Mentalista

The Mentalist
2008 - 2015
7,7 65 tys. ocen
7,7 10 1 64785
6,7 6 krytyków
Mentalista
powrót do forum serialu Mentalista

Wątek Jisbonowy. :)

ocenił(a) serial na 10

Ponieważ nie moge odnaleźć w odmętach forum takiego tematu, to wrzucam, jako że ostatnio spotkałam się z ciekawą opinią na temat Jane'a i Lisbon.

Q: who do you think will admit feelings first jane or lisbon?
A: Jane. No doubt in my mind, it WILL be Jane who does it first.

Lisbon keeps things too close inside, and she isn’t going to want to embarrass herself. For Jane, if something were to happen to her, or she gets kidnapped or hurt, Jane isn’t going to waste that opportunity. I said this all along and will always say it…JANE LOVED LISBON BEFORE LISBON LOVED JANE, and that is how it will be revealed as well…Jane tells Lisbon first.

A co wy o tym sądzicie, moi Jisbonowcy? ; >

użytkownik usunięty
Lajonowa

ale kogo ta opinia?

użytkownik usunięty

podaj link do tego

ocenił(a) serial na 10

Z linkiem ciężko, to z konta na tumblrze wykopane. moge podać link do tumblra, dużo się tam takich rzeczy znajduje. :)
here: http://seewhatsinyourheart.tumblr.com/
and here: http://unloquacious.tumblr.com/

ocenił(a) serial na 10
Lajonowa

Sama opinia pochodzi z drugiego.

użytkownik usunięty
Lajonowa

Ja przed sezonem w zapowiedziach Bruno Heller mówił, że deklaracja miłości Jane do Lisbon odegra dużą rolę w tym sezonie.Ale o co chodziło dokładnie z tą deklaracją to nie wiem.

ocenił(a) serial na 10
Lajonowa

hmmm,
może poprostu Jane powie pierwszy bo jest facetem a raczej taki model wyznawania miłości jest wśród starszego pokolenia tj. pokolenia z zasadami jakie reprezentuje J i L
myślę, że to Lizbon się jako pierwsza zauroczyła Janem i ona ma w sobie takie zauroczenie, zakochanie a do Patricka dotrze od razu miłość, zrozumie to nagle bez tzw. takich motyli w brzuchu , poprostu bum :)
choć ja podtrzymuje, że to nie miłość w 100 % , to rozkwitające w nim/nich poczucie bezpieczeństwa, zaufanie, nadawanie na tych samych falach i wiele innych tzw wspólnych mianowników

ocenił(a) serial na 10
sun_luna

p.s zauroczenie Patricka dotyczyło innych kobiet w serialu
Kristina, Ericka, kobieta z jednych ze spraw dotyczących winnicy, i już bez przytaczania przykładu, niejedna z wdów, które PJ przesłuchiwał :)

użytkownik usunięty
sun_luna

Co ty mówisz Katarzyno to ma być prawdziwa Miłość, nie po tyle lat na to czekam:)

ocenił(a) serial na 5
Lajonowa

Jeśli zrobią z nich parę, to będzie jakieś minus sto punktów dla serialu. I w Castle, i w Bones, gdzie mamy do czynienia z konsultantami pomagającymi policji, główni bohaterowie są razem. To jest zbyt oczywiste i oklepane... Sto razy wolałabym, żeby kontynuowali wątek Grace i Waynea, jeśli tak koniecznie chcą mieć jakiś romans.

użytkownik usunięty
individuel

Wątek z Rigsby i Van pelt jest nudny, bo taki zwykły a co do TL i PJ ich relacje są bardziej skomplikowane, że aż tak ciekawe.

ocenił(a) serial na 10
individuel

dlatego nie zrobią z nich pary bo to już było
i zniszczyło by od razu wszystko to co pomiędzy PJ a TL zbudowali przez 5 sezonów
podtrzymuje swoje zdanie i nie wycofam go
oni parą nie będą
bo jak napisał Wojtek vel wertyrost :) to ich relacje są skomplikowane, za skomplikowane na związek, uczucie i miłość w najczystszej jego postaci ;-D

użytkownik usunięty
sun_luna

Nie zgadzam się z tobą Kasiu, co napisałaś-
Dlatego nie zrobią z nich pary bo to już było i zniszczyło by od razu wszystko to co pomiędzy PJ a TL zbudowali przez 5 sezonów!
Ja sądzę zupełnie na odwrót niż ty, jeśli ktoś nie chce tego dostrzec to tego nie dostrzeganie Katarzyno;)

ocenił(a) serial na 7

Moim zdaniem jakaś dynamika relacji PJ-TL na przestrzeni tych 5 sezonów jest jednak zauważalna i przyznam, że gdyby nie było jakiejś puenty to dla mnie byłoby to może nie rozczarowujące, ale zwyczajne niewiarygodne.

użytkownik usunięty
creep_

O ten wpis mi się bardziej podoba.Ostatnio widziałem wywiad z Robin na temat J/L w którym mówiła, że jakieś zakończenie musi być i jest planowane, ale nie wiedzą jeszcze jakie.
Oj Kaśka masz u mnie minusa;)

ocenił(a) serial na 10

dynamika jest owszem i to mega zaj..... porozumienie mega ogromne, ten sam mianowik? ten sam bez wątpliwości...
ale razem nie będą
tak czuje
nie wyzbędę się tego...
minus jest czy go nie będzie nie czuję tego i tyle
może dlatego, że nie chciałabym takiego zakończenia
mogę?
dziękuje ;-D

użytkownik usunięty
sun_luna

Każdy może mieć Katarzyno swoje zdanie na ten temat i jak na każdy inny.Czy dyskusja była by wtedy taka ciekawa, choćby jak nasza :)A ja przystaje przy swoim i podtrzymuje, że się mylisz;)

ocenił(a) serial na 10

;-D pewnie, że dzięki spornym zdaniom jest o wiele ciekawiej a dyskusja staje się produktywna
ja trzymam się swojego :)

ocenił(a) serial na 10
Lajonowa

Jaki śliczny wątek!
Mam nadzieję, że będziemy go uzupełniali o wrażenia z kolejnych odcinków związane z rozwojem sytuacji między Patrickiem a Teresą. :) I oby było dużo danych dla nas do pisania o tym!

Jeżeli chodzi o tytułowe zapytanie, to ja wiele, wiele razy próbowałam wyobrazić sobie jak ja widzę taką scenę (gdybym była scenarzystką serialu) i zauważałam ciekawe zjawisko: otóż na niektóre warianty tego, jak mogłoby dojść do takiego wyznania (oraz oczywiście pocałunku) moja wyobraźnia nie chciała się zgodzić i po prostu nie potrafiłam sobie takiej sceny wyobrazić, a na inne godziła się, co rozumiem tak, że prawdopodobnie mam gdzieś w podświadomości kompendium danych na temat Patricka i Lisbon z tych wszystkich dotychczasowych odcinków i ta podświadomość "wie" jakie rzeczy są między nimi prawdopodobne, a jakie nie są. No, ale to jest tylko moja podświadomość, więc pewnie zawiera jakieś też moje rzeczy i w związku z tym mogę się mylić i pewnie scenarzyści wymyślą to inaczej.

W każdym razie, mnie też wychodzi na to, że to raczej Patrick musiałby taką sytuację zainicjować i wyznać jej miłość, bo to on jest tą stroną "wymykającą się", to on ulegał fascynacjom wobec innych kobiet i wtedy emocjonalnie porzucał Lisbon, to on nie odpowiadał na pewne gesty Lisbon, w których ona wychodziła z siebie, żeby mu przekazać jak bardzo jest dla niej drogi i jak bardzo jej na nim zależy, a do tego to on zostawił ją na 6 miesięcy bez odpowiedzi i zapewne rozłączał się jak dzwoniła (po paru jej słowach lub od razu), czym zafundował jej doświadczenie naprawdę straszne (na youtube ktoś w komentarzu do odcinka 4x24 napisał, że "he dragged her through hell and back", z czym się zgadzam, bo wystarczy sobie wyobrazić jak byśmy się czuli na miejscu Lisbon, gdyby ktoś, kogo kochamy, z kim pracujemy codziennie od lat, ratujemy sobie życie i z kim tworzymy realną silną więź nagle przez 6 miesięcy nie odpowiada na nasze smsy, telefony, a zapewne też odbiera telefon, słucha naszego głosu przez 20 sekund i rozłącza się).

Do tego, Lisbon ma uwewnętrznione też wiele doświadczeń tego typu, że Patrick realizuje jakiś swój plan dotyczący innej kobiety i nie mówi o tym Lisbon, a ona doskonale czuje, że te wydarzenia, których sama jest po części świadkiem, mają podwójne dno, i że tym podwójnym dnem jest jakaś konspiracja Patricka z tą inną kobietą i najzwyklejsze niedopuszczanie do tego Lisbon i oszukiwanie jej (chodzi mi o sytuację z ułatwieniem ucieczki Hightower, cały odcinek 4x15 z Eriką oraz odcinki z Lorelei). Plus ten cały kontekst, że Lisbon nie wie co o nim myśleć, bo widzi, że jest zdolny do pójścia do łóżka z inną kobietą, pocałowania jej na przesłuchaniu, kiedy Lisbon słucha, a więc, przekaz dla Lisbon jest taki (czy Patrick tego chce czy nie): "Jestem wolny, mogę robić co chcę i wybierać takie kobiety, jakie chcę, a do Ciebie czuję po prostu innego rodzaju sympatię".

A więc, ona mu gdzieś w głębi duszy nie ufa. Dodatkowo, ma te swoje zaszłości z wcześniejszych lat życia i tym bardziej - tak jak to było dobrze pokazane w scenie z hipnotyzowaniem Lisbon - potrzebuje najpierw poczuć się bardzo bezpieczna i mieć wrażenie, że ma nad sytuacją kontrolę.

Kolejna rzecz, ja osobiście w Patricku wyczuwam taką cechę, którą (moim skromnym zdaniem) albo się ma albo się nie ma, bo albo się ją dostało we wczesnym życiu albo się jej nie dostało. I ta cecha jakoś człowieka w późniejszych kontekstach damsko-męskich chroni. Chodzi mi o to, że (tak jak to odbieram) Patrick wygląda mi na faceta, który we wczesnym dzieciństwie był rozpieszczany przez wiele kobiet. Niewiele wiemy o jego dzieciństwie, ale można domyślić się z serialu, że wcześnie stracił matkę, natomiast wychowywany był wśród tych ludzi ze środowiska cyrkowego, gdzie było wiele kobiet i na pewno prześcigały się w matkowaniu mu i zachwycaniu się nim, tym bardziej, że współczuły mu straty matki i chciały mu okazać jak najwięcej miłości i ciepła. Oczywiście, jest to coś, na co on nie miał wpływu, ale to jakoś zmienia człowieka. Dlatego dorosły Patrick wygląda mi na mężczyznę, który ma w sobie bardzo silne, uwewnętrznione poczucie, że jest wspaniały i wart miłości, i że jest to oczywiste, że kobiety odpowiadają na jego urok osobisty, i że, jeśli zechce, to praktycznie każdą może tak pokierować tak, żeby zakochała się w nim (wzrastając wśród wielu kobiet na pewno przyswoił sobie ogrom wiedzy o tym jak można nimi manipulować, na co są wrażliwe i tak dalej plus ma te swoje zdolności). Do tego nie mamy danych, że jakakolwiek kobieta go odrzuciła. Żona była w nim zakochana, potem niestety zmarła i odtąd Patrick dostawał też od innych kobiet dowody na to, że podoba się, i że gdyby zechciał, to każda by chciała z nim być. To go w ogromnej mierze chroni i daje mu przewagę w razie ewentualnej porażki typu, że gdyby wyznał miłość Lisbon, a ona go odrzuciła. Myślę, że szybciej pozbierałby się po tym niż w analogicznej sytuacji Lisbon (wyznająca mu miłość i odrzucona).

A więc, wychodzi mi na to, że jednak to Patrick musiałby najpierw przez jakiś czas wytwarzać sytuację, w której dałby w dłuuuugim kawałku dowody na to, że Lisbon może czuć się przy nim bezpiecznie, i że to ona jest dla niego najważniejsza, a nie inne kobiety i potem to on musiałby zrobić ten pierwszy krok, przy czym zapewne w pierwszym odruchu Lisbon instynktownie by to starała się obrócić w żart lub w inny sposób wycofać, a on musiałby wtedy ją jakoś (dosłownie lub w przenośni) przytrzymać i patrzeć jej mocno w oczy i przekonać ją, że jednak ją kocha, i że to jest 100% prawdy. Na pewno musiałby też znaleźć odpowiednie słowa i to szybko, bo nie chodzi o jakąś długą tyradę, tylko o takie szybkie i celne słowa, z których wynikałoby, że ją kocha nad życie, i że tylko ona się dla niego liczy. Druga rzecz, możliwe, że mógłby też dla większego efektu zdjąć tę obrączkę, tak żeby Lisbon sama zauważyła jej brak i zdziwiła się i bardziej uwierzyła w te słowa.

Myślę sobie też, że możliwy jest też drugi, lżejszy wariant takiego wyznania i takiej sytuacji, ale również po pewnym czasie budowania zaufania i poczucia bezpieczeństwa u Lisbon. Mogłaby to być taka sytuacja nieformalna, w której byliby oboje trochę na luzie (podobnie jak w tej scenie ich tańca z 2 sezonu) i Patrick po prostu zadziałałby jakoś tak kreatywnie i oboje poddaliby się chwili, ponieważ wyczytaliby nawzajem ze swoich oczu (ależ to brzmi!), że po prostu to jest "ten moment" i po obu stronach byłaby pełna zgoda, żeby za tym impulsem iść. Na przykład, mogliby prowadzić jakąś sprawę nad morzem i po godzinach wieczorem pójść sobie na plażę pochodzić i potem by tak zwyczajnie usiedli na piasku, rozmawiali (jak znam życie, Patrick by się położył na tym piasku i patrzył na niebo, to Lisbon musiałaby też jakoś oprzeć się na łokciu chociaż, żeby z nim rozmawiać ;) ) i jakoś tak byłoby im fajnie wtedy i zadziałałoby to wszystko, co pisałam wyżej i Patrick by ten moment zgrabnie wykorzystał, jak to on potrafi.

Trzecim wariantem wydaje mi się taki wariant, że na przykład mogłaby zadziałać podświadomość ich obojga, na przykład siedzieliby gdzieś na sofie czekając na coś w nieskończoność w związku z rozwiązywaną sprawą (w biurze czy w jakimś motelu, który czasem jest sceną "działań operacyjnych") i strasznie by to długo trwało, więc Lisbon by zasnęła i okazałoby się, że obudziła się oparta o Patricka i jakby się obudziła, to by zobaczyła, że on na nią tak jakoś szczególnie patrzy, albo że on też śpi, i że podświadomość ich obojga jakoś tak ich naturalnie nakierowała na ten kontakt i potem to by już jakoś poszło, że spojrzeliby na siebie i zobaczyli się bez tych mechanizmów ochronnych, które zawsze mają w swoich interakcjach i mogliby sobie tę miłość wyznać i pocałować się, no i oczywiście nadal czekać na ten sygnał o prowadzonej sprawie, a dalsze ich losy to już by się rozstrzygały później.

Oczywiście na pewno jest możliwych milion wariantów (zapewne scenarzyści nie pójdą w stronę tego, co pisałam), między innymi na pewno dużo jest możliwości wykorzystania na to wyznanie sytuacji związanej z jakimś niebezpieczeństwem czy ratowaniem życia itp., natomiast mnie wydaje się, że tak czy inaczej do takiej sytuacji musiałoby doprowadzić najpierw zbudowanie przez Patricka u Lisbon poczucia bezpieczeństwa i zaufania.

Sytuację, w której to Lisbon wyznaje Patrickowi miłość widziałabym tylko tak, że ona musiałaby w jakimś momencie WIEDZIEĆ (tzn. jakoś tak empirycznie, po kobiecemu odczuć i mieć 100% pewności), że on ją kocha i wtedy by ten krok zrobiła już "na pewniaka". Ale to pewnie mogłoby nastąpić za jakiś dłuższy czas.

Co do tego czy taki obrót sprawy (wyznanie miłości, bycie razem) zepsułby serial czy nie, to ja nie oglądałam tych innych seriali, więc nie wiem jak to wygląda i czy serial wtedy coś traci na jakości, natomiast tutaj to mnie wydaje się, że za dużo zostało zbudowanego w widzach poczucia, że ci dwoje mają się ku sobie, kochają się i czują do siebie też pociąg fizyczny, żeby scenarzyści mieli nic z tym nie zrobić. Myślę, że już nie mają wyjścia. :))) Może faktycznie takie wyznanie i jakaś większa bliskość między nimi to dobrze wypadłaby na koniec serialu...

Trudno mi powiedzieć czy to dobry pomysł, żeby tak na sam koniec serialu, ale gdyby tak było, to na pewno nie chciałabym do tego czasu więcej kobiet nie tyle "wokół Patricka", co "z Patrickiem". Wokół to niech sobie może i krążą i niech krążą też faceci wokół Lisbon, ale niech nie będzie już powtórki z Lorelei, Eriki i tych wszystkich, co to rzucały się na niego itp. Taki jest mój skromny postulat do scenarzystów...

ocenił(a) serial na 10
nastasja_filipovna

A w ogóle to byłam na "Annie Kareninie" parę dni temu, stąd może to moje jeszcze większe pragnienie, żeby zobaczyć jakieś piękne sceny Jisbonowe... :)

użytkownik usunięty
nastasja_filipovna

Myślę, że po tym odcinku wróciło zaufanie Jane do Lisbon Aniu:)

ocenił(a) serial na 10

Wojtku, tak też myślę. :)
Oby jej jeszcze więcej ufał i oby wspólnie realizowali plan schwytania Red Johna, do którego teraz wszystko zmierza.

Wprawdzie Lisbon nie jest za dobra w udawaniu i w przypadku poprzedniego planu (tego z akcją, w której zginął Wainwright) wygadała się Waingwrightowi, że "to nie jest tak jak myślisz", co spowodowało lawinę wydarzeń i zniweczyło ten plan (tzn. Wainwright powiedział to agentce Darcy, ona komuś z FBI, a przyjaciel RJ z FBI powiedział Red Johnowi), ale muszę przyznać, że w tamtej rozmowie z Wainwrightem było jej naprawdę niezwykle trudno i nie dziwię się jej, że powiedziała te słowa. Mam też nadzieję, że ta jej wpadka, tak brzemienna w skutkach, nie spowoduje tego, że przy następnej akcji Patrick nie będzie jej wtajemniczał, tylko że jakoś pomoże jej tak działać, żeby nie wygadała się i będzie jej ufał. W sumie Lisbon i tak bardzo wyrabia się i coraz lepiej jej idą takie pokrętne działania i zachowywanie pokerowej twarzy, więc może przy następnej akcji będzie już lepiej. :)

ocenił(a) serial na 10
nastasja_filipovna

Osz wy pomioty szatańskie, przez was sesję olewam o biegnę za odcinkiem! Jesteście STRASZNIE... kochane. :) A temat - koniecznie na bieżąco z odcinkami, żeby nie zaśmiecac wątków odcinkowych, o!

ocenił(a) serial na 10
Lajonowa

Jak miło i powodzenia na sesji!

ocenił(a) serial na 10
nastasja_filipovna

Cóż, od dziś mam spokój, przynajmniej prowizoryczny, jako że sesja już mi się skończyła. :)
Co do Jisbon w "Red Barn" - byli absolutnie LOVELY. Każda scena. Mina Lisbon, kiedy oświadczyła Jane'owi, że idzie na lunch z Haffnerem zasługuje na Oscara. :D Jane trawi rzecz z zamyśloną twarzą, a potem robi coś dziwnego - przytula, zapewne w ironicznym sensie, Coopera (dobrze mówię? On to?). I w drzwiach kawiarni, i na swoim strychu. Uroczy są jak nie wiem! I na pewno coś między nimi jest i mam wrażenie, że od następnego odcinka się rozkręci.
Btw, Lisbon ma prześliczny płaszcz. :)

ocenił(a) serial na 10
Lajonowa

Karolino, zgadzam się całkowicie, że w tym odcinku (5x13) Jisbon is back! :)))

Wróciła ta czułość i przyciąganie ze strony Patricka wobec Lisbon, a też i ta jego pogoda ducha, jak zauważyłaś.

Muszę raz jeszcze obejrzeć ten odcinek i przyjrzeć się tym minom i gestom, co piszesz.

Na razie wczoraj w nocy obejrzałam ze sto razy na youbute tę finałową scenę, w której Patrick wpuszcza Lisbon na strych. Po prostu nie umiem wypowiedzieć, jak pięknie to wszystko razem wygląda, jak ją tak bierze za rękę i wciąga przez te drzwi i mówi do niej szeptem, żeby weszła, z czułością, ale też i z energią i tak zwyczajnie jednocześnie.

Myślę, że mamy już odpowiedź na to jak mogłaby wyglądać ta scena "wyznania uczuć" czy pocałunku między nimi. To naprawdę jest AŻ takie proste - wystarczy, że Patrick najzwyczajniej w świecie zrobiłby to, co w drzwiach na ten strych plus pocałowałby Lisbon i wszystko byłoby dla nich obojga jasne, Lisbon na pewno by go nie odtrąciła. Dostaliśmy zatem taki prezent od scenarzystów. :)

Strych nie wydał mi się przemeblowany, tylko po prostu Patrick dodał tam tę wielką tablicę z korka, na której zrobił swoją gazetkę ścienną, a tak to wszystko po staremu (miałam takie wrażenie). Chyba jak Patrick siedzi na tym krześle, to po jego lewej stronie za plecami stoi jakaś dość nieciekawa butla gazowa. Mnie tylko było szkoda trochę, że nie podał od razu krzesła Lisbon (ale pewnie pasowało im to do ujęcia, żeby on siedział, a ona stała przy tej tablicy).

Płaszczyk Lisbon bardzo piękny, też miałam o nim napisać. :)

Cieszę się, że już po sesji, teraz w pełni zasłużony odpoczynek!

ocenił(a) serial na 10
nastasja_filipovna

PS. Pomyliłam strony - ta butla to stoi po Patricka prawej stronie, a dla widza lewej. Nie jest to chyba zbyt istotne.

Chodziło mi o to, że na tym strychu (na mój gust) nadal zagracone, czyli Patrick jednak dalej żyje obsesją na temat Red Johna i nie ma głowy do urządzania swojego locum. No, ale kiełkuje w nim to uczucie do Lisbon, bo może i będzie to miało przełożenie na jakieś przemeblowanie - takie odzwierciedlenie nowego stanu ducha. :)

Spiskowcy z youtube są zdania, że Patrick ma tam ukrytą tę starą sofę z gabinetu Lisbon pachnącą jej perfumami. ;) Niestety te ujęcia strychowe nie bardzo pozwalają nam rozejrzeć się i ewentualnie to potwierdzić.

Nie wiem czy pamiętacie, że Patrick ma oprócz tego strychu wynajęty pokój w motelu (ale nie ten w Las Vegas nr 203, w którym spotkał się z Lorelei, tylko w Sacramento lub okolicy, nr 13). Ten pokój pokazany był w odc. 3x24, tym z bombą oraz zabiciem fałszywego Red Johna. Otóż, jest scena, w której Patrick tam jedzie i odwiedza go tam Hightower i Patrick prosi ją, żeby dała mu 48 godzin zanim odda się w ręce policji. W pokoju są książki itp., więc wygląda na to, że Patrick tam czasem przebywa.

W odcinku 5x08, kiedy Patrick jest niby porwany przez Lorelei, Lisbon poleca, żeby Cho i Rigsby sprawdzili jego pokój w motelu, czyli chodzi pewnie o ten pokój z odcinka z Hightower, stąd wniosek, że Patrick wciąż go ma, a Lisbon też wie o tym pokoju. Myślę więc, że Patrick nie mieszka wyłącznie na strychu, tylko od czasu do czasu potrzebuje jakiegoś komfortu i normalności i jedzie do tego pokoju w motelu. Szkoda, że nie zaprosił tam jeszcze Lisbon (a przynajmniej nie widzieliśmy tego).

użytkownik usunięty
Lajonowa

Szczerze to nie wiem co tu jeszcze można dopisać;)
Przyznam, że nie złą dyskusję sobie urządziły Nastasja(Ania) i Cairns(?Muszę się dowiedzieć jak mana imię;) czytałem z zaciekawieniem.
Karolino twoja wypowiedz mi się bardzo podobała i zgadzam się z tobą co do szczegółu.
Mnie też bardzo się podobała mina Patricka jak Haffner dzwonił do Teresy a Jane fanie nachylał ucho a potem kiedy mu Tereska odpowiedziała to miał taką fajną minę, minę zaniepokojenia.Zwłaszcza Teresa była w tej scenie taka słodka jak odpowiada do Patricka że chodzi tu tylko lunch miała taką fajną minę, że nie wiem jak jej nie można kochać.
To samo tyczy się Jak Teresa przewracała oczami przy striptizerze ma cudną buzię:)Patrick w barze tak samo się nie naturalnie zachowywał, nie wiem co znaczyło to co powiedział Jane tak do siebie przy tym jak Teresa zbliżała się do twarzy leżącego na ziemi mężczyzny, powiedział ''o rany,,ale o co mu chodziło?Może o to że przewidział co się stanie i Teresa dostanie buziaka;)Najbardziej podobała mi się scena w tym odcinku wtedy, gdy Patrick puszcza Teresę do komnaty tajemnic po tym jak powiedział do niej ''wejdź partnerko,, wiedziałem że zaufanie wróciło i liczę na dalszy rozwój między nimi;)
Teresa wyglądała cudownie jak zawszę i powalała mnie swym blaskiem!:)Patrick otwórz oczy(ale rozumiem, że Patrick jest zaślepiony zemstą przez RJ, więc dam mu czas)bo sam wejdę do świata Mentalisty i się tym zajmę;)

nastasja_filipovna

Ech, nareszcie jakaś solidna i dogłębna myśl. Można coś sobie przeczytać oprócz: "a mi się serial podobał/nie podobał";) Niestety mam dość odmienne zdanie. Choć może "stety" bo byłoby nudno na świecie.

Zgodzę się co do sedna tego co napisałaś, mianowicie że to Jane powinien być stroną która wyzna swoje uczucie, o ile oczywiście do tego dojdzie (moje idealne scenariusze tego są dalej). Natomiast nie zgodzę się z niektórymi argumentami i spostrzeżeniami co do postaci. Po prostu odebrałam to inaczej. Od razu napiszę, że jeszcze nie obejrzałam ostatniego odcinka, ale też nie odnosisz się tylko do niego i wątpię, żeby aż tak mi on zmienił światopogląd.

Otóż PJ według mnie nie jest tak płytką postacią jak uważasz. Nie wydaje mi się żeby kiedykolwiek "emocjonalnie porzucił" Lisbon, a przynajmniej nie od chwili kiedy zaczął ją podziwiać (i wkrótce też ufać). Bo to że ją podziwia jest dla mnie pewne.

Na początku (tzn. przed śmiercią żony i córki) wydawał się typem lekkoducha, który z łatwością wykorzystuje ludzi i sprawia mu to przyjemność. Wydaje mi się też, że głęboko tymi ludźmi gardził. On nie chciał im pomóc w żaden sposób, on chciał ich oszukać i wyłudzić pieniądze bo byli na tyle naiwni żeby mu uwierzyć. Był przy tym bardzo pewnym siebie, przy bliższym przyjrzeniu się, obrzydliwym typem.

W chwili gdy wydarzyła się ta tragedia przechodzi gwałtowną przemianę (uwielbiam bohaterów dynamicznych!). Być może kochał swoją żonę (nie przypominam sobie odcinka o niej więc nie oceniam) i z pewnością kochał córkę. Red John zabrał mu wszystko co cenił w osobie żony i córki, ale też pewność siebie i świadomość bycia najlepszym, nie tyle uraził co złamał jego ambicję. Mówiąc krótko, pokazał mu jaki był głupi, naiwny i że niczym nie różni się od innych ludzi, że nie jest wiele wart. Połączył to z wielkim okrucieństwem, w ten sposób dorzucając PJ ogromne poczucie winy, ponieważ stało się to przez niego.

Z tych powodów PJ tak mocno pała żądzą zemsty i nie może się pogodzić z tym co się stało. Jest to ostatni cel w życiu jaki sobie wyznaczył. Jego nienawiść rośnie tym bardziej im pełniej dostrzega podobieństwa między sobą a RJ.

Od tego momentu PJ to chodzący smutek (odcinek jak się poznał z Lisbon), ale też osoba, która teraz dla odmiany głęboko gardzi sobą (na pewno nie czuje się "wart miłości") i próbuje naprawić choć część zła przez różne dobre uczynki (oddaje matce synka itp.).

Chociaż cały czas się uśmiecha i czasem wydaje się być w figlarnym nastroju to ja osobiście nie czuję w nim prawie wcale radości. Przybrał taką maskę we wczesnej młodości i utrzymuje ją cały czas, także sam już nie wie co jest prawdą. Tylko kiedy mowa o RJ czasem ta maska spada i ujawnia jakieś prawdziwe emocje. Jak dla mnie on jest mocno chłodnym i cynicznym typem, jedynie na ogół dobrze to ukrywa. Jest też osobą inteligentną, ma poczucie humoru i mimo wszystko da się lubić, ale jeśli była w nim jakaś prawdziwa radość to dawno zgasła.

Przez długi czas również nie ufał Lisbon. Robił wszystko po swojemu, nie licząc się z nią (po trupach do celu), ale to się zaczęło zmieniać kiedy zaczął ją podziwiać. Swoją drogą łatwo o sympatię dla tej postaci: jest uczciwa i szlachetna, ale kiedy trzeba nagina zasady (scena gdy uwalnia dziewczynkę już prawie przed oddaniem jej do poprawczaka - w takich momentach widzę wyraźnie ten podziw u Jane'a), troskliwa i opiekuńcza wobec podwładnych (i Jane'a też), potrafi postawić na swoim, ale wysłucha racjonalnych argumentów, jest spostrzegawcza i inteligentna, potrafi przejrzeć różne gierki, białe jest dla niej białe, a czarne jest czarne - potrafi to rozsądzić, krótko mówiąc osoba z zasadami, nie ujawnia swoich uczuć (nieufna), ale jest ciepła wobec tych, których obdarzy zaufaniem lub się nimi zaopiekuje. Według mnie to z tego wszystkiego wziął się podziw Jane'a wobec Lisbon (on był i w pewnej mierze ciągle jest całkowicie inny) i dlatego, że przekonał się empirycznie jaką jest osobą, zaczął jej ufać.

Niebagatelne znaczenie ma także to, że ona bardzo głęboko ufa jemu. I tutaj nie zgadzam się z Twoim argumentem, że w ich relacji nie ma zaufania. Tam jest bardzo głębokie zaufanie, takie którego próżno szukać gdzie indziej (a już na pewno nie w życiu). Dla mnie coś podobnego było w "Z archiwum X" - chociaż tak różni od siebie, potrafili się uzupełnić i działać jak jedna osoba. Z czasem przejmowali od siebie coraz więcej cech, uczyli nawzajem i niejako upodabniali.

Jest jeszcze sprawa Lorelei. On pocałunkiem wcale nie pokazał, że jest wolny i wybiera sobie kogo chce, ale moim zdaniem on pokazał, że Lorelei nic dla niego nie znaczy poza tym, że dzięki niej dotrze do RJ. Kiedy ją pocałował przed Lisbon i przy tym powiedział co powiedział, chciał pokazać jednej że ją złamie za wszelką cenę, a drugiej że to jest tylko środek do celu (zawsze mówił Lisbon, że dla schwytania RJ zrobi wszystko i przypominam, że dla niej tego nie zrobił jak zastrzelił takiego jednego mężczyznę w jej obronie). Lisbon według mnie nie była urażona, ale raczej zaskoczona - kilka razy ją zaskakiwało jak ujawniał swój cynizm i to był jeden z nich, bo ona trochę też wierzy w jego maskę (nie do końca go przejrzała, albo też wierzy w niego - nie wiem).

To prawda, że jej nie mówi wszystkiego, ale o ile wcześniej wynikało to z braku zaufania, to w miarę rozwoju sytuacji stara się w ten sposób ją chronić, ponieważ wie, że ona by mu pomogła, a wtedy miałaby kłopoty. Ze wszystkich kobiet jakie były w serialu, nieważne jak intymne relacje się z tym wiązały, właśnie najbliżej jest z TL, gdyż się z nią przyjaźni (gdy miał amnezję jaki był zaskoczony, że jej powiedział o swoim wewnętrznym labiryncie, a ona skwitowała że są przyjaciółmi).

Nie jest też tak, że jak on wyzna jej swoje uczucie, a ona z jakiegoś powodu go nie zaakceptuje to PJ przejdzie nad tym do porządku dziennego jakby nic się nie stało. Ona jest ostatnią nicią jaka go trzyma z życiem po tym jak już uda mu się schwytać/zabić RJ. Wiele razy wyciągała go z tzw. "dołka", nawet dość szorstko, kiedy kazała mu się brać do pracy, a on ulegał. Liczę że jak zakończy swoją vendettę i nic mu nie zostanie w życiu do zrobienia to właśnie ona zmusi go do tego żeby żył dalej.

Lisbon natomiast nie wyzna mu nic pierwsza, bo jest w jej postaci jakaś szlachetność. Ona głęboko szanuje i jego, i to co on chce zrobić, dlatego nie wyjdzie z tym pierwsza (chyba że byłaby jakaś sytuacja, że on nie chce żyć dalej - mogłaby zagrać tą kartą). Mi się wydaje, że ona traktuje to nie tyle z perspektywy własnej nieśmiałości, co byłoby to według niej zagranie nie fair, wtedy kiedy najważniejsza dla niego sprawa wciąż jest niezałatwiona. W ten sposób uwłaczyłaby pamięci jego żony i córki, a sama ma trochę takie "żołnierskie" poczucie sprawiedliwości i tego co słuszne. Będzie mu oparciem niezależnie od sytuacji, nie tyle z powodu miłości i porywów serca, ile dlatego że taka już jest.

Scen takich jak opisałaś, że powinno być coś romantycznego w ich relacjach (plaża, ratowanie życia itp.), uważam że nie zabraknie, ale do samego końca serialu nie postawią kropki nad i (a przynajmniej do schwytania RJ, co się chyba łączy bo o czym byłby serial?). Co do scenariuszy, moja podświadomość dopuszcza dwie możliwości zakończenia wątku romantycznego:

a) śmierci Jane'a, który wcześniej powiedział Lisbon o wszystkim, ewentualnie Jane dostaje dożywocie za zabójstwo i każe jej o sobie zapomnieć (ale tego nie chciałabym i nie rozwijam tematu);

b) scena ostatecznego jakby "sparowania" będzie dość symboliczna, np. Jane zdejmie obrączkę z palca, spojrzy na swoją wybrankę (TL) i coś powie, ona odpowie i w zasadzie koniec. Oczywiście rzecz wydarzy się dopiero po schwytaniu/zabiciu Red Johna.

Trochę za długa ta moja wypowiedź, ale zwykle się nie wypowiadam i mam nadzieję, że zostanie wybaczone. Przyznaję, że wystawiłam laurkę głównym bohaterom, ale dla mnie ich relacja to nie jest zwykle love story, gdzie jakiś "bawidamek" zakochuje się w miłej pani i zmienia życie, tylko jest tu coś dużo bardziej złożonego i mrocznego.

ocenił(a) serial na 10
Cairns

chyba znalazłam na swój sposób bratnią duszę
tzn nie jest taka pozytywnie nastawiona...
widzę drugie dno...
....

sun_luna

To znaczy? Jakie?

ocenił(a) serial na 10
Cairns

mam przepisać wszystko powyżej?
nie ma sprawy...
tyle tylko, że powtórze to co Cains napisał :)

sun_luna

To się nie zrozumiałyśmy:) myślałam, że chcesz jeszcze coś dopowiedzieć przez to "drugie dno".

ocenił(a) serial na 10
Cairns

Carins, strasznie mi się podoba Twoja charakterystyka Lisbon i Patricka oraz cała analiza!

Generalnie, jak czytam, to zgadzam się prawie ze wszystkim (albo wręcz ze wszystkim, bo rzeczywiście serial pozwala na taką interpretację, jak Twoja, tzn. taką trochę za akcentem na te mroczne sprawy), przy czym pewne cechy tych postaci jakby i ja czułam wewnętrznie i uświadomiłam je sobie bardziej wyraziście dopiero jak je nazwałaś (np. tę "żołnierską" szlachetność Lisbon, to złamanie ambicji czy wręcz godności Patricka przez Red Johna, a co za tym idzie tę pogardę dla siebie, którą Patrick odczuwa i in.). A więc, owszem, to wszystko tam jest, tak uważam.

Ja tych postaci nie traktuję (choć może to tak wygląda w moich egzaltowanych wpisach :) ) jakoś powierzchownie i mam wrażenie, że sporo rozumiem z tych skomplikowanych rzeczy, które się dzieją między nimi.

Mam tylko kłopot z tym, że jak oglądam niektóre odcinki, to widzę naocznie, że obok tych głębokich i poważnych rzeczy, o których napisałaś (łącznie z tym podziwem i zaufaniem do Lisbon, chęcią chronienia jej przez Patricka itp.), współistnieją takie jego zachowania (w kontekście innych kobiet zwłaszcza!), które są kompletnie (według mnie) nieusprawiedliwione żadną strategią i żadnym wyższym dobrem i niepotrzebnie raniące dla Lisbon, a wynikają po prostu z takiej strony Patricka, w której manifestuje się jego własna wola ("jestem wolny, nic nie obiecywałem Lisbon, to mogę pocałować Erikę") względnie, jeżeli tak wolimy, nie wola, a jakieś przyciąganie, pragnienie odpowiedzenia na to, że jakaś atrakcyjna* kobieta okazuje mu, że go pragnie i on może z tego skorzystać i ślepo za tym idzie.

Tutaj wyznam, że być może dochodzą do głosu pewne moje własne doświadczenia życiowe (niezbyt miłe) i jestem w stanie przyjąć, że być może one mnie w danej chwili zaślepiają, tym bardziej - od razu chcę podkreślić - NAPRAWDĘ NIESAMOWICIE CENNE są dla mnie spostrzeżenia ludzi z forum Mentalisty, bo one wnoszą mi czasem inną zupełnie perspektywę i skłaniają do refleksji też nad sobą i nad tymi moimi "demonami".

A więc nie wiem czy to są moje emocje "z życia wzięte" czy obiektywny w miarę odbiór, ale nic nie mogę poradzić na to, że kiedy widzę Patricka, który całuje Erikę (a wcale nie musi i nie ma to nic wspólnego ze schwytaniem Red Johna) albo który na przesłuchaniu przy Lisbon całuje Lorelei we włosy i kładzie jej ręce na ramionach, a potem przesuwa je takim intymnym gestem bliżej jej twarzy i nie patrząc na Lisbon odchodzi albo jak całuje Lorelei w usta (dość długo), kiedy wie, że Lisbon na pewno słucha tego na słuchawkach oraz jak widzę go w innych podobnych scenach, to czuję, że to nie jest NAPRAWDĘ umotywowane żadną wyższą strategią i nic nie wnosi do sprawy, i że mógłby te wszystkie sytuacje rozwiązać inaczej, gdyby naprawdę to Lisbon była dla niego najważniejsza. Nie mówiąc już o tym, że gdyby naprawdę kochał i szanował Lisbon i byłaby dla niego "numer jeden", to by nie szedł z Lorelei do łóżka (nie wiem, nawet ściemniłby, że jest impotentem czy coś , czemu nie), nie całowałby Eriki i nie zachowywałby się w całym tym odcinku z Eriką tak okrutnie dla Lisbon (dla mnie całe jego zachowanie w tym odcinku wobec Lisbon jest straszne i Lisbon nie zasłużyła na to, ostatnia rozmowa też jest bardzo przykra dla niej i widać jak Patrick kompletnie wyizolował się, coś na kształt tego: "ja i Erika mamy swoje sprawy"). Tak więc, trudno mi w takich chwilach uwierzyć, że Lisbon jest dla niego numerem 1, i że ją kocha/ szanuje/ podziwia/ nie chce zranić itp. Nie mówiąc już o tym czasie rozłąki na pół roku, kiedy do niego setki razy dzwoniła i błagała "Porozmawiaj ze mną", a on rozłączał się (to są własne słowa Lisbon).

Po prostu to jakoś mi nie leży w kontekście tego szacunku, co pisałaś, chociaż bardzo jestem nadal "zakochana" w Patricku i z radością witam te malutkie zmiany w ostatnich odcinkach 5 sezonu, kiedy wydaje on się doceniać Lisbon.

Co do mojego "zakochania" w Patricku, to ja niestety widzę w tym też ten swój osobisty rys (z przeszłości, kiedy miałam związek), że nie dziwi mnie coś takiego, że mężczyzna zachowuje się wobec kobiety niefajnie, a nadal się go kocha i czeka się nie wiadomo na co (tzn. pewnie na to, że przejrzy na oczy, doceni i już "będzie dobrze" itp.). Oczywiście nie jest to pewnie zdrowa postawa i naprawdę warto wyciągać się z niej za uszy i mieć jakąś godność itp., ale jak patrzę na serial, to mimo wszystko Patrick ma mnie na jakiejś uwięzi i cieszą mnie te jego przemiany wobec Lisbon i chciałabym tego happy endu między nimi...

No, ale trzeba chyba uznać fakty, że kiedy Patrick zachowywał się źle wobec Lisbon, to się zachowywał.

Te scenariusze zakończeń Jisbonowych są ciekawe bardzo, tylko - tak jak i Ty - nie chciałabym tego pierwszego wariantu, takiego smutnego (Patrick umiera lub idzie do więzienia na dożywocie lub - niestety w Kaliforni jest ta opcja - na karę śmierci), natomiast drugie, symboliczne, jest fajne, tylko mnie (subiektywnie) brakuje w nim jakiegoś fizycznego dopełnienia - przytulenia się, pocałunku, w którym trochę by puściły tamy tych skrywanych tyle czasu uczuć między nimi. Moim zdaniem, jest w tym jakaś naturalna logika, bo oni cały czas oni pilnują się i stawiają te tamy, ileś lat, więc, jakby doszło do takiego wyznania i spojrzenia sobie w oczy, to pewnie ich ciała by same, bezwiednie dążyły do jakiegoś kontaktu, niejako na autopilocie. ;)

Oczywiście, zgadzam się, że po schwytaniu Red Johna.

Jeszcze o tym poczuciu wartości Jane'a, to ja myślę, że on jednak w dzieciństwie dostał tę dużą dawkę dobrych emocji i to jakoś w nim jest cały czas, tak jak w każdym człowieku, na całe życie i odzywa się i pomaga mu, mimo tych zakłóceń Redjohnowych.

Niestety, uświadomiłam też sobie, że jeżeli stracił matkę - nawet jako niemowlę - to to też się w nim jakoś "nagrało" i też się odzywa w podświadomości, choć on może nie zdawać sobie z tego sprawy (jakiś smutek, strach przed opuszczeniem przez najbliższą osobę), więc jest to też jakaś głęboka przeszkoda u niego przy wchodzeniu w związki. Z tą matką może wiązać się też to, że Patrick czasem mówi (wiele razy), że lubi jak kobieta jest wobec niego stanowcza, stawia mu jakieś granice. Myślę, że on podświadomie tęskni za taką postacią matki, która go i kocha i postawi mu granice, a granice dają dziecku poczucie bezpieczeństwa. Dlatego może on tych granic, w jakiś sposób szuka i podświadomie cieszy się, że czasem Lisbon mu je postawi.

W ogóle obydwoje są bardzo ciekawymi postaciami i mają bardzo dużo spraw z dzieciństwa, które się za nimi ciągną, a nie tylko z dzieciństwa, a też z dalszego życia.

Ja też się rozpisałam, niestety, przepraszam, chcę powiedzieć raz jeszcze, że ciekawie mi się czytało ten wpis. I Sun-Luny także. :)

* słowo "atrakcyjna" jest tu dość umowne, bo w tej liczbie zawarłam też okropną Kristinę Frye, no ale w serialu uchodziła za atrakcyjną. :(((

nastasja_filipovna

Według mnie Lisbon nie jest dla niego numerem jeden i nie może być. Numerem jeden jest złapanie RJ i dla zrealizowania tego celu nie cofnie się przed niczym (prawie przed niczym - pewnie nie zabiłby), wykorzysta każdą dostępną metodę, będzie bezwzględny. Będzie kłamał, kręcił, udawał, grał własnym ciałem, nawet zniszczy komuś życie, już nie mówię, że własne też, żeby tylko osiągnąć to co chce.

To że się nie odzywał pół roku było podyktowane tylko tym, że chciał być wiarygodny w oczach RJ, nic nie mogło pójść nie tak. Takie sprawy nie mają nic wspólnego z zaufaniem. Tajemnica jest tajemnicą kiedy zostawisz ją dla siebie, a w tym przypadku kiedy każdy jego krok był monitorowany nie mógł pozwolić sobie na luksus podzielenia się nią. Jest jeszcze sprawa reakcji - gdyby TL nie panikowała, RJ nie odezwałby się, a tak wszystko wypadło bardzo wiarygodnie.

Nigdy nie chciałam złapać seryjnego zabójcy, ale rozumiem, że można mieć cel który przesłania wszystkie inne i to wcale nie znaczy, że tego innego się nie ceni. Przypuszczam, że można to przyrównać do jakiejś pasji (tutaj obsesji?), której się oddajesz całkowicie, ale to jeszcze nie wyklucza, że masz też inne wartości.

Co do innych kobiet (Erika, była też taka pani, której RJ zniszczył mózg, Lorelei nie biorę w rachubę z powodów podanych wyżej) - szacunek, podziw i przyjaźń wobec jednej osoby, nie sprawia że nie dostrzegasz aspektu cielesnego w innych. Sądzę, że sprawa "zakochania" w TL do niedawna nie była uświadamiana sobie przez Jane'a (trudno powiedzieć czy on w ogóle kiedyś kochał w ten sposób - nic nie wiemy o jego żonie).

To że Lisbon go kocha i wykroczyło to poza zwykłą zaborczość wobec przyjaciół, wiemy już od jakiegoś czasu (było widać pewne oznaki), ale tego że PJ kocha ją to tego nie było wcale czuć. Wszystko to raczej pobożne życzenia fanów i schemat w jaki się wpisują seriale. Był szacunek i zaufanie, ale nie miłość (czy kochasz romantycznie wszystkich, których szanujesz, podziwiasz i im ufasz? Np. nauczyciela z podstawówki?). Według mnie to się zaczęło zmieniać kiedy jej o tym powiedział przed wystrzałem (chyba sam był zaskoczony i dlatego później się wyłgał). Wtedy to do niego zaczęło docierać (z podkreśleniem na zaczęło).

Dlatego tak się zdenerwowałam i byłam zdezorientowana jak się zaczął spotykać z Lorelei, ale właśnie ostatni pocałunek, ten w głowę zupełnie mnie przekonał, że nie ma czego się bać. To była tylko gra.

Jest jeszcze sprawa czy on się podda tej fascynacji TL. Prawdopodobnie nie jest to dla niego zbyt łatwe. Jeśli te uczucia są głębokie to może tego nie chcieć, świadomie blokować i postępować wobec niej chłodno. Na zasadzie: "coś sobie i swoim bliskim obiecał, a teraz miałby to porzucić tylko dlatego, że mu się jakaś spodobała?". Jedyne racjonalne wyjście to byłoby odepchnąć wszystko co mu przeszkadza, tak już robił z innymi sprawami.

Jeszcze młodość i dzieciństwo PJ. Już nie wiem czy dobrze kojarzę, ale wydaje mi się, że to jego ojciec zmuszał go do oszukiwania ludzi (w jakimś cyrku). To raczej średnio przyjemne i może wypaczyć psychikę. Jakoś trzeba sobie wytłumaczyć, dlaczego Ci ludzie byli warci tego, żeby ich okraść i stąd to całe gardzenie nimi.

ocenił(a) serial na 10
Cairns

ale Patrick wcale nie gardził tymi ludźmi, raczej do siebie czuł odrazę za to, że kontynuuje coś, od czego w porywie serca uciekł. A uciekł od ojca, który był pozbawiony skrupułów na tyle, aby okradać śmiertelnie chore dziecko. To ojciec zawsze mówił o nadziei, której sprzedawanie wszystko usprawiedliwia no i Patrick mimo, że ojcem gardził to stał się jak on. Żona Patricka chciała żeby to udawanie medium rzucił ale on nie umiał inaczej zarabiać pieniędzy, lub też wówczas mu się wydawało, że nie umie. Zdecydowanie jednak nie gardził ludźmi.
Jeżeli chodzi o żonę Patricka to wiemy o niej sporo, przede wszystkim z wywiadu z Ericą , tam Jane mówi niby o tym kogo by chciał spotkać ale tak naprawdę to jest o żonie ( scena, gdy Teresa znalazła swój laptop i go na strych włączyła). Jane mówi, że to ktoś, silny, lepszy od niego, prawy, ktoś kogo podziwia. O żonie rozmawia tez z jej bratem, który mu zarzuca, że zabrał ją od rodziny a Jane mu tłumaczy jak bardzo Angela nienawidziła atmosfery i realiów cyrku. Oni oboje uciekli ze świata, którego nie akceptowali i stali się dla siebie całym światem, stąd Jane nie może zapomnieć o niej i jego żałoba trwa tak długo. Dochodzi jeszcze oczywiście poczucie winy za jej i dziecka śmierć. Teresa ma dużo wspólnego z żoną Patricka, też mobilizuje go do bycia dobrym, on również uważa ją za człowieka lepszego od siebie i podświadomie zbliża się do niej , jednak nie dzieje się to (póki co ) w sferze typowo damsko- męskiej a raczej w tzw. pokrewieństwie dusz.

ocenił(a) serial na 10
jagamiga1

errata ...na strychu....

jagamiga1

Nieprecyzyjnie się wyraziłam w ostatnim zdaniu (to o pogardzaniu ludźmi, których oszukuje). O ile uciekł od ojca, bo brzydził się tym co mu karze robić, to później to kontynuuje. Zmieniła się jego grupa docelowa, ale ciągle robił to samo. Nie jest tak, że robisz źle i to nie ma dla Ciebie znaczenia. Chyba że byłby zupełnie amoralnym typem, a o to go nie podejrzewam. Pogardę wobec tych ludzi widzę bardzo wyraźnie na ekranie (retrospekcje, ale i obecne wyśmiewanie, że ktoś myśli o nim jako medium), a co do jej powodów to dorabiam sobie teorię, że chodzi o coś w rodzaju redukcji dysonansu. Ludzie, których oszukiwał, nie byli dla niego wiele warci, właśnie dlatego, że inaczej by oszalał. Nie byłby w stanie żyć cały czas z tą "odrazą do siebie" o której piszesz.

Taka jest moja wizja. Nikt u niego w głowie nie siedzi, a jeszcze tutaj dochodzą scenarzyści i ich pomysły, ale tylko w ten sposób to co widzę jest dla mnie spójne. Inne wyjaśnienia robią z PJ jakiś strasznie rozchwiany charakter, a według mnie on ma charakter silny i dość stabilny (nie zawsze to oznacza coś pozytywnego).

Jeśli chodzi o żonę to mam wrażenie, że trochę nadinterpretujesz, bo wcale nie wiemy dużo. Nie pamiętam co on o niej dokładnie mówił, ale dwa razy to dość mało. OK, to można wyjaśnić (że nie chce poruszać drażliwego tematu itp.). Ale np. nie kupuję tego z Eriką, bo nie wiem ile w tym było prawdy, a ile gry pod publiczkę żeby rozwiązać sprawę. W końcu wszystkim się podobało, a on potrafi udawać jak mało kto. Faktycznie rozmawiał też z bratem żony i było powiedziane parę miłych słów. Nie powiedziałabym jednak, że o jego żonie wiemy dużo. Być może więc masz rację, że ją kochał, próbował się zmienić - nie rozstrzygam tego ponieważ jest za mało informacji o tym etapie jego życia.

ocenił(a) serial na 10
Cairns

ale nie jest spójne to co piszesz, przecież on żyje z jeszcze większym problemem niż odraza do siebie z powodu oszukiwania ludzi, żyje z poczuciem winy za śmierć żony i córki i faktycznie omal nie oszalał, ale jakoś się w tym psychiatryku pozbierał nawet po takiej tragedii. Jego siłą napędowa jest obecnie zemsta. Jest w tym wszystkim dysonans etyczny, bo przecież dla wielu walka ze złem za pomocą zła jest jednoznaczna ze staniem się samemu złym człowiekiem i w związku z tym ci co są za .... oko za oko..... popierają Jane'a ci co są za ...... zło dobrem zwyciężaj ...... mają go za drania, Trzeba sobie zadać pytanie jak samemu by się postąpiło. Nie wiem czemu uważasz, że musiał tych ludzi zdeprecjonowć w swoim umyśle , żeby sie stać mniej amoralnym typem? Poza tym surowa ocena moralna własnego postępowania wiąże się z silnym charakterem i w jednym się zgadzamy, Patrick ma silną osobowość. A o żonie Patricka między tzw. wierszami można wiele wyczytać i nie wiem czy to tylko moja nadinterpretacja , z posta poniżej widzę, że Nastasja wyciągnęła podobne wnioski .

ocenił(a) serial na 10
Cairns

No, racja, to co napisałaś ma dla mnie sens, jako jedna z możliwych wersji tego, co czuje Patrick. Całkiem możliwe, przyznaję, że to właśnie tak jest, że on jest aż tak owładnięty zemstą, że wszystko inne, łącznie z Teresą, jest numerem 2 i dalej, a także, że do odc. 3x24 nie zdawał sobie sprawy, że ją kocha.

Przyznam się (już to kiedyś pisałam tutaj), że mnie jest bardzo trudno wczuć się w jego psychikę. Trochę dlatego, że jest facetem (to na pewno ma jakieś znaczenie w tym moim braku wczucia się), trochę dlatego, że ja jestem zupełnie różna od niego i nie potrafię oddzielić w sercu pewnych spraw i jak się zaangażuję (w realu), to tylko ta jedna osoba się liczy, a inni faceci nie liczą się, a trochę dlatego, że dochodzą do głosu te moje wspomniane wcześniej "zaszłości" i podejrzewam, że to dlatego nie potrafię ze spokojem patrzeć na takie sceny jak Patrick całujący Lorelei w głowę na oczach Lisbon (albo całujący Lorelei w lesie w odc. 5x08, kiedy on wie, że Lisbon w tym czasie naprawdę martwi się o niego i ogólnie Lisbon jest w porządku i on już też zdał sobie sprawę, że ją kocha - jeżeli zdał sobie sprawę przy tym wystrzale, to minęło już trochę czasu i już on wie, że ją kocha, a jednak z tą Lorelei buduje ponownie relację i całuje ją na pożegnanie, fakt, że to ona zrobiła pierwszy krok, ale on nie miał nic przeciwko temu).

Myślę, że tu możemy się po prostu różnić w naszym indywidualnym odbiorze, bo ja na takie sceny nie potrafię patrzeć ze spokojem (plus na sceny z Eriką i Kristiną Frye, tj. tą babką, którą Red John skrzywdził wmawiając jej, że nie żyje). Jak patrzę na te sceny, to podłączają mi się znane wcześniej emocje pod hasłem: "nic się nie da zrobić, zawsze taka Erika albo Lorelei wygra, on woli ją niż Lisbon, to niemożliwe, że się kogoś kocha, a całuje inną, więc on jej nie kocha" itp. A więc, tu rozumiem, że to mogą być moje bardzo subiektywne odczucia, nie mające wiele wspólnego z zamysłem scenariusza lub odbiorem widzów.

Jeżeli chodzi o ten brak kontaktu przez 6 miesięcy, to rozumiem, że tak musiał zrobić, musiał uwiarygodnić ten swój "upadek" i nie kontaktować się. Myślę, że ten mój żal do niego o to bierze się raczej z tego jak wyglądała scena w kościele, kiedy on rozmawiał z Lisbon. Praktycznie te jego przeprosiny (takie: "I'm sorry" wypowiedziane bez patrzenia na Lisbon i bez widocznej skruchy) nie wydają się być adekwatne. Nie chodzi o to, że on miałby długo przepraszać i kajać się, ale jakoś tak bardziej szczerze to zrobić i w ogóle tę rozmowę poprowadzić inaczej - bez wygłupiania się na początku, bez takiej postawy lekkoducha (typu: "Cześć Lisbon, jak leci?") i bez tych dalszych zachowań (np. jak usłyszał, że ona mu pomoże, to ulotnił się bez słowa - wiem, że przechodziła ta zakonnica, ale mógł schować się i upewnić Lisbon, że jest obok, i że zaraz znów pogadają). Po prostu ta rozmowa była jakaś niepokojąca i nie pokazywała, że on rozumie co przeżywała Lisbon przez te 6 miesięcy, i że jest mu z tym źle, że na coś takiego ją naraził. A potem to "Kocham Cię", takie w ogóle bez kontekstu i wypieranie się tego. A więc, może to nie sama rozłąka, tylko ten brak prawdziwego okazania Lisbon przez Patricka, że on zdaje sobie sprawę, że zadał jej dużo bólu i jest mu przykro, sprawia, że pozostaje w mocy to wrażenie, że nie liczył się z nią.

Podobny niedosyt pozostawiają przeprosiny po scenach z Lorelei w budynku CBI, kiedy to widać po Lisbon, że bardzo ją to wszystko dręczy (jest ileś scen, w których to bardzo widać i Patrick to widzi), a on po prostu, jak czekają na przyprowadzenie więźniarki, mówi, że chciałby ją przeprosić. Ona pyta: "a za co konkretnie, bo jest długa lista możliwości?", a Patrick odpowiada: "To takie ogólne przeprosiny dotyczące najważniejszej dla ciebie kwestii". No i w tych ogólnych i wypowiedzianych trochę od niechcenia przeprosinach też nie widać, żeby jemu jakoś zależało, żeby naprawdę zdjąć z Teresy ciężar jej zmartwienia o to, że Patrick zaangażował się w Lorelei.

Osobiście myślę, że on nie wypowiadając takich przeprosin, jakie wypowiadałby ktoś, kto NAPRAWDĘ kocha Lisbon i chce, aby wiedziała, że kocha, oraz aby wiedziała, że akcje z Lorelei to tylko "działania operacyjne", jest po prostu szczery. Szanuje Lisbon i nie chce jej okłamywać, że to nie są tylko "działania operacyjne", ale że naprawdę Lorelei podoba mu się jak kobieta mężczyźnie, że było mu z nią fajnie w łóżku i te wspomnienia są nadal żywe, a każdy pretekst do kontaktu cielesnego z nią mile widziany (jest też scena w odc. 5x01 jak Patrick patrzy na Lorelei przez lustro weneckie, wchodzi Lisbon i woła go do nowej sprawy, a on nie może oderwać się od spektaklu jak technicy pobierają od Lorelei próbki DNA). Po prostu, Patrick nie przeprasza Lisbon tak, jak przepraszałby kogoś, kto jest dla niego ważniejszy niż Lorelei. :( Dobrze, że jest szczery, przynajmniej to jakaś pociecha, a Lisbon nie pozostaje nic innego niż pogodzić się z faktami, bo z faktami się nie walczy.

Co do żony Patricka, to mamy trochę danych (niewiele, ale zawsze). Z odcinka 3x02, w którym pojawia się jego szwagier Danny, dowiadujemy się, że żona Patricka była jego wielką miłością datującą się od czasów dzieciństwa lub wieku nastoletniego, że była kimś zarówno bardzo dobrym, jak i odważnym, bo zdecydowała się uciec z tego świata, w którym właśnie oszukiwało się ludzi i uważało ich za frajerów. Uciekli oboje, Patrick też był do tego przekonany, bo też chciał z tego świata uciec. Myślę, że taka miłość z czasu, w którym się razem dorasta i sprzeciwia całemu znanemu sobie światu i buduje wspólne życie od podstaw, mając tylko siebie i wiele wiary, że się uda, jest czymś bardzo silnym. Żonę opisał też w tym nagraniu video dla Eriki Flynn odpowiadając na pytanie jakiej kobiety szuka. Opis tej "idealnej kobiety" był opisem żony, ale też - jak widzimy - pasuje on do Lisbon. Tak więc, ja myślę, że on żonę naprawdę i kochał i podziwiał i szanował. Nie wiem jednak jak zachowywałby się z biegiem lat, kiedy nawet najlepsza kobieta potrafi spowszednieć, a inne wokół nie mają skrupułów, żeby podrywać żonatego faceta. Oni byli razem ok. 5 lat (lub niewiele więcej) jako małżeństwo, więc może jeszcze nie było kryzysu tego typu między nimi, ale wiemy, że już wtedy były wielkie napięcia, bo żona nie chciała, żeby on pracował jako medium-oszust.

Moim zdaniem, dane na temat żony mówią o Patricku to, że jest on w stanie pokochać kobietę całym sercem i doceniać ją, tyle że nie sposób nie brać poprawki na to, że to była taka pierwsza, wielka miłość, w jego przypadku bardzo gwałtowna i totalna (bo połączona z zerwaniem kontaktów z dawnym światem), a więc raczej druga miłość, nawet też bardzo szczera i piękna, może wydawać mu się jakoś mniejsza w porównaniu z tą pierwszą miłością (też dlatego, że on sam nie jest już takim młodym chłopakiem, jakim był przy żonie). Stąd może on nie umieć rozpoznać miłości do Lisbon, która w nim się rodzi i nie umieć się jej poddać i może być zaskoczony, że coś czuje do Lisbon, ale coś czuje też do Lorelei, coś do Eriki i tak dalej. Lisbon dobrze robi, że spokojnie czeka (a widzowie z nią), natomiast nie wiem czy w prawdziwym życiu takie czekanie jest dobrą opcją - może i dobrą, w każdym razie, w prawdziwym życiu należy liczyć się z tym, że nie zawsze nagrodzoną.

Zgadzam się też, że ojciec Patricka namieszał mu w głowie co do tych spraw etycznych i przez to Patrick ma wiele trudności.

No nic, co do wątku Jisbonowego, to pozostaje nam patrzeć jak się będzie rozwijał. Ja wierzę, że te ostatnie odcinki naprawdę wnoszą coś prawdziwego, i że będzie jeszcze lepiej.

Szanuję oczywiście zdanie innych i, jak wspomniałam, zdaję sobie sprawę z tego, że mój odbiór niektórych zdarzeń jest bardzo subiektywny i może nawet przesadny, więc nie upieram się przy swoim i nie przekonuję. :)

nastasja_filipovna

Chyba każdy tutaj wyraża tylko i wyłącznie swoją opinię i nie ma co przepraszać za subiektywny odbiór. Właśnie można go sobie skonfrontować:) Np. dla mnie jest ciekawe to co piszesz o przepraszaniu Lisbon przez Jane'a. TL wcale nie wydaje mi się ckliwą kobietą. Gdyby tak "padł na kolana i błagał o wybaczenie" to nie wiedziałaby co zrobić. Nawet jak ktoś z zespołu ją przytulił w którymś odcinku to uciekła byle dalej. Być może jest więc tak, że to PJ zna ją znacznie lepiej niż my i wie jaką formę kontaktu/przeprosin jest ona w stanie zaakceptować.

Co do żony, przeczytałam właśnie Twoje zdanie, ale swojego z postu wyżej jednak nie zmienię. Już nie pamiętałam także tego, że uciekli razem w młodości. Jeśli tak, a widzieliśmy retrospekcje gdy PJ jako dorosły mężczyzna udaje przed taką blondynką medium, żeby ją naciągnąć na pieniądze, to dlaczego to zrobił? Przecież jego żona była taka lepsza od niego i w ogóle pomogła mu się zmienić. Czy taka kryształowa osoba tolerowałaby to jak mąż zarabia na życie? Coś tutaj mocno nie gra. Jest więcej pytań niż odpowiedzi.

ocenił(a) serial na 7
Cairns

Rzeczywiście, jest to trochę zastanawiające, że Angela nie mogła zaakceptować stylu życia swojej rodziny i przyjaciół do tego stopnia, że zdecydowała się odejść z miasteczka, ale tyle lat tolerowała jak jej ukochany mężczyzna bez mrugnięcia okiem traktował innych ludzi w ten sam sposób - wszyscy byli dla niego naiwniakami do wyciągnięcia kasy z portfela.
Być może miała taki charakter cichej myszki cierpiętnicy, która często szła na kompromisy, a tylko czasem mówiła stanowcze nie. Być może była pobłażliwa dla ukochanego. Być może chciała, żeby ich córka miała zapewniony stabilny byt.

ocenił(a) serial na 10
Cairns

Na temat żony, to ona jednak tego nie tolerowała. Jest powiedziane 2 razy (a może i więcej) w różnych sezonach, że Angela (Annie) błagała Patricka, żeby nie zarabiał w ten sposób na życie i była z tego powodu na niego zła i prosiła i robiła co mogła, ale on jej nie słuchał. Było powiedziane, że do dziś Patrick słyszy w głowie jej głos i to błaganie i jest to powodem jeszcze większych jego wyrzutów sumienia, bo gdyby jej posłuchał, to nie tylko żyłby uczciwie, ale prawdopodobnie ona i ich córeczka nadal by żyły.

Myślę, że to było tak, że oni uciekli i na początku Patrick próbował inaczej zarabiać na życie, ale mu nie szło, a w miarę szybko nastręczyła się okazja zarabiać w jedyny znany sobie sposób, w którym był zresztą bardzo dobry, a zatem zaczął zarabiać w ten sposób duże i szybkie pieniądze. Sprzeciw Angeli nic nie dawał, może już wtedy była w ciąży i nie bardzo czuła się na siłach odejść od niego, a przy tym kochała go, więc jak tu odejść? Dodatkowo może liczyła na to, że mu to wyperswaduje i "on się zmieni" (jak liczy zresztą bardzo wiele kobiet).

Tymczasem Patrick już zaciągał kredyty, kupił duży dom, snuł wizje jak to będzie im dobrze, że on to wszystko robi dla dziecka. I tak to trwało, z dnia na dzień, dziecko urodziło się i rosło, a sprawa zarobkowania Patricka nadal na pewno była wałkowana między małżonkami. Najprawdopodobniej Patrick obiecywał, że niedługo znajdzie inną pracę, może i nawet jej równolegle szukał, a tu ktoś mu nagle dał propozycję programu w TV. Jak tu nie skorzystać. Świta mi też, że było w serialu powiedziane, że on mówił żonie, że tylko tymczasowo będzie pracował dla TV, a potem definitywnie z tym zerwie. No i tak to trwało, do tego pamiętnego dnia, w którym Patrick obraził Red Johna. :(

Co do przeprosin, to mi nie chodziło o jakieś kajanie się (to zresztą napisałam), tylko o takie zwyczajne przeprosiny, po których widać by było, że on w ogóle rozumie co przeżywała Lisbon (najbliższa mu osoba, jak by nie było) przez te 6 miesięcy. On na pewno pamiętał te niezliczone sytuacje, w których Lisbon dzwoniła, on odbierał, słyszał jej głos i jej błaganie o parę słów z jego strony, po czym rozłączał się. Ja myślę, że jeżeli zależało mu na Lisbon jako na człowieku, przyjacielu, a do tego chciał jej pomocy, to naprawdę ten kontekst aż się prosił o to, aby ta sytuacja wyglądała inaczej, na przykład tak, że Patrick wynurza się z ławki kościelnej obok Lisbon (albo jakoś inaczej pokazuje się jej, żeby jej nie przestraszyć), po czym od razu mówi jej, że przeprasza ją za to, że tak robił, i że to była pułapka na Red Johna, i że jeżeli może mu wybaczyć, to będzie bardzo szczęśliwy, i że wierzy, że ona to zrozumie, a jeśli ona zechce, to on opowie jej na czym polega ten plan. Zwyczajnymi słowami, pokazując, że jest w stanie zrozumieć przez co Lisbon przeszła i co mogła czuć, jak dzwoniła setki razy, a on rozłączał się. Tym bardziej, że wiedział, że tym dzwonieniem Lisbon nie tylko prosiła o coś dla siebie, ale po prostu martwiła się śmiertelnie o NIEGO i błagała go, żeby chociaż sam poszukał pomocy. (słowa Lisbon: "I tried calling you a hundred of times, begging you to talk to me, begging you to get help. Not a reply, not a word, not a text".)

Nie wiem jak dla Was, ale dla mnie, jak sobie wyobrażę NAPRAWDĘ taki kontekst, to myślę, że na miejscu Patricka umiałabym przeprosić, w zwykłych słowach, ale bardzo szczerze, tę drugą osobę, a na miejscu Lisbon też czułabym się lepiej, gdyby padły takie zwykłe ludzkie przeprosiny, niż słowo "I'm sorry", wymuszone w połowie rozmowy moją opowieścią jak to nie mogłam spać przez niego i jak się martwiłam (jakby sam tego nie wiedział).

Ja myślę, że tu znowu występuje rozdźwięk pomiędzy rzeczywistością serialu, a rzeczywistością "prawdziwego życia". W serialu to naprawdę efektownie wygląda, jak Patrick tak na początku błaznuje i straszy Lisbon, a potem siada obok i jest taki piękny i tak na nią patrzy i wyjaśnia widzowi o co chodzi i Lisbon się denerwuje, a on potem mówi jej "I'm sorry " i na tym samym oddechu upewnia się, że Lisbon mu pomoże, ona się zgadza, on daje jej specjalny telefon (super, Lisbon, przewidywalnie, łatwo urobiona, więc... the plan is working!) i znika w środku jej monologu.

W prawdziwym życiu, myślę jednak, że oboje czuliby coś innego (Patrick większe poczucie winy i autentyczną potrzebę przeproszenia Lisbon bardziej "od serca", a Lisbon byłaby bardziej wstrząśnięta tym wszystkim i może by nawet i popłakała się z nerwów i z szoku, jak by z niej te emocje nagle wyszły).

Tak sobie myślę, że raczej by było, nawet jeżeli Lisbon jest osobą skrytą i opanowaną. Jest skryta, ale jednak, jak widzimy wielokrotnie, jest wrażliwa i dużo przeżywa, tylko w środku. Bywają sytuacje, że te nagromadzone emocje jednak nagle by wyszły z niej na zewnątrz i to jest taka właśnie sytuacja. Oczywiście, najpierw Lisbon złości się i wyzywa Patricka, więc wychodzą z niej te pierwsze emocje typu złość, ale pozostają w mocy jeszcze inne emocje - żal, zawód, smutek czy ogólne "odmrożenie" tego, co nagromadzone przez 6 miesięcy.

To znaczy, ja wychodzę tu z założenia, że ona go w tym momencie kocha. Gdyby on niewiele dla niej znaczył, to mogłaby go, owszem, po prostu zwyzywać i zachowywać się tak, jak w tym kościele się zachowuje. Natomiast, jeżeli kocha, to te emocje są jednak silne, również i ta mieszanka: radość, że on żyje i ma się dobrze oraz poczucie straszliwego zawodu to istna mieszanka wybuchowa.

Oczywiście ja to tak odbieram jako ja. Widzę, że wielokrotnie w serialu rzeczywistość serialowa jest inna niż (prawdopodobnie) byłaby ta prawdziwa. Na przykład, w scenie, w której Lisbon myśli, że czeka na śmierć (w tym instytucie, gdzie niby został uwolniony śmiertelny wirus). Nie wiem czy to było prawdziwie pokazane, że tak by się naprawdę zachowywała, gdyby naprawdę myślała, że zaraz umrze i widziała przed chwilą jaka śmierć ją czeka. Myślę, że w prawdziwym życiu trochę jednak byłaby smutniejsza albo próbowałaby przed śmiercią dowiedzieć się czy Patrick ją kocha albo modliłaby się (tak jak wtedy, kiedy miała na sobie bombę). No nie wiem, ale dla mnie to jej zachowanie nie było zbyt przekonujące, tzn. to po odłożeniu słuchawki, kiedy pożegnała się z zespołem.

Z drugiej strony, biorę poprawkę na to, że nigdy nie byłam w takiej sytuacji, więc nie wiem co się czuje czekając na śmierć. Może człowieka ogarnia wtedy właśnie jakiś wielki spokój?

No nic, to tak jeszcze chciałam uzupełnić. Po prostu w odbiorze serialu, wydaje mi się, ileś rzeczy bierze udział - jakieś własne doświadczenia i wyobrażenia oraz to czy faktycznie dana scena OBIEKTYWNIE przypomina prawdziwe życie, bo może nie przypominać go i wtedy albo przyjmiemy tę wizję ekranową za dobrą monetę (wszyscy tam na ekranie zadowoleni, to i ja też) albo będziemy podejrzliwi i będziemy na tej postawie wyciągać wnioski przeciwne niż to zamierzyli twórcy ("on jej nie kocha" itp.).

użytkownik usunięty
nastasja_filipovna

Ale ty potrafisz pisać Aniu:)

ocenił(a) serial na 10
Cairns

tu zawarłaś to drugie dno o którym pisałam, że nie wszystko jest takim na jakie wygląda

ocenił(a) serial na 8
Cairns

Ależ genialnie to ujęłaś. Zgadzam się ze wszystkim, co do kropki. :)

Szczególnie podoba mi się to co napisałaś o żonie Jane'a. Czasami mam wrażenie że teraźniejsza wierność Jane'a wynika z jej braku w przeszłości. Nie mówię o tym że od razu ją zdradzał, chodzi mi jedynie o to, że tak naprawdę nigdy nie dostaliśmy prosto, kawa na ławę, jasno wyłożonych dowodów na to, że Jane żonę kochał. Raczej odniosłam wrażenie, że sugeruje się jakoby był kiepskim mężem. Zakładamy że kochał albo nawet wciąż kocha żonę, w związku z tą jego nieśmiertelną obrączką i potwornym żalem. Ja jednak zwróciłam uwagę na dwie sprawy: 1. Jane bardzo wczuwa się w sytuację osób które nie potrafiły okazywać odpowiednio uczuć, nie ceniły bliskich, nie okazywały oddania w odpowiednio wyraźny sposób. Choćby w odcinku gdy jest zakładnikiem w banku. Niewyjaśniona sprawa zabójstwa żony napastnika porusza go szczególnie... Ten, przed śmiercią okłamał żonę, palił choć twierdził że rzucił nałóg. Jane bardzo się w to wczuwa. Wiele było takich scen i wątków, gdy Jane angażował się w wyjaśnianie "niedopowiedzianych" uczuć. Mam więc wrażenie, że sam potęguje swoje poczucie winy względem żony. Nie tylko czuje się odpowiedzialny za jej śmierć, ale czuje się też źle w związku z tym, że nie był dobrym mężem za jej życia.
2. W przeciwieństwie do ledwo napomykanego małżeństwa Jane'a jego tęsknota za córką jest bardzo wyraźna. To wątek do którego wciąż się powraca. To szantaż emocjonalny na tle córki zastosowała w jednym odcinku Lisbon. To córka ukazała się Patrickowi gdy był odurzony narkotykiem. To kwestia tego czy córka cierpiała tak męczyła Jane'a. Wreszcie, finał sezonu 3 był zatytułowany w nawiązaniu do córki, nie do żony. Taka duża różnica w odbiorze dwóch tych strat jakie poniósł Jane wydaje mi się mocno sugestywna.

Strasznie, ale to strasznie podoba mi się to co napisałaś o pocałunku z Lorelei. Odbieram to zupełnie tak samo. Nic bardziej nie może świadczyć o tym, że Jane gra i próbuje ją zmanipulować, jak to, że posuwa się tak daleko. Przewrotnie. Ale taki jest ten Patrick :)

I cała ta charakterystyka Jane'a... niechęć do ludzi, cynizm. Genialnie. Chapeau bas!

ocenił(a) serial na 10
natalle

Jeżeli można coś dodać, to myślę, że jest dosyć dobrze wyjaśnione w serialu to, że Patrick kochał żonę (zwłaszcza w rozmowach z Dannym). Jego poczucie, że "nie był dobrym mężem" też jest wyjaśnione i chodzi o to, że nie liczył się z nią, ponieważ prosiła go i błagała, żeby nie zarabiał w ten sposób, w jaki zarabiał, a on jej nie słuchał.

Myślę, że już samo to (a nie tylko obrażenie Red Johna tego feralnego dnia w TV) może być wystarczającym powodem do tego, aby czuć się bardzo winnym i potem solidaryzować z ludźmi, którzy też czują się winni śmierci najbliższych albo czują, że nie byli dla najbliższych tak całkowicie dobrymi za życia, a oni umarli i nie można już cofnąć czasu i ich przeprosić i im tego wynagrodzić.

Myślę, że w serialu, w rozmowie Patricka z Bosco na dachu CBI w tej kawiarence są duże podstawy do tego, aby zrozumieć, że Bosco cytuje (niemal) dosłownie słowa Patricka, które Patrick zawarł w swoim zeznaniu, składanymjako najbliższa rodzina ofiar Red Johna. Bosco mówi: "wciąż słyszysz błagania swojej żony, żebyś nie pracował w ten sposób, ale nie, ty miałeś z tego za dużo przyjemności, zarabiałeś za dużo pieniędzy" (you were having too much fun, you were making too much money). Mam takie wrażenie, że po prostu to były argumenty, które Patrick mógł przedstawiać żonie - wskazywać na pieniądze (też dla dziecka itp.) oraz na to, że dla niego to jest "fun". Mógł bagatelizować jej obawy, ale też dla świętego spokoju mówić, że tylko jakiś czas chce pracować w ten sposób, a wkrótce tę pracę zmieni.

Są po prostu takie rzeczy, które bagatelizuje się kiedy ktoś żyje, a rozumie się je dopiero jak umrze i wtedy jest za późno.

Myślę, że to jest właśnie tego typu sprawa. Patrick czuje się winny nie tylko za pojedyncze wydarzenie (sprowokowanie Red Johna), ale też za to, że nie słuchał żony, kiedy go prosiła, żeby nie pracował jako oszust, bo (1) to pośrednio doprowadziło do śmierci żony i córki oraz (2) spowodowało, że w ostatecznym rozrachunku zawiódł żonę, bo przez niego nie spełnili razem tego swojego marzenia, które mieli uciekając ze świata cyrkowego: "nie będziemy żyli tak, jak nasi rodzice". Patrick MIAŁ zamiar nie żyć tak jak jego ojciec i miał nadzieję, że kiedyś porzuci bycie oszustem, ale co z tego, skoro żona nie doczekała tego, żeby zobaczyć to na własne oczy, a teraz już jest za późno.

Myślę, że to są prawdziwe powody (takie, które dostaliśmy w serialu) wielkiego poczucia winy Patricka.

Czy był dobrym mężem, w sensie zdradzania żony, to ja myślę, że mamy w serialu takie domniemanie, że:
(a) nie zdradzał żony i na swój sposób ją kochał, choć nie liczył się z nią, kiedy go prosiła, żeby nie pracował jako medium,
(b) znając jego słabość do kobiet (odc. 4x10) i ogólny egoizm, pewnie zacząłby ją zdradzać, kiedy żona straciłaby dla niego taki swój urok, jaki wciąż miała aż do swojej przedwczesnej śmierci (urok bycia tą jego wielką, czystą, pierwszą miłością i matką jego dziecka, kiedy wciąż jest małe).

Tak to widzę, że tylko takie rzeczy można wywnioskować na podstawie danych, jakie dostaliśmy w serialu.

Podobnie z tym gardzeniem ludźmi. Ja myślę, że to trochę za duże słowo. Patrick czasem nie liczy się z ludźmi, wkręca ich i obraża, ale nadal ma w miarę sprawnie funkcjonujące sumienie. Zwłaszcza widać to w pierwszych sezonach, w których chce "odkupić swoją złą karmę" i robi dla ludzi wiele bezinteresownych dobrych rzeczy.

Kiedy był fałszywym medium też (takie mam wrażenie) nie był bezwzględny i cyniczny, tylko starał się nadal traktować ich jako zwykłych ludzi szukających nadziei, którą on może im sprzedać, a nie jak podludzi, czyli frajerów, którymi nie trzeba się przejmować (zgodnie z powiedzeniem "śmierć frajerom"). Myślę, że Patrick balansował na krawędzi i być może z czasem stałby się tak naprawdę cyniczny, ale z filmu wydaje mi się, że nie zdążył. Bardziej zanurzony w filozofii "śmierć frajerom" wydawał mi się Danny, a nie Patrick, nawet z czasów swojej pracy jako medium.

Co do córki Patricka to ja też zastanawiałam się dlaczego pod wpływem halucynacji pojawiła mu się córka, a nie żona. Wymyśliłam wtedy, że dlatego córka, a nie żona, bo to wszystko było produkcją podświadomości Patricka, a w tej podświadomości córka jest kimś bezpieczniejszym, niż żona. Sprawy związane z żoną są obciążone tak wielkim poczuciem winy, że zostały zepchnięte jeszcze głębiej w podświadomość. Belladonna wyzwoliła te lżejsze sprawy, z wierzchniej warstwy podświadomości, nie te najgorsze, zepchnięte, z którymi Patrick być może zmierzy się powtórnie, ale dopiero jak zabije Red Johna i będzie czuł, że choć w jakiejś części odkupił swoją winę. Mówiąc w przenośni, dopiero wtedy będzie mógł spojrzeć żonie w twarz, nawet żonie-halucynacji. Z córką jego podświadomość miała nadzieję, że dogada się łatwiej, bo nie było tych wszystkich rozmów, co z żoną, nie było tych błagań, które nadal Patrick słyszy w głowie. Córka była niewinnym, radosnym dzieckiem, które go kochało i które było pewne, że on je kocha. Było tego pewne do ostatniego dnia. Do ostatniego dnia miał z córką najlepsze przeżycia i żadnych kłótni, do ostatniego dnia mówił jej przed snem: "jesteś bezpieczna, jesteś kochana, jesteś mądra". Oczywiście miał poczucie winy, że przyczynił się do jej śmierci, ale było to trochę inne poczucie winy, niż wobec żony, bo nie było tych zaszłości, tych rozmów, błagań itp. Podświadomość Patricka czuła, że z córką może porozmawiać, i że może bardziej liczyć na jej takie dziecięce, nieobciążone niczym wybaczenie ("wiem tatusiu, że nie chciałeś tego, jesteś dobry").

No ja to w każdym razie tak widzę, niekoniecznie przekonuję. Chciałabym tylko powiedzieć, że przy drugim oglądaniu serialu od początku wiele rzeczy lepiej mi się wyjaśniło i z odcinka z Dannym też więcej rzeczy do mnie dotarło, niż za pierwszym razem. Myślę, że ten odcinek warto obejrzeć. W nim są też sceny, po których nie wątpi się, że kochał żonę, i że to ich pierwsze młodzieńcze uczucie było naprawdę silne i miało posmak takiego czegoś: "jesteśmy sami, tylko my dwoje, przeciw całemu światu, mamy naszą wizję tego jak żyć i zrealizujemy ją razem". To na pewno bardzo łączy.

ocenił(a) serial na 8
nastasja_filipovna

Oglądałam serial nie tylko dwa razy a i ze cztery, jak sądzę... ;)
Myślę że jesteś zauroczona Patrickiem i nieco go idealizujesz. Może nawet bardziej niż nieco, bo ja jego cynizm widzę bardzo wyraźnie. A to kim był (ukazane w retrospekcjach czy w odcinku z amnezją) dobitniej tylko świadczy o tym, że moralnością (w każdym wymiarze) Patrick raczej nie grzeszył a z tego nie wyrasta się ot tak. Tym bardziej że jego niechęć do ludzi naiwnych i słabych w nim pozostała.

Ale świat jest piękny, dzięki temu że mamy różne poglądy :)

ocenił(a) serial na 10
natalle

Troszeczkę pisałam o tym Patricku w wątku "Red Barn" i o tej idealizacji. Pewnie coś w tym jest, że go idealizuję. Z drugiej strony, ja bym nie przesadzała z tym cynizmem, bo:

(a) po zamordowaniu rodziny widzimy mnóstwo dobrych, altruistycznych i empatycznych zachowań u Patricka - owszem, również wkurza ludzi i jest niedelikatny wobec nich, ale czasem widzimy, że to wkurzanie jest umotywowane tym, żeby kogoś "rozczytać" albo żeby złapać mordercę, w którym to celu Patrick posądza, na przykład, kogoś niewinnego o morderstwo i ta osoba oczywiście jest wtedy poszkodowana, ale za to ujawnia się ten morderca i wszystko zostaje wyjaśnione; mnie osobiście trudno ocenić czy nie można inaczej i czy on musi tak się zachowywać, żeby złapać mordercę, ale w serialu przyjęte jest, że nie można inaczej, więc od biedy to jakoś akceptuję; Po zamordowaniu rodziny nie widać w nim chyba cynizmu i pogardy dla ludzi (wyjątek to może zakopanie tego zbrodniarza żywcem w trumnie z monitorkiem dziecięcym, ale to miało też jakieś uzasadnienie: był to początek udawania przez Patricka, że rozpada się psychicznie, a dwa, że ten facet, który kogoś żywcem NAPRAWDĘ zakopał to..., hm, może i coś dzięki temu zrozumiał, o ile był w stanie). Mnie nie podobało się to, co zrobił Patrick (albo to, jak obrażał ludzi przy jakichś okazjach), ale od biedy jest to jakoś umotywowane dobrymi pobudkami. Jak wspomniałam, wielokrotnie, dla przeciwwagi, ma zachowania naprawdę bardzo dobre.

(b) przed zamordowaniem rodziny oczywiście zachowywał się źle, oszukiwał ludzi itp. Z drugiej strony, dostaliśmy też jasne dane o tym, że chciał z tym zerwać, że z tego właśnie powodu uciekł z żoną ze świata "carny folks", a potem też chciał z tym procederem skończyć. A więc, nie mógł być aż tak zepsuty do szpiku kości, skoro miał te refleksje i docelowo chciał to przerwać. A skoro chciał to przerwać, to również jasne jest to, że tymi ludźmi nie gardził, tylko rozumiał, że oni są OK, a to on jest tym złym. Widzimy też, że oszukując tych ludzi próbował jakoś minimalizować szkody i w dość ostrożny sposób symulować ten kontakt z zaświatami. Widać to w odcinku z porwanym chłopcem Connorem, kiedy jest retrospekcja pokazująca w jaki sposób on po prostu transponował to, co ta kobieta czuła, kiedy pragnęła mieć dziecko - mówi: "co miałem powiedzieć, że nie będziesz miała dziecka? wiedziałem, że jak kobieta bardzo pragnie dziecka, to często dziecko pojawi się, po prostu wzmocniłem tę nadzieję"; podobnie też zachowywał się w retrospekcji z odcinka, w którym stracił wzrok, kiedy wspomina się jak asystował klientce, która obawiała się, że mąż ją zdradza. Widzimy, że po prostu pomógł jej samej wyrazić to, co ona czuła ("feel with me"), a ona czuła, że mąż ją zdradza i naprawdę ją zdradzał, a więc Patrick jakby nie gardził nią i niewiele dodał od siebie. Wspomniana jest też jego fatalna pomyłka, kiedy uznał, że efektownie jest powiedzieć, że zmarły temu żywemu przebacza i niestety w danym przypadku to nie sprawdziło się i kobieta popełniła samobójstwo, ale widać też, że po tej pomyłce on próbował tę kobietę pocieszyć jakoś i ogólnie żałował tego, co zrobił, potem jak poszła, to widać, że gryzł się tym.

Oczywiście, nie bronię go tutaj, że dobrze postępował oszukując tych ludzi. Uważam, że nie wolno "stawiać się nad kimś" (jest to pojęcie szerokie, mogę kiedyś wyjaśnić przy okazji) i nie wolno też ludzi oszukiwać i wyłudzać od nich pieniędzy i tak dalej.

Odnoszę się tylko do tych zarzutów o cynizm i pogardę. Ja myślę, że Patrick nie był w tym, co robił cyniczny. Oczywiście źle robił, ale sam dla siebie wyznaczył coś w stylu "etyki oszusta" i starał się tym ludziom nie szkodzić, a dawać im to, co im (we własnym mniemaniu) pomoże w życiu. W tych wszystkich przykładach to widać, że on balansował na granicy, bo faktycznie np. przyczynił się do samobójstwa tej klientki, więc jest to dowód, że tak nie wolno postępować z drugim człowiekiem, i że wszystko, co robił obciążone było ogromnym ryzykiem, ale w chwili gdy to robił nie wiedział o tym jakie mogą być skutki i był przekonany, że tej kobiecie pomaga, oczywiście za duże pieniądze. Myślał, że naprawdę sprzedaje ludziom nadzieję, i że nie szkodzi im.

Jak dla mnie, osobą naprawdę cyniczną w tym zawodzie była Kristina Frye. Po prostu trzęsie mnie na wspomnienie tego jak ona mogła coś takiego robić swojej klientce. Jak pamiętacie zapewne, klientka Kristiny przychodziła do niej codziennie (lub prawie codziennie), po śmierci męża i to trwało latami. Płaciła jej słono i uważała za osobę zaufaną, dobrą i za swoją bliską przyjaciółkę. Klientka ta poznała mężczyznę, w którym się zakochała, oddała mu mnóstwo pieniędzy, zamieszkał z nią (był malarzem) i przez jakiś czas było dobrze, a potem zaczęło się między nimi psuć. I ta klientka zwierzała się Kristinie słono jej płacąc codziennie z tego jak to psuje się jej związek, a Kristina pocieszała ją obłudnie i inkasowała po tysiąc dolarów za godzinę jednocześnie sypiając z tym facetem.

Uważam, że to jest właśnie cynizm i pogarda dla człowieka i okrucieństwo i wyłudzanie kasy od osoby, która raz, że jest skrzywdzona (ktoś jej umarł, jest zagubiona) a dodatkowo samemu się ją krzywdzi niszcząc jej drugi związek, a która nic tej Kristinie przecież nie zrobiła złego! I do tego ta osoba ufa i zwierza się i przychodzi właśnie dlatego, że cierpi (przez Kristinę) i tej Kristinie jeszcze płaci za niby pomoc. Po prostu tego to ja nie umiem nazwać jak straszne i wręcz, no nie wiem, diabelskie, jest to postępowanie.

A więc, to jeszcze takie refleksje.

Jeszcze chcę dodać, że w odc. 4x10, kiedy Patrick stracił pamięć, też jakby wrócił do swoich zachowań, ale już nieco innych, bo po prostu podrywał kobiety i oszukał oszusta, ale tu widać, że też to wszystko było u niego mitygowane tą jego "lepszą stroną", która dochodziła do głosu. Np. oszukał oszusta, ale nie zawarł z nim paktu, choć mógł, tylko oddał go w ręce policji, bo wiedział, że ten oszust też okradł i zabił i kierował się pewnego rodzaju sprawiedliwością. Nie chciał też zrobić tego na oczach jego rodziny (choć mógł), a więc jakby chronił się przed tym cynizmem. Zgarnął niestety część pieniędzy tego zabójcy i kupił za to bransoletkę swojej nowej znajomej. No cóż, tu go nie będę bronić.

Natomiast, chcę powiedzieć, że w tymże odcinku on jakby "coś czuł" i chciał przed tym uciec, na siłę identyfikując się z tą swoją jaźnią sprzed wypadku, a nie do końca mu to wychodziło, bo ta dobra strona cały czas przebijała się w nim. Lisbon o tym mówi, że on coś czuje, wraca do niego świadomość kim jest i on przed tym ucieka.

Lisbon mówi też inną ważną rzecz. Odpowiadając Cho na jego słowa, że "tragedia z RJ sprawiła, że Patrick stał się lepszym człowiekiem", mówi: "Ta dobra strona cały czas w nim była, po prostu po tej tragedii mogła bardziej przemówić, ale była w nim cały czas (i też jakoś manifestowała się)".

A więc, może to jest kwestia nazewnictwa, ale jak ja myślę o kimś, że jest cyniczny albo że pogardza, to właśnie widzę kogoś zepsutego do szpiku kości, kto właśnie nie zawaha się, żeby drugiej osobie robić najgorsze rzeczy i nie będzie miał z tyłu głowy chęci, żeby tę osobę w jakikolwiek sposób oszczędzić, dla niej samej, dlatego, że nie zasługuje na to, że nic jej złego nie zrobiła chociażby. Komuś cynicznemu jego dobra strona nie mityguje jego działań.

U Patricka jednak ta dobra strona cały czas była i cały czas jakoś dawała mu i refleksje i wyrzuty sumienia i też właśnie mitygowała jego działania. Takt to przynajmniej odbieram, może przez te swoje różowe okulary :), kto wie, ale mam wrażenie, że także na podstawie konkretnych scen z serialu.

ocenił(a) serial na 7
nastasja_filipovna

Ja się zgodzę z Natalle, że cynizm i pogardę widać u Jane'a bardzo często, zwykle w stosunu do ludzi wpływowych i bogatych, wyzyskiwaczy, kłamców, ale także naiwnych i nie dorównujących mu intelektem. Ta tortura w trumnie to tylko skrajny przypadek - wyolbrzymiony do takich rozmiarów przez osobiste cele Jane'a. Widać było jasno jak na dłoni jak gardzi np. Bertramem, Harveyem Dentem (bodajże tak się nazywał pierwszy denat z 3 sezonu), ludźmi z Carnelian Inc, rodziną kierującą korporacją medialną mającą na pieńku z sektą Visualize, możnaby mnożyć przykłady, nawet do biednego szeryfa co mieszkał z mamą się przyczepił. Jane jest z reguły bardzo krytyczny, może dlatego, że "widzi więcej" niż przeciętni ludzie. I nie jest tak, że Jane gardzi wszystkimi przestępcami z reguły - czuł sympatię do zawodowej oszustki (nie pamiętam imienia) i Eriki, dlatego że były nadprzeciętnie inteligentne.

Myślę, że osoba cyniczna wcale nie musi być zepsuta do szpiku kości. Przyznam się, że czasem czuję ogromną pogardę do niektórych osób - czasem które spotkałam osobiście, czasem do osób publicznych, a to ze względu na diametralnie różne systemy wartości i kulturę osobistą. Jest to naturalne ludzkie uczucie, podejrzewam, że większość ludzi czasem tak ma, a nie znaczy to, że wszyscy chcemy nazwzajem robić sobie najgorsze rzeczy. ;]

ocenił(a) serial na 10
milkaway

No tak, to chyba jest kwestia nazewnictwa, gdzie kończą się zachowania typu niechęć i zwyczajny brak kultury (np. ze strony Patricka - niestety, muszę to przyznać), a już zaczyna się pogarda. Możliwe, że jest jakaś "cienka czerwona linia" między tymi postawami.

Od razu powiem, że mam podobne odczucia na temat tych przykładów, które podałaś i w ogóle dla mnie oglądanie tych zachowań Patricka, o których napisałaś oraz tej jego stronniczości (typu sprzyjanie morderczyni-psychopatce Erice albo tej drugiej oszustce, a dokuczanie niewinnym ludziom) jest torturą, bo naprawdę chcę o nim dobrze myśleć i cały czas równolegle mam ten jego obraz, który też jest jakoś prawdziwy, jako ujmującego i dobrego człowieka. :(

Strasznie mnie szokują też takie momenty, w których Patrick jest niemiły albo niekulturalny dla kogoś, kto jest naprawdę OK i nic złego nie robi. Na przykład, w odcinku, w którym Lisbon spotkała swojego byłego narzeczonego, Grega, jest scena, w której Patrick i Lisbon są zaproszeni do domu (czy biura) tego Grega i poznają jego żonę i dziecko i rozmawiają z tą rodziną, jest miło i dowiadują się, że to małżeństwo ma trójkę dzieci i wszyscy uśmiechają się do siebie w tej rozmowie, a Patrick mówi do tego Grega coś w stylu: "Dzieciorób" ("Breeder") i im wszystkim mina rzednie. Nie wiem jak on mógł coś takiego zrobić. :(
Na miejscu Lisbon strasznie bym się wtedy wstydziła za niego (zresztą widać po Lisbon, że dokładnie tak reaguje).

Strasznie też nie mogłam oglądać sceny, w której tak poniżył Wainwrighta, a przecież Wainwright starał się być przez cały czas (te wszystkie miesiące pracy razem) bardzo w porządku dla niego i sprzyjał mu, potem martwił się o niego, a i w tej sytuacji poniżenia robił wszystko, żeby nie wyciągnąć wobec Patricka konsekwencji, aż ten przegiął tak strasznie, że musiał go zwolnić. Rozumiem, że to było częścią planu, który miał doprowadzić do schwytania Red Johna, ale mimo wszystko, uważam, że tak nie wolno komuś robić. (W ogóle smutno się robi, jak sobie człowiek uświadomi, że to wszystko było na nic, Wainwright został upokorzony, a potem porwany i zabity, a Red Johna i tak nie udało się schwytać). :(((

A więc, nie wiem co to są za zachowania, ale naprawdę nie są fajne. Jak zwał, tak zwał, mogą i podchodzić pod pogardę, zależy jak to określimy, wówczas i ja się zgodzę.

No i w takich chwilach wydaje mi się, że w prawdziwym życiu nie mogłabym Patricka w ogóle lubić, jednakże, jednocześnie odczuwam jakąś zrezygnowaną pewność, że pewnie i tak byłabym pod jego urokiem. :(

Dlaczego on potrafi być czasami taki zupełnie inny? :(