czy mi sie wydaje żę teresa lisbon z sezonu na sezon jest coraz ładniejsza
Po co się pytasz i zaczynasz zdanie od ,,czy mi się wydaje?'' skoro nie przyjmujesz do wiadomości odpowiedzi i zdania innych? To śmieszne ;)
Tak, wiem co to pytanie retoryczne. ;) Tylko jak już zauważyła koleżanka nat0 nie ma prawa bytu jako pytanie na forum. A co do samego pytania to mam do powiedzenia, że 100 razy lepiej wygląda w krótkich włosach w każdej postaci niż w długich.
Brzydka nigdy nie była. Według mnie, przez te 3 lata wiele się nie zmieniła. A jeśli już, to na pewno są to zmiany na plus, tak więc jest ok.
Hmm, zaczynam nieświadomie rymować.
Na miniaturce przypomina mi Helenę B. Carter
http://www.filmweb.pl/person/Helena.Bonham.Carter
http://www.filmweb.pl/person/Robin+Tunney-7191
Zgadzam się z Tobą. Na początku serialu nie podobała mi się, miała jakąś dziwna mimikę twarzy. Z sezonu na sezon jednak robiła się coraz ładniejsza. W 5 sezonie wygląda według mnie całkiem ładnie, zniknął ten dziwny wyraz twarzy. Ciekawe czy maczał w tej jej przemianie palce chirurg plastyczny:P. Ogólnie wydaje mi się, że troche przytyła i dzięki temu jej figura nie jest tak chłopięca jak na początku. Generelnie Lisbon w s5 OK!
Zgadzam się z tobą EmilyG Teresa teraz wygląda cudownie:)
Szukałem kiedyś info o tym czy Robin robiła sobie coś operacyjnie z buzią, ale na szczęście nic nie znalazłem;)
Zgadzam się, że Lisbon jest coraz piękniejsza z odcinka na odcinek. :)
Robią jej też bardzo fajne fryzury. Ładnie jej zarówno w takich pofalowanych włosach, jak i w wyprostowanych prostownicą (np. mnie BARDZO podobały się jej włosy w tym odcinku, w którym postrzelił ją O'Laughlin - były takie lśniące i przesypujące się, bardzo fajnie to wyglądało - chodzi mi najbardziej o tę właśnie scenę, w której została postrzelona i potem przesuwała się po podłodze, aby zabrać telefon O'Laughlina).
Super też Lisbon wygląda w związanych włosach - tak naturalnie, dynamicznie i trochę zawadiacko.
No i oczywiście w wydaniu "angry little princess - someone stole your tiara" :) - tu nawiązuję do sceny, w której Lisbon przymierza sukienkę, w której miała zostać druhną na niedoszłym ślubie Van Pelt i Patrick tak właśnie komentuje jej wygląd, ale oczywiście jest zachwycony jej widokiem. :))) (Jest to chyba ten sam odcinek, co pisałam powyżej, czyli odcinek 3x23).
Jeszcze chciałam dodać coś o moim subiektywnym odbiorze Lisbon, kiedy zaczęłam po raz pierwszy oglądać serial i śledziłam pierwszy sezon. Tego uczucia już nie mogę powtórzyć, bo rozmyło się, ale mogę je sobie przypomnieć. Nie wiem czy będę potrafiła dobrze wyrazić na czym ono polegało, ale w przybliżeniu to było takie bardzo pozytywne i krzepiące uczucie, takiej jakby dużej swojskości i "skończoności". Już wyjaśniam.
Chodzi o to, że w pierwszym sezonie Lisbon wydawała mi się, owszem, piękną i ciekawą kobietą, ale jednocześnie bardzo zwyczajną, taką, jak ..., że się tak szumnie wyrażę, "jak każda z nas". Nie przebijała poprzez postać Lisbon aktorka, tylko bardziej wydawała się ona taką zwykłą policjantką, która naprawdę gdzieś sobie mieszka w Sacramento i jest zwyczajną kobietą i po prostu sfilmowano jej pracę. To by była ta swojskość, przystępność.
Ta "skończoność" natomiast to jest tego rodzaju uczucie, że patrząc na Lisbon widziałam, że:
- raz ma włosy rozpuszczone, a raz związane,
- raz ma na sobie marynarkę, raz kurteczkę skórzaną, raz bluzkę koszulową, raz T-shirt, a raz coś tam jeszcze innego, ALE...
... co by nie założyła na siebie i jakiej by nie zrobiła sobie fryzury, to zawsze jest to ta sama Lisbon, której te różne warianty zasadniczo nie zmieniają wyglądu. Tak jakby za każdym razem przedstawiała się otoczeniu (i np. Patrickowi): "taka jestem, mogę ci się podobać lub nie, piękniejsza nie będę". Jakimś składnikiem tego przekazu byłoby (tak bym to określiła) zdrowe poczucie własnej wartości oraz pewnego rodzaju pogoda ducha: taka świadomość, że owszem, przy rozwiązywaniu spraw spotykamy najróżniejsze kobiety, o różnym typie urody, może i bardziej atrakcyjne, ubrane bardziej kobieco, a nie "policyjnie", ale ja "wiem kim jestem", "jestem jaka jestem", "jak ci się nie podobam to trudno, nie będę przejmować się czymś, na co nie mam wpływu".
Piszę to w pozytywnym sensie (z zastrzeżeniem, że nie bardzo umiem tego uczucia przełożyć na słowa), ale ta właśnie jej "skończoność" dawała mi dużą otuchę, że taki sposób bycia, jaki przekazywała Lisbon (dbanie o siebie, ale bez jakiegoś spinania się, żeby koniecznie spodobać się komuś i drżenia, ze co będzie jak się nie spodoba), jest możliwy i godny naśladowania.
Uważam, że to jest bardzo fajne cały czas, przez wszystkie sezony, że Lisbon tak właśnie wyraża swoją kobiecość - owszem, przywiązuje wagę do wyglądu, stara się coraz to być ubrana inaczej i mieć inną fryzurę, ma zawsze ładnie zrobiony manicure i ładnie się maluje itp., ale jednocześnie trzyma się cały czas tej swojej zwykłej wersji, do której jest przywiązana i w której czuje się najlepiej.
Nadal tak postrzegam Lisbon, jednakże w pierwszym sezonie te uczucia, które opisałam wyżej, były ostrzejsze. Teraz trochę mi przebija poprzez postać Lisbon właśnie grająca ją aktorka i widzę w Lisbon bardzo piękną kobietę, jednak już nie "taką jak my wszystkie", tylko bardziej efektowną, bardziej kunsztownie przygotowaną do każdego ujęcia.
Oczywiście to nie odbiera mi przyjemności z oglądania serialu i pięknej Lisbon. Co więcej, mam nadzieję, że jej uroda w końcu tak podziała na Patricka, że wątek Jisbonowy nabierze tempa. :)
Jeszcze co do tego "image" Lisbon, o którym pisałam powyżej, tzn. o tym, że dla mnie przebijało w nim najbardziej wrażenie bycia sobą i nie silenia się na to, aby swoim wyglądem oddziaływać na kogokolwiek, to pozwólcie, że bardziej Wam to zilustruję poprzez kontrast z innymi kobietami w serialu.
Obejrzałam niedawno odcinki z 4 sezonu, w których pojawia się Susan Darcy (agentka FBI) i widać, że ona, choć ma (prawie) taką samą pracę, jak Lisbon, to ubiera się ciągle inaczej i za każdym razem, w doborze fasonów ciuchów, biżuterii oraz w różnych detalach widać jej wielką chęć, aby wyglądać seksownie i oddziaływać jakoś na facetów. Zwróciłam uwagę na to zwłaszcza w odcinku 4x17, w którym "wypożyczyła" Patricka, żeby pomógł jej rozwiązać jakąś sprawę, a jednocześnie chciała mu się przyjrzeć. No i jest tam scena, w której siedzą razem wieczorem w knajpce, czekają na realizację tego, co zamówili i ona chce porozmawiać o Red Johnie, a Patrick chce oddalić temat i zaczyna odgadywać jej przeszłość i różne jej problemy emocjonalne itp. I w tej scenie Darcy ma na sobie bluzkę z lejącego się materiału, bez kołnierzyka, natomiast z takim po prostu jakby pionowym rozcięciem z przodu, które ma tworzyć (duuuży) dekolt. I nie dość, że tworzy, to jeszcze ona ma jedną część tej bluzki zawiniętą tak, żeby ten dekolt był jeszcze większy (ma to wywołać wrażenie, że niechcący tak jej się zawinęło, ale widać, że na 99,9% sama tak zawinęła tę bluzkę w celu jakiegoś oddziaływania na Patricka). Jest też obwieszona na tym dekolcie złotymi łańcuszkami - te łańcuszki to też takie "niby nic", bo cienkie, ale jakoś tak się snują po tym dekolcie i wszystko razem sprawia, że widać jakiś oczywisty wysiłek w tym, żeby właśnie kusić mężczyzn czy coś. Jeżeli mężczyzna to widzi i dobrze odczytuje o co chodzi, to jest to, uważam, trochę wręcz upokarzające dla kobiety (przynajmniej dla mnie takie by było). Darcy w innych scenach ma jakieś właśnie dodatki, biżuterię, drapowane bluzki, spódnice i tym podobne, którymi w oczywisty sposób jakby kusi mężczyzn, a nie ma to przełożenia na jej ogólny sposób bycia, bo nie jest kobietą typu Summer, u której to kuszenie mężczyzn i epatowanie cielesnością jest spójne z tym, jaka po prostu jest na co dzień.
No i w porównaniu z Darcy, to Lisbon wypada bardzo korzystnie, uważam. Na nic się nie sili, jest zawsze sobą, nosi tylko ten krzyżyk jako jedyną biżuterię. Nie widać po niej, żeby koniecznie potrzebowała potwierdzenia, że podoba się mężczyznom, a i tak wie, że się podoba. No, mały wyjątek to to poprawianie włosów na widok Kirklanda. :) Ale to i tak mało na tyle sezonów...
Podoba mi się, że nie robi zwłaszcza takich wysiłków w kierunku Patricka. Ma swoją godność i nie zachowuje się jak te wszystkie Eriki, Kristiny i Lorelei. Tak jakby wychodziła z założenia: "albo zobaczysz moje piękno i docenisz mnie albo nie, wówczas trudno, przeżyję to, najwyraźniej nie jesteś dla mnie, skoro nie doceniłeś tego piękna, jak nie ty, to ktoś inny je doceni".
Lisbon ma tę godność, ale widzę też, że w konfrontacji z tymi kobietami kręcącymi się wokół Patricka JEST jej trudno. Nie jest przecież z kamienia. No, ale trzyma się jakoś i daje radę i nie zniża się do wywijania dekoltów i tym podobnych rzeczy. Za to bardzo ją podziwiam i lubię.
Jeszcze chciałam dodać, że te cechy Lisbon, o których powyżej dobrze też widać, moim zdaniem, na tle Van Pelt. Van Pelt wprawdzie nie zachowuje się jak Darcy, ale przejawia więcej (na szczęście zdrowej) kokieterii, niż Lisbon - te mocne, kolorowe cienie na całych powiekach, te fryzurki (w tym wymyślne warkocze), te bluzeczki typu "fru-fru", naszyjniki itp. Mnie podoba się image Van Pelt i nie mam jej nic do zarzucenia, natomiast również w porównaniu z tym stylem widać lepiej ten taki trochę nonszalancki styl Lisbon, która dużo mniej skupia się na tym, jakie ma wywołać wrażenie na mężczyznach, tylko po prostu ubiera się do pracy, bo ubiera się do pracy i tyle.
Nie wiem czy to jakoś zrozumiale napisałam, w każdym razie podoba mi się osobowość Lisbon przejawiająca się w tym, w jaki sposób prezentuje się otoczeniu.
Jak zwykle świetna analiza w twoim wykonaniu Aniu;)
Na pewno wielkim plusem Teresy jest to , że jest wolna a Robin zajęta a dokładniej żonata więc mam jeszcze szansę powalczyć chociaż o Tereskę:)
A co do Jisbon to nie obraził bym się jakby Patrick sprzątną mi Teresę spod nosa dla nie go zrobił bym wyjątek:-]