Prawda, lepsze. Lepszy Jack, dużo lepsza Wendy, o niebo lepszy Danny. Sam film straszniejszy, bardziej wzruszający.
Minusy: szkoda, że nie Danny nie miał flashbacków z córkami Grady'ego. Sam Grady też był gorszy. Niektóre efekty specjalne
zbędne. Muzyka chyba też mogłaby być nieco bardziej klimatyczna.
Pamiętam, że kiedyś oglądałem odcinki w telewizji jako chłopak i wywarły na mnie wielkie wrażenie. Po kilku latach dorwałem "Lśnienie" i zareklamowałem przyjaciołom jako świetny i trzymający w napięciu film. Ciemny pokój, cisza... Ale rozczarowaliśmy się wszyscy... wersją Kubricka. A teraz, tydzień temu obejrzałem serial - i to jest jednak to... Polecam!
Ciekawe, gdyby "Lśnienie" wyreżyserował Kabrik a nie Kubrick (ale film zostałby ten sam), to czy wciąż miałby taki poklask...
Nie porównuję jego adaptacji do książki, zwyczajnie sam film jest dla mnie gorszy, nie dużo gorszy, ale jednak.
Czytałem, rwąc włosy z klaty, aż dobrnąłem do fragmentu "po kilku latach dorwałem lśnienie" i wszystko stało się jasne:). Widziałeś/łaś serialowy remake jako pierwszy i później oryginał kłócił się już z Twoją wizją Lśnienia. A moim zdaniem i w sumie nietrudno chyba o potwierdzenie tej opinii wśród większości zwolenników kina (niekoniecznie od razu twórczości Kubricka), wersja kinowa zamiata serial pod dywan. Choć nie da się w tym temacie pominąć różnic, które utrudniają porównanie obu filmów (inne reala kręcenia serialu w odcinkach, a inne robienia jednostrzału), w kinówce lepsze wydaje się być praktycznie wszystko. Że serial straszniejszy? Nie zgadzam się, uważam wręcz przeciwnie. Że gra aktorska (jeśli dobrze zrozumiałem) Nicholsona gorsza? Przecież sceny z przemianami i atakami Nicholsona to klasyka, miód w czystej postaci i porównywanie jego wersji do Stevena Webbera to najwyżej okrutny żart (mimo że Webbera pamiętam i nie najgorzej wspominam ze Skrzydeł czy Draculi z Nielsenem).
Ale tak jak zacząłem: obejrzenie remake'u (nawet znacznie słabszego od oryginału) może później w dużym stopniu wypaczyć nasz punkt widzenia podczas oglądania oryginału. Nie mówię, że na całej planecie nie znajdziesz innych osób, które wolą serial a obejrzeli najpierw kubrickowy film, ale pewnie wielu ich nie ma:).
Tak jak napisałeś poniżej: każdy ma swój gust i basta! :) Ale wtedy wszelkie dyskusje nie miałyby sensu :))
Jako całość dla mnie serial jest z pewnością straszniejszy. Są momenty, które są do bani (uwaga, minispojler: żywopłoty
oraz wspomniany już brak flashbacków z córkami Grady'ego), ale ogólnie serial bardziej przemawia, jest lepszy, a jak ktoś lubi procenty, to np. w proporcji 2:3.
A Danny i Wendy są w serialu naprawdę są dużo ciekawsi, celniej dobrani i prezentują lepszą grę aktorską. Nie uważasz?
Te postaci w filmie Kubricka są naciągane i niemalże karykaturalne, ale w nużący sposób. A i Jack Webbera wydał mi się bardziej interesującą postacią niż Jack Nicholsona. Jego miłość do syna i córki, walka z alkoholizmem oraz stopniowa przemiana jest bardziej przekonywująca. Nie ma się jednak co dziwić, że to sceny z Nicholsonem weszły do "kanonu" czy "kultu" (tylko za co konkretnie? za "firmową" nickolsonową minę, którą zresztą można zobaczyć nawet w "Lepiej późno niż później"?), bo to "Lśnienie" było pierwsze, grał tam JN, kręcił to SK, więc trudno, żeby film pojechał jakiś liczący się recenzent, który zresztą nie w żadnym wypadku nie zasługiwał na pojechanie.
Pisanie, że jest z wyższej półki nie załatwia sprawy. Wiele filmów jest teoretycznie z wyższej półki, a to przeważnie oznacza, że jest więcej formy niż treści, a widz ma zachwycać się oryginalną wizją reżysera-artysty. OK, czasami można się zachwycić
i podziwiać metafory, aluzje, sceny-"ostre-pchnięcia". Ale w filmie, według mnie, nie zadziałało to tak bardzo.
Zgadzam się też Avirex_85, który napisał poniżej, że nie uważa, aby "Lśnienie" Kubricka było złe. Bo nie jest. Ale dla mnie jest słabe. W ogóle trochę nie fair porównywać film i serial, kiedy w serialu ma się 3 razy więcej rolki :) To ogranicza twórcę filmu i zmusza go do wyboru innej ścieżki. To ułatwia pracę twórcy serialu, który musi przede wszystkim skupić się na wiernym odtworzeniu książki.
Co jednak nie zmienia faktu, że np. Danny i Wendy w filmie byli do bani i go wypaczyli!
"Jack Webbera wydał mi się bardziej interesującą postacią niż Jack Nicholsona. Jego miłość do syna i córki, walka z alkoholizmem oraz stopniowa przemiana jest bardziej przekonywująca" Jaka córka? chyba pomyłka.
"Lepszy Jack,... o niebo lepszy Danny" - nie mogłeś z tym komentarzem poczekać do prima aprilis?
Sparło mnie :)
PS. "Ulubiony reżyser: Stanley Kubrick. Ulubiony aktor: Jack Nicholson." I wszystko jasne ;-)
Nic, a czemu mam coś mieć? Obaj są utalentowani i dobrzy w tym co robią.
Chodzi o to Twe powody obronę gry aktorskiej Jacka, a ;-) oznacza, że powinieneś traktować to z przymrużeniem oka.
Nie mogę się zgodzić... Lśnienie Kubricka to wyższa półka i to praktycznie pod każdym względem. Naprawdę nie rozumiem takiej opinii, ale to potwierdza, że każdy swój gust ma i basta!:)