Zdecydowanie najsłabszy sezon. Przede wszystkim: kiepskie gry, w zasadzie tylko poza skakanką, która dała radę. Chowany był jakimś zaprzeczeniem wszystkich poprzednich gier - przecież to miały być dziecięce gry, a nie bieganie z nożami i mordowanie się nawzajem! Finalny kalmar był tak niesamowicie nudny, że po raz pierwszy przysypiałem na tym serialu. Jakaś dziwaczna satyra na demokrację i zmiana tonu w narracji (tak bardzo charakterystyczna dla koreańskiego kina) w tym miejscu wybitnie mi nie pasowała. W takim momencie serial powinien uderzyć najmocniej, a nie zabierać się za komentowanie rzeczywistości. Nie podobał mi się też wątek dziecka - bardzo brzydkiego, zrobionego w CGI swoją drogą - przez który główny bohater stracił jakąkolwiek moc sprawczą i przez ostatnie 3 odcinki stał jak ten kołek i nic nie robi. A to wszystko tylko po to by w niesatysfakcjonujący sposób wyzionąć na końcu ducha. Uważam, że w przeciwieństwie do poprzedniego sezonu wątki poboczne były lepsze - wątek detektywa próbującego znaleźć wyspę oraz wątek No-eul która próbowała wyciągnąć z wyspy tatuśka chorej dziewczynki wzbudziły we mnie znacznie większe zainteresowanie.
Jak na finalny sezon brakowało mi tu rozmachu, podniosłości, przypływu adrenaliny. Jednym słowem: emocji. Wcześniej wspomniana finalna rozgrywka zamiast trzymać w napięciu, raczej nużyła. Nie czułem się związany emocjonalnie z żadną z postaci - wybór finalnych graczy również nietrafiony. Dosłownie jedyna scena w której da się poczuć emocje to flashback z Frontmanem mordującym swoich towarzyszy gry. Przez chwile moglismy miec namiastkę wspaniałej gry Lee Byung Huna a przez głowę przeszła mi nawet myśl, że prequel o tej postaci mógłby być zdecydowanie ciekawszy niż to, co dostaliśmy w 3 sezonie. Pokazanie jego drogi i swoistego Breaking Bad tej postaci, od niewinnego uczestnika po zarzynającego innych podczas snu zimnego mordercę, okraszone ciekawymi grami (ciekawszymi niz w 3 sezonie) brzmi jak gotowy sukces. Mam nadzieję że Netflix w to pójdzie, bo jest to materiał na coś znacznie ciekawszego niż zaplanowany już Squid Game w Ameryce.
Brakowało mi tutaj również jakiegoś spięcia się wszystkich wątków. Prawie 2 sezony oglądania poczynań naszej wesołej gromadki na morzu które prowadzą do tego, że detektyw nie zdążył nawet na czas przed zakończeniem gier? Generalnie trzy główne wątki (gi-hun, detektyw oraz No-eul) bardzo nieładnie się na końcu rozjeżdżają i nie prowadzą do wielkiego finału na który chyba wszyscy czekali.
Największa zgroza przyszła jednak (jak to już w netflixie bywa) na sam koniec, gdzie zostaliśmy po raz kolejny ,,zmarvelowani” przez Netflixa zapowiedzią amerykańskiej wersji. Nie potrafię opisać słowami jak bardzo jestem już zmęczony niekończącymi się spin offami, prequelami, sequelami i wszelkiego rodzaju maści uniwersami. Człowiek naprawdę z rozrzewnieniem wspomina czasy, kiedy mógł obejrzeć zamkniętą od początku do końca opowieść. Co jednak uderzyło mnie w tej scenie to raczej jej głupkowatość. Skąd bowiem w Stanach Zjednoczonych byle żul zna koreańską grę w dakczi? Naprawdę, nie dało się wymyślić jakiejś bardziej uniwersalnej gry dopasowanej do tamtejszego mieszkańca? No tak, ale jakby przedstawiciel organizacji zajmującej się grami w uniwersum Squid Game grał z żulem w karty lub kości to typowy amerykański widz mógłby nie ogarnąć o co w tej scenie chodzi. No i jeszcze wciśnięcie znanej amerykańskiej aktorki, o której to głównie będzie się pisało po obejrzeniu ostatniego odcinka, mając w głębokim poważaniu to, co wydarzyło się wcześniej. Włącznie z tym, że główny bohater został rozplaszczony o ziemię. Naprawdę nędzny zabieg.
Zapomniałem jeszcze o dwóch ważnych kwestiach. Pierwsza to brak jakiegoś wyrazistego antagonisty. Mamy niby Makłowicza ze 100 na plecach ale to taki bardziej drobny cwaniaczek i buc a nie przebiegły i wyrachowany Sang-woo. No i gracz 333 któremu na końcu to ja nie mam pojęcia o co w sumie chodziło, czy chciał dziecko zabić czy nie?
Druga sprawa: jednak za dużo niewiadomych. Dalej nie wiemy dlaczego Frontman w ogóle dołączył do gry, czemu sabotował gry, czy całe squid game to czysta rozrywka czy socjologiczny eksperyment? Trochę za dużo tego.
Bardzo trafne spostrzeżenia, zgadzam się w zasadzie ze wszystkim, oprócz tego, że chowany jednak dla mnie był interesującą grą i dużo się tam działo, odcinek drugi generalnie był najlepszy z całego sezonu. Mi najbardziej zabrakło jakiejś klamry tej historii, zamknięcia jej. Czuję się, jakby cały serial i cała historia nie miały wcale zakończenia.
Tak, mam podobne odczucia. Zupełnie nie czuję poświęcenia się Gi Huna i jego powrotu po to, żeby ,,zakończyć gry” a jedyne co zrobił to zakończył siebie i wszystkich dookoła. Najbardziej jednak boli mnie wątek Jun-ho. Żeby dwa sezony płynąć na wyspę i dopłynąć jak już jest po ptokach, znaleźć się tam tylko po to, żeby rozwalić szybę i krzyknąć na brata to już się trzeba postarać XD Bardzo niewykorzystany wątek
A ja trochę nie rozumiem zarzutów.
Moim zdaniem i chowany i skakanka trzymały poziom i były w klimacie dotychczasowych gier. Ostatnia finalna rozgrywka faktycznie słaba, z tym że satyra na demokracje to akurat jest chyba od 1 sezonu w mniejszym i większym stopniu. Wątek "demokratycznego" głosowania w którym zawsze wygrywają Ci źli i chciwy ciągnie się od początku. Nawet teraz mieliśmy co odcinek głosowanie i co odcinek wygrywali "źli" chcący grać dalej, mimo śmiertelnego zagrożenia.
Ta opowieść jest zamknięta, fakt, że inne kraje będą miały swoją wersje dla bardziej lokalnej widowni tego w sumie nie zmienia. Wątpie aby nam się tam wątki w jakiś sposób pokrywały. Zwłaszcza że ówczesne Stany z masą uzależnionych od narkotyków osób są dla tego tylu serialu wprost idealne do kolejnej krytyki społeczeństwa.
Wiesz co, zasady tej gry z karteczkami są tak banalnie proste, że uczy się jej jakieś 2 minuty. Myślę, że przeciętny obywatel USA da radę ogarnąć to bez studiów ;)