PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=787335}

Stranger

Bi-mil-eui seob
8,1 2 905
ocen
8,1 10 1 2905
Stranger
powrót do forum serialu Stranger

Chronologia - spoilery

ocenił(a) serial na 8

(Pytanie dla tych, co uważali bardziej niż ja)
Czy Yoon wpierw zabił Parka, i potem udał się do prokuratora Lee, który dał mu cynk na faceta na lotnisku, czy najpierw odwiedził z nożem prokuratora, który dał namiary na Parka jako porednika, który chachmęcił przy procesie?

ocenił(a) serial na 10
Migotka

O ile dobrze zrozumiałam pytanie, to chodzi o to, kto z kim i kiedy się spotkał, by wdrożyć cały plan?

To Lee pierwszy odwiedził Yoona. Yoon szukał winnego wypadku i dowiedział się, że to Park i prokurator Bae stoją za śmiercią jego synka, dlatego chciał go zabić (specjalizował się w śledztwach wewnętrznych, sam do tego doszedł). Jest taka scena, gdy Yoon czaił się z nożem na Parka (dom, w którym mieszkał pośrednik zanim zbankrutował i przeprowadził się do matki). Lee do niego przybył, wiedział czemu Yoon tam jest ("Pan Park jeszcze nie wrócił?") zaproponował mu rozegranie tego wszystkiego inaczej i przedstawił swój plan.

Yoon skorzystał jednak z pomocy Lee przy ustalenia mordercy Eun-soo, dlatego milczał podczas przesłuchania. Si-mok zacząłby zadawać pytania jakim cudem powiązał konkretnego pracownika prezesa ze śmiercią dziewczyny i domyśliłby się kto mu pomógł ustalić tożsamość mordercy.

ocenił(a) serial na 8
sally115

Aha no właśnie o tę scenę mi chodzi, będę musiała jeszcze raz obejrzeć ten fragment, bo pamiętam tylko, że Yoon był zaczajony z nożem, wydawało mi się, że czekał na samego Lee- ale masz rację, ma to bardziej sens, że Yoon nie czekał na Lee tylko na Parka (tej linijki akurat nie zauważyłam). Skąd jednak Lee wiedział, że Yoon będzie czaił się na Parka koło jego garażu, przecież nie był telepatą i nie mógł wiedzieć, że Yoon akurat tego wieczora będzie tam stał z nożem.

Wydawało mi się też, że Yoon sam do niczego nie doszedł- być może mógł wykryć, że z procesem było coś nie tak, ale nazwisko Parka nigdzie by się oficjalnie nie pojawiło, więc to sam Lee musiał mu dać cynk, że Park był zamieszany w pośrednictwo- zresztą Si-Mok też watpił, że Yoon mógł sam do wszystkiego dojść. W każdym razie dzięki, jeszcze do serialu wrócę :)

ocenił(a) serial na 10
Migotka

Myślę, że scenariusz pośrednio tylko odpowiada na to pytanie - Lee szukał ludzi do poszczególnych etapów swojego planu. Wiedział, co działo się z Yoonem (nie było go długo w pracy, rozpadło się jego małżeństwo, przeniósł się do podłej dzielnicy z obskurnym mieszkaniem) i prawdopodobnie śledził jego poczynania bardzo uważnie, wiedząc co ten zamierza. Scenarzystka zaplanowała, że wyjątkowo uważnie śledził, skoro idealnie trafił :) Z równą starannością Lee dobrał sobie Si-moka i zaaranżował to, by Hwang miał wsparcie w Kangu oraz oczywiście to, że Hwang trafia na miejsce zbrodni tuż po morderstwie. Biorąc pod uwagę ilość detali, które Lee zaplanował, można to rozstrzygnąć na korzyść scenariusza, że mógł czekać na Yoona, wiedząc, że ten długo nie wytrzyma i zechce jak najszybciej wymierzyć sprawiedliwość. Trochę naciągane, ale wciąż całkiem możliwe, skoro miał być tak kluczowym elementem całego planu.

Yoon doszedł sam tylko do Parka, to wiemy akurat z chronologii wydarzeń - kiedy Lee po raz pierwszy przyjeżdża po Yoona, ten czeka na Parka. To tak zaczyna się ta historia, potem mamy jeszcze tylko jedną retrospekcję, gdy Lee z Yoonem przy innej okazji rozmawiają w samochodzie nad dalszymi krokami.

Co do wątpliwości Si-moka, to pojawiają się w dwóch kwestiach:
1) Skąd Yoon mógł wiedzieć, że prezes gazety wydrukuje przekazany list?
2) Jak się dowiedział o udziale kongresmena (wówczas prokuratora) Bae, który naciskał na prokuraturę w Inczon?

Te kwestie oczywiście rozwiązuje kontakt z Lee, który doinformował Yoona o tych sprawach.

Pozdrawiam :)

ocenił(a) serial na 8
sally115

Lee miał widocznie nadprzyrodzone moce i powinien mieć doktorat z psychologii. W sumie by niezłym manipulatorem, żeby Yoona tak sobie poprowadzić gładko dokładnie tam, gdzie chciał. Może go do tego śledził :) Bo żeby dokładnie tak wycelować, musiałby jeżdzić naokoło domu Parka co kilkanaście minut dzień w dzień.
Wydaje mi się, że Lee pewnie zostawiał tu i ówdzie wskazówki, o których Yoon mógł nawet nie wiedzieć, że to wskazówki, i pewnie myślał, że sam wszystko sobie obmyślił i był z siebie bardzo zadowolony. Mógł i bez tego się domyśleć, że skoro proces zakończył się tak, jak się zakonczył, to że ówczesny szef prokuratury był w to zamieszany. W sumie to trochę mi gościa szkoda, bo nie dość, że stracił syna i posypała mu się rodzina (pewnie przez obsesję), to jeszcze Lee się na niego zasępił, żeby go przygotować do uczestnictwa w swoim wielkim panie.
Wiesz może, czy jego tatuaż miał coś znaczyć? Gdzieś czytałam, że tatuowanie ciała może zdyswalifikować kogoś do poboru w armii, z czego korzystają chętnie mężczyźni, którzy w obowiązkowym poborze nie mają zamiaru brać udziału- wydało mi się dziwne, że tatuaż na pół pleców nikomu nie przeszkadzał, chyba, że zrobił sobie pamiątkę po wyjściu z armii.

A i finalnie na nieco inny temat wykorzystam okazję, pamiętasz, czemu Eun-soo znalazła się w mieszkaniu tej prostytutki- czy Woo ją porwał i tam zabił, żeby niby powiązać te poprzednie sprawy z jej morderstwem, czy sama gdzieś tam zaszła, wiedząc, że dziewczyna zaginęła?

ocenił(a) serial na 10
Migotka

No cóż, tak wymyśliła scenarzystka i jest to nieco naciągane, ale w serialach zwykle wymyślają gorsze głupoty, więc ja tam łaskawie jej wybaczam :)

Zgadzam się z Tobą, że Lee wykorzystał cierpiącego Yoona do zrealizowania swojego planu. A przecież może nie był wcale taki "stracony" - podczas rozmowy z Yeo-jin Han (żaden z niej "podkomisarz", ona miała stopień inspektora) Yoon mówi, że czuł, że mógł odetchnąć. I sądząc po jego zachowaniu (podczas grilla na tarasie, czy rozmowy o nieobecności Choi), to gdyby nie zabrakło wokół niego ludzi, którzy by go wsparli w krytycznym momencie, niekoniecznie jego życie by się tak potoczyło. Mnie jest bardzo żal jego postaci.

Tatuaże jeszcze do niedawna (i to dosłownie) ogólnie dyskwalifikowały do służby w Policji, służbie więziennej i wojsku, gdyż były kojarzone z zaburzeniami psychicznymi (Polska) lub sugerowały powiązania ze światem przestępczym (Japonia, Korea Południowa). Kiedy Yoon zrobił ten tatuaż, nie wiadomo. Niemniej, dwie rzeczy można powiedzieć:
- każdy mężczyzna w Korei Płd. musi pójść do wojska na niemal dwa lata i czy ma tatuaż czy nie, musi służbę "odbębnić";
- UDT to skrót od służb, w których służył "Underwater Demolition Teams", czyli jest to jednostka wojskowa komandosów, a tam zdarza się, że robią sobie tatuaże symbolizujące gdzie służyli, ale chyba po zakończeniu pobytu w armii. Tutaj brakuje mi wiedzy w tym temacie, czy podczas pełnienia służby można zrobić sobie taki tatuaż.

Eun-soo znalazła się tam, bo pan Woo porwał ją kilka kroków od jej domu i zabił w mieszkaniu Kim Ga-yeong. Miało to wyglądać na robotę mordercy Parka (nóż z tym samym motywem).

ocenił(a) serial na 8
sally115

Super, dzięki. Trochę mnie korci, żeby raz jeszcze zobaczyć całość, ale to może kiedyś.

Kilka takich dziwnych rzeczy w scenariuszu było- np Yoon idzie do łazienki z koszulą oblaną drinkami, a wychodzi 5 minut później suchy. Szkoda postaci, ale też nie wiadomo, co się tam działo w jego życiu przez dwa lata, może byli jacyś znajomi, a on leżał całe dnie na kanapie i planował zemstę, i w końcu, tak jak żona, dali sobie spokój i przestali zawracać sobie głowę kimś, kto żył w innym świecie. Szkoda mi go sie zrobiło, jak jego przełożony, nowy prokurator generalny przypominał sobie jego powrót do pracy- a takie tam, zapomnij o synu, wszyscy musimy żyć dalej. Wiadomo, nie każdy ma dar przemawiania, ale widać nie wiedział, co powiedzieć.
Tak jak Han powiedziała, trochę za późno zorientował się, że to może nie było najlepsze wyjście, bo nawet w czasie pierwszego przesłuchania wydawał się mocno przekonany, że za oczyszczenie świata z kilku szuj należał mu się jakiś medal, ale widocznie kilka dni w celi i wyrzuty sumienia- szczególnie, kiedy w 'odwiedziny' wpadali byli już współpracownicy, trochę dąły mu do myślenia.
Zastanawiam się, co by się stało, gdyby Eun-soo nie zobaczyła tego tatuażu (też świetnie go w pół sekundy zapamiętała i idealnie odwzorowała przez materiał :/)- może miał nadzieję na jakieś normalne życie. Niby mówił, że się pogodził, że tak się może skończyć, ale widzać było, że jest mu żal, kiedy pisał rezygnację.

ocenił(a) serial na 10
Migotka

Przypuszczam, że pan Yoon skorzystał z suszarki (faceci z tak ułożonymi włosami po prostu muszą to znać) :) W ogóle to parę razy zaśmiałam się oglądając fryzurę prokuratora Hwanga - moim zdaniem w kilku scenach mocno przesadzili z układaniem mu włosów (kiedy Si-mok rozmawia z matką, albo z Han po jej drzemce). Miałam wrażenie, że mogłabym jajka rozbijać o te włosy :)

Jasne, łatwo się ocenia co by było z Yoonem, gdyby ludzie pozostali wokół niego, a to nie jest takie proste. I też mnie uderzyło to, co powiedział Kang - że ma zapomnieć. Aż się zagotowałam ze złości, jak to - zapomnieć o własnym dziecku, które zginęło w tak makabryczny sposób?

Co do tego tatuażu, to akurat dostrzec mogła, w końcu przyjrzała się dość uważnie co on na tych plecach ma, ale ja bym chyba nie powiązała DT z 07. Może jestem jakaś upośledzona, ale podczas oglądania serialu, gdyby nie to, że tak to jest zmontowane i pokazane, żeby nas na to nakierować, to ja bym na miejscu Eun-soo chyba nie zdołała połączyć tego, co widziałam przez kilka sekund na czyichś plecach z informacją, że ofiara widziała gdzieś cyfry 0 i 7, zwłaszcza, że Eun-soo nie zajmowała się bezpośrednio sprawą, więc nie miała dokładnego pojęcia gdzie Kim Ga-yeong przebywała - ogólnie informacja podana zbyt abstrakcyjnie. No, ale może dlatego nie jestem prokuratorem w Seulu Zachodnim :D

Pozdrawiam :)

ocenił(a) serial na 8
sally115

Haha, mi się trik z suszarką na mokrych ubraniach nigdy nie udał w takim stopniu, ale widocznie to wyższa szkoła jazdy. Moje ulubione włosy to zresztą Dong-jae Seo ^_^ A Si-mok jak na kogoś, kto się nie przejmuje, co o nim ludzie myślą, musiał rzeczywiście spędzać sporo czasu przed lustrem.
Ten tatuaż był tak mało widoczny pod tą mokrą koszulą, chyba, że ma się możliwość stop klatki i zoomu w oczach, a ona tak dokładnie zapamiętała te literki, trochę to dziwne. I że potem siedziała całą noc i piłowała ten tatuaż w notesiku. Zresztą, nawet jakby zobaczyła cały, to że akurat i ona i SI-Mok powiązali to z gościem, który- wedle tego, co o nim wiedzieli- był sobie po prostu szefem sekcji i do tej pory nie było zadnych innych poszlak, które wiązałyby go ze sprawą Park.

Pewnie prokurator w Korei też byłby ze mnie żaden (zresztą ja myślałam, że na tym tatuażu to było J, a nie T, hehe). No cóż, miał facet pecha, bo gdyby nie to, że się schylił pozbierać truskawki z kuchennej podłogi, to nie zostałby oblany i nikt by się nikt nie domyślił, że jest mordercą (wniosek- jeśli masz coś na sumieniu, nie rób nikomu przysług). A widać się bardzo starał, żeby się wtopić w tło, robił wszystkim kawę i przynosił torby z niedobrymi ciastkami (a przecież takimi rzeczami zajmują się przeważnie osoby o najniższych stanowiskach).

Ciekawe swoją drogą, że Si-mok ze swoim doświadczeniem, kiedy poszedł jeszcze raz odwiedzić dom Parka wymachiwał tym nożem nie myśląc, że zostawia odciski palców...

Pozdrawiam również :)

ocenił(a) serial na 10
Migotka

Odnośnie aktora, który gra Dong-jae Seo, to nie wiem czy widziałaś koreańską wersję Designated Survivor: 60 days. Występuje także tam i jego fryzura w tym drugim serialu podoba mi się bardziej (zwłaszcza w białym mundurze) :)

No właśnie, to długie zastanawianie się jest mało przekonujące. Bo jak już coś z sobą powiążesz, to zwykle na zasadzie "Eureka!" i zajarzysz o co chodzi, a takie siedzenie i myślenie - w tej sytuacji, z jej danymi jakimi dysponuje - mi nie pasuje. No, ale tylko dzięki temu fabułę pchnęli do przodu i znaleźli mordercę w ciągu tych dwóch miesięcy.

Co do tego, że Yoon tak szybko podpadł Si-mokowi, to akurat mi to pasuje, ponieważ Hwang był wyjątkowo obiektywny w swoim podejściu i nie pomijał nikogo z powodu jakichkolwiek sentymentów: podejrzewał żonę o udział w śmierci męża (mowa o Kangu), swojego szefa Lee, był podejrzliwy wobec Eun-soo i nie ufał jej, wliczał w grono podejrzanych jej ojca i swojego mentora, Younga. Wiedzieli, że mordercą jest ktoś, kto prawdopodobnie pracuje w policji lub prokuraturze. W sumie to "szczęśliwie" się dla niego złożyło, że zaprosił Yoona do zespołu. Jest jeszcze taki smaczek po zamknięciu działalności grupy dochodzeniowej, że asystent Kim trzyma w ręce akta dotyczące firm, w których pośredniczył pan Park i zastanawia się czy dać je Hwangowi, czy nie - "Park uratował firmę przewozową, choć właściciel powinien trafić za kratki". Wiadomo o jaką firmę chodzi :D

No i to co napisałaś, że Eun-soo podejrzewała Yoona - właśnie o to mi chodziło wcześniej, bo jak bez wszystkich tych danych, których ma Hwang i widz (który ma więcej informacji, niż postacie) miałaby go niby powiązać z tym, co usłyszała na kolacji? Z jej perspektywy jest to po prostu od czapy.

Odnośnie odcisków palców - no właśnie, taka jego wada, z której w końcu powinien wyciągnąć wnioski. Hwang trafia na miejsce zbrodni po śmierci Parka, to uważa, co robi. Ale potem jak tam wraca to wszystko palcuje. I dokładnie to samo robi u Kim Ga-yeong - dostaje się do mieszkania i wszędzie te łapy przykleja :)

A dziś potwierdzono, że scenarzystka zakończyła pracę nad scenariuszem drugiego sezonu. Tyle, że JSW od 2 października do stycznia występuje w Sweeneyu Todzie, więc nieprędko zaczną kręcić. W sumie to nie do końca się cieszę. Ten serial tak bardzo mi się podoba, że boję się, że go zepsują :)


Pozdrowienia :)

ocenił(a) serial na 8
sally115

Tam wszyscy byli podejrzliwi, bo przecież i Shi-moka podejrzewali, i dlatego ich przeołożny wysłał Yoona na przeszpieg odnonie jego operacji. Świetne miejsce do pracy, jak na każdym kroku samych prokuratórów podejrzewają o morderstwa :P
Ale samego Yoona ze sprawą pozornie nic nie wiązało, w przeciwieństwie do Lee, który miał motyw, lub jego żony potem (lub jej ojca); bardziej podejrzany był moim zdaniem ten gość w dziwnych kraciastych garniturach (aż byłam rozczarowana na samym końcu, że nie było jakiegoś sensacyjnego rozwiązania z nim, to był mój czarny koń w wyścigu na kandydata na mordercę) albo jakiegokolwiek innego prokuratora z kręgu Lee. I Lee i jego żona mieli powiązania z Parkiem, a Yoon nie- poza tą jakże dyskretną scenką ze wzmianką o autobusie, o której piszesz, i o której Si_mok się nie dowiedział aż do przesłuchania, kiedy Yoon sam mu to powiedział.
Swoją drogą, ciekawe że ta sprawa była w aktach czarno na białym, bo ten asystent czyta, że Park tu mieszał, czyli ileś osób wiedziało oficjalnie, że Park pośredniczył w tej sprawie oficjalnie (???) , w związku z czym nie była to żadna tajemnica. A Yoon spędził dwa lata na odkopywaniu prawdy, a mógł po prostu zajrzeć do tych akt... :/
Czytałam gdzieś, że premiera miała być pod koniec roku. Znając Koreę, pewnie będa pracować po 48 godzin na dobę i skończą na czas (przy Kronikach Arthdalu ludzie tyrali ponoć do 150 godzin w ciągu tygodnia, wszystko jest możliwe). Też się zastanawiam, co będzie w 2 sezonie- zostawili furtkę do tego nowego śledztwa, i kilkoro aktorów widziałam ma powrócić, poza Lee i Yoonem z oczywistych względów.
Designated Survivor: 60 days zaczęłam oglądać, wygląda tu bardziej naturalnie, ale brakuje mi jego przedobrzonej gry a la sekretny szpieg, jako Dong-jae Seo był kapitalny z tymi teatralnymi wyrazami twarzy. Scenka jego przesłuchania przez Yoona i jak potem spada ze schodów jest chyba jedną z moich ulubionych z całego serialu (albo cała ta scena z telefonem/łyżeczką- co za gama wyrazów twarzy). :)

ocenił(a) serial na 10
Migotka

No wiesz, jak mamy do czynienia ze skorumpowanym środowiskiem, to nic dziwnego, że wszyscy byli podejrzliwi. Najlepiej to przecież ekipa śledcza Hwanga działała: mało kto wiedział o wszystkim, a tak to przesłuchanie pani Young w tajemnicy, podstawienie cichaczem Choi w miejsce Kim Ga-yeong (asystent Kim przecież nie wiedział). Ogólnie konspiracja na całego :)

A garnitury tego Jeong-bon Kima to mnie po prostu zabiły :) Prawie jak te dwie szczególnie hełmowate fryzury Hwanga :D

Co do tych akt, to nie wiemy z jakiego etapu śledztwa one pochodzą. Niekoniecznie to było tam od razu, podane na tacy, bo dopiero w procesie śledczym zbieramy pewne dane, odkrywamy powiązania. Jak najbardziej przecież sam Yoon mógł się tym zajmować. Albo taką informację mógł tam też zawrzeć pan Lee, żeby zakulisowo pomóc osobom zajmującym się tymi sprawami. Jakkolwiek by nie było, to też nie jest tak, że byle prokurator może sobie grzebać w aktach dowolnej sprawy i jakoś nie wierzę, żeby ten dokument był aż tak łatwo dostępny, bo prokurator Bae na pewno nie zostawił tego na blacie biurka. Swoją drogą w pokojach leżały stosy papierów, ale teczki to miały tylko kilka stron :D No błagam :)

Co do drugiego sezonu, to nie ma jeszcze ogłoszonej daty, kiedy wyjdzie, więc na razie podaje się ostatni dzień roku zamiast TBA, więc lepiej do tego grudnia się mocno nie przywiązywać. Ale ten serial wyjątkowo mi się spodobał i teraz, jak już jest pewne, że nakręcą drugi sezon, to nic, tylko cierpię :)

A fikołek w wykonaniu Seo Dong-jae był tak epicki, że od samego patrzenia skręciłam sobie kark :)

ocenił(a) serial na 8
sally115

Podejrzewanie o korupcję to jedno, ale podejrzewanie połowy prokuratory o bycie skrytobójcami to coś innego, a tam chyba na każdego padał cień podejrzenia, że po nocach hasa z nożami po ulicach Seulu. No ale w sumie fakt, mieli tam ludzie mordercze zapędy, jak np gdy Seo Dong-jae się zapędził i prawie 'niechący' ^_^ mało nie udusił Eun-soo w tym ciemnym zaułku (a Si-mok się przyglądał zza rogu :/ - dramat do potęgi).
Jeong-bon Kim to w ogóle tam pasował jak kwiatek do korzucha, ale widać na koniec dostał sensowną pracę i ktoś mu może dobrze doradził, żeby sobie kupił jakiś porządny garnitur bez wzorków. Cóż, może w drugim sezonie okaże się, że to on był mózgiem całej operacji, nie tracę nadziei.

Z tym Parkiem to nie wiem, przecież śledztwo na jego temat ledwie się rozpoczęło, a tu już udokumentowana była ta sprawa z autobusem na pierwszej stronie dużymi literami, co by asystent nie przegapił; dla mnie ta scena była trochę niezbyt dobrze trafiona, takie niby puszczenie oczka na temat czegoś, o czym się dowiemy trochę później, ale nie za bardzo miało to sens, chyba, ze Park jeździł po mieście i megafonem nadawał, że przekupił tego czy owego.

W ogóle to było tam kilka dziwnych sytuacji. Że np, ten szef policji umawiał się z prostytutką w hotelu (a niby taki profesjonalista- a nie skumał niby, że mają tam kamery na wszystkich piętrach?, albo że jako osoba publiczna by nie było ktoś go orpozozna) albo że od razu nie zabrał się za kamery w szpitalu, abo nawet lepiej- po co się tam pchał, wiedząc, że mają monitoring.
Myślał, że jak dziewczynę udusi, to wszyscy pomyślą, że sama nagle z siebie odeszła na tamten świat i nikt nie zrobi sekcji zwłok gdzie wyjdzie, że coś jest nie tak? I bardzo subtelne wskazówki typu, dziewczyna dostała w garażu konwulsji, bo... załapała zapach odświeżacza powietrza z auta Yoona, w którym była leżąc w bagażniku (?). A Han potem dumała, jak mogła tego nie powiązać ze sobą od razu :/ Dodatkokwe brawa za scenę pościgu Eun-soo/Yoona za tym gościem od kasy, i nagranie jego wyznania na komórce, trzymając gościa za ramiona, żeby się nie mógł ruszyć, tak załatwmu to od razu bez prawników, po co się kwapić, na pewno było to zgodne z prawem :)

No trochę się popastwiłam, ale ogólnie to drobnostki, serial świetny, mam nadzieję, że nie będzie jakiegoś rocznego poślizgu z kręceniem drugiego sezonu, i że będzie sensowny scenariusz. Trudno mi znaleść coś takiego, co by się równie dobrze oglądało. Designated Survivor też bardzo dobry (odcinek w Kambodży, wow), ale czegoś mu tu brakuje jednak.

ocenił(a) serial na 10
Migotka

Akurat większość tych rzeczy kupuję, bo wydają mi się jednak wystarczająco prawdopodobne, zwłaszcza, że życie pisze często bardziej absurdalne scenariusze. Tylko tyle dodam, że ten cały komendant Kim jeśli nie chciał spotykać się w jakimś obskurnym motelu, to musiał zgodzić się na hotel z kamerami, które w Korei są dosłownie na każdym kroku. Zresztą, chodził niby na golfa :D

Ja także uważam serial za świetny i w sumie na razie nie mogę sobie przypomnieć, żebym oglądała lepszy: praca kamery, muzyka, aktorstwo, fabuła, dopracowany scenariusz (bez żadnych zapychaczy i pobocznych, niepotrzebnych wątków), więc im więcej czasu upływa, tym bardziej podwyższam ocenę, zwłaszcza, że ciężko mi znaleźć jakiś inny, równie dobry serial. Z rozpaczy zaczęłam oglądać amerykański Designated Survivor i czułam się jak mdlejący na słońcu ogórek. Wzięłam się za koreańską wersję i jest moim zdaniem lepsza, ale oczywiście daleko mu do FoS (jak wszystkiemu, najwidoczniej).

ocenił(a) serial na 8
sally115

No właśnie jest coś w Stranger takiego fajnego, połączenie scenariusza, fajnych aktorów. Choć bardzo lubię koreańskie kino, nie znam się za bardzo (wcale?:)) na świecie koreańkich dram, właściwie to do tej powy widziałam raptem dwa czy trzy koreańskie seriale, poza jednym niezłym, reszta była taka sobie, więc żadnego z aktorów poza Dooną Bae nie kojarzyłam. Nie wiem, czy teraz się rzucę w świat dram z drugiej strony, bo jak czasem czytam opisy fabuł, to nie jestem do kkońca pewna, czy chcę obejrzec resztę (jeśli jakieś dobre znasz, daj znać :)) Ja obejrzałam kiedyś pierwszy odcinek amerykańskiego Designated, ale Kiefer Sutherland w ogóle mnie nie rusza jako ator, i jakoś serial mnie nie porwał, więc na odcinku nr 1 się zakończyło. Zresztą nie lubię seriali, które się ciągną przez nie wiadomo ile sezonów- w koreańskim nie wiem, czy będzie tylko 60 dni, czy też będzie potem 60 dni i kilka lat prezydentury- jestem dopiero na 7 odcinku, więc wszystko może się zdarzyć. Zaczęłam też te reklamowane na Netlixie Arthdal Chronicles, ale to też nie to...

ocenił(a) serial na 10
Migotka

Chyba nie pomogę, ponieważ Stranger to moja druga drama w życiu :) Trafiłam na nią szukając na filmwebie jakiegoś krótkiego serialu (z zamkniętą historią), a już nie mogę patrzeć na amerykańskie produkcje. Zauważyłam, że serial ma 16 odcinków i wysoką notę na imdb, więc się skusiłam. I niestety, z tego co czytałam, to wiele osób po obejrzeniu tego serialu cierpi na brak czegoś na podobnym poziomie. Za wysoka poprzeczka i teraz wszystko wydaje się takie miałkie :) Są niedociągnięcia w FoS, które ładnie wypunktowałaś, ale w porównaniu z innymi serialami to nie ma nawet o czym mówić.

Po FoS obejrzałam "Life" tej samej scenarzystki. Już mi się tak bardzo nie podobało (dlatego drżę na myśl o drugim sezonie), za to pokazanie świata przemysłu medycznego oraz postać prezesa szpitala (granego przez JSW - zresztą występuje tam połowa obsady z FoS) są super i dla tych wątków warto się jednak skusić, a resztę można przeżyć (choć pierwszy odcinek dłużył mi się niemiłosiernie).

Teraz oglądam wcześniej wspomniany Designated Survivor: 60 dni (równolegle z amerykańską wersją, z czego oglądanie tej drugiej to jakiś masochizm z mojej strony, bo to jest po prostu okropne :)) i mi się całkiem to podoba, narzekać można jednak na trochę słabe tempo. Gdyby wyciąć po kilka minut z każdego odcinka, miałoby to więcej ikry i byłoby lepiej. Myślę, że pierwszy sezon skupi się całkowicie na tych 60 dniach i jeśli serial odniesie sukces, to nakręcą kolejne sezony. Mam jednak nadzieję, że będzie to na zasadzie FoS - 16 odcinków stanowić będzie kompletną historię, z opcjonalnym ciągiem dalszym.

Wcześniej obejrzałam (pierwszą w życiu) dramę "Possessed". Obśmiałam się trochę na niej, a potem złamała mi serce :) (w sensie pozytywnym). Było kilka żenujących scen, ale ogólnie przywiązałam się do sympatycznego głównego bohatera, a to skutecznie przytrzymało mnie od pierwszego do ostatniego odcinka. Ogólnie, jak na razie, koreańskie seriale stoją lepiej zarysowanymi postaciami. Oczywiście, mam na myśli te, które do tej pory obejrzałam, bo kilka dram to trochę za mało, żeby wydać osąd, ale po co mi amerykański, teledyskowy montaż i lepsze efekty specjalne, skoro nie obchodzi mnie żaden z bohaterów?

Teraz oglądam "Black" i "Bad Guys: Vile City" - na razie po jednym odcinku. Dam znać, czy nadaje się to do oglądania :)

Jeśli jednak lubisz koreańskie kino (jestem nowa w temacie), to może znasz filmy podobne do "Lamentu" (Gok-seong)?

ocenił(a) serial na 8
sally115

Life nawet rzuciło mi się w oczy gdzieś, ale zakończyło się na streszczeniu póki co :) Trochę czytałam różnych streszczeń ogólnie, żeby się rozeznać, co i jak, no i nie da się ukryć,wyglądają przeważnie 'dramatycznie' :) Ciekawe, bo amerykańskie seriale są przerysowane w inną stronę w ogóle, w koreańskich dramach są lepsze postaci, ale czasem mam wrażenie, że trochę usiłują naśladować Hollywood i na siłę wymyślać jakieś dziwne sytuacje (zresztą co tu daleko szukać, Si-Mok i jego operacja mózgu się nam kłania). No ale jak się już zacznie oglądać, to jakoś się nie zwraca na to uwagi. Z koreańskich dram obejrzałam sto lat temu Wirus (https://en.wikipedia.org/wiki/The_Virus_(TV_series)), jesli lubisz trochę sensacji (trochę naciąganej, wiadomo), szalejące wirusy, ludzi ginących potęgami, to można obejrzeć, całkiem niezła fabuła. Jeszcze ostatnio na Netflixie obejrzałam 51 (!!!- nie sprawdziłam, zanim zaczęłam, jakie to długie) odcinków Cesarzowej Ki, głównie z nudów, a potem się wciągnęłam mimo wszystko, stąd chyba poleciło mi Stranger, i cały stos innych koreańskich produkcji. Zaczęłam też Are you human, gdzie też produkuje się Seo Dong-jae. Pierwszy odcinek nawet nawet.

Lament jaki był dobry! Horrory to raczej nie mój gatunek, ale cieszę się, że się przemogłam, bo był niesamowity. Może Opowieść o dwóch siostrach? Oglądałam 100 lat temu, wtedy mi się strasznie spodobał.
Z zupełnie innego gatunku polecę mój ulubiony film koreański, ale i w ogóle jeden z moich ulubionych filmów ever, Memories of murder. Klimaty mafijno gangsterskie, https://www.filmweb.pl/film/Sin-se-gae-2013-666545, historycznawo-dramatyczne z dobrą osbadą: https://www.filmweb.pl/film/Zab%C3%B3jstwo-2015-707962
wszystko, w czym maczał palce Byung-hun Lee :P.

Designated Survivor też mam nadzieję, że historia się 'zakończy', nie wiem, czy to taki materiał na 5 sezonów i np 4 czy 5 lat prezydentury. Parkowi z tego co widzę ciągle pod górkę i wiatr w oczy wieje na każdym kroku, całej prezydentury mógłby nie wytrzymać w takim tempie :). Są odcinki lepsze i gorsze, czasem niektóre rzeczy się przeciągają, ale ogólnie jakoś mi to nie przeszkadzało. Obejrzałam w końcu całość amerykańskiego House of Cards. Pierwszy sezon OK, ale potem tylko ciągnęłam żeby to wreszciezobaczyć jak się skończy, bo za dobre to to nie było po 2/3 sezonie. Przy tym to DS 60 Days ma akurat super wartką akcję.

W ogóle odcinki czegolwiek po 80 minut to sporo, z reklamami w Korei oglądają to chyba z 2 godziny, niby ludzie strasznie dużo tam pracują, ale muszą mieć duuużo czasu, żeby oglądać dramy po półtorej godziny minimum, nic dziwnego, że taki mały przyrost naturalny mają w Korei :)

ocenił(a) serial na 10
Migotka

Wow! Dzięki ogromne! "Opowieść o dwóch siostrach" widziałam i też mi się bardzo podobała. Na pewno obejrzę to, co polecasz :)

Ogólnie, jak tak patrzę na DS:60, to myślę tylko jak ten biedny prezydent Park każdego dnia niemal walczy o życie i stąd mnie zastanawia, czemu w ogóle rozważa startowanie w wyborach. Taka prezydentura to istne piekło! O ile w amerykańskiej wersji te wszystkie zawirowania jakoś tak przelatują, to w koreańskiej wszystkie problemy mocno wybrzmiewają i dziwię się, że w ciągu tych 20 dni (stan na odcinek 10) kompletnie nie osiwiał :) Co dzień, to nowa tragedia. Mogliby mu trochę odpuścić. Jak on ma w 6 odcinków przeżyć następnych 40 dni? Może właśnie nie dotrzyma do końca? :D

Też zauważyłam, że nie ma odcinków krótszych niż 60 minut i taki przedział 70-80 to jakaś norma. Takie tyci filmy z każdego odcinka, ale jak drama dobra, to narzekać nie będę :) Na razie jestem pozytywnie zaskoczona, bo nie spodziewałam się, że kiedykolwiek będę polować na koreańskie seriale :)

Co do dziwnych przypadłości, to słyszałam że nagminne jest w dramach stosowanie amnezji jako wymówki. I w sumie, jak pogrzebałam, to rzeczywiście, często ten motyw się przewija. Chyba się uprzedziłam, bo starannie omijam takie dramy, ale wyhaczyłam serial Defendant (https://www.filmweb.pl/serial/Pi-go-in-2017-784782) - z motywem amnezji, niestety!, ale zamierzam się za to zabrać, bo podobno warto. Oczywiście, liczę się z faktem, że FoS nie przebije :)

ocenił(a) serial na 8
sally115

Defendant zaznaczony do obejrzenia :) Z kolei ktoś mi polecił serial Doctor John, serial o genialnych lekarzach :) Widać szpitale i prokuratura są popularnymi miejscami do ciekawych perypetii. Już pierwszy odcinek zawiera kilkanaście nieprawdopodobnych zdarzeń ^^ Czy Life też miało sytuacje typu- karetka czeka, pacjent prawie umiera, ale głowni bohaterzy mają czas popatrzeć na siebie znacząco w zwolnionym tempie i wymienić jakieś uprzejmości? :)
A u Parka jest więcej skandali niż w administracji Trumpa, aż człowieka szkoda, mógł sobie spędzać popołudnia na sprawdzaniu esejów, a teraz co minuta nowe zaskoczenie.
W koreańskich serialach z tego co widzę, jest sporo takich podobnych motywów jak się przejrzy fabuły. Kiedyś gadałam z Koreanką, żoną znajomego, mówiła, że reżyserzy koreańscy, którzy sa popularni w Europie, w Korei szerszej publiczności się nie widzą, za to ludzie lubią, jak to może i wszędzie, seriale typu lekko, łatwo i przyjemnie- czyli, żeby było inaczej jak w normalnym życiu, gdzie trzeba tyrać od rana do nocy, więc sporo jest takich dziecinnych rozwiązań dla poprawy humoru albo dodania sensacji (w Doctor John przewijać się chyba będzie motyw zemsty na śmierć dziecka- brzmi znajomo?:)). W sumie jednak chyba wolę taką naiwność jednak niż wyrachowanie amerykańskich seriali. Trudno znaleźć coś dobrego, i nawet jak pierwszy odcinek obiecujący, to często cała reszta do niczego. Jeszcze nietóre francuskie seriale prezentują jakiś poziom, i niektóre brytyjskie.

ocenił(a) serial na 10
Migotka

"Czy Life też miało sytuacje typu- karetka czeka, pacjent prawie umiera, ale głowni bohaterzy mają czas popatrzeć na siebie znacząco w zwolnionym tempie i wymienić jakieś uprzejmości? :) "

Szczerze, to nie przypominam sobie ani jednej takiej sytuacji, ale to nie FoS, gdzie znam prawie każdą scenę na pamięć, więc mogę się mylić :) :) Ogólnie "Life" nie tyle jest serialem typowo medycznym, ile bardziej mówi o polityce zarządzania szpitalem. W pierwszym odcinku, o ile dobrze pamiętam, pacjenci pokazani są zaledwie dwa razy i to chyba taka średnia, że na tych 60-70 minut pacjentów widzimy ze 2-3 razy na odcinek i to przez parę minut.

No właśnie! Dużo seriali i filmów dotyczy prokuratury. Obejrzałam nawet jeden (3-godzinny!) z JSW "Inside Man", głównie dlatego, żeby zobaczyć, jak odmiennie gra prokuratora. Ogólnie tematyka korupcji w Korei jest bardzo popularna i niestety, nie bez przyczyny :/ Jeśli chodzi o wspomniane przez Ciebie wyrachowanie, to ten film też nie owija w bawełnę. Podczas seansu zrobiło mi się zwyczajnie niedobrze, bo obraz poziomu deprawacji jest dość zbliżony do rzeczywistości.

Co do kwestii naiwności seriali i ich popularności, to też o tym słyszałam i w sumie się w ogóle nie dziwię - o ile przedstawiają jakiś poziom, to nawet jest to miła odmiana. Obejrzałam do końca jeden ze wspomnianych przeze mnie seriali - "Black" i kurcze, podobał mi się. Musiał, skoro 18 odcinków obejrzałam w 4 dni :) Umówmy się, jest to serial czysto rozrywkowy, więc mamy parę zagrań mocno uproszczonych, elementy komediowe i pewną dozę naiwności, ale ma jednocześnie ciekawy wątek kryminalny. Końcówka pokręcona, główna postać kobieca "trochę" mnie wkurzała i złapali u mnie dużego minusa za, co prawda kilkuminutową, ale tragiczną (bo dosłownie szkolną!!!! charakteryzację pod koniec ostatniego odcinka), ale w sumie historia jednak fajna. Aczkolwiek, dopuszczam taki scenariusz, że oceniam go wyżej, niż na to zasługuje (między 7 a 8, czyli dość wysoko), bo jeszcze działa na mnie ten powiew świeżości i odpoczynku od amerykańskich seriali. Na pewno jednak jeszcze wrócę do tego serialu. Stuknięty Psie, nieprędko wyrzucę cię z mej pamięci <3

Przymierzam się powoli do "Cesarzowej Ki", ale jeszcze mi to trochę zajmie. 51 tak długich odcinków skutecznie wyłączy mnie z życia towarzyskiego (bo jak zacznę jakiś serial i mnie zainteresuje, to nie potrafię się odciąć), więc muszę się do tego przygotować :) Tymczasem pocieszam się kolejnymi seansami FoS, czekam na dalsze przygody prezydenta Parka i jutro zabieram się za "Memories of murder" :)

ocenił(a) serial na 8
sally115

No to Life zapowiada się lepiej niż Doctor John, to ciągle głównie bohaterowie spotykają się i potem w zwolnionym tempie widzimy żbliżenia twarzy, oczy, ust itp. A dopiero zaczynam trzeci odcinek, więc będzie coraz weselej. Pacjentów trochę więcej, ale pokazują nieboraków po to, żeby uwypuklić, jakim geniuszem jest tytułowy doktor, który skanuje pacjentów wzrokiem (serio!) i wydaje trafną diagnozę w 10 sekund.
Ta naiwność seriali to chyba polega na robieniu bajek dla dorosłych. Życie ciężkie, to kręcą takie seriale, żeby niby było o życiu, ale z drugiej stronie mają podnosić na duchu. W sumie jednak wolę póki co to, niż kilkanaście seriali, które obejrzałam w ciągu ostatniego roku na Netflixie. niestety mam przypadłość, że nawet jak coś jest złe, to chcę wiedzieć, jak się skończy, w nadziei, że może jednak nie będzie tragicznie do końca, a przeważnie niestety jest. Przy koreańskich serialach można się przynajmniej co jakiś czas pośmiać (zgodnie z założeniem, albo i nie :)).
Cesarzowa Ki też taka była, trochę poważnie, potem śmiesznie, potem znowu poważnie, ale ogólnie serial sympatyczny, mimo tego, że się chwilami ciągnął (długie wewnętrzne monologi, czarny charakter chodzący po pokoju i zaśmiewający się z chytrego planu, jak tu komuś zepsuć życie, flashbacki, bo przecież mogliśmy zapomnieć, co się stało 3 odcinki temu, itp). Ale mimo to miło go wspominam o trochę sobie narobilam ochoty na inne seriale historycznawe (bo poza nazwiskami, to tam jednak wiele samej historii nie ma często).
Daj znać, jak ci się spodoba MoM :) Jeszcze mi przyszedł do głowy taki tytuł, wybitne to nie było, ale też niezłe- Mroźne piekło. https://www.filmweb.pl/film/Mro%C5%BAne+piek%C5%82o-2005-228292
W Inside Man jest Byung-hun Lee!!!! A ja nie wiedziałam! też leci na listę do obejrzenia, bezwzględnie. Strasznie lubię tego aktora, chyba w żadnym gniocie nigdy nie brał udziału, a nawet gdyby, to penwie bym nie zauważyła. Grał co rpawda w jakichś amerykańskich kiepściznach z Brucem Willisem, chyba jako jakiś ninja (?) w czarnym stroju, ale w sumie dobrzy aktorzy azjatyccy mało kiedy coś dobrego dostają w Hollywood. A facet jest fenomenalnym aktorem, nie wiem czy widziałaś I Saw the Devil (mocne kino, do tej pory żałuję, że nie zamknęłam oczu w czasie jednej sceny), niesamowite. Do tego gdzieś widziałam wywiad po angielsku, facet płynnie mówi z reporterem na czerwonym dywanie, i nagle przeprasza, że niby kiepsko, bo dopiero od dwóch lat się uczył języka (!!!).

ocenił(a) serial na 10
Migotka

Obejrzałam MoM i spieszę donieść, że film mi się bardzo podobał. Za pierwszym podejściem pomyślałam sobie tylko: "dobry", ale potem przekonałam się do niego jeszcze bardziej i zafundowałam sobie kolejny seans. Szczególnie spodobała mi się i utknęła w pamięci ostatnia scena. Za "Mroźne piekło" niebawem się też zabiorę :)

W sumie, to te bajki dla dorosłych są całkiem niezłe. Świat jest czasem tak okropny, że czasem chciałoby się, cytując za DS:60, żeby dobry człowiek w końcu wygrał. Podoba mi się ta szczypta nadziei i pozytywu w ich produkcjach, zwłaszcza FoS i DS:60, gdzie nie jest to takie tanie i tandetne.

Co do azjatyckich aktorów grających w amerykańskich produkcjach, to bardziej do tej pory siedziałam w japońskich produkcjach, więc siłą rzeczy na pierwszy plan wysuwa się Hiroyuki Sanada i Ken Watanabe (etatowi Japończycy w produkcjach made in USA). Gdy oglądałam Avengers: Endgame, cieszyłam się jak dziecko, gdy zobaczyłam Sanadę. Ale po chwili czułam się, jakby ktoś mi przyłożył, bo przeżyłam szok - angażować takiego aktora dla dosłownie KILKU sekund? Co to w ogóle miało być? No błagam, mogli dorzucić choćby z minutę więcej. Ale się wściekłam :) I trochę mi szkoda właśnie, że - ogólnie - azjatyccy aktorzy nie cieszą się za bardzo poważaniem. A przecież taki JHL, czyli nasz Seo Dong-jae to też dobry aktor :) Jaka jest przecież różnica w jego grze między FoS a DS:60! Za każdym razem wywoływał emocje: w pierwszym czasem wkurzał, a czasem bawił, a w tym drugim zaciukałabym go jakąś siekierą :)

ocenił(a) serial na 8
sally115


No właśnie taki jest problem z azjatyckimi, ale i nie tylko, aktorami w Ameryce. Polaków też sporo wyjechało, tylko po to, żeby robić ogony albo grać narkomanów i prostytutki w dziesięcioplanowych rolach.
Watanabe zawsze cieszy oko i pojawił się w Stanach w kilku niezłych filmach, Saneda miał dobrą rolę w Sunshine, ale potem jakoś nie miał szczęścia, ostatnio obsadzili go w takim beznadziejnym serialu Helix i aż szkoda było patrzeć na tą bzdurę. Mieszkam w ogóle w Londynie, w teatrach do tej pory nie widziałam ani jednego azjatyskiego aktora, poza Miss Saigon z oczywistych względów, więc co mieliby na Westendzie czy Broadwayu robić tacy ludzie jak Cho Seung-Woo...
A wielu tych, co wyjeżdżają do USA do gry w filmach właśnie gra role typu ninja, niemy stereotypowy Azjata, ochroniarz, dziewczyna w kolejce. A lokalne rynki mają mnóstwo talentu. Nie wiem, czy w Korei jest też trochę takie parcie jak u nas na robienie kariery w USA, czy wychodzą z (patriotyzm na maksa) założenia, że wszędzie dobrze, ale jednak u siebie najlepiej, i rozwijają się na swoich scenach, zamiast gdzieś świecić oczami w USA i grać kelnerów.
Zresztą Chiny, Japonia i Korea raczej wolą eksportować własne produkcje i inwestują w aktorów i rozwijanie ich talentów, tam wszyscy chyba śpiewają, tańczą i grają na 10 instrumentach (trochę poczytałam o szkolnictwie w Korei, aż mi skóra ścierpła :P) I wszystko nastawione na lokalny rynek. Z tego co widzę, żeby znaleść jakieś materiałyprasowe o kimkolwiek, trzeba się nieźle nagimnastykować; tłumaczenia na angielski są tak fatalne, że chyba robią to poprzez translatora google wyłącznie (podobnie jest zresztą z anime, niby duży rynek za granicą, ale w porównaniu z Japonią, to kropla w oceanie, więc japońskim studiom trochę wisi, czy znajdą dystrybutorów za granicą, czy nie).
Joon-Hyuk Lee się pojawił ponoć w jakiejś chińskiej produkcji, aż bym sobie obejrzała, bo się go nieźle ogląda- teraz katem oka spoglądam na Are You Human?; całkiem całkiem, też tam gra jedną z głównych ról. Na końcu DS aż mi szkoda się szkoda zrobiłojego bohatera. A czy w USA np. by wiedzieli, co zrobić z takim aktorem, jakoś watpię.
Skończyłam też DS 60 days i znowu pustka, też był świetny, nie poziom Stranger, ale mimo wszystko bardzo dobry, końcówka emocjonująca i świetnie zagrany. Lecę też z Dr Johnem, ale, hmmm, okazało się że ma on ponad 30 odcinków, które powinny trwać 30 minut a nie 60 (dobre i to, że nie 80), akcja OK, ale trochę za bardzo skręca w romans i nagromadzenie dziwacznych medycznych przypadków zawstydziłaby ER i Grey’s Anatomy razem wzięte. Muszę upolować ten inny serial, o którym wspominałaś.

ocenił(a) serial na 10
Migotka

Co do Sanady, to miał dwie podobne role - w Extant i Helix i zgadzam się, w Helix to była po prostu, za przeproszeniem, kupa (choć tam miał więcej do zagrania, niż w Extant). W zasadzie tylko dla niego obejrzałam ten serial.

W sumie tak jak my mamy wspólny rynek filmowy Europa + USA + Australia, tam tak robią kariery ogółem w krajach azjatyckich, choć wiem, że z muzykami japońskimi i koreańskimi akurat jest nieco inaczej i oni przejawiają większy "globalizm" próbując swoich sił w Stanach. Co do tych talentów, to tak na marginesie, część osób z branży muzycznej średnio umie śpiewać, albo się uczą w trakcie przygotowań do zrobienia kariery. I rzeczywiście, nakierowuje się ich, by zajmowali się absolutnie wszystkim: gwiazdki występują w reklamach, nagrywają piosenki, pojawiają się w serialach. Biznes się kręci i z każdego wycisną bez litości tyle, ile się tylko da póki jest popularny, a agencje kontrolują wiele aspektów życia celebrytów, a im młodsi aktorzy/piosenkarze, tym bardziej zależni są od kontraktów.

A co do edukacji... Akurat zawodowo jestem związana z Japonią (i tak się jakoś zainteresowałam Koreą, w zasadzie po sąsiedzku, bo nic o nich nie wiedziałam) i system edukacji w Korei mają wręcz potworny. Do tej pory myślałam, że Japonia bije wszelkie rekordy, ale jak zapoznałam się z Koreą, to stwierdziłam, że mają gorzej. Nie chciałabym za bardzo spłaszczać i generalizować, ale mam wrażenie, że Korea to pod kątem edukacji i skostnienia społeczeństwa taka podkręcona Japonia.

I myślę, że masz rację, że w USA nie wiedziano by, co zrobić z takim aktorem jak LJH. Gra bardzo fajnie, potrafi być pełen ekspresji, jak i subtelności, a amerykańska domena to takie "show off", jacy my jesteśmy cudowni i w ogóle. Ale żeby nie być tak zapatrzonym we Wschód, to przyznam, że dosłownie przed chwilą skończyłam oglądać inną dramę - "Blood". Się jakoś napatoczyła, więc obejrzałam ze względu na aktora grającego prezydenta Parka (bardzo podobała mi się jego kreacja), tam też był niezły, ale jeśli chodzi o niektórych aktorów, to przyznam, że już wiem co to znaczy koreańskie złe aktorstwo (oczy mi krwawią) : ) :)

No i właśnie! Koniec DS:60, które bardzo mi się podobało. Oceniam o jedno oczko niżej, niż FoS, który zdaje się być po prostu nie do pobicia. Poza Stranger i DS60, to naprawdę dawno żaden serial nie wzbudził we mnie takiego zainteresowania, że dosłownie czekałam na każdy odcinek. Co prawda przy odcinku 13. i do połowy 14. miałam poważne obawy, czy scenarzysta dał radę doprowadzić historię tak ładnie do końca, ale 15. odcinek był super, a 16. wszystko ładnie zamknął. Przyznam, że właśnie na tym serialu zrozumiałam, że koreańskie produkcje to naprawdę "dramy" - nie lubię cukierkowych zakończeń, a tu jak na złość bardzo chciałam, żeby prezydent Park startował i wygrał wybory i poczułam na koniec odrobinę goryczy. Aktorsko wybił się dla mnie, poza LJH, aktor grająacy sekretarza Cha, no i prezydent Park.

Będę kopać dalej i gdy obejrzę coś wartościowego, dam znać. A tymczasem, żeby choć trochę nawiązać do tematu, pod którym piszemy, to gdzieś przeczytałam, że w tym roku kręcić FoS nie będą, a najprawdopodobniej zaczną na przełomie lutego i marca 2020 zdjęcia do drugiego sezonu. Zobaczymy, czy okaże się to prawdą :)

ocenił(a) serial na 8
sally115

Tak sobie przypomniałam, że Sanada wystąpił jeszcze w 47 Roninach... Kurcze, choć lubię i jego, i Keanu, to jednak lepiej by film nie zachwycił, hehe. Tak samo zresztą w zagranicznych produkcjach marnuje się często inny świetny aktor, Tadanobu Asano
DS 60 days odobnie jak FOS się nie dłużył specjalnie. Były nieco słabsze momenty, ale ogólnie trzymał swietny poziom aż do końca, choć też trochę żałowałam decyzji Parka, choć z drugiej strony rozumiem, jaki był jego zamysł (biedny sekretarz Cha, Park mu mało nie złamał serca ^^ tyle razy w przeciągu tych 16 odcinków, aż mi się go szkoda zrobiło, bo znowu wyglądał jak zbity pies). Son Seok-Koo to zresztą też jany aktor, widziałam go w drugim sezonie Sense8 (choć co do samego serialu mam super mocno mieszane uczucia, szczególnie drugiego sezonu), i w sumie dopiero w połowe DS skojarzyłam, że to ten sam aktor. Choć cała ekipa prezydencka była bardzo sympatyczna, i ten północnokoreański rzecznik prasowy, i ten nieborak w okularkach, poza tym ta niby wkurzająca dziennikarka, plus przedownicząca party opozycyjnej- nie lubiłam jej postaci, ale też i taki chyba był zamysł.
Japonią się interesowałam/uję, studiowałam język i kulturę na uniwersytecie jakiś czas, ale potem zawodowo skręciłam w zupełnie inną stronę. Też mi się wydawało czasem, szczególnie po rozmowach ze znajomymi, że czasem życie w Japonii w porównaniu z tym w Europie to, no cóż, hardcor, ale patrząc na Koreę okazuje się, że jednak pod wieloma względami jest nieco lepiej.
W sumie i w USA i w Korei produkuje się sporo gniotów (cisnę Dr Johna, i choć może nie to gniot i jest kilku niezłych aktorów, to ilość cukru i przewidywalnych sytuacji sprawia czasem, że oczy bolą mnie od wywracania), ale no cóż, z seriali z USA obcykałam już raczej to, co dobre, a koreańskich jeszcze za bardzo nie znam, więc jest w czym przebierać. Koreańskim idolom trochę współczuję, bo to wygląda na jakąś współczesną formę niewolnictwa. Gwiazdy i ‘gwiazdy’ na Zachodzie nawet nie wiedzą, jakie mają wspaniałe życia, mogąc mieć hobby, spędzajć czas ze znajomymi i umawiać się na randki, bo to to chyba raczej luksus w Korei.

ocenił(a) serial na 8
Migotka

A FOS długo każe na siebie czekać! Miałam jednak nadzieję na premierę na pocżatku roku jakoś, styczeń/luty, a tu widzę będzie sporo, sporo później...

ocenił(a) serial na 10
Migotka

A mnie się akurat Sanada bardzo podobał w 47 roninach. Był taki pełen godności i dobrej samurajskości :) W tym samym roku zresztą był w Wolverine i tylko dla niego w ogóle obejrzałam ten film, ale ta rola też nie była zbyt ambitna - cóż, sztampowy czarny charakter made in USA, no ale zawsze miło popatrzeć... Ale! Za to miał coś ciekawszego do zagrania w "Drodze do zapomnienia". Bardzo go jeszcze lubię za "Hatsukoi" - taki spokojny film, w ogóle nieprzesłodzony.

Właśnie z powodu aktora (SSK) zaczęłam oglądać Sense8 i nie mogę się w końcu doczekać aż dojadę do odcinków z nim. W zasadzie tylko to mnie interesuje, ale nie chcę psuć sobie odbioru, więc pomęczę się trochę i obejrzę ten serial, choć też mam bardzo mieszane odczucia co do niego, podobnie jak Ty. Natomiast przewodnicząca Yun bardzo mi się podobała. W pierwszych odcinkach też jej nie lubiłam, ale potem spodobała mi się jej silna postać, choć pewnie spojrzałam na nią życzliwszym okiem, gdy w końcu doceniła prezydenta Parka :) Jej amerykański odpowiednik jest za to potwornie bezpłciowy. Poza tym, podobała mi się różnica w scenach w szpitalu. Yun wobec Parka jest twarda (i brutalnie szczera) - moim zdaniem bardziej autentyczna. Taki polityk w końcu nie dotarłby tak daleko, gdyby był sentymentalną ciapą, a w amerykańskiej wersji gdy przewodnicząca opozycji odwiedza Kirkamana, współczująco biorą się za ręce. Padłam. Albo moje serce stwardniało, albo to było tanie i tandente :)

Co do życia w Japonii to dla Europejczyka to jest kosmos, choć trochę do przejścia. Oni są przyzwyczajeni i nic innego za bardzo nie znają, więc nawet tak nie narzekają na (jak dla mnie mordercze) godziny pracy. Chociaż ostatnio tak sobie pomyślałam, że gdzieś tutaj napisałyśmy o Koreańczykach, którzy długo pracują, a potem oglądają te mega długie odcinki seriali. Uświadomiłam sobie, że przecież zaczęłam robić dokładnie to samo :D Może to trochę wynika z tego, że jak już wyjdziesz z roboty o tej koszmarnie późnej godzinie, to rzeczywiście w domu zostają jakieś dwie godzinki na zrobienie czegokolwiek. I raczej to będzie coś w obrębie domu, bo ledwo wyjdziesz na spotkanie ze znajomymi i już musisz wracać. No to siedzisz w swoich 4 kątach, czytać już Ci się nie chce, bo w końcu cały dzień się człowieku gapiłeś w papiery, no to może jakiś film albo serial chociaż? No i proszę, tak o to mamy gotowy przepis na spędzenie pół życia na oglądaniu koreańskich dram :D

Ludzie na FoS będą czekać, im dłużej premiery, tym bardziej oczekiwania będą rosły... i oby scenariusz podołał. O aktorów się nie boję, technicznie ta seria też była świetna, jedynie jakość fabuły to wielka niewiadoma. Z jednej strony "Life" tej scenarzystki nie do końca mi podszedł, ale jak już obejrzałam kilka innych dram, to oceniam go finalnie nieco wyżej. Jak już wytrzymałyśmy dwa lata, to wytrzymamy jeszcze rok :)

ocenił(a) serial na 8
sally115

Chodziło mi raczej o to, że sam film kiepski, Sanada i Keanu i Tadanobu sie starali, ale ktoś zapomniał napisać dobrego scenariusza. Trochę zmarnowany potencjał jak dla mnie, ale w sumie to nic nowego w świecie filmu.
W sumie życie w Polsce czy w Anglii czy w Hiszpanii czy gdziekolwiek też jest takie- ludzie lubią to, co znają i tego się trzymają, ciekawe, jak to wygląda okiem obcokrajowca, czy im się np. wydaje, że jak ludzie u nas wychodzą sobie wcześnie (w porównaniu z nimi) z pracy, to czy wyglądamy na leni i nierobów?

ocenił(a) serial na 10
Migotka

Po pierwsze, to właśnie przeczytałam, że wyszło potwierdzenie od stacji, że będzie sezon 2 na 100%.

Po drugie, to JSW, Lee Joon Hyuk i Yoon Se potwierdzili swój udział. Bae Doona prowadzi jeszcze rozmowy.

Po trzecie, najgorsze - drugi sezon będzie dopiero w drugiej połowie 2020! Czyli naprawdę nie ma co liczyć na wcześniejszy termin, rzeczywiście będą kręcić od lutego/marca lub kwietnia.

A odpowiadając na Twoje pytanie. Na początek dodam, że nie chcę generalizować, więc na wszelki wypadek zastrzegam, że to tylko moje obserwacje.

Jeśli chodzi o ich główny pogląd na lenistwo obcokrajowców to nie uważają nas za (generalnie) leniwych (nie spotkałam się z tym nigdy). Sami zresztą w pracy, choć spędzają w niej mnóstwo godzin, aż tak bardzo pracowici nie są i często przeciągają robotę, by trwała jak najdłużej. Po prostu w dobrym tonie jest zostać po godzinach i kropka (czasami za to płacą, a życie w Japonii jest POTWORNIE drogie, więc wcale się nie dziwię). Chociaż, to też nie jest tak, że każdy przeciąga - niektórzy naprawdę mają mnóstwo do zrobienia. Był taki koleś co tylko połowę czasu spędzał w biurze, a drugą połowę w metrze i pociągach, no ogólnie w podróżach, by spotkać się z klientami. Niemal wszystkie te rozmowy mógł załatwić telefonicznie, zwłaszcza że większość z nich była czysto grzecznościowa, ale w Japonii przyjęte jest, że jeśli klient jest dla Ciebie ważny, to go osobiście odwiedzasz i o czymś informujesz :/ Dodatkowo, w to wchodzi jeszcze kwestia spotkań pracowniczych po pracy lub dodatkowa praca, jeśli Twoja firma dba o wizerunek i udziela się jakoś społecznie - wtedy wysyła biednego pracownika do jakiejś rodziny czy placówki. Oczywiście, jest to wolontariat obowiązkowy (średnio 2 razy w tygodniu) :D I zajmuje czas do późnego wieczora (2-3h). To przykład z małej firmy (pracowników było 4, i dwie stażystki).

Natomiast jeśli chodzi o obcokrajowców pracujących u nich, nooo... Opinie nie są raczej zbyt pochlebne. Nie podoba im się to, że obcokrajowcy bardzo często opuszczają miejsce pracy o równej godzinie lub siedzą po godzinach zbyt krótko (paręnaście minut). A jak już siedzą, to narzekają, że siedzą. Mało jest obcokrajowców, którzy na równi z nimi "kiblują" po godzinach. No cóż, bo to jest mocno bezsensowne. Dlatego wydaje mi się, że złotym środkiem jest nie wychodzić o równej godzinie i zostać tych 40-70 minut, by zadośćuczynić wymaganiom współpracowników, ale siebie przy tym nie zakatować. Tak więc do zarzutu "leniwy" (czego strasznie Japończycy nie lubią) dochodzi kategoria "nielojalny" (bo tak patrzą na to wcześniejsze wychodzenie z pracy).

Przy okazji, nie wiem na ile o tym się mówi, ale kwestia siedzenia w pracy to nie tylko czas wyjścia, ale i przyjścia. Bardzo szybko trzeba się nauczyć tego, że nie można przyjść na czas (czyli na ogół na 9:00), tylko trzeba być co najmniej 30 minut wcześniej. A jak jesteś pracownikiem "świeżakiem" to im wcześniej przyjdziesz, tym lepiej. W mniejszej firmie pracownik z najkrótszym stażem musi przyjść pierwszy do pracy. Ale! Na szczęście zaczynają się powoli zmiany w tym temacie (głównie mowa o średnich i dużych firmach, bo małe to nadal wyciskają z człowieka tyle, ile się da), gdzie widać już pozytywne wpływy obcokrajowców :D Tzn. jest to jedyna taka firma, którą znam, ale jak jest jedna, to musi gdzieś być i druga :D Co prawda trzeba być w pracy o 8:25, ale ulotnić się można już o 18:00 (czyli tylko jedna nadgodzina). Są poranne, codzienne zebrania i wszelkie różne pracownicze rytuały, a szef siedzi w samym środku pomieszczenia (cała firma to jeden wielki open office), co sprawia, że i tak jest cicho (choć w japońskich biurach i tak nie jest hałaśliwie), ale jest ogólnie o wiele lepiej, luźniej i mniej drakońsko :D

To na marginesie dodam akcent koreański. Jakoś tak usłyszałam o polskim oddziale Samsunga, gdzie (chyba) składają telefony. No, coś tam robią. I polscy pracownicy nie chcą przychodzić pół godziny wcześniej i zostawać po godzinach, z czego koreańskie szefostwo jest bardzo niezadowolone. Osobiście uważam, że powinni zrozumieć, że skoro Polska to nie Korea, to nie powinni wymagać "pseudo dobrej" pracy, skoro wyrabiają wszelkie normy w przewidzianych godzinach (chyba pracują po 12h) i polska kultura pracy tak długo, jak długo trzyma się dziennych norm, nie musi się dostosowywać do ich kulturalnych wymogów. I nie jest to żadne lenistwo, ani nielojalność. To jest akurat konkretny jeden przykład, ale w Polsce mając kontakt z Japończykami (na przykładzie dwóch znanych mi organizacji), umieli oni obniżyć swoje oczekiwania do (mniej więcej) zbliżonych nam standardów. To jakoś tak wtedy na mnie podziałało, że znowu miałam przykład na to, że Korea próbuje chyba przebić Japonię w nielogiczności :D Chociaż Japonia nie ma normalnego kodeksu pracy, a Korea ma już przynajmniej limity tygodniowe, więc idą łeb w łeb :D

ocenił(a) serial na 10
sally115

A nie, pojawiła się aktualizacja. Jednak drugi sezon ma pojawić się w pierwszej połowie 2020 i z innym reżyserem :/

ocenił(a) serial na 8
sally115

Mam nadziejé, że i Bae Doona się załapie, bo bez niej nie będzie już takiego fajnego kontrastu. Cho Seung Woo ponoć liczy, że uda im się zrobić 5 sezonów (!!!), z mojej strony na pewno będzie miał poparcie :) Im więcej tym lepiej, szczególnie, jeśli będzie dobry scenariusz.

Tak to póki co nie mam za bardzo co oglądać, bo Are You Human idzie mi jak krew z nosa, Dr John podobnie, zaczęłam też dla Lee Byung huna oglądać Iris, ale trochę cienki szczerze mówiąc, za bardzo nie wiem, co nim myśleć, ale ponoć wyszedł jeszcze inny serial z nim w zeszłym roku, który był ponoć niezły, więc jak wymęczę 20 odcinków, to się za niego wezmę. Muszę też poszukać normalnych filmów do oglądania, bo obejrzenie wszystkich odcinków zajmie z 30 godzin, a film 2/3 i sprawa zamknięta.

Co do pracy, pamiętam, jak Japońscy wykładowcy nam mówili zszokowani, jak to cudzoziemcy w pracy prosili o bezpłatne urlopy- w regulaminie oczywiście była taka możliwość jak wszędzie indziej, ale Japończycy nigdy nie prosili o płatne, tylko bezpłatne wolne, bo jak to jechać na wakacje i oczekiwać, że forma zapłaci za nieobecność. A cudzoziemcy bezczelnie i samolubnie brali i urlop, i kasę. Jedna babka, która pracowała przed uczelnią w jakiejś firmie przez 10 lat wzięła tylko jeden płatny dzień, na pogrzeb kogoś z rodziny. Podobnie ze strajkami- akurat w tamtym roku było we Francji pełno strajków na uczelniach (jak zawsze zresztą, w końcu to Francja), i też biedacy nie rozumieli, jak można strajkowac i NIE pracować. Bo u nich jak się strajkowało, to się przylepiało nalepkę na żakiet z napisem, że strajk, po czym szło się do pracy normalnie od rana do wieczora.

W sumie ciekawe, bo wiem, że dzięku takiemu oraniu Korea się niesłychanie rozwinęła i jest jednym z krajów z największym eksportem, a z drugiej strony są badania, które wykazują, że to właśnie krótsze tygodnie pracy zapewniają najlepszą ogólną produktywność (że o przyroście naturalnym nie wspomnę:)) , widocznie do Korei i Japonii te badania nie dotarły.
Ciekawe, czy mimo limitów mimo to ludzie mniej pracują w Korei? Patrząc na szkolnictwo, gdzie dzieci uczą się po 20 godzin na dobę i siedzą w szkole nawet do eczesnych godzin porannych, a do domu wracają ponoć na 2/3 godzinki, żeby sobie pospać, mimo, że niby jest to zakazane, niektóre szkoły ponoć sobie z tego nic nie robią...

ocenił(a) serial na 10
Migotka

Obejrzałam ostatnio fajną dramę. Nie jest to FoS, ani DS:60, i scenariusz w kilku miejscach ma parę dziur, ale mimo to podobała mi się na tyle, że pomyślałam, by Ci ją polecić - mowa o "Misty" z 2018 roku z Ji Jin Hee (prezydent Park z DS:60). Spodobała mi się jego historia jak został aktorem (był fotografem, ktoś kiedyś zaproponował mu aktorstwo, ale to odrzucił. Zwolnili go z pracy podczas kryzysu gospodarczego w Korei, a że żyć za coś trzeba to spróbował sił jako aktor, no i proszę :D), więc zainteresowałam się jego filmografią. Jeśli znajdziesz siły na kolejny serial, to polecam i daj potem znać czy Ci się podobało :)

Ja też mam nadzieję na udział Bae Donny, bo bez niej to nie to samo!

Co do gospodarki Korei i Japonii to czynników jest więcej i na dłuższą metę ich przesiadywanie w pracy nie jest wcale tak dobre. Myślę, że to, co zaowocowało ich (J+KP) ostatecznym sukcesem to fakt, iż stawiali w czasach swojego rozwoju gospodarczego bardziej na przemysł - ich dobra edukacja, dyscyplina, umiejętne przetworzenie zachodnich pomysłów dały świetne efekty. Teraz jednak ich gospodarki zwolniły, co jest rezultatem zmiany struktury samej gospodarki - rozwinął się sektor usług, w której Japończycy i Koreańczycy miewają duże trudności ze wzrostem wydajności, bo ich usługi są zbyt przeregulowane i oparte na nieefektywnych metodach, co bardzo ciężko im przyznać, a tym samym zmienić. Poza tym, Korea strzeliła sobie długofalowego samobója przez te ich konglomeraty/czebole, czyli powiązania polityczno-biznesowe i opieranie firm na rodzinach. To są świetne rozwiązania dla gospodarek na wczesnym etapie rozwoju, ale żeby utrzymać swoje tempo przez następne dziesięciolecia, to muszą zmienić ten system, by zapewnić większą elastyczność gospodarki i większą konkurencyjność. Tak więc to "oranie" to w sektorze przemysłowym to strzał w dziesiątkę, który im pomaga, ale sektor usług średnio się przy tym rozwija.

Swoją drogą, ja wykorzystuję swój urlop w całości. Nie dałabym rady nie wziąć wolnego. I nie ma na tym świecie takiej presji społecznej, jaką można by na mnie wywrzeć, żebym z tego zrezygnowała :)

Co do godzin pracy w Korei, to czytałam tylko statystyki, według których pracują teraz średnio 7 godzin tygodniowo krócej, czyli wychodzą trochę ponad godzinę wcześniej do domu. To i dużo, i mało. Dużo jak na nich, ale mało tak ogólnie, bo nadal siedzą po godzinach ze 2-3 godziny, a potem wyłażą pracowniczo na miasto. A to szkolnictwo, dajcie spokój... Aż mnie skręca na myśl o takim kołchozie.

A wracając do tego, co napisałaś wyżej ( i już dawno temu) o postaci Joon-Hyuk Lee w DS:60, że tak z nim skończyli. W amerykańskiej wersji też tak jest, więc nieco zostali wierni oryginałowi (niepotrzebnie, moim zdaniem). Tyle, że w koreańskiej jego rola była napisana o wiele, wiele lepiej, aż się nawet zastanawiałam, czy go nie zostawią do wyborów, ale niestety.

Pozdrawiam :)

ocenił(a) serial na 8
sally115

Wiesz co, zapuściłam sobie wczoraj amerykańską wersję DS odcinek 2, chyba z 20 minut obejrzałam i nie mogłam. Już nawet odpowiednik Majora Kanga mnie wkurzył (Kang był denerwujący, ale w inny sposób i jego postać była bardziej zniuansowana), a ten amerykański Kang jest właśnie taki... stereotypowo amerykański. Chyba za resztę podziękuję :)
A Prezydent Park grał x lat temu z filmie o nazwie Old Garden chyba, o młodych lewicowcach, widziałam na jakimś festwialu filmowycm i zupełnie nie skojarzyłam, że to on! Film swoją drogą świetny jeśli lubisz trochę politykowania :)

Nic dziwnego, że przy takim tempie pracy ludzie muszą się rozerwać przy czymś wesołym :) Kiedyś gadałam z żoną znajomego, która jest Koreanką, rozmawiałyśmy o koreańskich filmach (akurat chyba oglądałam trylogię zemsty i miałam fazę na filmy Kim Ki Duka). Ona kręciła nosem, że dla Koreańczyków ci reżyserzy wydają się bardzo zafascynowani zachodnim kinem, niektórzy nawet robili studia za granicą, a przeciętny Koreańczyk nie chce oglądać na ekranie dziwnych mrocznych produkcji i wiele z tych filmów, które u nas na Zachodzie odniosły sukces, tam raczej lecą w małych ambitnych kinach dla małych publiczności. A tak to przeciętny widz nie frapuje się nagrodami w Cannes czy Wenecji czy Sundance, tylko zapuszcza jakiś słodki romans albo komedyjkę, albo variety show gdzie się rozmaici sławni ludzie robią sztuczki.
To wychodzenie na miasto widziałam też w Japonii, nie wiem, jak tam się często małżeństwa czy pary widują poza weekendami, bo wszycy po opuszczeniu buirowców gromnie udawali się do pobliskich barów, nie dało się wcisnąć szpilki. Anegdotka z teog cyklu, ojciec znajomego kiedyś pojechał na delegację do Chin na 10 dni, wrócił i spytał, czy za nim tęsknili, a w domu w ogóle nikt nie zauważył, że go nie było :/ Nie wiem, może jak ludzie od małego są wychowywani, że tak należy żyć, to może nie zawracją sobie głowy, że można inaczej. Nie wiem, czy by mi się udało przestawić na taki tryb pracy na dłuższą metę. Choć w sumie i w Anglii lubią, żeby ludzie zostawali po godzinach, niestety najchętniej za darmo :) I mamy takie tworzenie pracy, żeby wyglądało, że się więcej robi. Pracowałam i w sumie wciąż pracuję z ludźmi, którzy wymyślają sobie i podwładnym nowe zadania, i podkręcają normy na 120%, a potem 130%, i taki wyścig, kto zrobi więcej niepotrzebnej często roboty.
Ciekawe, co pisałaś o tym odwiedzeniu klientów- z jednej strony miło, ale z drugiej jaka strata czasu, zamiast napisać e-maila, zasuwać na drugi koniec miasta, żeby pogawędzić 5 minut. Czyli wszystko dopracowane na ostatni guzik, najwyższy szacunek dla klienta, ale zamiast dogadać się w tym czasie z kilku(nastoma) osobami, można dojechać do jednej.
Ciekawe, że w serialach czy flmach się tego nie uświadczy, bo tam to wszyscy mają kupę wolnego czasu na spotkania towarzyskie, randkowanie i co tylko :)

ocenił(a) serial na 10
Migotka

Przepraszam za późną odpowiedź - wyjątkowo ciężki tydzień w pracy za mną.

Old Garden widziałam właśnie na Twoim profilu razem z Twoim komentarzem na forum, więc natychmiast oznaczyłam do obejrzenia :) Miałam nadzieję, że szybko się z tym zapoznam, bo lubię takie tematy, ale ten tydzień mnie wykończył (Boże, błogosław Happy Monday System) i poza H z 2002 roku (JSW i JJH, czyli prezydent Park, równa się MUST SEE) nie zdołałam ostatnio niczego nowego obejrzeć.

Co ciekawe, mnie się H bardzo podobało, ale każda recenzja jaką na jego temat przeczytałam zjechała go po całości :) Kompletnie nie wiem czemu, bo seans upłynął mi przyjemnie, w ogóle się nie nudziłam i mimo wszystko wcale nie byłam rozczarowana zakończeniem. Swoją drogą, teraz jest okropna moda na przekombinowane zakończenia (patrz: hiszpańskie "Contratiempo", nie wiem, czy widziałaś).

To, o czym piszesz, czyli lubowanie się w słodkawych filmidłach (a raczej przyczyna tego stanu rzeczy) sprawia, że jakoś mi bliżej mentalnie do Japończyków, aniżeli Koreańczyków. Japończycy mają (chyba, mogę się mylić) więcej filmów z nutą zadumy, spokoju, nawet goryczy, bo sami często tacy są (przynajmniej z mojej obserwacji). Z jednej strony noszą w sobie jakąś nostalgię, a z drugiej skrajny infantylizm (facet - sarariman w metrze z jakimiś kawaii obrazkami i gadżetami to normalka). Jasne, też lubią jakieś głupawe teleturnieje (bez komentarza) i seriale, ale mentalnie jednak są nieco inni od Koreańczyków.

Swoją drogą, to sytuacja polityczna na linii Korea-Japonia się zaostrza, a ostatnie przerzucanie się nawzajem dyplomatycznymi zniewagami rzutuje po trosze nawet na zwykłych szarych pracowników :/

Co do małżeństw, to choć teraz jest już nieco inaczej, to jeszcze naprawdę niedawno małżeństwa niekoniecznie miały coś wspólnego z miłością. Jest w tym coś dla mnie ciężkiego do przyjęcia, że druga osoba jest bardziej współlokatorem, aniżeli partnerem.

Mam nadzieję, że nie musisz za dużo zostawać po godzinach. Od Ciebie też tego wymagają, czy masz już to za sobą?

A te seriale i wolny czas... Od razu przypomniała mi się chronologia wydarzeń w FoS. Układając czasowo wszystkie wydarzenia, i ile potrafili zrobić w ciągu jednego dnia, to oni tam pracowali po 20h na dobę :) Ponieważ serial mi się ogromnie spodobał, to śledziłam każdy odcinek razem z takimi wpisami analizując każdą minutę:
https:// 4musingsblog.wordpress.com/2017/08/06/ timeline-in-the-secret-forestep-1-8/
(dwie spacje w adresie u góry, bo nie pamiętam czy linki tu działają normalnie)

I tam jest świetnie wyszczególnione w jakich godzinach pracują, np. żegnają się po kolacji u państwa Lee "do zobaczenia jutro" i widzą się krótko po północy w biurze, parę godzin później. No błagam :D

A jak tam "Misty"? Oglądałaś?

Pozdrawiam :)

ocenił(a) serial na 8
sally115

Hej, nie ma sprawy, między serialami koreańsksimi trzeba żyć :)
Misty dodane do listy na Netflixie, ale muszę skończyć kilka pozaczynanych seriali, bo tak to sie pogubię. Całe szczęście niedługo kończą się Kroniki Arthdalu, Dr John został mi tylko jeden odcinek, z Iris chyba jednak dam spokój, bo prowadzą dziwną politykę- każde pół godziny odcinka to powtórka z poprzedniego, czyli taka super wydłużona wstawka 'czy pamiętacie ostatnie 60 minut? tak? Ok, to zobaczycie raz jeszcze, ale może rzucimy kąt z innej kamery'. Zapomniałam nawet, że 100 lat temu zaczęłam dziwny japoński serial Love and Fortune. Nie pierwszy raz natykam się na japoński materiał o tematach tabu, tu akurat 30-kilku letnia obieta romansuje z nastolatkiem. Super dziwnie się to ogląda, bo sama bohaterka jest infantylna i gdyby to był facet romansujący z 16 latką, pewnie byłoby o wiele większe oburzenie, ale chcę zobaczyć, jak to dokończą.

Koreańskie kino odpoawiada mi bardziej jeśli chodzi o filmy sensacyjne/kryminalne/thrillery, bo to akurat potrafią robić świetnie (nie zawsze, ale często)- podkradają motywy z kina amerykańskiego, kilka sztuczek, i wychodzą często naprawdę dobre fiilmy. Swoją drogą, czytałam, że koreańska policja wpadła na nowy trop sprawy, która zainspirowała Memories of Murder, i po tylu latach może uda im się rozwiązać zagadkę w prawdziwym życiu! Japończycy z kolei robią jak napisałaś lnaprawdę dobre, ciekawe dramaty (Tokijską Sonatę chętnie bym gdzieś znowu zobaczyła).
Chińczycy z kolei bardzo lubią kino patetyczno-w jakimś stopniu patriotyczne (nie, że złe, bo też narobili kupę świetnych filmów), ale np brakuje czasem powiewu świeżości obecnego w kinie z Hong Kongu.
A ogólnie popularna tv chyba wszędzie jest kiepska. W sumie dlatego prawie nic nie oglądam :) bo właśnie teleturnieje czy programy typu kraj ma talent, czy panele, gdzie za biurkami siedzą nieznani mi celebryci (w Azji chyba jeszcze poza gadaniem muszą śpiewać i robić inne sztuczki) jakoś mnie nigdzy nie cieszyły ;) chyba w żadnym języku.
MIałam kilkoro znajomych w związkach z Japończykami, czy raczej Japonkami, ale wszyscy mieszkają w Europie, i jakoś im się nie spieszy specjalnie wyjeżdżać z różnych względów, a jedyne związki z Koreańczykami urodzonymi w Korei to takie, gdzie ci byli już dość zamerykanizowani/zeuropeizowani, na miejscu u nich pewnie nie byłoby tak łatwo. Czytam, że to się niby zmienia, ale chyba dla przeciętnego obywatela raczej coś dziwnego.

Sektor ekukacji w UK jest dośc specyfoczny, na papierze mamy całkiem fajne godziny pracy, ale realistycznie, żeby wszystko zrobic, co ma być zrobione, trzeba by dołożyć z 10 godzin tygodniowo, jak nie więcej. W zależności od miejsca pracy, hrabstwa, finansów placówek, samej dyrekcji- bywa lepiej lub gorzej.
Są i tacy, co pracują po 60+ godzin tygodniowo. Niektórzy chcą i lubią, albo lubią, żeby inni myśleli, że oni tak dużo pracują i chcą być za to podziwiani (znałam babkę, która siedziała w pracy od 7 rano do 9 wieczór, straciła głos, nie mogła mówić, rozpadło się jej małżeństwo, bo mąż jej nigdy nie widział, ale dzień w dzień zasuwała do pracy, jakby miała dostać jakiś medal za to- mogłam jej polecić Koreę, bo u nas tylko ludzie myśleli, że rodzina powinna ją zapakować do szpittala i siłą tam zawieść), inni bo muszą (bo praca lepsza jak zszargane nerwy i bezrobocie). Ja pracuję w fajnej ekipie, gdzie wszyscy sobie pomagają i ijest duży nacisk na balans między życiem a pracą- już doszliśmy do takiego etapu, że wiemy, które rzeczy są super konieczne, a które mogą/muszą sobie poczekać, żeby nie spędzać całych weekendów na papierkowej robocie. Więc niby sa nadgodziny, ale przynajmniej sensowne i jest jeszcze czas na to, żeby coś zrobić po pracy.

Rząd ogólnie patrzy w stronę szkolnictwa chińskiego, stawiając je jako wzór, mam nadzieję, że nie odkryją nigdy modelu koreańskiego czy japońskiego, bo sie chyba wszyscy pożegnamy z życiem prywatnym ^^

ocenił(a) serial na 10
Migotka

Z Twoją opinią na temat koreańskich thillerów i kryminałów zgadzam się w 100%, jestem zachwycona poziomem tego, co do tej pory obejrzałam. Aż miło się odkrywa kolejne świetne pozycje. No i jestem w końcu po seansie "Old Garden" i padłam - dzięki ogromne, film naprawdę zrobił na mnie wrażenie!

Nigdy nie zrozumiem ludzi, którzy dobrowolnie w pracy przesiadują, mając przy tym rodzinę. Chyba, że naprawdę kiepska ta rodzina i w niczym innym ci ludzie nie umieją się w życiu odnaleźć. Ale to nie jest ani zdrowe, ani dobre. A szczególnie krytycznie na to patrzę ostatnio, bo mam potworny kryzys w pracy - tak chyba już regularnie od września do listopada, bo kończą mi się siły i czekam na jakieś dłuższe wolne, więc przez ten okres czuję się kompletnie sponiewierana. Myślałam, że można się przyzwyczaić i wyrobić jakąś "kondycję pracowniczą", żeby z każdym rokiem było łatwiej, ale jeśli się da, to sporym kosztem. Jak już odkryłam desperackie zamiłowanie do (azjatyckich) seriali, to powoli zaczynam też rozumieć pijaństwo Japończyków. Z wyczerpania i desperacji można popaść w alkoholizm :)

Bardzo jest interesujące to, co piszesz na temat swojej pracy, a zwłaszcza tych nadgodzin. Naprawdę nie zdawałam sobie sprawy, że na Zachodzie też jest dużo nadgodzin. Dla mnie 10h więcej tygodniowo to sporo. Pewnie dlatego, że w głowie mam dwa modele: japońsko-koreański, czyli wampirzy, który wysysa ze mnie radość, szczęście i życie (wspominałam, że mam kryzys? :D) oraz nazwijmy to "polski", gdzie nadgodziny były dla mnie wydarzeniem rzadkim i absolutnie godzącym w moje prawo do życia :) I skrupulatnie dbałam o to, by sobie to odebrać w formie finansowej lub wypoczynkowej. Tak więc 10 godzin tygodniowo, to 2 godziny dziennie - dużo! A pracuje się 5 czy 6 dni w tygodniu?

A te rządy to chyba nienormalne, niech się od ludzi odczepią. Jedno co mi się jednak podoba w japońskich szkołach to to, że uczniowie sprzątają szkołę (patrząc na polskie szkolne toalety, to aż strach nie tylko skorzystać, ale i wejść) i zajmują się recyklingiem - że od małego dba się o to, by nie śmiecić i - no, jako tako - dbać o czystość i środowisko (ale japońskie społeczeństwo wcale nie jest tak ekologiczne, jak się je przedstawia i na temat mogłabym się długo wywnętrzniać). Myślałam, że zabieranie śmieci ze sobą będzie bardzo kłopotliwe i denerwujące, ale ma to sens, przynajmniej dla mnie i nawet mi się spodobało. Oto moje ukryte hobby: segregacja śmieci :D :D

Rzeczywiście, telewizja w dzisiejszych czasach przypomina ściekowisko (może źle szukam, albo zbyt mało wytrwale) i rzadko mogę znaleźć jakieś sensowne treści, a częściej za to jakieś totalne głupoty, które sprawiają, że IQ spada mi co najmniej o połowę już po minucie oglądania tego czegoś. Ale japońskie teleturnieje (znam tylko te, nie widziałam ani chińskich, ani koreańskich, ani w ogóle innych azjatyckich, ale pewnie są podobne) sprawiają, że mózg staje mi okoniem - mój umysł nie byłby w stanie tego wymyślić, a wręcz buntuje się przed przyjęciem do wiadomości tego, co widzi :) Moi znajomi, którzy znają mnie od lat kilkunastu twierdzą, że niewiele mnie dziwi i wszystko przyjmuję ze stoickim spokojem. Nie wiem, może to tak wygląda na zewnątrz, bo jak oglądam japońskie produkcje (czy ten ostatni serial - "Milion jenów od kobiety") to przed oczami mam tylko blue screen z hasłem "processing...".

Swoją drogą, od trzech tygodni ani widu, ani słychu na temat FoS. Liczyłam, że może Doona Bae się jakoś określi do tego czasu, a tu cisza :/

Ach, i gratulacje dla Filmwebu za wyświetlanie powiadomień przewidujących przyszłość. Ostatnie powiadomienie na temat Twojej wiadomości w tym wątku wyświetliło mi się z adnotacją "za godzinę". Różnice czasu się kłaniają :D

ocenił(a) serial na 8
sally115

FIlmwebowe powiadomienia są tak świetne, że dopiero teraz zobaczyłam Twoją odpowiedź!
Z nadgodzinami jest tak, że zależy od miejsca pracy. Mam znajomych pracujących w hotelarstwie, tam nagminnie robią po 60/70 godzin, więcej szczególnie w okresach mocno turystycznych, od menadżera do kelnera. W firmach zależy, miałam znajomą, co miała fajne godziny, ale czasem klienci z Chin robili konferencje i w soboty miała pobudki o 3 nad ranem. W dużych miastach ogólnie jest jak wszędzie więcej presji, żeby pracować więcej, choć nie wiem, na ile to jest norma, a na ile fakt, że akurat większośc ludzi, których znam, pracuje w nietowarzyskich godzinach :)
Tu też ogólnie jesienna depresja, niby mamy co 7/8 tygodni jakieś ferie, ale przy lejącym non stop deszczu i ogólnej aurze to akurat te październikowe są zupełnie beznadziejne.
To sprzątanie w japońskich szkołach mi się bardzo podoba, bo tu czasem po porze obiadowej stołówki wyglądają jak śmietniki, fajnie by było, gdyby ludzie dbali bardziej o to, co się dzieje naokoło. Potem się dziwimy, że w lasach i na plażach jest pełno śmieci, a dzieci i dorośli nawet w szkole czy pracy często po sobie nie sprzątają, to co dopiero na wakacjach.
Zaczęłam oglądać Life, dobry, ale jednak depresyjny (życie w Korei jest straszne widocznie, wszędzie korupcja :)). I jak mówiłaś, pół obsady FOS się załapało z marszu. Ciężko się trochę ogląda, w Stranger były przynajmniej jakieś wesołe wstawki co jakiś czas, a tu z tragicznej sytuacji robi się bardziej tragiczna. Lekarze się buntuja, ale jednocześnie po cichu niechcący zabijają pacjentów i wszystko potem po cuchu zamiatają pod dywan, więc nawet nie ma za bardzo komu kibicować, bo wszyscy wydają się umoczeni w czymś nieciekawym i większość bohaterów jest niezbyt sympatyczna. Do tego ten główny bohater tak się snuje po ekranie cały czas ze smętnym spojrzeniem a la Żebrowski, taka senno-depresyjna atmosfera króluje i mimo że fabuła dobra, to trudno mi się zabrać za kolejne odcinki, coś bym wolała pozytywnego od czasu do czasu.
Doona Bae ma być w drugim sezonie Kingdom na pewno w przyszłym roku, może dlatego jeszcze się nie opowiedziała? Z tym, że Kingdom miał 6 odcinków, to nie zajmie im tyle czasu co sezon na 16. Zresztą jeśli nie widziałaś, to polecam, ja po Walking Dead tóre przerwałam w 6 sezonie myślałam, że się za tematykę zombie nie zabiorę przez kilka lat, tak mi się przejadło, ale to mnie naprawdę zaskoczyło pozytywnie.

ocenił(a) serial na 10
Migotka

No to gratulacje dla Filmwebu, że przysyłają powiadomienia miesiąc po wysłaniu odpowiedzi :)

A ja właśnie dosłownie przed chwilą skończyłam oglądać "Kingdom". Widziałam ten serial u Ciebie i stwierdziłam, że warto i też obejrzę. Cieszę się, że napisałaś, że ma być kolejny sezon, bo przez chwilę zdębiałam - jak to, koniec? W takim momencie?!?!?!

"Life" też mnie wymęczył i przyznam, że im więcej oglądam filmów i koreańskich seriali to mi się coraz smutniej robi, bo tyle się w nich mówi o korupcji, skorumpowanych policjantach, prokuratorach, politykach, biznesmenach... Mam wrażenie, że tam jest gorzej niż w Polsce :) Swoją drogą, skończyłam serial, o którym wspominałam daawno temu "Bad Guys: Vile City". Zaczęłam go z nudów, pierwszy odcinek mnie tylko nudą dobił (drugi zresztą też) i stwierdziłam, że oglądanie facetów, którzy leją się po mordach jakoś mnie nie kręci, ale jednak koreańskie filmy są lepsze niż amerykańskie, bo tam zaczęło się coś sensownie dziać, postacie zaintrygowały i od scenariusza nie bolała mnie głowa. Pod koniec nawet mi było szkoda, że nie ma dalszego ciągu.

Z drugiej strony mamy dramy o miłości, ale ciężko mi się za nie zabrać, bo jakoś mi taka tematyka nie do końca leży. Zaczęłam oglądać "This is my love", ale w ciągu tygodnia zdołałam przebrnąć tylko przez jeden odcinek, więc kiepsko mi idzie. Ale pamiętam o tym, że większość dram spodobała mi się dopiero na poziomie 2/3 odcinka, więc obejrzę koniec tej historii. No i zaczyna mi chodzić po głowie Cesarzowa Ki, co jest niechybnym znakiem, że się za nią wkrótce zabiorę :)

ocenił(a) serial na 8
sally115

Właściwie to wcale nie było powiadomienia, zupełnie przez przypadek weszłam na stronę i zobaczyłam, że odpowiedziałaś. Brawo Filmweb.
Life jest dobre, ale po 60 minutach odchodzi chęć do życia. Siedziałam wczoraj po odcinku 5 i aż mi się nie chciało zejść z kanapy. Wszystkim wiatr w oczy i pod górkę, do tego właściwie jak powiedziałam wszyscy są dość antypatyczni. Pewnie jak to w życiu, ale aż mi się wierzyć nie chce, że w jednym miejscu pracy można zgromadzić tylu smutnych, niezadololonych z życia ludzi. Chyba tylko ta sekretarka JSW póki co wydaje się jakaś mniej depresyjna.
Te komedie romantyczne są chyba dla przeciwwagi, jakoś trudno im zrobić widać produkcje wyważone, albo wszystko jest takie smutne, albo z kolei cukierkowe i nierealistyczne. Choć niby Stranger był o korupcji, to się bardzo fajnie oglądało, podobnie DS:60 Days, bo było w nich coś ludzkiego, ale w Life nie ma żadnej odskoczni, nawet jak jedzą sobie kolację ze znajomymi, to mają takie przybite miny.
Bad Guys widziałam chyba pierwszy odcinek oryginalnej serii (Vile City to chyba spinoff?), jak skończę to, co teraz oglądam, to pewnie wrócię, bo nie zapowiadąło się źle. A Empress Ki jakoś szybko przeleciało, zresztą to dość lekki serial, mimo dworskich intryg :)

ocenił(a) serial na 10
Migotka

Przepraszam Cię gorąco, bo choć wchodziłam na filmweb, to ciągle nie miałam czasu, żeby odpisać. Nawet od tygodnia nic nie obejrzałam, nawet kawałeczka odcinka. Nie wiem jak u innych, ale u mnie w pracy listopad i grudzień to najgorszy czas - teraz przez tydzień lub dwa będzie trochę więcej spokoju, ale już zaczął się okres, kiedy nie miewam "pustych" nadgodzin. Zwykle bowiem w przepisowym czasie uwijam się ze swoją robotą i potem zostaję dla towarzystwa, z kulturowego nakazu. Jednak już teraz zaczynam siedzieć tak długo, jak cała reszta i jetem lekko "wypluta", za przeproszeniem.

Tak sobie myślałam, że "Life" właśnie z tego powodu tak się nazywa, a nie po "medycznemu", bo jest równie mroczny co zwykłe koreańskie życie :) Swoją drogą miałam ostatnio kontakt z kilkoma Koreańczykami - w pracy sporadycznie się z nimi stykam, stąd w ogóle zaczęłam się interesować nimi samymi oraz ich kulturą. Miałam nadzieję, że te wszystkie historie o koreańskim systemie edukacji są nieco przesadzone, a w mediach pokazuje się trochę skrajniejszy obraz (no bo to bardziej chwytliwe), ale ... no nie bardzo. Przede wszystkim przełamanie lodów i kontakt mniej "pracowniczy" przyszedł o wiele łatwiej niż w porównaniu z Japończykami. Może piszę o oczywistościach i wychodzi tu moja ignorancja, ale jednym jest o pewnych rzeczach usłyszeć, a drugim - się o tym przekonać, no i pewne różnice mnie zaskoczyły. Myślałam, że Korea to trochę bardziej podkręcona Japonia, ale z tym różnie bywa. Edukacja jest tak mordercza jak mówią i gorsza od japońskiej, natomiast kontakt międzyludzki jest o wiele przyjemniejszy, są naprawdę znacznie mniej sformalizowani (a przynajmniej ci byli) i trochę w szoku byłam, jak mocno przyzwyczaiłam się do japońskich standardów, że byłam bardziej sztywna niż oni. Na szczęście z pomocą przyszła polska natura i dalej było jak z płatka :) Poza tym, zauważyłam, że Koreańczycy władają angielskim na wyższym poziomie niż Japończycy (tak trochę generalizując, mój wniosek tylko). No i piją więcej. Jak już umówiliśmy się na wiercenie im dziury w brzuchu i wypytywanie o nich, to oczywiście nie obyło się bez alkoholu, co też mnie nieco sponiewierało, bo konsumowali go więcej niż moi koledzy z pracy. Nawet zapytałam, czy zawsze tyle piją, czy tylko tutaj, a oni że to tak normalnie. Ale za to Japończycy nie przebierają w alkoholach i piją według zasady "czym chata bogata", a Koreańczycy jakoś trzymają się najczęściej tego nieszczęsnego soju (które już znam z dram) i makgeolli (którego nie znałam).

Aaa, pytałam też jaki jest ich powód długiego przesiadywania w pracy. W Japonii wiadomo - sarariman walczy w imię swej korporacji, nie wychodzi się przed szefem itd. Ale w Korei kładzie się większy nacisk na rywalizację (i w szkole, i w pracy). Niby niewielka różnica, ale jednak w praktyce sprowadza się to do zupełnie innych priorytetów.

Przy czym, to są moje obserwacje i odpowiedzi, które usłyszałam od kilku osób, więc niekoniecznie to musi dotyczyć ogółu. A dodając do tego, że pół roku temu moja wiedza na temat Korei wynosiła okrągłe zero za wyjątkiem komunikatów z prasy o walce gospodarczo-politycznej między Japonią a Koreą, to jestem średnim źródłem informacji.

Jak już kompletnie odeszłam od tematu i wywnętrzniania się, to może wrócę do odpowiadania na komentarz :D

Tak, tylko sekretarka JSW jest w tej ekipie normalna i tak pozostanie do końca :) Przykro mi, niestety. Ale po tylu tygodniach może już to wiesz :)

A filmy romantyczne made in Korea nie są dla mnie chyba. Czysto honorowo spróbuję obejrzeć do końca "My first love" czy co to tam było, ale będzie ciężko. Chcę jednak mimo wszystko spróbować, bo może jakoś się do tego przekonam (wszak mam też swoje uprzedzenia). No i zgadzam się z Twoją opinią na temat FoS i DS:60 - te dwie produkcje - jak dla mnie - mocno odstają od wszystkich innych i stawiam je na piedestale swoich ulubionych seriali, jakie kiedykolwiek obejrzałam. Mają w sobie coś takiego, że chcę do nich wracać. Swoją drogą, zamierzam obejrzeć jeszcze parę produkcji z JJH (prezydent Park), bo jak na razie wszystkie trzymają poziom i mi się podobają (no, "Blood" było nieco wątpliwe i chyba dla młodszej niż ja widowni, ale on wypadł dobrze, więc była odskocznia - także humorystyczna).
Vile City to rzeczywiście spin-off, więc gdy się o tym przekonałam, to martwiłam się, że pewnie będzie słaby (oryginały zwykle bywają lepsze, a tego nawet nie widziałam). Ale był bardzo fajny i wolałabym drugi sezon tej serii, niż obejrzeć oryginał (zżyłam się z postaciami z VC), choć pewnie w końcu się skuszę.

A że zbliża się mój najmniej towarzyski okres w życiu to po miliardzie nadgodzin będę oglądać Cesarzową Ki. Tyle odcinków idealnie nada się na okres przetrwania, wszak do końca roku zostało 50 dni, a odcinków jest 51 :D

ocenił(a) serial na 8
sally115

Nie ma sprawy, piszemy, jak mamy czas, ja też nie mam czasu nic specjalnie oglądać.
Ciekawe, co mówisz o tych różnicach. Niby efekt taki sam, ludzie siędzą w pracy gdzinami, ale jednak różnice są. Tą rywalizację chyba nawet widać w tych koreańskich produkcjach, które widziałam, choć może praca w korporacjach ogólnie tak wygląda w niektórych dziedzinach. Miałam kiedyś znajomych pracujących na wyższych szczeblach w bankowości i też siedzieli godzinami, bo każdy chciał pokazać, ile to pracuje. Zresztą i w szolnictwie są takie przypadki i jest konkurencja, kto jest bardziej przepracowany, pal licho, że część tej roboty była totalnie niepotrzebna, ale mogli ponarzekać, ile wieczorów nad czymś tam spędzili, ile zarwanych nocy i weekendów spędzonych w biurze zamiast z rodziną.

Life skończone, uff. Jeszcze nie oceniłam, bo w sumie nie wiem, co postawić. Z jednej strony fabuła ciekawa i potem się mocno rozkręciła. Z drugiej, rozbrajało mnie to, że niby wszyscy są tacy zapracowani i przemęczeni, a 90% czasu spędzają ględząc sobie z innymi lekarzami po korytarzach albo na zebraniach. Jak pod koniec, chyba w przedostatnim odcinku, zebranie last-minute, ale wszyscy lekarze są w stanie odejść od pacjentów i sobie debatować/głosować, aula pełna, kto tam miał w ogóle czasu kogoś leczyć? Albo scenka: przywożą gościa na pogotowie, a szef działu odciąga głównego bohatera na prywatną pogawędkę, podczas gdy ewidentnie widać, że akurat zlecał badania. Jakoś ogólnie mieli tam sporo czasu na przechadzki i pogaduszki. W sumie znowu to może szczegóły, ale do tego oglądanie tych cierpiących min u wszystkich lekarzy przez 16 odcinków (plus brat inwalida, nie dość, że na wózku, to jeszcze śmiertelnie chory i zakochany bez wzajemności). I trochę oczekiwałam, że sie okaże, że ta śmierć w pierwszego odcinka okaże się rzeczywiście podejrzana, a tak to okazuje się, że rzeczywiście gość dostał zawału i spadł z dachu? I jak to możliwe, że wicedyrektor został zawieszony, a nadal siedział w szpitalu i urzędował :/ Jak się kogoś zwalnia, to normalne jest, że ekipa IT (która często wie przed samym zwolnionym, o fakcie) od razu usuwa konta i hasła, a tu nawet tym zwolnionym lekarzom dopiero po jakimś tam czasie odcięto dostęp do systemu i wydawali się mocno zszkowani (ja bym była zszokowana, że mimo zwolnienia mogę sobie codziennie przychodzić do pracy jak gdyby nigdy nic i że mam dostęp do wszystkich danych i szef nie zwraca na nic uwagi). I okazuje się, że wystarczy sobie wyjąć legitymację z kosza na śmieci i już jest wszystko działa.
Wiem, że miało być dramatycznie, no ale bez przesady, mogli by poudawać, że ma to coś wspólnego z rzeczywistością :) Poza tym bym wolała (koncert życzeń), żeby bohater JSW jednak okazał się bezwzględnym biznesmenem, a nie, że zwalniał w poprzednim życiu strajkujących pracowników firmy transortowej, żeby niby ocalić ich przez wypadkami (?) albo samobójstwem (?!). Jak szlachetnie z jego strony.
Za to na plus, trzy osoby pod koniec ostatniego odcinka się uśmiechnęły :) Ogólnie nie było może tak żle, ale bym wolała trochę mniej tego dramatycznego zacięcia, a trochę więcej (nawet smutnej) rzeczywistości z pierwszych odcinków, bo im dalej w las, tym było bardziej nieprawdopodobnie. A przecież to nie Grey's Anatomy z miliardem sezonów, gdzie muszą się nagimnastykować i wymyślać Bóg wie co, żeby serial istniał. Trochę mi to zgrzytało, bo właśnie z jednej strony panował taki w sumie ponury, ale życiowy nastrój, a z drugiej tak troche na siłę budowali napięcie trochę tanimi zagraniami.
Wracając znowu do DS:60, przecież i tam było pełno zakrętów i niespodzianek, ale nie było właśnie takich 'nieprawdopodobnych', odrealnionych, mimo że takiej kumulacji nieszczęść żaden prezydent w ciągu tak krókiego czasu nigdy by nie przeżył :) . Trochę szkoda, bo w sumie było sporo fajnych elementów, i mimo tego marazmu większość dobrze się oglądało, choć ciężko.

Zaczęłąm też Misty, zapowiada się ciekawie. I Chief of Staff, gdzie gra też prezydent z Designated Survivor i Jung-Jae Lee, którego bardzo lubię. Tylko że tu znowu polityka, korupcja, wbijanie sobie nożów w plecy, kto pierwszy, ten lepszy, ale za to właśnie fajnie zagrany i stylem bliżej do DS niż, no, większości seriali :).

ocenił(a) serial na 10
Migotka

No to dokładnie i bez litości przeanalizowałaś "Life" :) Ja jestem tak krytyczna wobec seriali ze sztukami walki. Sama od lat ćwiczę, więc gdy widzę jakieś tandetne lub naciągane sceny to zwykle przewracam oczami, vide: początek Cesarzowej Ki... Którą to już skończyłam :D Miała zapewnić rozrywkę do końca roku, ale finalnie nie wystarczyło mi nawet do końca listopada, bo jak zaczęłam oglądać, to już było po mnie :D To druga drama, która spodobała mi się od pierwszego odcinka (pierwsza to "Possessed"). Zastanawiałam się nawet na początku co mi się tak podoba, skoro niektóre elementy były dla mnie średnie (walki bohaterki, przykładowo; pewne umowności, które mnie denerwowały). Ale całość tworzyła na tyle fajną konstrukcję, że jednak mnie wciągnęło, a w dodatku z każdym odcinkiem było coraz lepiej. Ostatecznie tych 51 odcinków obejrzałam w dwa tygodnie, co chyba nie najlepiej o mnie świadczy :/ Dzięki za polecenie, bo chyba bez tego nie zdołałabym się do tego przekonać - właśnie z powodu długości. Dowiedziałam się, że to nawet w Polsce leciało na TVP1 chyba... Sama też chciałabym coś polecić, ale co obejrzę, to widzę, że już obejrzałaś. Ale jak mi się w końcu coś trafi, to dam znać :)

Co do wspomnianego "Life" to akurat ta dwuznaczność prezesa granego przez JSW mi się podobała... Do momentu pokazania, jak podesłał temu strasznemu szefowi swoje pomysły, dzięki czemu znów go zatrudnił. Na to zgrzytnęłam zębami. Nie podobało mi się to rozwiązanie z bratem na wózku, to też było dla mnie strasznie dobijające. I pani pediatra mnie wkurzała. To była trzecia drama jaką w życiu obejrzałam i znów (jak w FoS), to kobieta robiła podchody do faceta. Czy to jakaś norma? :)

Im dalej w las, tym bardziej stwierdzam, że świetnie trafiłam z pierwszą dramą w życiu (wspomniane "Possessed") - miała dużo humoru, nie było korupcji (serio! :) choć byli przestępcy), sporo folkloru, no i złamała mi serce.

Za "Chief of Staff" też zamierzam się zabrać w najbliższej przyszłości, gdy tylko odeśpię krótkie nocki po maratonie z cesarzową. Przyglądam się jeszcze "My country: The new age" - na razie patrzę tylko na obrazki na Netflixie, ale widzę po nich, że może się z tym serialem polubimy :)

A FoS 2 nadal cisza....

ocenił(a) serial na 8
sally115

Wow, szybko przeleciałaś przez Empress Ki! Jak Ci się ogólnie spodobało? Mnie cesarz wkurzał aż do samego końca :P Ale ogólnie dobra rozrywka, szczególnie muzyczne wstawki z gitarami rokowymi :) Przyjemnie się oglądało i mi też szybko zleciało.
W Life to nawet nie tyle mi przeszkadzało, że JSW miał dobrą stronę, tylko to głupie wyjaśnienie, że zwalniał ludzi i rozwalał związki zawodowe, żeby tych ludzi chronić, jakoś mnie to nie przekonało. To jakby powiedzieć ze Thatcher rozwaliła kopalnie i przemysł w Wielkiej Brytanii, bo bardzo zależało jej na dobrze górników i stoczniowców. Tak go na siłę chcieli wybielić pod koniec, a przecież podjął mnóstwo dość okrutnych decyzji, które miały negatywny wpływ na pacjentów.
Teraz się właśnie koncentruję na Chief of Staff, ale to nie jest lekka lektura, bo wszędzie znowu polityka, korupcja, każdy każdemu wilkiem, skorumpowani politycy nieźle sobie radzą, a biedni ludzie jak zwykle są wykorzystywani, więc idzie mi trochę jak krew z nosa. Za to dobrze zagrane, tylko znowu tematyka ciężka, w sam raz na zimowe wieczory :)
Moją pierwszą dramą chyba było The Virus chyba, a potem do FoS chyba nic przez kilka lat, mimo że lubię koreańskie filmy, seriale mnie jakoś niespecjalnie kręciły. Teraz trochę nadrabiam, ale mam szczęście takie pół na pół, połowa dobra/znośna, ale niektóre to po kilkunastu minutach wiem, że chyba nie dla mnie :) Czasem trochę ciągnę, ale czasem już mi szkoda czasu na 20 półtoragodzinnych odcinków, żeby to miały jeszcze z 30 minut jak anime :)

ocenił(a) serial na 10
Migotka

No właśnie zapomniałam o tym wcześniej napisać - ta muzyka... Gdy tylko usłyszałam gitary, to aż mi uszy oklapły. Nie powiem, są filmy i seriale, w których taka muzyka pasuje, nawet jeśli stoi w sprzeczności z prezentowaną epoką. Jest wówczas takim świetnym "pazurem" i ciekawym zabiegiem. Ale moim zdaniem w Empress Ki to kompletnie nie pasowało. Skromność w scenach walk i tych "batalistycznych" kłuła mnie w oczy, a w połączeniu z rockowymi wstawkami budziła mój niekontrolowany chichot :)

Nie podobało mi się także, gdy jakąś romantyczną scenę i miły klimacik burzyli wstawieniem jakiejś piosenki. Nie powiem, ładny utwór, wykonanie też ładne i piosenka sama w sobie by mi się zapewne podobała, jednak mamy scenę "wyciszenia", lekko intymną i nagle ktoś zaczyna się drzeć rozdzierająco :) Na miły Bóg...

Ogólnie jednak nie oceniam tego tak negatywnie. Staram się (o ja łaskawa) dość wyrozumiale oceniać produkcje, więc póki dobrze się bawiłam, ewentualnie zaśmiałam z jakiejś głupoty, to poczytuję to na plus, bowiem nuda i bezpłciowość jest jednak gorsza :) Bardzo przyjemnie oglądanie Empress Ki mi zleciało, w zasadzie tylko przy końcowym wątku z Mahą odczułam już trochę znużenia. Ze wszystkich bohaterów najbardziej podobał mi się Tal Tal - bardzo fajne prowadzenie postaci i jemu kibicowałam najbardziej - lubię takie charaktery. A Cesarz też mnie trochę wkurzał :)

A tak w ogóle, to dwa dni temu wyszła informacja, że FoS 2 zacznie być emitowany w lipcu przyszłego roku. Jak daawno temu wspominałam, po obejrzeniu "Life" zaczęłam się o ten drugi sezon nieco obawiać :/

ocenił(a) serial na 8
sally115

Muzyka w Cesarzowej była taka telenowelowa, poza tymi gitarowymi wstawkami. Tak mi się kojarzyła z 'dramatycznymi' scenami w jakiejś brazylijśkiej produkcji o tysiący odcinków, która kiedyś leciała na polsacie. Też coś tam się działo i nagle slow motion, przybliżenie twarzy i smętna melodia z rozdzierającym ciszę wokalem.
Ale cała reszta była OK. Oglądało się łatwo i przyjemnie, większość w każdym razem, można było się i pośmiać i podenerwować nad knowaniem wszystkich dworzan :) Trochę mnie rozczarował Bae-kan, zapowiadał się całkiem całkiem, a potem woda sodowa uderzyła mu do głowy.

Ja póki co cisnę Chief of Staff. Jak się okazuje, jest gorszy zawód niż bycie prokuratorem w Korei. Jest to stanowisko szefa sztabu jakiegokolwiek posła w parlamencie w Korei. Ludzie ryzukuja tam życie, żeby się pojawić w pracy :P Pod koniec drugiego sezonu już nieźle polecieli z rozwiązaniem akcji, no ale wiadomo, bez dreszczylka emocji nie było by dramy. Długo mi trwało przekonanie się do tego serialu bo był taki 'suchy', ale ogólnie okazał się całkiem w porządku jak się akcja trochę rozkręciła, tylko że trwało to z 5 czy 6 odcinków 1 sezonu.
Ciekawe czy FoS będzie prędko na Netflixie, pewnie na anglojęzyczny trzeba bedzie trochę poczekać, choć może się szybko zbiorą i przetłumaczą. Wkurza mnie czasem, jak sezony niektórych serialiw UK lecą rok po premierze, bo mają taką umowę z dystrybutorem, mimo że w USA czy w innych krajach na platformie serial już jest od miesięcy...

ocenił(a) serial na 10
Migotka

Filmweb wysyła co prawda powiadomienia o odpowiedzi na forum, ale ta po pewnym czasie znika. Jeśli nie sprawdzisz w ciągu tygodnia (albo dwóch?) to powiadomienie przepada - nie ma tego nawet w historii powiadomień, nic. Mogliby najpierw to usprawnić, zamiast zmieniać wygląd...

Miałam zacząć " Chief of Staff", ale jakoś nie miałam natchnienia. Chyba potrzebuję nabrać sił przed kolejną mroczną fabułą :D

Po drodze był też do obejrzenia "Wiedźmin" (który nie był tak zły jak się spodziewałam, ale niestety dobry też, moim zdaniem, nie był), którego męczyłam prawie tydzień i powrót do japońskich produkcji. Jak nie oglądam, to przez dwa lata, a potem nagle siadam i oglądam wszystko co się nawinie jakby od tego moje życie zależało :) Swoją drogą przypomniałaś mi Death Parade, o którym już zdążyłam zapomnieć, że kiedyś to widziałam :)

No i nareszcie! W końcu potwierdzono powrót wszystkich żyjących postaci i aktorzy są ci sami, włączając w to Doonę Bae i lada moment padnie pierwszy klaps na planie. Oby wyszło dobrze!!

ocenił(a) serial na 8
sally115

Tylko że ja się dość często loguję, a i tak nic nie pokazało. No ale cóż zrobić.
Ja na razie trochę przystopowałam z koreańskimi produkcjami, za niedługo wrócę, ale musiałam obejrzeć coś, co nie ma 50 odcinków i jest lekko mniej dramatyczne :) Plus szukam tytułów ciągle, zaczęłam Misty, fajnie się zapowiada, ale te długie odcinki mnie lekko zabijają, oglądanie 16 czy 20 półtoragodzinnych filmów.

Treaz tylko czekam na drugi sezon Kingrom i FoS :) Designated Survivor raczej nie będzie mieć kolejnych edycji, a to chyba moja trójka ulubionych seriali koreańskich. coS było bardzo dobre, ale jak pisałam wcześniej dołujące w sumie, też musiałam być w humorze, żeby oglądać.

Wiedźmin był, no cóź, jaki był, dobre oglądadło, ale po przeczytaniu książki wypada blado. Widać, że chcą zrobić kilka sezonów, to rozciągają fabułę jak się da, ale za to aktorów dobrali w miarę, mogło być gorzej.

ocenił(a) serial na 10
Migotka

"Misty" mi się bardzo podobało, ale rzeczywiście strasznie długo się to ciągnie. Poza tym, to drama pełną gębą, więc też trzeba być w dobrej psychicznej kondycji, żeby to obejrzeć :P Swoją drogą, aktora z tej serii dołącza do obsady FoS 2 :D

Też już podchodzę z większą rezerwą do seriali koreańskich, bo ich długość jest przerażająca :) Ale i tak wolę to, niż amerykańskie seriale ciągnące się X sezonów, w których fabuła tak zakręca, że już tylko kosmitów tam brakuje ("Czarna lista" na przykład, która wystartowała dobrze, ale teraz jest tak pokręcona, że przestałam to na bieżąco oglądać). No i zabrałam się za "Chief of Staff" - gdzieś widziałam Twój komentarz, że powoli się rozkręca i zgadzam się w 100%. Chyba dopiero w połowie pierwszego sezonu zaczęło mnie interesować co tam się dzieje.

Szkoda mi, że DS:60 nie będzie mieć drugiego sezonu. Z jednej strony, bo z drugiej martwię się, że wyszedłby klops. Oby FoS 2 dał radę!

ocenił(a) serial na 8
sally115

Chief of Staff bardiej mi się podobał chyba drugi sezon, bo od początku coś się działo, a w pierwszym strasznie długo zajęło mi zorientowanie się, który to pan Lee jest przewodniczącym której komisji i co właściwie robi połowa postaci; w drugim juz miałam jansość umysłu odnośnie większości stanowisk i popwiazań między postaciami, co trochę ułatwiło sprawę.

Z tym, że drugi sezon z kolei właśnie zrobił się z czasem bardzo dramatyczny znowu, korupcja w skali 0-10 skoczyła na poziom 25 :) Za to było sporo akcji i mniej ględzenia.

Dla mnie takie seriale są jednak idealne, po 10-12 odcinków, najlepiej krótszych niż godzina. Dlatego lubię niektóre francuskie/skandynawskie seriale kryminalne, nie ciągną się nie wiadomo ile, 2-3 sezony maksymalnie, 6-10 odcinków i w sumie wole niedosyt niż przesyt. Tylko że większość mroczna, więc też nie da się jak oglądać nie wiadomo ile. Z drugiej strony islandzki Trapped właściwie obejrzałam w 2,5 dnia cały pierwszy sezon :) taskiemców po 10 sezonów właściwie nie oglądam, chyba jedynym wyjątiem było kiedyś Z Archiwum X, teraz Gra o Tron, ale to i tak krótkie w sumie, Walking Dead odpuściłam już sama nie wiem w którym sezonie, czasem puszczę jakiś odcinek, ale nie śledzę całości jako takiej.

W FoS mam nadzieję, że będą mieli fajną fabułę,. Pierwszego sezonu raczej nie przebiją, ale raczej i nie spaprają. W DS to w sumie nei wiem, jakie kataklizmy mogłyby się im jeszcze przydarzyć, które nie miały miejsca w pierwszym sezonie. Potencjalna wojna z Koreą Płn, akcja w terenie, bunt armii, nieudany pucz, nie mówiąc już o samym początku- trudno to przebić. Fajnie by było zobaczyć tą samą ekpię w akcji, ale napisanie scenariusza, który by to takoś zebrał w kupę to inna sprawa.

ocenił(a) serial na 10
Migotka

Sto lat później... W końcu odpisuję.

Z koreańskimi serialami mam tak, że długo mi zejdzie, zanim zapamiętam kto jest kim i o jakiej osobie mowa. Pamiętam, że dopiero po napisach angielskich załapałam o co chodziło w pierwszym odcinku DS:60. "Mówiłem do pana Parka" - powiedział imigrant z Korei Północnej. I powiedział to do prezydenta Parka. Zgłupiałam kompletnie. Napisy angielskie + kilka odcinków doświadczenia i już pamiętałam, że ten młody w okularkach to też Park. Koszmar z tymi nazwiskami :)

Czekając na FoS 2, magluję jedynkę. Mam teraz więcej czasu na to, bo tymczasowo wprowadzono pracę zdalną. A w niektórych sklepach nie ma papieru toaletowego :D Kto doświadczony (lub uprzedzony przez kolegów i koleżanki), ten zrobił zapasy. I siedzisz człowieku na kilkunastu metrach, kwadratowych, na swoim toaletowym tronie :)

Chief of Staff jeszcze nie skończyłam. Zabrakło mi siły - jestem na początku drugiego sezonu i może dopiero w tym tygodniu go skończę. Mam wrażenie, że ten serial jest znacznie bardzo popularny niż DS:60 i kompletnie nie rozumiem dlaczego. Może ze względu na aktora?

I widziałam pierwsze zdjęcia z planu FoS2. Nie pamiętam, czy kiedyś tak mocno trzymałam kciuki za jakiś serial :)

ocenił(a) serial na 8
sally115


Kurczę, u nas póki co zabrakło tylko żeli antybakteryjnych do rąk (a wszystkie inne produty z 'antybakteryjne' w nazwie wyprzedają się jak ciepłe bułeczki), papier toaletowy będzie pewnie następny :)

Nowy sezon Kingdom już za kilka dni też! Nie mogę się doczekać. Myślałam, że zajmie im trochę dłużej kręcenie, ale widocznie szybko się uwinęli.

W międzyczasie zaczęłam Hi Bye Mama, żeby nie było offtopa (hehe) występuje brat na wózku inwalidzim z Life/morderczy prokrator z FoS :P ale gatunek ogólnie nie dla mnie... Niby pomyślałam, że może jednak coś weselszego zapuszczę, dam mu kilka odcinków, może się trochę rozkręci, jeśli wcześniej od ilości cukru nie rozbolą mnie zęby...

Koreańskie nazwiska (mimo/dlatego że jest ich tak niewiele) nie ułatwiają oglądania Chief of staff. Ja do tego mam kiepską pamięć do imion ogólnie, do tego dodaj nieistniejącą wiedzę, jak działa koreański parlament, i sporo czasu zajęło mi zrozumienie, jakie są powiązania między tymi wszystkimi ludźmi, komisjami, ich partiami, kto komu płacił łapówki (każdy każdemu w sumie jak się potem okazało), dlatego drugo sezon szedł łatwiej, mimo że był nieco przedobrzony. DS 60 był łatwiejszy w odbiorze i bardziej przystępny, no ale może dla koreańskiego widza sytuacja była odwrotna, kto wie :)

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones