Postanowilem zabrac sie za ten serial pod wplywem kilku pozytywnych opinii znajomych i tego co przeczytalem tu na forum. Musze powiedziec, ze poczatkowo srednio mi sie spodobal. Nie poczulem za bardzo klimatu, humoru, dopiero po przebrnieciu paru odcinkow zaczalem sie naprawde wciagac. Pod kazdym wzgledem jest on rewelacyjny. Momentami dobra komedia, czasem dramat na wysokim poziomie. Rewelacyjne, zlozone kreacje bohaterow.
Pierwszy, drugi sezon bardzo dobre, w zasadzie szalenie podobne. Pozniej mowiac szczerze mialem lekki kryzys, tzn. serial raz mi sie podobal, a raz nudzil. Ogolnie 3 sezon uwazam za najslabszy, jesli chodzi o Lise i Nate'a, to pomimo malych zwrotow akcji, bylem przekonany na dlugo przed ostatnim odcinkiem sezonu, ze tworcy w ten sposob rozwiaza sprawe ich malzenstwa. Emocje powrocily wraz z czwartym sezonem, na szczegolne uznanie zasluguje jego koncowka, zagadka smierci lisy i choroba george'a. Piaty sezon zupelnie nie odstaje od pozostalych swietnie poprowadzono watek claire, no i oczywiscie zakonczenie. 5 ostatnich obejrzalem jednym tchem, pod rząd, moim zdaniem sa to najlepsze odcinki serialu, szczegolnie ostatni, rewelacja.
Uwazam, ze szesc stop pod ziemia mozna nazwac arcydzielem. Najwazniejsze jest ostatnie wrazenie jakie film w nas pozostawia. Chyba pierwszy raz po zakonczeniu serialu poczulem, cos takiego, ze skonczyl sie on najlepiej jak mogl. Wybitny ostatni odcinek, pozegnanie claire i oczywiscie jej "podróż". Te kilka ostatnich odcinkow uswiadomily mi, jak gleboki jest ten serial i ile tresci ze soba niesie pomimo tego czarnego humoru i licznych absurdow. Pierwszy raz mam wrazenie, ze serial skonczyl sie w momencie, w ktorym rzeczywiscie powinien. Pomimo wszystkich moich pochwal i wysokich ocen, wcale nie chcialbym kolejnego sezonu, bo tak bylo moim zdaniem idealnie, dzieki temu six feet under pozostawilo na mnie tak ogromne pozytywne wrazenie.
10/10
podpisuję się pod każdym słowem. Moim zdaniem 4 sezon był najsłabszy. 3 był bardzo dobry, ale o wiele słabszy od 1, 5 i oczywiście 2. W 4 serii twórcy za bardzo skupili się moim zdaniem na seksualności wszytkich postaci, zabrakło chwilami czarnego humoru, serial zaczął przypominać zwykłą obyczajówkę. Jednak cały czas była to telewizja na poziomie o którym 90 procent produkcji może pomarzyć. Pomijam tu 1 odcinek sezonu - jeden z najlepszych w serialu, i ostatnie - więcej Brendy i zagadka śmierci Lisy stała się tu ważnym elementem.
3 sezon oceniam najslabiej ze wzgledu na lise i nate'a. Tragiczne rozwiazanie ich watku wisialo w powietrzu, co moze i nie byloy wada, gdyby nie to, ze jak dla mnie, tworcy przekazywali to "bardzo lopatologicznie". Pamietam, ze w odcinku, w ktorym lisa wyjezdzala, po prostu wiedzialem, ze juz nie wroci, stad jego koncowka nie wywolala wielkich emocji. Zgadzam sie co do serii 4, ze roznila sie od pozostalych sezonow, moze in minus, ale nie skreslalbym tego sezonu wlasnie ze wzgledu na jego rozpoczecie i bardzo dobra koncowke. Podobal mi sie poza tym watek claire i jej rozwoj jako artystki ;)
Jestem właśnie w trakcie oglądania 2 sezonu, i stwierdzam ze to najlepszy serial jaki kiedykolwiek oglądałam nawet lepszy niz "Twin Peaks" które do tej pory uwazalam za najlepszy. Niesamowite są charaktery postaci , jak zmieniaja sie z kazdym odcikiem , przechodza metamorfozy, muzyka, klimat .....
Zgadzam się z tobą. Ale poczekaj, jak obejrzysz do końca. Najlepsze jeszcze przed tobą. :)
Ja ogladam go non stop...juz przestałam liczyc, który to raz...to chyba jakas choroba :) Za kazdym razem odkrywam cos nowego...niesamowite...
To jeden z moich ulubionych seriali i tak naprawdę jeden z niewielu który nie został zniszczony kolejnymi seriami jak większość amerykańskich produkcji. Cała oryginalność tego serialu polega na bardzo skrupulatnym opisie bohaterów, tu nie uświadczysz "papierowych postaci", oglądając to człowiek odnosi nieodparte wrażenie że ogląda najprawdziwszych ludzi. Serial słynie z bardzo dokładnych portretów psychologicznych postaci.
Ogółem genialny, niebanalny i prawdziwy, doskonała muzyka Thomasa Newmana, dialogi zapadające w pamięć i klimat, rewelacja, polecam wszystkim który chcą spojrzeć na życie (i na śmierć także) z zupełnie innej perspektywy, ale uwaga ten serial zmienia ludzi.
Ten serial się czuje, oglądając go czuję się jakbym był jego częścią i ta muzyka momentami... 10/10
A ja po ostatnich 15 minutach ostatniego odcinka odczułem niewyobrażalny ból, traktowałem serial jako świetne spędzenie czasu, ale gdy się skończył poczułem pustkę, jakbym stracił najlepszego przyjaciela. Oczywiście 10/10
A jak wy rozumiecie tą podróż Clarie w ostatnim odcinku? To, że tak jedzie i opuszcza rodzinę, żeby spełnić swoje marzenia.
Kończy pewien etap swojego życia, nie chce skończyć jak Nate'a który żyjąc "nie tak, jak sobie to wymarzył" zawsze pozostał tylko cieniem swojego ojca.
W sumie serial, rzecz banalna, tasiemiec dla gospodyń domowych, ale miło jak ktoś zrobi coś na prawdę głębokiego. Kiedy oglądałam ten serial, oczywiście jak każdy w jednym ciągu (bo inaczej jest to nie możliwe) miałam wrażenie, że znam tych bohaterów osobiście, że zaraz wyjdę z domu i spotkam ich na ulicy. Na prawdę jest to seria wpływająca na myślenie o świecie, życiu i ludzkiej słabości. Szkoda tylko , że np. mój mąż nie mógł przebrnąć scen łóżkowych w wykonaniu miłych panów, których w serialu nie brakuje. Cieszy mnie fakt, że nie tylko ja uważam ten serial za wyjątkowy.
Często gdy oglądamy jakiś serial lub film i zrobi on na nas wrażenie nadużywamy wtedy stwierdzeń typu: genialny, arcydzieło. Później zabieramy sie za niego kolejny raz i bywa tak, że nie potrafimy dobrnąć do końca...A Sześć Stóp pod Ziemią to całkiem inna rzecz. 63 odcinki, które ogląda się nawet jeśli trochę nużą, choćby po to by dobrnąć do kolejnych epizodów, które chwytają swoją prawdziwością. W ogóle reżyserom i producentom udało sie stworzyć rzecz,w której telewizji nie da sie uraczyć,a mianowicie arcydzieło..Dla mnie to najlepszy serial, ze wspaniałą fabułą, trafnymi dialogami, wspaniałym aktorstwem, z pomysłem. Niewyobrażalnie wielopłaszczyznowy jeśli chodzi o znaczenia...Gdy kończy się ostatnia minuta zawsze mam wrażenie, że coś tracę...