Właściwie przemyślenia po obejrzeniu tego serialu się nie kończą.
Wiadomo, że każdy może wszystko różnie odbierać ale ja chyba jestem w gronie tych osób, którym wręcz pomógł ten serial. Może to za duże słowo ale naprawdę wpłynął na moje postrzeganie tematu śmierci i w ogóle życia. Szczególnie, że dziwnie Akurat kiedy w końcu zabrałam się za obejrzenie tego serialu zmarł mi ojciec, nieco wcześniej miałam dołek życiowy i można się śmiać ale "głupi" serial dodał mi nowych i co ciekawe pozytywnych bodźców do przemyśleń na temat śmierci. Tak jakby paradoksalnie uspokaja(?). Przynajmniej są to moje odczucia.
Myślę, że każdy widz odnajdzie tam trochę siebie poprzez skojarzenia z własnymi przeżyciami. Zagrane tak jakby to była szczera prawda... Bo tak naprawdę to jest prawda. Już pomijając każdy osobny przypadek pokazania śmierci i historie tych zmarłych osób w różnych odcinkach, to nasi główni bohaterowie są pokazani jak prawdziwi ludzie, nie zawsze empatyczni, popełniający błędy.
Kiedy patrzyłam na kłótnie dojrzewającej Claire z matką, chyba nie tylko mi przypomniały się własne doświadczenia.
Uświadomienie sobie przemijalności i w ogóle czasu oraz jego indywidualnego końca, wartość życia i więzi międzyludzkich. Zrozumienie i zaakceptowanie inności. Wszystko to jest w tym serialu i właściwie jaszcze więcej. :)
Co do samego końca serialu...
Zauważyłam, że sporo osób odebrało śmierć Claire pesymistyczne. Ja osobiście zupełnie inaczej to zobaczyłam. Tak jak cały serial tak i koniec pokazywał rzeczywistość. To że moment śmierci nie zawsze następuje w otoczeniu kochających bliskich. Nie znaczy to, że byliśmy w życiu sami. Zdjęcia nad łóżkiem umierającej Claire i to jak wspomina całą swoją życiową drogę pokazują jak piękne miała życie. Akurat w momencie śmierci jest z nią tylko opiekunka ale myślę, że Claire jest szczęśliwa ze swojego życia. Mimo wszystko.