Nie jest źle. Trochę przekombinowali z postacią odtwarzaną przez M. Różdżkę, zapominając o zasadzie, że "co za dużo, to nie zdrowo", ale Mika w wykonaniu Ł. Simlata rekompensuje tę przesadę. Po raz kolejny zastosowano też swoistą komasację dekady lat 90 tym razem w roku 1997, który sam jeszcze doskonale pamiętam, tak jak w 1 sezonie ów serialowy rok 1984 był także zbitkiem wszystkich roczników lat 80. Oczywiście nie obyło się bez wpadek, a mianowicie:
- uważny widz już na początku serialu może wyczuć, kto jest w to wszystko zamieszany i ma na pewno krew na swoich rękach;
- denerwująca Zofia Wichłacz;
- Trojan, który zawsze gra tę samą rolę, niezależnie od filmu i jego tematyki;
- "paczka porywaczy" - tutaj pasuje jak ulał określenie "tercet egzotyczny", na dodatek dość mało wiarygodny;
- moto-wpadki: żaden biznesmen spod zachodniej granicy nie jeździłby w 1997 roku pojazdem marki Jaguar - w tamtym czasie "rządziły" wyłącznie niemieckie marki i modele, z Mercedesem W140 600 SE/SEL na czele; niedostępna jeszcze na polskim rynku Nubira przed garażem jednego z domów na osiedlu "Oaza" i irytująco dymiący ZX Zarzyckiego - jeśli już, to Megane byłoby tu bardziej na miejscu;
- wpadki scenograficzne: dworzec, a zwłaszcza wnętrza prokuratury prezentują się zbyt nowocześnie.
Ja bym dodał ze w 97 roku w lipcu były wakacje ;). A tu w szkole kupa dzieci, Ogrodnik podwozi i zabiera ze szkoły... Nie kupuje zajęć wyrównawczych szczególnie po powodzi. Ale to drobiazg, podobnie jak koleje śląskie czy wg mnie zdecydowany nadmiar komórek jak na 97 rok . To widać jak ogrodnik laduje na dostawczaku i od razu pan z torba wyciąga komorke - tu już scenarzysta przeskoczył do 2007;) przynajmniej
W scenie z dostawczakiem telefon mi umknął - na szczęście, hehe . Co do tematu "zajęć szkolnych w miesiącu lipcu", twórcy po raz kolejny, swoim starym zwyczajem wypróbowanym już w pierwszym sezonie, nagięli tak rzeczywistość, by pasowała im do scenariusza - dobrze że jesienne wybory A.D. 1997 nie były im potrzebne do akcji, bo przeniesienie ich na serialowy lipiec to byłby już szczyt szczytów żenady ;-)