Drugi sezon ma wszystko to, czego Netflix wymaga od twórców. Jest wątek LGBT, są odważne czarne matki walczące z opresją i rasizmem ze strony białych ludzi oraz tych, którzy są czarnoskórzy na wierzchu, ale biali wewnątrz (jak Lord Vader). Truskawką na torcie jest opętany religijnymi wizjami chłopczyk, któremu pogorszyło się od coniedzielnej wizyty w kościele...katolickim, oczywiście.
Raczej nachalna jego propaganda. Po prawej i po lewej stronie mamy skrajnych krzykaczy. Jedni by zamordowali geja lub chociaż wychłostali gdyby mogli, drudzy zrobili z niego nietykalny wzorzec "postępu".
A gdzieś pośrodku stoi ogromna większość populacji, patrzy na to i...no właśnie? Co ma zrobić?
Wg corocznego raportu GLAAD w 2018 roku w amerykańskiej telewizji było dokładnie 8,8% postaci identyfikujących się jako nieheteronormatywne.
Zatem nie wiem, co może zrobić większość populacji - może przestać hiperbolizować i demonizować?
W punkt, choć pewnie nie dotrze ten procent jakoś do świadomości autorów postów wyżej. Zauważam, że dyskusja z wyznawcami istnienia tzw. Netflixowej propagandy lgbt i 'lewactwa', cokolwiek to znaczy, nie ma sensu. To naprawdę są wyznawcy...
To niestety działa na zasadzie prostego mechanizmu psychologicznego, że gdy dana osoba upatruje w homoseksualizmie zagrożenia, obecność jednego niewpisującego się w heteronormatywny schemat bohatera na stu urasta w jego oczach do monstrualnych rozmiarów. Przeświadczenie o istnieniu homopropagandy znacząco zniekształca na dodatek optykę, i to do tego stopnia, że nie dostrzega się nawet, że akurat w 2. sezonie "Mindhuntera", już bardzo tę klasyfikację upraszczając, była mniej więcej czwórka nieheteronormatywnych bohaterów - z czego połowa to seryjni mordercy. Co to za promocja i idealizacja?
I na dokładkę zupełnie zawiesza się racjonalny wniosek, że ujawniony homoseksualizm jest naprawdę bezpieczniejszy również dla osób heteroseksualnych. Powtórzę się nieco, ale może niech to wybrzmi raz jeszcze. Wśród znajomych moich rodziców były dwa przypadki, gdy mężczyzna próbował ukrywać swoją orientację. To były lata 70-te ubiegłego wieku, głęboki PRL. Ci panowie weszli w związki małżeńskie, mieli dzieci, ale w efekcie jeden został przez żonę przyłapany z innym panem w łóżku, a drugi odszedł, mówiąc wprost, kim jest. Cierpiały kobiety (ich żony) i ich dzieci. Jedno dziecko straciło ojca całkowicie, bo matka uznała, że z dewiantem nie będzie się dziecko zadawać. Druga kobieta pozwalała na kontakty, ale rozpad związku jest zawsze dla dziecka traumą. A wszystko dlatego, że próbowano ukrywać odmienną orientację seksualną.
Jeśli ktoś przyznaje się do swojej orientacji, jest osobą o normalnym systemie wartości, bez rzeczywistych zaburzeń (nie seryjnym mordercą, psychopatą itd. itp.), to jednocześnie daje nam przecież możliwość np. uświadomienia mu, że nie jesteśmy zainteresowani, bo mamy orientację odmienną. Dla obu stron wszystko staje się jasne. To sytuacja dla wszystkich zdrowsza wg mnie.
Tylko że takie potraktowanie sprawy wymaga racjonalnego podejścia, a nie kierowania się czystymi emocjami, wręcz atawistycznym lękiem przed odmiennością, innością.
A jeśli można zapytać, to o jakie zagrożenie chodzi? Gdy na forach mowa o "homofobii", to częstym zarzutem jest, ze hetero dopatrują się w homoseksualiźmie "zagrożenia". Możesz to jakoś rozwinąć? Jakiego zagrożenia?
Ja spróbuję odpowiedzieć. To jest stosunkowo proste, choć wielu tych, którzy w homoseksualizmie widzą zagrożenie, temu zaprzeczy. Otóż wielu ludzi nie jest do końca pewnych tego, kim naprawdę są, w tym swojej orientacji seksualnej. Co więcej, bardzo prawdopodobne, że zdecydowana większość nie jest w 100% homo czy hetero, tylko gdzieś pomiędzy. Powiedzmy, jeśli w skali od 1 do 10 1 oznacza 100% hetero, a 10 100% homo, to większość plasowałaby się mniej więcej ok. 3. Także póki są wytyczone jasne normy, wydaje im się, że wszystko jest proste i wiedzą, co mają robić ze swoim życiem. Ale kiedy wszystko staje się bardziej płynne, czują się zagubieni. Ale tak jest nie tylko z orientacją, tylko ze wszystkim. Dlatego dużo ludzi potrzebuje autorytetów, które będą im mówić, co jest słuszne, a co nie, bo sami się pogubią. A że te autorytety uwielbiają swoją pozycję i chcą ją zachować, to posuną się do straszenia ludzi, że to, co inne, jest złe, bo wcześniej tak nie było, więc po co zmieniać. A że podobne autorytety kiedyś sprzeciwiały się biężącej wodzie czy elektryczności, bo wcześniej czegoś takiego nie było (serio, nie ściemniam) czy np. tłumaczeniu biblii na inne języki, żeby ludzie (ci piśmienni, których kiedyś też była garstka) nie mogli jej przeczytać i sami wyciągać wniosków, to już inna sprawa.
Poza tym chcą być częścią grupy, stada, chcą być akceptowani. I boją się, że jeśli oni w jakiś sposób od tego stada odstają, zostaną wykluczeni. A że stado też lubi mieć kozła ofiarnego, jednoczyć się przeciwko wspólnemu wrogowi (nic tak nie jednoczy ludzi jak strach przed zagrożeniem, rzeczywistym bądź wyimaginowanym), to mamy co mamy. Myślę, że większość ludzi nie czuje się szczęsliwa, gdzieś w głębi czuje, że dokonali złych wyborów w swoim życiu i nie za bardzo mają jak się z tego wyplątać. Dlatego boją się tego, co nie mieści się w ogólnie przyjętych normach, bo przypomina im, że spaprali swoje życie.
Twoje wnioski są częściowo trafne, ale za bardzo starasz się przedstawić społeczeństwo, jako bezmyślną szarą masę, która boi się homoseksualistów, bo zazdrości im wolnosci i odwagi bycia sobą.
Według mnie słowo "homofob" ma okreslone zadanie - ma etykietować heteroseksualistów, jako ludzi, którzy się "boją bo za mało rozumieją", zupełnie jak by homoseksuallizm był przywilejem, a heteroseksualizm czymś narzuconym, kieratem, który trzeba dźwigać. Homoseksualistom jest na ręke myśleć, ze ludzie się ich boją, bo to daje poczucie siły. Z resztą, nie tylko środowiska lgbt, ale też wszelkiej masci buntownicy, lubią myśleć, że reszta świata się ich boi.
Owszem, ja rozumiem, że homoseksualiście jest przykro, że nie jest akceptowany. Ale to bardzo wąskie spojrzenie, przyjmować, że ludzie go nie akceptują jedynie dlatego, że się go "boją". Tak jest najłatwiej powiedzieć, ale prawda jest o wiele bardziej przyziemna - większośc facetów, patrząc na dwóch całujących sie gejów czuje po prostu dyskomfort, obrzydzenie i to nie wynika z lęku, czy "zacofania intlektualnego", bo orientacja seksualna nie ma nic wspólnego z intelektem, a jest po prostu naturalną reakcją organizmu, podobnie jak i wspomniany dyskomfort. Nie rządzi tym żadna "fobia", tylko natura.
Chyba nie do końca się zrozumieliśmy. Ok. Częściowo piszę to ze swojej własnej perspektywy, bo choć nie jestem homoseksualistą, to z innych powodów odstawałem od reszty i nie za bardzo miałem ochotę się dostosować. I w grupie albo tym bardziej tłumie to ludzie często naprawdę przypominają szarą bezmyślną masę, powtarzającą utarte slogany. Pojedynczo prawie z każdym da się dogadać, ale jak się zbiorą w kupę, to niekoniecznie.
Nie powiedziałbym, że otwarte przyznanie się do swojej orientacji, to odwaga bycia sobą. To raczej coś w stylu "już dłużej tak nie wytrzymam, nie potrafię tak żyć". Raczej akt desperacji. I nie chodzi mi o parady równości, promowanie drag queen czy tego typu rzeczy, tylko o normalnych ludzi, którzy są tej samej płci i chcą żyć ze sobą.
Mi też widok dwóch całujących się facetów nie sprawia przyjemności, ale czy powinno to być zabronione? Sam nie wiem. Gdzie jest granica, co powinno być dozwolone, a co nie? A jeśli to są dwie kobiety, to całowanie się w przestrzeni publicznej powinno być dozwolone? A co w przypadku zwykłych par?
A strach przed homoseksualistami był i jest sztucznie podsycany przez różne środowiska, organizacje polityczne i religijne, którym niekoniecznie zależy na interesie ludzi, a bardziej na utrzymaniu swoich wpływów. Z tego powodu powstało LGBT, żeby się zaktywizować, mieć swoją reprezentację polityczną i zakończyć dyskryminację. Innymi słowy, nie byłoby LGBT, gdyby róznej maści konserwatyści nie zaglądali im do łóżek przez tyle czasu. Pierwszy albo jeden z pierwszych polityków LGBT, Harvey Milk, został zamordowany przez konserwatywnego radnego.
Oczywiście jak jakiś odłam stał się ruchem politycznym, to część poszła w skrajność, podobnie jak skrajni konserwatyści. Poza tym po rozwiązaniu problemów, które pierwotnie mieli rozwiązać, zaczęli szukać innych, część wręcz na siłę. Bo chyba jeszcze nie narodził się polityk, który stwierdził, że ok, cel osiągnięty, nie ma już o co walczyć, więc wycofa się z polityki.
A jest statystyka ile czasu na ich wątki jest poświęcone? Bo ilość ich w społeczeństwie to max 3%.
Zalecam douczanie. Polska była jednym z PIERWSZYCH krajów, które np. przyznały kobietom prawa wyborcze. Pracujesz w Wybiórczej chyba, bo taki poziom wypowiedzi powinien być promowany...
Widzę, że mamy tutaj kliniczny przypadek turbotolerancji w wersji hard czyli klasyczne wyznawanie poszanowania dla jednych grup społecznych przy jednoczesnej pogardzie dla innych. Takie tam lewackie problemy z podstawową logiką, w sumie nic nowego.
Przy okazji tego komentarza przypomniał mi się pewien niedawny "happening" który idealnie odzwierciedla intelektualny poziom autorki posta i jej podobnym.
Otóż nie dalej jak kilka miesięcy temu grupa mocno zradykalizowanych femin (przez szacunek do prawdziwych feministek wolę używać tego pogardliwego skrótowca) wyszła z inicjatywą zmiany nazwy ronda Dmowskiego na (bodajże) Rondo Praw Kobiet. W tym celu wybrały się na upatrzoną wcześniej miejscówkę urządzając sobie w godzinach szczytu dyskotekę i przy okazji pokazując jak za jednym zamachem wk**wić tysiące kierowców i wzbudzić jeszcze większą nienawiść do swoich (i tak już mocno znienawidzonych) postulatów. Mistrzynie marketingu :)
Jakby tego było mało, żadna z tych światłych, elokwentnych i dziarskich towarzyszek niedoli nie wpadła na prosty pomysł (bo i skąd, przecież w wysokich obcasach nie napiszo), żeby sprawdzić historię "faszysty" Romka, który jak na złość (bo po fakcie) okazał się orędownikiem kobiecych postulatów (bynajmniej nie tych o macicy) a jego NDcja jako pierwsza wprowadziła kobiety to polskiego parlamentaryzmu.
Dla człowieka rozumnego oczywistym jest, że tych środowisk nie należy brać na poważnie tylko zwyczajowo "kręcić z nich bekę" i nie trzeba się specjalnie wysilać żeby znaleźć ku temu powody, dzielne feminy dostarczają ich aż nadto :)
Przeczytałem ten pamflet trzeci raz,a dalej nie wiem do czego ty właściwie pijesz xD. Ładnie napisane, szkoda ze tekst o niczym.
To jest właśnie książkowy przypadek ideologii LGBT, wątek homo jest w serialu, bo występuje w KAŻDYM serialu netflix originals. Nie służy niczemu, po prostu ma być i tyle, ale zawsze znajdzie się jakiś oświecony pokemon, który będzie zażarcie bronił tego wątku, twierdząc, że jest ważny.
Zakwalifikowanie tej wypowiedzi jako pamfletu wiele wyjaśnia w kontekście konieczności trzykrotnej lektury i dalszego braku zrozumienia. Idź w pokoju.
Tutaj nie ma czego rozumieć, bo ty piszesz o niczym xD Kręcisz się dookoła i właściwie nikt nie wie o co chodzi. Jest taka cecha, przydatna zwłaszcza w necie - nazywa się elokwencja.
W pierwszym akapicie piszesz o tym, że lesbijski wątek ma znaczenie w świetle całego serialu, a potem zaczynasz opisywać postać, gdzie sama udowadniasz ze jej orientacja nie ma znaczenia. Trudno ci przyznać, że ten wątek to jest kwestia czysto propagandowa i został umieszczony w serialu po to żeby udobruchać Netflixa.
Też czytałem jego post kilka razy i wydał mi się że jest o niczym, lanie wody i tyle.
Zupełnie się nie zgadzam z ex-machine - wcale to w serialu nie było tak przedstawione, że Pani doktor była taką białą postacią, oświeconą przez naukę i dojrzałą emocjonalnie w przeciwieństwie do kolegów. Wręcz przeciwnie - pierwszy wieloletni związek zakończyła wychodząc z imprezy - wykazując zero wdzięczności i klasy za wieloletni protektorat starszej osoby, przekładając własną ambicję samostanowienia nad zdobyciem dalszych tytułów naukowych. Całkowicie oddaje się swojej ambicji wchodząc do pracy w FBI - swoje życie uczuciowe poświęca niewidzialnemu kotu w piwnicy - co jest metaforą jej przemiany wewnętrznej- konkluzją jest jej nieudany romans z barmanką, gdzie w końcowej scenie wychodzi jej sukowatość i skrywana głęboko poczucie że jest kimś lepszym niż zwykła barmanka spragniona zwykłej miłości - wychodzi jej totalna niedojrzałość emocjonalna - zna ona tylko relacje hierarchiczne - gdzie albo ktoś jest "nad" lub jest "pod" - w ten sposób zrywając chce udowodnić sobie że barmanka nie posiada "czegoś" więcej niż ona. Co więcej również ma narcystyczne pragnienie - podobnie jak Holdem zostania gwiazdą przesłuchań "celebrytów" przestępczych - na co ostatecznie nie godzi się szef FBI - który słusznie zauważa, że ona jest do pracy naukowej, a nie do gwiazdorzenia w terenie. Nie wspominając o tym że przesłuchuje taśmę i podsrywa kolegów jeśli tylko poczuje zagrożenie dla swojej pozycji. Postać ciekawa i niejednoznaczna i dosyć dobrze opisuje problematy homoseksualizmu - które są właśnie pełne smutku i samotności, którą bardzo trudno zapełnić - poza tym cała trójka "przegrywa" swoje życie prywatne - więc są przedstawieni jakby na jednym poziomie, a nie ze Pani doktor jest kimś "lepszym".
I dlatego wlasnie zrezygnowalem z subskrybcji Netflixa... jestem zmęczony tą ideologiczną propagandą. Ani mi ani mojej żonie nie chce nam się już na to patrzeć, a tym bardziej tego sponsorować.
Zostają wam rosyjskie seriale, bo sprawy LGBT beda w kazdym serialu w USA, co wynika ze stopnia emancypacji homoseksualistow w tamtym spoleczenstwie. W Europie zachodniej to rowniez ma miejsce. Slowem: bedzie tego wiecej, nie mniej. Wiec latwiej odrzucic swoje uprzedzenia, niz przestac ogladac seriale.
Łatwiej odrzucić swoje uprzedzenia, powiadasz.... No to ja Ci powiem, że boję się nowotworu i bać się nie przestanę - uprzedzenie takie mam. Boję się także bólu i biedy. Też takie głupie uprzedzenie. Nienawidzę kłamstwa, niesprawiedliwości i głupoty - ot, takie uprzedzenia. Ojojoj... obawiam się, że moje uprzedzenia jakoś tworzą moją osobowość i takie tam. Więc nie, nie łatwiej odrzucić swoje "uprzedzenia". Chyba, że nie rozumiesz słowa "uprzedzenie", to wielce prawdopodobne. No cóż, Wybiórcza raczej nie uczy swoich pracowników i/lub fanów prawdziwego znaczenia pewnych słów - uprzedzenie ma takie :D
Słownikowo: "uprzedzenie - utrwalona nieuzasadniona racjonalnie niechęć do kogoś lub czegoś". "Nieuzasadniona" jest tu słowem-kluczem. Nie jesteś uprzedzona do bólu i biedy, bo strach przed nimi ma racjonalne uzasadnienie. To samo tyczy się kłamstwa, niesprawiedliwości i głupoty. Każdy z tych czynników wpływa na człowieka negatywnie i wiąże się z cierpieniem jednostki. W jaki sposób negatywnie wpływa na Ciebie fakt istnienia homoseksualistów lub jeszcze lepiej - oglądania aktorów odgrywających role osób homoseksualnych w serialu?
Stosując Twoją, jakże niepoprawną, definicję słowa "uprzedzenie", mógłbym stwierdzić, że jestem uprzedzony co do seryjnych morderców. Znaczy jestem tolerancyjny i w ogóle, ale jednak oglądanie takich zwyroli na ekranie, to już perwersja. I jakkolwiek głupie by to nie było, wciąż miałoby więcej sensu niż zrażenie się do serialu, dlatego że jedna z postaci jest homo. Chyba, że ktoś jest w stanie uzasadnić w jaki sposób postaci o odmiennej orientacji seksualnej wpływają na niego równie negatywnie, co wymienione wyżej bieda, ból, kłamstwa czy niesprawiedliwość?
Gościu, co ty bełkoczesz? Z badań wynika, że homoseksualistów jest społeczeństwie najwyżej od 1 do 3%, a te nowe seriale robią wrażenie jakby to było kilkadziesiąt procent. Jeśli to nie jest propaganda, to co to jest?
Będę dość brutalna być może, ale w sumie istnieje organizacja, która zapewne, gdyby tylko mogła, usunęła wszelkie wątki LGBT nie tylko z seriali i filmów. Może należy zainteresować się ideologią państwa islamskiego i nieco nad sobą zastanowić?
Pamiętaj, że wątek lgbt musi wzbudzać współczucie u widza i nigdy nie może być kojarzony jako czarny charakter.
Netflixowa propaganda jest już tak duża, że oglądając ich serial nie zastanawiasz się czy będą w nich lewackie wątki tylko kiedy.
Ja póki co przewijam całe sceny i czekam na nową platformę vod pozbawioną lgbt w każdym możliwym serialu.
Dziękuje ci za ten komentarz to właśnie piękny przykład dlaczego Netflix uprawia propagandę.
Chcę wmówić nam, że homo to połowa świata i należy ich kreować w taki sposób żeby wzbudzić współczucie u widza.
Prawda jest jednak inna.
W większości to agresywni frustraci seksualnie, którzy pod szyldami tolerancji miłości i szacunku do drugiego człowieka życzą drugiemu człowiekowi popełnienia samobójstwa.
Łatwo pleść farmazony, trudniej ich bronić. Postać mordercy, którego przesłuchują w 4. odcinku Greg i Wendy, wzbudza w widzach współczucie i jest w tym jasełkowym podziale na dobre i złe charaktery po jasnej stronie mocy?
I jeszcze w sumie postać mordercy, który nakazywał przyprowadzać sobie chłopców i dziewczynki. I właściwie to morderca z Atlanty, porywający chłopców. O tak, współczujemy im niezmiernie... ;/
"Pamiętaj, że wątek lgbt musi wzbudzać współczucie u widza i nigdy nie może być kojarzony jako czarny charakter"
Ciekawa teoria, biorąc pod uwagę, że w najnowszym sezonie jednego z najpopularniejszych seriali Netlixa najgorsza menda, najokrutniejszy oprawca ze wszystkich przedstawionych postaci, okazuje się kryptogejem.
Niestety to nie jest jedyna produkcja netflixa gdzie za wszelką cenę przepychają wątki kolorowej tęczy.
Oho, widzę autor posta żyje w oblężonej twierdzy.
1. Fakt że Wendy jest lesbijką został zaznaczony już w 1. sezonie. Nie powiem by był to mój ulubiony wątek serialu, ale to nie kwestia orientacji bohaterki. Po prostu między tymi babkami nie było chemii, taki wątek romantyczny jest nieprzyjemny do oglądania. Ale jakby był to związek hetero to byłby równie słaby z takimi interakcjami :)
2. Dzielne matki walczące o swoje dzieci? Cooo? Chyba inny serial oglądałem. Ja widziałem rasistki które wręcz trzymały kciuki, żeby zabójcą był ktoś z KKK. Które twierdziły, że Czarny nie może być mordercą. Ich uprzedzenia były widoczne gołym okiem. Świetnie pokazany konflikt rasowy. Konflikt w którym nie ma świętych, a zacietrzewienie bierze górę nad rozsądkiem.
3. Jakimi religijnymi wizjami? Spowodowane wizytami w kościele? A może jednak zdjęciami brutalnych zabójstw znalezionymi pod łóżkiem ojca (poprzedni sezon się kłania)? Może ogólnym wyalienowaniem chłopca i jego oderwaniem od rzeczywistości?
Krótko mówiąc, jak ktoś chce widzieć "lewacką propagandę", bo jest uprzedzony do Netflixa (taka moda u nas po PLOTCE o czarnej Ciri) to ją zobaczy.
" Ja widziałem rasistki które wręcz trzymały kciuki, żeby zabójcą był ktoś z KKK. Które twierdziły, że Czarny nie może być mordercą. Ich uprzedzenia były widoczne gołym okiem. "
Przegięcie w druga stronę z tymi "rasistkami" :) Owszem, uprzedzenia były widoczne po obu stronach, ale w mieście faktycznie działał przecież KKK, który miał już udział w mordowaniu czarnych dzieci. Co więcej: czarna społeczność miała racjonalne powody, by oskarżać FBI o niechęć do ścigania członków KKK, zważywszy na fakt, jak ślimaczyły się sprawy morderców czarnych dziewczynek z 16th Street Baptist Church. Jednego za mord z 1963 skazano dopiero w 1977, dwóch po roku 2000 a jeden wykorkował i w ogóle uniknął sprawiedliwości, choć wszystkich czterech wytypowano już w 1965.
No i tu się kłania tzw. zasada determinizmu społecznego Marksa, czyli "punkt widzenia zależy od punktu siedzenia", a jeszcze inaczej, to ocena sytuacji zależy od naszych życiowych doświadczeń. Te kobiety nie wiedziały nic o tworzeniu profilu seryjnego mordercy, prawdopodobnie też nic albo bardzo niewiele o podłożu seksualnym większości takich morderstw. Za to żyły w świecie, gdzie przez wiele lat Ku Klux Klan bezkarnie zabijał czarnych i prawie wszystkie zbrodnie popełnione na czarnych były ich sprawką. Z kolei Holden niewiele wiedział na ten temat i z pewnością nie potrafił się wczuć w ich rolę. Za to myślał o tym tylko, jak o kolejnym seryjnym mordercy, którego profil trzeba nakreślić i na tej podstawie zawęzić krąg poszukiwań. Obie strony powinny wysłuchać się nawzajem. Holden wziąć pod uwagę specyfikę regionu i zaszłości między czarnymi a białymi, a te kobiety zdać sobie sprawę, że nie zawsze coś takiego ma podłoże rasowe.