Przeczytałem kilkadziesiąt tematów wstecz i doszedłem do wniosku że zdecydowana większość
uważa za banalne zabicie Magnussena przez SH. Przychodzą mi na myśl dwie opcje. Albo
ludzie nie zrozumieli głównego wątku 3 sezonu, albo spodziewali się kompletnie czegoś innego.
Do rzeczy. Magnussen ma w ręku cały wysoko postawiony zachodni świat. Jest niesamowicie
pewny siebie i święcie przekonany że na każdego ma mocnego haka. Koleś jest inteligentny i
wie że Sherlock będzie starał się go oszukać. Nie nabiera się na "Holmesa narkomana".
Niestety dla CM, Sherlock jest krok przed nim. SH kreuje się na narkomana, aby odwrócić uwaga
CM od swojej "prawdziwej udawanej tożsamości" czyli BOHATERA. Przez cały trzeci sezon
Sherlock gra i mydli nam wszystkim oczy. Wydaje się jakby po "zmartwychwstaniu" całkiem
zmienił swoją osobowość. Że obudziły się w nim jakieś uczucia i sentymenty. Słowo "bohater"
przewija się przez cały trzeci sezon. Np. Na końcu pierwszego odcina trzeciego sezonu Watson
mówi do Holmesa że – wróciłeś jako bohater, pasuje Ci taka rola. Na co Sherlock odpowiada
tylko szczerym uśmiechem i wychodzi do dziennikarzy. Praktycznie cały drugi odcinek trzeciego
sezonu Sherlock jest potulny i kochany jak nie Sherlock. W ostatnim odcinku, kiedy Magnussen
mówi o Sherlocku jako bohaterze, kamera pokazuje kilka razy lekko uśmiechnięta twarz
Holmesa. Kilka chwil przed śmiercią CM, mówi on do Holmesa że to już koniec gry, że tym
razem nie zostanie bohaterem. A gdy pod koniec stoją na tarasie i gdy pojawiły się jednostki
specjalne, Magnussen krzyczy – spokojnie, nie strzelajcie, oni są całkiem nie groźni. Po chwili
Sherlock ujawnia swoją prawdziwą tożsamość , czyli SOCJOPATE, i pakuje kulkę w łeb CM. I ta
scena nie jest porażką SH, ale właśnie zwycięstwem. Główny atut Magnussena, czyli wiedza
wszystkiego o wszystkich, burzy się w sekundę jak domek z kart. Był pewien że Sherlock mu nic
nie zrobi. No bo jak to, bohater morduje człowieka z zimną krwią? Niestety SH go sprytnie
oszukał i nas przy okazji też.
Mógłbym jeszcze sporo na ten temat pisać ale pewnie nikt takiej dłużyzny by nie czytał. Wiem że
wielu z was wpadło na to samo, ale zdaje mi się że spore grono osób po prostu nie zajarzyło. A
jeśli mimo to nadal uważacie że zakończenie jest płytki i banalne, to ja już nie wiem.
Sherlock zabił Magnussena, bo jego wiedza mieściła się głównie w Pałacu Myśli, z którego mógł czerpać wszystkie newsy i sprzedawać w swojej gazecie. CM był niezwykle groźnym przeciwnikiem, bo nie można było pozbyć się jego dowodów. SH upewnił się, że nie istnieją żadne namacalne dowody i zabił tego, który je wszystkie pamiętał i mógł wykorzystać. Dzięki temu pomógł Watsonom, swojemu bratu i ostatniej klientce, i pewnie milionom ludzi na których Magnussen miał haka. To było jedyne wyjście z całej tej sytuacji.
Mógłby tutaj wkroczyć do akcji Hannibal i za pomocą swoich niekonwencjonalnych metod manipulowania ludzkim mózgiem wykasować wszystkie dane z pamięci CM:)
A tak na poważnie to myślę, że nie widzę innego sposobu zniszczenia Magnussena. Żeby zniszczyć Pałac Myśli trzeba było go zabić, ewentualnie odciąć od reszty społeczeństwa (umieścić w psychiatryku i udowodnić, że facet nie jest normalny - ale to nie takie proste).
Zgadzam się co do tego, że po tym jak SH się dowiedział o pałacu myśli Magnussena nie było innej opcji jak sprzedanie kulki. Ale w moim wywodzie chodziło bardziej o nie banalne zakończenie i intelektualne zwycięstwo SH nad CM a nie na odwrót
Sherlock miał swój plan - rzekomy pakt z diabłem. Wiedział, że Mycroft zauważy wkrótce brak laptopa i przez czipa odnajdzie go w posiadłości Magnussena przez co będzie miał prawo przeszukać rezydencję i znaleźć skarbnicę wiedzy CM. Nie wiedział, że takowej nie ma. Kiedy mu to CM uświadomił nie miał innego wyjścia niż strzelić mu w łeb, żeby już nikomu zaszkodził a szczególnie Mary. Ja z miny SH wywnioskowałam, że był tą całą sytuacją zaskoczony - nie udało mu się przechytrzyć intelektualnie przeciwnika - to przeciwnik w tej chwili rozdawał karty. Ta scena miała uświadomić wszystkim, jak oddanym przyjacielem jest SH.
Ale to tylko moje zdanie
Jednak był chyba przygotowany na takową możliwość bo kazał W. wziąć broń. W każdym razie myślę podobnie jak Ty.
SH wiedział, że nie może go przechytrzyć, więc go po prostu zabił (co każdemu wyszło na dobre). A w chwili gdy Magnussen strzelał z palca w policzek W. tylko miała nam jeszcze dogłębniej uświadomić bezradność SH.
Nie kazał Watsonowi wziąć broni ze sobą. Po wyjściu z domu rodziców tylko go zapytał:"Wziąłeś ze sobą broń?" Watson:"Nie, po co miałbym brać broń do domu twoich rodziców". Sherlock: "W płaszczu?". Watson "Tak". Swoja drogą super dialog.
Gdyby Watson nie miał broni to i tak nie powstrzymałoby to SH do odwiedzenia CM. Chyba nie brał tej ewentualności pod uwagę wierząc, że pokona Magnussena intelektualnie. W poprzednich odcinkach był zawsze za pewny siebie, arogancki i teraz się przeliczył.
Było późno jak oglądałam i już nie przywiązywałam dużej uwagi do dialogów i nie mam takiej pamięci. Ale w każdym razie bym przygotowany na taką ewentualność.
Nie da się ukryć że niektóre wydarzenia mogły zaskoczyć Sherlocka, takie jak pałac myśli Magnussena czy przeszłość Mary. Ale uważam że CM nie zaprosił by do swojego appledor socjopaty. Był zbyt pewny tego że rozgryzł Sherlocka. Nawet nie upewnił się czy mają przy sobie broń. Sherlock też o tym wiedział że musi wyrobić sobie inną tożsamość aby Magnussen zaprosił go do swojego apartamentu i wyjawił tajemnicę. Sądzę że SH nie wiedział co się dokładnie wydarzy w appledor, ale chodziło mu o coś innego, czyli dowiedzenie się gdzie CM trzyma swoje wszystkie dane. No i dopiął swego. Potem poszło z górki. Pewny siebie CM lekceważy SH i kpi sobie z Watsona, nie mając pojęcia kim tak naprawdę jest Sherlock.
Nie do końca zgodzę się z tymi tezami. po 3 sezonach serialu zdążyliśmy poznając sherlocka na tyle dobrze, że doskonale wiemy, iż pasjonują go wielkie przestępcze umysły. Dużo radości sprawia mu rywalizacja i ostateczne zwycięstwo nad genialnym przestępca. Ale tym zwycięstwem jest przechytrzenie przestępcy, udowodnienie swojej wyższości. Tutaj Sherlock ponosi porażkę. To Magnussen okazał się lepszy, to on przechytrzył Sherlocka więc to on w tej walce wielkich jednostek odniósł moralne zwycięstwo (jeśli można w jego przypadku mówić o moralności...). Sherlock nie pokonał go w uczciwej walce tylko zastosował cios poniżej pasa - zwyczajnie go zastrzelił. Nie tymi metodami pokonywał przestępców. Zastrzelić Magnussena mógł każdy, choćby zwykły posterunkowy. Swoją drogą właśnie to mnie zastanawia. skoro CM był tak mocno szkodliwy dla wielu wysoko postawionych osób to dlaczego nie zlikwidowano go? Mógł to być wypadek, albo zniknięcie - nie takie rzeczy robią tajne służby, a przecież to byłoby najprostsze rozwiązanie.
PS. Czy Wy też widzieliście w tym odcinku częsta inspirację 'Incepcją'? Cała scena z upadającym od postrzału Sherlockiem, Magnussen siedzący na krześle i przeszukujący bibliotek w swoim umyśle... W mojej opinii twórcy czerpali trochę z 'Incepcji' i dobrze, bo wyszło to fajnie.
Podejrzewam że Magnussen był przydatny.
Gość o tej wiedzy musiał być na celowniku wielu ludzi więc potrzebował też wsparcia.
Pewnie swoimi informacjami pomagał Mycroftowi a ten w zamian przymykał oczy na jego zabawę ludźmi, podkreślił nawet Sherlockowi że Magnussen to po prostu biznesmen na tyle bystry żeby nie zachodzić za skórę naprawdę wysoko postawionym ludziom.
Więc jego pałac umysłu był dla niego takim zabezpieczeniem jak telefon dla Irene, dopóki ma informacji dopóty jest potrzebny i bezpieczny.
zgadzam się w 100% kulka w łeb to najprostsze i i najprymitywniejsze i zbyt banalne rozwiązanie i tez nie w stylu Sherlocka
on pokonywał wrogów sprytem inteligencją a nie strzelaniem do swoich przeciwników
Tylko jedna wątpliwość - skoro Sherlock od razu planował morderstwo to czemu nie zastrzelił Magnussena od razu, zaraz po tym jak powiedział mu prawdę?
Po co czekał na Mycrofta i policje?
Naprawdę mi się wydaje że to byłą desperacja Sherlocka, gdyby chciał go zabić od razu to zrobiłby to wcześniej w bezpieczniejszy sposób.
Magnussen przecież powiedział czemu Sherlock czeka na brata i policje żeby mieć pretekst do wejścia do tego archiwum a tu żadnego archiwum nie było
Więc gdy okazało się że podstęp z laptopem nie wyszedł a archiwum istnieje tylko w głowie to wtedy Sherlock powinien go zastrzelić.
W środku domu a nie na oczach uzbrojonych gości którzy mogli go zastrzelić.
Po co wychodziłby na dwór, pozwalał pstrykać Johna i czekał aż ich nakryją.
chyba widziałeś jego minę był w kompletnym szoku że jego plan nie wypalił i ktoś okazał się sprytniejszy niż on
No ale gdzyby nie 'robił się" na bohatera to by go CM do tego swojego domu nigdy nie wpuścił, tak by go nie zlekceważył.
Sherlock nie wiedział gdzie CM trzyma dane (niby skąd miał wiedzieć, appledor było twierdzą), a więc musiał mieć kilka scenariuszy rozwiązań. Zabicie Magnussena było jednym z nich. Sądzę że miał nadzieje że wszystkie informacje znajdują się w jakimś archiwum. Gdy CM mówi o swoim pałacu pamięci widać że Sherlock od razu posmutniał. Nie było to spowodowane zaskoczeniem, ale zawahaniem. Wiedział już że nie ma innego sposobu niż kula w łeb. Widać że gryzła go ta myśl , bo nawet dla niego zabicie człowieka nie było codziennością. Dopiero gdy na tarasie CM drwi sobie z Johna i pokazuje swoją pogardę dla ludzi, widać na twarzy Sherlocka ulgę i przekonanie że zabicie takiej szumowiny jak CM jest "dobre". Jeszcze przed strzałem aby się upewnić SH pyta Magnussena czy rzeczywiście archiwa appledor istnieją tylko w jego umyśle. No i na końcu jak dla mnie główny argument mojej tezy czyli słowa Sherlocka "źle odrobiłeś pracę domową. Nie jestem bohaterem tylko socjopatą. Wesołych świąt"
Jak dla mnie bardzo naciągane.
Ktoś tak opanowany jak Sherlock gdyby planował wcześniej morderstwo to nie przejąłby się porażką planu A i od razu wykonał plan B.
Uważam, że SH w ogóle nie planował morderstwa. Watson miał broń przy sobie przypadkowo. Ich rozmowa na temat broni po wyjściu z mieszkania rodziców miała pokazać widzom, że Watson broń ma, żeby na końcu nie było zaskoczenia, jak SH sięgnął błyskawicznie do kieszeni Watsona. Zaraz zaczęłoby się: a skąd wiedział, że ma broń w kieszeni, przecież to nielogiczne itd. Gdyby Sherlock planował zabicie Magnussena od razu zaopatrzyłby się w broń, a nie pytał o nią po drodze.
Moim zdaniem on był na 100% przekonany, że archiwum istnieje - przecież we własnym rozumieniu był nieomylny.
A to, że nie zabił go w domu świadczy o tym, że nigdy nie popełnił morderstwa i nie było to w jego stylu. Czysta desperacja. Tytuł filmu to: "jego ostatnia przysięga". W S03e02 przysięga Watsonowi i Mary, że będzie ich chronił i nie pozwoli ich nigdy skrzywdzić. I przysięgi dochował.
Też uważam że siłę do zastrzelenia CM Sherlock brał z mocnej potrzeby ochrony Mary i Johna. Bez tego nie wiem czy by się odważył.
Co do archiwum. Nie mieści mi się w głowie że Sherlock nie brał pod uwagę możliwości istnienia pałacu pamięci w głowię CM. Przecież sam taki posiadał! Wiedział że takie coś istnieje.
A co do broni, Sherlock wyraźnie mówił że prosił Johna aby ją wziął. Czemu nie wziął jej sam? Myślę że dlatego aby w razie jakiejś kontroli nie wydała się jego socjopatyczna tożsamość. Nie braliby spluwy bez powodu. Sherlock musiał mieć plany A,B,C... .
Napisałam wyżej:
"Nie kazał Watsonowi wziąć broni ze sobą. Po wyjściu z domu rodziców tylko go zapytał:"Wziąłeś ze sobą broń?" Watson:"Nie, po co miałbym brać broń do domu twoich rodziców". Sherlock: "W płaszczu?". Watson "Tak"."
W którym momencie SH prosi Watsona o wzięcie broni? Bo być może coś przeoczyłam, nie wykluczam takiej mozliwości.
Sherlock to człowiek bardzo zadufany w sobie, uważa się za nieomylnego geniusza i prawdopodobnie nie wziął pod uwagę, że ktoś inny może również być genialny jak on, jak nie genialniejszy, i posiadać swój pałac.
Sherlock powiedział dokładnie "masz broń jak prosiłem". Czyli że musiał mówić o tym wcześniej. Z tej krótkiej rozmowy jasno wychodzi że jakby wcześniej SH nie prosił o broń to John by jej nie wziął ( jak powiedział, po co miał by brać broń do domu twoich rodziców).
Sherlock jest zadufany, ale na pewno nie jest głupi i lekkomyślny. To jak się czasem gburowato zachowuje i chwali inteligencją nie oznacza co ma naprawdę w głowie.
Będę musiała jeszcze raz obejrzeć powyższą scenę. Oglądałeś na TVP2? Bo tam są przekłamania w tłumaczeniu.
Dwa razy oglądałem w internecie no i trzeci raz w TVP2 (ale to bardziej dla śmiechu, bo ten lektor to była katastrofa).
Zwracam honor. Powiedział rzeczywiście "...jak ci radziłem/cię prosiłem". Ale dalej upieram się, że nie planował morderstwa, bo jak ktoś wcześniej tutaj zauważył, nie zabił Magnussena w pokoju tylko zrobił to w światłach reflektorów przy świadkach. A broń mógł zabrać ze względów obrony koniecznej. Przy basenie również miał broń a jednak z niej nie skorzystał. Mógł się pozbyć Moriartego tak jak CM. W pierwszym przypadku widział szanse na pokonanie Jima intelektualnie, w drugim przypadku nie miał innego wyjścia jak strzał w pałac myśli CM.
No ale bylo widać na tym tarasie z sh ciągle jest w lekkim szoku, rozmyśla, zabil cm dopiero jak sie upewnil ze wszystko jest tylko w jego glowie(zapytal sie go o to na tarasie)
Co do tej broni to gdy pierwszy raz udał się do Magnussena (na włam, kiedy S. postrzelono w biurze Magnussena) to mówił żeby nie brał broni (ani noża, ani lewarka :) czyli wówczas rozważał jednak rozwiązanie "umysłowe".
Zwróciłabym jeszcze uwagę, że dar Sherloka to nie tylko pamięć jako taka, ale głównie zdolność kojarzenia faktów, dedukowania oraz indukcji, a domeną Magnussena była raczej "pojemność dysku" niż "wydajność systemu".
Możliwe jest też, że Sherlok postąpił tak jak Irene Adler w Belgravi, która przegrała bo uległa nie kalkulacji, a afektowi. Rozsmakowała się w samozachwycie i zlekceważyła przeciwnika. Takoż Sherlok zlekceważył Magnussena zakładając a priori, że jest sprytniejszy i na dodatek obdarzył go niechęcią jak nie nienawiścią (z innymi przestępcami pogrywał, rozmawiał jak równy z równym).
Inna rzecz, że S. planował i miał zazwyczaj kilka planów zatem odstrzał mógł być jednym z nich (jako likwidacja pałacu), na co wskazuje prośba o broń Johna. Wtedy też był upewniony, że Magnussen ma go za nieszkodliwego dziwaka i zaniedba przeszukania (to by wskazywało, że kupił bajkę o sfrustrowanym zaćpanym Sherloku). Co prawda ogrom pałacu go przytłoczył, ale trudno się dziwić, w końcu oprócz Moriartego zbliżony mu intelektualnie był tylko Mycroft. Zabił w "świetle reflektorów" żeby sprawa była "czysta", a sprawca znany (a nie żaden skrytobójca).
A tak wiesz. Po paru przemyśleniach chyba wiem o co ci chodziło.
Magnuessen był tak pewien, że przechytrzył SH. W jego pałacu myśli SH funkcjonował jako bohater, CM powiedział: "tym razem nie zostanie pan bohaterem". SH na to: "o nie, poczytaj o tym, nie jestem bohaterem, jestem socjopatą" Poczytaj o tym znaczyło, że CM nie zapisał tego faktu w swoim pałacu. To jakby SH go jednak przechytrzył intelektualnie.
Za tą tezą przemawia jeszcze to jak CM krzyknął do Mycrofta z uśmieszkiem triumfatora - "oni są niegroźni"
Musiałam obejrzeć jeszcze raz ten odcinek, skonfrontować to z twoją wypowiedzią i jestem skłonna w tym aspekcie przyznać ci rację.
Może zabójstwo to była jedna z kilku/kilkunastu wersji wydarzeń, które Sherlock brał pod uwagę jadąc na spotkanie, ale na pewno była tą ostateczną
Dokładnie to miałem namyśli co piszesz. Zgodzę się również że zabójstwo było ostatecznym rozwiązaniem. Widać po Sherlocku że nie chciał tego robić.
Też się zgadzam. To zawołanie S., że nie jest bohaterem tylko socjo... jest ważne, wynika z tej sceny, że Magnussen popełnił gruby błąd ponieważ ocenił S. typową miarą, a ten zrobił ze swej specyficznej konstrukcji psych. użytek. I do tego nawiązuje późniejsze odwołanie do dzieciństwa w który jak sugerując S. wycinał niejeden numer rodzicom i Mycroftowi bo to leżało w jego naturze. Pikanterii dodaje fakt, że tytuł odcinka to "Jego ostatni ślub" zapewne nawiązanie do przyrzeczenia S. dla Watsona, którego dotrzymanie również wyjaśnia zabójstwo Magnussena - ochrona państwa Watson.
Banlne to wskrzeszać postać, która odeszła z hukiem i której nie powinno się już ruszać. Deux ex machina po prostu...
Nikt nikogo jeszcze nie wskrzesił...
Głupie to jest dopiero przekonanie, że ktoś wskrzesił postać w momencie kiedy nie ma żadnego dowodu na to.
No i w sumie odcinek dobrze jest podsumowywać z perspektywy następnego, wstecz. Pojawiają się nowe informacje i ogólnie naświetlają się pewne sprawy inaczej.
To co napisałeś może mieć sens i wolałabym żeby tak było. Naprawdę liczę, że zachowanie Sherlocka w trzecim sezonie wynikało tylko i wyłącznie z faktu, że musi wykonać jakieś zadanie a słowa, że nie jest bohaterem a socjopatą to właśnie jego powrót do swojej prawdziwej natury.
Wczoraj skończyłam oglądać po raz kolejny wszystkie trzy sezony i powiem, że ta słodko-obyczajowo-dramatyczno-romantyczna konwencja ostatniego sezonu tak bardzo rzucała się w oczy ze aż kuła. Była fajna i zabawna momentami ale czasem za bardzo natrętna a przez to odstająca od poprzednich sezonów. Mam takie życzenie, żeby w następnym sezonie wrócił prawdziwie kryminalny Sherlock socjopata i detektyw, a nie opowiastka o detektywie i jego kumplach przy herbatce i ciasteczkach niczym 'Barwy szczęścia'.