Nowy sezon Squid Game to przykład sieralu, które miało ogromny potencjał, ale niestety nie potrafiło go w pełni wykorzystać. Śmierć Gi-huna była tak przewidywalna, że aż rozczarowująca. W zasadzie odebrała całą tematykę emocjonalną głównemu wątkowi. Gdy przez cały sezon buduje się napięcie i nadzieję na jakąś głębszą konkluzję, a potem serwuje się widzowi tak oczywisty finał, trudno nie czuć się zawiedzionym. Natomiast relacja z Front Manem, która mogła być wielką osią fabularną, została potraktowana dość pobieżnie. Zamiast pogłębić ten wątek psychologicznie i emocjonalnie, scenarzyści wybrali bezpieczną drogę, przez co ich starcie/relacja traci na znaczeniu i jest kompletnie bezsensowna. Sama śmierć Gi-huna na końcu sezonu wydaje się wymuszona. Zazwyczaj przeżywam śmierć głównej postaci, ale tutaj miałem takie ,,kiedy to się stanie?". To jeden z tych momentów, które miały być wielkie bo to zakończenie tego serialu, ale zamiast tego wzbudzają wzruszenie ramionami CZEGO NIE POWINNO BYĆ!. Nie oznacza to, że sezon jest całkowicie zły. Ma swoje momenty, produkcja trzyma poziom, a niektóre nowe postacie intrygują. Ale niestety jest tu dużo, ale to bardzo dużo zmarnowanego potencjału, na który czekałem z niecierpliwością.
Ocena: 7/10 – bo choć się zawiodłem, to nadal jakiś sentyment do serialu pozostał z pierwszego sezonu. Z chęcią również poczekam na spin-off z USA, by zobaczyć, co uda im się poprawić w tym, co teraz zostało zepsute. :)
Czekam na więcej komentarzy aby zobaczyć reakcje innych, POZDRO.