Napisałam długą i wyczerpującą wiadomość, a filmweb mnie wywalił. Super :P
Będzie w skrócie.
Serial bardzo mi się spodobał, chciałam nawet przeczytać książkę, ale po drugiej połowie sezonu wszystkiego mi się odechciało. Mało co mi tak działa na nerwy jak skrajnie płytka i miałka postać głównego czarnego charakteru. I teraz do rzeczy. Oglądając pierwszą połowę sezonu naprawdę spodobał mi się Jack Randall. W sensie spodobał na zasadzie - "Jaki wredny dziad, nie znoszę go. Wielki szacun za tak dobrą kreację!". Odcinek z przesłuchaniem Claire był jednym z ciekawszych. Świetnie pokazano w nim człowieka który wykorzystuje swoją władzę w każdy możliwy sposób. Pokusiłabym się nawet o stwierdzenie, że w tym odcinku Jack Randall wydawał się mieć cechy prawdziwego, dobrze opisanego psychopaty. Postać z wielkim potencjałem i naprawdę czekałam na rozwinięcie jego postaci i wątki z nim. Ale to co było potem było wręcz żenujące. Serial podbił moje serce z paru powodów - szalenie interesuje mnie wszystko co wiąże się z podróżami w czasie, uwielbiam Szkotów, no i przede wszystkim od dziecka bardzo lubię historię. Tutaj od początku podobały mi się wątki historyczne, odwzorowanie tamtych czasów... no i między innymi Jack Randall, który nie był po prostu "tym złym bo tak" ale złym z jakiegoś powodu. Podczas przerwy w sezonie naprawdę niecierpliwie czekałam na drugą połowę sezonu. Zdobyłam nawet książkę, zaczęłam czytać, podobało mi się. A potem zobaczyłam drugą połowę sezonu i wszystko we mnie sklęsło. To serial historyczny czy ekranizacja jakiegoś opowiadania niewyżytej nastolatki, o cudownej Claire, którą wszyscy maniacko chcą zgwałcić bo jest taka piękna i niezwykła. Serio? A już Jack Randall, który nie tylko ma manię by gwałcić Claire to jeszcze dostał fioła by gwałcić Jamiego... Szczerze, ale zalatuje mi to najbardziej tanim i prymitywnym harlequinem gdzie główny antagonista jest wielce zły bo chce zgwałcić bohaterkę. Tylko tutaj w podwójnym stężeniu absurdu, bo i bohaterkę i jej męża. Serio? I co potem? W kolejnych tomach Jack Randall biega by zgwałcić ich dzieci? Wnuki? Psa? Kota? Dziurę w płocie? Wybierze się do przyszłości gwałcić potomka? No ludzie litości... Ta potać zapowiadała się tak ciekawie, a z odcinka na odcinek jest tylko bardziej płytka i żenująca. W tej chwili aż odechciało mi się oglądać kolejny sezon... Stąd pytania do wszystkich, którzy czytali książkę:
Czy Jack Randall w powieści ma w powieści jakiś charakter, psychikę... cokolwiek? Czy jest tylko wielkim i złym penisem :P
Czy w ogóle można liczyć, że ta postać znów będzie równie ciekawa co w odcinku z przesłuchaniem? Czy w ogóle jakkolwiek się rozwinie, w sposób choć minimalnie interesujący?
I czy w kolejnych sezonach można liczyć na klimat jak z początku - na wątki historyczne, polityczne itp. Czy będzie to po prostu taki harlequin o Claire Sue, wielkich dramatach i gwałtach jak teraz?
Naprawdę liczyłam na coś ciekawego, a nie kolejną brazylijską telenowelę... No i przede wszystkim na jakiś porządny czarny charakter (może właśnie psychopatę?), a nie takiego płytkiego kutafona...
Jak to jest? I skąd ten nierówny poziom? Bo w tej chwili czuję się jakbym obejrzała połowę dobrego filmu historycznego w stylu Braveheart i połowę jakiegoś brazylijskiego dziadostwa... WTF?
Spoilery mile widziane a nawet wskazane - im więcej tym lepiej. Chcę wiedzieć czy w ogóle jest sens brać się za drugi sezon.
Pewnie tak, tylko że jednak chłosta była karą wymierzaną w majestacie prawa natomiast homoseksualny gwałt, nawet na więźniu skazanym na śmierć, mógłby zostać, mówiąc eufemistycznie, źle odebrany i zakończyć karierę wojskową Randalla. Tak przynajmniej próbowano tłumaczyć to w książce, do czego nie jestem 100% przekonana.
Coś tam takiego było, że złamana rączka, miała być efektem "tupotu stóp" pozostałych więźniów w przeludnionej celi.
Lecz gdyby Jamie poskarżył się przed egzekucją na ból tyłka z powodu "awansów" Randalla, to wtedy uruchomiono by oficjalne śledztwo.
I raczej ciężko byłoby Randallowi wmówić władzom, że do tyłka rudego dobrali się współwięźniowie... Takim "uznaniem" wśród społeczeństwa cieszyli się homoseksualiści.
Już po "deklaracji o dobrowolnym daniu tyłka" serialowy Randall nakłonił Jamiego do "żywszej współpracy" groźbą, że red-coat'y w godzinę zgarną Clarysę. I to jest chyba jedyny argument przemawiający za tym, czemu ostatecznie rudy nie udusił Czarnego Jacka... Ale w sumie to tak czy siak mógł to zrobić, jeśliby miał siłę. W końcu i tak rano miał zawisnąć, a w lochach oprócz nich i ciała Marleya nie było nikogo... No chyba, że słowo honoru było ważniejsze od bólu tyłka. No, ale Jamie, od początku wyglądał na głupiutkiego, szlachetnego osiołka (lub jak kto woli osiłka ;)
Tylko, że w książce było coś o chłopaku, którego Randall zgwałcił w celi jeszcze przed Jamiem, po tym co się stało jego ofiara się powiesiła. Wiedział o tym lekarz i jakiś sierżant. Mimo to nikt Randallowi nic nie zrobił.
Poza tym od samego początku była mowa o tym, że Randall ma plecy i nawet żadne donosy itd nic nie dawały.
Skoro wcześniej się nie obawiał nikogo gwałcić to skąd się wzięły wątpliwości w przypadku Jamiego?
Gdyby nie jego ojciec to już za pierwszym razem ochoczo nadstawiłby zadka, bo jak sam mówił, to taki akt przynajmniej mniej boli niż chłosta.
To prawda, że Jamie sprawiał wrażenie osiołka i chyba właśnie też z tego powodu był dla mnie irytujący.
Z jednej strony autorka stara się go wykreować na super męskiego bohatera, a z drugiej strony ten superbohater nie ma nic przeciwko oddawaniu się innemu facetowi
Czyli dobrze coś mi się kołatało z tą poprzednią ofiarą.
Nie powiedziałabym, że Jaime nie miał nic przeciwko, bo w sumie cała ta akcja w lochach prawie go zabiła, natomiast chwilowe wahanie czy się facetowi oddać pomiędzy chłostą number one, a number two, no można to ogarnąć - on miał praktycznie zdartą skórę z pleców, powyrywane kawałki ciała, druga taka sesja jest trudna do wyobrażenia i mocno powątpiewam, czy w rzeczywistości miałby szansę to przetrzymać (zakażenia, gangrena, przy minimalnej opiece medycznej i fatalnych warunkach sanitarnych - praktycznie murowane, o sepsie nie wspominając), poza tym była mowa jeszcze o tym, że jego ojciec praktycznie dostał wylewu na widok syna w takim stanie, Jaime fiksował, że mógłby żyć gdyby on sam wtedy Randallowi uległ.
Ale popatrzcie jak przez takie absurdy można pogrążyć potencjalnie poważną historię. W sumie podśmiewamy się tutaj jakby nie było, z bestialskiego gwałtu - wszystko przez wątek naciągany jak stąd do Pacanowa, wątpliwe rozwiązanie fabularne, różne pokraczne "uzdrawianie waginą" i tym podobne bajery, no trudno brać to wszystko na serio.
Trochę świadomie przesadziłam z tym, że nie miał nic przeciwko temu co się wydarzyło, jednak nigdy nie pojmę tego co się stało, a raczej tego JAK to się stało.
Szkielet tego pomysłu mógł być naprawdę dobry gdyby właśnie nie takie głupoty jak np te dobrowolne oddawanie się czy też wspomniane przez Ciebie leczenie waginą :D
Książka oraz serial jest strasznie nierówny pod wieloma względami. W niektórych momentach byłam zachwycona, w niektórych zażenowana. Szkoda, że powieść nie została lepiej dopracowana bo miała potencjał.
Jeszcze dwa słowa na temat śmierci Aleksa MacGregora - tej wcześniejszej ofiary Randalla. Rzecz nie wyszła na światło dzienne tylko dlatego, że tamten chłopak wstydził się przyznać do tego co go spotkało. Ze wstydu popełnił samobójstwo. A miał podwójny powód do hańby. Po pierwsze zamiast chłosty wybrał tchórzowskie rozwiązanie i dał się przelecieć Randallowi. To nawet nie był gwałt, bo się na to zgodził. Po drugie dał się przelecieć. I nie mógł z tym żyć. Sierżant i lekarz pewnie znaleźli ciało, w związku z czym poznali charakter Randalla. Sierżant zapłacił za to życiem, a lekarz nabrał wody w usta.
Na Jamiego groźba (ponownej) chłosty za pierwszym podejściem, mimo rozterek, nie zadziałała. I Randall musiał się wyładować w inny "artystyczny" sposób.
Za drugim razem, dopóki (w debilny sposób) kartą przetargową nie okazała się Clair, też nie było zgody Jamiego na seksualne poczynania Randalla. Odrzucenie propozycji: "łatwa, honorowa śmierć za dymanko" i obezwładnienie przez tortury nie dawały BJR tego, czego rzeczywiście chciał - zgody Jamiego na to co go spotka.
Może dla Randalla, ta zgoda, to było "moralne" zwycięstwo nad przeciwnikiem, a może gwarancja tego, że Fraser nie doniesie na niego po wszystkim, dzięki czemu jego kariera i życie nie zawisną na włosku. Może chodziło o jedno i drugie. W końcu nie bez powodu paląc petycję, stwierdził, że dzięki tym informacjom mógłby zająć miejsce Jamiego pod szubienicą.
Cały koncept tego "moralnego szantażu" maiłby jednak więcej sensu, gdyby Clarysa, była od dawna więźniem Randalla, a nie sama, na własne życzenie wpakowała się w jego łapy. Dlatego nie dziwię się Waszemu zażenowaniu.
Jeśli chodzi o tego Aleksa to myślę, że nawet pomimo jego zgody, to był to jednak gwałt. W końcu Jamie też się zgodził i wszyscy tak to nazywają.
Poza tym przymuszanie do seksu groźbą lub szantażem według prawa jest klasyfikowane jako gwałt i tak było właśnie w ich przypadku
tak się zastanawiam czy groźba Randalla o tym, że czerwone płaszcze znajdą Clarie w ciągu godziny nie pojawiła się tylko w filmie, a w książce odbyło się to jedynie na słowie honoru...
Możliwe, że twórcom serialu również wydało się to wyjątkowo absurdalne, więc dodali to od siebie.
Zresztą pewnie nie tylko to im się wydało głupie, więc może dlatego pozmieniali trochę inne absurdalne sceny, które miały miejsce w książce i dzięki Bogu zabrakło ich w serialu
A wystarczyło, zeby wgłąb więzienia poszedł Murtagh,albo inny z naszych miśków. jamie nawet obity i głodny dał radę z Jackiem i wykończył drugiego osilka.to co by było jakby miał pomoc?albo chłopaki od razu mogli wskoczyć ,,na cichutko" po Frasera.ale nie. Rozumiem, ze najpierw próbowali wyciągnąć Jamiego legalna droga.ale po co Claire lazla sama po tym więzieniu?a jakby trafiła po drodze na strażników?
Aurora masz racje co do gwałtu. Chłopak miał wybor, ale taki jak podczas toniecia titanika. Wskoczyć do wody od razu czy czekać?
Jakby trafiła na strażników, właśnie to, że była sama miało ją uratować... "Na blondynkę" miała udawać, że się zgubiła.
... Koniec końców, jej sposób miał właśnie tyle sensu, co pomysły blondynki ( mogę sobie tak pisać, bo sama nią jestem ;).
Najlepsze jest to, że to właśnie z winy Claire Jamie został zgwałcony i pomimo tego nie odczuwała ona z tego powodu, żadnych wyrzutów sumienia.
Tak się zastanawiałam dlaczego ona mnie tak strasznie wkurzała w książce (w filmie były to raczej inne powody) I teraz już chyba wiem w czym rzecz. Claire w ogóle się chyba nad niczym nie zastanawiała i w ogóle nie myślała, chociaż książka była pisana z jej perspektywy.
Kiedy naraziła swoich towarzyszy na niebezpieczeństwo to nawet jej do głowy nie przyszło, że w jakikolwiek sposób zawiniła. Później kiedy Jamie się dowiedział, że próbowała uciec do swojego pierwszego męża, to on miał z tego powody wyrzuty, że ją źle potraktował po tym wszystkim. Jakby był normalny to raczej by się wściekł, że chciała go zostawić
I taki właśnie mamy obraz tych dwóch postaci.
Claire egoistka i wszystko znoszący Jamie niczym głupie ciele.
No cóż, w każdym związku musi być równowaga.
Zołza dostaje miśka, co wszystko zniesie.
Z kolei wredne typy przyciągają "dobre dziewczyny"...
Dla tego tak lubimy "niegrzecznych chłopców"
A jak jest niespotykanie grzeczny, miły i zakochany, to od razu - głupie ciele.
Nie wiem jak tam jest z innymi nacjami, ale mąż mojej siostry, który jest Szkotem wiele znosi i to on od początku był bardziej na TAK, niż ona ;)
Oczywiście, że wszystko ma swoje granice.
Chociaż, gdyby bezgraniczna głupota miała skrzydła, to Jamie i Clair latali by jak gołębice ;)
W moim związku również raczej tak było i jest (ja jestem chyba większą egoistką) ale nie wyobrażam sobie, żeby mój facet zacząłby mnie przepraszać za to, że próbowałam wrócić do byłego i on mi w tym przeszkodził :D
Tak samo nie wyobrażam sobie takie pustostanu jak w przypadku Claire i żadnych refleksji w niektórych kwestiach.
Gołębice mogą się poczuć w tym momencie urażone :D
Ja tylko zacytowałam "Nemocnice na kraji města"
"Gdyby głupota miała skrzydła, latałaby Pani jak gołębica" – słowa dr. Strosmayera
Znam te sformułowanie, jednak mimo wszystko nawet takie luźne skojarzenie z gołębiami (które również są bezgranicznie głupie) mogłoby być dla nich krzywdzące :P
"nie wyobrażam sobie, żeby mój facet zacząłby mnie przepraszać za to, że próbowałam wrócić do byłego i on mi w tym przeszkodził :D "
Może dlatego, że dziś obowiązuje inny kodeks honorowy. Mniej poważnie traktujemy niektóre rzeczy. No i zakładam, że Twój były jest Twoim byłym chłopakiem, a nie byłym mężem, ani tym bardziej obecnym, jak w przypadku Claire (choć przez tę podróż w czasie można by polemizować), co jednak sporo zmienia. Wyobrażam sobie, że i Jamie, i Claire w pewnym momencie mieli w jakiś sposób problem ze swoim związkiem, bo ona jednak zdradzała z nim męża. Myślę, że oboje poważnie traktowali przysięgę wierności i to, że Claire chciała wrócić do Franka, było dla Jamiego tyleż bolesne, co zrozumiałe i słuszne.
Oczywiście, że to co spotkało MacGregora to był gwałt. Tyle tylko, że sama ofiara nie nie widziała tego w ten sposób, bo wyraziła zgodę. Więc zamiast obwiniać rzeczywistego sprawcę, przeniosła odpowiedzialność na siebie, co pchnęło ją do samobójstwa. (Ciekawe, że użycie sformułowania "ofiara", sprawia że całe zdanie odmienia się w rodzaju żeńskim ;)
Książce było jedynie słowo honoru. Chwała twórcom serialu za jakąś rzeczywistą groźbę.
Ze skutków widać, że "słowo honoru" to całkiem szkodliwa rzecz. Patrząc na japońską armię wręcz zabójcza... Czyżby Jamie był ostatnim szkockim samurajem ;) ?
Hhehe, no tak. Nie tylko słowo honoru sprowadza klęskę, ale również robienie z siebie niezłomnego bohatera, co zawsze zazwyczaj kończy się coraz to wymyślniejszymi torturami itd
Tak właśnie było w przypadku Jamiego ale nie tylko, bo taki schemat powtarza się w wielu filmach/książkach
Najlepsze było nastawianie ręki na żywca - to w książce - och bo Jaime musi być przytomny na wypadek gdyby zjawili się Anglicy i temu podobne kocopoły (bo oczywiście porozrywany, z połamanymi żebrami, zgruchotaną ręką i obdartymi ze skóry plecami pomknąłby chyżo jak zając na sam widok czerwonych płaszczy, które/którzy zamarliby usłużnie z porozdziawianymi gębami. Hehe w sumie to faktycznie szacun dla scenarzystów serialu, ciekawe ile facepalmów zaliczyli po drodze usiłując przerobić takie "smaczki" na coś w miarę prawdopodobnego.
Nie chcę Ci psuć humoru, ale podobnie sadystyczne pomysły względem swojego głównego bohatera miał nasz Stefan Żeromski w opowiadaniu "Wierna rzeka", tyle tylko, że trzeba było uciekać przed carskim wojskiem w 1863 roku... Więc poraniony John Wayne rządzi w różnym kontekście historycznym, choć najczęściej zimą ;)
A najlepszy był potem foch Jamiego.darł sie na tych co go ratowali.potem, ze chce umrzeć. No i jak Clair moze go chcieć ,,takiego"? Pomijając to, ze przeliczył swoje siły na zamiary. Taki melodramat był na koniec. Bo myślał, ze jaki to on jest niezłomny, bedzie z honorem znosił wszystko co mu zrobią, a tu jednak okazało sie, ze do czasu.kazdy kiedys sie zmęczy.ale odwracając to wszystko w druga strone. On by jej nie chciał ,,takiej"? Jeszcze by mowil, ze to nie wazne.
Na koniec całus Angusa był śmieszny. Ale potem był zwrot kamery na ukazanie Jamiego, i wcale go to nie obeszło.
Uwielbiam Jamiego w książce podrasowanego wyglądem Sama, to taki ideał w każdym calu, z niedociagnieciami. Mnie nigdy nie ciągnęło do ,,złych chłopców" zawsze np wolałam Skrzetuskiego niz Bohuna. Ale był materiał na swietna meska postać i została ona troche niedopracowana.
Według mnie ten końcowy "melodramat" wcale nie był taki zły :) Przynajmniej wcale nie było takie głupie, tylko dosyć wiarygodne.
Myślę, że Jamie również chciałby taką Claire a może nawet prędzej on by ją taką chciał niż ona jego. W sumie to dziwne, że ona chciała jego. W filmie to przynajmniej się nim trochę przejęła. W książce było chyba słabiej.
Jak to powiedziała po wyjściu z Wentworth "tyłek mojego męża jest już nie do uratowania"
Również chyba wolę tych dobrych chłopców niż złych, jednak Jamie to chyba trochę przesada. Może jeszcze się wyrobi. Podobała mi się np scena jak się pokłócili i nazwał ją głupią dziwką :D (czy jakoś tak)
Można powiedzieć, że w związku z "wiedzą" nabytą w Wentworth Prison, Jamie nie zawsze będzie robił to, czego chciałaby Clarysa.
Ale z tego co pamiętam ("Wierną rzekę" przeczytałam jak miałam ok. 13 lat więc troszku dawno ;-) to było wyciąganie na żywca kuli, która utkwiła w okolicach biodra, a hrabia nie zgrywał gieroja tylko nie miał wyjścia, bo w pobliżu nie było żadnych usypiaczy.
Swoją drogą to Claire oprócz magicznej waginy musi mieć również w oczach regularny rentgen, eh takie kobiety już się nie rodzą *smuteczek* ;-)
Ona ma tylko tatki naturalny talent "kręgarski" ... W jej dłoniach kości się same nastawiają ;)
Wstyd się przyznać ja też jakoś tak koło 13 czytałam "Wierną Rzekę" (może to jest lektura dla niewyżytych nastolatek ;)
I tak mi się kołacze po głowie (choć mogę się mylić, bo to dawno temu było), że w nawiedzonej części dworu były wielkie kadzie z winem albo gorzałką... Więc usypiacze były, chociaż dostęp do nich był utrudniony.
Tylko, że w drugiej części mamy do czynienia z retrospekcjami Jamiego, które zaprzeczają temu aby Jack w jakikolwiek sposób obawiał się oskarżeń o gwałt.
Randall mówi tam o tym, że wisielec rozluźnia wnętrzności...
Nie wiem jak to ubrać w słowa aby zabrzmiało w miarę delikatnie, dlatego może lepiej posłużę się cytatem (żeby nie było, że co złe to ja :P)
"To samo się stanie z tobą, Fraser. Jeszcze kilka godzin, a poczujesz pętlę - Przerażający śmiech. - Pójdziesz na śmierć z rozpalonym zadkiem po dzisiejszej nocy, a kiedy rozluźnisz wnętrzności, po nogach popłynie ci moja sperma i będzie kapać na ziemię pod szubienicą"
W takiej sytuacji wszyscy by wiedzieli co się stało i Randall w ogóle się tego nie obawiał.
Równie dobrze Randall mogl zrzucić winę na podrzednego żołnierza, albo innego więźnia.
Nawet jeśliby reszta zauważyła coś podczas egzekucji to wystarczyłoby słowo Jacka, ze on nic o tym nie wie. Był wysoko postawiony i miał plecy.wiekszym kłopotem mogłoby byc samo oskarżenie słowem ,,gwałt" no bo przeciez angielski zoldak nigdy nie gwałci.to w dodatku oficer idzwntelmen.wystarczało, ze tymi dwoma słowami Anglik sie przedstawił i nikt nie miał prawa go szkalowac zwłaszcza jakis tam więzień lub szeregowy.
W sumie, może i masz rację
Przypomniałam sobie, że podobnie było w przypadku Clair i jej oskarżeń o próbę o gwałtu, gdzie spotkała się z totalnym niedowierzaniem.
W tamtych czasach gwałt nie byl uznawany za przestępstwo. Jak ktos spotkał samotna kobietę to uważał, ze moze skorzystać z okazji. Po co sama sie szlaja po lasach?jak nie szuka chętnego to powinna siedzieć w domu, albo byc pod opieka mezczyzna inaczej to dziwka.nikt sie nie przejmował ,trauma ,,po". Nie było psychologów. Trzeba było otrzeć łzy bo nikt sie nie rozczulał nad ofiara bo sama sobie winna.
Wracając do Jacka.,zaluje, ze Claire nie szepnela mu cos wiecej o sobie. Mógłby nie zrozumieć, ale ciekawa byłaby jego reakcja na to, ze jest zona jego potomka, zna losy jego rodziny itp.
Niedobrze mi się zrobiło. Nie pamiętałam tych szczegółów.
Roztrząsanie tego, to jak wsadzanie głowy w szambo więc powiem tyle, że moim zdaniem to taka metafora, na jaką stać było Randalla i nie miało to żadnego znaczenia poza dodatkowym upodleniem Jamiego.
Tak się zorientowałam na omawianie książkowego Randalla i obśmiewanie wycudowanych w kosmos "więziennych" wątków, że nawet nie skomentowałam ostatniego odcinka. Moim zdaniem absolutnie przegięli i nie dziwi mnie oburzenie po premierze w Stanach, tak jak nie rozumiałam histerii po "nocy poślubnej" Sansy, Boltona i Theona w GOT. Serial często wręcz zniechęca do siebie swoim groteskowym okrucieństwem, ale akurat tamten wątek zrobili wzorowo - scena była maksymalnie przygnębiająca chociaż w zasadzie nie pokazali NIC poza wyrazem twarzy Theona. I za to brawo. W ostatnim "Outlanderze" wdg. mnie pierwsza "retrospekcja" była wystarczająca i powiedziała wszystko co trzeba, tylko ją bym zostawiła i to też bez rozwlekania ostatniego ujęcia. Przede wszystkim z uwagi na świetną grę obu aktorów - sama ekspresja twarzy i ciała, głos, żadne epatowanie nie było im potrzebne. Jaime wydawał się taki królewski, nietykalny pomimo niewiarygodnego upokorzenia, świetne to było. Tobiasa Menziesa zapamiętałam z poruszającej roli Brutusa sprzed kilku lat, nie sądziłam, że zobaczę go kiedyś w takiej odsłonie.
Natomiast dwie pozostałe sceny w ogóle nie powinny były powstać, zwłaszcza ta druga to filmowe szambo i nie mam pojęcia czemu to miało służyć. O swoim ostatecznym upokorzeniu Jaime mógł Claire opowiedzieć, tak jak w książce. No i ta dziwaczna estetyzacja ostatniego "zbliżenia"...WTF?! Wyobrażacie sobie, żeby zgwałconą bohaterkę ktoś pokazał w taki "zmysłowy" sposób, a jej gwałciciel rozpierał się obok pozując na grecką rzeźbę? Bo ja zupełnie nie.
Nie oglądałam tego odcinka GOT (serial w ogóle przestałam oglądać po 2 sezonach) jednak słyszałam o tym całym oburzeniu, które towarzyszyły po jego emisji.
Może to i dobrze, przynajmniej wiem, że nie mamy do czynienia z totalną znieczulicą wśród społeczeństwa.
Co do Outlander to zgadzam się z tym co napisałaś. Myślę, że większość tych zdarzeń (te 2 ostatnie i połowa pierwszej sceny) powinna zostać przedstawiona jedynie jako opowiadanie z ust Jamiego, na pewno nie straciłoby to na wartości, a raczej wręcz przeciwnie. Przecież połowa ostatniego odcinka to ukazywanie gwałtu na różne sposoby, myślę, że lepiej by było żeby bardziej skupili się na emocjach, ładnych słowach itd. W książce Jamie mówił coś np o fortecy w sercu, można było to wykorzystać. Poza tym mogli dać więcej akcji, np pokazać jak łapią pozostałych wypuszczonych więźniów, scenę z otoczeniem naszej pary przez angielskie wojsko, zabójstwo przez Claire tego chłopca itd.
Gdyby cały serial emanowałby kontrowersją, brutalnością i niesmakiem, wtedy te sceny gwałtu byłoby raczej normalne. Jednak w tym przypadku, gdzie serial jest raczej w łagodnym tonie, takie sceny trochę jadą po bandzie
O właśnie. O to mi chodziło i nawet w pierwszej wersji tematu coś podobnego pisałam, że właśnie gdyby nie seksualna mania Randalla, to mógłby być genialny. Zawsze mnie w książkach/filmach/serialach wkurza kiedy główny bohater (alb bohaterowie) są wymuskani i dopracowani, a czarny charakter jest papierowy i ma motywy z dupy wzięte bez sensu psychologicznego. A przecież dobry antagonista to podstawa. Jak mam się wciągnąć albo przejmować historią kiedy chce mi się śmiać na widok drania? To tak jak Ignis napisała - jak widz ma się martwić o bohaterki?
Nie wymagam nie wiadomo czego - Jack Randall z pierwszych odcinków mnie jak najbardziej satysfakcjonował. Wiadomo, że ideałem zawsze będzie dla mnie postać złego, tak dobrze wykreowana, że jednocześnie się ją kocha i nienawidzi - jak Hal z Odysei Clarke'a, ale wystarczy by postać trzymała się kupy i też będzie dobrze.
A co do marysuizmu... Mam wrażenie, że to jakiś kompleks, bo (sorki jeśli zabrzmi to seksistowsko) to wygląda jakby wszystkie te autorki zamiast pisać historię to leczyły swoje kompleksy. Tworzą sobie postacie z którymi się identyfikują i piszą pierdoły w stylu że wszyscy je tak pożądają i chcą gwałcić...
PS. Tak mam ból dupy i to od dobrej połowy sezonu i przepraszam za to. A ból dupy tym większy, że jestem fanką Szkotów i strasznie się nakręciłam na ten serial i książki, a dostałam chałę...
Bo kreacja wiarygodnego czarnego charakteru jest trudniejsza niż bohatera. Skoro często nawet bohaterowie są niedopracowani, to ciężko oczekiwać, że wróg będzie dopracowany.
I tak, coś w tym jest, chociaż może niekoniecznie kompleksy, ale już fantazje owszem. Po lekturze pierwszej części mogę powiedzieć, że książka jest potwornie nierówna, bo te fragmenty, które Diana pisze rozsądnie i przemyślanie są dobre, a te gdzie się zapędza w swoich fantazjach o przystojnym Szkocie się sypią.
Ignis, zależy chyba od wydawnictwa. Jest jedno wydanie, które wisi pod "science fiction".
A tak z innej beczki, skoro już temat jest ze spoilerami to i ja mam parę pytań.
Czy w dalszych tomach szerzej poruszona jest kwestia dalszych podroży w czasie? Czy opisany jest dokładniej mechanizm działania kręgów? Czy Diana porusza kwestię ingerencji w przeszłość np. zmiana wydarzeń, paradoksy?
Q wysle Ci odp na priv. Jak mi odpowiesz.Bo za duzo spoilerow. Mimo, ze temat ma ostrzeżenie to ktos moze miec pretensje jesli nie bedzie chciał znać spoilerow. Nieraz sie tak zdarzało.
Ok, się robi. :)
Też racja, można pisać co chwila wielkie "uwaga spoiler" a i tak będzie pretensja. To jakby co czekam na wiadomość.
Nie wiem skąd takie rozczarowanie seksualnym maniactwem Randalla skoro od samego początku był kreowany na właśnie taką a nie inną osobę.
Już na wstępie książki (gdzie Clair była jeszcze w 1945 była mowa o tym, że Randall gustował w obydwu płciach)
W scenie z przesłuchaniem, którą tak zachwalasz również wyraźnie była ukazana fascynacja Blacka, którą przejawiał w stosunku do Jamiego. Nawet można było się tego doszukać w momencie kiedy uderzył Clair mówiąc, że kobiety są strasznie kruche i słabe (bo to właśnie ta twardość Jamiego tak go pociągała, czy też może raczej chęć jego złamania)
Randallowi po prostu w końcu udało się zrobić to co planował od dawna i nie zauważyłam żeby jego postać poprzez to uległa diametralnej zmianie.
Uważam, że mimo wszystko ta postać się broni, a jego homoseksualne ciągoty nadają temu wszystkiemu powiew świeżości.
Nie dziwi mnie również to, że zła osoba ucieka się do gwałtu (tym bardziej jeśli ma w swoich łapskach władzę) Mniej wiarygodne byłoby raczej to gdyby z takich możliwości nie skorzystała. Poza tym seksualne dewiacje bardzo często są motorem do działania.
Co do gwałtów na postaci Clair to może wtedy były takie realia. Kiedyś inaczej podchodzono do tego tematu. Bohaterka często się samotnie pałętała (nawet półnaga) co nawet w tych czasach może być niebezpiecznie, więc w tamtych pewnie było jeszcze gorzej. To mnie jakoś tak nie dziwi, raczej bym się przyczepiła do tego, że pomimo tak wielu tego typu sytuacji nikt jej jeszcze faktycznie nie zgwałcił, bo zawsze w ostatniej chwili pojawiało się jakieś wybawienie. Coś takiego jest dla mnie dużo mniej wiarygodne, dlatego też faktycznie ilość tych prób powinna się znacząco zmniejszyć lub chociaż komuś w końcu powinno się udać doprowadzić ten gwałt do końca.
Nie czytałam książki. Znaczy próbowałam, ale do momentu który przeczytałam Jack wystąpił w książce tylko raz, więc nie wiem jak go w książce kreują. A w serialu właśnie na początku tak jasno nie było pokazane. A fascynacja jeszcze nie równa się takiej wielkiej manii. :)
I nie chodzi mi o ostatnie odcinki, ten z kolejną próbą gwałtu na Claire, potem wątki z Jenny jak upiera się by gwałcić, choć nie chce mu stanąć... tak stopniowo się ten Randall robił coraz głupszy.
Dewiacji jako motywu bym się nie czepiała, gdyby postać nie była tak przerysowana i miała też inne wyraźne cechy i motywy. Np. po co kilka razy upierał się by gwałcić Claire jeśli go nie pociągała? Okazja - ok, mógł skorzystać, ale potem? Gwałty na złość Jamiemu? Takie "ja mu pokażę i zgwałce mu siostrę/ żonę" wydaje się strasznie płytkie.
Odnośnie prób gwałtu na Claire przyznam Ci rację - półnaga kobieta w lesie to faktycznie okazja, ale potem to już się zrobiło strasznie naiwne, naciągane i śmieszne.
W sumie przyznam się, że moja wielkie rozczarowanie i narzekanie to głównie wina tego, że po bardzo dobrym początku nastawiłam się na coś naprawdę dobrego, a nie na taką dość naiwną, harlequinową opowiastkę. Gdyby nie wysokie oczekiwania i gdybym od razu oglądała to z nastawieniem, że oglądam taką trochę ładniejszą telenowelkę to pewnie bym się z tego śmiała i prowadzia jakieś statystyki z gwałtami udanymi i nieudanymi. ;)
Może właśnie po tej próbie gwałtu na Jenny i jej reakcji na zaistniałą sytuację Randall doznał traumy i stwierdził, że lepiej gwałcić chłopców :D
A tak poważnie to uważam, że ten element w historii nie był taki zły.
W końcu to nie pierwszy i jedyny przypadek (nawet w historiach z życia) kiedy impotenci są przestępcami seksualnymi. Np w filmie De Behandeling jest coś w tym stylu
Jak już pisałam wcześniej to Randall gustował zarówno w kobietach jak i mężczyznach dlatego mógł gwałcić zarówno jednych jak i drugich, więc wcale nie musiało być tak, że Clarie go nie pociągała. Zresztą w gwałcie wcale nie musi chodzić o pociąg do danej osoby tylko raczej o akt przemocy, upokorzenie, przejaw władzy itd. Np w filmie nieodwracalne homoseksualista gwałci Belluci,
Poza tym fascynacja Jamiem mogła się stopniowo rozwijać aż doszło do manii na jego punkcie. Właściwie to w pierwszym sezonie Jamie z Randallem nawet się nie spotkali na swojej drodze (nie licząc retrospekcji) a kiedy Jamie wpadł w końcu jego łapska to Jack ziścił swoje pragnienia.
Jeśli chodzi o mnie to naprawdę jakoś nie widzę nierówności jaka by wynikała pod tym względem i akurat ta kwestia nie jest dla mnie jakoś drażniąca. Pomijając niektóre szczegóły uznałabym to nawet za plus
Gorzej z wieloma innymi sprawami...
Nie dziwię Ci się, że się rozczarowałaś skoro oczekiwałaś czegoś zupełnie innego. Czasem sama tak mam i trudno jest wtedy w jakikolwiek sposób zmienić swoje nastawienie ;)
Hahahaha, idealnie. I po nieudanych próboach gwałtów na Claire się już do reszty załamał :D
W sumie to możemy sobie gdybyać, bo z tego co Evo ładnie napisała w książce jest to jeszcze gorzej przedstawione, więc kto tam wie. Wiesz sęk w tym, że my jako widzowie sobie sami dopowiadamy i próbujemy znaleźć dobrą i logiczną psychologię bohatera, która powinna była być w pełni zarysowana przez autorkę. Bo np. zdolniejszy pisarz umiałby w tej sytuacji wykreować postacie na tyle wiarygodne, że nie trzeba byłoby spekulować. A tutaj zabrakło tej wiarygodności, a momentami wręcz zabrakło sensu. Randall to taki przykład w sumie który mnie najbardziej trafił, bo zawsze zwracam uwagę na antagonistów. Innych przykładów luk i bezmyślności jest więcej. I niby każdą lukę można jakoś wytłumaczyć, ale dobry autor powinien samemu wszystko ładnie wytłumaczyć i ja się tego trzymam jeśli chodzi o książki.
To tak samo jak z filmem "Prometeusz" - film jest niedorobiony i głupawy, a mimo to ma dwa obozy - jeden uważa, że film wcale nie jest głupi, bo jak obejrzy się dwugodzinny materiał z wyjaśnieniami reżysera to wiadomo czemu nakręcił go akurat tak, a drugi obóz uważa, że film powinien bronić się sam. Ja uważam, że powinien bronić się sam.
No niestety, ale przecież nie jest źle. Może i nastawiania za bardzo nie chcę zmieniać (tak samo jak nie widzę sensu w przekonywaniu do psychologii, którą widzowie muszą sami dopowiadać) ale za to byłam strasznie ciekawa jak to się ma do książki. I powiem Ci, że jestem dość zaskoczona. (No i bardzo sympatycznie mi się tu z wami konwersuje :))
Jak tak lubisz Szkocję to weź się za Petera Maya - trzy książki współczesny Szkotland na zimniej wyspie Lewis zaczyna się chyba od "Czarnego domu" dobre szwarce i bohaterowie z którymi mogłabyś napić się kawy.... bardzo spoko ... Fin nie taki ładny jak Jamie ale też poturbowany życiowo. Niebawem serial tym razem BBC. :)
O chętnie poczytam - jakoś twórczość panów do mnie zawsze lepiej trafia. W ogóle znalazłam sobie opis, zobaczyłam że kryminał, więc to co tygryski lubią najbardziej. ;)
Wielkie dzięki za polecenie! :)
Będziesz zadowolona to dobry dojrzały pisarz nawet z nagrodami na koncie .... Szkot z Glasgow ... "wciągnęłam" to bardzo szybko. Jedyny minus tej lektury .... chce się pakować i lecieć łazić bo zawiatrowanych piaszczystych plażach Hebrydów osobiście :))
Szkocja ma w sobie coś magicznego .... coś jest w powietrzu co odurza .... może to ten kolor zielony tak działa dobrze na oczy że człowiek się wycisza a jednoczenie zakochuje. Peter May własnie to uchwycił w swoich powieściach.
Taki minus to mogę jakoś (czytaj z przyjemnością) przeżyć. Na dodatek już dawno nie czytałam czegoś kryminalnego, więc tym przyjemniej mi się będzie czytało, bo i kryminał i Szkocja. :)
Eh, bo się rozmarzę i będę chciała choćby już płynąć do Szkocji. ;)
Nie znam się za bardzo na romansach, nie wiem czym jest również ta powieść (dosyć ciężko mi nadać jej jakąkolwiek kategorię) Jednak wedle mojego gustu romans powinien być bardziej romantyczny... A postaci Clair i Jamiego raczej nie nazwałabym tymi cudownymi i wspaniałymi przez co właśnie trudno mi to nazwać romansem. Szczerze mówiąc to już bym chyba wolała gdyby faktycznie tak było i naprawdę byliby tymi bożyszczami, może wtedy by mnie tak nie irytowali.
Nie potrafię w ogóle zgłębić całego fenomenu Clair, która po mojemu jest byle jaka i płytka, za to Jamie sprawia wrażenie tępego ogra.
Serial zaczęłam oglądać głównie po to aby się przekonać czy tylko mi się wydaje, że sprawiają takie wrażenie i niestety nie zmieniłam zdania. Początkowo kiedy zobaczyłam Jamiego stwierdziłam, że może nie będzie taki zły (w sensie wkurzający) Dobre wrażenie pewnie zyskał dzięki temu, że dobrze się prezentował wizualnie. Niestety gorzej było jak zaczął się odzywać...
Nie wiem czy zwrócił ktoś uwagę na te wydawane przez niego pomruki, które jeszcze bardziej nasuwają mi na myśl ogra
Również się nie znam na romansach, bo zwykle unikam, a jak już czytam to z czystego intelektualnego masochizmu. ;)
W sumie marysuizm może być różny. Postać nie musi być cudowna dosłownie i robić za bożyszcze. Zazwyczaj cudowna jest dla autorki i innych postaci w książce (np. gwałcicieli), a dla czytelnika to koszmarek, choć różnie to bywa, za to niezmiennie niszczy wszystko. I zgadzam się w stu procentach - mnie bohaterowie wymęczyli niemożliwie. W ogóle cała książka mnie zmęczyła.
Ale za to porównanie do ogra - boskie. Mnie nie przyszło do głowy, ale już mi się podoba. :)