Co tu dużo mówić, ostatnie minuty serialu z tak fantastyczną muzyką robią ogromne wrażenie.
Zwłaszcza śmierć Claire, jej oczy, straszny wygląd, również David który mimo że wyszedł
ponownie za mąż, ciągle kochał Keitha i o nim nie zapomniał, przerywniki między kolejnymi
śmierciami, w postaci ukazania podróży Clair, symbolizującej przemijanie życia - to wszystko daje
piorunujący efekt.
Ostatnie minuty serialu dostarczają naprawdę wiele emocji, oglądałem je kilka razy i zawsze
uderzają we mnie z wielką mocą.
Właśnie obejrzałam ostatni odcinek. Zgadzam się z Tobą w 100%. W życiu nie czułam czegoś takiego! To wręcz nieziemskie uczucie. Chyba dziś nie zasnę z wrażenia.
https://www.youtube.com/watch?v=eNwARV9tPUw
Ciary mnie przechodzą za każdym razem.
super, najkrótszy finał jaki kiedykolwiek oglądałem, trwa tylko 6 minut, bo reszta to zwykły odcinek jak poprzednie. Finał powinien być zupełnie inny od zwykłych odcinków, taki z pompą.
Świetne zakończenie, naprawdę zostałem nim poruszony. Teraz oglądam je po raz drugi i przeżywam to chyba nawet mocniej.
Nie ma chyba serialu, który ma lepsze zakończenie a trochę ich już widziałem :)
Zgadzam sie z przedmówcami... obejrzałem wczoraj ostatni odcinek i hm dalej nie moge dojsc do siebie, a w glowie ciagle Sia i jej Breath Me... do tego masa refleksji i ciągłe przemyślenia.. tyle myśli nie daje mi teraz spokoju... mam ochote tyle zmienic w swoim życiu...
Bezapelacyjnie najlepsze zakonczenie serialu ever!!!
Ale co jest w nim takiego świetnego? Po prostu pokazali jak umierają. Naprawdę nie rozumiem czym się ludzi zachwycają w tym finale, skoro trwa tylko 6 minut.
dlaczego mam być ignorantem? Nie rozumiem. Po prostu próbuję zrozumieć tą fascynację finałem który jest jedną wielką śmiercią.
Częściowo się z Tobą zgadzam. I nie wydaje mi się, żeby taka postawa wynikała z ignorancji.
Trochę dziwi mnie zachwycanie się jakby po raz pierwszy w życiu odkrytym faktem, że ludzie umierają i że mamy jedno życie. To chyba charakterystyczne dla naszych czasów, że można przeżyć kilkadziesiąt nawet lat nie stykając się w ogóle ze śmiercią i nie zastanawiając nad własną śmiertelnością. W tym świetle trochę zrozumiałe staje się to, że dla kogoś śmierć wymyślonych Fisherów staje się takim wstrząsem.
Dla mnie to same śmierci to nie był tak ujmujące, tylko to jak ich życie się potoczyło do końca.
Ruth do końca życia żyła z mężczyzną, którego nie kochała, i który nie wzbudzał jej pasji, David przez 12 lat był sam, i żył nieszczęśliwy dalej bez Keitha, Brenda pomimo tego iż ponownie wyszła za mąż, w końcu i tak skończyła ze swoim bratem w domu spokojnej starości, nie wiadomo czy nawet nie rozwiodła się z mężem. Dla mnie serial kończy się tak realnie, że to aż boli, nie ma żadnych happy endów, tkwimy w związkach w których jesteśmy nie do końca szcześlwi, czy w pracy której nie lubimy, a na końcu nie ma żadnego wybawienia czy drugiej szansy, tylko przerażająca śmierć ukazana w oczach Clair. Ale to tylko moja interpretacja.
Czasem 6 minut przemawia dużo bardziej niż 45. Myślę, że jak oglądało się ten serial w kawałku, a nie przez lata czekając na dalszą część, to rodzina Fisherów stała się wielu oglądającym prawie jak ich własna. Na chwilę. Niedługą, ale intensywną. Śmierć wszystkich doprowadza do pustki... I jak piszą przedmówcy było bez zadęcia. Fakt, że ten serial nie może mieć dalszej części jak się producentom zachce odcinać kupony od sławy powoduje, że zakończenie wbija w fotel. Ale może to wina szczególnej wrażliwości, co niekoniecznie jest domeną wszystkich i nie dla wszystkich jest zaletą ;)
Nigdy nie pomyślałem, że rodzina Fisherów jest jak moja własna. Nie chciałbym mieć w rodzinie takiej patologii gdzie są kłamstwa, zdrady, narkotyki, brak rodzinnej atmosfery, egoizmu. W tym serialu nie było pozytywnych postaci które nie robiłyby czegoś ww.
Jasne. Nikogo nie traktowałam jak brata czy matki, ale stali się bliscy w pewien sposób. Nie byli kryształowi ale wiele w nich miało mnóstwo bardzo pozytywnych cech! Prawie wszyscy byli po prostu dobrymi ludźmi, który mieli swoje demony. A co my tam wiemy o swojej rodzinie tak naprawdę w 100% ;)
właśnie pooglądałem finał, myślę sobie "wiedziałem że pokażą ich śmierć, nic nadzwyczajnego" pojawia się napis play again a ja się popłakałem, nie wiem czemu po prostu poczułem taką potrzebę, piorunujące wrażenie jednak na mnie wywarł...
Fakt cały serial znakomity muszę przyznać a finał bardzo przejmujący pełen emocji do końca jeszcze takiego finału w życiu nie widziałem warto było .
tylko powiedz mi skąd wiesz że David ponownie wyszedł za mąż?
bo jak dla mnie to nic nie było o tym
Masz rację, nic o tym nie jest powiedziane. Czytałem jakieś interpretację po zakończeniu serialu i w którejś z nich coś pisali o tym że David w ostatniej scenie przy tym stole siedzi ze swoim partnerem, ale cały czas myśli o Keithie. Nie miałem już SFU w posiadaniu, więc tego nie sprawdziłem. Teraz obejrzałem na YT zakończenie i oczywiście jest to mało prawdopodobne, choć niewykluczone. Mimo to nie wiem czemu nazwałem tego faceta mężem, nawet jeśli był z Davidem, to mógł być po prostu jego partnerem.
Dzięki za czujność mój błąd, wycofuje się z tych słów.
moim zdaniem jest to jego najstarszy syn już nie pamiętam imienia.
Poza tym wcześniej jest scena ze ślubu Claire i David siedzi sam bez żadnego partnera.
no po prostu miazga te zakończenie.Takie emocje,'uświadomienie' sobie,że kiedyś nas nie będzie-straszna rzecz.Zgadzam się z jednym przedmówcą,który interpretował te przejęcie ludzi zakończeniem,którzy nie mięli styczności ze śmiercią.Wszystko to było tak dobitnie pokazane,no że nie wytrzymałem.Ale bardziej wstrząsnął mną odcinek 5x10-pogrzeb Nate'a...rozryczany cały
Mimo że finał wywołuje emocje i rozmyślenia, o których wywołanie nigdy bym nie posądziła serialu telewizyjnego, to trzeba przyznać, że można było zrobić to trochę lepiej. Ujęcia z idealnie czystym, lśniącym w słońcu samochodem przypominają reklamę, charakteryzacja postaci też pozostawia wiele do życzenia (czemu wszystkie kobiety na starość miały watę zamiast włosów? xd), przez co miejscami było nieco tandetnie. Niektóre śmierci też wyglądały dosyć nierealistycznie. Lepszy, bardziej emocjonalny od ostatniego odcinka był moim zdaniem ten z pogrzebem Nate'a.
Ale i tak był to jeden z najlepszych finałów. Niby przekazuje to, czego większość z nas jest już od dawna świadoma, ale robi to w taki sposób, że bardziej wrażliwe osoby kończą po nim zapłakane, niezdolne do zaśnięcia przez kilka godzin i przerażone wizją tego, że pewnego dnia przestaną istnieć. Swoiste katharsis :>