I ja się doczekałem. Obejrzałem wszystkie sezony w niecałe dwa tygodnie. Wspaniały serial! Jestem świeżo po obejrzeniu ostatniego epizodu i wydaje mi się, że to jest numer 2 na mojej liście najlepszych seriali zaraz po "The Sopranos".
W tym jednym serialu jest upchnięte tyle ludzkich emocji, że czasami aż mnie od nich mdliło. Ale to może był zamysł autorów? O ile oddzielnie odcinek mógł być lekko nużący, to jeżeli patrzeć na całość - jest to naprawdę niesamowita i wzruszająca historia.
Poza tym zostały poruszone praktycznie każde nurtujące problemy współczesnego świata. Godna braw analiza psychologiczna każdego z bohaterów, ich wyborów i konsekwencji. A to wszystko jest okraszone dawką porządnego czarnego humoru.
Śmierć potrafi być ludzka. Jest nieuchronna, co doskonale widać na samym końcu. I to chyba było jednym z założeń tego arcydzieła.
Ja dzisiaj od rana oglądałam cały 5 sezon, właśnie skończyłam ostatni odcinek. Kiedyś czytałam jakiś komenatrz mówiący o zaskakującej końcówce. Myślałam, że okaże się iż to był czyiś sen, albo to wszystko od śmierci Nate'a się nie zdarzyły... a tutaj okazało się jeszcze gorzej i jeszcze bardziej zaskakująco.
Mam skłonność do płakania na filmach, serialach. Boję się starości. Końcówka mnie zniszczyła, ukazała to wszystko czego tak bardzo się boję - co jest nieuchronne. Dla mnie to najlepszy serial. Szkoda, że się skończył.
chyba obie oglądałyśmy wczoraj ostatnie odcinki w tym samym czasie... i miałyśmy takie same myśli, z tego co tu czytam... jakie to dziwne :)
dawno nie obudziłam się następnego dnia z tak zapuchniętymi oczami... a od płaczu spowodowanego serialem to już w ogóle. chociaż bardziej to nie o sam serial tu chodzi, ale o same emocje.
pomijając cały płacz, byłam też strasznie wkurzona na Nate'a za ten romansik z Maggie. nadal jestem zła, co to było w ogóle. rozumiem, że był zmęczony kłótniami z Brendą, ale nie mógł tego przespać, przeczekać????? gdyby ta dziewczyna była chociaż ciekawa, oczywiście pomijając obecny w niej święty spokój natchnięty obecnością Boga, który tak urzekł Nate'a zapewne. jesus.
poza tym strasznie mi było żal Brendy, chociaż sama świętą nie była, ale to było zanim zdecydowała się założyć rodzinę z Natem. przecież w końcu się zmieniła. a ich relacje zawsze były wybuchowe. widocznie dla Nate'a wszystko miało swoje granice. albo po prostu czuł się ograniczony w małżeństwie, bo jak to było z Lisą, ale mniejsza o mr Fishera.
dlatego straszny moment przeżyłam gdy zaczęła przedwcześnie rodzić, a jak pojawiło się białe tło z imieniem Willi to straciłam panowanie nad sobą i musiałam zatrzymać odcinek, żeby się uspokoić, bo nie mogłam oddychać... :D no okropny moment, tak bardzo chciałam, żeby mała była zdrowa i żeby Brenda nie została z niczym... - straszna chwila, bo już pomyślałam o najgorszym... :P
co za emocje. żadna inna telewizyjna produkcja nie dostarczyła mi ich tak intensywnie. nie no, nie mogę pisać, muszę się uspokoić.
strasznie mi będzie brakować Fisherów.
Ja też nie rozumiałam romansu z Maggie. Nate po prostu był dużym dzieckiem, chciał się bawić. Tak mi się wydaje. Nawet podświadomie. Odkąd ona pojawiła się w serialu wiedziałam, że coś z tego będzie ale nie myślałam, że on na to przystanie! Nie dziwię się Brendzie, że traktowała go jak "gówno" z uwagi na to jak traktował jej czy tam ich ciążę i tak naprawdę nie chciał tego dziecka, nawet tego nie ukrywał. A ona jak pisałaś zmieniła się i chciała ułożyć sobie z nim życie, stała się matką Mai. Poza tym Brenda nigdy nie trzymała go tak krótko jak Lisa ,więc wątpie żeby czuł się jakiś przytłoczony małżeństwem, mógł robić co chciał, wracać kiedy chciał, zapraszać do domu kim chciał (zwróć uwagę, on cały czas gadał o Maggie, że dzwoni, że przyjdzie bo jest samotna i nikogo nie zna w mieście, a Brenda nic! Raz tylko skomentowała kiedy rozmawiał z nią od samego rana, nawet kiedy dowiedziała się o zdradzie w poczekalni w szpitalu też praktycznie nic takiego jej nie powiedziała, ja już dawno wypieprzylabym ją własnymi rękoma za drzwi)
No ale wydaje mi się, że o to właśnie chodziło, żeby na koniec zdenerwował większość swoich sympatyków. Ja przez całe sezony chciałam aby był z Brendą, marzyłam żeby Lisa już odeszła (no, może nie w taki sposób) a on ją nagle zostawia i to z dzieckiem bo porozmawiał trochę z jakąś Maggie. Beznadzieja!
dopiszę jeszcze, że jego śmierć przyniosła mi pewną ulgę bo nie chciałam, żeby zostawił Brendę i był z jakąś kobieciną, której praktycznie nie zna. :P
ja dokładnie tak samo! poprzednio nawet napisałam, że nie czułam żadnej goryczy po śmierci Nate'a, ale wykasowałam to... : D
"przytłoczenie małżeństwem" - raczej chodziło mi o to, że nie potrafił zachować się jak mąż - mąż nie powinien mieć przyjaciółek od serca (tzn. może, no ale wiadomo... :P), a przede wszystkim zdradzać, bo pojawiły się jakieś problemy. zachowywał się jakby nie miał żadnych zobowiązań wobec żony, tylko Maya była jego oczkiem w głowie - to w sumie dobrze, ale Brenda potrzebowała wsparcia w czasie ciąży, a on co? dziecko może być chore=usuńmy, po co mieć kolejne problemy? brak słów. każdy chce mieć zdrowe dziecko, ale to nie powód..... pod wpływem chwili się oświadczył, a potem nie starał się nawet zmienić i nawiązać z Bren porozumienia. od początku serialu myślałam, że Nate+Brenda = meant to be. a on budzi się z śpiączki i uśmiecha się jak głupi do Maggie i "zrywa" z żoną jak gdyby nigdy nic, bo mu się odwidziało, o wielki LOLu.
o Lisie lepiej nie pisać, bardzo za nią nie przepadałam :P
Moim zdaniem jesteście w błędzie oceniając zamiar twórców serialu co do postaci Nate'a.... bo moim zdanie to w kontekście przesłania tego by chwytać życie jak najpełniej to właśnie Nate najlepiej urzeczywistnia tę myśl... wciąż szukał szczęścia... raniąc innych, zachowując się boleśnie, ale tylko dlatego, że szukał - chciał być sobie wierny i swoim celom, tak samo jak George, który mówi o tym na jego pogrzebie. I w tym kontekście to Nate wydaje się w pewnym sensie egoistycznym, ale jednak wygranym w swej postawie. Takie jest przesłanie serialu - korzystaj z życia jak najlepiej zanim dopadnie Cię śmierć - nie żyj "jak najlepiej" (z taką oceną się nie zgadzam) bo później jedyna nagroda bez względu na zasługi bądź ich brak to: ŚMIERĆ.
To, co zrobił, to co jej powiedział - tak naprawdę wypełnia i niesie w sobie 90% przesłania tego serialu, które sama zauważyłaś: to, że nie ma sensu tracić czasu na wszystko, co nas uwstecznia, co trzyma nas w miejscu wbrew nas samym, co nie daje nam żadnego szczęścia.... i tak właśnie było z wyznaniem Nate'a (w pierwszym odbiorze okrutnym - owszem, ale nabierającym szczególnego sensu po finale historii). Wolał od razu powiedzieć, że to koniec, to nie to... niż przygotowywać się do tego przez rok, dwa.... niż trwać w czymś co go przytłacza i nie daje mu szczęścia. Taki jest sens jego słów i jego wyboru, jakiego dokonał w tej trudnej chwili. To jest główna oś serialu - nie oglądać się za siebie, nie tracić czasu tylko szukać siebie by być szczęśliwym, wbrew wszystkiemu co nas stopuje (idealistyczne, ale takie właśnie jest), zwłaszcza dlatego, że później nie ma już nic - więc trzeba czerpać z życia jak najwięcej. I tak robił Nate właśnie, a przynajmniej się starał. Wciąż tego szukał.
W jednym z odcinków leci utwór: Lynyrd Skynyrd - Freebird. Jego tekst najlepiej obrazuje jedno z głównych przesłań serialu i motywy Nate'a:
Jeśli odejdę stąd jutro,
czy nadal będziesz pamiętać mnie?
Dlatego muszę podróżować teraz
Jest za dużo miejsc, których nie zobaczyłem.
Lecz jeśli zostanę tutaj z Tobą dziewczyno,
nic już nie będzie takie samo.
Bo jestem teraz wolny jak ptak,
i tego ptaka nie możesz zmienić.
Bóg wie, nie mogę się zmienić.
Pa, pa, to była słodka miłość.
Myślę że tego uczucia nie mogę zmienić.
Ale proszę, nie bierz tego za złe,
bo Bóg wie, że jestem winny.
Lecz jeśli zostanę tutaj z Tobą dziewczyno,
nic już nie będzie takie samo.
Bo jestem teraz wolny jak ptak,
i tego ptaka nigdy nie zmienisz.
I tego ptaka nie możesz zmienić.
Bóg wie, nie mogę się zmienić
Boże pomóż, nie mogę się zmienić.
Nie możesz wznieść się wysoko, wolny ptaku?