Jeśli tak - jak wrażenia po powtórce?
Bo u mnie średnio. Właściwie tylko sezony IV i V trzymają poziom choćby zbliżony do tego z pierwszego podejścia. I i II są znacznie gorsze, a III to słabizna.
Zastanawiam się, czy to wina chwilowego nastawienia, czy naprawdę jest taka różnica.
Kiedy oglądałem po raz pierwszy serial mnie zmiażdżył. Po finale byłem dosłownie w emocjonalnej rozsypce. Po paru miesiącach podszedłem do niego po raz drugi. Mimo, że byłem gotowy na to, co się stanie - dotknęło mnie to tak samo, jeśli nie mocniej niż za pierwszym razem.
Jeśli pokochałeś SFU, a za drugim razem serial wypadł średnio, to jestem pewien że to wina chwilowego nastawienia. Może nie wczułeś się w klimat.
Faktycznie środek jest odrobinę gorszy od początku i końca, jednak cała sprawa z Lisą jest dla mnie super. Obejrzałem serial dwukrotnie, a niektóre odcinki jeszcze więcej razy i poruszyły mnie równie co za pierwszym razem a nawet bardziej. Polecam każdemu sobie obejrzeć dwa razy.
Jestem pewien, że kolejne podejście będzie bardziej udane. Widziałem na Twoim blogu oceny po powtórce. Jakoś tak właśnie dziwnie, że 1 i 2 sezon wypadł gorzej od 4, bo przecież 1 i 2 są bez wątpienia obok 5 najlepsze.
Pomyślałem, że może po prostu podczas drugiego podejścia tak wyszło, a za pierwszym razem było inaczej ;]
Oglądałam całość 4 (słownie : CZTERY ;) ) razy i wcale nie nie nudził:) Oczywiście zachowałam odstępy czasowe ,ale wydaje mi się że za każdym razem bardziej wyje i głośniej się śmieje , oglągając SFU. Nie moge przeboleć ,że nigdy już żaden nowy odcinek nie powstanie:(
Wygląda na to, że jestem w jednoosobowej mniejszości. :-)
Za pierwszym razem śmiałem się dość regularnie, teraz rozbawiły mnie może ze 3 sceny.
Poza ostatnimi minutami żadnych wzruszeń nie odnotowałem. Pewnie dlatego, że diametralnie zmienił mi się stosunek do Nate'a. Rok temu trafił wysoko na moją listę ulubioncyh serialowych postaci. Teraz by się na nią w ogóle nie załapał. Zauważyłem też, że nie on jest głównym bohaterem serialu, jak kiedyś mi się wydawało.
Żeby tak całkiem nie narzekać - wciąż oglądało się to nieźle. 5 sezonów w 11 dni to przyzwoity wynik, a byłoby szybciej gdyby nie nudny III sezon. To z kolei za sprawą Lisy, ale jej akurat nigdy nie trawiłem...
Tu powinno być jakieś krótkie podsmowanie, ale nie mam pomysłów. ;-)
5 sezonów w 11 dni? Dla mnie to niewyobrażalne! W takim tempie też bym pewnie oglądał w otępieniu i niewiele by mi z tego zostało. Dla mnie to sieczka, a nie przyjemność (o refleksji nie wspominając).
No widzisz. Ja wolę seriale oglądać, niż siedzieć pół dnia po każdym odcinku dumając o co w nim chodziło. Otępiały się nie czuję, zostaje mi tyle ile powinno. Moje ulubione - Wire i Sopranos - obejrzałem chyba jeszcze szybciej. Spróbuj sobie wyobrazić, że miałem przy tym sporo przyjemności. Może bez większych refleksji, ale tego przed monitorem nie szukam.
Jaki jest sens w oglądaniu jakiegoś serialu dwa i więcej razy? Nie szkoda wam czasu? Żeby nie było- jestem wielką fanką SFU, ale uważam, że jest dużo ciekawych produkcji (zarówno filmów, jak i seriali), których nie zdążymy obejrzeć, jeśli będziemy skupiać się ciągle na tym samym.
To, że ktoś ogląda jakiś serial (czy film) 2 razy, lub więcej nie oznacza, że odcina się od innych rzeczy. Ja np. wiem, że np. SFU obejrzę jeszcze w życiu nie raz, ponieważ żadna inna produkcja nie wywarła na mnie takiego wrażenia i obejrzenie jej po raz kolejny jest warte poświęconego czasu. Jednak cały czas oglądam inne seriale i filmy, a pośród nich są i takie do którym (podobnie jak do SFU) będę wracał.
Ok, jestem w stanie Cię zrozumieć, ale nadal sadzę, że to marnotrawstwo czasu. Wracam do filmów, które oglądałam, ale z serialami rzecz ma się inaczej, bo żeby je obejrzeć, nie wystarczą 2h. Wczoraj, na tvn, puścili SFU i przyznaję- wciągnęłam się (mimo okropnego lektora). Ale nie chciałabym oglądać wszystkich sezonów od początku, bo jest tyle świetnych filmów, seriali, książek, których nie zdążę nigdy przeczytać, z racji krótkiego żywota ludzkiego.
Rozumiem Cię, jednak mi oglądanie SFU daje tyle ''satysfakcji'', że jestem gotów poświęcić czas na ten serial. Nawet jeśli trwałby on 10x dłużej. Żadna książka, film lub serial tak na mnie nie wpłynął, jak to dzieło.
Racja, że jest wiele wspaniałych książek i filmów, jednak choćbyś żyła 100 lat, to i tak ich wszystkich nie ogarniesz. Wybierać więc należy te z górnej półki. A jeśli jakaś pozycja stanie się wyjątkowo (że tak powiem) bliska sercu, to należy do niej wracać (czytaj: dodaję je do swoich ulubionych na filmwebie :P). Takie jest moje zdanie.