PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=680486}

Narcos

8,5 165 599
ocen
8,5 10 1 165599
7,8 12
ocen krytyków
Narcos
powrót do forum serialu Narcos

Recenzja bez spoilerów

ocenił(a) serial na 7

„Myślałeś kiedyś o pieniądzach? O dużych pieniądzach. Żeby je zdobyć, milion baksów!” tak narkobiznes reklamował Marek Kondrat ustami swojego bohatera Ola Żwirskiego z kultowych „Psów”. Wszelkie poradniki coachingowe czy motywacyjne zwykle dzielą ludzi na tych, którzy łatwo osiągają satysfakcję i komfort oraz na tych ambitnych, nigdy nie spełnionych, którzy ciągle chcą się piąć w górę oraz są wielce inspirujący. Biorąc pod uwagę te właśnie standardy to Olo byłby zwykłym żuczkiem czy jak to niektórzy rodacy z amerykańskiej emigracji mówią: robakiem. Idąc dalej za porównaniem Pablo Escobar wydaje się być połączeniem Mateusza Grzesiaka i tego gościa bez kończyn. Motywacyjny asasyn. Jednak wiele lat temu mało kto potrzebował takich usług, tym bardziej w biednej Kolumbii, więc Escobar wymyślił, że będzie eksportował to na czym można najwięcej zarobić. Oczywiście na kokainie. A niedawno Netflix zaproponował ludziom poznanie jego historii.

Materiału jest ogrom, bo Escobar to jeden z największych oryginałów czasów najnowszych. Baron narkotykowy z aspiracjami politycznymi? Prezydenckimi? Witamy w Kolumbii, gdzie wszystko jest możliwe. Netflix w ten sposób bardzo sprytnie obszedł problem z tworzeniem wciągającej fabuły. Dzięki temu odpada wiele upierdliwych rzeczy typu kreowanie wiarygodnych bohaterów, ich charakterów, motywów, zastanawiania się nad kolejnymi wydarzeniami, czy jest w tym logika i wiele wiele innych. I choć w świecie filmowym ekranizacje i przełożenie czyichś historii na ruchome obrazki jest czymś normalnym (najlepiej dowodzi, że Oscary najpierw przyznawano za scenariusz adaptowany a potem dopiero za oryginalny), to ja od zawsze mam z tym pewien zgrzyt. Niby wszystko jest w porządku, ale to tak jak czytanie powieści opartej na prawdziwych wydarzeniach – odpada ten ekscytujący element totalnej fikcji i nieprzewidywalności.

Oczywiście to wszystko nie oznacza, że twórcom odpada nieznośny ból głowy, a może nawet i wręcz przeciwnie. Skoro trudno oceniać samą historię (bo napisało ją życie), to oczy wszystkich zostają zwrócone na to jak została ona opowiedziana i pokazana. Przy oryginalnych fabułach realizacja potrafi zejść na dalszy plan, ponieważ można pewne niedociągnięcia przykryć chociażby chorymi zwrotami akcji. Twórcy „Narcos” mieli dodatkowe wyzwanie polegające na ogarnięciu rozmaitych niuansów związanych z Escobarem – 10 odcinków to z jednej strony sporo, z drugiej jednak trzeba się zastanowić nad rozłożeniem poszczególnych akcentów, tak aby widz został pochłonięty do reszty, ale również żeby uniknąć spłaszczenia całości. Pablo Escobar sam z siebie nie byłby zbyt ciekawy, to co czyni go wyjątkowym to wszelkie interakcje z otoczeniem – bez Kolumbii byłby kolejnym sztampowym baronem.

Z podobnego założenia musieli wyjść twórcy i nie kombinowali z lokacją tylko wybrali jedyne prawilne otoczenie dla unoszących się oparów białego proszku czyli stolicę Kolumbii. To co można z pewnością zaliczyć na plus to rozmach z jakim ten serial został nakręcony. Absolutnie nie ma tutaj tandety, całość wygląda bardzo starannie i obiektywnie rzecz biorąc trudno jest się do czegoś przyczepić. A należy pamiętać, że akcja toczy się w latach 80, więc całość należało dodatkowo przystosować do ówczesnych warunków zaczynając od oczywistych rzeczy typu brak telefonów komórkowych a kończąc na detalach typu ubrania bohaterów. Pisząc jednak bardziej subiektywnie to ja wyobrażałem sobie ten serial trochę inaczej. Kadry może i trudno określić jako cukierkowe, jest ten taki „brud”, ale całość mogłaby przyjąć bardziej surową formę. Mroku jest raczej niewiele, bardziej go widać w pojedynczych scenach, w których musiał się znaleźć – tortury, speluny czy slumsowate rejony. O wiele bardziej klimatyczne byłoby utrzymanie całości w ciemnej i ponurej kolorystyce – wiecie co mam na myśli. Wycisnąć z planów zdjęciowych to co najpodlejsze, przywalić tym w widzów.

Z drugiej strony rozumiem osoby odpowiedzialne za produkcję – bardziej opłacalne jest stworzenie czegoś „lubialnego”. Przesadność w tej i kilku innych kwestiach mogłaby odrzucić sporą część widowni. Dla mnie to równanie do przeciętności jest właśnie największym problemem „Narcos”. Na całe szczęście aż tak mocno nie rzuca się to w oczy, ale jakiś niesmak pozostaje. Można nawet uznać to za pewien sukces, że pomimo tej pogoni za przystępnością, cały serial wyróżnia się z tłumu i jest trochę inny. Wyżej wspomniana oryginalna lokacja na pewno znacząco się do tego przyczyniła.

Wyróżnia się również sposób opowiadania historii, którą poznajemy dzięki agentowi DEA (amerykańskie służby walczące z narkotykami). Pojawia się on zarówno w postaci głosu z offu jak i bohatera na ekranie (Boyd Holbrook). To chyba najbardziej kontrowersyjny zabieg, który mocno podzielił widownię. Z jednej strony sama narracja (nie jej typ) jest oryginalna, bo zwykle wszystko skupia się na tych złych. Dobrzy goście zawsze dostają w popkulturze po dupie w postaci niewielkiej uwagi jaką dostają od twórców. W „Narcos” jesteśmy świadkami równolegle pracy policji, która stara się gromadzić dowody przeciwko Escobarowi oraz działań samego kartelu z Pablo na czele. Można spotkać zarzut, że wątki policyjne są nudne i zabierają tylko czas antenowy baronom – to kwestia gustu. Większym problemem dla niektórych może być traktowanie was jako widzów jak idiotów.

Agent Murphy oprócz samego streszczania swoich i escobarowych perypetii przybliża wszystkim takie oczywistości jak brak telefonów komórkowych czy trudności w podsłuchiwaniu osób. Nie ma chyba takiego widza, który po przedstawieniu sposobu przechwytywania rozmów nie załapałby o co chodzi. Jeśli chodzi o pozostałe kwestie to agent Murphy z offu jest w porządku – jest jakiś humor, czuć gawędziarski charakter – wszystko gra.

Wspominałem wcześniej, że przy ilości wybryków Pablo Escobara prawdziwym wyzwaniem jest odpowiednia selekcja wydarzeń – wybranie tych najciekawszych, najważniejszych, żeby jednocześnie zachować dobre tempo fabuły. Nie znam na wylot historii kartelu z Medellin, ale mimo to odnoszę wrażenie, że ta selekcja mogła zostać przeprowadzona lepiej. Drugi sezon zdaje się został oficjalnie zapowiedziany i z tego co można przeczytać w wypowiedziach bardziej zorientowanych osób – będzie obejmował o wiele mniejszą część życia Pablo Escobara. Pierwsza seria „Narcos” pędzi na złamanie karku i nie ma zbyt wiele miejsca na dokładne oglądanie tego jak zbudowane zostało całe imperium. Bardziej niż analizą przypadku, ten serial jest wzięciem pod lupę najważniejszych wydarzeń z życia kolumbijskiego barona. One są przedstawione bardzo dokładnie, na przykład prezydenckie ambicje: jest moment w którym pomysł zaświtał bohaterowi w głowie, jest jego droga do tego i jest upadek tych marzeń. Takich „kamieni milowych” jest więcej i to na tym głównie opiera się całość. Brakuje tutaj pokazania wewnętrznych kartelowych gierek oraz dokładniejszego skupienia się na procesie budowy najbardziej obrotnej narkotykowej maszynki. Ciężkość, której brakuje i o której pisałem wyżej, bardzo by pasowała do takiego tempa opowieści.

W rezultacie mimo iż to wszystko dobrze się ogląda to trudno się oprzeć wrażeniu, że stacja bała się pójść na całość i spowolnić akcję. Wtedy wszystko mogłoby się rozłożyć na kilka sezonów, z tym że pod znakiem zapytania stałaby oglądalność. Jednocześnie ten serial nie jest zlepkiem losowych przebitek z życia policjantów i przestępców, z dynamiczną akcją a'la blockbustery i hektolitrami krwi. Widać tu próbę wgłębienia się w wydarzenia, na tyle na ile pozwolą producenci bez uszczerbku dla „przeciętnego widza”. To zawsze coś. Narcos ma na tyle zwartą strukturę i trzyma się obranej konwencji, że nie odczuwa się tej powierzchowności, która przy szybkim tempie akcji jest nieunikniona. Mimo że pierwszy sezon obejmuje dobrych kilka lat i ma chwiejną dynamikę (raz duże przeskoki czasowe, żeby potem utknąć na dłużej w jednym momencie), to ten pośpiech nie rzuca się za bardzo w oczy. Wszystkie wydarzenia zostały zgrabnie połączone tak, aby to było zjadliwe i nie wprawiające widza w zagubienie – to jest wielka sztuka i naprawdę twórcy poradzili sobie z tym problemem kapitalnie.

Największa szkoda, że w tym wszystkim giną sami bohaterowie. Padają kosztem ładnie nakreślonej akcji. Są zwyczajnie mało ludzcy. Oprócz samego Pablo Escobara nie ma tutaj kogoś kto by mocniej zapadał w pamięć. Policjanci są zwykłymi policjantami (na czele z agentem Murphym, który właściwie niczym się nie wyróżnia ani nie ma żadnej cechy, która od policjantów by go odróżniła), a zbiry są zwykłymi zbirami. Żony i inne kobiety są takie jak same jak wszystkie żony i kobiety w narkobiznesie – przynajmniej tym z ekranów telewizyjnych i kinowych. Relacje pomiędzy wszystkimi postaciami są dosyć oczywiste, pozbawione czegoś wyjątkowego czy niezwykłego. Rozumiem, że większość z tych ludzi miała swoich odpowiedników z prawdziwego życia i było raczej małe pole manewru jeśli chodzi o manipulację w charakterach, ale jestem pewien, że „twórcza interpretacja” czy też małe podkolorowanie rzeczywistości w tym aspekcie, tylko by zrobiło dobrze. Dla mnie to pewna wada, ale można dostrzec dobre strony tego rozwiązania – w jakiś sposób można odnieść wrażenie, że ten serial ma pozory dokumentu. Oczywiście to tylko malutkie pozory, bo „Narcos” nadal jest pełnoprawnym serialem i tak powinien być oceniany, ale przebitki z prawdziwych materiałów archiwalnych i zdjęcia prawdziwego Pablo Escobara, to wrażenie potęgują.

Warto też zwrócić uwagę na rolę samego Escobara (Wagner Moura) – znakomita metamorfoza. I choć za wygląd brawa należą się bardziej charakteryzatorom, to sam aktor też mocno przyłożył się do ujarzmienia tej roli: według magazynu Rolling Stones przytył ponad 10 kilogramów, przeczytał o kolumbijskich kartelach wszystko co się da, a także pracował nad swoim hiszpańskim, w tym nad odpowiednim akcentem (Moura jest Brazylijczykiem). To wszystko procentuje, bo od ekranowego Pablo Escobara bije taka sama aura, jaka najpewniej biła od tego rzeczywistego. Trochę szkoda, że scenarzyści nie pokusili się o trochę bardziej twórcze rozwinięcie tej postaci – jestem pewien, że Moura wzniósłby się na jeszcze wyższy poziom. Ale to tylko narzekanie – choć w „Narcos” nie ma wielkiej analizy psychiki i głębokie emocje twórcy raczej chcieli ukryć, to nadal trzeba udźwignąć tę rolę, a Brazylijczyk z pewnością to zrobił.

Wszystkie moje zarzuty do tego serialu to jest raczej czepialstwo aniżeli coś poważniejszego. Jeżeli nie jesteście zbytnio nadwrażliwi na dziecinne tłumaczenie zawiłości fabuły przez narratora z offu oraz akceptujecie to, że włączacie bardziej serial akcji niż kino psychologiczne, to „Narcos” nie powinno was zawieść. Pewnie, że mógł być o wiele lepszy, ale to co dostajemy jest znośne, a na dodatek rewelacyjnie zrealizowane. W swojej obranej konwencji ta produkcja spokojnie się broni. Pewnie powinienem to wcześniej napisać, ale wspomnę tutaj: to nie jest Breaking Bad i nawet nie ma startu. Tam po równo była i psychologia i pełnokrwiści bohaterowie oraz akcja i szeroko pojęte show. „Narcos” jest bardziej wyważone w każdym aspekcie i „uprzystępnione”, ale to nie znaczy, że jest słaby. To nadal kawał produkcji, którą można polecić każdemu. No bo nie każdy serial to musi być nowe The Wire, prawda?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones