczekuję i nie kwestionuję, gdy ktoś ma odmienne zdanie bo ma do tego prawo, zupełnie jak ja . Pozdrawiam :)
No na pewno muszę Ci przyznać dużo racji, King jest dobrym przykładem, Klasyki jak Lśnienie, Carrie, czy Christine były zrobione świetnie, ale bywały też gnioty. Misery też bardzo mi się podobało, zwłaszca rola Kathy Bates. Nie wiedziałem, że tak często ingerował w samo kręcenie, ciekawe. Ale fakt, to jest King. Nazwisko pasuje jak ulał :) Generalnie chyba wolę najpierw obejrzeć, później przeczytać, bo jeśli książkę czytałem przed filmem, to chcąc nie chcąc nawet podświadomie patrzę na ten film trochę przez pryzmat książki... :/
Moim zdaniem różnie to bywa. Czasami filmy są świetne, pomimo, że książki takie sobie. Bywa też i tak, że zmiany w scenariuszu względem fabuły książki są na plus. Trudno mi w tej chwili przytoczyć konkretne tytuły, ale pamiętam np. "Mechaniczną pomarańczę", czy "451 stopni Fahrenheita", gdzie w tym drugim przypadku książka była taka sobie, a na filmie, a czasami do niego wracam, ostatnia scena zawsze wbija mnie w fotel. Oczywiście chodzi mi o starą wersję, bo nowa już mnie nie powala, chociaż efekty świetne. Myślę więc, że książki z reguły są lepsze, ale nie można generalizować. Do tego wolna interpretacja, często tworzy zupełnie odrębne dzieło.