PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=747284}

The Crown

2016 - 2023
8,2 98 tys. ocen
8,2 10 1 98298
8,1 43 krytyków
The Crown
powrót do forum serialu The Crown

Czyż większość z nas nie idealizuje szczenięcych lat swojego życia, patrząc na dawne czasy z perspektywy człowieka doświadczonego, ale i często zmęczonego zmaganiami z trudną rzeczywistością? Oczywiście, że tak właśnie robimy. I patrząc z perspektywy czwartego sezonu The Crown na początki opowiadanej historii możemy odnieść wrażenie, że tak też robią scenarzyści serialu. Kiedyś to było… Kiedyś Elżbieta II była po prostu Lilibeth, szczęśliwą żoną, matką i córką króla Anglii. Wiadomym jest, że jej rzeczywistość i życie na dworze były zgoła inne od rzeczywistości przeciętnego Anglika, ale my widzimy młodą, zakochaną kobietę, która dopięła swego, poślubiła swojego wybranka, co jak się potem okazuje, nie przypadło w udziale wielu członkom rodziny królewskiej. Im dalej w las, tym niestety robi się coraz mniej kolorowo. Ukochany ojciec umiera, niedoświadczona młoda królowa musi radzić sobie w świecie mężczyzn, których postrzega jako tych lepszych, mądrzejszych, doświadczonych, wobec których odczuwa kompleksy i naturalną potrzebę podporządkowania się. Widzimy jak jest wodzona za nos pod pozorem dobra ogółu, dobra monarchii i korony. Kosztem swojego szczęścia i szczęścia swoich najbliższych podejmuje często decyzje, których konsekwencją jest poczucie wiecznego osamotnienia i niezrozumienia. Korona nie lub zmian, Korona ma swoje zwyczaje, Korona pozostaje obojętna na pokusy, Korona nawet na tragedie patrzy z góry. Czy na pewno? Poczucie opuszczenia przez wszystkich potęguje stały rozdźwięk między potrzebą bycia matką, kobietą, siostrą a tym, czego od królowej się wymaga – bycia posągiem na tronie. Mijają lata, twarda skorupa obojętności rozrasta się na królowej, musi przyznać sama przed sobą, że nie zna nawet swoich dzieci, nie potrafi zrozumieć ich problemów, bo przez lata nauczyła się z nimi walczyć w jeden sposób – wszystkie prędzej czy później się skończą. Niestety, nie takiej rady oczekuje od niej córka, nieszczęśliwa, niezrozumiana, ciągle obserwowana, czy też syn, zakochany w niej tej co trzeba kobiecie. Rodzice królewscy prowadzą swoje dzieci jak owieczki na rzeź, i bądź co bądź, robią to z pełną świadomością, zapominając, że oni mieli przynajmniej na starcie samych siebie i miłość, która ich łączyła. Symboliczną kumulacją oziębłości, która pochłonęła niegdyś kochającą i empatyczną kobietę jest totalny brak zrozumienia dla młodej Diany, która szukając pocieszenia pozwala sobie na szczere wyznanie i bliskość. W oczach rodziny królewskiej okazanie ludzkiej twarzy w tym wypadku jest tak abstrakcyjne, że Diana wypada wręcz w ich oczach jak niespełna rozumu podlotek. W murach domu królewskiego ukryty jest chłód, żaden cieplejszy przeciąg nie jest w stanie zburzyć fasady monarchii, która pokryła twarze jego mieszkańców. Wiemy natomiast, że jest to tylko fasada, że każda z mieszkających tam dusz potrzebuje ukojenia, zrozumienia i miłości, ale nie wypada o tym mówić głośno, każdy radzi sobie sam, na swój sposób. I można odczuć, że wzajemnie wszyscy dają sobie na to przyzwolenie, na szukanie dobrych chwil w życiu. Świetnie podsumowała to kwestia wypowiadania przez Filipa w ostatnim odcinku czwartej serii: „W tym systemie każdy jest zagubiony, samotny, nieistotny, obcy, poza jedną, jedyna osobą która się tu liczy, jest tlenem, którym wszyscy oddychamy, sensem naszej pracy.” Ale im drzewo bardziej się rozrasta, tym gałązki i liście są dalej od korzeni. Z perspektywy wiedzy historycznej wszyscy wiemy co pokaże nam sezon piąty, ale ja, mimo wszystko, czekam z niecierpliwością na jego premierę.