Ujmujący, prawie jak samo życie (choć nadal, to tylko serial;).
Mimo wszystko nie rozumiem dlaczego nie ma w nim choćby jednej z kluczowych postaci która nie byłaby podatna na zdradę. Zapewne, zamysłem było przedstawienie ludzi z krwi i kości, zbudowanie wielobarwnych postaci, ale czy osoba wierna swoim zasadom (w tym aspekcie) nie byłaby na tym tle, wyróżnikiem?!.
Można przyjąć, że obraz pokazuje rzeczywistość - jej ludzką stronę.
Można również, założyć, że trzy ostatnie serie, w których praktycznie każda z postaci zdradza swojego partnera i vice versa to komercyjna papka w której Twórcy nie mieli już z czego zaczerpnąć...
Hmmm... Ciekawe, że jakoś umknęło to mojej uwadze. Odnoszę wrażenie, że jeszcze najbardziej wierni sobie byli David i Keith, ale i tam - o ile dobrze pamiętam - też coś było nie tak. Co jednak jest ciekawe to to, że serial ten pokazuje ogrom bólu jaki wynika ze zdrady - nie jest to jakaś radosna propaganda takiego stylu życia. Zresztą chyba coś w tym jest, że w dzisiejszym świecie zdrada małżeńska (czy też "partnerska") jest chyba jedynym zachowanym żywym dylematem moralnym zlaicyzowanego człowieka. Może stąd ta jego wyraźna obecność w serialu, który miał ambicje poruszania najbardziej ważkich i poważnych kwestii życia człowieka.