Ano z prostej przyczyny - Mary. Właściwie cała akcja toczy się wokół niej. Pierwszy odcinek - jakieś tam wyjasnienie jak to Szerlock przeżył - jasne, musiało tak być. Drugi odcinek - cały o weselu Watsonów. Niby ok, ale jednak biednie, zważywszy że cały sezon ma trzy ocinki. Trzeci odcinek - gwóźdź do trumny. No bo Mary to jednak nie Mary. Ku*wa, czekam aż na koniec czwartego sezonu okaże się że pani Hudson to agentka KGB. A gdzie w tym wszystkim kunszt Szerloka? Gdzie ta magia każdego odcinka, że z niecierpliwością czekało się na następny? Aj bieda i nie mogę tego przeboleć. Jakaś taka nieudolna telenowela się z tego zrobiła. A szkoda, bo przecież taki potencjał! Zapraszam do dyskusji.
Gdzie mówił?
Szczerze mówiąc, z tym zespołem bym nie przesadzała - łatwo komuś oryginalnemu, odstającemu (zwł w serialach, filmach), przypiąć łatkę socjopaty czy właśnie autyzmu inteligentnego. A to już jest prawdziwa dysfunkcja, której ja u Sherlocoka nie widzę.
W The Hounds of Baskerville mówi o tym Watson do Lestrade'a po wyjaśnieniu sprawy z psem z wegetariańskiej knajpy.
Pytanie czy mowi o tym na zasadzie: "jestes debilem" (czyli pol serio), czy jest to jego diagnoza medyczna do ktorej nota bene "nie ma uprawnien".
Mi się wydaje, że żartował. Skąd można wywnioskować, że z tym Aspergerem mówił jednak poważnie?
Kocham Cię za ten post! Wiem, że dawno go napisałaś, ale musiałam odpisać, bo zgadzam się w 99%! Nie zgadzam się w 1%, bo też uważam, że Sherlock zrobił się za bardzo "ludzki". Ale zauważyłam to samo co do wrażliwych ludzi i myślę, że SH taki jest. I zgadzam się, że Moffat nie ma racji. Kurde, sam pracuje nad jego postacią, a wyjeżdża z tekstem o przeciętnym człowieku. Właśnie jego nieprzeciętny mózg czyni go nieprzeciętnym. Poza tym ma ekscentryczny charakter, więc to nie tylko jego mózg. Proszę Cię, Moffat, przeciętny to jest Bob Budowniczy :p
Aha, a romans z Janine (w opowiadaniu ze służką Milvertona, czyli BBC'owskiego Magnussena) jest kanoniczny :)
szkoda tylko, że nie wiedziałam o tym wcześniej, nikt o tym nie napisał i byłam po prostu wstrząśnięta .... :/
Już o tym mówiono tutaj na forum, ale oczywiście miałaś prawo nie wiedzieć i nikt cię nie będzie z tego powodu tępił :) właśnie chciałam cię uświadomić ;))
szkoda, że tego nie dostrzegłam, obyłoby się bez zawału, zresztą zdaje mi się że Magnussen ją zabił
????
Magnussen w serialu czy Milverton w opowiadaniu? ;)
W serialu - obviously not. W opowiadaniu - nie mam pojęcia, jeszcze go nie przeczytałam od deski do deski :)
Bo przecież pojawiła się w szpitalu i mówiła, że kupiła sobie cottage... Chyba, że ją jeszcze później dorwał. Ale nie ma o tym nic powiedziane, więc należy raczej uznać, że gdzieś tam sobie żyje. Może ją jeszcze zobaczymy (odpukać :P)
"Janine się udało ale strasznie kwiczała" - słowa Magnussena kiedy pstrykał Johna w twarz, to mi zasugerowało że gdy się dowiedział że wpuściła Sherl'a to się na nie "wyżył"/"zabił" ???
Magnussenowi chodziło o to że Janine wytrzymywała pstryknięcie w otwarte oko.Dodatkowo,w jednym z ostatnich wywiadów Moffat powiedział że możemy się spodziewać Janine w kolejnym sezonie.Lubię tą postać,ale lepiej jak by nie wróciła.
Ja tam bym chętnie zobaczyła Janine pod warunkiem, że nie będą jej parować z Sherlockiem.
Podoba mi się nawet teoria, że jest siostrą Jima :D
Ja myślę, że wręcz przeciwnie, ten udawany romans pasował do Sherlocka. Myślę, że bawienie się ludźmi, ich uczuciami i wykorzystywanie ich do własnych celów jest bardzo w typie Sherlocka.
Zgadzam się. Sherlock jest świetnym aktorem, odegranie zakochanego dobrze mu poszło (w końcu Janine uwierzyła, że coś do niej ma), bo wystarczyło się całować itp., choć z opisaniem tego, co czuje było mu już trudniej ("you got that from a book").
Tak to już z nim jest- gdy nie gra, nie wykorzystuje ludzi do własnych celów to, co potrafi powiedzieć o tym, co naprawdę myśli na wiele spraw jest szokujące (zwykle osobą, która to słyszy jest John, który wyzywa go od nieczułych drani).
Romans z Janine jest koronnym dowodem na to. Nie ma się zresztą o co wściekać, oni nic ze sobą nie zrobili, bo Sherlock czekał do ślubu.
Dla mnie fajniejszym momentem była ewidentna zazdrość Sherlocka, gdy dowiedział się, że dla Johna większym autorytetem jest Major Sholto, niż on. Ciekawa była ta jego mała holmesowa obsesja ;)
,,Dla mnie fajniejszym momentem była ewidentna zazdrość Sherlocka, gdy dowiedział się, że dla Johna większym autorytetem jest Major Sholto, niż on. Ciekawa była ta jego mała holmesowa obsesja ;) " - To było zabawne, zwłaszcza ta zazdrość, że Sholto jest większym odludkiem i ma więcej wrogów niż Sherlock. ,, I że to dlatego John obskakuje go jak szczeniaczek".
Ale w trzecim sezonie chyba najwyraźniej zostało pokazane jak Sherlockowi zależy na Johnie. Cholerka, mam wrażenie, że w tym trzecim sezonie on był taki smutny, przez wszystkie odcinki, a szczególnie w drugim, ponieważ widział, że dużo rzeczy się zmienia, i chyba było mu żal tego, co było. Z drugiej strony wydaje mi się, że Sherlock właśnie dla Johna próbował nadążyć i dostosować się do zmian, nawet trochę rozpaczliwie, byleby uszczęśliwić doktora ( cała ta sprawa z ślubem, weselem). Nadrabiał miną, ale przebijał z niego jakiś taki smutek:(
no masz rację, w sumie biorąc pod uwagę że Watson to jego jedyny szczery i oddany przyjaciel - takie zachowanie da się wytłumaczyć. Obala to jednak tezę że Szerlok to socjopata. Dziwak owszem, ale nie socjopata. A jednak pierwszy sezon pozwalał wierzyć w ten jego socjopatyzm (mimo że w kanonicznej wersji jest normalnym gościem) Może ta przemiana w relacjach do Johna stała się zbyt szybko i tu leży problem. Gdyby trzeci sezon był np. piątym, a pomiędzy nie włożyć jeszcze parę fajowych śledztw z typowym dla Szerloka chłodnym racjonalizmem do którego przywykliśmy to było by super...
Ma zespół Aspergera, takie "socjopatyczne" zachowania to norma w tym przypadku.
Mówisz, że minęło mało czasu? Tak Ci się tylko wydaje, bo niestety serial pokauzje jedynie fragmenty życia Sherlocka - sam Scandal in Belgravia trwa jakieś 2 lata... Więc myślę, że nawet tych 4-5 lat mieszkania z Johnem to wystarczająco dużo czasu, żeby się otworzyć.
Ale fakt - fajnie byłoby zobaczyć tą masę śledztw. Oj, czysty sadyzm dla scenarzystów...
Jest zły bo jest nudny, jest zły bo sherlock jest mniej genialny, bo skończyły się pomysły i zaczęły się zapchaj dziury jak upicie się, ślub czy spotkanie u rodziców. O ile pierwszy odcinek był dobry, to reszta i finał słabe.
Jest słaby, bo nie ma zagadek, tylko życie prywatne- pożywka dla dzieciaków z tumblra. Nie ma ani jednego odcinka który znalazł by się w moim prywatnym rankingu 3 najlepszych (dla mnie są to: "The Great Game", "A Scandal..." i "The Reichenbach Fall")... Dziwny zabieg Moffissa, którzy oszczędzili Mary, chcąc chyba całkowicie zerwać z kanonem, odgrzewanie kotleta ("Did you miss me?"), nieśmieszne żarty o gejach (wcześniej humor w serialu był naprawdę wyższych lotów) i udziwnienia. Do udziwnień można by wstawić mind palace Sherlocka, który czyni z niego niemal niezniszczalnego superbohatera.
"To nie jest serial detektywistyczny, tylko serial o detektywie" cytując Moffata :)
Ten sezon nie jest zły, jest po prostu inny, i dlatego ludzie się denerwują, bo chcieli coś takiego jak pierwsze dwa. Ja dalej mam mieszane uczucia co do niego, ale ogólnie mi się podobał, bo zrobili coś innego.
Przestańcie obrażać innych fanów, jeju... "pożywka dla dzieci z tumblra". Na tumblrze też się wielu ludziom nie podobał sezon, wsadzanie wszystkich do jednej paki, nie ma co... =/
Ha! masz do czynienia ze zwolenniczką 3 sezonu (i zapowiadam, nie wiem, co to th.. cośtam)!
Przyznam, wątek Mary jest... specyficzny, ale przynajmniej daje więcej kolorytu niż typowa szara myszka. I to nie dlatego, że jest agentką (nuda!), tylko dlatego, że nadaje na tych samych falach, co Sherlock. I dlatego był w stanie dla niej zrobić wiele, nawet zabić. Nie wiem, może sama jestem socjopatką, ale właśnie pojawienie się mary najlepiej pokazuje, jak ważna jest dla Sherlocka rodzina (bo w końcu są jedną, wielką rodziną).
Odgrzewanie kotleta? A kto powiedział, że to musi być Moriarty? Ktoś się może pod niego podszywać.
Żarty o gejach...? Takie jak w pierwszym odcinku no i?
Udziwnienia? Niby co?
Sherlock to nie jest ten Sherlock z książek i to trzeba pamiętać. To już nie jest XIX wiek, gdzie sprawy wyglądały zupełnie inaczej. Autorzy zaczerpnęli, ile mogli, ale bez dosłowności. Zaczęli tak jak w książce - aczkolwiek serialowy jest bardziej zarozumiały i genialny, bo inaczej nie wyróżniałby się z tłumu, tak jak książkowy ze swoimi doświadczeniami z krwią i innymi. W ogóle Watson jest wymyślony na nowo - nadal lekarz i fizylier, ale jego rolą nie jest już bycie idiotą i opowiadanie o Sherlocku realnemu czytelnikowi, tylko towarzyszenie Sherlockowi naprawdę, zmiana jego życia. No i blog, nieodzowny w dzisiejszych czasach, w końcu Sherly sam sobie stworzył stronę o dowodach, choć teoretycznie jest odludkiem.
I to jest kolejny argument na to, że Sherlock jest absolutnie normalny, tylko inny (tak, to ma sens...). A że nie lubi idiotów? A kto ich lubi? Tylko fakt, Sherlock jeszcze się nad nimi znęca. Niezapomniana spotkanie w s1ep1 na miejscu zbrodni - Donovan mu wtyka, a on ze stoicyzmem odparowuje w swoim stylu - wymusza zeznanie na Andersonie i wkurza Donovan. (Swoją drogą, czym oni się tak przejmują?) I to samo mamy w, bodajże, The Empty Hearse, gdzie Sherlock wyjasnia Andersonowi swoją "śmierć" i zostawia go z pytaniami i wyrzutami sumienia. Czysty zabieg, żeby dobić Andersona i zadać mu ból domyslaniem się, co tak naprawdę się stało... A przy okazji Sherlock dowiedział się, że ma rację z pochodzniem szkieletu. Ot, sadyzm, na jaki styać każdego z nas wobec nielubianej osoby...
A mi się 3. sezon nawet podobał. Owszem nie jest to to co w pierwszych dwóch, ale poziom nie spadł aż tak drastycznie. Jakoś specjalnie do gustu przypadł mi odcinek ze ślubem Watsona, a w szczególności paw puszczony na dywan przez Sherlocka ;)
nikt chyba nie lubi Mary. Ten sezon nie był taki zły, ale wolałabym obejrzeć jakąś ciekawą zagadkę, a nie Mary, przez cały odcinek,
za malo spraw. Sholto- no dooobra. ale bylo to zrobione na sile. pociag... Magnussen... Nie bylo takich "wysilkow" Sh, rozmyslan... jak w S01ODC01 lub S01odc03...
Ps sorki za btak polskich znakow
Jak dla mnie trzeci sezon jest taką jakby kontynuacją, w której trzeba wyjaśnić parę spraw oraz wprowadzeniem do sezonu czwartego. Niczym więcej, bo to tylko trzy odcinki
Zgadzam się jak najbardziej ale dodam jeszcze od siebie: Dlaczego? Żadnej w miarę ciekawej intrygi czy zagadki (akcja z wagonem i paskiem to błazenada), serie ratuje na pewno świetny humor i pomysłowość w konstruowaniu odcinków - każdy oferuje coś w miarę świeżego czy to przedstawiony w formie przemowy na weselu czy poprzez pokazanie pałacu myśli. Na pewno za szybko wprowadzono i odkryto tajemnicę Mary (nie pozwolono zżyć się bardziej z bohaterką), podobnie z Magnussenem - stworzyli świetnego antybohatera żeby pozbyć się go w jednym odcinku. Ogólne wrażenie po sezonie jest takie: chcieli pomieścić w nim za dużo, przez co powstał jeden denerwujący chaos (tu pałac myśli, tam ślub, tu Magnussen, tam gdzieś Moriarty wraca). Sekret Mary robiłby może większe wrażenie gdyby zostawiono nas z bohaterką na parę odcinków dłużej.
Sezon ma swoje dobre momenty jednak 2 poprzednie były o wiele lepiej przemyślane. Na prawdę mogli sobie darować i rozłożyć materiał z 3 sezonu na dwa, dodać parę spraw które przeplatałyby się z resztą wątków, wykorzystać w pełni potencjał Magnussena (bo była to dziwna, ale bardzo charakterystyczna postać). Bida choć komediowa strona bardzo dobra (wieczór kawalerski, powrót Sherlocka :D). A! Technicznie też oczywiście cudo!
O, jeszcze o jednym zapomniałem: strasznym dziwactwem jest nagła przemiana Sherlockowego braciszka. Moffatowi chyba nie w smak było, że jego bohater wypada na mniej inteligentnego od Sherlocka i umyślał sobie żeby zrobić z Mycrofta geniusza? Strasznie nienaturalnie wyszedł ten "nowy" nagle-supermądry Mycroft. Jak dla mnie powinni być konsekwentni - skoro stworzyli taką jego wersję to takiej powinni się trzymać (wiem, że w oryginale starszy Holmes jest inteligentniejszy od brata).
Pierwszy sezon 7/10
Drugi sezon 8/10 (-1 za odcinek ze zmutowanym psem, słabe to było)
Trzeci sezon 9/10
Jak ja nie znoszę Mary, mam nadzieję, że umrze w kolejnym sezonie. Gdy jakiś fan pytał się Gattisa na jakimś konwencie czy sezon 4 nas zasmuci, ten na to, że 'zależy jak bardzo jesteśmy sentymentalni'. Mam nadzieje, że Mary umrze.
Btw. osobiście uważam, że najlepszy jest sezon 2, bo zawiera A Scandal in Belgravia i A Reichenbach Fall.
Tak, racja, ten odcinek z Mary mnie dobił. Niby w pierwszej chwili był szok i niedowierzanie, że coś takiego wymyślili, ale czegoś mi w tym zabrakło. Jakoś mało w tym samego Sherlocka. Mam nadzieję, że przez pojawienie się Mary nie ucierpi przyjaźń Johna i Sherlocka. No i jakoś nie mogę przekonać się do aktorki grającej Mary...
Uważam, że ten sezon ma sens. Sam w sobie stanowi rozwinięcie zagadki, jaką jest życie Sherlocka. Wreszcie dowiadujemy się więcej o jego rodzinie i o tym dlaczego bracia Holmes traktują uczucia, jako słabości. Trzecia seria pokazała, że bardziej uczuciowy SH popełnia błędy. Po kolei.
Rodzice. Na pierwszy rzut oka wydaje się, że mamy parę normalnych rodziców, a jedynym powodem odmienności SH jest jego starszy brat. Czyżby? W kolejnych odcinkach dostajemy wskazówki, że jednak znaczącą rolę odegrała tu ich matka. W odcinku ze ślubem, Pani Hudson, po tym jak SH niby-bagatelizuje ślub Johna, wspomina, że powinna zadzwonić po matkę Sherlocka, żeby przemówiła mu do rozsądku. Na to SH odpowiada coś w stylu, że mogłaby (pani Hudson) być reakcją jego matki zawiedziona. W kolejnym odcinku dowiadujemy się, że matka była genialną matematyczką, która porzuciła karierę dla dzieci. Jaki geniusz poświęci się rodzinnej sielance i przewijaniu pieluch? Ona prawdopodobnie chciała wychować inne, genialne i nieemocjonalne dzieci. Taki był jej projekt. Pewnie sama uznała, że emocje przeszkodziły jej w pełni wykorzystać swój talent. A może, jeżeli twórcy pójdą w totalną abstrakcję (wolałabym nie), dowiemy się że robiła to na zlecenie? Może to nie są jej dzieci?
Relacja z Mycroftem. Okazuje się, że Mycroft to Sherlock do potęgi. Jeśli ktoś z tej dwójki jest dyssocjalny, to jest to właśnie Mycroft. Wygląda na to, że w dzieciństwie znęcał się psychicznie nad SH, z czego niewątpliwie czerpał dużą przyjemność. Nie wydaje mi się też by obecnie kierował się jakimiś wyrzutami sumienia czy współczuciem wobec brata. On go potrzebuje do swoich celów i potrzebuje go takim, jakim był, a nie słabszym,bo bardziej uczuciowym. Sądzę, że Mycroftowi przeszkadza Watson i chce go odsunąć od SH. Już w pierwszym odcinku widać, że nieszczególnie jest zadowolony gdy SH pyta o Johna. Rozwinę ten wątek dalej.
Inność Sherlocka. Wbrew temu, co niektórzy tu twierdzą, to właśnie w tym sezonie, gdy zostanie nieco odsłonięta jego maska, widzimy dlaczego SH nigdy nie dopasuje się do tłumu. Wychowanie zrobiło swoje i on jest na to zbyt inny. Nawet gdyby sam tego chciał, to otoczenie go nie zaakceptuje. Lubią i akceptują go wyłącznie osoby, które same są mocno skrzywione. John, pani Hudson, Greg (kompleksy wielkości Mount Everestu) czy Molly (jak czytam komentarze, to widzę że ludzie traktują ją jako uroczą szarą myszkę, ale ona jest mega zwichrowana, jak się bliżej przyjrzeć). Wydaje mi się, że Janine ma swoje ukryte motywy i specjalnie grała z SH w grę. Głupiutka, rozkochana dziewczynka ze złamanym serduszkiem, nie pojawiłaby się w szpitalu i nie przeprowadziłaby z nim takiej rozmowy. W scenach na weselu widać, że choćby nawet bardzo SH się starał, to zwyczajni ludzie go nie polubią. Zwyczajni ludzie lubią jego geniusz i to na odległość, ale na co dzień jest dla nich zbyt odmienny. Nawet widza po pewnym czasie zaczyna denerwować jego przemowa. Liczne dygresje, zdroworozsądkowe podejście, egocentryzm (nawet gdy kadzi przyjacielowi, to jednak jego mowa kręci się wokół samego SH) i zdecydowanie zbyt dużo o dochodzeniach. Ostatnia scena odcinka to podkreśla. Sherlock jest świadomy tego, że nigdy się nie wpasuje. Może próbować się zmienić, ale nie byłby szczęśliwy udając kogoś kim nie jest. To nigdy nie będzie dusza towarzystwa. Nawet bez maski będzie to człowiek kilku bardzo bliskich znajomości. Tak jak to jest ukazane między nim i Watsonem.
Mycroft, Magnussen i słabość Sherlocka. Co nie zmienia faktu, że wspomniane bliskie więzi osłabiają jego możliwości. Przynajmniej tak to jest ukazane w serialu. Dowodzi tego nie kto inny jak Mycroft. W scenie po zabiciu Magnussena Sherlock dokładnie zdaje sobie z tego sprawę. Znów jest małym dzieckiem, któremu brat udowodnił, że jest słabe i głupie.
W trzecim odcinku jak na dłoni pokazane jest, że Magnussen współpracuje z Mycroftem. Mycroft jest podobny do Sherlocka i tak samo jak on mówi wszystko wprost. Powiedział wprost SH, że Magnussen jest pod jego ochroną i ma go nie ruszać. Sherlock początkowo idiotycznie to zinterpretował, jakoby Magnussen miał coś na Mycrofta. To niemożliwe, bo gdyby miał, to dawno by już nie żył.
Mycroft od razu wiedział, że SH obiecał go Magnussenowi i wiedział, że historia skończy się aresztowaniem Sherlocka. Już w momencie, gdy trwają poszukiwania SH widzimy na komputerze Mycrofta mapę Polski. Już wtedy (czyli zaraz po rozmowie SH-Magnussen) myślał jak wybawić głupiego brata z więzienia. Potem powiedział mu zresztą, że ma nie przyjmować "propozycji pracy", którą niebawem dostanie. Co zresztą SH uczynił (widzimy zawracający samolot). Mycroft nie strzelał, że dodano mu czegoś do ponczu, on o tym wiedział. Pozwolił bratu działać, bo miał wszystko pod kontrolą, a wiedział że i tak go od tego pomysłu nie odwiedzie. Nie przewidział tylko tego, że SH zabije Magnussena. Dlatego mówi "coś ty narobił". Magnussen był z jakiegoś powodu ważny. Trzymał wielu ludzi w szachu. Był przydatny, jak stwierdził Mycroft. Zabicie go uwolniło demony. Resztki po Moriartym czy innych. W tej chwili nieważne.
Tymczasem SH nie miał najmniejszej potrzeby, by go zabijać. Magnussen był pod kontrolą Mycrofta. Był niegroźny. Nawet jeśli wiedział coś o Mary, to jakby sprawę bardziej przemyśleć, to nie mogło to szczególnie Johnowi zaszkodzić. Jeśli już, znalazłby się inny sposób poradzenia sobie z problemem. Jednak SH zareagował emocjonalnie. Nie chciał, żeby taka gnida trzymała jego najbliższego przyjaciela w szachu i żeby go upokarzała. Strzelił. Zabił człowieka i uwolnił demony, tylko dlatego, że poddał się emocjom. To triumf Mycrofta i jego dyssocjalnego podejścia do życia. SH zdaje sobie z tego sprawę.
Mycroft i John. W świetle powyższego zastanawia też dlaczego Magnussen porwał Johna i dlaczego znalazł się w życiu SH. Jak wiemy, w tym serialu nie ma przypadków. Nawet pozornie oderwani od treści klienci i ich problemy, w końcu wpasowują się w całość układanki. Dlatego nic tu nie działo się przypadkiem. Sądzę, że za Magnussenem stał Mycroft, który chciał odsunąć SH od Johna. Magnussen miał o Sherlocku nadzwyczaj dużo informacji, włączywszy w to informacje o psie. Skąd je miał, jeśli nie od Mycrofta, skoro wiemy, że panowie współpracowali? Mycroft chciał udowodnić Sherlockowi, że Watson jest jego słabym punktem i powinien się od niego odsunąć. Zresztą nieszczególnie krył się z tym, że mu ta przyjacielska relacja nie odpowiada. W drugim odcinku mówi mu wprost, że za bardzo się zaangażował.
W świetle powyższego, nie uważam że ten sezon był kiepski. Był bardzo dobry, bo wyjaśnił nam kilka kwestii z poprzednich sezonów, a jednocześnie bardzo dobrze przygotował pole pod sezon czwarty. Pozostawia nas z wieloma pytaniami. Co z trzecim bratem? Jaka jest w tym wszystkim rola Mary? Kim jest Janine? Jakie demony uwolnił SH? Jaki Sherlock powróci - ugnie się pod presją Mycrofta i znów odsunie się od Johna czy zaakceptuje swoją słabość w imię przyjaźni?