Cliffhanger'a stosuje się w różnego rodzaju produkcjach po to by widz przez całą przerwę zastanawiał się jak skończy sie dany wątek/historia przez co podsyca się w nim emocję i gra na uczuciach.
W przypadku finałowego odcinka pierwszej serii The Fallowing nie wiem po co go zastosowali bo żadnych emocji i pytań nie było. Wiadomo było że Rayan przeżyje, że John przeżył, że Clarie zginie. Wiec po co to wszystko? I jeszcze Te pojawienie się Johna w ostatnich sekundach. Mam być zaskoczony? podekscytowany? Uradowany? Czy co? Jedynie co twórcom udało się ze mnie wykrzesać to zażenowanie i politowanie. No cóż lepsze to niż nic...Z kolei co do reszty to:
Co do samego odcinka to cieszę się, że twórcy odeszli od schematu (przynajmniej w tym odcinku), że każda pojawiająca się postać na ekranie jest z sekty.
Dwaj nowi źli bohaterowie są intrygujący przez ich szaleństwo i nieobliczalność
Kuzynka Rayana na ten moment nic ciekawego nie pokazała
Poczucie winy Mike wyszło nawet fajnie.
To, że Rayan pracuje sam i nie ograniczają go żadne przepisy też ( mam nadzieje że tak pozostanie)
Jest na pewno lepiej niż przez cały pierwszy sezon ale czy aż tak dobrze żeby dać temu serialowi drugą szanse? Wydaje mi się, że mam jeszcze za mało danych. A wy?
Zapraszam - http://scianadziwnychmysli.blogspot.com/ ( może sie zmuszę do regularnego pisania jak ktoś mnie będzie odwiedzał)
Wiem, ze literówka, ale FALLowing to zdecydowanie bardziej trafna nazwa dla tego dzieła :)