Odcinając formę od treści, bo fabularnie można mieć tu zarzuty, ale widać, że sceny, które działy się od połowy odcinka, ewidentnie komuś leżały na sercu.
Śmiem twierdzić, że 2 akt stał się melodramatem do kwadratu pokroju Jokera z Phoenixem, gdzie naprawdę przepięknie ograno JJ. Cieszy ta odwaga realizatorska.
Fabularnie, ponownie, w tle jego działań wszyscy bledną, ale to chyba specyfika seriali, za którą nie przepadam.
Tak czy siak za ten odcinek należy się osobny aplauz, bo zaskakuje, daje coś, czego wcześniej w OBX nie widzieliśmy, a może powinniśmy.