[troche spoilerów, nie widziałeś - nie czytaj]
Bardzo lubię SAMCRO, ale niestety nie czekam już na kolejny sezon w ekscytacją (w
przeciwieństwie np. do Breaking Bad). Ostatni odcinek to była totalna kpina. Nie
wydarzyło się w nim zupełnie nic, żaden wątek nie został skończony, Clay żyje, wszystko
rozwleczone jak flaki z olejem, do tego niepotrzebnie zaczął się nowy temat
(spodziewana wojna z Ninersami).
Patrząc ogólnie, mam wrażenie, że ktoś wyciął jaja z tej serii. Jax, który kiedyś był
niesamowicie błyskotliwym, twardym typem teraz jest tylko sapiącą cipą bredzącą o
odejściu. Mam wrażenie, że gdyby ze 2 sezony temu Clay pobiłby Gemme to Jax od razu
wpakowałby prezesowi kulkę. A tutaj co? Seria sapnięć i po temacie. Jackson zawsze
wszystko ogarniał, dostrzegał więcej niż inni, potrafił znaleźć różne wyjścia z sytuacji -
teraz jest tylko swoim cieniem, kapuje się o co chodzi dopiero w ostatnim odcinku po
rozmowie z matką. Słabo.
Drugą megasłabą akcją był cały wątek Juice'a, kolejnego bohatera, któremu urwano
jaja. Dlaczego on poszedł na współpracę z policją, cały czas nie mogę tego pojąć. Czy
SAMCRO przejawiało kiedyś jakieś rasistowskie zachowania? Niby jakaś bzdura była w
regulaminie, ale przecież Chibbs wyraźnie dał do zrozumienia, że to nie ma żadnego
znaczenia - Juice jest Synem Anarchii i mógłby mieć nawet kosmite za ojca. Znowu
słabo.
Brakowało też w tym sezonie wyraźnie odstawionego na boczny tor Tig'a, Unser też
bardziej pasował jako szef policji, no ale to akurat rozumiem, miał już odejść w
pierwszym sezonie. Nie chciałbym być źle zrozumiany. To cały czas bardzo dobry serial,
ale wolałbym, żeby Sons'i znowu zaczęli pokazywać siłę, a nie rozmemłanie.