O ile pierwsza część wręcz seriami zaskakiwała, druga już przypominała trochę odgrzewany kotlet, to w trzeciej akcja była wręcz przewidywalna. Już w pierwszym odcinku było wiadome, że główny bohater zginie, a jak urodziło się dziecko, to wiadome było, że ratując dziecko. Już gdzieś to widziałem, że bohater odkupuje swoje grzechy istnienia poświęcając się dla dobra innych, tak chyba z "milion razy".
Niezrozumiała była natomiast złość w kierunku niedoszłego żołnierza, który wpadł w panikę i broni nie dostarczył. Na siłę wciśnięto kozła ofiarnego przedsięwzięcia, które nie miało szans powodzenia ze względu na ograniczone zasoby ludzkie w drużynie graczy.
Gra w skakanie była nadzieją na powtórzenie akcji z pierwszego sezonu, natomiast bieganie z nożami po planie, to już oznaki braku pomysłu na kolejne gry.
Dlatego dla mnie serial poszedł w złym kierunku, pierwsza część powinna skończyć się widokiem samolotu startującego w tle zachodzącego słońca z głównym bohaterem w środku. Natomiast drugi sezon powinien zacząć się tam, gdzie kończy się ostatni odcinek 3 serii.
A tak, z dobrego pierwszego sezonu, zrobiono dwa sezony melodramatu.