(...)
Rzadko się zdarza, by pisząc o kryminale móc zdradzić „kto zabił”. Ale tego wymaga rzetelność oraz… fakty. „Obserwator” powstał bowiem na podstawie prawdziwych zdarzeń, które nigdy nie zostały wyjaśnione, a tym samym nigdy nie wskazano winnych. Przypadek pewnej rodziny z New Jersey został opisany w 2018 roku na łamach „New York Magazine”. Zatem tak samo w serialu, nie wiadomo „kto zabił”, to znaczy mogli wszyscy, ale nikt tego nikomu nie udowodnił, a niektórzy nawet chcieli, by im przypisano autorstwo listów. Dlaczego z taką łatwością przeszedł mi ten spoiler. To tak, jakby oglądać film o Hitlerze i zdziwić się, że przegrał wojnę. Larum jakie podniosło się wśród zawiedzonych widzów, uznaję za nie uzasadnione. Przecież twórcy pozostali wierni inspiracji i to bardzo dosłownie. Mało tego, niejednoznaczny koniec przydał produkcji niepowtarzalnego charakteru. Niestety Netflix już zapowiedział, że powstanie drugi sezon. Czy bohaterowie będą na siłę próbować rozwiązać zagadkę z pierwszej części, czy twórcy zaproponują bardziej kreatywny scenariusz? To co stało się atrybutem finału serialu, można łatwo zepsuć. Czekam.
Cały tekst: FB @Teksty Źródłowe