Dla mnie "de best". Uwazam go, za jeden z najlepszych seriali obyczajowych. Rewelacja. Kto sledzil wszystkie serie i zna bohaterow, i ich rozterki, chyba sie ze mna zgodzi. Szkoda, ze sie skonczyl, a z drugiej strony-dobrze, bo jest kultowy (co za duzo...). Mam nadzieje, ze kiedys sobie kupie wszystko, tak do domu, zeby kiedys wrocic...Ostatni odcinek, ostatniej serii...uuuuu...Dobrze ze HBO ma kilka fajnych propozycji serialowych...
To zakończenie serialu jest po prostu genialne. Idealnie współgra z całością. Dla mnie jest to chyba najlepszy finał serialu jaki widziałem w życiu.
Ludzie, co jest z Wami nie tak?!? Tak nie wolno robić! Wybacz personalną wycieczkę, ale śmiem wątpić, czy ktoś, kto nie przejmuje się innymi, uchwycił cokolwiek z genialności tego serialu.
Chociaż w tym wypadku można się zastanawiać, czy to rzeczywiście spoiler, czy może raczej wprowadzanie w błąd.
A dla mnie to ten serial i tak się kończy na 10. odcinku ostatniej serii. :-)
All Alone jeśli sie nie myle. taa.. dla mnie chyba tez, co nie zmienia faktu ze oba, Static i Everyone's Waiting tez są niesamowite.
Static cenie sobie szczególnie za przyblizenie postaci Claire, no i ostatnie sceny z Cold Wind w tle.
Cóż. Moim zdaniem zakończenie serialu jest najlepsze jakie tylko być mogło. Po tych wszystkich cierpieniach bohaterów w końcu dano im i nam widzom trochę wytchnienia.
Ostatnie minuty piękne i przyznam, ze ja stary chłop się wzruszyłem i to bardzo, chyba jak nigdy. Myślę, że na każdym, kto obejrzał wszystkie wcześniejsze odcinki serialu ten ostatni zrobi tak wielkie wrażenie. Naprawdę nie przypominam sobie drugiego serialu, który nie tylko opowiadał o wielu ważnych rzeczach, ale także ich uczył.
Serial się skończył i już nie wróci, ale trzeba wierzyć, że kiedyś jeszcze pojawi się coś równie pięknego, mądrego, a zarazem zabawnego...
PS - Mam nadzieję, że wiecie, iż Alan Ball szykuje kolejny serial? :D Tym razem na podstawie serii powieści... o wampirach :)
nie no te ostatnie kilna(albo i kilkanascie) ostatnich minut to juz klasyka i jestem pewien ze takiego drugiego zakonczenia (tzn na takim poziomie) nie stworzą. a że wyciska łzy (i to dużo) za kazdym razem gdy do niego wracam to juz inna sprawa:)
No na każdym to na pewno nie, bo na mnie nie zrobił. A nie zrobił pewnie dlatego, że bardzo po amerykańsku jest zrobiony. Na temat ostatniej sekwencji się nie wypowiadam, bo po prostu nie lubię epilogów.
Klee, to już upierdliwe z twojej strony :)
Mi się podobało i to bardzo. Zakończenie w wielkim stylu moim zdaniem.
Oczywiście każdy ma prawo do swojego zdania.
Bo ja w ogóle w swej konsekwencji upierdliwy jestem. Właśnie dlatego, żeby moje zdanie nie utonęło wśród innych. Chociaż ja wiem, czy ono takie odmienne w tym wypadku. Chyba mało kto amerykańskie finały lubi. Chociaż laurkowatość tego konkretnego akurat jakoś tam rekompensuje ogólna idea serialu. No ale to właśnie jest dla mnie niewybaczalne. Robimy serial, w którym nie słodzimy, w którym pokazujemy życie, jakim jest, we wszystkich jego barwach, a później na koniec i tak jedziemy po bandzie, zdradzamy konwencję.
Ale czy to zakończenie było takie słodkie? Może i tak, ale tak nie do końca... Ostateczna konkluzja jest taka, że i tak kiedyś każdy umiera (niektórzy nawet całkiem szybko). A, że chociaż raz coś potoczyło się wbrew regule serialu - dziecko Brendy i Nate'a przeżyło pomimo trudności i wbrew temu czego moglibyśmy się spodziwać - przynajmniej sprawiło, że byłem zaskoczony. Ostatnie minuty ostatniego odcinka były dla mnie bardzo poruszające, ale muszę przyznać, że momenty z pogrzebu Nate'a czy nawet chwil po jego śmierci były równie mocne.
Może powiedz czego byś oczekiwał? Jakie byś chciał zakończenie? Oczywiście mogłby się skończyć na pogrzebie Nate'a, ale twórcy chcieli definitywnie serial zakończyć i moim zdaniem (a także masy fanów serialu) uważa, że zrobili to w wielkim stylu.
"Chociaż ja wiem, czy ono takie odmienne w tym wypadku."
Odbiję piłeczkę ;) Proponuję zobaczyć oceny czy recenzje tego odcinka na amerykańskich stronach :) Raczej wszyscy są zachwyceni.
Oczywiście to twoje zdanie i masz do niego pełne prawo. Pozdrawiam :)
"Tak nie do końca" wystarczyło, żeby spieprzyć całość. Chociaż dla mnie ona spieprzona nie jest, bo serial jako taki się broni, a po te odcinki dwa ostatnie po prostu nie będę sięgał. A że one powstać musiały, o tyle rozumiem, że seriale to przemysł, a w przemyśle klient to nasz pan, a klient nie chce, żeby go zanadto dołować, kient chce mieć wrażenie, że życie jest piękne. No właśnie, jak piszesz, konkluzja jest taka, że każdy umiera, a bohaterowie, nim umarli, to żyli długo i szczęśliwie. Banał, że aż boli.
Jakiego zakończenia bym chciał, napisałem. Że twórcy chcieli definitywnie zakończyć historię? No to źle chcieli, bo zakończenie, które nie pozostawia miejsca dla widza, marne jest. A tutaj to jeszcze dochodzi sztampa i sprzeniewierzenie się tym treściom, które się cały czas w historię wplatało. Wartością serialu było to, że nie bano się w nim mówić, że życie nie jest łatwe i piękne. No i ja bym wolał, żeby to tak zostało. Nate'owi się nie udało, ale inni się jakoś pozbierają lub nie i będą szczęliwi lub nie. Ale nie, tak nie można, zbyt to by mroczne było, trzeba widzowi pokazać, że choć Nate'owi się nie udało, to nas czeka piękne i długie życie, nie bójmy się. Choć Nate'owi się nie udało, to Claire żyje i będzie się realizować i w ogóle pięknie będzie. Sztampa, realizacja schematu typowego dla taniego amerykańskiego kina.
Chodziło mi o to, że ludzie nie lubią tzw. amerykańskich zakończeń, nie, że nie lubię zakończenia "Sześciu stóp...". I jak piszę "ludzie", to chodzi mi o ludzi interesujących się kinem. Bo ludzie jako tacy to pewnie je lubią, jeśli wziąć pod uwagę statystki i oglądalność amerykańskich produkcji. No a że wielbiciele serialu zachwycają się serialem, to mnie oczywiście nie dziwi. :-)
Eh, ja też nie lubię pozytywnych zakończeń, uwierz mi. Happy end to najgorsze co można dla filmu wymyślić, ale mimo wszystko to serialowe zakończenie podobało mi się bardzo, a filmem (i serialami) się przecież interesuję. Może i masz rację, że twórcy pobiegli w zupełnie inną stronę, i że jest to nieco niekonsekwentne, ale z tego końcowego filmiku nie wynika, że wszyscy byli aż tak szczęśliwi, Keith na przykład umarł dość szybko. W każdym razie nie wiem co przeszkadza Ci w ostatnich dwóch odcinkach, to słodycz i brak niedomówień jest dopiero w ostatnich 6 minutach ostatniego odcinka, a że aż raz się przytrafiło iż coś potoczyło się dobrze (dziecko Nate'a nie umarło) to przecież się czasem na tym cholernym świecie zdarza ;)
Tak więc podsumowując: Mi się zakończenie bardzo podobał. Twórcy chcieli pokazać życie każdego z bohaterów aż do ich śmierci i zapewne z tego wynikał ten epilog. Oczywiście zgadzam się z tym, że jest w tym jakaś niekonsekwencja, ale... No właśnie. I proszę nie nazywaj tego tanim, bo tanie to są "Prison Breaki" itepe ;)
Klee zupełnie nie wiem co chcesz powiedziec. przesłodzone? tanie, sztampowe? zakonczenie było dokładnie takie jak cały serial. nie widze w zakonczeniu nic optymistycznego. optymistyczne zakonczenie byłoby w momencie gdyby wszyscy razem (łącznie z nate'm) siedzieli po 50 latach w tym samym domu pogrzebowym i wciąz wspominali nathaniela seriora.
według mnie to raczej śmierc a nie to ze mozna zyć długo i pięknie emanuje z finału serialu. owszem było patetycznie i to jedyne do czega tak na prawdę mozna miec pretensje (choć ja ich nie mam bo mi to całkowicie odpowiada). nie wiem.. dla mnie morałem z całego serialu (jak i samego zakonczenia) było nie to ze trzeba zyć pełnią zycia (choc w kazdym odcinku było to ukazane i tego własnie mnie ten serial nauczył) ale ze prędzej czy pozniej (czasami z wielkiego zaskocznia) śmierć i tak nas dosięgnie I.. ze chyba nie nalezy sie jej bać..
No, ale wiesz... Nasi bohaterowie właściwie (poza Nate'm oczywiście) przeżyli jeszcze później wiele lat i to jest w pewien sposób happy endem... Tylko nigdzie nie jest powiedziane, ze przez ten czas byli szczęśliwi.
Owszem jest patetycznie, owszem jest bez niedomówień, ale mi również w tym przypadku to w pełni odpowiada. To zakończenie jest po prostu piękne, ja je uwielbiam i kropka :)
no zgadza sie zgadza.. ale na prawde na to własnie zwróciliście uwagę?? bo ja kompletnie nie! dopiero teraz kiedy mi to zostało uświadomione zrozumiałem ze faktycznie mozna to tak interpretować. jednak zakonczenie zrobiło na mnie tak duze wrazenie, ze moja uwaga skupiła sie tylko i wyłącznie na samej śmierci, nie na życiu. Moze dlatego tak dziwi mnie reakcja Klee, bo ja zarówno zakończenie jak i pięć lat serialu postrzegam dokładnie tak samo. dla mnie całość idealnie do siebie pasuje bo traktuje o t y m s a m y m, czyli o smierci.
A powiem ci szczerze, że ja też dopiero zwróciłem na to szczególniejszą uwagę, gdy Klee o tym napisał ;)
A dla kogoś jeszcz innego zakończenie byłoby optymistyczne tylko wtedy, gdyby z Nieba zstąpił Anioł Radości i wszystkich zaczarował. Nie, no można i tak. ;-)
A że śmierć nas dosięgnie, to żaden morał, to banał. I jeśli to miałoby być wszystko, co ten serial przekazuje, to na pewno bym go nie oglądał. I problem z końcówką jest taki, że tak właśnie rzecz całą spłycił. Skoro i Ty to mówisz, i Albertino, i ja, to tak musiało być.
Że Ci się zakończenie bardzo podobało, jest już dla mnie od kilku postów jasne, bądź spokojny. :-) Czy z epilogu wynika, że bohaterowie byli aż tak szczęśliwi, czy że tylko szczęśliwi, nie wiem. ;-) Wiem, że tam żadnej traumy nie zobaczyłem. I że wszyscy odchodzili z tego świata spełnieni i zadowoleni. Ale to nie jest istotne, istotne, że zakończenie jest typowe i to jest powód dla którego mi się nie podoba, bo rzeczy typowe nie poruszają, a w sztuce chodzi o to, by poruszyć, by była nowatorska. A dwa ostatnie odcinki nie podobają mi się dlatego, że są puste, zwłaszcza na tle kilku wcześniejszych. Sportowcy wiedzą, że karierę należy kończyć u szczytu formy. No ale one były potrzebne, żeby widzów uspokoić, żeby im dobrze zrobić. Miały do tego epilogu właśnie doprowadzić, a dlaczego on jest, no to jest jasne chyba. Skoro jest, to go twórcy chcieli. Pytanie, dlaczego go chcieli, i pytanie, czy to dobrze, że go chcieli. A na te dwa pytania starałm się odpowiedzieć w poprzednim poście.
Jeśli rozmowa ma doprowadzić do tego, bym nie nazywał zakończenia tanim, to jej cel, jak myślę, nie zostanie osiągnięty. ;-) No chyba, że ktoś by mi pokazał, że ono oryginalne jest, ale jeśli nawet Ty, który je tak cenisz, mówisz, że oryginalne nie jest, to chyba nikt nie byłby w stanie tgo zrobić.
Jak przeczytasz post, to rzecz powinna się rozjaśnić, bo ja się staram na poszczegóne pytania i stawiane kwestie odpowiadać. Chyba że nie pamiętasz, jakie stawiałeś. Może przedtem coś mocnego na stół postawiłeś. ;-)
E tam, dobry humor. Miewam go często, mimo że nie pijam nigdy. Ale stawiać bym postawił. :-) Zresztą już kiedyś jednemu filmwebowiczowi postawiłem.
Jak już wspomniałem wcześniej - mnie także podobało się to zakończenie. Pomimo tego, co napisałeś wcześniej, Klee, uważam, że było ono jednak dosyć oryginalne - nie przypominam sobie, abym cokolwiek podobnego widział w jakimś innym serialu. W tej chwili chcę jednak powiedzieć o czymś innym - otóż po tym co napisałeś wydaje się, że dla ciebie wartością nadrzędną w sztuce jest oryginalność (rozumiana jako nowość, niepowtarzalność). Nie wątpię, że jest to dziś wartość bardzo porządana w sztuce i w rozrywce, niemniej jednak twierdzę, że bywa przeceniana. Dla mnie wielkim dziełem nie jest coś co jest jedynie wyjątkowo oryginalne i pomysłowe. To za mało! Uważam, że nieraz o wiele większą wartość ma to, co może wykorzystuje jakieś wcześniejsze rozwiązania i schematy, ale autentycznie wyraża artystę, otwiera nowe rozumienie u odbiorcy, oświetla rzeczywistość, pozwala zbliżyć się do prawdy, porusza i pociąga, może nawet zachwyca i wzrusza... Chyba tego przede wszystkim poszukuję w sztuce - a także w kinie, które także sztuką bywa.
Naprawdę nie widziałeś? Już chyba tu gdzieś o tym serialu wspominałem. Nie trzeba daleko szukać, ani w czasie, ani w przestrzeni. Ten sam kraj, ten sam rok: http://www.filmweb.pl/Queer+as+Folk+2000+o+filmie,Film,id=101037
Nie, nie sprowadzam sztuki do oryginalności. Ze sztuką obcuję po to, żeby posłuchać, co ktoś ma mi do powiedzenia, nie, żeby zobaczyć coś niezwykłego. Czy będzie to mówił poprzez specyficzną formę czy też skupiając się na treści, czy będzie to mówił za pomocą nowych środków wyrazów czy też wykorzystując w nowy sposób te już istniejące, nie ma dla mnie znaczenia. A tu po prostu nie widzę, aby twórcy mieli mi coś ciekawego do powiedzenia w dwu ostatnich odcinkach. Jeśli Wyście jakiś interesujący przekaz dostrzegli, to chętnie posłucham, bo może on jest, a ja go po prostu nie widzę.
Akurat Queer as Folk nie oglądałem :-) Czyżby tam był podobny finał?
A jeśli chodzi o przekaz finału, to myślę, że nie odbiega on od całości serialu - jest w pewien sposób jego dopełnieniem i naturalnym rozwinięciem. Chyba nie zaprzeczysz, że podstawowym przesłaniem całej serii było to, by ukazać życie jako drogę do śmierci (która znów sama w sobie nie zawsze jest tragiczna, ale jest czymś zwyczajnym, często bywa banalna, a nawet śmieszna). I chociaż ta droga życia jest skomplikowana i trochę popierzona, to jednak nie pozbawiona sensu i swoistego piękna. Możesz uznać to za banały, za wywarzanie otwartych drzwi ("sein zum Tode" etc.), ale ja osobiście uważam, że akurat takie przesłanie należy do rzadkości w TV, a nawet w kinie. Zresztą, gdy powstawał SFU taka tematyka serialu była chyba jeszcze bardziej "kontrowersyjna" i nietypowa niż dziś. Poza tym wyjątkowość tego serialu polega i na tym, że te skądinąd znane prawdy przekazał w sposób niezwykły i bardzo angażujący widza.
Tak więc finał serialu chcącego ukazać tę drogę do śmierci [a w pewnym wymiarze także i PO śmierci ;-)], a przez to oswoić nas z myślą o naszej własnej śmiertelności (czy to w ogóle tak naprawdę możliwe?) nie mógł być inny, jak właśnie ukazaniem tej ostatniej chwili każdego z bohaterów. To znaczy może i mógł być inny... Ale chyba dobrze, że jednak nie był.
Ja mam już od jakiegoś czasu ochotę na "Queer as Folk" (podobnie na "The L World"), ale jakoś nie mogę się zabrać, bo tyle już tych serial oglądam. Zacząłem teraz "The Riches" i "Dirt", niebawem kolejne sezony "Dextera" i "Trawki". Poza tym jeszcze chcę się zabrać za 4 sezon "Bez skazy", skończyć wreszcie "Carnivale" i rozpocząć "Rodzinę Soprano", bo strasznie ten serial zaniedbałem, przez co właściwie znam tylko pierwsze dwa sezony.
No i na HBO jest jeszcze interesujący serial "Big Love", lecz na niego też czasu nie mam... No i wreszcie chciałbym zobaczyć osławionego "Huffa". Także "Queer as Folk" niestety będzie musiał poczekać ;(
nie wiem klee do czego zmierzasz, ale mam nadzieje ze tylko bronisz swojego zdania, a nie probujesz przekonac mnie, albertina, snoopa czy 99procent fanów serialu którzy uwazają ze zakonczenie idealnie komponuje sie z całością i jest to świetny sposób na pozegnanie bohaterów serialu, ze wszyscy my i krytyk na całym świecie mylą się, i ze ostatnie minuty to totalna porazka niczego sobą nie reprezentująca, banalna i przewidywalna. bo jeśli to twoje zdanie to wystarczy pokręcić nosem i powiedzieć: o gustach sie nie dyskutuje. ale jesli twoją intencją jest przekonanie kogokolwiek do swjej racji to myśle ze mozesz sobie odposcic, bo chyba nikt zdania zamiaru zmienic nie ma.
ja w kazdym razie bede przy swoim obstawał do konca, bo zarówno ostatnie 10minut serialu, ostatnie 2 odcinki, ostatnią serie, jak i poporstu całość uwazam za arcydzieło.
Zgadzam się Fisher. Ja do zakończenia nic nie mam, a nawet jestem bardzo za, choć przyznać muszę, że pewien fragment 3 i 4 sezonu nie zachwycił mnie tak do końca. Perfekcyjne po prostu były pierwsze dwa sezony, później bywało różnie (co nie znaczy, że źle, ale zauważalnie gorzej) - czasem brakowało tego typowego dla serialu humoru (i to bardzo!) zwłaszcza w pierwszej połowie czwartego sezonu, ale pamiętam, że po odcinku z właśnie sezonu czwartego (który bodajże wyreżyserował Peter Webber) zaczęło się wszystko bardzo poprawiać :)
W ogóle te sceny humorystyczne w serialu są boskie. Przykładowo: Claire śpiewa o tym jakie to ma ciasne rajtki i jej z tym źle :D
Ups, trochę odbiegłem od tematu, ale już chyba wszystko powiedzieliśmy na temat tego odcinka ostatniego. My nie przekonamy Klee, ani on nie przekona nas ;)
tak, wiec dygresje dozwolene:) ta scena była rewelacyjna, nie tylko dla tego ze z moja ulubioną postacią, ale sam pomysł.. bomba. to własnie cały urok tego serialu. (a propos to był odcinek 'the rainbow of her reasons' jeśli się nie myle nie?).nawet nie chciałbym wymianiać innych przykładów b jest ich po prostu za wiele. przeciez jak wiele z 'urojeń' (w sumie nie wiem jak to nazwać) bohaterów ma zabarwienie typowo (albo i nietypowo) komediowe. ale wracając.oczywiście ze zdazały sie gorsze i lepsze odcinki, a problemem w tym gorszych było dokładnie to o czym pisałeś, czyli brak charakterystycznego humoru. ale takie braki, które nawiasem mówiąc zdazały sie rzadko, uwazam za igłe w stogu siana, rzecz praktycznie nieistotną w porównaniu z całym geniuszem produkcji. i właściwie to by było na tyle. koniec przekonywania siebie wzajemnie. kazdy ma prawo do swojego zdania, co nie?
Do czego zmierzam powinno być jasne, kiedy przeczyta się moje posty. Zmierzam do tego, by odpowiedzieć na stawiane mi pytania, ni mniej ni więcj. Przekonywać nikogo do niczego tu nie zamierzam, bo to nie miałoby sensu. Tak samo jak nie przekonuję mojego znajomego, który jest wielkim fanem Madonny, że jej muzyka jest do luftu. Nie robię tego, bo nawet gdybym wykazał, że ta muzyka jest do luftu, on by nadal Madonnę wielbił. Po cóż więc byłoby to robić? Nie ma sensu. Z emocjami bowiem nie ma dyskusji, dyskusja jest tylko z racjonalnymi argumentami. Nie bronię też mojego zdania, moje zdanie, broni się samo. ;-) Bo jak już jakieś wyrażam, to wyjaśniam, skąd się bierze.
Najwyraźniej jednak Ty masz potrzebę przekonania mnie. Cóż, nie stawiam oporu przeciwko byciu przekonywanym. :-) Nawet kilka postów wyżej prosiłem, by mnie przekonać, ale jeśli ktoś ma ochotę, to jednak lepiej jakimiś rzeczowymi argumentami, nie ilościowmi, bo te ostatnie - wiadomo - miałkie są, zwłaszcza jeśli opierają się na czyimś guście. Jak Snoop napisał, fakt, że się komuś coś podoba, świadczy tylko o jego upodobaniach, a nie o wartości lub jej braku tego, co się podoba.
Że zakończenie jest przewidywalne, nigdzie nie napisałem. Wręcz przeciwnie, skoro uważam, że jest marne, to znaczy, że spodziewałem się czegoś lepszego, zwłaszcza po tym serialu.
Nie, no oczywiście, że nie odbiega. Nigdzie nie napisałem, że jest niespójny w stosunku do całości. Ale nie jest też ani dopełnieniem, ani rozwinięciem. Jest tym, co napisałeś, a co wcześniej ja pisałem - spłyceniem. Bo jeśli się o czymś tam w złożony sposób i na różne sposoby opowiada przez ileś tam odcinków, a później na koniec wyświetli na ekranie napis: "Film był o x i y", napis w postaci odpowiedniej sekwencji, to takie zdanie jest po pierwsze nieprawdziwe, po drugie - zbędne, po trzecie - implikuje inną też treść: "Widzu, jesteś głupi, nie rozumiesz".
czepiasz się, straszliwie się czepiasz. poza tym, jesli piszesz, ze końcówka w końcu pasowała do całości, to tym bardziej nie rozumiem o co ci chodzi. bo jeśli pasowała, a uwazasz ze była płytka, oznaczałoby to ze uwazasz ze całośc taką jest. a piszsz coś innego. (?) pogubiłem się. w kazdym razie cały czas nie mogę zrozumieć czemu AŻ tak ci ona przeszkadza. ja w kazdym razie, nie poczułem się głupim, któremu trzeba wyjaśniać o czym był cały serial po zobaczeniu tych kilku minut. wręcz przeciwnie. poczułem się SPEŁNIONY (jeśli chodzi o to zagadnienie i serial).
wyjaśnię, zeby ni było łapania za słówka. napisałeś ze nie uwazasz ze koncówka jest niespójna w stosunku do całości. no w kazdym razie dla mnie to raczj jednoznaczne.