Opinia o odcinku:
Generalnie przepłakałam ostatnie 10 minut, niestety ostatnie miniutki zostały poptute przez - jak to jeden e-kolega uroczo określił - Mojżesza Dżahę :D
Przede wszystkim - Clarke się u mnie zrehabilitowała. Tzn. kiedy coraz bardziej popadała w ten destrukcyjny szał subiektywnie mnie to wkurzało, gdyż drażnią wszelkie dramy, ale obiektywnie muszę powiedzieć, że miało to sens. Clarke coraz bardziej nurzała się w zbrodni, coraz bardziej miotała psychicznie i emocjonalnie, coraz bardziej zachowywała się jak przysłowiowy szczur w pułapce i zaczęła po prostu strzelać na oślep. Clarke dostąpiła w odcinku zaszczytu zagrania kilku naprawdę mocnych scen i jedyne czego żałuję, to braku prawdziwej załamki na koniec. Clarke trochę tak odeszła, jakby już szykowała się na nowe przygody czekające za lesistym horyzontem, a nie jakby właśnie straciła dosłownie wszystko.
Na szczególną pochwałę zasługuje Bellamy, który jako JEDYNY w tym zakichanym serialu pomógł Clarke w godzinie próby, pomógł jej nieść ciężar, wziął jego część na siebie, rozgrzeszył i wybaczył. Cała reszta dokładała jej do pieca, począwszy od Raven, skończywszy na Olivii w tym odcinku. No, w końcu Abby zdobyła się na pocieszenie córki, chyba sama doświadczając na własnych kościach, o co była stawka w tej grze. Tak ze hip hip hurra dla Bellamy i jego piegów: hip hip hurra! :D
Bardzo fajnie zaprezentowali się Dante i Cage w tym odcinku. Szczególnie Cage i jego miłość do ojca - suuuuuper, jakże mnie cieszy coś takiego! Coś czuję, że będzie mi brakowało takich złożonych postaci widząc panią czerwonym w końcówce :(
Jasper, Maya, Monty - :'( smuteczek.
Najważniejsze, że Monty żyje i jako jeden z ostatnich uściskał Clarke. Widok tego gościa w sweterku jest mi miły :) Podobało mi się też, że w tym morzu nieszczęść przynajmniej ojciec i syn (Miller?) mogli się spotkać.
Mojżesza nie będę nawet komentować. Jeżeli mają zamiar w przyszłym sezonie zrobić u Jahy kolejny wątek kolejnego nawiedzenia, bo znowu będzie miał jakieś urojenia, tym razem włożone w głowę przez program komputerowy, to padnę. Padnę i nie wstanę.
Ubolewam, że mój wspaniały Creepster nie wziął i nie puknął go w główkę jakimś kamyczkiem, bo normalnie patrzeć na tego dziada się nie da :/
Podsumowując - zakończenie było gorzkie, tylu zginęło, poplecznicy Arki zginęli i oddaję tu hołd Mayi za jej znaczący tekst o tym, że nie są niewinni. Body count był wysoki, ale jednak twórcom udało się to wszystko ubrać w formę, w której nie była to "tępa" rzeź nastawiona na szokowanie widzów i wszystko było takie surrealistyczne. Jak obrazy Dantego.
Przeżyli 100 lat w bunkrze. Brakowało im tylko 48 godzin do wyjścia. To jest niesamowite.
Podsumowanie sezonu:
Sezon oceniam bardzo dobrze za wyjątkiem motywu z rakietą oraz za wyjątkiem Zyeba Dżachy. Było mnóstwo szarości, dwuznaczności, były nowe sojusze, przyjaźnie i zdrady, Ziemia zaczęła już na dobre brać we władanie Arkę, nikt się nie uchował przed przemocą i destrukcją.
Miałam też kilka rozczarowań: Raven i Jaha z moich ulubieńców stoczyli się na sam dół na mojej drabince "lubienia", Lexa w ostateczności nie spełniła pokładanych w nią nadziei, Bell został sprowadzony do roli Kalego: zrób, załatw, pozamiataj i jego rozwój mimo ładnego początku sezonu utknął w szybach wentylacyjnych MW.
Całkowitą pomyłką był Finn.
Dla równowagi było kilka miłych niespodzianek: Dante, Maya i Cage mimo dziwnych początków zakończyli sezon w glorii, Murphy - same plusiki, Wick, kilka postaci całkowicie pobocznych, jak ta dziewczyna pomagająca Clarke, która zaistniała na początku sezonu i zabłysła w finale (mam słabość do takich osób ^^), czy ojciec Mayi i jej kolega, nawet Emerson.
Bez zmian: Octavia, Lincoln (choć ten miała kilka dobrych scen, nie powiem), Kane, Abby (falowo: raz lepiej, raz gorzej). Monty i Jasper też bez zmian, ale to się akurat chwali, bo zmiana mogłaby być tylko na minus ;)
Dobry sezon mimo kilku wpadek, romanse ograniczone do minimum, w większość wiarygodny rozwój bohaterów, dużo prawdziwych tragedii ale też pozytywnych, wzruszających momentów, wartka akcja (oprócz dwóch odcinków po rakiecie) - dobry sezon :)
Zadowolić się wszystkich nie da - wszelkie próby są skazane na niepowodzenie i staną się jeno źródłem frustracji. Dla niego i dla fanów :)
O co chodzi w twoim ostatnim akapicie? :)
a widziałem jego wypowiedz na pytanie o szanse sprowadzenia Alycii na s3
zaznaczył, że sezon spin-offu TWD ma tylko 6 odcinków a poza tym to wkońcu TWD gdzie bohaterzy szybko umierają więc ma nadzieję że i bohaterka grana przez Alycie długo nie pociągnie:D
oj Jason Jason...dla niej TWD to super okazja i oby występowała długo w obu odcinkach bo czasowo pewnie będzie w stanie
Wiem, widać wyraźnie, że facet stara się na siłę wszystkich zadowolić małymi kroczkami :D
Clarke wcale nie jest taką ulubioną postacią, siedzę od jakiegoś czasu w fandomie The 100 że się tak wyrażę i bardzo często widzę, że głównie dlatego ją tak lubią, bo parują ją z Bellamym. Przynajmniej ja mam takie odczucia ;) A Bell zdecydowanie jest najpopularniejszym charakterem. Wiem, że to może brzmieć jakbym faworyzowała czy coś, ale ja naprawdę jestem obiektywna tutaj i piszę to co widzę ;)
Oj, nie widziałam tego gdzie tak powiedział, ale zdecydowanie przesadził. Zwłaszcza, że spin off TWD ma już zamówione 2 sezony na start, ale mi to obojętne bo mi jakoś pani komandor nie będzie brakować :D
http://www.tv.com/shows/the-100/community/post/the-100-blood-must-have-blood-par t-2-photo-recap---act-3-1426195224/
photo recap jeśli ktoś chce :D
ostatnie obrazki z Jahą najlepsze:D
"Can you make me intresting"
"Intresting yes, likeable, no"
"I"LL TAKE IT":P:P:P
Tylko że w każdej takiej sytuacji każdy inny wcześniej darł ryja do Clarke: "zrób coś"! "ratuj ich!", "ratuj Finna!", "ratuj Bellamy!". A jak się nie udało, albo były problemy to było, że to wina Clarke, że to ONA powinna się bardziej starać.
Bell jako JEDYNY powiedział, że jego siostra to jego odpowiedzialność i nie kazał Clarke jej ratować samej kosztem jej higieny psychicznej.
To spora różnica moim zdaniem.
jeśli chodzi o podsumowanie to pożegnanie Bellamyego i Clarke było dla niej równie trudne jak pożegnanie z Finnem a wtedy Finna żegnała na zawsze a Bella do nastepnego razu co do wykroczeń Clarke
-w tym sezonie pomińmy 300 z finału pierwszego
-utukła Finna w obronie pozostałości setki dla sojuszu
-pozwoliła z Lexą utuc TONC DC
-zabiła zwiadowce MW
-WYBIŁA CAŁĄ GÓRE BEZ OGRANICZEŃ WIEKOWYCH I CO NA TO Ekipa z Arki ?
why?????
POWINNA WZIĄĆ BELLA ALBO ON NIECH ODPOCZNIE I RUSZY ZA NIĄ NIECH WSPÓLNIE SZUKAJĄ LEPSZEGO ZAKOŃCZENIA DLA SIEBIE
wybicie całej góry... przecież oni mieli już uleczonych strażników, część ludzi też była uleczona
a padli wszyscy oprócz krUla i emersona
ale i tak cały sezon mi się podobał, a motyw z ponownym użyciem bomby atomowej przez nawiedzone komputerowe babsko... no nic, czekam z niecierpliwością:D
w którymś momencie odcinka emerson mówi Cageowi , że uleczeni żołnierze polegli chyba w wyprawie po Abby i reszte i z uleczonych został tylko on i Cage , pyta wtedy czy ma iść z grupą żołnierzy w skafandrach po Clarke do miejsca dowodzenia ale Cage każe iść mu sam, czyli nie ma więcej żołnierzy
A już tak merytorycznie wracając do odcinku...Clarke/Bell/Monty zapomnieli o Emersonie??
Tak wszyscy szczęśliwie powrócili do domku a ta przebiegła łajza nie może np wrócić i odpalić rakiet??
ok ale o tym wie tylko Mojżesz i Alie:D
natomiast ewidentnie umknął naszym bohaterom Emerson a to wyszkolony marines wiec nie znowu takie małe zagrożenie
Akurat Jaha - Mojżesz i cały wątek jego i Johna najbardziej mi się podobał i najbardziej intryguje. Nie mogę się doczekać 3 sezonu, żeby dowiedzieć się o co chodzi z tym pseudo mieszkankiem co znalazł John i Tym programem co czekał na Jaha'e. Można przeczytać książkę, ale w Polsce nie wyszła i pewno nie wyjdzie.
1 część książki wyszła w Polsce i diametralnie się różni od serialu. Książkowy pierwowzór rządzi się swoimi prawami, a telewizyjna wersja swoimi :D
Mi się wątek średnio podobał, ale cieszę się w sumie, że powstał.
Program komputerowy, to pewnie sztuczna inteligencja, która rozpętała wojnę. Tak jak mówił facet z filmu, "ona" dostała kody startowe", "nie mogłem jej powstrzymać".
Wszystkie bomby zużyła, a ludzie nadal żyją. Teraz pojawił się Jaha z "prezentem" i można coś wykombinować na nowo.
W sumie tak krytykujecie, że teraz będzie głupio, ale chyba lepiej, że twórcy wymyślają coś nowego na każdy sezon.
Bo inaczej musieliby non stop walczyć z Ziemianami, spiskować, zdradzać i w końcu ile sezonów mnożna nakręcić o tym samym?
Tylko mnie się wydaje, że serial zaczyna stawać na coraz wyższym poziomie? Fabuła coraz ciekawsza, postacie się ciekawie przemieniają, klimat i napięcie boskie. Jedynie irytuje mnie wepchnięty na siłę wątek Jahy.
Dobry sezon, najbardziej przypadła mi do gustu przemiana Clarke, jej interakcje z Lexą i to jaki miały na siebie wpływ. Można się trochę czepiać szczegółów tego całego konfliktu z Mount Weather, ale wymyślili co wymyślili i w miarę zgrabnie zamknęli wątek.
Co do przyszłości no to cóż, CoL jest trochę ciekawsze z tą AI. Pewnie będzie pojedynek Murphy vs opętany Jaha :D Swoją drogą dopiero teraz zaczaiłem, że ten koleś z nagrania właśnie mówi o tej AI. Może to twórca, któremu sztuczna inteligencja wymknęła się spod kontroli i rozpoczęła wojnę nuklearną, peszek :D
No i jeszcze Clarke-pustelnik, ciekawe jak szybko trafi do Lexy :)
Wg mnie wątek MW zakończył się dobrze :) Właśnie wszyscy czekali na wielką bitwę, a tu na koniec mieliśmy zdradę Lexy, szaleńcze wysysanie krwi z ofiar, przerażenie, napięcie, strach o bliskich, absurdalną scenę w jadalni z ładnie ubranymi mieszkańcami MW, świetne sceny Cage'a i Clarke i w gruncie rzeczy... spokojne zakończenie konfliktu. Było całkowicie wbrew oczekiwaniom. I dobrze!
Cóż... Jestem zaskoczona... :) Wątek Mojżesza... co to ma być ja się pytam :D najpierw widzimy jakieś wielkie post-apokaliptyczne monstrum które wpierdziela nam bohaterów, rozwala łódkę, a potem... Murphy znajduje sobie fantastyczną miejscówkę z zapasami jadła i napoju na kilka lat a nasz Prorok trafia do willi z elektroniczną laską na pokładzie. Jak to się dalej potoczy... nie mam pomysłu, ogólnie nie leży mi ten wątek, zbyt czysto, wręcz sterylnie zbyt nowocześnie. Murphy! wracaj do Arki Jahę możesz zostawić :D
MW... tutaj też zaskoczenie. Przy życiu zostali praktycznie wszyscy z Arki z MW chyba tylko Emmerson (nie zapominajmy o tym Panu on się pewnie jeszcze pojawi ;)) Co to postaci Clarke - Postawiła wszystko na jedną szalę i wygrała uwolniła swoich, zabiła wrogów bez pomocy zdradzieckiej Lexy ;) ale nie ma nic za darmo - trudna decyzja (kolejna) pewnie spowodowała całkowitą dewastację umysłu ;) i teraz mamy dwa wyjścia albo się kobitka załamie i w tym lesie będzie żyć jak pustelnik albo będzie chciała zemsty i pomknie se na piechotkę do Polis żeby ubić Lexe.
Bellamy - wierny żołnierz swej księżniczki, pomaga, wspiera, wybacza i... pozwala odejść :) ogólnie postać na plus podejrzewam że po odejściu Clarke (ona na pewno szybko do swoich nie wróci) zrobią z niego lidera Arki
Monty - jak to Monty sympatyczny jest... nawet jak czynnie uczestniczy w uboju wroga ;D
Lincoln - trochę się spóźnił na imprezę w MW ale za to zaliczył wisienkę na torcie...
Jasper i Maya - tak jak podejrzewałam drama... ona nie mogła wyjść z tego cało
Oktavia - spokojnie mogę ją nazwać szalupą ratunkową Clarke. Potrząsnęła nią wtedy kiedy trza było ;) na plus scena walki, wyrobiła się, a takie to słodkie dziewczę było na początku 1 sezonu ;)
Raven - ufff... żyje i to jest najważniejsze... bez niej kolejny sezon nie byłby już taki "bombowy" ;) byle jej tylko już nie krzywdzili mogą przerzucić się na Jaspera on i tak już cierpi ;)
Ogólnie odcinek super, dobrze pokazał jakie zmiany osobowościowe zaszły u naszych bohaterów. To już nie są "niewiniątka" które nie potrafią sobie poradzić w nowym otoczeniu. Jeśli trzeba będzie będą walczyć o swoje, zawierać sojusze, mordować... tak jak Jason obiecywał wątek MW jest zakończony i dobrze. Czas zostawić starych wrogów i zmierzyć się z nowymi. Intryguje mnie wątek ludzi/królowej lodu. Może Clarke w ramach zemsty zrobi jakiś deal z tą nacją. Fajnie by było gdyby JR poszedł w tym kierunku tym bardziej że nasza Heda nie pała do nich specjalną sympatią ;D
Trochę dziwne zakończenie moim zdaniem, najpierw zbierają całą armię i zapowiadają wielką bitwę a za chwilę kilka osób i jeden komputer zabija prawie wszystkich w MW. Po wszystkim zostawiają bezpieczną bazę przeciw atomową z zapasami jedzenia, broni leków itd. i wracają do obozu w lesie, gdzie Ziemianie mogą ich zabić kiedy chcą i gdzie nie ma jedzenia. Wiem, że to Science-Fiction, ale może trochę jakiegoś zdrowego rozsądku by się przydało bo serial nie jest zły. Jedyne na co warto czekać to jak się rozwinie sprawa z hologramem w willi bo to będzie chyba temat przewodni sezonu 3 - walka ludzie - roboty.
Wydaje mi się że dobrze zakończenie wymyślili. Wszyscy się spodziewali że Arkowcy z Ziemianami zrobią wielką rozpierduchę w MW, tym przychylnym oddadzą dobrowolnie szpik. Clarke z Lexą wspólnie zatriumfują po czym legną razem w łożu :) Tu się skończy sielanką a Jaha znajdzie coś co będzie zapowiedzią fajnego trzeciego sezonu. A tu d...a. Tyle przygotowań i poświęcenia dla sojuszu. Więc gdy Lexa zdradziła Clarke to byłam solidnie wk... Niech mi nikt nie mówi że też nie byli. Ja raczej spodziewałam się romansu tych dwóch.
Myślę że przy powyższym zakończeniu wszyscy narzekaliby że to takie przewidywalne itd.
ps. co prawda już się przyzwyczaiłam że w tym serialu uśmiercają bohaterów jak leci, ale strasznie było mi szkoda Foks, zdążyłam już ją polubić. Dobrze że Harper przeżyła. tak jak szkoda mi było tego chłopaczka, blondynka który spadł ze skały ratując swoją koleżankę. Razem z dziewczyną z warkoczami tworzyli fajny duet.
Powiem szczerze, że romanse mnie nie interesują byle by się działo, a tu mało się działo - klik, klik i ludzi z Mount Weather nie ma, to po co kilka odcinków o sojuszach, wojnie. Odcinek nudny.
Właśnie po to żebyś był zaskoczony. Po wszystkich odcinkach przygotowań i sojuszu wszyscy spodziewali się wielkiej bitwy. A twórcy postanowili jednak wybić wszystkich niewinnych z MW co od początku było najprostszym rozwiązaniem.
Mi to wygląda, jakby pomysł związku Lexy z Clarke się nie przyjął i twórcy zaczęli na szybko dokonywać poprawek. Dlatego cały sezon był bardzo dobry, a koniec - robiony na szybko - niedopracowany i nielogiczny.
Zdrada przez Lexe była bardzo nielogiczna, cały czas przedstawiali ziemian jako wojowników żądnych zemsty " krew za krew", a tutaj odchodzą po odzyskaniu swoich ludzi... Przecież nic nie stało na przeszkodzie, że mogła zostać i walczyć dalej.
Mojżesza nie będę komentował, ostatnia scena żałosna mogli się lepiej postarać, równie dobrze ten serial mógłby się tak skończyć.
Dokładnie! Ja też kompletnie nie rozumiem zachowania Lexy, największy nonsens jaki widziałam w tym serialu. Ziemianie sami podkreślają, że żyją tak, aby przetrwać, wojna wymaga ofiar, a zmarłych nie trzeba opłakiwać. Więc od razu zadałam sobie pytanie gdzie w tym wszystkim mieści się ta absurdalna decyzja o zerwaniu sojuszu i odwrocie.
Najpierw Lexa pozwoliła zabić 250 swoich ludzi, potem wielu zginęło przed bramą do MW, nie zliczymy nawet tych którzy umierali po drodze w czasie zawierania sojuszu.
Od początku wychodzilam z założenia, że zawierają rozejm dla zemsty na ludziach z gór - za kwaśną mgłę, za przemienianie w kosiarzy oraz oczywiście po to by uratować uwięzionych. Jednak wyszło na to, że zrobili to tylko po to żeby odbić garstkę, podkreślam garstkę swoich ludzi - w porównaniu do ofiar które zginęły po drodze. I gdzie tu jest sens?
Gdyby chodziło o ludzi z Arki - jasne, to bym zrozumiała, oni kierują się emocjami, ich życie nie żądzi się prawem przetrwaj/ walcz/ zgiń, więc mogliby ryzykować wszystko nawet dla jednej osoby, ale litości - nie bezwzględni ziemnianie!
Mało tego, przypomnijmy sobie dlaczego ziemianie w ogóle zgodzili się na rozejm? Ponieważ mieli szansę uleczyć kosiarzy. Wydaje się oczywiste, że skoro zdradzili ludzi z Arki pod MW, to nigdy już kosiarzy nie odzyskają, Lexa musiała zdawać sobie z tego sprawę.
Jednym słowem, to było słabe...:/
Śmierć ludzi z MW brutalna ale nie ukrywajmy zasłużona. Byli swoistego rodzaju wampirami.
Podejrzewam że Clark uda sie do Lexy... Co do Jahy Mojżesza to nie wypowiem sie na temat tego tematu z prostej przyczyny, iz nie wiadomo co bedzie dalej czy bedzie to mialo jakąs logiczną ciaglość. No i dzieku temu mamy kolejną tajemnicę. Kto wie czy podziemia tamtej latarni oraz budynku nie sa zamieszkałe...
Generalnie wszystko już zostało powiedziane w wcześniejszych postach.
Ja bym chciał tylko pogratulować twórcom, że pomimo tego, iż jest to serial kierowany do młodzieży twórcy nie boją się pokazać trudnych, nieraz dosadnych scen oraz konsekwencji z tego wynikających. To nie jest bajkowy świat, gdzie wszystko się dobrze kończy. Maya naprawdę mi szkoda, ale chyba zdawała sobie sprawę, że może tego nie przeżyć. Jej tekst na końcu naprawdę poruszający i świadczący o jej dojrzałości.
Dante oraz Cage można powiedzieć dostali to na co zasłużyli. Szczególnie Cage zasługuje na swój los, po tych wszystkich okrucieństwach, których się dopuścił ( swoją drogą zabawnie wyglądał z tym plecakiem w środku ciemnego lasu xD ).
Jak chodzi o Clarke to naprawdę współczuję z powodu decyzji jaką musiał podjąć,ale nie mieli za specjalnie wyboru. Na pewno to wszystko co przeżyła wpłynęło na jej psychikę. Pytanie teraz w którą stronę rozwój tej postaci pójdzie.
Końcówka z kanclerzem to nie wiem co mam powiedzieć. Co to w ogóle za wyspa. W jaki sposób rakieta, która rozbił się na środku pustyni została przetransportowana na tą wyspę. Kto tą sztuczną inteligencję zaprojektował ? Na co jej budowanie bomby atomowej ? Coś nie chce mi się wierzyć ,że nikt tym nie steruje.
Podsumowując sezon bardzo udany, dużo lepszy niż hermetycznie czysty sezon 1. Widać ,że twórcy poszli po rozum do głowy.
Pozostaje tylko czekać na kolejny sezon 3 a w międzyczasie może twórcy wyjawią parę sekretów.
Wiadomo, że hologram ma ludzi od czarnej roboty
Spotkaliśmy już chyba jedna z nich..to ta gdzie była Emori - pytała się Jahy czy mają jakaś technologie- pewnie przeszukują okolice za częściami do rakiet. Na plaży było widać różne podzespoły jak Murphy szedł do latarni
W takim razie czyżby ludzie w MW i Ziemianie nie byli jedynymi, którym udało się przetrwać ?
Ciekawi mnie kim był ten koleś, którego Murphy widział na nagraniu. Być może to właśnie on zaprojektował tę sztuczną inteligencję tylko, że wymknęła mu się z pod kontroli. Ja w tym widzę taką trochę podróbę Skynet - u.
P.S
Na koniec rzecz, która mnie trochę rozbawiła. Murphy wchodzi to tego bunkra, a tam świeżo zapakowane kanapki. XD jakby je ktoś przed chwilą przygotował. Wiem, że jest to może nieistotny szczegół, ale być może twórcy chcą nam zasugerować, że ktoś tam poza nimi jeszcze jest :). Czas pokaże.
Jakie kanapki, zwykłe sucharki, pewnie liofilizowane, o ile przy sucharkach to możliwe:d
Mnie raczej ciekawi, gdzie się podział trup z tego nagrania.
Ano prawda. Ktoś go musiał uprzątnąć. Pozatym w karawce był alkohol i wszystko było idealnie wysprzątane. Zero kurzu.
Pewnie Skynet ma drony sprzątające;)
Widziała, że się zbliżają to posprzątała - jakie to kobiece (w niepoprawny politycznie sposób:d)
Nie nastawiajcie się na żadne logiczne wyjaśnienie tych faktów. W tym serialu po prostu tak jest :P
Pewnie latarnię odpaliła zdalnie sztuczna inteligencja (w końcu sama powiedziała, że na niego czekała).
A muzyka włączyła się kiedy Murphy odsłonił kolektor słoneczny.
O ile pierwszy sezon był 90% nędzy ukrywanej pod przygodnym seksem i dobra końcówka, to tutaj odwrotnie.
Całość była bardzo dobra, ale ostatnie odcinki znów zasłane brakiem logiki (z dodatkiem powieleń z pierwszego sezonu)
Maya umarła po 30 sek, a wcześniej jak kogoś napromieniowało, to konał godzinami.
Jasper nie skojarzył, że szpik jest w sali obok (z której wyszedł).
Lexa zdradziła - kosmiczny absurd! Jest dokładnie tak, jak napisał Dager91, miała być "krew za krew" a potem sprzedała ludzi z arki i zdradziła swoim (którym naobiecywała zemstę za tandc i 97 lat używania ich bliskich jako żniwiarzy i punktów krwiodawstwa). Spodziewałem się zdrady Lexy, ale w przeciwną stronę, że choć powiedziała Clarke, że zabiją tylko żołnierzy i dowódców, to jak znajdą się wewnątrz powie: "zabijcie wszystkich".
A jeśli już zdradziła, to powinna od razu rozwalić obóz ludzi z Arki, by uniknąć odwetu za zdradę.
I jak przewidywałem, z romansu Lexy z Clarke nic nie wyszło:p I tyle z jej biseksualizmu:d
Wątek z Jahą zaśmiecał sezon, zresztą jak połowę poprzedniego.
Reszta lepiej lub gorzej - ogólnie to postacie jakoś się specjalnie nie rozwinęły.
Bell zmienił się w niezłą postać (jakby się scalił z cechami Finna z początkowych odcinków).
Clarke pozostała drętwa, jak w tamtym sezonie. Nawet jej "zagazowanie" było kopią ognistego Bum z finału tamtego sezonu:D
Zresztą podobnie jak z Raven, tam ranna na koniec, tutaj też...
Zdrada Lexy jest kuriozalna z dwóch powodów.Po pierwsze skoro dogadała się z Cagem to powinna pojmać resztę sojuszników i dostarczyć górze a tak zostawiła przy życiu potencjalnych wrogów.Po drugie nie negocjuje się gdy ma się wygraną bitwę i można się pozbyć znienawidzonego wroga raz na zawsze.
No to faktycznie głupie było niemożebnie. Lexa miała w reku wszystkie karty. WSZYSTKIE. Swoich ludzi na zewnątrz, Arkę u boku, otwartą bramę, armię za sobą.... i co robi? Odchodzi. Zostawiając zdradzonego sojusznika oraz całego i zdrowego odwiecznego, śmiertelnie niebezpiecznego wroga dysponującego czerwonym guziczkiem z rakietami i z lekarstwem na jedyną rzecz, która do tej go ograniczała. Pogratulować wypada :D
Moje wytłumaczenie tej decyzji to typowy dla tego serialu upiorny pragmatyzm - zdała sobie sprawę że jej ludzie i ich krew nie są już MW potrzebni - więc nie są celem polowań dla MW tylko Arkowcy ze swoim szpikiem. Myślałem, że to ona wydała Abby, Kane'a i Millera góralom, a jako to faktycznie się stało? Oddział strażników z MW porwał ich z Tondc a Millera spod wrót ??? Clarke zdążyła zwiać do tuneli ? A czy w wyprawie na MW nie było więcej ludzi - strażników z Arki ?
Oglądam wszystkie seriale jakie się da "z tych lepszych z oceną min 7.5
i powiem szczerze że nie znalazłem lepszego do tej pory który trzyma lepsze napięcie !
-----------------
Jedyny chyba był lost co można go troszkę porównać
Bardzo dobry finał, dobrego sezonu. Już dawno żaden serial mnie tak nie "oczarował"
Zastanawia mnie czy będzie nam dane poznanie historii ziemi po detonacji bomb. W końcu film z końca pochodził z 2052. A ja przepadam za takimi zabiegami w serialach i filmach.
Twórca serialu coś mówił o chęci nakręcenia spin offa, który będzie prequelem o ziemianach.
Pytanie tylko czy do tego dojdzie i sam serial "The 100" będzie kontynuowany po 3 sezonach.
Wszystko zależy głównie od oglądalności, a z tego co mi wiadomo 2 sezon miał niższą frekwencję niż pierwszy mimo,
że był wyraźnie lepszy, mniej dziecinny i z większym rozmachem.
Jeżeli chodzi o fabułę:
1. Może to i zabrzmi okrutnie, ale podobało mi się, że Maja zginęła. Nie żebym jej nie lubiła, była bardzo porządną postacią, zwłaszcza pod koniec i w żadnym wypadku nie życzyłam jej śmierci, ale było to prawdopodobnie najlepsze z możliwych rozwiązań. Jeżeli jest jakaś część tego serialu której nie brakuje niczego do perfekcji jest to branie pod uwagę konsekwencji czynów bohaterów, coś co było częścią serialu od samego początku. Wydaje się, ze uda się uratować Charlotte i nic z tego. Finn jakimś cudem nie zginie. Nope. TonDc nie zostanie zbombardowane? Haha, sorry, 250 osób w plecy. Nie ma cudów. Dlatego też od dawna spodziewałam się takiego rozwiązania dla Mount Weather w ogóle, choć może z trochę innej strony (Trigedakru postanawiający wykosić wszystkich w Górze z zemsty i żeby zapobiec pobieraniu krwi z Clarke która decyduje się nie sprzeciwiać rzezi). Ma to dużo sensu i dobrze pokazuje naturę wojny. Nie mam pojęcia co Emerson wykombinuje żeby się zemścić, ale może to być dobre. I cieszę się, że to on został przy życiu a nie Cage, którego przetrwanie byłoby trochę za bardzo cliche.
(Tak czy inaczej, Clarke mordująca Mayę, Lee i innych którzy jej sprzyjali tworzy ładne zestawienie z końcówką poprzedniego sezonu, gdzie dziewczyna spaliła żywcem nie tylko 300 wojowników z Trigedakru ale też swoich własnych ludzi którzy nie dali rady na czas dotrzeć do statku/uciec. Bellamy, Octavia, Murphy, Finn, Monroe i Sterling nie byli w końcu jedynymi osobami które zostały na zewnątrz. Osiemnaścioro dzieci zginęło jeszcze przed bitwą, 48 + Raven jeszcze żyło gdy Mountain Men nadeszli. Drew zginął gdy 100 próbowali opuścić swoją bazę i wpadli w pułapkę. To zostawia 28 nastolatków które zginęło podczas bitwy albo w ogniu, co oznacza, że kiedy zaraz przed przybyciem MM Clarke gapi się na spalone szczątki zarówno swoich wrogów jak i przyjaciół.)
2. Konwersacja którą przeprowadziła Indra z Lincolnem dała mi wiele do myślenia. Podobało mi się, że babka praktycznie pozwoliła mu odejść, miałam wrażenie że jeszcze zaraz doda „I pozdrów O ode mnie” (bo bądźmy szczerzy, ze wszystkich Sky Pople, tylko Octavia ją cokolwiek obchodzi), ale co wydało mi się najważniejsze to zwrócenie uwagi na fakt, że złamanie przez Lexę sojuszu może się jeszcze okazać beznadziejnym posunięciem politycznym. Jest to coś od czym zastanawiałam się przez ostatni tydzień dosyć silnie. Uwielbiam Lexę, nie miałam jej wcale za złe tego co zrobiła, ale tak czy inaczej przypominało mi to trochę za bardzo Krwawe Gody i tekst Tywina że „lepiej zamordować tuzin osób podczas kolacji niż tysiące na polu bitwy”. Można o KG dyskutować długo, ale wiadomo na pewno, że o ile początkowo załatwiło to sprawę, na długą metę okazało się katastrofalne w skutkach. A przy upadku MW możemy spokojnie założyć, że Dwanaście Klanów nie posiada obecnie wspólnego głównego wroga przeciw któremu mogliby się zebrać. A więc przymierze klanów które nie dość że jest nowe to jeszcze niezbyt solidne staje się nagle jeszcze bardziej niepewne. I chociaż doskonale zdaję sobie sprawę z tego, ze nikogo z pozostałych klanów nie obchodzą Sky People, może ich jak najbardziej obchodzić, jak Lexa potraktowała jedno z zawieranych przez siebie przymierz. Tak samo wiele rodzin w ASoIaF/GoT popatrzyło na KG, które oznaczały dla nich, że żadna ziemia nie jest święta, nikomu nie da się ufać a już na pewno nie Lannisterom/Boltonom/Freyom. A więc o ile plan bitwy był dobry, to możliwe że Lexa jeszcze pożałuje swojej decyzji.
Postacie:
Bardzo mi się nie podobało, że Fox została odstrzelona. Była w serialu od samego początku, aktorka też dawała radę. Można to było wykorzystać. Ale cóż.
Beznadziejne użycie Raven Reyes. Tsk tsk. Przez cały sezon dziewczyna tylko cierpi i cierpi, nic innego się z nią nie dzieje. Nie dostała nawet w przybliżeniu tyle uwagi na ile zasługiwała. Mam nadzieję że w 3 sezonie się to zmieni. Było jednak dobrze zobaczyć jak oddaje Jasperowi gogle – subtelnie ale konsekwentnie przez cały sezon widać było że je przetrzymywała żeby mu oddać, dobrze że miało to jakieś zakończenie. Jej relacje z Wickiem trochę przypominały w tym odcinku Rona i Hermionę czego bym się w życiu nie spodziewała, ale czemu nie. Ale w międzyczasie, Raven potrzebuje więcej uwago od Rothenberga. Niech jej dadzą coś innego poza romansem i torturami.
Murphy był strasznie w tym tygodniu murphiowaty i bardzo mnie to cieszy. Fakt, ze wszyscy, dokładnie wszyscy są pobici, wykończeni i złamani życiowo a Murphy siedzi sobie w ładnym bunkrze i popija whiskey jest jak dla mnie najbardziej pasującym do jego charakteru rozwiązaniem. Chociaż nie mogę wciąż zrozumieć dlaczego pierwszą rzeczą którą zrobił nie był prysznic. Jego reakcje na śmierć Craiga i kolesia który stworzył A.L.I.E. były świetne, doskonale pokazujące rozwój jego postaci. Zwłaszcza silna była jego odpowiedź na Jahę gadającego o swoim przeznaczeniu: „A co z przeznaczeniem Craiga?”.
Bardzo się podekscytowałam po zobaczeniu, że Erica Cerra pojawi się w tym epizodzie i moim zdaniem nie zawiodła. Przyznam, liczyłam na imponujące pustynne klimaty i postapokaliptycznym miastem przypominającym tą rodzinę na którą Jaha natknął się po przybyciu na ziemię, ale cóż. Mam tylko nadzieję, że planem A.L.I.E. nie jest rozwalenie świata, bo w porównaniu z konfliktami z poprzednich sezonów to nie byłoby w żadnej mierze fascynujące.
Monty mnie faktycznie zaskoczył. Może dlatego, że cały fandom uważa go za perfekcyjnego anioła (przyznam, ze mną włącznie) który nie jest w stanie popełnić błędu. Ale jeśli jest epizod który podważa to stwierdzenie, jest nim ten. Chłopak prawie jest nieporuszony przez rzeź którą pomógł spowodować co dało nam interesujący wgląd w jego charakter, coś co jest przewidziane w Fog of War, gdzie Maya ujawnia że MM mordują Trigedakru dla krwi i pyta się co mają zrobić jak nie to. Monty stwierdza że umrzeć i w finałowym odcinku dowodzi, że mówił serio. Nie maluje go to jako najbardziej niewinnego, ale to co dostajemy w zamian jest znacznie bardziej ciekawe.
Abby miała dobry moment, choć krótki. Głównym „problemem” z jej postacią który sprawił, że na nią narzekano przez ten sezon był fakt, że na Arce było moralnym kompasem, próbującym powstrzymać morderstwo 320 osób, wierzącym w the 100 itd. I to działało, ale tylko dlatego, że miała rację – równie dobrze jej czyny mogły być bardzo szkodliwe. A więc, pomimo dobrych intencji Abby była osobą z największym rozsądkiem właściwie przez przypadek. Oprócz doprowadzenia do egzekucji swojego męża wszystkie jej czyny były, słowami Lexy, „sercem a nie głową”, ukazując rodzaj moralnego idealizmu który do niedawna charakteryzował jej córkę (i do pewnego stopnia wciąż charakteryzuje). Ale po przybyciu na Ziemię ten sposób postrzegania spraw stał się błędem ponieważ nie było już żadnej innej opcji w którą po prostu trzeba było wierzyć. Widać, że jest kompletnie zmiażdżona przez decyzje które podejmuje jej dziecko i ma to całkowity sens. Ziemia nie uczy się wiary w marzenia, ona cię uczy, że musisz być zawsze przygotowany poświęcić wszystko dla własnego przetrwania bo inaczej umrzesz. A potem i tak pewnie umrzesz. To nie jest łatwa lekcja to zrozumienia i Abby spędziła sporo czasu desperacko próbując się od niej uwolnić. Jej linijka o dobrych ludziach nie istniejących ukazuje jednak, że postanowiła zaakceptować obecny stan świata, co wskazuje na spory rozwój jej postaci.
Jaha mojżeszuje, mojżeszuje i nic dobrego z tego nie wychodzi. Nikt absolutnie się tego nie spodziewał, wszyscy w niego wierzyliśmy. Aczkolwiek muszę przyznać, że nie wierzę, że będzie chciał zniszczyć świat. Był raczej wstrząśnięty podobną możliwością, i to nie w dobry sposób. Myślę że raczej odblokował coś niechcący i teraz będzie musiał to naprawić. Jak na razie tylko mi przypomina jak bardzo tęsknię za Wellsem (btw, gdyby w 3 odcinku 1 sezonu zamiast Wellsa zginął Finn… można pomarzyć).
Jednym z najsłabszych punktów w poprzednim sezonie było jak przyspieszona była historia Lincolna i jak jego postać w ogóle Ne została scharakteryzowana. W tym sezonie postanowiono to najwyraźniej naprawić i nawet jeśli rozpoczęli tą wycieczkę trochę późno to tak ogólnie wyszło im to całkiem całkiem. Stworzyli postać która jest wojownikiem tylko i wyłącznie dlatego że musi. Dlatego też nie jestem pewna co myśleć o jego zabójstwie Caga, a raczej o sposobie w jaki tego dokonał. Był przy tym trochę zbyt spokojny i pewny siebie. Gra o Tron zrobiła coś podobnego z Aryą i dowiedli tym jak bardzo nie rozumieją postaci którą kierują.
Dobre chwile miała za to Octavia. Dziewczyna posiada ten luksus nie bycia u władzy co daje jej możliwość bycia kim sobie chce, w przeciwieństwie do Clarke, Bellamy’ego czy Lexy, którzy muszą w dużej mierze poświęcić swoje własne morale dla dobra większości. Nie jest w tym jedyna, oczywiście, ale prawdopodobnie ze wszystkich najwięcej ma przy sobie osób w pozycjach liderów. A Octavia tak naprawdę jest bardzo prostolinijną moralnie osobą która nie byłaby w stanie poświęcić kilku dla uratowania wielu. To sprawiło, że jej wyrzuty wobec Clarke brzmiały bardzo naturalnie i nawet jeśli zupełnie się z nią nie zgadzam, mogłam ją łatwo zrozumieć. Dodatkowo o ile aktorzy obchodzą mnie zazwyczaj mniej niż mało, muszę przyznać, że jeżeli miałabym wybrać ulubiony performance w serialu, skłaniałabym się ku Marie Avgeropoulos. Szczególnie jej sposób operowania głosem jest bardzo przekonujący, podobnie jak sceny w których ubijała MM. (Świetna była też scena w której pouczała Jaspera o tym jak sztyletować ludzi.)
W dużej mierze, ten sezon był sezonem Jaspera. Oprócz Clarke i Octavii dostał prawdopodobnie najwięcej przemian charakteru a także sporo uwag poświęconej jego relacji z Mayą i przywództwie 47 w nieobecność Clarke i Bellamy’ego. I chociaż wątpię by serial bardzo ucierpiał gdyby część tej uwagi została przekazana Mony’emu, Millerowi i Harper, i tak dostaliśmy porządnie wykonaną tragedię przybliżającą naturę wojny i jej skutki. Mam nadzieję, że jego konflikt z osobami którym ufał najbardziej zostanie jeszcze zanalizowany, bo jest to bardzo fascynujący wątek który warto przybliżyć.
Widziałam już osoby krytykujące Bellamy’ego za nieemocjonalne podejście do rzezi MM. Um, nope. Owszem, nie reaguje tak jak Clarke ale nie ma w tym nic dziwnego. To nie on zamordował Finna, nie ostrzegł TonDc przed zbombardowaniem, zabił Dantego, etc. Zanim Octavia została złapana próbował znaleźć inne rozwiązanie niż radiacja 5 poziomu pomimo braku czasu i faktu, że Clarke podjęła już decyzję (ekhm, tak jak Clarke z TonDc). Także pomimo wkładu w zamordowanie 350 osób w MW, trzon winy nie leży na nim, niezależnie od tego jak gotowy jest przejąć jej część od Clarke. Ale tak czy inaczej, plus dla chłopaka że jako jedyny jej nie dobijał oskarżeniami i zamiast tego przypomniał że są drużyną.
Clarke. Jak już wcześniej napisałam, to co zrobiła żeby uratować swoich ludzi nieszczególnie mnie zaskoczyło. I tak, było wyjątkowo problematyczne, jak większość rzeczy w serialu. Jej poczucie winy jest absolutnie zrozumiałe, ale nie uwierzę, że długo potrwa jej odseparowanie od grupy. Możliwe że natknie się na Emersona, co nie byłoby najgorszym rozwiązaniem. Na razie powstrzymuje się od oceniania niewiadomego. Podczas tego sezonu słyszałam parę osób narzekających na brak Bellamy’ego. Ale jest tego powód. W poprzednim sezonie Bellamy dostał przemianę na poziomie Zuko, transformując się z Jacka Merridew w porządnego lidera i postać pseudoojcowską. I chociaż Clarke była wciąż główną bohaterką, jej udział wiązał się przede wszystkim z fabułą i tym co robiła a nie kim była. W obecnej chwili te role się odwróciły. I bardzo dobrze. Jest wiele sposobów na ujęcie wątku przywództwa w ciężkich czasach tego jak wpływa ono na osobę i ukazanie go jako zadania które praktycznie wymaga poświęcenia własnej duszy dla większego dobra jest sposobem naprawdę dobrym i złożonym. (Przypomina mi szczerze mówiąc Xavrasa Wyżryna, ale nie sądzę by wiele osób kojarzyło.)
Ogólnie podwyższam ocenę i daję serialowi duży plus za to że poszli w takie tematy i nie bali się powalonych rozwiązań. Niektóre z najlepszych scen zostały zachowane na finał i zdecydowanie im się to opłaciło. O ile Gra o Tron pokazała że można wziąć świetną serię książek i stworzyć jedną z najgorszych adaptacji od czasu A:tLA, The 100 wzięło wyjątkowo słabą książkę i zrobiło z niej coś 20 razy lepszego. Było pokręcone, krwawe i chcę więcej.
Przesadzasz w sprawie GoT, saga wcale nie jest prozą jakichś wysokich lotów, nawet czytana w oryginale, a serial bardzo dobry, postaci nie ma spłyconych, Arya to jeszcze dziecko i moim zdaniem z tej perspektywy została w Got pokazana. Nie do końca rozumiem o co Ci chodzi z tym nie pojmowaniem specyfiki postaci, szczególnie Lincolna, on JEST wojownikiem, po prostu ma to we krwi, tak go ukształtowały okoliczności i wypada w serialu wiarygodnie.
Trochę pojechałaś też po bandzie z porównaniem Bellamy-Wyżryn, w końcu Bellamy nie musiał podejmować decyzji typu - zagłada nuklearna wielomilionowego miasta, Clarke już bardziej by pasowała, ale w mikroskali.
Serial zaskakuje mnie pozytywnie, bo na początku postaci słabo się rozwijały, teraz jest lepiej, nabierają wiarygodności, nawet matka Clarke, z tym że jednak nie charakterologia, a przygoda, odpowiednio podkręcona i pokręcona jest motorem The 100.
właśnie porównałam Clarke do Wyżryna, nie Bellamy'ego. Mniejsza skala, owszem, ale zawsze.
A scena w got o której mówiłam to moment w którym Arya zabija kolesia który zamordował Lommy'ego i szczerze mówiąc jest to jedna z najgorszych scen w serialu. Arya nie jest psychopatką albo niewyrośniętym asasynem, coś czego twórcy d&d jeszcze jakoś nie pojęli. Ale nie będę tu spamować moją nienawiścią to Gry o Tron bo po co. Powiem tylko że w porównaniu z książką The 100, ASoIaF to prawie że arcydzieło, a wziąć coś dobrego i to przerobić jest znacznie łatwiej niż stworzyć z gówna dobro.
Jeżeli chodzi o Lincolna to miałam na myśli między innymi tą rozmowę z Bellamym w 2x10, kiedy opowiada o tym jak jego ojciec kazał mu zabić człowieka z Arki i jak to jego środowisko zawsze bardzo się starało ukształtować go na zabójcę mimo że on sam tego bardzo nie chciał.
Co do GoT to faktycznie nie ma co się tu spierać, bo naspojlerujemy ludziom, ale nie zgadzam się z Tobą, zobacz sobie jak w realu walczą dzieciaki zmuszone do tego przez okoliczności, są okrutniejsze czasem od dorosłych, gdyż nie zdążyły się u nich ukształtować na dobre uczucia wyższe i jeżeli nie mają 'wrodzonego sumienia na wysokim poziomie' to sobie dowolnie kształtują pojecie dobra i zła.
Z kolei Lincoln ma moralny kompas wewnętrzny, co wcale nie przeszkadza mu być świetnie wyszkolonym WOJOWNIKIEM, ale z pewnością nie jest typem ZABÓJCY, a to dwie różne rzeczy wbrew powiązaniu i pozorom.
To źle widocznie zrozumiałem kontekst, bo napisałaś, że role w przywództwie się odwróciły, więc sobie pomyślałem, że masz na myśli przejęcie przez Bellamy'ego odpowiedzialności za napromieniowanie ludzi, a on 'tylko' przyłożył rękę, bo jak miałby sam decydować to myślę, że próbowałby innych sposobów.