Sherlock w Karaczi zabija talibów. I co jeszcze? Mam wrażenie, że scenarzysta serialu jest
na niezłym haju. Dlaczego wciąż to oglądam? :-/
Czy ktoś jeszcze ma wrażenie, że scenariusz jest niedorobiony? Ta scena z białoruskim
więźniem - co to miało być? Jaki tej sceny był sens? To miało być śmieszne czy co?
Nie męcz się i nie oglądaj ;) To nie jest dokument.
BTW scena w Karaczi - moim zdaniem - jest tak samo realna, jak scena wspólnej dedukcji Sherlocka i Irene.
Niektórzy uważają, że scena w Karaczi mogła być jedynie wyobrażeniem Sherlocka. Jednak, jak napisała angazetka, jest równie prawdopodobna jak ta dedukcja, więc to mogło się jednak wydarzyć. Nie do końca wiadomo.
Scena z więźniem miała, moim zdaniem, lepiej pokazać charakter Sherlocka - z nadzieją na interesującą sprawę byłby w stanie przejechać pół świata, jednak natychmiast ją porzuci, jeśli nie spełni jego oczekiwań. Jest zimny, pozbawiony współczucia - człowieka zaraz powieszą, ale Sherlocka najbardziej interesuje poprawianie jego gramatyki. I nie, nie miało być śmieszne.
Pokazuje przy okazji zakłamanie tamtego gościa - facet najpierw podnieca się, opisując, jak dźgał kobietę nożem, a potem próbuje przekonać Sherlocka, że to był wypadek... Co do sceny z ratowaniem Irene - bardzo bym chciała, żeby żyła, ale wszystko wskazuje raczej na to, że mamy do czynienia z wyobraźnią Sherlocka. W każdym razie na mnie to zakończenie zrobiło bardzo przygnębiające wrażenie.
Co do sceny na Białorusi - zgadzam, może nie do końca. Rzeczywiście, sprawa jest ewidentna, więc nudna. Ale mam nadzieję,że chodziło także o pokazanie standardów moralnych - nie uratuje rzeźnikowi życia. Raczej upewni się, że zawiśnie, jak mąż pani Hudson... Nie ma to nic wspólnego z brakiem współczucia. Psychopatycznemu mordercy chyba nikt nie współczuje.
Ale dla mnie ta scena pokazuje też, że Sherlock jest mobilny. Oglądamy go głównie w Londynie, ale zarówno on, jak i John mają życie "pozafilmowe", o którym tylko się wzmiankuje. John jeździł na przykład do Dublina, więc dlaczego Sherlock nie miałby pojawić się w Pakistanie? Mycroft ewidentnie powiązany jest z tajnymi służbami, a Sherlock potrafi dobrać się do jego teczki, skoro mógł wykorzystac ID brata przy wejściu do Baskerville. Nie wątpię, że Irene go fascynowała, dlaczego więc nie miał śledzic jej losów? Oczywiście, wszystko to mało prawdopodobne, ale co my wiemy o Sherlocku, skoro tak malo o nim wiedzą John i pani Hudson... Wersja z wyobraźnią o tyle mnie nie przekonuje, że od Johna dowiedział się o wyjeździe Irene do USA. Jak wpadłby na Karaczi i terrorystów? Tego się nie dało wydedukować ani z wyglądu Johna, ani dokumentów od Mycrofta, ani nawet telefonu Irene...
Sam/a sobie przeczysz- jeśli Sh. nie mógł wydedukować po niczym,ze Irene jest w Karaczi,to jak niby miałby tam pojechać? ;-)
A dla mnie ewidentnym jest,ze ta scenka była jego fantazją- na tyle "ludzką",a więc nie w jego stylu,że uśmiechnął się sam do siebie z rozbawieniem.
Nie, to ma sens. Gdyby o niczym nie wiedział, a o losie Irene dowiedział się dopiero od Johna, to wyobrażanie sobie Karaczi byłoby rzeczywiście dziwne (chyba że miał podsłuch na dole). Natomiast wiedział, że Mycroft na pewno będzie pośrednio miał Irene na oku po wypuszczeniu jej z więzienia, więc w ramach chronienia się przed nudą mógł co jakiś czas sprawdzać jego informacje. A że Mycroft wie o wszystkim, więc o planowanej pułapce terrorystów na Irene też mógł mieć dane. Sherlock, chociaż mieszkanie wynajmuje na spółkę, biedny wcale nie jest (jakby nie patrzeć, już w drugim odcinku dostał czek z pięciocyfrową kwotą), więc niby dlaczego miałby nie przeprowadzić własnej akcji? Jakby nie patrzeć, to go na kilka dni ratowało przed nudą. A jeżeli ma się forsę, podróże w dobie samolotów nie są nie wiadomo jakim szaleństwem. Za najbardziej wątpliwy element uznałabym domniemaną rzeź terrorystów, przeprowadzoną przez Sherlocka za pomocą maczety, ale może w rzeczywistości akcja wyglądała nieco inaczej, a ten szczegół to już wyobraźnia pirata ;)
Hm. Do tej pory wydawało mi się, że są dwie możliwości:
1. Sherlock systematycznie interesował się poczynaniami Irene i wkroczył w odpowiednim momencie - wówczas scena z terrorystami byłaby reminiscencją
2. Sherlock nie znał losów Irene, a ta scena jest fantazją. Jednak wówczas nie miałby żadnych podstaw do wyobrażania sobie terrorystów, bo o nich zwyczajnie nie wie (o tym napisałam wczoraj).
Lianna poddała mi myśl, że jest jeszcze jedna możliwość:
3. Sherlock dowiedział się o śmierci Irene z rozmowy Johna i Mycrofta. Wówczas ostatnia scena byłaby fantazją na temat „co mógłbym zrobić, żeby uratować Irene (gdybym wiedział, co się dzieje)”. Tylko czy w obliczu świeżej wiadomości o śmierci kobiety, którą podziwiał i do której odnosił się z czułością (ten ruch ręki po odłożeniu telefonu Irene do szuflady...) – śmiałby się, choćby z własnego sentymentalizmu czy sklonności do fantazjowania? Ten śmiech przypomina mi raczej scenę z pałacu – śmiech kogoś, komu udał się dobry żart (tam: przyszedłem nago do pałacu – tu: przechytrzyłem terrorystów, MI6 i własnego brata ; nb. Mycroft wspomina o tym, że uratować Irene i zrobic to tak, aby wywiad sie nie zorientował, mógłby tylko Sherlock).
Właściwie mogło być i tak:
4. Sherlock wiedział ze swoich źródeł o śmierci Irene zanim przyszedł do niego John, jednak nie mógł jej zapobiec . W tej sytuacji fantazjowanie zakończone śmiechem nie do końca odpowiada jego charakterowi: nie tylko nigdy nie śmiał się z przegranych spraw, ale nawet nie chciał o nich wspominać („Don’t mention the unsolved ones!”) .
A tak na marginesie: nie przypominam sobie żadnej sceny wspomnień czy fantazji Sherlocka poza tą – może dlatego mamy z nią taki kłopot, prawie jak bracia Holmes z Irene?
Ale dlaczego miałby uznać,ze przegrał? On z nią wygrał (z Irene) przechytrzył ją, była niezła,bo prawie,prawie jej sie udało,ale przecież w ostateczności cała ta sprawa to WIELKI tryumf Sh.Tylko zwycięstwo z godnym przeciwnikiem cieszy. Przeceniacie wrażenie,jakie na nim wywarła Irene jako ludzka samica.
Niestety nie pamiętam jak było to opisane u A.C.D. (choć nie wiem na ile by było to pomocne,bo scenarzyści i tak sporo odeszli od wirginału). Specjalnie obejrzałam to jeszcze raz i dla mnie jest ewidentne, ze Sherlock wiedział o Karaczi, wyobrażał sobie,jak to było kiedy jej ścinali łeb, ona pisze do niego SMSa króciutkie ściemnienie (po to,żeby dać widzowi sygnał: "a teraz proszę państwa, zmieniamy historyjkę") i mamy Sh. wywijającego szablą jak pirat (o tego rodzaju zamiłowaniu młodego Sh. wcześniej wspominał Mycroft). A potem, Sh. kiedy się śmieje,to nie z Adler tylko ze swojej dziecięcej fantazji o pirackiej szabli i "ratowaniu kobiet w potrzebie". On się nie śmieje z niej,on się śmieje z siebie. A że się właśnie dowiedział o jej śmierci? no cóż, sentymenty to tylko chemia organiczna :-)... Co innego mnie nurtuje- na ile prawdziwa jest ta historyjka o śmierci Adler akurat w Karaczi- wyjechała tam,bo co? bo się ukrywała, a w UK i USA nie miała już miejsca do ukrycia... załóżmy,ze to prawda,ale co? reszta świata poza Karaczi była zbyt spokojna? czysta? żeby się tam ukrywać... czy może zastosowała wariant : pod latarnią najciemniej- pojadę w niebezpieczne miejsce, bo tam jestem bezpieczna. Może to dziwne,ale CAŁA historyjka o Karaczi nie brzmi mi dobrze. Tak, śmierć Irene jak najbardziej (za dużo sobie wrogów narobiła) ale KARACZI? Bez telefonu NADAL nie była zbyt niegroźna dla rządu brytyjskiego, by ją tak zostawić samopas... i raczej TYM tropem idą moje myśli ;-) To Karaczi brzmi dla mnie jak: hmmm...musieliśmy ją zlikwidować,ale przecież jesteśmy cywilizowanym krajem... ojej!na pewno zrobiły to jakieś przebrzydłe małpy z drugiego końca świata :-)
Myślę,że ten odcinek jest tak skonstruowany,żeby mieć jak najwięcej wątpliwości (dlatego jest taki DOBRY!) co do tego,co myśli i czuje (jeśli w ogóle) Sherlock. Ale końcówka jest dla mnie jasna- ta cała czułość i "przeżywanie" śmierci Irene- to nadinterpretacja Watsona i widzów. Sh. popadał w stany zbliżone do depresji z różnych powodów (n.p. brak fajnych spraw, coś mu się nie udało). Irene interesowała go jako wspaniały przeciwnik, o którym się będzie pamiętało, jako o SWOIM tryumfie, nad kimś tak sprytnym, ale nic więcej. To Irene jest odpowiedzialna za cała erotyczną otoczkę tej sprawy- a MY dajemy się temu nabrać (no bo przecież nie mieści nam się w głowie,ze ktoś może mieć to NAPRAWDĘ gdzieś). Sh. się nei daje- ale to nie dlatego,ze jest TAKI fantastyczny, tylko dlatego,ze jego umysł jest inaczej skonstruowany i seks jest dla niego dużo MNIEJ interesujący,niż dobra zagadka. A.C.D. skonstruował Sh. jako człowieka aseksualnego. To MY,czytelnicy i widzowie mamy problem z zaakceptowaniem, ze tacy ludzie istnieją. I prawdę mówiąc, żeby nie być zainteresowanym seksem (z co za tym idzie- wszelkimi "rzeczami" które są z nim związane- mam na myśli np. ponętne ciało Irene i jej "kuszące", erotyczne zachowanie) nie trzeba być genialnym detektywem,wystarczy mieć problemy z układem hormonalnym,albo... mieć "inne oprogramowanie" mózgu (bo nasze zainteresowanie seksem jest w mózgu, uruchamia w nim "mechanizm nagrody" jak dobre jedzenie itp., wystarczy mieć inaczej podłączone druciki, żeby mechanizm nagrody reagował na inne bodźce).
Sh podziwia też Moriartego a przecież NIKT przy zdrowych zmysłach nie doszukuje się tam romansu;-)
Pisząc o "przegranej sprawie" miałam na myśli to, że wiedząc o zagrożeniu zycia Irene - nie zdołał jej uratowac. Oczywiscie, zawsze jest możliwość, że NIE CHCIAŁ ratować Irene. Ale mam wrażenie, że byłby to raczej Sherlock sprzed poznania Johna. W drugiej serii stanowczo się socjalizuje, czego pointą jest Reichenbach Fall. I wcale nie chodzi tu o seks czy miłość; specjalnie użyłam slowa "czułość", której przykłady dał w tym odcinku w stosunku do pani Hudson i (na swój sposób) - Molly.
Karaczi nie dziwi mnie o tyle, że Irene mogła otrzymać ofertę nie do odrzucenia - szpiegowania rzecz WB lub USA, z więzieniem jako alternatywą.Wiadomo, co by wybrała...
I masz rację - Moffat i s-ka pozostawiają wiele spraw niedopowidzianych. Na szczęście. Inaczej wszelkie dyskusje sprowadzałyby się do zachwytów nad urodą SH i slodyczą JW :-)
Tak czytam tutaj wszystkie komentarze i aż sama zaczęłam się zastanawiać, czy Sherlock faktycznie uratował Irene, bo jak dotąd nie brałam pod uwagę opcji, że może to być tylko jego fantazja... Ale raczej jestem za teorią, że uratował :) Dlaczego?
1. Irene w ostateczności schowała dumę do kieszeni i błagała Sherlocka o litość i pomoc. Do myślenia daje właśnie ta scena u Mycrofta, gdy Sherlock odszyfrował hasło jej telefonu:
Irene: Chcesz żebym błagała?
Sherlock: TAK.
Irene: Proszę... Masz rację, nie przetrwam nawet 6 miesięcy.
Gdyby mu była aż tak obojętna, to mógłby w ogóle nie wdawać się w tę dyskusję i wyjść, ignorując jej pytanie, ale mówiąc „TAK” według mnie DAŁ JEJ SZANSĘ by go przekonała, czy jest warta zachodu. I myślę, że zdała ten test. A to, że potem wyszedł obojętny z pokoju, mogło być przedstawieniem dla Mycrofta, by ten uwierzył, że Sherlock się nie ugnie i Irene prędzej czy później zginie. W ostateczności to było bardzo ważne, by wszyscy myśleli po tym całym zamachu, że Irene nie wyszła z tego cało – im mniej osób zna prawdę, tym lepiej.
2. Ciekawa rozmowa Mycrofta z Johnem:
Mycroft: Ona nie żyje. (…) Została skrócona o głowę.
Watson: To na pewno była ona? Już raz umarła.
Mycroft: Tym razem jestem pewny. POTRZEBA BY BYŁO SAMEGO SHERLOCKA HOLMESA, BY MNIE ZWIEŚĆ, a chyba raczej nie był pod ręką.
Bardzo ciekawe wtrącenie w scenariuszu, myślę, że nie bezcelowe :) Jak wiemy, dla Sherlocka nie ma rzeczy niemożliwych i mógł wykiwać i Mycrofta – to by też nadało sensu „udawania obojętnego” w stosunku do Irene, co pisałam w 1 punkcie – Sherlock już wtedy mógł podjąć decyzję o ratowaniu jej i nie chciał wzbudzać podejrzeń :) Myślę, że lepsza dla Irene była rzekoma śmierć, niż trafienie na listę świadków – wtedy nadal by ją szukali i istniałoby ryzyko, że uda im się w końcu zrobić zamach. A tak? „Nie żyje” – wszyscy o niej zapominają :)
3. Czy Sherlock zabił tych terrorystów? Wątpię. To, że widzimy ruch maczetą nie oznacza od razu, że wszystkim pościnał głowy, mógł po prostu z nimi walczyć, a potem uciec i załatwić rzekome ciało Irene do identyfikacji zwłok, co już raz się udało zrobić samej Irene :) Pamiętajmy też, że to jednak tylko serial i wiele faktów jest naciąganych :) Co tam się dokładnie stało – nie dowiemy się już zapewne :)
4. Dlaczego Sherlock uśmiechał się przy tym oknie po tym wspomnieniu lub wizji?
a) z „czarnego żarciku”, który zrobił Irene – to wstrząsające podniesienie maczety i ten ruch „ścinający” :P Do ostatniej chwili trzymał ją w napięciu, gdy klęczała zrozpaczona i płakała, a mógł już wcześniej zająć się terrorystami, ale odegrał swoją „szopkę” i praktycznie czekał do końca :P
b) bo dzięki Watsonowi dowiedział się, że jego plan wypalił i wszyscy łyknęli historyjkę ze śmiercią Irene (po twarzy Watsona raczej było widać, że kłamie, Sherlock tak łatwo się nie daje nabrać, a Johna zna bardzo dobrze, więc raczej go rozszyfrował)
c) bo rozbawiła go troska Watsona, który w ostateczności nie powiedział mu prawdy (że niby Irene nie żyje), tylko posłuchał Mycrofta i go okłamał
Możliwe, że wszystkie punkty się na to łączą, a może tylko niektóre, kto wie :P
Oczywiście to wszystko, to tylko moje własne rozważania, mogę się mylić :) Może kiedyś jeszcze dowiemy się prawdy, kto wie :)
Zgadzam się w 100% z powyższą wypowiedzią. Według mnie Adler żyje i pomógł jej w tym Sherlock. Już podczas rozmowy Mycrofta z Johnem o tym pomyślałam ("It would take Sherlock Holmes to fool me, and I don't think he was on hand, do you?" - bardzo ciekawa wypowiedź, która moim zdaniem nie jest bezcelowa). Ponadto uważam, że Watson nie zdołałby okłamać Holmes'a - jego wypowiedź o tym, że Irene dostała się do programu ochrony świadków w USA była nieprzekonywująca.
Wątpię, by Sherlock zabiły tych terrorystów maczetą, ale pewnie mógłby ich pokonać w jakiś inny sposób - to przecież Holmes :)
Ogólnie odcinek z Irene bardzo ciekawy z powodu uczuć, namiętności i seksualności. Mimo tego nie chciałabym, aby Adler pojawiła się ponownie w serialu. W twórczości Doyle'a Irene jest bohaterką jednego opowiadania, więc w serialu także powinna pojawić się tylko w jednym odcinku.