Mój palec w miarę się goi, więc wracam powoli do ff. Wciąż jednak piszę powoli, więc nie mogę zapewnić, że codziennie dodam nową część. Jednak już dzisiaj chciałabym się podzielić z wami początkiem mojego opowiadani pt. Sherlock Kowalski: Nieopowiedziana Historia. Jest to raczej nietypowe opowiadanie, mówiące głównie o losach Sherlocka Kowalskiego i Szeregowego Watsona. Nie wiem, czy wprowadzę postać Skippera i Rico. Będzie to nietypowe opowiadanie o pingwinach.
GŁÓWNI BOHATEROWIE:
- Sherlock Kowalski: genialny wynalazca i detektyw. Lekko cyniczny, charyzmatyczny. Gatunek: pingwin.
- Szeregowy Watson: najlepszy przyjaciel Sherlocka Kowalskiego. Gatunek: pingwin.
- Jane Mason (Trzynaście): dawna znajoma Sherlocka Kowalskiego. Watson podejrzewał ich kiedyś o romans. Gatunek: lis polarny.
- Doris: dziewczyna Sherlocka Kowalskiego. Gatunek: delfin.
Było około godziny 14:00. Sherlock Kowalski wrócił właśnie na swój wybieg z porannego obchodu.
- Witaj Szeregowy Watsonie. Widzę, że już wstałeś. Smakował dorsz?
- Dzień dobry Sherlocku. Tak, smakował i to bardzo, dziękuję – odpowiedział Watson.
Kowalski zawsze wstawał bardzo wcześnie, albo w ogóle nie szedł spać. Dzięki temu, w przerwie między śledztwami, miał czas na udoskonalanie swoich wynalazków. Zawsze też przygotowywał śniadanie dla swojego przyjaciela Szeregowego Watsona.
-Podczas, gdy cię nie było – mówił Szeregowy – Przyszedł do ciebie list. Adresat to niejaka Jane Mason, zwana Trzynaście. Proszę – wręczył Sherlockowi niewielką kopertę.
- Ciekawe – wyszeptał pingwin i poszedł do swojego pokoju.
***
New Jersey, 15 kwietnia 1929r.
Drogi Sherlocku!
Piszę do Ciebie tych parę słów, gdyż niezwłocznie potrzebuję Twojej pomocy. Wierzę, że poświęcisz mi trochę swojego cennego czasu, między innymi dlatego, że sprawa dotyczy poniekąd nawet bardziej Ciebie niż mnie.
Otóż od pewnego czasu, dokładnie od dwóch tygodni, regularnie dzieją się dziwne rzeczy. Najpierw skradziono mi moją apaszkę, którą dostałam od Ciebie w dniu, gdy się poznaliśmy, a w miejscu, gdzie ostatni raz ją widziałam, leżała papierowa serwetka z dopiskiem „Zapomnij!”. Dwa dni później, przed moim wybiegiem, leżała szara koperta, a w niej znajdowały się kawałki pociętego zdjęcia. Po złożeniu okazało się, że to byłeś Ty podczas kąpieli w wannie! Bawiłeś się gumową kaczuszką… Potem kolejno przysłano mi pocztą, ale nie podano adresata, następne zdjęcia. Były to nasze zdjęcia, Twoje i jakiejś kury oraz Twoje i Doris. Trzy dni temu dostałam list z wyciętej gazety o treści: „Zapomnij o Sherlocku, jakby go nigdy nie było. Jakby nigdy się nie urodził… Bum! I go nie ma”. Wczoraj moje emocje sięgnęły zenitu. Zadzwonił do mnie telefon, a głos w słuchawce kategorycznie zakazał mi się z Tobą kontaktować, więc piszę do Ciebie.
Sherlocku, pomóż mi… Przez to wszystko nie mogę w nocy spać. Jeśli jesteś zdrów to przyjedź do mnie! Będę o Ciebie spokojniejsza. Jeśli Twój przyjaciel Szeregowy Watson też chce przyjechać, nie ma problemu. Miejsca u nas dużo.
Z wyrazami ogromnego szacunku
- Twoja Jane.
***
Kowalski złapał się za dziób i zaczął lekko pomrukiwać, co oznaczało, że zaczął intensywnie myśleć. Jego dumanie przerwał Watson.
- Sherlocku, czy mógłbym pożyczyć twoją… Czekaj, jak ty to nazwałeś? Lustrzankę dwuobiektywową?
- Tak lustrzanka dwuobiektywowa, lub aparat fotograficzny matówkowy. Oczywiście, że możesz pożyć. Leży w szufladzie obok mojego łóżka, tuż przy szklanej probówce z nitrogliceryną. Uważaj, żeby jej nie rozbić!
Szeregowy podszedł do łóżka Kowalskiego. Otworzył szufladę i nie zobaczył ani lustrzanki, ani nitrogliceryny.
- Kowalski, mówisz, że w której szufladzie mam szukać? – dopytywał się młodszy pingwin.
- W tej koło łóżka – Sherlock odwrócił się – Dokładnie w tej, co otworzyłeś.
- Ale tu nic nie ma…
- Jak to?! – przeraził się detektyw i podbiegł do łóżka – To okropne! Moja lustrzanka, dopiero co ją udoskonaliłem… Skradziona!
- Ja bym się martwił bardziej tym Sherlocku, że nasz złodziej chyba chce coś wysadzić… - zasugerował Szeregowy Watson.
- Masz rację przyjacielu. Przynieś proszę moją torbę podróżną. Wyjeżdżam do mojej znajomej Jane Mason, a ciebie proszę, żebyś zrobił dokładny spis moich wynalazków i porównał go z poprzednim. Zrób to jeszcze dziś! Następnie wyślij mi go. Chcę wiedzieć o wszystkim, co zostało skradzione. A! I jeszcze jedno, gdybym po tygodniu nie wrócił i nie dał znaku życia, jedź do zoo w New Jersey. Tam odszukaj Jane Mason, Trzynaście. Jeśli ci powiedzą, że nie żyje, zabierz moje wynalazki i przeprowadź się na drugą stronę kontynentu. Jeśli jednak nie powiedzą ci, że nie żyje, ale jej nie znajdziesz to szukaj. Szukaj jej bez końca. Gdy już ją spotkasz, poproś by ci o wszystkim opowiedziała. Następnie zadzwoń do Doris i przeproś ją. Poinformuj także, że musiałem wyjechać i raczej nie wrócę. Czy wszystko zrozumiałeś?
- Absolutnie wszystko – potwierdził Szeregowy – Idę po torbę.
FF idealny-kocham kryminały i PzM,a więc to cudo.Rozbił mnie ten moment że zdjęciami!XD
Po prostu mało z fotela nie spadłam...!
Ale delfiny mają telefony?Szok!
A ja wymyśliłam takie "cuś":Fred jako tajny agent 0007.Bo przecież w Śniegogeddonie powiedział tamto mądre coś...Może ma drugą tożsamość?Co myślisz?:>
Czy delfiny mają telefony? Nie wiem, w końcu to rok 1929, ale Doris jest dziewczyną Kowalskiego, więc powiedzmy, że stworzył jakiś i jej dał ;p
Fred tajny agent?! Nie pomyślałabym nigdy w życiu! Dlatego też może być ciekawe. W sumie chyba w każdym odcinku w którym jest to jest taki głupi i gapowaty. Więc jako tajny agent mogłoby być naprawdę ciekawe i myślę, że czytałabym z ogromnym zainteresowaniem! ;)
Aaa,i jeszcze jedno.Ogromny plus za dodanie postaci Doris,którą wtryniam co drugi ff...!xd
Genialne! PzM jako kryminał... Tego jeszcze nie było!
Heh, (UWAGA, CHYBA SPOILER!!!!) czy to nie Doris sabotuje Jane? Bo tak se myślę :P (KONIEC MOŻLIWEGO SPOILERA)
Wiesz, ja jeszcze bym dał Juliana jako tajnego informatora Kowaslkiego (huehuehue jestem zuy hehe).
P.S. Nie przejmuj się literówką w tytule.
Już wyobrażam sobie bójkę tych dwóch dziewcząt (Nie! Kowalski jest mój! A nie, bo mój!) xD
Powiem wam, że sama do końca jeszcze nie wiem, kto jest sprawcą tego całego zamieszania, ale Doris... Hmm ^^
Julian jako tajny informator Kowalskiego.. cóż to może być ciekawe! ;p
- Yyyy... Wysokoczołowy cho no.
- Dobra, co nowego?
- Podobno ananas wyszedł z puszki.
OOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOO
CO ZA ZBRODNIA OJAJEBIEOJAJEBIEOJAJEBIEOJAJEBIE
Dobra, już skończyłem.
Super, wręcz arcydobre! Wydaj książkę, a może zyska większą popularność niż powieści Doyle'a!
A co do Juliana jako tajnego informatora jestem za! ;D A Fred jako 007! ;D ;D!
skima- Fajowo się zaczyna... dodaj dalsze części! Już się nie mogę doczekać :DDD
Sherlock Kowalski szybko spakował najpotrzebniejsze rzeczy (notes, liczydło, ołówek, parę drobnych, kapelusz, lupę oraz fajkę) i wyruszył pieszo w podróż do New Jersey. Po upływie dwóch godzin dotarł na miejsce.
- Sherlocku! Tak się cieszę, że cię widzę! – wykrzyczała Jane i zaczęła biec w stronę Kowalskiego.
- O, Jane… Witaj – wysapał zmęczony podróżą detektyw.
- A gdzie Szeregowy Watson? Przecież nigdy się nie roztajecie, na pewno jest gdzieś z tyłu, tak? – dopytywała się lisiczka spoglądając za plecy swojego przyjaciela.
- Niestety Jane, Watson musiał zostać w domu. Ma bardzo ważne zadanie do wykonania, ale wolałbym o tym nie mówić. Zechciałabyś może zaprosić mnie do środka na napar przyrządzany z liści i pąków grupy roślin, nazywanych tą samą nazwą, należących do rodzaju kamelia? Jestem wykończony!
- Jasne, chodź. To ten wybieg po prawej.
Dwoje znajomych powędrowało do domu Jane. Po drodze myślała ona o tym, jak Kowalski się do niej zwrócił. Wszyscy nazywali ją Trzynaście, a Sherlock mówił do niej po imieniu. To go wyróżniało.
- Proszę, usiądź na kanapie zaraz przygotuję…
- Napar przyrządzany z liści i pąków grupy roślin, nazywanych tą samą nazwą, należących do rodzaju kamelia. Pospolicie nazywany herbatą – dokończył Kowalski.
- Tak, tak. Słyszałam coś o tym. Długo się nie widzieliśmy, więc spytam, jaki rodzaj herbaty pijesz?
- Pu-erh. Czerwoną, długo parzoną.
- Oczywiście, poczekaj tu chwilę.
Jane poszła zaparzyć herbatę, a w tym czasie Sherlock rozglądał się po pokoju. Na półce stały zdjęcia. Zdjęcia jego i Jane z przeszłości, kiedy jeszcze byli dziećmi. Nie wiadomo czemu, ale gdy Kowalski zobaczył te obrazy spuścił dziób na kwintę, zamknął oczy, a na jego twarzy widoczne było cierpienie. Z zamyślenia wyrwał go zapach napoju stojącego na stole. Podniósł głowę i ujrzał, jak Trzynaście przygląda mu się w milczeniu.
- Długo już tak patrzysz? – zapytał lekko zmieszany pingwin wciąż patrząc na stół.
- Nie. Dosłownie chwilę. Wydawało mi się, że… – w tym momencie Jane zaczęła opowiadać różne swoje psychologiczne tezy, ale Sherlock Kowalski już jej nie słuchał. Zauważył na stole zadrapanie. Spojrzał na łapy lisiczki i dostrzegł, że jej pazury są starannie obcięte i spiłowane, więc zapytał:
- Czy ostatnio odwiedzał cię jakiś ssak z pazurami?
- Nie, raczej nie.
- Intrygujące… - mruknął i zaczął się dokładnie przyglądać zadrapaniu.
________________________________________________________________________________ ____--
Wiem, że dość krótkie, ale miałam mało czasu na pisanie. Jednak myślę, że z tego fragmentu można już powoli wyciągać wnioski na temat relacji Sherlock Kowalski a Jane Mason, dlatego dodałam.
Zacytuję z "TPWLM"-"No,nareszcie!".
Zacznę od tego,że od dzisiaj piję tylko czerwoną herbatę! xd
Bardzo to ciekawe.Jak już mówiłam,kocham kryminały!A jeśli Kowalski jest Sherlockiem,to nie mogę tej historii nie kochać!
Jeden z najlepszych fan ficów!
Kontynuuj!
A z innej beczki,to wcześniejszej rozmowy:Napisałam już początek historii agenta Freda 0007...!
A gdzie?! Chętnie przeczytam.
A propos, specjalnie dla was w nocy piszę Pingwiny: Ostatnia Brew :) I jeszcze szmarkam.
A mój fan-fic?!
No przecież napisałam"jeden z najlepszych",nie najlepszy!
Do najlepszych należy też twoja historia!
<3 <3 <3
Za to dam wam dzisiaj trzeci rozdział (ale nie teraz, bo piszę z laptopa mamy)! :-)
Tak więc kolejna część, tym razem trochę dłuższa ;)
- To zwykłe otarcie o stół – zapewniała go Trzynaście, spoglądając co chwila na stół i na Sherlocka – Powinieneś odpocząć, prześpij się. Ta kanapa będzie twoja, ja śpię w pokoju obok jak coś.
- Dobrze, raczej nie będę spał, ale rzeczywiście chciałbym pobyć sam.
Jane Mason wyszła na wybieg i postanowiła, że przejdzie się po zoo, zaś Sherlock „odpłynął” w niezgłębione pola swej podświadomości.
Następnego dnia, tuż przed dziesiątą, do drzwi można było usłyszeć pukanie. Kowalski zerwał się na równe nogi i popędził do drzwi. Nacisnął klamkę, niepewnie wysunął kawałek dzioba...
- Kto i co chce? – zapytał stanowczo.
- Listonosz. Czy zastałem Jane Mason? – odpowiedział nieznajomy, który jak się później okazało był wilkiem.
- Tak – przytaknął Sherlock, po czym zamilknął i wpatrywał się w ziemię – śpi – dodał.
Na twarzy ssaka coraz bardziej widoczne stawały się negatywne emocje. Po chwili listonosz znów się odezwał:
- W takim razie przekaż jej te listy, są zaadresowane właśnie na ten adres. Przekaż też, że Erhard tu był.
- Oczywiście – pingwin szybko pochwycił stertę papierków i energicznie, a zarazem z hukiem zamknął drzwi, co sprawiło, że gdy tylko się odwrócił stała za nim zagniewana Jane.
- Dlaczego odbierasz MOJE listy?!
- No, wiesz, spałaś i ja… ten… Nie chciałem cię… no… budzić.
- Nigdy więcej tego nie rób! – podniosła dość mocno to n głosu, a następnie westchnęła i cicho dodała – Rany, gdyby to był Erhard…
- Możesz powtórzyć? – poprosił Kowalski.
- Gdyby to był Erhard moglibyśmy być już martwi! Szczęście, że to tylko listonosz. Stary, poczciwy Henry Manat.
- A Erhard kim jest z zawodu? – dopytywał się dalej nielot.
- Kim jest z zawodu?! Co wy w tym Nowym Jorku nie czytacie gazet?! Erhard jest byłym mordercą i jest śmiertelnie… – urwał jej się na chwilę głos, ale po chwili ocknęła się i kontynuowała – Jest bardzo we mnie zakochany. Gdyby zobaczył, że u mnie w domu, o tak wczesnej porze, jest jakiś mężczyzna…
- Rozumiem cię. A teraz weź to i nigdzie się stąd nie ruszaj – rozkazał stanowczo Sherlock Kowalski, a sam pośpiesznie chwycił swój płaszcz oraz fajkę i powędrował za rzekomym listonoszem. Gdy tylko znalazł się na drodze, uważnie się rozejrzał. Szary punkt mignął mu w oddali, po lewej, przy wyjściu z zoo. Sherlock Kowalski natychmiast powędrował w tamtą stronę, jednak nie za szybko, żeby śledzony obiekt się nie zorientował. Erhard przecież wiedział, że u Jane był pingwin. Podążając za wilkiem, Kowalski palił fajkę i starał się uporządkować informacje. Wymieniał wszystko, co przykuło jego uwagę.
- Skradziony aparat, nitrogliceryna… Na razie tylko aparat i nitrogliceryna. Zadrapania na stole. Erhard, były morderca zakochany w Jane. Ona sama jakoś dziwnie się zachowuje, gdy o nim wspominam. Skradziona apaszka, te wszystkie zdjęcia… Nie rozumiem. To jakieś sudoku z całkami!
Z jego rozmyślań wyrwał go fakt, iż wilk Erhard zniknął mu nagle z pola widzenia. Sherlock zatrzymał się na chwilę i rozglądał się. W końcu dostrzegł, że po drugiej stronie do dorożki wskoczył wilk. Niestety była to ostatnia dorożka na ulicy, tak więc Sherlock Kowalski musiał zakończyć swój pościg. Wrócił na wybieg swojej przyjaciółki i zastał ją siedzącą w fotelu, wyglądała na roztrzęsioną.
- Jane?
- O, wróciłeś. To dobrze. Przyszedł list do ciebie, od Watsona – wręczyła mu list.
- Dziękuję, ale czy u ciebie wszystko w porządku?
- W jak największym! A i jeszcze jedno, dzwoniła do ciebie Doris, prosiła byś się z nią w najbliższym czasie skontaktował.
- Oczywiście, zadzwonię wieczorem.
Raport Szeregowego Watsona.
Nowy Jork, 19 kwietnia 1929r.
Mój drogi Sherlocku,
Zrobiłem wszystko o co mnie prosiłeś. Nie było zbyt łatwe, gdyż naprawdę ciężko było mi znaleźć w twoim bałaganie ostatnią listę wynalazków. Na jaja Twojej matki! Zrobiłbyś wreszcie porządek w swoich rysunkach!
W każdym razie znalazłem w końcu naszą ostatnią listę Twoich wynalazków i przedstawiała się ona tak:
1) Super Totalnie Absolutnie Natarczywy Kiblorzygulec
2) Pamięciousuwacz
3) Nitrogliceryna
4) Lovelaser
5) Lustrzanka dwuobiektywowa
6) Ołówek z gumką
7) Udoskonalony Rewolwer
8) Rozrusznik serca
9) Układ okresowy pierwiastków.
10) Lovelaser
11) Gemetrator.
Natomiast, gdy wszedłem do magazynu, mogłem znaleźć jedynie:
1) Super Totalnie Absolutnie Natarczywy Kiblorzygulec
2) Lovelaser
3) Ołówek z gumką
4) Rozrusznik serca
5) Układ okresowy pierwiastków.
6) Lovelaser
7) Gemetrator.
Wnioski: skradziono Pamięciousuwacz, Nitroglicerynę, Lustrzankę dwuobiektywową i udoskonalony rewolwer. Chciałbym też wspomnieć, że nasza drewniana podłoga uległa degradacji, najprawdopodobniej na skutek wody.
Podałem Ci wszystkie informacje, które chciałeś znać. Czy powinienem przyjechać do New Jersey, czy pozostać w Nowym Jorku?
Z pozdrowieniami
Szeregowy Watson.
Absototalnie genialne! Ciekaw jestem, kim tak naprawdę jest Erhard. Sudoku z całkami i jaja jego matki wymiatają xD
Ale wkurza mnie to "eleganckie" mówienie. :P
dzięki, a to jak ująłeś "eleganckie mówienie" to dlatego, że to 1. Kowalski 2. gra rolę Sherlocka, który uważa się za wyższego od innych, jest naukowcem, wynalazcą i detektywem 3. w 1929r. myślę, że mniej więcej właśnie tak zwracali się panowie do pań ;p
Zabiło mnie to samo,co przedmówcę! xd
I jeszcze co mógłby uczynić owy wilk widząc u Jane wczesną porą mężczyznę!
Poczułam się,jakbym była w tych czasach...A chciałabym,bo czuję,że ta epoka nie jest dla mnie...!
Ja też tak myślę, że ta epoka nie dla mnie. Chciałbym powrócić w okres lat 2003 - 2007. Chciałbym żeby dawne czasy wróciły! Żeby magnetowidy były, żeby stare konsole (miałem kiedyś PS1, kochałem je <3) wróciły, żeby powróciły dawne gry, filmy! Żeby wróciły czasy kiedy wszystko miało sens!!!
O! I żeby oczywiście były pingi i laptopy :D
Sorry, nie na temat -.-
Czasy dla mnie,to czasy Jane Eyre czy Edith Piaf...Lata 2003-2007 też były świetne...Pamiętam,jak cały dzień siedziałam z koleżankami z osiedla na placyku zabaw,gdzie była tylko piaskownica i drabinki<aktualnie są kwiatki...>,wymieniałyśmy się karteczkami,jednej,błyszczącej,zawsze broniłam,a nawet,jak się okazało,mam dwie karteczki z Madagaskaru...
Ehh,poszłam za daleko w przeszłość...
Ehh, pamiętam jak z sąsiadem mojej babci (Alex, 1 lub 2 kl. szkoły podst. i Maks, 4 lub 5 klasa szkoły) bawiliśmy się w Pogromców Duchów. Patyki były Śmiertelnymi Kosami, a my udawaliśmy że przed był wielki potwór i waliliśmy powietrze jak wściekli. Nasze drzewo było jedyną formą rozmawiania z naszym "mistrzem".
Wolna przestrzeń w krzakach było jedynym przejściem do normalnego świata.
Płakałem! Płakałem, gdy rodzice mnie zabierali do domu. Cudne czasy :')
***
Sherlock po przeczytaniu raportu podszedł do telefonu.
- Witaj Do-do-doris, co tamu u ciebie? - rozpoczął rozmowę.
- Kowalski! Jak mogłeś wyjechać i nawet mi o tym nie powiedzieć?! I co ważniejsze, jak mogłeś pojechać do tej całej Jane i mnie nie poinformować?! Myślałam, że sobie ufamy!
- Doris, widzisz, nie mogę mówić ci o wszystkich moich służbowych sprawach. To kwestia bezpieczeństwa – tłumaczył się pingwin.
- Tak? Ciekawe czyjego bezpieczeństwa... Mnie nic nie grozi, bo jestem w Nowym Jorku, natomiast tobie w New Jersey tak.
- Oh Doris, nie przesadzaj. Nieraz Parker chciał mnie zabić i dałem sobie radę, więc co może się stać?
- Znowu mnie bagatelizujesz.
- Nieprawda.
- Właśnie, że tak. Zresztą nie mam już ochoty z tobą rozmawiać. Masz jak najszybciej wrócić do Nowego Jorku! Proszę...
- Doris – szepnął Kowalski, ale ona się już rozłączyła. Pingwin stał jeszcze chwilę przy telefonie, potem odłożył słuchawkę i wtedy usłyszał głos Trzynaście:
- Tęskni, no nie?
- Mam nadzieję – odpowiedział.
- Słuchaj – kontynuowała lisiczka – Może faktycznie niepotrzebnie cię tu ściągnęłam. Wróć do domu. Dam sobie radę.
- Odmawiam – powiedział stanowczo Sherlock – Wykonam tylko jeszcze jeden telefon – podniósł słuchawkę i zadzwonił do Watsona.
- Szeregowy?
- O Sherlock. Jak idzie śledztwo?
- Średnio. Mam pełno dowodów i nie mogę ich złożyć w jedną całość. Chciałbym, żebyś śledził Doris. Jak zobaczysz coś niepokojącego pisz, lub dzwoń. Informacje przekazuj bezpośrednio do mnie.
- Tak jest.
- Więc do widzenia Watsonie – pożegnał się i usiadł na kanapie.
W głowie Sherlocka Kowalskiego dojrzewało rozwiązanie sprawy. Domyślał się już sprawcy, motywu i zbrodni, jaką zamierza popełnić podejrzany. Jednak zdecydował się znaleźć potwierdzenie swojej teorii, zanim kogoś oskarży.
- Jane, czy mogłabyś mi powiedzieć, gdzie mieszka Erhard? - zapytał delikatnym głosem.
- Sherlocku, to zdecydowanie zły..
- Powiedz! - rozkazał, tym razem zdecydowanie stanowczym i głośniejszym tonem głosu, tak że Jane aż podskoczyła.
- Jackson Street 75.
- Dziękuję, a teraz przepraszam cię, ale pora spać. Dobranoc.
- Dobranoc – odpowiedziała zdziwiona i zdezorientowana Trzynaście.
Mimo, że było jeszcze widno, uszanowała swojego gościa i poszła do swojego pokoju. Sherlock rzeczywiście nie chciał spać. Jedyne czego pragnął to braku Jane Mason. W jego sercu pojawiła się niewyobrażalna tęsknota za swoją dziewczyną. Jeszcze nigdy tak nie tęsknił, nigdy tak bardzo nie chciał się z nią spotkać jak dziś. Najprawdopodobniej dlatego, że czuł iż grozi mu ogromne niebezpieczeństwo. Miał zamiar śledzić Erharda. Wiedział, że z tej podróży może już nie wrócić. Jednak to przecież Sherlock Kowalski. Nie mógł, nie chciał zostawić nierozwiązanej zagadki i uciekać z podkulonym ogonem. Wstał, walnął sobie skrzydłem w twarz i powiedział na głos:
- Jesteś Sherlock Kowalski. Teraz pójdziesz do Erharda, byłego mordercy, który zapewne chce cię zabić. Kowalski, potwierdzisz swoje teorie i złapiesz tego wilczura, jasne?! - w jego oczach widać było przerażenie. Uderzył się jeszcze raz po czym krzyknął – Jasne! - i wymknął się po cichu, zmierzając w stronę Jackson Street.
Tym czasem w Nowym Jorku...
Szeregowy Watson chodził po pokoju.
- Po co mam śledzić Doris? Co ten Sherlock znowu wymyślił? - zastanawiał się – Chyba nikt nie wie, co dzieje się w jego głowie. Lepiej będzie, jak pójdę już pod mieszkanie Doris. Co powinienem wziąć? Hm... - Szeregowy podszedł do szafy – Gdzieś tu Kowalski trzymał swój stary Zestaw Młodego Szpiega – Watson zaczął przegrzebywać mebel, aż znalazł to, czego szukał – Jest! Wezmę wszystko!
Pingwin zapakował przydatne przedmioty do swojej walizki i poszedł odwiedzić Doris.
- Watson! Co ty tu robisz? - zdziwiła się delfinica.
- Przyszedłem się z Tobą zobaczyć. Co u ciebie?
- Wszystko dobrze. No, prawie. Sherlock wyjechał do New Jersey i nawet mi o tym nie wspomniał! - żaliła się Doris – Jeżeli do jutra nie wróci chyba będę musiała po niego pojechać. Nie może tam być.
- Nie może? - zdziwił się Szeregowy – Dlaczego?
- No... Yyy... Wiesz, chodzi o to, że... Że bardzo go tu potrzebuję! - wyjaśniła.
- Aha, rozumiem. A konkretnie do czego? - dopytywał się dalej nielot.
- Napijesz się kawy? - zaproponowała Doris zmieniając temat. Szeregowy Watson doskonale o tym wiedział, ale miał przecież zadanie. Musiał zamontować podsłuch, więc nie drążył już dłużej tematu.
- Tak, poproszę czarną bez cukru.
- Oczywiście. Zaraz wrócę.
Szeregowy natychmiast zabrał się za montowanie pluskiew. Zamontował jedną pod stołem, drugą obok wejścia i trzecią w telefonie, po to żeby móc słyszeć też drugą osobę, gdy Doris będzie używać telefonu. Skrzydła trzęsły mu się jak nigdy, a wszystkie te czynności zajęły tak dużą ilość czasu, że Szeregowy ledwo zdążył zamknąć walizkę, a Doris była z powrotem.
- Co tam masz przyjacielu? - zapytała zaciekawiona.
- W walizce? Ja... ja mam tutaj, rachunki! Tak rachunki. Muszę iść zapłacić rachunki.
- Ale jest już po 17,00...
- Co? Naprawdę?! W takim razie przepraszam cię Doris, muszę lecieć – pingwin poderwał się na równe nogi, wziął łyka kawy i pobiegł w stronę Central Parku.
- Jej, o mały włos mnie nie zdemaskowała – szepnął do siebie i wrócił do Zoo w Central Parku.
____________________________________________________________________________
kolejna część, być może znów zbyt krótka, ale trudno.
Mam też link do zdjęcia mojego rysunku na którym przedstawiam jakby plakat tego opowiadania.
(w ocenie bądźcie wyrozumiali, na prawdę ciężko mi się rysuje Kowalskiego i to jeszcze bez palca wskazującego! xd)
wd4 photoblog pl/np2/201304/5C/148587223/sherlock-kowalski.jpg
Tylko że piszę z laptopa mamy, bo mi tata wczoraj skonfiskował netbooka za surfowanie po internecie w nocy :(
Więc to może poczekać :P
okk ;p mnie na szczęście rodzice jeszcze nie obrabowali ze sprzętu, ale boję się, że niedługo to nastąpi... ;p
***
Sherlock Kowalski szedł spokojnie między czarnymi uliczkami New Jersey. Wydawało mu się, że wszyscy się na niego patrzą, że każdy z nich ma coś na sumieniu..
- Pierwsza zasada dynamiki Newtona mówi, że... - zaczął Kowalski.
Wymieniał wszystkie prawa fizyki jakie znał, głównie po to by nie zwracać uwagi na to, że robi się coraz ciemniej, a okolica wcale nie była za ciekawa. Wysokie, stare kamienice, podziurawione drogi i brak chodników. W sumie wszystko byłoby dla Sherlocka normalne... Poza tym, że w każdej chwili mógł natknąć się na Erharda. Po kilkunastu minutach Sherlock Kowalski znalazł się na Jackson Street, chwilę się rozejrzał i pewny siebie ruszył dalej. Wiedział, że nie może pozwolić sobie na okazywanie emocji i aby to one nim rządziły. Znalazł dom nr 75, zajrzał przez okno, nikogo nie zauważył. Przebiegł na drugą stronę domu, tam również zajrzał przez (tym razem otwarte) okno i ponownie nikogo nie zauważył.
- Zapewne nie ma go w domu – stwierdził i wskoczył przez ów okno. Było już dość ciemno i gdy próbował znaleźć lampę, potknął się o stolik. Pingwin wrzasnął z bólu i natychmiast złapał się za dziób.
- Głupi jesteś Kowalski! - krzyknął szeptem. Dotknął swojej nogi i poczuł ciepłą, lepką ciecz – Świetnie – podsumował.
Kulejąc doczłapał się w końcu do szafki na której stała lampa naftowa. Włączył ją i zobaczył, że rana jest naprawdę głęboka. Włożył rękę do kieszeni płaszcza, wyjął materiałową chustkę do nosa i przewiązał ją wokół zranionej nogi.
- To tylko drobne skaleczenie – okłamywał swoją podświadomość i zaczął przeszukiwać mieszkanie. W jednej z szuflad znalazł coś, co naprawdę go zezłościło, ale i dało przekonanie o tym, że jego teoria może być prawdziwa. W szufladzie leżała lustrzanka dwuobiektywowa. Podniósł ją i spróbował włączyć.
- Nie działa?! Dlaczego?! Dlaczego to zawsze spotyka moje wynalazki?! Tak mi przykro kochanie – mówił do aparatu – Kochałem cię, jakbyś była moją córką, lustrzanko. Przysięgam, że złapię tego mordercę postępu technologicznego! - wyjął i schował do płaszcza kliszę z lustrzanki dwuobiektywowej, a aparat odłożył na miejsce – Przykro mi, nie mogę cię zabrać.
Następnie Kowalski dalej grzebał w szufladach. W kolejnej leżało pełno papierów. Zaczął je przeglądać.
- Rachunki, faktury... - przerzucał kolejne kartki a4, aż jedna przykuła jego uwagę, gdyż była zapisana granatowym atramentem, a nie czarnym jak poprzednie. Podniósł ją i zaczął czytać na głos, a przy tym chodzić w kółko po pokoju.
- Kate, lama, urodzona 7 września 1901r. Zmarła 15 marca 1918r na skutek otrucia. Genevieve, struś, urodzona 28 października 1899r. Zmarła 17 marca 1918 wskutek upadku na ostry nóż. Maggie, manat, urodzona 1879r. Zmarła 18 marca 1918r najprawdopodobniej na zawał serca. Jane, lis polarny, urodzona 19 lutego 1910r. Wciąż jeszcze żyje – Sherlock Kowalski rzucił kartkę na stół i złapał się za głowę. Wszystkie wymienione wyżej kobiety doskonale znał. Niektóre były wręcz naprawdę dobrymi znajomymi. Wiedział o ich śmierci, ale teraz... Teraz znał i mordercę.
- Lista ofiar – szepnął, a potem jeszcze raz spojrzał na kartkę. Na dole mógł zauważyć napis: „Doris, delfin, Nowy Jork, 0115645633240”. Kowalski stał osłupiały.
- Co takiego wspólnego może mieć Doris z Erhardem?! Nie rozumiem!
Pingwin pewnie by tak tkwił w osłupieniu przez kilka godzin, gdyby nie fakt, że usłyszał przekręcany zamek w drzwiach. Szybko zgasił lampę, chwycił kartkę i zaczął biec w stronę okna. Po drodze kopnął szufladę i wyskoczył przez okno, wpadając wprost do ogródka sąsiadki Erharda. Upadek spowodował, że ból w lewej nodze pingwina stawał się coraz bardziej nie do wytrzymania, jednak detektyw nie odważył się krzyczeć. Wstał, otrzepał się i spojrzał na przerażoną, starszą panią kapibarę.
- Najmocniej przepraszam – powiedział, robiąc przy tym elegancki ukłon i wyszedł przez furtkę kierując się w stronę postoju dorożek. Około godziny 22:17 drzwi do domu Jane otworzyły się. Właścicielka mieszkania podeszła do nich i ujrzała leżącego na ziemi przyjaciela, a wokół niego pełno krwi.
- Sherlocku! - krzyknęła ze łzami w oczach i mimo ciężaru nielota podniosła go, zaniosła na kanapę i położyła – Co ci się stało?!
- Jane... - prawie niesłyszalne słowo wydobyło się z dzioba pingwina.
Trzynaście spojrzała na Sherlocka. Uważnie obejrzała go od głowy w dół i dostrzegła przekrwioną chustkę na nodze. Delikatnie ją odwinęła, co sprawiło, że ujrzała olbrzymią ranę, głęboką aż do kości. Natychmiast pobiegła do telefonu i zadzwoniła do znajomego listonosza.
- Henry? Potrzebuję twojej pomocy! Mój przyjaciel jest bardzo ranny – tłumaczyła.
- Oczywiście, zaraz będę.
Henry manat był dobrym znajomym Trzynaście. Z zawodu był listonoszem, ale w rzeczywistości znał się również na chirurgii. Przybył do domu Jane i obejrzał ranę Sherlocka.
- I jak? Wszystko będzie dobrze? - dopytywała się lisiczka.
- Tak... Tak myślę. Właściwie wszystko zależy od ducha walki tego młodzieńca. Musiał niefortunnie i mocno się w coś uderzyć. Następnie zlekceważył problem i dalej robił swoje. Zapewne podczas podróży do domu zaczął się powoli wykrwawiać, a gdy już tu dotarł stracił zbyt dużo krwi. Dlatego jest nieprzytomny. Ale jeśli jest silny to jutro już powinien zacząć do siebie dochodzić. Oczywiście musi teraz oszczędzać nogę. Najlepiej, żeby w ogóle nie wychodził z łóżka. A! I niech jeszcze bierze te witaminy – oznajmił Henry.
- Dziękuję.
***
Jane całą noc kontrolowała czynności życiowe Sherlocka. Faktycznie była to niby tylko rana w nodze, ale Kowalskiemu ubyło naprawdę dużo krwi. Pingwin powoli otworzył oczy i spojrzał na Trzynaście.
- Cześć – przywitał się. Jane uśmiechnęła się i odpowiedziała:
- Witaj. Lepiej się czujesz?
- Zdecydowanie! Czuję, że mógłbym nawet latać! - stwierdził po czym usiadł i już chciał wstać, gdy lisiczka szybko go złapała.
- Nie wolno ci teraz chodzić! Wiesz ile straciłeś krwi?!
- Hm, biorąc pod uwagę rozmiar rany, jej głębokość i czas w którym była ona nieopatrzona to zapewne straciłem – wziął do ręki liczydło, które znajdowało się w kieszeni płaszcza, który wciąż miał na sobie – Straciłem około 1,45l krwi.
- Oh Sherlocku! Przecież wiesz, o co mi chodzi! Teraz musisz odpoczywać.
- Nie Jane, nie mogę. Muszę się skontaktować z Watsonem – po tych słowach Kowalski odepchnął Jane i podszedł do telefonu.
- Szeregowy Watsonie witam cię. Czy zauważyłeś już coś, co by mnie zainteresowało?
- Poniekąd, aczkolwiek nie do końca.
- Uściślij.
- Wczoraj wieczorem u Doris był ktoś, kogo głosu nie rozpoznałem. Niestety nie mam pojęcia o czym rozmawiali...
- Dlaczego?! - przerwał Kowalski, który był dość zirytowany.
- Dlaczego? - zdziwił się Szeregowy.
- Tak, właśnie, dlaczego?! - ponowił pytanie Kowalski.
- Dlatego, że twój Zestaw Młodego Szpiega to jakaś beznadzieja! Prawie nic nie było słychać! -tłumaczył się Watson.
- Zupełnie nic nie słyszałeś? - Sherlock drążył temat.
- Przy wyjściu słyszałem. Musieli stać bliżej pluskwy.
- A więc, mów mi co słyszałeś?!
- To było coś w stylu... Ten mężczyzna powiedział, że zadzwoni do Doris, jak tylko wróci do domu. Ona spytała się, czy zna jej numer na pamięć. On odpowiedział, że nie, ale ma zapisany.
- Czy zadzwonił?
- Nie.
- Dziękuję Watsonie, to były naprawdę ważne informacje.
____________________________________________________________
Mam wenę i boję się, że nie będę umiała zakończyć ;p