Parę tygodni temu wróciłam do oglądania „Nikity”, czyli jednego z moich ulubionych seriali z dzieciństwa. Przyznam szczerze, że z mojego początkowego zamiaru, aby obejrzeć jeszcze raz wszystkie odcinki po kolei wyszły nici i od razu zaczęłam od sezonu 3 i nawet nie od samego początku, tylko bodajże od 4 odcinka. Potem było przeskakiwanie i szukanie odcinków, w których dzieje się coś na płaszczyźnie relacji między głównymi bohaterami. Ktoś może powiedzieć, że to zbrodnia takie przeskakiwanie, ale z drugiej strony pamiętam, że przed laty, kiedy pierwszy raz w TV oglądałam ten serial, to robiłam to przede wszystkim ze względu na, według mnie, niesamowicie pokazane tam uczucie między Nikitą i Michaelem (Peta Wilson i Roy Dupuis, moim zdaniem, w swoich rolach niezastąpieni), więc teraz, kiedy już nie musiałam czekać na ulubione sceny, a mogłam obejrzeć je hurtem jedna po drugiej, postanowiłam skorzystać z okazji i tak zrobić. Trafiały mi się odcinki ciekawsze i mniej ciekawe, jeśli chodzi o interesujący mnie temat;), ale nie narzekałam, bo jak już wcześniej wspomniałam i tak na początku dokonałam selekcji.
Tak dobrnęłam do 21 odcinka 4 serii i intuicja (oraz opis fabuły odcinka 22;)) podpowiadały mi, że powinnam na tym zakończyć. Niestety ich nie posłuchałam, obejrzałam odcinek 22 i jestem oburzona. Niby serial to tylko serial i nie ma się czym oburzać, ale jego twórcy jakiś szacunek dla widza powinni mieć. Jak można wymyślić scenariusz, w którym przez cztery serie widz obserwuje rodzące się uczucie między głównymi bohaterami, a potem raptem w jednym odcinku okazuje się, że miłość do Michaela ze strony Nikity była tylko grą i ona go wcale nie kocha? Dobra, wiem, że jest jeszcze piąta seria i jej zakończenie jest trochę bardziej „optymistyczne”, ale nie wiem, jak Wam, ale mi odcinek 22 czwartej serii popsuł całą płynącą z oglądania przyjemność. Niby widziałam go już przed laty, ale widocznie musiałam go wyprzeć z pamięci, bo był on teraz dla mnie niemiłym zaskoczeniem, tak niemiłym, że aż musiałam napisać na tym forum, co o tym myślę;).
Zanim obejrzałam ten odcinek, chciałam jeszcze wrócić do serii 1 oraz 2 i tam poszukać odcinków z interesującym mnie wątkiem, ale teraz jestem trochę zniechęcona, bo obawiam się, że będę je oglądała cały czas mając z tyłu głowy myśl, że przecież to i tak na niby i nie ma tu mowy o żadnej miłości. Oczywiście zdaję sobie sprawę że cały serial jest przecież na niby i nie trzeba się nim przejmować, ale jestem pewna, że wszyscy Ci, którzy, tak jak ja, czuli i cenili go za niezwykły klimat relacji Nikita & Michael wiedzą, co mam na myśli to pisząc. Dla mnie serial powinien skończyć się na 21 odcinku czwartej serii i skandal, że tak się nie stało;).
Przyznam, że wątek o którym wspominasz również był dla mnie najważniejszy. Podobnie jak Ty bardzo się zawiodłem na ostatnim odcinku 4 sezonu. Do tego stopnia, że nie próbowałem już oglądać 5 sezonu. Jeśli chodzi o pierwsze sezony to również twórcy dali plamę. Myślę, że scenariusze pisały różne osoby. W rezultacie, w pierwszym sezonie mamy już nakreśloną "głębszą" relację pomiędzy głównymi bohaterami. Pamiętam jednak, że przez ciąg wielu dalszych odcinków jakby o tym zupełnie zapomniano.
Pomimo to, serial jest świetny (może na miarę brytyjskiego Robin Hooda nawet).
Gdybyś kiedyś zdecydował się obejrzeć jednak chociaż fragmenty sezonu 5, to polecam odcinek 7. Scenarzyści zdecydowali się w nim na ukłon w stronę wielbicieli relacji Nikita & Michael i włożyli w usta głównej bohaterki wyczekiwane przez fanów "kłamałam":), tylko w tym wypadku chyba już zarówno scenarzyści, jak i widzowie nigdy nie będą mieli pewności, czy nie mają tutaj do czynienia z "paradoksem kłamcy", no bo w końcu ile razy można zmieniać zdanie;).