Ja wyżej - przyznam, że podczas oglądania na przemian u mnie był płacz i taki wręcz stupor kakatoniczny. I te nieodparte siedzenie przy odcinku, nie wyłączanie i nie przerywanie, bo już przez naście godzin się już tak przywiązało do bohaterów.
Jeju, piszę ten wątek ponad pół roku po obejrzeniu i nadal mam flashbacki. Jeden z dwóch najlepszych odcinków jak dla mnie wśród 7 sezonów, które dotychczas wyszły.
W sensie nudne czy nieprzyjemne przez brutalność? Przedostatniego odcinka pierwszego sezonu praktycznie nie pamiętam, zlał mi się z resztą sezonu. Był to chyba taki niejako "finał sezonu" i coś tam, że Jamie za Claire pozwolił się uwięzić? 15. odcinek więc w mojej głowie totalna mgła, ale ten 16ty dla mnie na plus. Chociaż żeby nie było - nie jestem sadystką ;) nazwałam ten odcinek jako jeden w moim odczuciu najlepszy, bo mocno mnie poruszył, ale absolutnie nie w przyjemny sposób i no, nie ciągnie mnie do ponownego seansu.