"Jesteś nikim"
To nie feralna noc, a „crack” nadal wgryzający się w szare komórki Claire, powodował że ta z nosem utkwionym w przednią szybę, gnała zielonym karawanem na złamanie karku. Z dwóch pasażerów siedzących obok niej, tylko jeden był czujny.
Stań – wrzasnął Nate.
Samochód zatrzymał się z piskiem. Mocny braterski uścisk nie dał dziewczynie wyboru. Wyciągnięta bezceremonialnie z wnętrza auta nawet się nie broniła.
Chcesz nas pozabijać ?! Jesteś narkomanką?! Trzeba cię leczyć?
Obojętność małolaty nagle zniknęła.
Odwal się! Zjawisz się w domu raz do roku i myślisz, że wszystko o mnie wiesz?! Nie masz prawa mnie pouczać! Nie jesteś moim ojcem! Jesteś nikim!
Złość przeszła w zwątpienie. Nete skapitulował, ale kluczyki zabrał. Słowa Claire go dotknęły. Do tej pory widział w niej wyłącznie słodką małolatę. Przez myśl mu dotychczas nie przeszło, że jego brak w rodzinnym domu mógł ją skrzywdzić i wyziębić gorące niegdyś siostrzane uczucia. Ciekawe, czy braterskie były równie zimne?...
Gdzie ciało taty? - przywitał rzeczowo rodzinę David, zanim ta zdążyła przekroczyć próg domu.
O Boże...Wyleciało mi to z głowy. Powinniśmy byli zabrać go karawanem. Wybacz, postąpiłam niemądrze. - wytłumaczyła zrezygnowana Ruth i resztką sił weszła na piętro.
Brawo Dave! Matka ma teraz za mało kłopotów, co?- wypalił Nate na powitanie.
Federico czeka na dole.Im później zacznie, tym trudniejsza będzie rekonstrukcja. Ale co ty możesz o tym wiedzieć pakowaczu?
Pakowaczu? Jestem zastępcą kierownika wielkiego działu warzywnego! - wykrzyczał w swojej obronie prosto w twarz młodszego brata, Nate.
Jezu, najlepiej od razu zmierzcie sobie fiuty! - ostro przerwała wyrwana w tym momencie za świata zombie Claire.
Davidowi nie pozostało nic innego, jak dopiąć sprawy po swojemu. Odbierając ciało ojca, żadnym gestem nie zdradzał emocji, które się w nim kotłowały. Jeżeli w ogóle cokolwiek odczuwał, krył to w mistrzowski sposób. Przypomniał sobie ostatnią Wigilię i rozmowę z Nathanielem przy świątecznej choince. W fartuchu rzeźnickim wszedł do pokoju, by zapytać o chemikalia do balsamowania ciała, których akurat zabrakło mu podczas pracy w kostnicy.
- Usiądź koło mnie synu – rozbrzmiał ciepły ojcowski ton. - Odpocznij, napij się ze mną. W końcu są święta. - usłyszał, biorąc do ręki szklankę z Whiskey.
Ojciec niezmiernie rzadko wykonywał wobec niego podobne gesty. Z tego też powodu, każdy kolejny krępował go. Zawstydzał. Chciał skorzystać z zaproszenia, ale dystans, który czuł, okazał się nagle barierą nie do pokonania. Odmówił i odszedł. Obowiązki. Tylko one były najważniejsze. Teraz zabierał się do nich z równie zimnym podejściem. Wiedział, że mistrzem rekonstrukcji domu pogrzebowego „Fisher & Sons” jest Federico. Do swoich umiejętności miał nadal małe zaufanie, był jednak pewien, że czas, ćwiczenie i samodyscyplina, uczyni go kiedyś co najmniej dobrym w swoim fachu.Teraz kusiła go podana jak na talerzu sposobność zrobienia czegoś na przekór sztywnym regułom etyki. „Popsuć i zostawić” - pomyślał. Zemsta doskonała. Przy jego umiejętnościach nikt nie zarzuci mu celowgo działania, a i ewentualne błędy zostaną wybaczone...
Oporządzasz mnie? Jesteś w tym najgorszy.
Szyderczy śmiech Nathaniela stojącego tuż obok z papierosem w ustach, przegonił złowrogie myśli, zanim te zostały zmienione w czyn.
Dzięki, tato. Potrzebowałem zajęcia.
To poprzekładaj papiery...albo wymyśl nowy sposób księgowania. W tym jesteś dobry.
Wiem. I co zrobiłem? Chodziłem do szkoły, by się tego nauczyć. lnni na imprezach, a ja przy zwłokach... dorabiałem uszy z wosku.
Dobrze, że jeszcze nie straciłem jednego...
Robiłem to wszystko dla ciebie. Chciałem cię uszczęśliwić ty niewdzięczny skurczybyku!
Na ostatnie słowa Davida odpowiedziało wymowne chrząknięcie. W drzwich piwnicy stał Federico.
Dave? Chciałem tylko powiedzieć, że jestem – nieśmiało rzucił w stronę pracodawcy młody Latynos.
David dałby wiele, by znaleźć się teraz gdzie indziej. Najlepiej w ramionach osoby, którą naprawdę kocha. Przy kolacji i dekadenckim deserze, z których musiał zrezygnować. Obowiązki, te są przecież najważniejsze.