Opinia o odcinku:
Generalnie przepłakałam ostatnie 10 minut, niestety ostatnie miniutki zostały poptute przez - jak to jeden e-kolega uroczo określił - Mojżesza Dżahę :D
Przede wszystkim - Clarke się u mnie zrehabilitowała. Tzn. kiedy coraz bardziej popadała w ten destrukcyjny szał subiektywnie mnie to wkurzało, gdyż drażnią wszelkie dramy, ale obiektywnie muszę powiedzieć, że miało to sens. Clarke coraz bardziej nurzała się w zbrodni, coraz bardziej miotała psychicznie i emocjonalnie, coraz bardziej zachowywała się jak przysłowiowy szczur w pułapce i zaczęła po prostu strzelać na oślep. Clarke dostąpiła w odcinku zaszczytu zagrania kilku naprawdę mocnych scen i jedyne czego żałuję, to braku prawdziwej załamki na koniec. Clarke trochę tak odeszła, jakby już szykowała się na nowe przygody czekające za lesistym horyzontem, a nie jakby właśnie straciła dosłownie wszystko.
Na szczególną pochwałę zasługuje Bellamy, który jako JEDYNY w tym zakichanym serialu pomógł Clarke w godzinie próby, pomógł jej nieść ciężar, wziął jego część na siebie, rozgrzeszył i wybaczył. Cała reszta dokładała jej do pieca, począwszy od Raven, skończywszy na Olivii w tym odcinku. No, w końcu Abby zdobyła się na pocieszenie córki, chyba sama doświadczając na własnych kościach, o co była stawka w tej grze. Tak ze hip hip hurra dla Bellamy i jego piegów: hip hip hurra! :D
Bardzo fajnie zaprezentowali się Dante i Cage w tym odcinku. Szczególnie Cage i jego miłość do ojca - suuuuuper, jakże mnie cieszy coś takiego! Coś czuję, że będzie mi brakowało takich złożonych postaci widząc panią czerwonym w końcówce :(
Jasper, Maya, Monty - :'( smuteczek.
Najważniejsze, że Monty żyje i jako jeden z ostatnich uściskał Clarke. Widok tego gościa w sweterku jest mi miły :) Podobało mi się też, że w tym morzu nieszczęść przynajmniej ojciec i syn (Miller?) mogli się spotkać.
Mojżesza nie będę nawet komentować. Jeżeli mają zamiar w przyszłym sezonie zrobić u Jahy kolejny wątek kolejnego nawiedzenia, bo znowu będzie miał jakieś urojenia, tym razem włożone w głowę przez program komputerowy, to padnę. Padnę i nie wstanę.
Ubolewam, że mój wspaniały Creepster nie wziął i nie puknął go w główkę jakimś kamyczkiem, bo normalnie patrzeć na tego dziada się nie da :/
Podsumowując - zakończenie było gorzkie, tylu zginęło, poplecznicy Arki zginęli i oddaję tu hołd Mayi za jej znaczący tekst o tym, że nie są niewinni. Body count był wysoki, ale jednak twórcom udało się to wszystko ubrać w formę, w której nie była to "tępa" rzeź nastawiona na szokowanie widzów i wszystko było takie surrealistyczne. Jak obrazy Dantego.
Przeżyli 100 lat w bunkrze. Brakowało im tylko 48 godzin do wyjścia. To jest niesamowite.
Podsumowanie sezonu:
Sezon oceniam bardzo dobrze za wyjątkiem motywu z rakietą oraz za wyjątkiem Zyeba Dżachy. Było mnóstwo szarości, dwuznaczności, były nowe sojusze, przyjaźnie i zdrady, Ziemia zaczęła już na dobre brać we władanie Arkę, nikt się nie uchował przed przemocą i destrukcją.
Miałam też kilka rozczarowań: Raven i Jaha z moich ulubieńców stoczyli się na sam dół na mojej drabince "lubienia", Lexa w ostateczności nie spełniła pokładanych w nią nadziei, Bell został sprowadzony do roli Kalego: zrób, załatw, pozamiataj i jego rozwój mimo ładnego początku sezonu utknął w szybach wentylacyjnych MW.
Całkowitą pomyłką był Finn.
Dla równowagi było kilka miłych niespodzianek: Dante, Maya i Cage mimo dziwnych początków zakończyli sezon w glorii, Murphy - same plusiki, Wick, kilka postaci całkowicie pobocznych, jak ta dziewczyna pomagająca Clarke, która zaistniała na początku sezonu i zabłysła w finale (mam słabość do takich osób ^^), czy ojciec Mayi i jej kolega, nawet Emerson.
Bez zmian: Octavia, Lincoln (choć ten miała kilka dobrych scen, nie powiem), Kane, Abby (falowo: raz lepiej, raz gorzej). Monty i Jasper też bez zmian, ale to się akurat chwali, bo zmiana mogłaby być tylko na minus ;)
Dobry sezon mimo kilku wpadek, romanse ograniczone do minimum, w większość wiarygodny rozwój bohaterów, dużo prawdziwych tragedii ale też pozytywnych, wzruszających momentów, wartka akcja (oprócz dwóch odcinków po rakiecie) - dobry sezon :)
Z tym, że jak dla mnie Lincoln ma wojowanie wpojone a nie we krwi i to jest ta różnica.
Role się odwróciły w sensie takim, że Clarke dostała w tym sezonie nacisk na rozwój postaci a Bellamy na fabułę.
Co do Aryi to ona właśnie miała to 'wrodzone sumienie na wysokim poziomie' i było to w książkach bardzo wyraźne. Dlatego robienie z niej killera to kompletne nieporozumienie.
W książkach może i tak, już dokładnie nie pamiętam, czytałem dawno i nieco po łebkach, do czego się bez bicia przyznaję, ale film to film i z jego konstrukcji wynika, że Arya jest wiarygodnie prowadzona postacią. Uważam, że wszelkie przenoszenie książek na ekran nie musi być dosłowne, ja wole jak reżyserzy modyfikują dzieła i pokazują swoje wizje, po co mi dosłowna książka na ekranie?
Lincoln ma we krwi wojownika z kompasem moralnym, a wpoić mu usiłowano rolę zabójcy bez sumienia, jest typem wojownika co widać przy sposobach podejmowania decyzji, wcale nie jest zachowawczą osobą, skłonną do wycofywania i muszącą przełamywać jakieś opory wewnętrzne. Mówię co widzę w filmie, bo prozy na której jest oparty nie znam zupełnie,
Sama książek the 100 nie czytałam, za wyjątkiem fragmentów, ale przejrzałam fabułę i recenzje i o jeżu. Przez pierwszy tom siedzą sami w lesie bez groundersów. Bellamy jest kompletnym lizodupą, większość postaci z serialu w ogóle nie istnieje (o ile wiem między innymi Lincoln) a głównym motywem jest trójkąt miłosny Bellamy-Clarke-Wells. Także nie dziękuję.
Jest różnica między dostosowaniem do adaptacji i brakiem zrozumienia materiału. Ale nie będę się już na temat GoT wypowiadać, bo o moim hejcie do tego serialu i D&D mogłabym napisać sagę długą jak asoiaf więc może lepiej nie.
1. Co mnie właśnie uwiodło w The 100 (i to od początku) to swojskie hasło starożytnych górali podhalańskich, czyli karma is b*tch. Syn Jahy zapłacił za grzechy ojca, Maya i MW za grzechy swoje i przodków itd. Można powiedzieć, że nie wszyscy, którzy zawinili zapłacili - ale mamy przecież jeszcze wątek pokuty, a także cierpień psychicznych, przytłaczającego poczucia winy. Na ten moment owszem, Clarke żyje, ale co to za życie, Finn zginął, Murphy odpokutował swoje winy, ale i tak wciąż widać, że go przeszłość gryzie, można by tak mówić o praktycznie każdym. Przemawia to do mnie. Chociaż w pierwszej reakcji na to, co zrobiła Clarke w Tondc stwierdziłam, że ona również musi umrzeć, to teraz widzę, że lepszą karą jest jednak ten ból, który teraz odczuwa, świadomość, ile straciła z naciskiem na swoją NIEWINNOŚĆ, a przynajmniej te resztki, które jeszcze w sobie miała.
Jedyną osobą, której takie rzeczy się nie tykają jest Psycho-Zyeb Jaha.
2. Te tzw. trudne decyzje, które zdominowały ten sezon były częściowo ok, częściowo nie. Dobrze porównałaś to z Krwawymi Godami, to jest podobny kaliber. Wielokrotnie się plułam na forum na tzw. "trudne, acz uzasadnione" decyzje Clarke w Tondc i Lexy w MW, które moim zdaniem były po prostu głupie. Clarke zawiodła zaufanie swoje do siebie samej oraz swoich ludzi, co podkopało jej własną samoocenę, a Lexa podkopała wszystko: swój sojusz, sojusz z Ludźmi Nieba (a sama nawet nie wie, czy może się jej kiedyś przydać), zaufanie do siebie jako dowódcy, wiarę w wyznawane przez Groundersów wartości itd. Każdy, kto ma jakieś pojecie o Tondc i MW już nigdy nie będzie mógł spojrzeć na Clarke i Lexę i nie mieć gdzieś z tyłu głowy zdradliwą myśl: czy następnym razem JA nie zapłacę za jakieś Wyższe Cele, ważniejsze od mojej dupy? Jak to powiedział Murphy: co z przeznaczeniem ofiar, tych na których Lexa chce tak buńczucznie budować swoje zwycięstwa?
Moim zdaniem prawdziwie ciężkie decyzje podjęte w tym sezonie, takie, które faktycznie były "bez wyjścia", które były rzeczywiście wstrząsające, to zabicie Finna oraz wybicie mieszkańców MW. TO było poważne i na poziomie. Zdrada Lexy i Tondc były głupie, krótkowzroczne i z militarnego oraz politycznego punktu widzenia wcale się nie opłaciły.
Raven - moja ulubienica (jak kiedyś Jaha ^^). Masz rację - w sumie nic tylko romansuje i cierpi. I dostaje zabawnych przypływów natchnienia jak doktor haus. Mnie doprowadzała do szału łażeniem za Clarke i wywieraniu na nią presji: najpierw, żeby ratowała Finna, a potem, żeby płaciła za nie uratowanie Finna. Wiem, że Raven ma poważny fandom wśród widzów The 100, ale mnie po prostu wkurza na maksa swoim MEGA FOCHEM na wszystko i wszystkich. Poza tym dopiero teraz widzę (wcześniej byłam nią zauroczona i przez to ślepa), jak ona wszystkich wokoło wykorzystuje, przecież nawet Finna wykorzystała na Arce, sypia z Bellamy i Wickiem, żeby rano odejść robiąc miny mając w poważaniu osobę, którą zostawia za sobą i to, ze ta osoba też może coś czuć, jakby zostawiała na łóżku wibrator, ciska się do wszystkich, czemu tego wcześniej nie widziałam?
Monty w Sweterku - o tak. Jego anielska buzia nas wszystkich zmyliła, on NIE JEST Jasper.02. Jasper wyskoczył z kryjówki, żeby ratować spiskowców - Monty nie wyskoczył w takiej samej sytuacji. Jasper robił wszystko, żeby ratować Mayę, Monty wykonywał polecenia Clarke bez wahania. Oj Monty, jak ja cię kochać :)
Jasper - długą drogę przebył od początku serialu. Wciąż jest uroczo nieporadny, wciąż jest jak dziecko we mgle, ale podoba mi się jego rozwój. Chłopina się napaczył, naprzeżywał i w zestawieniu z jego naturą nieporadnego szczeniaczka może to dać interesujący efekt w przyszłym sezonie.
Bellamy dla mnie zniknął jak tylko się pojawił w MW. Niby był, ale był fizycznie. Zabłysnął na początku sezonu i na sam koniec i tyle. Ale nie ciskam się o to, jest okei, mogli więcej z niego wycisnąć, ale przynajmniej nie popsuli, a to już coś.
Abby - w sumie mogłabym się podpisać pod tym, co napisałaś.
Jaha - może i był wstrząśnięty, ale coś czuję, że go hologram przekabaci i Jaha może jeszcze przejść kolejne "oświecenei" i stwierdzić, że może faktycznie ludzkość jest "be" i zasługuje na zagładę. W OGÓLE by mnie to nie zdziwiło.
Lincoln zdecydowanie miał kilka dobrych scen, szczególnie kiedy mówił o Finnie. W ogóle podobało mi się to, że chłopina ma niezachwiany system wartości, które plasują go częściowo po stronie Groundersów, częściowo przeciw. I koleś nie ma z tym problemów, ani durnych kotłowań wewnętrznych, tylko potrafi stanąć po stronie swoich kiedy trzeba i po stronie Arki, kiedy serce mu tak podpowiada. I to jest ok. Moralna jednolitość którą reprezentował w tym sezonie, nawet wstyd, kiedy daje się złamać MW, wielce mi się podobały.
Octavii nie lubię, laska mnie śmieszy, więc o niej nie piszę, bo nie chce mi się silić na obiektywizm :D
Clarke. No tu jest coś o czym można by długo pisać. Ograniczę się tylko do tego, że bardzo lubię te postać MIMO totalnego fak apu i krótkiego okresu niechęci, jaki do niej czułam po Tondc. Naprawdę, gdyby nie to, Blondi wygrałaby ten sezon i ten serial w cuglach.
Co przede wszystkim czuję do Clarke to współczucie. I tak w sumie mogłabym podsumować jej postać - ani Raven, ani Murphy, ani nikt inny torturowany, pokaleczony w tym serialu nie ma tak źle, jak Clarke, bo oni cierpią tylko za siebie a nasza Laleczka cierpi za miliony :D I jeszcze wszyscy wokoło nie omieszkują się jej o tym co chwilę przypominać.
Przyznam się szczerze, że kiedy Clare mówi do matki, że starała się być dobra, to zaczęłam płakusiać :'( To było zdanie definiujące Clarke.
Nie czytałam GoT i nie zamierzam (czytając urywki wiem, ze nie zniosę tej grafomanii w większej ilości, fanów upraszam o wybaczenie). Serial jest ok, mimo wad, dobrze mi się ogląda. Akurat Arya jest moją ulubienicą i wszystko co robiła do tej pory było dla mnie wiarygodne, a jej wątek z Ogarem oceniam na 10/10, czego nie mogę powiedzieć o nikim innym w GoT :)
O ile Jahy nie lubię, to jednak muszę przyznać, że jego postawa zaślepionego, zadufanego w sobie prezydenta przekonanego o własnej racji jest całkiem ciekawa. Social commentary i te sprawy. Na początku serialu wydawał mi się trochę generyczny, prawie tak jak Finn, co dobrze o serialu nie świadczyło. Teraz trudniej go lubić, ale i tak wyszło na dobrze.
Różnica jednak między TonDc a zdradą Lexy jest taka, że o tym pierwszym wie tylko parę osób. O tym drugim dosłownie wszyscy. TonDc jak dla mnie miało wiele wyjaśnień i dostarczyło tak naprawdę Lexie więcej władzy jak i bezkonsekwentną zemstę na Ice Nation. Btw, jeżeli Lexa umiała pogodzić się z królową Klanu Lodu po śmierci Kostii to nie powinno nas aż tak zaskoczyć, że odpuściła też MM. The 100 byli również odpowiedzialni za śmierć nie tylko jej 300 wojowników ale też 18 osób z wioski Lincolna (brawo Finn), tych którzy byli na mości kiedy wybuchł oraz wielu innych którzy zginęli przez zwykłą ignorancję the 100(mówię tu o rozmowie Anyi z Clarke w której okazuje się, że np. rakiety które wystrzelili doprowadziły do spalenia wioski czy dwóch). A jednak zawarli sojusz, złamany bo złamany, ale fakt że nie przetrwał nie jest przecież związany z zachowaniami Sky People tylko zwykłą taktyką. Lexa działa w taki sposób i tyle.
Ciekawi mnie jaką legendą ma być Clarke – tak ją określił Rothenberg, ale czy znaczy to że wszyscy będą przed nią padać na kolana czy uznają ją za zagrożenie i spróbują się jej pozbyć? Hm.
Kocham Raven, z trzech głównych dziewczyn jest moją ulubioną. Jak dla mnie jej foch aż taki nie był. Straciła w końcu jedyną stałą osobę w swoim życiu, jedyną rodzinę jaką miała – nie można oczekiwać, że tak o się z tym pogodzi. I na pewno nie jest jedyną osobą wywierającą na Clarke presję. A Finn ją sam wpakował w spacewalking to i sam musiał wziąć odpowiedzialność. Ma dziewczyna przez relacje z nim skiszone poglądy na sex, używa go dla komfortu a potem jest zawiedziona jak wciąż się beznadziejnie czuje. Z Bellamym nie miało to takiego znaczenia bo widać było, że nie mają do siebie uczuć, wybrała go bo ją respektował i tyle, więc wielkiego wykorzystywania tam nie było. Z Wickiem już gorzej bo się koleś faktycznie przywiązał, ale to przynajmniej rozwiązali. Poza tym nie jestem w stanie współczuć Wickowi bo widziałam twittera aktora i mi to popsuło postać na dobre. A szkoda, bo nie był beznadziejny. (Ale i tak Commander Mechanic ftw.)
Ten fak ap w TonDc to jest coś czego będę bronić jeszcze długo – bo dobrze było szczerze mówiąc zobaczyć jak coś się faktycznie pier*oli. Nie bo zdrada, bo trzeba ratować przyjaciół teraz zaraz, tylko najzwyczajniej w świecie Clarke człowiekiem jest i błędy czasem popełnia. Przedtem robiło się aż za dobrze z tym wszystkim, jak dziewczyna znajdowała rozwiązanie na każdy problem ot tak więc potrzebny był już jakiś balans – i TonDc tego dostarczył.
A asoiaf polecam tylko i wyłącznie w oryginale, po polskiemu faktycznie idzie ciężko. Silną stroną Martina są wyjątkowo rozbudowane postacie i ukazanie m. in. konsekwencji wojny domowej i jak niszczy ona najbardziej osoby nie mające z nią nic wspólnego. Styl pisarski niestety nie jest już tak dobry, ale po angielsku jeszcze daje radę. I właśnie dlatego ze najbardziej lubię siostry Stark tak bardzo mnie irytuje ich beznadziejne przedstawienie w serialu.
Goszzzz czytam twoje wypowiedzi i mają one dla mnie sens, a z drugiej strony nie potrafię się przekonać :D
Jeżeli o coś miałabym się przyczepić w tym sezonie - i co się czepiałam - to nagłe zmiany zachowania kilku bohaterów,
Jaha niby był robiony na tego dobrego na Arce, ale jednak nigdy go za takiego nie uważałam. Miał swoje za uszami, jak Abby, jak Kane, jak te druga council woman i to było ok. Po wylądowaniu też dopóki jeszcze był na pustyni też był spoko, na dodatek był naprawdę pozytywny i nie miał żalu o to, że został sprzedany przez steampunkowych beduinów. Stąd nie rozumiem jak ten sam Jaha kilka odcinków później bez wahania naraża swoich ludzi, zabija innego właściwie dzieciaka i zostawia kolejnego, rannego, na pastwę losu. Skąd to wszystko? Nie było żadnego momentu przejściowego, nagle po prostu Jaha w jednym odcinku obraził się, że Abby się mu przeciwstawia i chwilę później mamy fanatyka mojżeszowego. Wut?
Drugi był Finn i jego nagłe mordowanie "bo Clarke".
Trzecia była Clarke, która cała drogę do Tondc i pół dnia nie potrafi wymyślić wiarygodnej wymówki na opuszczenie osady (myśmy na forum wymyślili w chwilę ze 4 scenariusze) i pozwala na rzeź. Co kłóci się z dotychczasową Clarke, która była zawsze pełnosprytna oraz miała dość solidny (jak na Arkę) kręgosłup moralny. Clarke owszem, była zdolna do torturowania Lincolna, do paru innych nieczystych zagrań, ale nie do czegoś tego kalibru. jeszcze na siłę kupiłabym to, gdyby tam byli tylko Groundersi, jakieś nieznane jej randomy, ale tak nie było!
No i Raven o której zawsze miałam bardzo wysokie mniemanie - o jej zdrowym rozsądku i inteligencji. Niestety bardzo mi przeszkadzała w tym sezonie, miałam wrażenie, że się mentalnie uwsteczniła.
Tondc dla mnie niestety jest nie obronienia i nie traktuję tego nawet jako błędu Clarke, bo ona popełniała już błędy i fabularnie były one ok. Obawiam się, że dla mnie ten wątek był zbyt grubymi nićmi szyty jako okazja do dokopania Clarke, pokazania kolejnego z jej "Ciężkich Wyborów". Ciężkie wybory były świetnie pokazane na Arce, gdzie każdy walczył o przetrwanie, gdzie trzeba było poświęcić ludzi, żeby reszta żyła, gdzie frakcje zwalczały się na śmierć i życie. To było jakiś milion razy lepsze, niż z dupy wzięty argument, że jak damy drapaka z osady, to Bellamy umrze. I dlatego trza ludzi pozabijać, nosz ludzie, że też im ręka nie zadrżała, jak pisali ten scenariusz :D
Clarke nie znajdywała rozwiązania na każdy problem, ja tego tak nie widziałam - ale przynajmniej STARAŁA się, co było więcej, niż zrobiła przy Tondc. Nie udało się pomóc Finnowi, nie udało się uratować wielu ludzi wcześniej, Ale Clarke zawsze starała się coś robić - co widać dobitnie w scenie, kiedy jest tak zdesperowana, że jest gotowa walić głową w drzwi do MW. Dlaczego więc akurat WTEDY wyłączyło się jej myślenie? Ewidentnie chwilowa tępota Clarke to specjalne zagranie, żeby potem było więcej cierpienia Blondi i był dym na forach.
Clarke popełniała błędy: dotyczące grupy, jak i swojego życia. Tondc jest fakapem - ale twórców!
Arya jest dla mnie zejefajna, a Sansa była taka do czasu przyjazdu do swojej ciotki :)
Co do Finna to akurat byłam zachwycona jego zmianą w 2 sezonie. Krąży po sieci parodia the 100 w której jednym z głównych żartów jest, że Finn za bardzo nie lubi robić nic. I jak się nad tym zastanowić, to faktycznie, przez pierwszy sezon chłopczyna tylko siedział i pierdział w stołek, od czasu do czasu dbając o to by nie wygasł trójkącik miłosny (mimo starań obu dziewczyn). Autorka nawet wspomina, że w 1x4 Clarke i Bellamy mają przez cały odcinek tą całą debatę o ustalaniu zasad, anarchii, kierowaniu tłumami, og. dość poważne i głębokie rzeczy, podczas gdy Finn stoi gdzieś w tle i poprawia włosy. A więc ta drastyczna zmiana charaktery polegała w sumie na tym, że Finn coś zrobił. Konkretnie, spanikował i zmasakrował wioskę. Trochę mu nie wyszło z tym wszystkim, ale zawsze coś, przynajmniej spróbował.
Może i nie zawsze dawała radę, ale w pierwszej połowie 2 sezonu już się na to zanosiło. Uciekła z MW, porozumiała się z Anyą, uratowała Lincolna, zawarła sojusz z Trigedakru. TonDc to było coś gdzie czas uciekał, Lexa namawiała a Clarke panikowała.
Jaha lubi mieć rację. Po prostu. Lubi się czuć jak jakaś wyższa istota kierująca się innymi zasadami niż reszta. Kiedy był u władzy nie dało się tego tak stwierdzić, ale teraz widać jego egoizm.
Sansę też skopali, zrobili z niej politycznego gracza i mścicielkę, co jest absolutnie idiotyczne, bo głównym motywem Sansy była umiejętność odcięcia się od tego wszystkiego i zachowanie moralnego kręgosłupa. Ale twórcy nie rozumieją wartości postaci które nie knują, mordują albo pokazują cycków, więc oczywiście Sansa z książek nie miała szansy na przetrwanie.
+ właśnie ujrzałam tweeta rothenberga w którym stwierdza, że Lexa nie chciała kompletnie wykończyć MM, bo brak wspólnego wroga źle by wpłynął na przymierze 12 klanów. "Lexa knows that without a common enemy they all go back to fighting each other."
Z jednej strony coś w tym jest. Gdyby MW zniknęło powstały by konflikty na tle Arkowców, jedne klany by im ufały inne nie. Ale z drugiej strony MW istniało przez tyle lat, a klany i tak były skłócone. Myślę że to krucha podstawa do jedności klanów gdyż wydają się niczym sąsiedzi kłócący się o miedze, albo że krowa pasie się na pastwisku sąsiada i tylko z tego powodu są w stanie chwycić za widły.
Popieram thanatos - klany się nienawidzą, choćby i z powodów osobistych, że wspomnę historię Lexy. Z wrogiem czy bez wroga i tak musi upłynąć sporo czasu, żeby zaistniał między nimi pokój.
Mnie również nie podoba się nowa Sansa i jesteś pierwszą osobą, która też tak myśli :) Wszyscy uwielbiają tę nową "wreszcie ogarniętą, odważną Czarną Sansę". A mnie się podobała Sansa i jej miękka gra w KL. Podobało mi się, że zdobywała sojuszników w postaci Ogara, Tyriona, Shae, Margery dzięki swojemu usposobieniu, a nie dzięki knowaniu i byciu biczą. Czy Ogar rzuciłby się jej na ratunek, gdyby widział w niej kolejną zaprawioną w Grach arystokratkę? Czy Tyrion uszanowałby jej wolę w nocy poślubnej, gdyby Sansa była kolejną fałszywą, kłamliwą dworzanką? Nie sądzę. Sansa grała, owszem, ale to była jej własna gra, wykształcona przez nią samą. Imponowała mi w scenach, kiedy podpuszczała Joffa, kiedy niewzruszona siedziała na weselu Joffa będąc przez niego upokarzana. Wypadła lepiej, niż jej prostacka teściowa i rozemocjonowany mąż.
Dlatego jej zachowanie w domu ciotki było dla mnie takie dziwne, to się dzieje za szybko i mi się nie podoba. Naprawdę, nie wszyscy w GoT muszą być furiatami kierowanymi swoimi żądzami. Sansa grała na przetrwanie, a teraz okazuje się, że jest lepsza w Grze od LF (przynajmniej w serialu).
Jest też teoria że Reaper z finału to poprzednia Commander. Ale cały ten konflikt może prowadzić do tego, że Lexa, czy też ktoś inny będzie próbować ukazać SP jako kolejne zagrożenie, licząc na uratowanie przymierza.
I serio, za każdym razem jak słyszę jak to Gra o Tron jest takim wspaniałym feministycznym serialem chce mi się śmiać.
Dla mnie GoT jest ok w reprezentacji kobiet. Panie w GoT są dość wyraziste, jak na szablony, w które je mimo wszystko wciśnięto. Bo szablonami są chłopczyca, matka smoków, głupia królowa, dziewica rycerz, itd. Było tego sporo w kulturze, ale i tak jest wykonane z wdziękiem. Chociaż to może zasługa dobrego castingu.
Mnie bardziej śmieszy, kiedy czytam, że Tauriel w Hobbicie jest przejawem feminizmu i zaspokaja potrzebę pokazania obecności kobiet w kinematografii.
Dla mnie idealna reprezentacja kobiet to była w Spartacusie :)
wszystko co dobre jeśli chodzi o reprezentację kobiet w got pochodzi z książek i twórcy nie dali rady tego wyciąć. Ale i tak pozbyli się mnóstwa rzeczy. Sansa od drugiej książki wie o planie Dontosa/Littlefingera chociażby. Postacie przedstawione jako tradycyjnie męskie (Arya, Brienne, Asha) wykazują w serialu pogardę wobec kobiet (jako grupy, nie indywidualnie), mimo że w asoiaf miały wobec nich wiele szacunku. Teraz wycięto Arianne, dziedziczkę Dorne i zrobiono z księstwa promęskie, chociaż oryginalnie różniło się ono od reszty swoim poziomem feminizmu (kobiety mogły dziedziczyć, nikogo nie obchodziło z kim spały itd.). Także jeżeli Gra jest w jakimkolwiek stopniu feministyczna to jest to tylko i wyłącznie zasługa powieści.
Spartacusa jeszcze nie znam, ale Tauriel faktycznie została skopana. Ale to Hollywood, więc feminizm polega na wstawianiu kobiet w takie miejsce z którego najłatwiej je będzie wplątać w trójkąt miłosny. Aczkolwiek przyznam, że miała dziewczyna potencjał i gdyby z nią zrobili coś porządnego nie miałabym nic przeciwko jej wprowadzeniu. Ale gdyby chcieli naprawdę wprowadzić jakieś uprawnienie mogliby z armii zrobić nieco bardziej zróżnicowaną. A tak ujrzałam trailer z Tauriel (rudą! czy Jackson się w ogóle zna na Tolkienie? Na palcach jednej ręki można policzyć wszystkie rude elfy jakie kiedykolwiek istniały i żaden z nich nie mieszkał nigdy w Mrocznej Puszcze, czy nikt mu tego nie powiedział zanim się zrobiło za późno?) wywijającą się między orkami i powiedziałam sobie ok, jeszcze film nie wyszedł a już wiadomo jak się ten wątek rozwinie.
Robi się ostatnio coraz więcej seriali z porządnymi postaciami kobiecymi (Legend of Korra, Orange is the New Black, How To Get Away with Murder, również the 100, bo aż głupio go tu pominąć), więc mam nadzieję że wreszcie coś dociera do tych jełopów na górze co się sprzedaje a co nie. Może.
Ja do zanudzenia mówię o Tauriel, jak bardzo chciałam JEŻELI JUŻ miałaby być, to żeby była dowódcą wojsk Thranduila. Kimś w rodzaju Eomera dla Theodena. Żeby była waleczna, odważna, ale też empatyczna, żeby była otwarta na przyszłość, na nowe rzeczy, na obcych. Żeby jako pierwsza (jedyna!) wyciągnęła rękę do krasnoludów i to niekoniecznie do "wysokiego jak na krasnoluda" krasnoluda, tylko na swojego odpowiednika w tej rasie, czyli Balina lub Bofura.
Żeby była kochana i szanowana przez króla jak Theoden kochał i szanował Eomera i Eowinę. Żeby wynikł jakiś konflikt między nimi, o krasnoludów, o miejsce elfów w Śródziemiu o przyszłość, o odpowiedzialność.
Jackson i ekipa filmowa tyle mówili o Tauriel, że niby małe dziewczynki powinny mieć someone to look up to itd. w fantasy, ale ja się pytam - czyją reprezentacją była Tauriel? Bo dla mnie ewidentnie męską projekcją wymarzonej elfki pożenioną z męskim wyobrażeniem, czego oczekują dziewczyny. I wyszła piękna, RUDA, doskonała wojowniczka, wygadana kundelka, która skrycie marzy o księciu i jakby tego było mało doświadcza zakazanego uczucia.
Nie wiedziałam, gdzie oczy podziać widząc rozmowę Thranduila z Tauriel "znaj swoje miejsce dziewko" plus zdradę jakiej dopuszcza się Tauriel wobec króla.
Przypominam sobie Eowinę: która również kochała, ale nie tylko Aragorna, ale również - a może nawet bardziej - króla i wuja, brata, potrafiła zadzierzgnąć przyjaźnie, do tego miała swoje własne ciekawe życie, zarówno wewnętrzne, jak i interesujące przygody. Eowina w żadnym miejscu nie jest definiowana przez jej związki miłosne z mężczyznami, które są bardzo delikatnie zarysowane i nie są wcale najważniejsze.
Czyli można dać kobietę do filmu, która po prostu będzie normalną, żywą osobą, z relacjami rodzinnymi, społecznymi, marzeniami, rozczarowaniami, zwycięstwami i porażkami. I nie musi do tego wyginać śmiało ciało w efektownych bitwach. Za to może być zwyczajnie przerażona.
LOL
Na pocieszenie ci powiem, że oglądam teraz serial The Fall o seryjnym mordercy granym przez tego gościa z fifti szejds of grej i tam zaś baby dają się mu zmanipulować, bo jest przystojny :D
Bellamy jest jak Jamie z GoT, wszyscy zapominają jakim był dupkiem bo nagle robi się taki epicki. Ja w sumie też zapomniałam, obecnie mój ulubiony charakter :D
I moje pytanie jest takie dlaczego do cholery Kane jest jedynym który pomyślał że mogą oddać szpik dobrowolnie ? Zajęłoby to troche dłużej fakt bo od większości ludzi mogliby wziąć szpik tylko raz, ale nie musieliby nikogo zabijać. Oddanie szpiku nikogo z arki by nie zabiło i nie byłoby całej tej wojny. Ale najwyraźniej o to właśnie chodzi, bez wojny nie mieliby serialu :D
zdaje się, że gdzieś wcześniej ta doktorka mówiła, że mają za mało dawców i jeśli pobiorą odpowiednią ilość szpiku, to umrą. (swoją drogą jej smierć była bardzo poetycka z tym rzuceniem jej słów w twarz)
tak bo mieli tylko 50 osób z arki, ale zdążyło dolecieć z nieba ich trochę więcej. Jakby każdy zgodził się oddać szpik raz to dla każdego by starczyło :D
Z tym przeszczepem szpiku to sa zwykłe jaja.Na oddziałach hematologii pewnie leją z tego ze śmiechu.
A mnie się zakończenie sezonu zupełnie nie podobało.. Ekipa Clarke bez problemu dostała się jedynego (zupełnie niestrzeżonego) pomieszczenia, z którego jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki pozbyła się wszystkich przeciwników.. Zazwyczaj mieli pod górkę, tu zaś po prostu weszli i ich załatwili.. Oglądając tę scenkę jedyne co mi przyszło na myśl to: "jak to? już? tak po prostu?"". Owszem, była dramaturgia, były emocje i walka z czasem (na stole leżała przecież Raven a potem matka Clarke), ale mimo wszystko jakoś to tak za łatwo, za szybko poszło..
Wątku Jaha nawet nie komentuję, bo to wątek zupełnie abstrakcyjny i wydaje mi się że zwyczajnie niepotrzebny. Szkoda, bo zakończenie kładzie nieco cień na świetnie poprowadzonym drugim sezonie. Mimo wszystko ciekaw jestem sezony trzeciego, ale czuję, że twórcy pójdą mocno w klimaty science fiction (zaawansowane cywilizacje, "obcy" itp), czym jak sądzę strzelą sobie w kolano..
Czy ja wiem czy za łatwo ? Cage sie po prostu nie spodziewał ze Clarke zabije ich wszystkich, ostatecznie byli tam ludzie ktorzy im pomagali. I łatwo jak łatwo myśle ze o to wlasnie chodziło było wyjście z sytuacji na wyciagnięcie ręki ktore jest jednak moralnie bardzo złe. Zero funu w krwawej jatce jak mozna zobaczyć niewinna Clarke popelniajaca ludobójstwo :D
No jak bez problemu? Clarke z Octavią musiały czekać w tunelach aż Bellamy im drzwi otworzy. Te niestrzeżone pomieszczenie (centrum dowodzenia) było na innym poziomie, a jak wiemy, tylko piaty poziom był wolny od promieniowania, a MW już nie miało ''uleczonych strażników'' do pilnowania, bo polegli zgarniając Abby, Kane'a i resztę Arkowców. Ta garstka strażników jak im została, była zaangażowana w wyszukiwanie dzieciaków w środku i przy pobieraniu szpiku. Zresztą po zawarciu dealu z Groundersami, po zamknięciu bramy, Cage nie myślał, że Clarke samotnie będzie w stanie dostać się do środka.
Sposób w jaki Clarke pokonała MW wydawał mi się całkiem logiczny i to było jedyne dobre wyjście. Bo wątpię, w to że Jasper zabijając Cage'a (gdyby mu się to nawet miało udać) potrafił by jeszcze pokonać kilku uzbrojonych strażników..
Haha mam tak samo. Też chciałam by ją wykończyli, ale spodziewałam się, że przeżyje, bo to by było za dużo strat(dramatu) dla Clarke jak na jeden sezon.
Zgadzam się. Anya, Finn i jeszcze Abby - to już by była przesada, niczym z tym torturowaniem Raven ;)
https://www.youtube.com/watch?v=5wurVyIAQKk&spfreload=10 crack finału dla zainteresowanych :D
Ta hologramowa pani ma jakąś wielka moc, że przeniosła do dworku tą rakietę, równie dobrze może dawać mojżeszowi złe informacje na temat sytuacji za morzem i pustynią, i kazać mu zbombardować tamtą część Ziemi co rzekomo będzie ratowaniem jego ludzi. Do końca nie lubiłem Monthy'ego, ale po ostatniej scenie zmienia się to i ma za zadanie powstrzymać Dżahę. Choć to pewnie i tak się nie powiedzie, on zabije Ziemian, zostanie garstka ludzi, która zostanie uratowana na końcu sezonu 3, w międzyczasie zginie Aby i Monty, oczywiście kiedy tylko pani kanclerz się z orientuje wyśle oddział poszukiwawczy za Clark, ktoś powie " To Clark - poradzi sobie" wyniknie mały albo większy konflikt z Ziemianami, Clark znów będzie miał zwidy, tym razem Mai i dzieci z bunkra. Miejmy tylko nadzieję, że Jaha nie zabije większości ludzi, bo to zupełnie zabiłoby sens filmu.
Hej ogólnie jestem po maratonie 2 sezonów :D na początku myślałam, że to będzie kolejny niewypał kanału cw ale jednak się pomyliłam.
Fakt końcówka mnie dobiła...... może to tylko ja tak miałam ale w pewnej chwili myślałam "kiedy wreszcie bell weźmie się za clark" wiem beznadzieja :P do tego jej odejście z obozu było dołujące, ktoś mógłby z nią pójść a nie tak biedna sama poszła do tego lasu.
Co do kanclerza przez innych nazywanym "mesjaszem Dżahą" (chwała im za to) to było przegięcie, i jeszcze ta babeczka w czerwieni....... od razu skojarzenie z johnem connorem i terminatorem.......
A murphy-ego no proszę was zabijcie wreszcie,od początku mnie drażnił
Szkoda mi tych wszystkich niewinnych w mw ale cóż czasem i tak bywa.
Czekam z niecierpliwością na kolejny sezon zobaczymy co przyniesie oby coś dobrego :P
Moje subiektywne podsumowanie dotychczasowych wydarzeń.
Serial bardzo dobry - tzn można tu wytyczać jakieś punkty odniesienia do innych produkcji lub oceniać wydarzenia z pkt widzenia reżysera (logiczność) ale wg mnie nie o to chodzi.
Oglądając seria starałem się odbierać go emocjonalnie - zastanawiałem się co ja bym zrobił będąc w takiej sytuacji i znając dotychczasowe fakty - nie oglądałem tego serialu jako typowy pasywny widz :).
Do sedna.
Trzeba przyznać że fabuła jest bardzo ciekawa i mocno wciąga - mi obejrzenie 2 sezonów mimo pracy zajęło 5 dni, ucierpiał na tym sen ale nie chciało mi się czekać na weekend.
Wydarzenia naprawdę działają na emocje i uczucia, wszystko zagrane bardzo realistycznie - co tu dużo mówić, nie można było oderwać wzroku od laptopa.
Wiele scen i dialogów utkwi w pamięci na bardzo długo.
Teraz chwila dla postaci i wydarzeń.
Wiem że wielu irytuje zachowanie Clark, nie ostrzegła ludzi w Tondc przed rakietą.
Fakt nie było to dobre wyjście ale takiego nie było - wybrała mniejsze zło.
Uratowała w ost. chwili Abby więc jednak emocje zrobiły swoje, czemu nie wszystkich - nie było czasu i sposobu.
Pożar, jakiś podstęp itp oczywiście można ale zauważyliście że od momentu odpalenia pocisku z MW do wybuchu w Tondc minęło 10 sek, więc raczej jest to mało czasu.
Lexa musiała przeżyć, ponieważ to ona zjednoczyła 12 klanów i to był klucz do zdobycia MW (jak się okazuje pod koniec - nie pasował :D ).
Wg. niej inspiracja miało być to wydarzenie - słusznie - odpowiednio pokierowana chęć zemsty jest bardzo efektywna podczas wojny.
Kolejny argument to jej słowa, które świadczyły o sile ostatnio użytej rakiety "nie było widać 2 końca krateru" więc to nie przelewki.
Oczywiście szkoda tych ludzi, jednak nie było innej opcji - jeśli ktoś dokładnie obejrzał odcinek (jedyna nie spójność to że wchodzą do "domku" w dzień a po wymknięciu się kilkadziesiąt metrów za obóz jest już noc - podobnie jak w s1 na moście) to pomijając ( ) miały dosłownie czas na wymknięcie się i cudem ostrzeżenie Abby i wszystko.
Lexa fajnie określiła jeszcze fakt o granicy, gdzie przestaną ostrzegać ludzi.
Następnie takie pociski to nie przelewki, wydaje mi się że gdyby nie Tondc to Jaha Camp byłby celem.
Clark jako lider ludzi z nieba nie mogła wybrać lepszej z tych złych opcji.
Nie zmienia to faktu że słusznie zabiła Dantego - to walka o przetrwanie, dodatkowo wspólnie z Bellamymi (bardzo dobra decyzja z jego strony) napromieniowała poziom 5, osoby nie popierające Cega i ukrywające 47 zginęły z rąk ochrony MW ale dzieci, tylko nie można tak myśleć.
Masz wybór Twoi ludzie zginą w męczarniach czy "Tamci" - wybór jest prosty, ludzie z MW sami wybrali (walczyli o przetrwanie), a od dawna już używali krwi Ziemian.
Clark nie drażniła mnie w ogóle - jej gra i zachowania podobały się mi bardzo (zabiła Fina :(, bardzo mocna scena), robiła wszystko co musi aby przetrwać i ocalić swoich.
Robisz to co musisz a nie to co chciałbyś. Także jej zachowanie, charakter i upór bardzo zachwyca.
Decyzja Lexy o wycofaniu się.
Nie ładnie w stosunku do sojusznika ale chyba zdarzyliśmy się przyzwyczaić że prawie niczym się nie przejmuję -jest bezwzględna w drodze do swojego celu - skuteczna.
Poza oni zawsze "bali" się górali, a pozostawienie 47 ludzików ze szpikiem dającym możliwość życia na wolności ludziom z MW zamyka czasy porwań dla krwi.
Troszkę do nie logiczne - ale przecież w 1 serii walczyli ze sobą a pod koniec s1 Clark z Raven itd zabiła 300 wojowników Ziemian.
Można więc jakoś wytłumaczyć zachowanie Komandora, nie ładne, ale swoich ochroniła skutecznie.
Muzyka - napiszę teraz bo zapomnę :).
Genialne dobrane kompozycje to tego serialu. Osobiście bardzo przypadła mi do gustu i nawet po skończonym oglądaniu, podczas pracy itp nowa muzyka mi towarzyszy.
Chwila dla ludzi z MW - walczą o przetrwanie - w paskudny sposób (ziemianie a potem ludzie z Arki) jednak człowiek jest zdolny do wszystkiego aby się ratować
(mąż ratując się będzie pchać żonę na dno aby zaczerpnąć powietrza - gdy będą się topić - instynkt :().
Miłość Cega do ojca - poświęcenie go dla wspólnego dobra dla ludzi z MW.
Ruch oporu w MW pokazuje że wszędzie są dobre jednostki, a życie nie jest sprawiedliwe.
Wow zrobił się już z tego mały esej więc teraz krótko.
Octavia - pani komandos powoli, a na poważnie kolejna twarda sztuka (chyba więcej tu charakternych kobiet niż facetów),+ Linc - fajna parą, która przeżyje zapewne jeszcze nie jedno.
Maya - szkoda dziewczyny - pomagała "wrogom" zaciskają sobie co raz mocniej sznur, jednak dobre wartości wpojone w dzieciństwie przetrwały.
Raven - ona ma dopiero głowę na Polibudę , ciekawa postać, dużo przeszła jak wszyscy zresztą ale dużo wnosi do obozu i ma głowę nie od parady.
Fin - usprawiedliwiam jego dziwne zachowanie ale rzeź to już przesada, nie panował nad tym, wszystko za szybko za mocno i stało się - szkoda, dobrze że nie cierpiał (ziemianie potrafią o to zadbać)
Bellamy - podoba mi się jak przyjmuję na siebie odpowiedzialność w s2 ( w s1 troszkę grał na swoje konto z początku ale liczyła się tylko Octavia i to żeby mógł ją chronić).
Murphy - dobrze, że jest mimo tego że ma pecha i zrobił parę głupot dopełnia całość serialu.
Tellonius - tu troszkę polecieliśmy ostro w końcówce - zobaczymy co będzie w s3. Trzeba mu jednak oddać że na Arce chwilowo się poświęcił dla dobra ogółu, ale też wciskał przycisk wiele razy czym zabijał innych.
Nie miejsce i nie czas na jego ocenę.
Kane - pokutnik, z każdym odc mądrzejszy, patrzy wstecz, chce jak najlepiej dla swoich jak zawsze, ale teraz mądrzej.
Abby - już zrozumiała że Clark to nie dziecko, poza tym pani kanclerz (zawsze się rządziła) podejmuje dobre, wspiera córkę pod koniec.
Ok już kończę ponieważ zaraz wyjdzie z tego na prawdę coś długiego a ja mogę pisać i pisać.
Polecam serial The 100 z ręką na sercu.
Kolego Matikolok swietne podsumowanie.
Pamiętajmy także,ze nie było pokazane rozmowy miedzy Emersonem a Lexą. Nie wiadomo co on jej powiedział i jak przedstawił sytuacje. Mógł zagrozić ,że wszystkich jej ludzi wewnatrz zagazuje itp. Może jak Clarke i Lexa spotkają się w 3 sezonie to sobie wszystko wyjaśnią i wtedy spojrzymy na to z innej strony.
Ciekawą kwestię poruszyłeś. :)
Rozmowa między Emersonem i Lexa - może jej treść ujrzy światło dzienne w s3, jednak na tą chwilę wg mnie.
Ludzie z MW zaproponowali wypuszczenie ziemian a w zamian wycofanie armii i nic więcej - (oczywiście wg mnie) wydaje się to logiczny argument ponieważ:
- Gdyby zagrozili że zabiją w jakikolwiek sposób jej ludzi (co zresztą robili w bestialski sposób) to raczej by nie ustąpiła (nie należy do tej grupy ludzi) - skoro dowodzi armią którą ma co najmniej odbić jej podwładnych + bonus lekko uszczuplić populacje MW, to na takie coś nie pójdzie, zresztą w Tondc zginęło 250 osób, po to aby Bellamy mógł być bezpieczniejszy.
- Poza tym ten pomysł podsunął były prezydent MW, jak się potem okazuje - czyli prosta taktyka - oddajemy Ziemian - Ziemianom, oni się wycofują i ludzie z Arki zostają sami, nie dadzą rady,
MW uratowane.
My mamy ludzi z Arki ze szpikiem więc, brzydko mówiąc interes fajny, pozbywają się niepotrzebnych już ziemian i eliminujemy prawie w całości rywala.
Dla Ziemian + ponieważ nie będą już porywani dla krwi, i mają traktat "pokojowy" i wyznaczoną granice obu terytoriów.
Dodatkowo teoretyczne kolejne rakiety [o jeszcze ile były - cała afera o atak rzekomymi rakietami w s1 na wioskę ziemian ((wiem że nadużywam tego słowa ale najlepiej ono oddaje sens))
była również spowodowana atakiem MW a nie rakietami-flarami setki. - tylko w jakim celu itd? - raczej się tego nie dowiemy już] opadają.
- Ostatni argument
C - "Coś Ty zrobiła?"
L - "To samo, co ty byś uczyniła" "Ocaliłam swoich ludzi" czyli to co najważniejsze a resztą to przykra sytuacja.
Nikt nie zginął, armia cała - brutalne zalety.
Także ciekawa myśl ale (wg mnie) odpada.
Ps. Spotkanie Clark i Lexy - również mam nadzieję że się spotkają (nie wyobrażam sobie że do tego nie dojdzie) - zresztą ciężko będzie wymyślić coś logicznego co nie uwzględniłoby Ziemian w s3, a tym samym ich komandora.
O ile dobrze pamiętam, to Jason na twitterze wyjaśniał, że umowa była taka, że jeśli Lexa zgodzi się zdradzić Clarke i wycofać swoich ludzi to puszczą ziemian wolno i raz na zawsze skończą zamienianie ich w te... stworzenia :)
Ogólnie moim zdaniem Lexa podjęła fatalną decyzję, bo razem z armią Clarke mogli ich pokonać, mieli przecież znaczną przewagę i mieliby raz na zawsze problem z głowy. Przecież Lexa nie miała pewności, że gdy Ci z Mount Weather wyjdą na zewnątrz to ich wszystkich nie wybiją, mieli przecież więcej sprzętu itd? Mogę się tu mylić :)
Ogólnie to pani komandor pod koniec sezonu nie grzeszyła inteligencją :(
O informacjach na TW nie widziałem - więc dzięki za informacje. :)
Braku Inteligencji oceniać nie można, nawet można powiedzieć rozsądek (inteligencja) zwycięża (chłodna czysta kalkulacja) i bez start (wymienionych post wyżej) + kończysz wojnę.
Jednak ładne w stosunku do sojusznika to nie było, oj nie.
Pokonanie MW nie oznaczało wybicia wszystkich tylko aktywnych żołnierzy i odbicie swoich - plan nie przewidywał pozbycia się raz na zawsze MW (wystarczyłoby przecież żeby Bellamy po zniszczeniu turbin przez Raven i kolegę inż na tamie zniszczył generator (zapasowe - ostanie źródło zasilania) - była taka opcja (mimo braku komunikacji) - więc ostatecznego zwycięstwa być nie mogło.
Fakt że gdyby ludki z MW zadomowili się na powierzchni to Ziemianie mogliby mieć problemy, tylko po co - miejsca starcza dla wszystkich (może jako niewolnicy, robotnicy nowych lokatorów powierzchni).
Mi trudno ocenić Panią Komandor - dla sowich ok (i dla niej to najbardziej się liczy), nikt nie ginie - ale tak z sojusznikiem postąpić ;/
Masz racje, ale czy mając taka armię jaką miała Lexa i Clarke nie zdołaliby raz na zawsze rozprawić się z nimi? Przecież Cage wiedział, że nie mają szans i tak i tak, dlatego poszedł do Dantego i wyszła propozycja tego układu z Lexą, a to była już ich ostatnia nadzieja i desperacja, inaczej by ich rozgromili, przynajmniej dla mnie to tak wyglądało :D
Uwierz, że mi też ją ciężko ocenić, bo jak w pierwszych odcinkach, w których się pojawiła była fantastyczna, tak im dalej tym gorzej. Jak dla mnie to ona pod koniec w ogóle nie zastanawiała się nad niczym głębiej, tylko wszystko na jedno kopyto. Zabicie ludzi w Tondc? Nie ma problemu! Octavia się dowiedziała?Co najlepiej zrobić? No tak, to co zawsze czyli zabić ją! No i ta akcja z przedostatniego odcinka. Na pewno na początku ją lubiłam, ale biorąc po uwagę całość to jest mi obojętna i nie obchodzi mnie, czy będzie w 3 sezonie czy nie ;) Jestem tylko ciekawa jak wyglądałoby ponowne spotkanie pani komandor i Clarke :)
Ziemianie i Ludzie z Nieba nie chcieli (pragnąć pragnęli ale Lexa i Clark ustaliły inaczej) się z nimi raz na zawsze rozprawić - planowali tylko odbić swoich (zebranie rady wojennej, gdzie jeden z generałów Lexy po jego zakończeniu poluje na Clark a potem King Kong) :)
Jak już gdzieś wspomniałem :) - wystarczyło aby po zniszczeniu turbin na tamie (przez Raven i kolegę inż), Bellamy dostał się do generatora w MW i pozbawiał ich zasilania awaryjnego - wtedy bez żadnej straty ze strony sojuszu całe MW upada.
Ziemianie i Ludzi z Arki są odporni na promieniowanie więc w ciągu 1 min całe MW zdobyte (brak prądu = promieniowanie dostaje się wewnątrz góry = patrz końcówka 16 odc 2 serii) - raz na zawsze, ale Bell prosił Clark żeby coś wymyśliła (radio) ponieważ tu są dzieci i niewinni ludzie czyli logiczna opcja pozbycia się ludzi z gór raz na zawsze nie była przewidziana.
To prawda, mimo strat sojusz odbiłby swoich ludzi, jednak górale o tym nie widzieli - logicznie myśląc to wg nich Ziemianie i Ludzie z Arki chcieli zdobyć górę i wybić wszystkich, w końcu mieli do tego podstawy (nawet Dante coś takiego powiedział), nie przypuszczali że chodzi im tylko o zabranie towarzyszy i zabicie tych, którzy w tym będą przeszkadzać.
Dla Lexy i jej ludzi to gorsze wyjście (udany szturm i odbicie swoich - MW dalej funkcjonuje), ponieważ potężny technologicznie wróg zostaje a poza tym potrzebuje tymczasowo ponownie krwi Ziemian a docelowo szpiku od ludzi z Arki, więc problem nie rozwiązany - tak zawiera sojusz i kłopot z głowy. :)
Ci ziemianie nie byli im do niczego potrzebni... wszystko zrobili ludzie z arki a ta poj*** Lexa (innego słowa nie mogę na nią znależć) ciągle miała humorki a na koniec taką rzecz odwaliła.
Bellamy mimo, że w pierwszym sezonie irytował mnie niemiłosiernie to odkąd zrekompensował swoje winy (utopienie radia jak przyleciała Raven) jest moim ulubionym bohaterem. Dodatkowo czekam na jakieś Bellarke moments, halo oni powinni być razem.
Tak ogólnie do sezonu- Finna mi nie szkoda, nigdy go nie lubiłam.
Raven to moja druga ulubiona postać, mimo swoich humorków jeszcze ani razu mnie nie wkurzyła!
Nie wiem co wy wszyscy macie do Jahy, ja go uwielbiam haha chce wiedzieć o co chodzi z tą panią w czerwonej kiecce (czy mi się zdawało, czy w ostatnich sekundach spotkania z tą kobietą za nią stała bomba jądrowa czy coś w tym stylu?)
Na nikim nie zawiodłam się tak jak na Lexie, spodziewałam się, że doprowadzi sojusz do końca, zwłaszcza po tym jak p o c a ł o w a ł a Clarke. Okazała się być zwykłą suką, ups
Clarke nie zawiodła mnie, do ostatniej minuty trzymałam kciuki aby zabiła wszystkich w tym schronie! Tylko Mai mi szkoda, ale zbytnio za nią nie przepadałam, do samego końca miałam wrażenie, że jednak nie pomaga 48. A może to efekt jej gry aktorskiej. Nie rozumiem kompletnie jej (Clarke) decyzji o odejściu, serio ma zamiar sama pałętać się po ciemnym lesie? Może jeszcze niech łódką do Europy popłynie.
Jasper i Monty to mój friendship goal i mam nadzieję, że wydarzenia z M. Weather nie zniszczą ich przyjaźni :( ps Jasper wygląda cholernie seksownie z siekierą w rękach i furią w oczach, omg
Octavia jak zwykle zabija samym swoim istnieniem. Na początku serialu była dziewczynką pragnącą się wyszaleć i latającą za motylkami a tu bam! sama rozwala 2 wyszkolonych strażników! Znajomość z Indrą i Lincolnem wpłynęła na nią dobrze.
Jedyne co denerwowało mnie odkąd cała Arka dostała się na Ziemię to, to że Abby i Kane(?) rządzili się nie mając pojęcia o tym co się dzieje na Ziemi i jacy są Ziemianie! Setka przeżyła bez nich, bez ich całej technologi i niczyjej pomocy na Ziemi radząc sobie lepiej niż oni, ale co tam matka Clarke i tak myśli, że ma rację!!!!!! Bali się wysłać kogokolwiek bez obstawy strażników, a nasi wspaniali przetrwańcy chodzili sobie po lesie jakby nigdy nic, ugh.
Jak dla mnie serial w drugim sezonie się rozwinął pod względem postaci tylko mnie osobiście ten cały wątek wampirów z bunkra nudził, taki oklepany i przewidywalny, chociaż zakończyli go bardzo fajnie, w sezonie 1 nie było jakiegoś większego celu, misji do wykonania, liczyło się przetrwanie ; poza kilkoma zaskakującymi wyborami/zdarzeniami fabuła kiepska całe te jakieś rozwlekłe zbieranie armii?(na cholere im armia w korytarzach bunkra?!), stanie pod główną bramą? pewnie z tuzin innych wejść? most wysadzili a drzwi(choćby z tuneli) nie mogli? ; do tego strasznie mnie drażniły te transfuzje krwi? przecież jakaś zgodność musi być żeby nie umrzeć od złej grupy krwi? WTF
ach ten wpływ Gry o Tron, Valar morghulis. Niezrozumiały jest dla mnie ten wątek ? LexkissClark a potem ją zdradza? Do tego zakończenie gdzie Clark nie ma gdzie iść jak nie do stolicy, do Lex? pewnie dalej będzie wałkowany temat przewodni sezonu: czy miłość osłabia -_-' ?
Wróg sezonu 3... super AI (stworzona przez Tonego Starka look like) które raz zniszczyło ludzkość musi zniszczyć jeszcze raz... dzięki 1 atomówce od Mojżesza! właściwie to.. 1 wystarczy o.O , na zabicie wszystkich postaci
Tylko jakoś tak ogólnie strasznie mi się spodobał że obejrzałem go w niecały tydzień :D
Jak zwykle przy dobrych serialach pozostaje czekać...długo... i słuchać piosenki z finału, w tym wypadku Knocking On Heavens Door
2 sezon obejrzałam w dwa dni. To źle? Jakaś obsesja? xdd
Podobał mi się strasznie, szczególnie to, że uśmiercili Finna, denerwował mnie...
Rakieta? Nic ciekawego, tak samo jak wspólna historia Clarke i Lexy. Nie było to potrzebne w serialu.
Mojżesz Dżaha? Znielubiłam go, a za to polubiłam Murphy'ego. Dżaha desperacko szukał tego miasta świateł i to mnie znudziło, a wodny robak? WTF? W każdym razie wydaje mi się, że Mojżesz i Murphy nie są sami w tej pięknej willi, a ten gościu z nagrania mówił o jakiejś 'onej'. Może chodzi o ten hologram?
Octavia? Szkoda mi zerwania tej przyjaźni z Clarke. A co jeśli będą szwagierkami? xddddd Ale nadal są z Lincolnem moją ulubioną parą. (póki nie ma Bellarke)
Właśnie Bellarke. Czuję niedosyt... Wg mnie powinien ją zatrzymać i przekonać CZYMŚ żeby została (if u know what i mean xd)
I może mi ktoś powiedzieć co są za szare zdjęcia kiedy w gg grafice wyszukam "Clarke and Bellamy". Całują się tam i wgl. Szukałam czy może nie grali razem w innym serialu czy filmie i nic. Jestem zdezorientowana. HELP!
Mnie osobiście niesamowicie wkurzyli w tym sezonie Ziemianie. Myślałam, że okaże się, dlaczego zaatakowali ludzi z Arki, a tak naprawdę to było po prostu na zasadzie "są na naszym terytorium". Mimo proszenia o sojusz stawiali tysiące swoich warunków, zamiast po prostu zapobiec dalszemu rozlewowi krwi. Woleli tracić dalej swoich ludzi, byle tylko mieć się na kim wyżyć. Poza tym cały czas bzdurnie czepiali się Clarke, że wybiła ich ludzi. Co za absurd, przecież to była zwykła samoobrona.
Prawda jest taka, że oni rozumieją tylko język nienawiści, więc od początku miałam o nich jak najgorsze zdanie. Ale złamanie sojuszu to już przesada. To już nie czyni ich jedynie bezmyślnie brutalnymi, ale dokłada do tego wszystkiego jeszcze niehonorowość i nieumiejętność dotrzymywania słowa
"Prawda jest taka, że oni rozumieją tylko język nienawiści, więc od początku miałam o nich jak najgorsze zdanie. Ale złamanie sojuszu to już przesada. To już nie czyni ich jedynie bezmyślnie brutalnymi, ale dokłada do tego wszystkiego jeszcze niehonorowość i nieumiejętność dotrzymywania słowa"
Dlatego nazywają się Ziemianami. :)
Właśnie. Tylko bardziej bym uogólnił. Nie tylko Ziemianie, ale też Ludzie Nieba, MW, wszyscy.
Ludzie (przy pomocy AI) rozwalili planetę i musieli wynieść się na sto lat. Gdy wrócili - dalej walczą ze sobą i następne groby kopią swoje i swoich wrogów, a potem jeszcze następne. Nic się nie zmieniło w sensie 'człowiek człowiekowi wilkiem" i to jest niezłe, i to jest prawdziwe!
Ogólnie jednak jestem podbudowany tymi 4-ma stronami o podsumowaniu 2s z jednego powodu: bardzo dużo osób przejawia niechęć do nawiedzonego mesjasza Jahy, a to oznacza, że pączek społeczeństwa (młodzi ludzie, główni odbiorcy The 100) rozumieją iż nawiedzenie nie jest dobre dla rozumu. Co z kolei oznacza koniec podporządkowania się mesjaszowi z Biblii/Koranu/Tory/Wedy, a co za tym idzie, może i koniec wojen religijnych za te 20-30 lat, kiedy pokolenie dorośnie (przynajmniej ja to tak rozumiem ;)
Clarke dla mnie jest postacią fajną. Nie bez powodu jedni się denerwują, a inni kochają (nie bez powodu powstało to forum i są dyskusje o filmie, to zamierzony efekt twórców). Podobnie jak inne postacie. Murphy był dla mnie na początku szkolnym chamem, który potrafi tylko innym rozkazywać z wyniosłości: buduj obóz, albo wody nie dostaniesz. Bellamy egoista myślał tylko o siostrze (czyli o sobie; swojej obietnicy). I tak dalej i tym podobne. Wszyscy przeszli długą drogę, na której opowieść nie starczy mi sił. W większości (może małymi zmianami) uważam to, co poprzednicy, jak my wszyscy ;) Czekam na sezon 3.