Dobra. Przyznam, że się trochę pośmiałam i odcinek był lepszy od poprzedniego. Nie tylko ze względu na Stydię, choć w tej sprawie jestem nienasycona.
Parrish zabił mnie z tą reakcją na jego wartość - to było cudowne.
Trener dobry, jak zawsze, ale też jak zawsze - za mało go.
Derek i Malia? Podoba mi się ich współpraca i Derek według mnie mógłby być takim mentorem dla niej.
Meredith - TAK BARDZO MI JEJ SZKODA, bo liczyłam, że będzie jej trochę więcej. Cieszę się natomiast z tego, że młodzi poszli hen, nie byli przydatni.
Oczywiście, starszyzna też całkiem w porządku. Czekam na kolejny odcinek mniej cierpliwie, bo jednak.... NO, PO PROSTU CZEKAM.
I Derek jako hasło? Nie, nie, nie, nie zginie. Tak mi się wydaje.
I jak już kiedyś pisałam - obejrzę raz jeszcze i więcej na ten temat powiem. :)