Czy ktoś może mi wytłumaczyć o co w niej chodziło? Co się stało z Lukrecją i Cezarem?
Wszyscy umierają w zaledwie kilka lat po wydarzeniach z serialu. Lukrecja trochę dłużej pożyje, ale też niewiele. Rodrigo się zwinął w 1503, Cezar w 1507, Lukrecja w 1519...
Można to interpretowac jako to , że Lukrecja kochała swojego męża i razem z Nim chciała umrzeć "uwalniając" się od swojego "związku" z bratem.
Sie nie zabiła , bo za mało wypiła , by popełnic samóbjstwo , ale była na to gotowa.
Naprawdę uważasz, że Lukrecja kochała Alfonsa? ;) W rzeczywistości może tak, ale w serialu tego nie widać (sama zresztą często o tym wspomina - mój mąż mnie nudzi, z kimkolwiek bym się nie związała, to nie będzie dobry wybór). Alfonso mógł wzbudzać w niej opiekuńczość, uczucia, jakie kobieta żywi do dziecka (i owszem, ona go lubiła), a nie do mężczyzny swojego życia. Ona kochała swoją pozycję dzięki temu małżeństwu i fakt, że miała coś swojego, co SAMA sobie wybrała. To był zupełnie inny związek niż ze Sforzą. Tym razem to ona rozdaje karty, ona kontroluje sytuacje, ona może ukształtować męża według swojej woli. Koleś do tego mało kumaty, uległy. Jak na małżeństwo polityczne - sytuacja idealna.
Śmierć Alfonsa to utrata pewnych wpływów, pozycji (a przecież każdy Borgia ma ambicje i każdy chce mieć coś dla siebie!). Przy okazji kolejna niewiadoma - kogo tym razem ojciec wyznaczy na męża (może znowu jakiegoś brutala, którego nie da się podporządkować i który będzie ją krzywdził). Lukrecja balansuje między traconą niewinnością, a byciem Borgią. W finale już ostatecznie umarła niewinna Lukrecja. To punkt bez powrotu.
W chwili, gdy widzi śmierć Alfonsa nie ma nic. Ani męża, ani wpływów, ani... Cezara. Nie można zapomnieć tu o roli tego ostatniego. Wyjazd brata i fakt, że ciągle przed nią ucieka i przed uczuciem pogłębiły jej frustrację i poczucie samotności. Lukrecja zobaczyła wielkie nic, które ją czeka w nowej sytuacji. Być może nawet poczuła się odepchnięta przez Cezara, który wybrał ambicję i – teoretycznie - przedkłada dobro i interesy rodziny ponad… dobro kochanków.
Mało tego - w ostatnim odcinku są przynajmniej dwie wskazówki z jej ust dla Cezara: 1) mój mąż mnie męczy 2) miałam brata, który przypominał Ciebie (w domyśle - był tak samo męczący). I znowu ujawnia się Borgia, która czuje się zaniedbana i niekochana, a przecież ma swoje pragnienia. Jednak prawdziwa Borgia wychodzi w finale, gdy Lukrecji bierze na siebie współodpowiedzialność za śmierć Alfonsa. Nawet tu rodzeństwo dzieli się winą, która i tak zżera ich od środka podczas romansu.
Czy gdyby nie przekonanie, że Cezar spędza życie na uciekaniu przed nią, tak dramatycznie (nie zerkając do historii, patrzą wyłącznie na prowadzoną akcję w serialu) odebrałaby śmierć Alfonsa? ;) To nie miłość do męża i rozpacz po jego stracie, a wizja totalnej pustki - bez Alfonsa, który zawsze może być skutecznym zamiennikiem, gdy brat jest daleko, bez pozycji (znowu zdana na wybory ojca i potencjalnego psychola jako męża) i – być może przede wszytskim przede wszystkim - bez brata, który wreszcie przestałby uciekać przed tym uczuciem.
W niej kotłowały się sprzeczności - resztki niewinności kontra bycie Borgią, którą - paradoksalnie - była przez cały czas małżeństwa z Alfonso. "Cudowne ozdrowienie" następuje, gdy w finale Cezar zmywa krew z jej twarzy. Zmywa z niej poczucie winy (I MUST), tak jak ona – wchodząc do jego sypialni – urealniła jego skryte marzenia (I MUST). Lukrecja odlatuje, Bóg znowu jest przy nich, a Cezarowi puszczają hamulce. Zrozumiał, że nie da się już ocalić niewinności siostry, że to Borgia, profesjonalistka. Zabiera ją na swoją mroczną stronę. Lukrecja usłyszała słowa, za którymi tęskniła (and mine ;) A Alfonso to metaforyczna ofiara miłości rodzeństwa.
Warto też zwrócić uwagę na pewną zależność. W 9 odcinku Rodrigo mówi o zgniłych fundamentach, tak jakby chciał uchronić syna przed pójściem w jego ślady. Ale tego nie da się już zatrzymać. Cezar natomiast próbował chronić Lukrecją - przed światem i samym sobą. Ale i tutaj nie da się przerwać więzów rodzinnych. Każdy z n ich jest Borgią. I tylko Borgia może prawdziwie kochać Borgię ;)
Warto też zwrócić uwagę na scenę z 4 odcinka 2 sezonu, gdy Lukrecja pyta Cesare o to, czy splamił ręcę krwią, po czym całuje jego dłoń (Trochę to podobne do finału 3 sezonu; symboliczne zmycie win i komunikat: kocham cię bez względu na to, co zrobisz). Mówi też, że rozproszy ciemną chmurę, która spowiła dusze Cesare i że go ocali. W 3 sezonie ta ciemna chmura opadła na Lukrecję i jest przytłaczająca (A dark cloud descended on me... my heart). To też metafora ewolucji Lukrecji, jej pragnień, stopniowego zatracania niewinności i przechodzenia na "ciemną" stronę, przed którą chciał ją chronić Cesare.
Lukrecja nie wypiła ani grama trucizny ;) to była rozpacz nad swoim losem i ten moment ostatecznego przejść na poziom Borgiów :) Dopiero dotyk Cesare przywrócił jej spokój i obecność Boga ;))
Wow, bardzo interesująca interpretacja relacji Cesare i Lukrecji... Muszę jeszcze raz obejrzeć ten odcinek w 2 sezonie:)
Warto jednocześnie wspomnieć, że Cesare chciał unieszkodliwić Alfonsa nie tylko przez wzgląd na własne ambicje: nie ufał chłopakowi i był też przekonany, że nie jest on w stanie zapewnić siostrze bezpieczeństwa. Planował "dać jej coś dla siebie" - wierzył, że Lukrecja może się świetnie sprawdzić jako przyszła regentka królestwa Neapolu.
Trudno mu się dziwić - za dużo widział ;) Alfonso zawsze zachowywał się jak wyrośnięte dziecko. Choć i tak był przeznaczony na odstrzał, w pojedynku akurat sam się nadział na miecz, ale Lukrecji powiedział, że Cesare go zabił z zimną krwią. Zresztą, nawet Lukrecja była rozczarowana brakiem ambicji męża, gdy ten nie chciał prowadzić walki o tron z kuzynami i gdy powiedział, że go nie interesuje władza. Ona zawsze byłaby zdana tylko na siebie. I oczywiście na Cesare ;)
Jeszcze kilka rzeczy mi się nasunęło ;) Lukrecja NIGDY nie ma dość miłości do Cesare i NIGDY nie buntuje się przeciwko temu, co do niego czuje. Wszelkie zgrzyty mają miejsce wyłącznie na linii ambicji rodziny, kiedy ojciec - czasem za pośrednictwem brata - decyduje o jej losie. Czasem mam wrażenie, że ona po prostu chce, by brat widział w niej tylko kochankę, kobietę swego życia, a nie siostrę (w dodatku niewinną siostrzyczkę, którą trzeba chronić), dla której trzeba przed czymś się powstrzymać/coś poświęcić dla dobra rodziny. Lukrecja i Cesare są do siebie BARDZO podobni - oboje są Borgiami i oboje sami chcą kierować swoim życiem. Przecież Cesare też nie akceptował wyborów Rodriga, buntował się przeciw kardynalskim szatom, z francuską armią grał nie tylko w imieniu ojca, ale też dla siebie i swoich odwiecznych pragnień. Paradoksalnie - największą tragedią tych dwojga jest to, że są rodzeństwem ;) Można z przymrużeniem oka powiedzieć, że dlatego Lukrecja ma awersję na punkcie dobra rodziny ;)) Bo to dobro rodziny zbyt często koliduje z tym, co rodzeństwo do siebie czuje.
Pamiętam scenę z 1 sezonu, gdy przy Rodrigo siedzi Juan, a Cesare zamyka drzwi. Lukrecja zostaje na zewnątrz, nie dopuszczono jej do "brudnych interesów". Dziś ona chce być częścią tych spisków, nie jest już małą, niewinną dziewczynką. Sama potrafi o siebie zadbać, ochronić się przed złem i sama chce decydować o swoich wpływach i wyborach. "Nigdy nie zmyję z siebie tej krwi" można tez intepretować dwojako, bo naturalnym skojarzeniem jest wina za podanie trucizny Alfonso, ale to też komunikat, że to koniec niewinnej Lukrecji, którą trzeba chronić przed złem. Stała się taką sama profesjonalistką, jak jej brat. Ona doskonale zna Cesare, a jednak nigdy nie uciekała przed jego mroczną stroną. To raczej on widzi w sobie tego złego i diabła (scena, gdy pyta Lukrecję: "Bóg czy diabeł), który pociągnie ją na dno. Ale ona ŚWIADOMIE wybiera tego "diabła", chce z nim być. Tylko przy nim znajduje spokój i pocieszenie. Nie chce przed nim uciekać, chce być nie tylko jego częścią, ale też jednością. I w końcu jasna i ciemna strona miłości zlewają się w jedno, w finale :)
To skojarzenia wyłącznie po obejrzeniu serialu. Nie biorę tu w ogóle pod uwagę faktów historycznych bo i po co? ;) Wiadomo przecież, że nie wszystko jest zgodne z historią. Jestem przekonana, że gdyby powstał 4 sezon Lukrecja i Cesare zostaliby sobie do końca wierni. Nawet jeśli nigdy już nie mieliby być razem. Zresztą, sam wybór takiej sieroty na męża Lukrecji miał wzmocnić siłę uczucia rodzeństwa. Bo przecież nikomu nie jest żal Alfonsa, a wręcz wszyscy odetchnęli z ulga, że w końcu go nie ma :) Tak prowadzona akcja jasno pokazuje, komu mamy kibicować ;))
I jeszcze takie coś znalazłam. Opinia Francoisa o finale. W sumie bliska temu, co napisałam.
"There was something dark in that last scene. They’re together. They’re badly, deeply hurt, but they still have a love and they’re still drawn to each other. That’s probably the most happy of the ways it could have ended. It came full circle, and I loved shooting that scene. It felt very much like the end of an era — there wasn’t one ounce of innocence left in that relationship."
jak przeczytałam tą bardzo trafną interpretację, jeszcze bardziej mi żal końca serialu. Ale zawsze mogę obejrzeć wszystko od nowa i pokusić się o bardziej wnikliwe oglądanie :)
Fajnie, że moje dłużyzny się podobają :-) No szkoda 4 sezonu, tym bardziej, że musiałoby być w nim dużo wygranych potyczek :-) Też czytałam o tym, co napisałas w innym wątku - planie zakończenia serialu na śmierci papieża. To byłoby analogiczne do Tudorów - wybranie wycinka dynastii, i skupienie akcji wokół centralnej postaci:-) no i pewnie dla twórców motorem napędowym był Jeremy Irons, mimo że w miarę upływu akcji Cesare czy Michaletto nie ustępowali mu aktorsko.
Pozostaje odświeżenie serialu :-) Sama to robię i stąd tyle przemyśleń :-) Fajnie się teraz patrzy na wcześniejsze relacje Cesare i Lukrecji - z pełną wiedzą i po 3 sezonie. Mozna wyłapać wiele detali. O, np. ona często mówi o tęsknocie za tymi dłońmi i tym dotykiem (mając świadomość, ze to ręce skąpane we krwi). Nigdy nie bała się brata, w odróżnieniu choćby od przerażonej Urszuli :-) polecam scenę z 9 odcinka 1 sezonu. Lukrecja w kościele i za nią kroczy Cesare w ciemnym kapturze. Niczym cień :-) on jako ta ciemna strona miłości, a ona - jasna. Te dwie strony, które ostatecznie zlały się w jedno :-)
No i plany Rodriga co do papiestwa Cesare tez nie były wzięte z czapy. To, co dla Cesare było udręką, dla Rodriga - wyróżnieniem. Bardzo zgrabnie to polaczyli w finale. W Pierwszych odcinkach wyraźnie mówi o tym, ze jest mu potrzebny w Watykanie, bo tam będą się toczyć najważniejsze bitwy :-)
Taka mała plotka ;) na amerykańskim forum napisano, że z 10 odcinka wycięto spowiedź Cezara (analogiczną do spowiedzi Lukrecji o swoich uczuciach) ze słowami: My one weakness…the one chink in my armor - is you.
W necie można znależć fotkę Cezara i Lukrecji przy ptaszku (Katarzyna takiego miała). Na forum są przypuszczenia, że to scena po powrocie z Forli. Niektórzy uważają, że po tym wyznaniu Cesare przyspieszył plan likwidacji Alfonsa ;)
Wiadomo, że nieznane pobudza wyobraźnię, więc można też założyć, że ta scena nic nowego by nie wniosła. Ale fani tego teamu pewnie chętnie by ją obejrzeli ;))